Skocz do zawartości
Forum

Jak radzić sobie po śmierci dziecka?


dysiak

Rekomendowane odpowiedzi

Witam 11.02.2015 o godz 04.40 urodzilam syna kubusia mial 17tygodni zyl kilka minut pozwolono mi go na chwile zobaczyc pozniej go zabrano, niestety niemoglam go pochowac zrobil to szpital niepotrafie z tym zyc boli mnie ze niewiem gdzie jest pochowany. Jedyna pamiatka jest niewyrazne zdjecie usg,nikt nierozumi mojego bolu wszyscy udaja ze nic sie. Niestalo

Odnośnik do komentarza

Hej, może jeszcze ktoś tu zajrzy. Ja też nie mogę się pozbierać po śmierci mojego synusia. Też straciłam go w 23tc jak dziewczyny, które wcześniej pisały. Mój ból nie mija, wciąż jest taki sam, od 4 sierpnia 2014r codzień o Nim myślę i tęsknię, obwiniam się, że mogłam zapobiec temu, mogłam dać mu życie, mogłabym już Go mieć w domu i cieszyć się Nim. Mimo, że mogłam wyprawić Mu pogrzeb to nie chciałam, a tak teraz żałuje, bardzo, bardzo jest mi przykro, że nie pochowałam mojego maleństwa. Nie umiem tego teraz wytłumaczyć, ale wtedy było to dla mnie najrozsądniejsze. Ale z tego wszystkiego najbardziej serce mnie boli, że nie spojrzałam na Niego, nie przytuliłam, nie pocałowałam i nie dałam Mu poczuć jak bardzo go kochałam, z całego serca. Leżał obok mnie 2 godziny, nie spojrzałam w Jego stronę ani razu. Która matka tak postępuje??? Każda pragnie swojego dzieciątka, nie oddałaby za nic w świecie a ja jak ostatnia zwyrodniała baba nawet na niego nie spojrzałam. Lekarz spytał dlaczego, pamiętam, że powiedziałam "nie chcę żeby mi serce pękło". Umierał obok mnie, mój malutki skarb. Nigdy się z tym nie pogodzę, nigdy sobie nie wybaczę. Nic mnie w tej kwestii nie pocieszy. Kocham mojego Antosia i proszę by mi wybaczył, by spróbował zrozumieć dlaczego taka wtedy byłam...

http://www.suwaczki.com/tickers/f2w3dqk36o1s7qip.png
http://www.suwaczki.com/tickers/tkvgxqek87jvp16l.png

Odnośnik do komentarza

Bardzo Wam współczuję :( Wiem, że nie ma słów, które mogą Was pocieszyć... To straszne, że kobiety, które już pokochały całym sercem swoje maleństwa muszą tak cierpieć, nie mogąc cieszyć się z bycia matką :( To niesprawiedliwe, nie mogę tego zrozumieć... Mój Aniołek odszedł trzy tygodnie temu... :( Byłam w 33. tygodniu ciąży :( To była moja pierwsza, zaplanowana, wymarzona ciąża... Czułam się znakomicie. Już całą wyprawkę miałam przygotowaną w domu :( Nie mogłam doczekać się chwili, gdy wezmę moje kochane maleństwo w ramiona... I ten najpiękniejszy okres w moim życiu zmienił się w jednej chwili w katastrofę... W ciągu jednego dnia wszystko się skończyło... Synuś udusił się pępowiną (przynajmniej tak twierdzą lekarze)... Tylko przez chwilkę mogłam go zobaczyć po urodzeniu :( Bałam się zobaczyć go przed kremacją - był po sekcji zwłok i wszyscy odradzali mi tego widoku. Ciągle się zastanawiam czy dobrze zrobiłam...

