Skocz do zawartości
Forum

Marzec 2012


Królik

Rekomendowane odpowiedzi

Eh, prywatne wizyty...jakbym tylko wiedziała, do której lekarki warto się udać i słusznie wydać pieniądze, to nie wahała bym się ani chwili! Przecież zdrowie dziecka jest bezcenne! Ale problem w tym, że nie wiem, gdzie się wybrać, bo w okolicy prywatnie przyjmują ci sami lekarze, z którymi miałam styczność państwowo, a co mają być "lepsi" kiedy im za to zapłacę? To złudzenie, wg mnie. Płacąc im miała bym wrażenie, że muszę być mili i uprzejmi i że tak naprawdę to wszystko takie udawane. A płacąc dobrze by było wiedzieć że płacę faktycznie za jakość, a nie za pozory.

Delfinia, a dołączaj do nas :) Im nas więcej, tym raźniej :D

Żabol, mnie też ciągnie na spanie w dzień (choć teraz już jakby mniej), ale jak wstanę, to czuję się jeszcze gorze (posmak w ustach jest o wiele mocniejszy i nic nie jest w stanie go zniszczyć). Więc zrezygnowałam z drzemek dziennych. Dziś przysnęłam na jakieś 20-30 min z Markiem i do teraz odczuwam tego skutki w postaci wzmożonych nudności. Poza tym, jak spałam w dzień, to w nocy nie mogłam i wstawałam jeszcze bardziej zmęczona i zła. Tak więc zwalczam senność w dzień jak tylko mogę.

http://lb4f.lilypie.com/9HTap2.png http://lb2f.lilypie.com/y88hp2.png
http://pdgf.pitapata.com/PdLnp2.pnghttp://davf.daisypath.com/BC9Ip2.png

Odnośnik do komentarza

A byś się zdziwiła Królik jak ogromna przepaść jest między wizytą na NFZ a prywatną U TEGO SAMEGO LEKARZA. Jak bym miała doradzić wybierz takiego gina który pracuje również w szpitalu w którym zamierzasz rodzić.
Jak ja się cieszę, że mam starsze dzieciaki (11 i 13 lat) i mogła bym spać kiedy chcę. Gdyby nie konieczność wstania do pracy... :36_11_1:

,,Kocham Was córeczki, jesteście dla mnie najważniejsze na świecie,,.

Zosia Elżbieta przyszła na świat 30 sierpnia 2012 r o godz 12.05
Waga 4110 g 58 cm długości

http://www.suwaczki.com/tickers/km5stgf67hvuo7ib.png
http://www.suwaczki.com/tickers/km5skrhm3g1cmovz.png

http://www.suwaczki.com/tickers/km5svcqgy6dw0esi.png

Odnośnik do komentarza

Piersi z kurczaka - każdą podwójną podzielić na dwie części a następnie przekroić każdą na 3 kawałki ( w cienkie plastry jak na kotlety). Z jednej podwójnej uzyskujemy 6 szt kotleta. Jak mam doradzić warto zrobić z 3 takich sztuk i pierwszego dnia zajadać kotleciki świeżo usmażone a drugiego te "inaczej".

Pierś po przekrojeniu bez tłuczenia, solimy,pieprzymy i panierujemy klasycznie tj mąka, jajko, bułka.
Smażymy na oleju.

Przygotowujemy zalewę
1 l wody
1/3 szkl. octu (nie więcej)
4 łyżki cukru
1 Łyżka soli
liście laurowe
ziele angielskie
3 czubate łyżki koncentratu pomidorowego
2 cebule

Woda ma być przestudzona, dodajemy resztę składników, cebulę pokrojoną w duże krążki.
Zalewy nie gotujemy!
Zanurzamy usmażone kotlety w zalewie i zostawiamy w niej, w lodówce na noc.

Rano.... pomidorowo - cebulowa poezja smaku. Testowałam i na gorąco (podgrzane w mikrofali) jak i na zimno (mniam mniam).

No i obiad z głowy na dwa dni!

,,Kocham Was córeczki, jesteście dla mnie najważniejsze na świecie,,.

Zosia Elżbieta przyszła na świat 30 sierpnia 2012 r o godz 12.05
Waga 4110 g 58 cm długości

http://www.suwaczki.com/tickers/km5stgf67hvuo7ib.png
http://www.suwaczki.com/tickers/km5skrhm3g1cmovz.png

http://www.suwaczki.com/tickers/km5svcqgy6dw0esi.png

Odnośnik do komentarza

Chym... co o tym myślicie:

"„Czy mężczyzna powinien być obecny podczas porodu na sali porodowej ? Oto jest pytanie...

Napiszę co ja o tym myślę, uczciwie i bez owijania w jakąkolwiek tkaninę. Mam nadzieję, że komentarze także będą szczere i prawdziwe. W tym temacie nie chcę opierać się na statystyce. Jak wszyscy wiedzą statystyki kłamią, a poza tym statystka to jest to, co pasjami uwielbiają feministki. Statystka i matczyna rana to główny feministyczny tandem mający na celu poniżenie męskiej dumy. Połączenie feministki ze statystyką daje kłamstwo o masztabach katastrofy. W tym przypadku proszę, o – prawdę. Z tego powodu wszystkie panie należące do „F” proszę o zmianę bloga i zaniechanie uczestnictwa w tej dyskusji. Tak, to jest dyskryminacja...

Od czasu do czasu pojawiają się tematy poświęcone uczestniczeniu męża przy porodzie. Wyczuwam także, że to jeden z tematów „trendi”. Według mnie wymuszenie uczestnictwa przy porodzie może zakończyć się rodzinną klęską. I, to nie dlatego, że mąż odbierze nie swoje dziecko...