[*] [*
Odnośnik do komentarza
Gość Olga 32

W 26 tyg gorzej sie poczułam . Zmierzylam cisnienie wysokie .Pojechalam od razu do lekarza . Cisnienie nadal wysokie opuchniete stopy i białko w moczu . Lekarz od razu do szpitala . Okazało sie zatrucie ciazowe . Karetka zabrała mnie prosto do szpitala w Cork . Podlawali mi leki . Jeden dzien mój stan sie poprawił ale w nocy cisnienie było znowu wysokie . Lekarz podjął decyzje o cesarskim cieciu równo w 27 tyg urodziłam pięknego synka Leosia . Po 12 godzinach jego stan sie pogorszył myśleliśmy ze nie przeżyje jednak zwalczyl po tygodniu zabrali go do szpitala w Crumlin okazało sie ze ma wadę wrodzona jelita.Zanim dotarliśmy na miejsce był juz po operacji spał sobie pięknie . Po kilku dniach przewieźli go do kolejnego szpitala zeby doszedł do siebie . Tam zaczął juz sam oddychać , dostawał mleko i rósł . Zaczął płakać , uśmiechać sie robic minki . Po 2 tyg pobytu w tym szpitalu przewieźli go do szpitala w Cork . Tam rósł nawet dostawałam go na 2 godziny dziennie skin to skin . Po tygodniu jego stan sie pogorszył infekcja i znowu potwrot do dublina tym razem do innego szpitala Tample street w razie gdyby potrzebował operacje . Operacja nie była potrzebna podawali mu leki . W pewnym momencie przestał robic siusiu i gromadził wszystko pod Skora . Strasznie spuchł wiec zaczęli podawać mu leki na cisnienie zeby ruszyć nerki do działania . Zwalczyl to jego stan sie poprawił . Po tygodniu euforii znowu złapał infekcje . Transfuzję krwi badania krwi co chwila leki antybiotyki całe mnóstwo tego wszystkiego. Nerki przestały pracować i watroba . Po 3 dniach zmarł . Zyl 2 miesięce . Jutro dzien matki i pierwszy miesiac od kiedy zmarł mój synek . Jest mi strasznie ciezko . Bardzo za nim tesknie . On tak walczył tak chciał życ . Dla mnie to prawdziwy bohater . Przesłanie moje do kobiet w ciazy nigdy nie pozwólcie zeby ktos stawiał was w sytacjach stresowych . U mnie stres gonił stres i skończyło sie tragedia . Nie lekcewazcie niczego odpoczywajcie odstawcie wszystko na bok dzieciątko w brzuchu na pierwszym miejscu . Wierze ze bedzie mi jeszcze dane cieszyć sie macierzyństwem i nie bedzie to zastąpienie straty Leosia lecz ku jego pamięci . My czekamy na wyniki sekcji zwłok bo lekarze nie wykryli przyczyny jego infekcji wszystkie badania wychodziły dobrze mam nadzieje ze to żadne problemy genetyczne ... Kocham Go bardzo i dziekuje za kazdy dzien spędzony razem . To był najpieknieszy czas w moim zyciu xxx

Odnośnik do komentarza

W poniedziałek wyszłam ze szpitala...
Nasza dziewczynka miała wadę genetyczną Turnera, ale oprócz tego wadę serduszka, coś nie tak z nerkami, z płucami, nie wiem czy jakikolwiek narząd był sprawny. W czwartek przyjęli mnie do szpitala ze skierowaniem do terminacji... w piątek o 13 dostałam pierwsze tabletki , o 18 kolejna dawka, po której czułam się fatalnie... wszystko mnie bolało... w piątek rano następna a o 13:10 urodziła się Tina... był to 19 tydzień ciąży... Tinka ważyła 500 g, to zdecydowanie za dużo, ale była cała w obrzęku i miała olbrzymiego wodniaka na szyjce... a w poniedziałek wypis, rejestracja maleństwa i wielki bałagan w głowie...

mam tylko jedno pytanie w głowie... co dalej...??