Fikcja literacka made in Monteki…

Nie opluwajcie mnie za nią, nie kamienujcie. Bądżcie wyrozumiali. Szczególnie uczestnicy "opery" pt: „rodziliśmy razem w pląsach i rozkoszy doznań wszelkich, oh ! jak cudownie, oh ! jak wspaniale...” . Nie chcę nikogo obrazić, jeśli ktoś tak się poczuje to przepraszam. Ja jedynie nie mogę zrozumieć, takim sie wybacza i pomaga. Jestem ślepy, jestem głuchy. Mam nadzieję, że przywrócicie mi wzrok i spowodujecie, że usłyszę prawdę która mnie przekona.

Fantazje na temat...

Osobiście „JA”, żeby nie było, że piszę w imieniu wszystkich mężczyzn...w momencie publikowania tego tekstu nie mam najmniejszego zamiaru uczestniczyć przy porodzie. Dla mnie to antyestetyczny pozbawiony jakichkolwiek pozytywnych emocji spektakl, spektakl który bardzo negatywnie odbiłby się na moim związku. Nie mogę zrozumieć jaka to łaska i przyjemność spływa na męża trzymającego za rękę: spoconą, wrzeszczącą, przekrwioną z wysiłku, rozczochraną i czasami być może klnącą bez umiaru żonę. Rzucającą się w jakiś konwulsjach i sapiącą jak lokomotywa. Do tego jakaś niewidzialna siła zaciąga męża do miejsca z którego potomek ma wydostać się na świat. Ten dramat jak mi się wydaje okraszony jest krwią, wydzielinami i dziwnym zapachem. Dziecko pojawia się na świecie całe udydłane w resztkach swojego dotychczasowego domku. To ma być piękne. Wrażliwy mężczyna z pewnością by się porzygał, a następnie mógłby zacząć swoją drogę ku zgubie małżeństwa. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w następstwie przeżytej traumy brzydziłby się dotknąć swojej kobiety. Mam na myśli jej miejsca intymne, miejsca które teraz z intymnością już mu się nie kojarzą. Miałby cały czas przed oczami obraz rozwartej bezzębnej paszczy, spływajacej krwią i wydzieliną. Tak wielkiej paszczy, że mogłaby wessać go do środka gdyby tylko chciała. Brnę dalej w fantazjach. Przyjmijmy, że ta wcześniej wymieniona ciekawość spowodowała, że mąż podjął sie heroicznego czynu i ustawił się centralnie za ginekologiem (nie wiem czy w realu lekarze do tego dopuszczają) w oczekiwaniu na to kosmiczne w swoim wymiarze doznanie, zwane: „cudem narodzin”. Czeka na ten wyjątkowy moment jak sprinter w blokach. Zamiast pałeczki trzyma w ręku nożyce, które posłużą mu do przecięcia pępowiny. Oczywiście jeśli do tego momentu będzie znajdował się jeszcze w stanie świadomości. To wielkie napięcie może mieć skutek uboczny, mąż generalnie zaliczy glebę, co będzie oznaczało że nie udźwigną ciężaru „cudu”. Ale, przyjmijmy że doczekał. Wyczekuje komendy personelu medycznego, wyczekuje w napięciu i nagle słyszy...Tnij pępowinę, tnij ! Mknie do przodu nabuzowany emocjami, omija zręcznie przeszkody, cały jest zalany łazami szczęścia. Natomiast jego zasapana, spocona, ziajana, rozczochrana jak mop, bardziej czerwona na twarzy niż flaga ZSRR, bez makijażu, żona - odpoczywa. I być może ma takie myśli: „no, *****, pierwszy i ostatni raz. Pierdziu, ale jazda...” . I oto on bierze ją za rękę i pyta: „jak było, zmęczona jesteś, tak ?” Ona oczywiście, aby nie zrobić mu przykrości odpowie: „kochanie, dla ciebie jeszcze sto razy urodzę, było spoko, zupełnie jak odpoczynek na Hawajach”. A może w rzeczywistości chciałaby odpowiedzieć tak:”nie *****, wcale nie jestem zmęczona, jedynie czuję się tak jakbym na golasa zdobyła Mont Everest. Weszła i zeszła na szczyt. I to wszystko w przeciągu 60 minut, w dodatku dźwigając ciebie na plecach. Sama rozkosz...”

Tak, myślę...

Wiem...teraz przegiąłem. Dlatego przepraszam tych, co im się właśnie piana na usta wytoczyła, tych co uważają że jestem gnojek i nie dorosłem do związku. A, już napewno nie wiem co to miłość. Uważam, że poród to ogromny wysiłek, podczas którego kobieta nie wygląda pięknie. Wręcz przeciwnie sądzę że podczas porodu większość kobiet w oczach mężczyzny wygląda odpychająco. Mało tego, jestem pewny, że są małżeństwa które rozpadły się dlatego, że mąż był obecny przy porodzie. Doznał szoku, nigdy nie widział swojej żony w takim stanie i nie może sobie z tą psychiczną traumą poradzić. Nagle żona stała się antypatyczna i chce od niej uciec jak najdalej. Mężczyźni posiadają w sobie pewnien genetyczny kod. To właśnie ten kod powoduje, że stajecie się naszymi żonami lub kochankami. To właśnie ten kod powoduje, że oglądamy się za atrakcyjną i piękną kobietą. Dzięki temu kodowi zachwycamy się kobiecymi kształtami i uważamy je za najdoskonalsza „formę” na świecie (oprócz formy Ferrari – oczywiście). Nie zachwycamy się kształtem kozy, walenia, drzewa bez liści czy taboretu. Chcemy pieścić piękne kobiece kształty, a nie na przyklad głaz narzutowy...chociaż może są wyjątki. Dlatego, że mamy taką konstrukcję i taki, a nie inny kod. Z tego powodu istnieje ryzyko, że podczas spektaklu pod tytułem: ”rodzę z moją żoną” oprócz dziecka może narodzić się zagrożenie dla związku. Mężczyzna to esteta, nie każdy wytrzyma widok w którym jego ukochana odbiega bardzo daleko od ideału pięknej kobiety jaką do tej pory była. Podczas porodu żonę i męża powinny dzielić drzwi sali porodowej, tak – sądzę.