Odnośnik do komentarza

Czesc dziewczyny wiem co czujecie. Ja dwa tygodnie temu stracilam część siebie ta lepszą. Moj Synek Igorek urodził się w 24 tygodniu i dzielnie walczył przez 36 godzin. Czulam jego pierwsze i ostatnie uderzenie serduszka. Nigdy nie zrozumiem co sie stało dlaczego mi go zebrano. Czulam się świetnie a nawet lepiej Mały rozwijał się idealnie i nagle skurcze plamienie i bezradność. W pare godzin swiat runął a ja nie mam sily zbierac zgliszczy. Przytuliłam go jeden jedyny raz. Nigdy nie zrozumiem nie zaakceptuje nie przeboleje nie zapomnę nie nie nie przestanę kochać mojego Aniołka ;*

Odnośnik do komentarza

wiem jak to jest...u mnie minęły już 3 lata...tak 3 lata temu 39 tydz.ciąży ,skurcze,krwotok..kiedy dojechałam do szpitala -było już za póżno dla mojej córeczki.......a i ja ledwie uszłam z życiem..doszło do całkowitego odklejenia łożyska-stąd krwotok wewętrzny..niestety dziś już nie mam szans na dzieci,bo abym mogła przeżyć to musieli mi usunąć macice...jedyna myśl jaka mnie pociesza to to ze mama juz 2 wspaniałych synów-nie mniej jednak ból jest ogromny..

Odnośnik do komentarza

To coś okropnego, nawet sobie tego nie chec wyobrażać, moja znajoma to przechodziła, taka dalsza, widujemy się średnio raz na miesiąc i ją to spotkało, dla mnie to okropna tragedia, nie pozbierałabym się, ona jakoś żyje, niby jak trup, ale cóż... sama zaczęłam aż o tym czytać, między innymi tutaj i po prostu mnie to przeraża, nie życzę tego największemu wrogowi.

Odnośnik do komentarza
Gość Justynaaaa

Człowiek się boi każdego dnia. Co jeszcze w życiu można przeżyć. Najgorzej jak zawinił w tym przypadku lekarz. Traci się zaufanie do "profesjonalistow", lęk przed jakakolwiek chorobą, bo nie wiadomo czy Ci ktoś pomoże czy nawet zaszkodzi

Odnośnik do komentarza
Gość Aneta b.

Trzy lata starań, insyminacje i pierwsze in vitro nie udane. Drugie in vitro w końcu będę mamą. To był termin porodu. 41 tydzień. Wstałam o 5 rano, zabolał mnie brzuch, zobaczyłam krew. Po dojechaniu do szpitala okazało się że serduszko mego synka już nie bije, choć przed snem było wszystko ok. Nigdy nie pogodze się z tym faktem. Nie mogę słuchać jak każdy powtarza nie załamuj się, jeszcze będziesz w ciąży... Nikt nie zapytał Czy chcę, czy mam siłę. Nie wyobrażam sobie kolejnej ciąży kiedy moje najważniejsze i najukochańsze nie dziecko nie żyje. Czuję że za takie myśli Bóg mnie pokaże, boje się tego....