Presja

Na mężczyzn wywierana jest presja, nie bezpośrednio. Ludzie, którzy ją wywołują czynią to w „białych rękawiczkach”. Próbują wywołać u mężczyzny poczucie wstydu i zacofania jeśli odmówi od wspólnego porodu. "Nie bądź zacofany, przecież nowoczesny i wyedukowany mąż zawsze będzie przy swojej żonie. To jego obowiązek". „Co nie wejdziesz na salę porodową – ty tchórzu”. „Nie chcesz być przy mnie jak będę rodziła, nie kochasz mnie już...” – słychać z ust kobiet. A, on często kocha i to bardzo, dlatego pójdzie razem z żoną za drzwi na których widnieje tabliczka – „sala porodowa”. Zrobi to dla niej i dla świętego spokoju, ale nie dla siebie. Mężczyzna wbrew pozorom i wbrew temu co głoszą feministki...to, żywy organizm. Może w tej chwili uśpiony i pasywny, ale wciąż żywy. Nie należy na mężczyznach eksperymentować tylko dlatego, że jakaś "mądra uczona pani" właśnie opublikowała wiekopomne dzieło udowadniające, że "cud rodzenia w parze" konsoliduje i umacnia związek. A, może sie myliła...a, może wzięła kasę za to aby tak napisać...

Przed napisaniem tego tekstu zadzwoniłem do mojego przyjaciela, który uczestniczył przy porodzie i przecinał pepowinę. Uległ namowie żony jej koleżanek i swojemu przyjacielowi. Otóż przyjaciel powiedział, że wspólny poród to cudowne wręcz fantastyczne przeżycie. Powiedział że brał w nim osobiście udział i spłynęła na niego jakaś łaska Boża. Po latach okazało się, że kłamał. Nigdy nie „rodzili razem”, żona kazała mu się chwalić i tyle. Może chcieli zaimponować otoczeniu i być w centrum uwagi, nie wiem. Być może to nieodpowiedzialne "przyjacielskie kłamstwo" przyczyniło się pośrednio do rozpadu małżeństwa Czarka.

Cóż, Czarek powiedział mi, że przeżył coś najbardziej wstrząsającego i ohydnego w swoim życiu. Przez trzy lata nie mógł zbliżyć się do żony. Jak powiedział:„odrzucało mnie”. Nic nie mógł z tym zrobić, koszmar powracał. Odszedł.

Chciałbym usłyszeć...hm, przeczytać doznania mężów i żon rodzących razem.

Chcialbym dowiedzieć się od kobiet, ktore rodziły - czy rzeczywiście brakowało im partnera podczas porodu ?

Czy rzeczywiście wspólne rodzenia jest takie piękne ? Czy nie niesie za sobą żadnego zagrożenia dla związku ?"

,,Kocham Was córeczki, jesteście dla mnie najważniejsze na świecie,,.

Zosia Elżbieta przyszła na świat 30 sierpnia 2012 r o godz 12.05
Waga 4110 g 58 cm długości

http://www.suwaczki.com/tickers/km5stgf67hvuo7ib.png
http://www.suwaczki.com/tickers/km5skrhm3g1cmovz.png

http://www.suwaczki.com/tickers/km5svcqgy6dw0esi.png

Odnośnik do komentarza

Chym... co o tym myślicie:

„Czy mężczyzna powinien być obecny podczas porodu na sali porodowej ? Oto jest pytanie...

Napiszę co ja o tym myślę, uczciwie i bez owijania w jakąkolwiek tkaninę. Mam nadzieję, że komentarze także będą szczere i prawdziwe. W tym temacie nie chcę opierać się na statystyce. Jak wszyscy wiedzą statystyki kłamią, a poza tym statystka to jest to, co pasjami uwielbiają feministki. Statystka i matczyna rana to główny feministyczny tandem mający na celu poniżenie męskiej dumy. Połączenie feministki ze statystyką daje kłamstwo o masztabach katastrofy. W tym przypadku proszę, o – prawdę. Z tego powodu wszystkie panie należące do „F” proszę o zmianę bloga i zaniechanie uczestnictwa w tej dyskusji. Tak, to jest dyskryminacja...

Od czasu do czasu pojawiają się tematy poświęcone uczestniczeniu męża przy porodzie. Wyczuwam także, że to jeden z tematów „trendi”. Według mnie wymuszenie uczestnictwa przy porodzie może zakończyć się rodzinną klęską. I, to nie dlatego, że mąż odbierze nie swoje dziecko...

Fikcja literacka made in Monteki…

Nie opluwajcie mnie za nią, nie kamienujcie. Bądżcie wyrozumiali. Szczególnie uczestnicy "opery" pt: „rodziliśmy razem w pląsach i rozkoszy doznań wszelkich, oh ! jak cudownie, oh ! jak wspaniale...” . Nie chcę nikogo obrazić, jeśli ktoś tak się poczuje to przepraszam. Ja jedynie nie mogę zrozumieć, takim sie wybacza i pomaga. Jestem ślepy, jestem głuchy. Mam nadzieję, że przywrócicie mi wzrok i spowodujecie, że usłyszę prawdę która mnie przekona.

Fantazje na temat...

Osobiście „JA”, żeby nie było, że piszę w imieniu wszystkich mężczyzn...w momencie publikowania tego tekstu nie mam najmniejszego zamiaru uczestniczyć przy porodzie. Dla mnie to antyestetyczny pozbawiony jakichkolwiek pozytywnych emocji spektakl, spektakl który bardzo negatywnie odbiłby się na moim związku. Nie mogę zrozumieć jaka to łaska i przyjemność spływa na męża trzymającego za rękę: spoconą, wrzeszczącą, przekrwioną z wysiłku, rozczochraną i czasami być może klnącą bez umiaru żonę. Rzucającą się w jakiś konwulsjach i sapiącą jak lokomotywa. Do tego jakaś niewidzialna siła zaciąga męża do miejsca z którego potomek ma wydostać się na świat. Ten dramat jak mi się wydaje okraszony jest krwią, wydzielinami i dziwnym zapachem. Dziecko pojawia się na świecie całe udydłane w resztkach swojego dotychczasowego domku. To ma być piękne. Wrażliwy mężczyna z pewnością by się porzygał, a następnie mógłby zacząć swoją drogę ku zgubie małżeństwa. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w następstwie przeżytej traumy brzydziłby się dotknąć swojej kobiety. Mam na myśli jej miejsca intymne, miejsca które teraz z intymnością już mu się nie kojarzą. Miałby cały czas przed oczami obraz rozwartej bezzębnej paszczy, spływajacej krwią i wydzieliną. Tak wielkiej paszczy, że mogłaby wessać go do środka gdyby tylko chciała. Brnę dalej w fantazjach. Przyjmijmy, że ta wcześniej wymieniona ciekawość spowodowała, że mąż podjął sie heroicznego czynu i ustawił się centralnie za ginekologiem (nie wiem czy w realu lekarze do tego dopuszczają) w oczekiwaniu na to kosmiczne w swoim wymiarze doznanie, zwane: „cudem narodzin”. Czeka na ten wyjątkowy moment jak sprinter w blokach. Zamiast pałeczki trzyma w ręku nożyce, które posłużą mu do przecięcia pępowiny. Oczywiście jeśli do tego momentu będzie znajdował się jeszcze w stanie świadomości. To wielkie napięcie może mieć skutek uboczny, mąż generalnie zaliczy glebę, co będzie oznaczało że nie udźwigną ciężaru „cudu”. Ale, przyjmijmy że doczekał. Wyczekuje komendy personelu medycznego, wyczekuje w napięciu i nagle słyszy...Tnij pępowinę, tnij ! Mknie do przodu nabuzowany emocjami, omija zręcznie przeszkody, cały jest zalany łazami szczęścia. Natomiast jego zasapana, spocona, ziajana, rozczochrana jak mop, bardziej czerwona na twarzy niż flaga ZSRR, bez makijażu, żona - odpoczywa. I być może ma takie myśli: „no, *****, pierwszy i ostatni raz. Pierdziu, ale jazda...” . I oto on bierze ją za rękę i pyta: „jak było, zmęczona jesteś, tak ?” Ona oczywiście, aby nie zrobić mu przykrości odpowie: „kochanie, dla ciebie jeszcze sto razy urodzę, było spoko, zupełnie jak odpoczynek na Hawajach”. A może w rzeczywistości chciałaby odpowiedzieć tak:”nie *****, wcale nie jestem zmęczona, jedynie czuję się tak jakbym na golasa zdobyła Mont Everest. Weszła i zeszła na szczyt. I to wszystko w przeciągu 60 minut, w dodatku dźwigając ciebie na plecach. Sama rozkosz...”

Tak, myślę...

Wiem...teraz przegiąłem. Dlatego przepraszam tych, co im się właśnie piana na usta wytoczyła, tych co uważają że jestem gnojek i nie dorosłem do związku. A, już napewno nie wiem co to miłość. Uważam, że poród to ogromny wysiłek, podczas którego kobieta nie wygląda pięknie. Wręcz przeciwnie sądzę że podczas porodu większość kobiet w oczach mężczyzny wygląda odpychająco. Mało tego, jestem pewny, że są małżeństwa które rozpadły się dlatego, że mąż był obecny przy porodzie. Doznał szoku, nigdy nie widział swojej żony w takim stanie i nie może sobie z tą psychiczną traumą poradzić. Nagle żona stała się antypatyczna i chce od niej uciec jak najdalej. Mężczyźni posiadają w sobie pewnien genetyczny kod. To właśnie ten kod powoduje, że stajecie się naszymi żonami lub kochankami. To właśnie ten kod powoduje, że oglądamy się za atrakcyjną i piękną kobietą. Dzięki temu kodowi zachwycamy się kobiecymi kształtami i uważamy je za najdoskonalsza „formę” na świecie (oprócz formy Ferrari – oczywiście). Nie zachwycamy się kształtem kozy, walenia, drzewa bez liści czy taboretu. Chcemy pieścić piękne kobiece kształty, a nie na przyklad głaz narzutowy...chociaż może są wyjątki. Dlatego, że mamy taką konstrukcję i taki, a nie inny kod. Z tego powodu istnieje ryzyko, że podczas spektaklu pod tytułem: ”rodzę z moją żoną” oprócz dziecka może narodzić się zagrożenie dla związku. Mężczyzna to esteta, nie każdy wytrzyma widok w którym jego ukochana odbiega bardzo daleko od ideału pięknej kobiety jaką do tej pory była. Podczas porodu żonę i męża powinny dzielić drzwi sali porodowej, tak – sądzę.

Presja

Na mężczyzn wywierana jest presja, nie bezpośrednio. Ludzie, którzy ją wywołują czynią to w „białych rękawiczkach”. Próbują wywołać u mężczyzny poczucie wstydu i zacofania jeśli odmówi od wspólnego porodu. "Nie bądź zacofany, przecież nowoczesny i wyedukowany mąż zawsze będzie przy swojej żonie. To jego obowiązek". „Co nie wejdziesz na salę porodową – ty tchórzu”. „Nie chcesz być przy mnie jak będę rodziła, nie kochasz mnie już...” – słychać z ust kobiet. A, on często kocha i to bardzo, dlatego pójdzie razem z żoną za drzwi na których widnieje tabliczka – „sala porodowa”. Zrobi to dla niej i dla świętego spokoju, ale nie dla siebie. Mężczyzna wbrew pozorom i wbrew temu co głoszą feministki...to, żywy organizm. Może w tej chwili uśpiony i pasywny, ale wciąż żywy. Nie należy na mężczyznach eksperymentować tylko dlatego, że jakaś "mądra uczona pani" właśnie opublikowała wiekopomne dzieło udowadniające, że "cud rodzenia w parze" konsoliduje i umacnia związek. A, może sie myliła...a, może wzięła kasę za to aby tak napisać...