Odnośnik do komentarza
Gość PatrycjaUk

Ciąża 37 tydzień, ciąża niskiego ryzyka, dzidzi bardzo aktywne. Wszystko szło jak najlepiej.
Walentynki ok godz 14 odeszły mi wody.
Spokojnie zadzwoniłam po rodziców, narzeczony wszystko przyszykował:) ok 16 byliśmy w szpitalu. Tam zobaczyli ktg, bez skurczy odesłali mnie do domu, ale jakby dzidzi się nie ruszało mamy wracać.
15 luty
Noc spokojnie przespałam. Olek się wiercił, wiec na 14 spowrotem do szpitala. Zbadali mi rozwarcie1-2 cm dali mi tampon na rozwarcie o 16 i miałam czekać do następnego Dnia do 16.
Skurcze miałam miesiaczkowe znośne. W nocy co 10 min aż zasnęłam.
16 luty
Skurcze były delikatne kilka razy dziennie sprawdzali ktg, dzidzia aktywna, dobrze się czuliśmy :) pytałam czy mogą mi wcześniej te rozwarcie sprawdzić niż przed 16 powiedzieli ze nie. W końcu 16:30 sprawdzają rozwarcie -2 cm :|wyciągnęli ten tampon i mi Położna mówi, że czekamy, aż coś będzie wolnego na porodówce. To hop na piłkę i tam sobie skacze, żeby te rozwarcie jakoś popchnac. OK GODZINY 10 zfrustrowana totalnie gdyż dzidzia juz tyle czasu po odejściu wód, idę do położnej i się pytam co ze mną, oczywiście nie ma miejsca. Pytam o konsultacje z lekarzem w odpowiedzi dostaje nie potwierdzona informacje ze jest zajęty.:| wykopałam mamę i narzeczonego do domu, żeby odpoczeli. Jakoś zasnęłam ok24. Przebudzilam się w nocy ok 2:50 siku i coś mnie tak pchnelo do tej położnej. Pytam kiedy pójdę na dol bo już od 16 miałam tam być. To już chyba żeby mieć mnie z głowy, przeniosła nas na dół, po posłuchaniu serduszka Olka poszliśmy.
17 luty
Czekałam na przyjazd mamy i Grzesia coś koło 4 rano byli na miejscu. Położna zbadała rozwarcie.. Nadal 2 cm. Podali mi dożylnie środek na rozpoczęcie akcji. Małemu zaczepiła na główce coś do mierzenia tętna??! Mnie do ktg na skurcze. Do godziny 12 nikt nie mierzył Mi rozwarcia, gdzie ja o godz 11:40 miałam już mocne skurcze parte! W końcu zbadała mnie o 12:20 i okazało się ze rozwarcie dalej 2 cm! Po jakiejś chwili Podali mi epidural i podwoili dawkę tego leku dożylnego. O 4 sprawdzili rozwarcie, mały juz tak wariował na ktg, dalej nic.. Ja od jakiejś chwili czułam się strasznie, zaczęłam mieć gorączkę. Stwierdzili ze trzeba ciąć, ale że nie juz bo emergency wjechalo i 2 babki na stołach czyli ja byłam 4. Gdy wieźli mnie na cesarke miałam 39' gorączki. Olek miał 190 uderzeń serca na min. Na stole byłam po 18. 18:58 Aleksander przyszedł na świat, od razu wzięli go na bok, usłyszałam go 2 razy. Ledwo kontaktowałam. Myślałam, że umrę na tym stole.Wzięli mojego narzeczonego do maluszka. powiedzieli mi ze mam się nie martwić, że ma małe problemy z oddychaniem.
18 lutego
Moj świat zamarł.
Rano lekarz z oddziału Olusia przyszedł i powiedział, że mały ma infekcje( ja również) . Czekałam na moja mamę i Grzesia, okazało się, że mały miał obrzęk główki, który widział Grzesiu, ale nie chciał mnie martwić, bo czasami tak się zdarza.
Usłyszelismy, że Dzidzi ma infekcje nie wiadomo gdzie i dlaczego.?! Przez następne 3 dni żyliśmy z dnia na dzień. Olek ciągle był bardzo chory, zrobili mu badanie na zapalenie opon mózgowych wyszedł wynik negatywny, a to była bardzo dobra wiadomość. Wskaźnik infekcji w organizmie spadał na wskutek zmiany antybiotyku. Byliśmy dobrej myśli, ja Przez następny miesiac byłam tam na antybiotyku. Dziwne przychodzę zdrowa z aktywnym dzieckiem, zdrowym, jeżeli można ufać tutejszym lekarzom i położonym.
22 luty
W nocy budzę się pomyślałam 2:50 am siku i odciągnąć cyca dla Olka, bo jak się obudzi musi mieć. Dzień wcześniej zaczął się wzbudzać, także pełna pozytywnych myśli. Ruszał rączkami, nóżki reagowały na mój dotyk, na prawdę byłam dobrej myśli.
O godz 3 am do mojego pokoju weszły dwie lekarki mojego Oleczka.. Wiedziałam, że to źle.
Zrobiło mi się słabo. Wstałam i poszłam za nimi. Byłam przerażona, pamiętam jak mówiły, że wylew krwi, ich miny.. Nigdy nie zapomnę ich miny..
Myślałam tylko, że on wyjdzie z tego, że silny jest..że będzie walczyl, kawał chłopa, że oni aż tak nie mogli dać dupy w tym szpitalu, że wrócę bez niego, że jak oni mogli!? Co im mój syn zawinił!? Że z lenistwa! Ze Bóg nie może mnie tak doświadczyć, że nie mogę przestać myśleć pozytywnie.
I przykro jest wracać do domu bez dziecka, którego tak wyczekiwałaś.

Kilka godzin później Olek był po transfuzji krwi. Dali mi go na kangurowanie.. Powiedzieli, że następnego takiego ataku nie przeżyje. Dzięki Bogu rodzice zebrali się z Grzesiem i przyjechali.
Aleksander zmarł o 9:30.
Z głupoty Angielskiego narodu.
Najgorsza jest świadomość,że to z czyjejś winy.
Poczucie ignorancji od osób, które pozornie mają dbać o zdrowie twoje i twojego dziecka.

Odnośnik do komentarza

I tak świat się zawalił! Nie mogę powiedzieć że ciąża była książkowa bo nie. Pierwsze problemy w 13 tygodniu gdy zaczeła odklejać się kosmówka jednak to częste więc kilka dni w szpitalu później odpoczynek w domu i po kilku tygodniach wszystko dobrze. Odetchnełam z ulgą bo tak bardzo chcieliśmy mieć dziecko. Jednak los nie był dla mnie łaskawy bo w 24 tygodniu poczułam że wody mi odeszły, kolejny pobyt w szpitalu 2testy na odchodzące wody oba negatywne więc po tygodniu wróciłam do domu. Modliłam się i zarazem bardzo się bałam czy wszystko będzie dobrze jednak wierzyłam. Kolejna wizyta u mojego lekarza zaledwie 6 dni po powrocie ze szpitala a tu diagnoza bardzo mało wód szybko do szpitala. Czytałam sporo i wiele osób mówiło że zrobią mi zabieg amnioinfuzji bo nikt nie stwierdził że worek owodniowy jest pęknięty więc jeszcze wszystko będzie dobrze i tego też się trzymałam jednak kilka godzin po zabiegu wszystkie wody wypłyneły i lekarze mieli już pewność że jest dziura. UsłyszAłam że to nie wyrok bo spokojnie będę cały czas w szpitalu monitorowana i oby tylko do 32 tygodnia a później mały już da rade i będą wywoływać poród, więc leżałam piłam kilka litrów wody dziennie i dalej się modliłam. Mojej modlitwy nie wysłuchał Bóg bo na początku 27 tygodnia zaczełam krwawić ale parametry w normie infekcji brak. Gdy krwawienie sié nasiliło zabrano mnie na porodówkę a pani doktor kazała podjąć mi decyzje czy cesarka i zarazem to moja ostatnia ciąża bo wiek i fakt że to moje już 2 cc ale dzieci z tak wczesnej ciąży są bardzo chore albo będą czekać aż dziecko samo umrze i wtedy wywołają poród naturalny te słowa były dla mnie szokiem jednak tętno małego się wyrównało i dalej leżałam na porodówce już myślałam że przetrwaliśmy kolejną kryzysową sytuację (w 24 tygodniu lekarz też brał mnie na porodówkę ale nie było jednak akcji porodowej) teraz było jednak inaczej i po godzinie 6:00 rano 01.05.2016r przyszedł na świat przez cesarskie cięcie nasz syn waga 800g. Mogłam zobaczyć go po południu tego samego dnia bo nie dano mi go po porodzie. Leżał w inkubatorze i walczył o życie lecz przegrał swoją walkę 11.05.2016r. Nigdy nie miałam go na rękach nigdy też nie przytuliłam swojego dziecka tylko raz mogłam go dotknąć jednak to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to że gdy mówiono nam jak bardze jest źle i jak zmieniał się jego wygląd w tym okresie i gdy zwątpiłam już całkim pomodliłam się ten jeden raz żeby moje maleństwo przestało już tak bardzo cierpieć i żeby Bóg wziął go do siebie a on mnie wysłuchał. Dlaczego? Może gdybym modliła się o jego wyzdrowienie jakoś dał by radę. Nigdy się z tym nie pogodze.
Śpij spokojnie Aniołku.