Przed napisaniem tego tekstu zadzwoniłem do mojego przyjaciela, który uczestniczył przy porodzie i przecinał pepowinę. Uległ namowie żony jej koleżanek i swojemu przyjacielowi. Otóż przyjaciel powiedział, że wspólny poród to cudowne wręcz fantastyczne przeżycie. Powiedział że brał w nim osobiście udział i spłynęła na niego jakaś łaska Boża. Po latach okazało się, że kłamał. Nigdy nie „rodzili razem”, żona kazała mu się chwalić i tyle. Może chcieli zaimponować otoczeniu i być w centrum uwagi, nie wiem. Być może to nieodpowiedzialne "przyjacielskie kłamstwo" przyczyniło się pośrednio do rozpadu małżeństwa Czarka.

Cóż, Czarek powiedział mi, że przeżył coś najbardziej wstrząsającego i ohydnego w swoim życiu. Przez trzy lata nie mógł zbliżyć się do żony. Jak powiedział:„odrzucało mnie”. Nic nie mógł z tym zrobić, koszmar powracał. Odszedł.

Chciałbym usłyszeć...hm, przeczytać doznania mężów i żon rodzących razem.

Chcialbym dowiedzieć się od kobiet, ktore rodziły - czy rzeczywiście brakowało im partnera podczas porodu ?

Czy rzeczywiście wspólne rodzenia jest takie piękne ? Czy nie niesie za sobą żadnego zagrożenia dla związku ?"

,,Kocham Was córeczki, jesteście dla mnie najważniejsze na świecie,,.

Zosia Elżbieta przyszła na świat 30 sierpnia 2012 r o godz 12.05
Waga 4110 g 58 cm długości

http://www.suwaczki.com/tickers/km5stgf67hvuo7ib.png
http://www.suwaczki.com/tickers/km5skrhm3g1cmovz.png

http://www.suwaczki.com/tickers/km5svcqgy6dw0esi.png

Odnośnik do komentarza

Delfinia, najpierw odnośnie bloga.
Ja bardzo chciałam, aby mąż był przy narodzinach dziecka. W moim odczuciu to mężczyzny zasrany obowiązek - przy poczęciu było miło (prawdopodobnie obojgu), dlaczego zatem kobieta sama ma się zmagać z trudem narodzin? Wiadomo, każdy mężczyzna jest inny - jeden bardziej, drugi mniej wrażliwy. Po 1 mąż nie stoi na wprost żony - nikt nie każe mu sprawdzać rozwarcia - wręcz przeciwnie - jest za nią (obok) i nie ma bezpośrednio wglądu w to, co dzieje się za zasłaniającym całe przedstawienie brzuchem (chyba że sam chce i lekarz pozwoli, ale to chyba nie w każdym szpitalu). Uważam, ze właśnie jeśli mężczyzna jest w pełni dojrzały, to jest w stanie udźwignąć taki ciężar, a wręcz powinien, bo niejako czuję, że tak naprawdę tylko w ten sposób może choć w jakimś stopniu doświadczyć tego, co czuje żona - to, ze ona mu opowie, jak cierpiała, jak bolało, itp to nie to samo, jak miał by zobaczyć to na własne oczy i prawidłową reakcją nie powinno być obrzydzenie, ale szacunek dla trudu i bólu, jaki jemu nigdy nie będzie dany przeżyć. Mój mąż bardzo nie chciał być przy porodzie, do ostatnich tygodnie się wypierał, aż uległ. Jest typem osoby, która słabnie podczas pobierania krwi (miał wtedy chyba koło 15 lat, z opowieści teściowej). Wiem, ze jest bardzo wrażliwy na widok krwi, ale przecież uspokajaliśmy się tym, że nie będzie musiał tego wszystkiego oglądać, ze może nie patrzeć wcale w tamtą stronę - ja czułam, ze potrzebuję wtedy jego oparcia, bliskości i ze choć nie będzie mnie w stanie pocieszyć, ukoić bólu (i sądzę, że nawet bym nie chciała, żeby się odzywał w jakikolwiek sposób), to ważne, żebym wiedziała, że jest ze mną w tej chwili, a nie czyta gazetę, czy ogląda telewizję w ciepłych kapciach i szlafroku, żeby nie stresować się myślą o tym, co ja przeżywam. W rezultacie jednak mu się upiekło, bo miałam zaplanowaną cesarkę, a on w tym czasie był w pracy (wolałam, żeby urlop przeznaczył na czas, kiedy będzie mi naprawdę potrzebny, czyli na czas powrotu do domu). Teraz nie wiem, jak to będzie, boję się, ze znowu czeka mnie cesarka. Ale jeśli uda mi się siłami natury, to zastanawiam się nad opcją zapytania mamy o ten "zaszczyt". Zobaczymy, jeszcze bardzo dużo czasu.