Odnośnik do komentarza

Ant-KAz, jest mi bardzo przykro z powodu Twojej straty, mogę sobie próbować wyobrazić co czułaś i jak ciężko sobie z taką stratą poradzić. Najczęściej nie potrafimy zrozumieć dlaczego skoro prosimy Boga o coś tak dobrego jak zdrowie dla dziecka, On nas nie wysłuchuje i nie dziwię się, że nie potrafisz się z tym pogodzić. Na pewno Twój Synek zawsze pozostanie w Twoim sercu i pamięci, przykro mi tylko, że spotkało Cię tak bolesne doświadczenie. Mojej koleżanki córeczka urodziła się przez cc w 26 tygodniu, miała 550 gram i żyła 4 dni i dla niej też została Aniołkiem, ostatnio u niej byłam i jej druga córeczka, która w tej chwili ma 4 latka a urodziła się dokładnie 2 lata po śmierci swojej starszej siostry, przyniosła mi figurkę aniołka i powiedziała, że to jest Izunia i musi się tym aniołkiem opiekować. Bardzo mnie ta sytuacja poruszyła, dlatego o tym piszę. Na pewno będzie potrzebowała czasu, żeby dojść do siebie. A Twój lekarz ginekolog jest tego samego zdania, że już jest za późno na kolejną ciążę? Bo lekarze mają różne opinie i może ten w szpitalu nie miał racji. Wiem, że teraz nie masz na to głowy, ale gdybyś z czasem chciała, to zawsze można się skonsultować z lekarzem. Trzymaj się ciepło i dużo spokoju życzę

Odnośnik do komentarza

Dolaczam do Was niestety.
Moja Milenka zyla 3tygodnie i jeden dzien. Bardzo trudne, ale najpiekniejsze tygodnie w moim zyciu.
W 14 tygodniu wykryto wady serca. Jezdzilam do Matki Polki na konsultacje, zylam tak zdrowo, ze nie wiedzialm wczesniej, ze tak mozna. Plan: donosic ciaze, urodzic w Lodzi, zoperowac, kochac.
Czekalam na nia wiele lat.
W 35 tygodniu zaczely saczyc sie wody. Zaczela sie walka. Helikopterem z Wroclawia do Lodzi, zeby urodzic w Matce Polce, bo tylko tu moga jej pomoc. Wady byly bardzo zlozone.
Podtrzymywanie jak najdluzej sie da, zeby dac jeszcze sterydy na rozwoj pluc. Po czterech dniach calkowite bezwodzie, decyzja o cesarce. Jakas lekarka od usg mowi, ze nie urodzi sie zywa. Panika. Walczymy. Dziecko rodzi sie z 9 (!)punktami. Patrze na nia i mysle "jaka milusia" i tak zostala Milenka, Milusia. Szczescie!!!
W drugiej dobie kryzys, intubacja, stan zly. Jakis lekarz mowi, ze nigdy nie bedzie trawic, oddychac, raczej nie przezyje, nawet badan nie zrobia.
Nastepnego dnia jest stabilna na tyle, ze jedzie na tomograf. Za dwa dni zaczyna dostawac mleko i trawi. Walczy jak wielki wojownik. Pekam z dumy. Pierwsze kupy ciesza jak malo co. Kazdy dzien to kolejne zwyciestwa i przyblizaja do operacji. Milcia wcina(przez sonde ale jednak), przybiera na wadze (z 1900 do 2400 w dwa tygodnie). Spiewam kolysanki, czytam bajki, tule nozki. Pierwsze kangurowanie- najlepsza chwila w zyciu. Po tym uspakaja sie na tyle, ze zaczyna sama oddychac. Znow pekam z dumy i szczescia. Jest dzielna jak malo kto i coraz ladniejsza. Dzien matki, pielegniarki robia piekne laurki "mamo kocham Cie" z odbita stopka dziecka. Wzruszenie ogromne.
Ostatnia sobota. Dzien operacji. Naprawianie przerwanego luku aorty i tetnicy plucnej. Serduszko mialo isc w kolejnej operacji. Balam sie krazenia pozaustrojowego. Ale wierze, ze sie uda- Mila jest silna i waleczna i jestesmy tak blisko. Najlepsi specjalisci. Ufam im.
Operacja sie udaje, serduszko podejmuje prace. Szczescie!
Po kilu godzinach kryzys, reoperacja, po ktorej juz nie wraca...
Po godzinie ogladam moja cudna coreczke pierwszy raz bez rurek, wenflonow. Jest piekna i tak strasznie spokojna. Juz nie sciska mojego palca, choc tak bardzo prosze. Spiewam ostatnia kolysanke, czesze jej wloski,wyprowadzaja mnie.
Swiat sie konczy. Nie wiem jak oddychac i po co.

Odnośnik do komentarza
Gość Smutna Mama

Witam tez jestem mama Aniołka ur sie w 27 tygodniu ciazy duzo za wczwsnie za sprawa mojego nadcisnienia lekarze powiedzieli ze nadcisnienie wzieło sie z przebytych infekcji w czasie ciazy wszystko szło dobrze byłam bardzo szczesliwa do czasu na rodzinnym spotkaniu swiatecznym zaraziłam sie grypa jelitowa nie miałam duzych objawow typu biegunka i wymioty moze 3 razy byłam w toalecie ale wysoka goraczka podczas ktorj moj synek był coraz mniej aktywny po jelitowce angina zapalenie oskrzeli gdy wszystko sie uspokoiło mineła goraczka diagnoza nadcisnienie gdyby nie to spotkanie moj synek by zył wystarczyło tam nie byc ale z kad mogłam wiedziec nikt nie raczył powiedziec ze ma jelitowke.... synek zył 5 dni po urodzeni dostał 6 pkt myslalam ze jak na takiego maluszka to duzo lekarze od samego poczatku nic nie mowili czy da sobie rade czy nie ze jak przezyje moze byc bardzo chory po porodzie tzn cc byłam szczesliwa przerazon czy przezyje gdy go zobaczyłam pierwszy raz nogi sie podemna ugieły byół taki malutki bezbronny a ja nic nie mogłam zrobic 5 dnia rano poszłam odciagnoc mleko dla syna przed tym zajrzałam do niego przez szybe nad nim tłum lekarzy pielegniarek reanimowali go czas tstanoł w miejscu gdy umierał byłam przy nim trzymałam go na rekach przez 4 godziny juz bez kabelkow rurek igieł mineło prawie dwa lata bol nie mija czasami jest nie do zniesienia juz do konca zycia bedzie bolało nic nie jest takie jak przedtem nic nie cieszy zycie nie ma sensu jestem bo musze udaje ze jest ok w nocy płacze a w dzien sie usmiecham wszyscy mysla ze jestem taka silna ze tak szybko sie pozbierałam pozory myla czasami mam ochote skonczyc to zycie bo juz nigdy nie bedzie takie same najgorsze sa swieta dzien dziecka dzien matki urodziny moge tylko kupic synkowi ładny znicz i kwiaty ......

Odnośnik do komentarza

Witaj ~788. Na pewno nie będzie Ci łatwo dojść do siebie po tak trudnym doświadczeniu, każdy reaguje inaczej, może Tobie dobrze zrobi rozmowa z zaufaną osobą, bo czasami pomaga kiedy można się wypowiedzieć, a może będziesz potrzebowała trochę odosobnienia, ale nie zamykaj się na świat i nie zamykaj się w sobie. Na pewno w tej chwili nie jesteś w stanie myśleć o kolejnej ciąży, więc daj sobie tyle czasu ile będzie trzeba, żebyś była gotowa psychicznie, nie rób niczego na siłę. Na pewno znajdziesz w sobie siłę, a o swoim Aniołku nie zapomnisz nigdy. Trzymam kciuki i życzę Ci, żebyś odnalazła swój spokój

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...