Co do tematu lekarza. Ja wiem, jaka jest różnica w podejściu tego samego lekarza na nfz a prywatnie. Właśnie dlatego nie chcę do niego chodzić, bo to jest szopka, a nie pomoc lekarska. Lekarz powinien leczyć, a nie liczyć pieniądze - nie chcę płacić za samą uprzejmość. O to mi chodzi. Jaką gwarancję mam, że lekarz prywatnie zbada mnie lepiej niż państwowo? Żadną, za to mam większe szanse na bycie jedynie lepiej potraktowaną, a to nie jest warte 200zł miesięcznie, które mogę odłożyć i przeznaczyć dla dziecka, kiedy przyjdzie na świat.
Co do kwestii chodzenia do lekarza ze szpitala, w którym chcę rodzic to właśnie też pojęcie względne. Jeśli czeka mnie znowu cesarka, to wszystko mi jedno gdzie będę leżeć - po pierwszym porodzie miałam depresję, nie miałam pomocy jakiej oczekiwałam w szpitalu, ale teraz już sama wiem co i jak, więc równie dobrze mogę leżeć tu, gdzie z Markiem, w Dąbrowie. Jeśli natomiast uda mi się podejść do porodu siłami natury, to chyba wolę szpital w Katowicach, bo ze marzę o porodzie do wody to juz inna bajka, ale generalnie patrząc tam na sale będę się czuła bardziej dyskretnie niż na środkowym łóżku w pokoju trzyosobowym, do łazienki do przejścia cały korytarz, a dreptałam tam kilka minut...Żadnej intymności - koleś zaglądał sobie do mnie (mąż sąsiadki z drugiego łóżka) i cieszył mordę, że karmię dziecko piersią, ze to taki wspaniały widok...No cóż - ja akurat nie jestem typem "wstydliwej cnotki" - karmienie piersią to nie parada nudystów - nie wstydziłam się nigdy publicznie tego robić (starałam się to robić dyskretnie nie ze względu na siebie, tylko ze względu na spojrzenia zniesmaczonych ludzi i jakieś szepty pod nosem - starałam się być tolerancyjna, ze nie każdy może lubić taki widok). Wracając do sedna - przeboleję raz jeszcze te niedogodności w postaci personelu i niedyskretnych sal po cesarce, ale jeśli mam rodzić sama, to nie oddam się w ręce tamtejszego personelu. Zaufam opinii, że w szpitalu którym chcę rodzić sn personel idzie na rękę rodzącej, a nie swojej wygodzie.
Uff, rozpisałam się...

http://lb4f.lilypie.com/9HTap2.png http://lb2f.lilypie.com/y88hp2.png
http://pdgf.pitapata.com/PdLnp2.pnghttp://davf.daisypath.com/BC9Ip2.png

Odnośnik do komentarza

Mój mąż był przy narodzinach obu naszych córek. I nie oddał by tego za nic.
Podobnie jak kilka komentujących wpis bloga osób myślę że:
1. Nic na siłę
ale...
2. Jeśli mąż oczekuje od żony zawsze pięknego wyglądu i starannej fryzury oraz ślicznego, różowego, pachnącego bobaska to nie dorósł do bycia ani mężem (w dobrobycie i w chorobie) ani też ojcem.

Ani z niego mąż ani ojciec.

O, tyle.

Co do szpitala. W Płocku są dwa. Każde z dzieci przyszło na świat w innym. Oceniam warunki w obu jako naprawdę dobre, pojedyncze sale dla rodzących, sale szpitalne dla 2 matek.
Ja trafiłam na dobrych ludzi, lekarzy, pielęgniarki, położne. Za pierwszym razem chodziłam do lekarza prywatnie. Mimo, że kończył dyżur został do końca porodu i jego obecność wspominam bardo dobrze.

Ale obecność męża była nieoceniona.

,,Kocham Was córeczki, jesteście dla mnie najważniejsze na świecie,,.

Zosia Elżbieta przyszła na świat 30 sierpnia 2012 r o godz 12.05
Waga 4110 g 58 cm długości

http://www.suwaczki.com/tickers/km5stgf67hvuo7ib.png
http://www.suwaczki.com/tickers/km5skrhm3g1cmovz.png

http://www.suwaczki.com/tickers/km5svcqgy6dw0esi.png

Odnośnik do komentarza

delfina5

2. Jeśli mąż oczekuje od żony zawsze pięknego wyglądu i starannej fryzury oraz ślicznego, różowego, pachnącego bobaska to nie dorósł do bycia ani mężem (w dobrobycie i w chorobie) ani też ojcem.

Ani z niego mąż ani ojciec.

właśnie w tym rzecz! Faktem jest również to, że są kobiety, których mąż pewnie nigdy nie widział bez makijażu i w rozczochranych włosach (a są takie kobiety, które bez tego codziennego upiększania ciężko poznać - miałam w szkole taką koleżankę, której ludzie nie poznali jak byli na wycieczce i zobaczyli ja rano xD). Są też takie typy mężczyzn, którzy uważają, ze ich żona ma być zawsze piękna. Oczekują i wymagają wiele.
Ja przyznam szczerze, ze nigdy się nie starałam pokazywać jaka to ja jestem piękna i urocza - owszem, stosownie do sytuacji, ale mąż jeszcze na długo przed ślubem wiedział jak wygląda moje nieogolone ciało(no co - zimą się golić? Strata czasu :P), rozczochrane rano włosy (niejednokrotnie przetłuszczone, bo mam takie paskudne włosy), po domu nie chodzę odstawiona jak stróż w Boże Ciało. Nigdy nie byłam sztuczna dla męża, więc myślę że z tej perspektywy nie był by zdziwiony przy porodzie :D Nie wiem, czy to dobrze, czy nie, że się nie staram "domowo" dla męża, ale on nie narzeka z tego powodu, a wiem, ze jesteśmy szczerzy ze sobą, jeśli chodzi o takie rozmowy.

http://lb4f.lilypie.com/9HTap2.png http://lb2f.lilypie.com/y88hp2.png
http://pdgf.pitapata.com/PdLnp2.pnghttp://davf.daisypath.com/BC9Ip2.png

Odnośnik do komentarza

Widzę coś ruszyło na wątku , bo ostatnio puchy były ., ja to myślę że przez samopoczucie w większości się nie chce pisać nawet ..

Delfina , Królik dobre wieści z wizyt !! Super .

Żabol ty też już po usg tak ? Chcesz mieć znów synusia ?

Królik ale piękne zbiory grzybów , pełen zachwyt !!

Ja byłam u gina w środę , ale sprzęt popsuty .. rozkręcili mu i zwlekają z naprawą .. byłam mega rozczarowana i wkręcił mnie państwowo do przychodni gdzie pracuje .. także we wtorek rano mam usg ..
Cytologia II grupa , ale miałam przed Matyldą już taką .

Mój M był przy porodzie i mu się strasznie podobało .. nie grał .. on taki jest że jak mu się coś podoba to mówi a jak nie też powie .. Był mega dumny ze mnie .. widział Mati pierwszy .. pomógł mi wiele .. nie krępujemy się siebie .. i teraz wiem że też będzie chciał iść ze mną , dla niego to tak samo ważny moment jak dla mnie .. Mówi że narodziny dziecka to cud !

.. co do samopoczucia ja też różnie się miewam .. chodzę spać o 21 :uff: mam nudności .. muszę coś jeść nawet przez siły by lepiej się czuć .
Troszkę mi się brzuszek uwypuklił .. dużo szybciej niż w ciąży z córcią .

http://www.bejbej.nazwa.pl/zasuwaczki/33472.png


http://www.bejbej.nazwa.pl/zasuwaczki/33471.png

Odnośnik do komentarza

karolineczka84, to zazdroszczę rodzinnego, udanego porodu :D Wiesz, dużo też zależy od psychiki faceta - tak, jak mówię, mój od zawsze był wrażliwy na widok krwi. Nie uważam, ze jest przez to mniej męski, czy coś w tym stylu...Rozumiem to. Ja przykładowo panicznie boję się pająków, a dla większości ludzi to niedorzeczne - bo jak można bać się takiego maleństwa? Wiem, ze mąż nie odważył by się spojrzeć między moje nogi, nawet gdyby już znalazł się na sali - kiedy on miał rozwaloną rękę (dość poważnie, dwa razy) i zmieniałam mu opatrunek, to odwracał głowę, albo robił się blady, jak ściana.

Ja już pocieszam sie tym, ze niedługo kończy się pierwszy trymestr xD Że skończą się te nudności... wykańczają mnie... Poza tym jest ok.
A no co u Was? Straszne pustki tu znowu....

http://lb4f.lilypie.com/9HTap2.png http://lb2f.lilypie.com/y88hp2.png
http://pdgf.pitapata.com/PdLnp2.pnghttp://davf.daisypath.com/BC9Ip2.png

Odnośnik do komentarza

Anka, pocieszajmy się tym, ze im gorzej się czujemy, tym mamy większą pewność że wszystko jest ok ;D

Mam pewną propozycję. Może na pierwszej stronie podamy swoje urodziny/imieniny - w zależności jakie święto która obchodzi? To może trochę "wieśniackie", ale z drugiej strony pewnie będzie nam milej, jeśli ktoś w tym dniu będzie pamiętał (a przynajmniej będzie miał możliwość to zauważyć :P). Co o tym myślicie?

http://lb4f.lilypie.com/9HTap2.png http://lb2f.lilypie.com/y88hp2.png
http://pdgf.pitapata.com/PdLnp2.pnghttp://davf.daisypath.com/BC9Ip2.png

Odnośnik do komentarza

Witajcie

U mnie samopoczucie w kratke - choc przyznam ze nawet sie polepszylo. Tylko rano boje sie wstac z łózka bo jak sie zacznie rano to skonczy na drugi dzien.

Jezeli chodzi o poród z męzem - mamy Go za soba i przyznam ze gdyby go nie było to nie wiem czy nawet wody bym sie napila. I tak porod zakonczył sie CC ale był ze mna cale 9 godzin

krolik brzusio MEGA :36_2_39: no a 21 tydzien hmm.. ja mam juz taki w 10tyg.

karolineczka choc mam wiecej objawów niz z pierwsza ciaza to i tak mysle ze bedzie drugi synus -mysle ze to wiem. I tez jem przez siłe aby mineły nudnosci

14.03.12 Maja Katarzyna ( 3650g i 55 cm) 12:25 CC
http://s9.suwaczek.com/201203145365.png
28.10.2009 Szymon Piotr ( 3700g i 56cm) 21:05 CC :36_3_19:
http://s3.suwaczek.com/200910284662.png

http://img687.imageshack.us/img687/7/img5500ip.jpg

Uploaded with ImageShack.us

Odnośnik do komentarza

cześć kobitki
tak z nudów weszłam, bo dawno mnie nie było a tu tyle informacji :)

jutro idę na wizytę z usg i strasznie nie mogę się doczekać, bo sprawdzę czy wszystko dobrze z moimi bąbelkami :) napiszę Wam jak było ;)

Co do porodu z mężem to ja bym bardzo chciała ale mój się opiera i mówi "że on dotrzyma męskiej rodzinnej tradycji i będzie czekał na korytarzu", ale chyba zmięknie bo jak mu ostatnio powiedziałam ze skoro on nie chce być ze mną w tym ważnym dniu to bedzie ze mną moja mama. Troszkę się oburzył ;) więc mam jeszcze sporo czasu żeby go "urobić". Tak sobie swoja drogą myślę że może jak jutro by zobaczył dzieciaczki na isg i posłuchał serduszek to zmięknie :) a idziemy razem więc jest szansa.

Co do samopoczucia to mam tak jak Wy: zmęczenie, senność i w nocy kłopoty ze spaniem, na domiar mam psa alergika który postanowił że w nocy będzie się drapał i zamiast spać to drapię go żeby nie zadrapał się sam do krwi (juz to przerabiałam zeszłymi latami). Aby mieć troszkę ruchu i za dużo nie przesypiać ustaliłam sobie plan dnia: rano wstaję do pracy i jadę tam autobusem. Po pracy idę do domu na piechotę (ok 30 minut spacerkiem) i jak wróce to obiadek i 2 godz. snu. Niestety przez te drzemki po obiednie rozlegulowałam sobie nocny sen i teraz robię różne rzeczy żeby nie spać: ide do kina, z psem na spacer, a dzis upiekłam ciasto (jutro mąż do mnie przyjeźdża ;) ).
Ale jak tak ogólnie pomyślę o tym wszytskim tomoje plany do kulania się w pracy do grudnia widzę baaardzo kiepsko - jutro spytam się mojego gina jak on to widzi.

No to życzę Wam miłego i spokojnego wieczoru :)

http://lpmf.lilypie.com/p5wAp2.png
Pawełek http://s2.pierwszezabki.pl/046/0463689e0.png Kubuś http://s2.pierwszezabki.pl/046/0463689e1.png

Odnośnik do komentarza

Hej dziewczyny...tu nadal pusto - co to nikt nie zagląda? Ja czasem wpadam zobaczyć, czy coś nowego, ale jakoś nie mam ostatnio ochoty pisać... Odszedł nasz piesek i strasznie to przeżywam, a na domiar złego irytuje mnie brak zrozumienia szczególnie ze strony mojej babci: "Za człowiekiem się tak nie rozpacza, a ty za jakimś psem. Jak ja umrę, to tyle przeżywać nie będziesz!" A mnie jest strasznie ciężko, Maniek był członkiem rodziny, a nie tylko "jakimś psem" - wzięliśmy go, jak byłam w 3 miesiącu z Markiem w ciąży, straciłam go jak jestem w trzecim miesiącu z drugim dzieckiem...to strasznie smutny zbieg okoliczności...:(

W kwestii nudności poradziłam sobie - zastanawiało mnie, dlaczego nie czułam się aż tak źle z Markiem. Wiem, każda ciąża jest inna, ale jakoś tak nie dawało mi to spokoju. Zakupiłam herbatę imbirową, ale nie pomagała. Wpadłam na to, ze w poprzedniej ciąży przyjmowałam na początku witaminy "PRENATAL COMPLEX", które zawierają 600mg imbiru w kapsułce. Stwierdziłam, ze zainwestuje w opakowanie na miesiąc (30 tabletek w mojej aptece to koszt 22,34), a potem wrócę do swoich - bo prawdopodobnie za miesiąc nudności ustąpią. Mnie te tabletki naprawdę pomagają!

http://lb4f.lilypie.com/9HTap2.png http://lb2f.lilypie.com/y88hp2.png
http://pdgf.pitapata.com/PdLnp2.pnghttp://davf.daisypath.com/BC9Ip2.png

Odnośnik do komentarza

Królik bardzo mi przykro z powodu Twojego pieska :36_2_58::36_2_58: przeszłam przez to samo 6,5 roku temu tylko ja moje maleństwo musiałam uśpić bo się strasznie męczył - miał 11 lat. Miesiąc po stracie i zachowywaniu się jak małe dziecko - płakałam, tupałam nogą że chce nowego psa (mieszkałam z rodzicami jeszcze więc nie mogłam samowolnie sobie pozwalać na zwierzaka) pojechaliśmy z rodzicami i kupiłam przez całkowity przypadek dalmatyńczyka o błękitnych oczach, który potem okazał się głuchy. Do chwili obecnej przeszedł już dwie operacje na kamienie w nerkach i co roku przerabiamy akcje z różnego rodzajami alergiami ale jest to mój skarb najukochańszy i jak wyprowadziłam się po ślubie to nie tęskniłam tak za żadnym członkiem rodziny jak za moim Szafirkiem (tak się nazywa).

Reasumując najlepsze na taką stratę jest nowy pupil. Różne są teorie na ten temat ale mi osobiście pomógł mały przyjaciel a poprzedniego pieska mam zawsze przy sobie na zdjęciu :)

Będzie dobrze Królik nie smuć się tylko myśl o swoim maluszku :)

http://lpmf.lilypie.com/p5wAp2.png
Pawełek http://s2.pierwszezabki.pl/046/0463689e0.png Kubuś http://s2.pierwszezabki.pl/046/0463689e1.png

Odnośnik do komentarza

Królik :le: bardzo mi przykro....
Przechodziłam to samo majac naście lat. Współczuję z całego serca :le:

U mnie na razie w miarę.
Po wizycie gina:
-wyniki mam super (ufffff)
-na USG idę 1 września i mam nadzieję,że wszystko jest w porządku.

Mdłości...wole o nich nie pisac,bo znowu zapeszę.Ale jestem na dobrej drodze.
To tyle w sumie.

A i położna wyliczyła mi przybliżony termin porodu na 17 marca 2012r

Pozdrawiam Was serdecznie:Kiss of love:

Odnośnik do komentarza

Witam w ten upalny sobotni wieczór ;)

Tak jak obiecałam - piszę:
wczorajsza wizyta u gina rozwiała moje wszelkie obawy: oba maluchy rosną ( 1 dziecko 62 mm, drugie70 mm), serducha silnie biją i już pokazują charakterki: pierwsze dziecko spokojne, ustawiło się pięknie do mierzenia ale z drugim pan doktor walczył z dobre 10 minut i nijak się chciało ustawić, ciągle fikało koziołki i się obracało :)
Do tego wyniki bardzo dobre :)

Kolejna wizyta za 4 tygodnie.
Jestem bardzo szczęśliwa, że ten najgorszy okres przeszłam bez kłopotów.

Trzymajcie się chłodno w te upały kobietki i miejmy siłę dla naszych maluszków ;)

http://lpmf.lilypie.com/p5wAp2.png
Pawełek http://s2.pierwszezabki.pl/046/0463689e0.png Kubuś http://s2.pierwszezabki.pl/046/0463689e1.png

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie. Dołączam do grona marcóweczek. Termin na 15 marca 2011r. Pozdrawiam wszytskie marcowe mamusie i wszystkim serdecznie gratuluję.

To już będzie moje drugie Szczęście :) Pierwsze ma już dwa latka i daje się nieźle we znaki :) Mam już synka i teraz mam nadzieję na córeczkę, ale zobaczymy :) Do naszej rodziny należy jeszcze kotka.

Co do brzucha, który pokazywałyście. Cóż w mojej pierwszej ciąży miałam jeszcze większy :36_2_39: a jestem mega mała, więc wyglądałam jak ufo. Jak poszłam na usg w 32 tc to lekarz, który robi tylko usg ciążowe powiedział - co ?? bliżniaki ??

Królik przykro mi z powodu pieseczka.

Czaroha widzę, że będą bliźniaki. Gratuluję. Bardzo chciałam mieć za pierwszym razem. Teraz szczerze mówiąc wolałabym nie..... Zobaczymy usg w środę.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...