Skocz do zawartości
Forum

Jaki jest najlepszy szpital w Warszawie, gdzie najlepiej rodzić


Justynkas

Rekomendowane odpowiedzi

Ja też polecam szpital na Madalińskiego,fachowa obsługa i super warunki w trakcie porodu i po porodzie i nie jest tak tragicznie drogi jak np.Żelazna:)
Nie polecam W.Gwiazdy-była jedyną osobą która mi nie pomogła w trakcie porodu i na głoś komentowała że j"a to nie urodze do świąt",nie ma to jak usłyszeć podczas porodu takie milusie słowa.

http://suwaczki.maluchy.pl/li-58493.png

http://www.slub-wesele.pl/suwaczki/20060624310114.png

Odnośnik do komentarza

Witam,
Dwa dni temu 3 testy ciążowe potwierdziły moje domysły - zostanę mamą :) Odwiedziłam lekarza, skierował mnie na badania i za dwa tygodnie kazał przyjść z wynikami. Jutro umówilam się na prywatną wizytę na usg. Jestem w 6 tygodniu ciąży :)

To moje pierwsze dziecko i jestem kompletnie zielona w temacie oraz przerażona jak ch o l e r a :) Na razie szukam odpowiedniego lekarza ginekologa-położnika, jutro mam wizytę u dr Ledowicza na Placu Przymierza, poleciła mi go szwagierka, która sie leczy z bezpłodnosci i jest pacjentką dr Ledowicza. Czy któraś z Was zna tego lekarza?

Dodatkowo mam milion myśli i pytań. Zastanawiam się czy nie iść na zwolnienie lekarskie do końca 3-go miesiąca w obawie przed zwolnieniem z pracy. Mam umowę o pracę na czas określony, do końca umowy zostały 2 lata ale mój charakter pracy jest raczej szkodliwy dla mnie w tym stanie. To wielki znak zapytania, nie wiem jak to rozegrac.

Dodatkowo zastanawiam sie jak to jest ze szpitalami. Czy trzeba sobie rezerwowac miejsce, z jakim wyprzedzeniem, na co powinniśmy zwrócić uwagę itp...

Szwagierka, ktora bardzo dobrze orientuje się w takich tematach poleca mi szpital na Żelaznej lub Enel-Med. Czytam, że ten szpital jest rzeczywiście polecany co mnie bardzo cieszy, chciałabym miec jakiś punkt odniesienia. Mieszkam na Białołęce, mam tu Szpital Bródnowski ale słyszałam, że od tego najlepiej trzymać się z daleka.

Odnośnik do komentarza

Ja urodziłam dokładnie 2 tygodnie temu na Wołoskiej i jestem zadowolona. Wszyscy lekarze i położne z którymi miałam styczność bardzo mili i pomocni. Jeżeli chodzi o miejsca ich rezerwowanie to nie mam pojęcia jak to wygląda, ja pojechałam do szpitala na 3 KTG tydzień po terminie i zostawili mnie na noc na patologii ciąży a rano zabrali na porodówkę.

Odnośnik do komentarza

Justynkas, ja mysle ze ile rodzących tyle opinii. ja np. rodziłam w Orłowskim a na żelazną i na Karową pojechałabym gdybym musiała. drugi raz tez rodzę w orłowskim(mam nadzieje), dzis byłam na chwile i widziałam kartke ze nie przyjmują ciąż przed 35 tyg. zpowodu braku miejjsc na neonatologii.ale rodzące późniejsze przyjmowali normalnie. wiem ze od ubiegłego roku mają super oddział ratunkowy dla noworodków. oczywiscie nie jest idealnie, ale opieka lekarska bardzo dobra, przynajmniej ja tak oceniam. to mały kliniczny szpital, a nie wylegarnia taśmówka jak na karowej i zelaznej. zreszta teraz jest taki okres ze jest mnóstwo rodzacych i wszedzie mogą cie nie przyjać. nie wiem czy na zelazną nie trzeba sie wczesniej zapisac, tak przynajmniej było 2 lata temu

http://www.suwaczki.com/tickers/3i49vcqglq1qn685.png
http://www.suwaczki.com/tickers/f2wldf9h1hs3o8v3.png
:kawa-woman:
kawa to podstawa

Odnośnik do komentarza

ja zamierzam rodzić na inflanckiej, głównie ze wzg na to, że tam na pewno mnie przyjmą. i leżałam już w tym szpitalu i wiem, że opieka jest naprawdę na poziomie.
nie polecam szpitala bielańskiego, zgłosiłam się tam z krwawieniem, tydzień trwało, zanim stwierdzili poronienie, potem ciążę pozamaciczną - z którą odesłali mnie do domu! czego absolutnie nie wolno robić, bo to zagrożenie dla życia. położne opryskliwe, leniwe, tragedia.

Odnośnik do komentarza

bry..
w kwietniu 2008 rodziłam na Karowej.. poród rodzinny darmowy a opieka jak w hotelu 5 gwiazdkowym.. sale śliczne czyste i pojedyncze do rodzenia.. co kawałek przychodzi jak nie położna to studentka i sprawdza czy wszystko ok jest.. w bonusie mają świetne zaplecze neonatologiczne.. faktem jest że bardzo ciężko się tam dostać!.. ja poszłam ze skierowaniem i jednego dnia czekałam 8h w poczekalni.. badano mnie 3 razy i wciąż pytano czy się nic nie dzieje.. wychodząc do domu dostałam skierowanie na poranną krew i obietnicę że rano miejsce na mnie będzie czekać bo będą wypisy.. opłacało się tyle wysiedzieć bo dnia następnego po przyjęciu zaczęłam rodzić :).. ogólnie rodziłam jak był spory boom bo po urodzeniu zbierali nas w jednaj sali porodowej z braku miejsc na położnictwie!.. kładli nawet na patologii.. miałam ograniczoną ilość szpitali bo potrzebowałam ginekologa/położnika od małopłytkowości.. ale udało się!.. co do opieki po.. również super.. wszystko miło i bardzo pomocnie!.. jedna z położnych pomagała mi nawet ściągać nawał pokarmowy!..
Tak więc gorąco polecam!

Odnośnik do komentarza

Monsound
za kilka miesiecy sama bede sie stresowac wzborem szpitala, a poki co to po 1.karowa, 2.inflancka, no ale zobaczymy...

Widzę, że jesteś z moich rodzinnych stron :) ja wiele lat mieszkałam w Chotomowie. Gratulacje z okazji ciąży :) < taki mały offtop ;) >

Fotografia amatorska http://anna-dabrowska.blogspot.com/
https://www.facebook.com/AnnaDabrowskaFotografia

http://s5.suwaczek.com/20090627290217.png
http://s2.pierwszezabki.pl/039/0393199d0.png?1687http://s4.suwaczek.com/201101175165.png

Odnośnik do komentarza

Monsound
AnnD dziękuję i również gratuluję:) Zdecydowałaś już gdzie chciałabyś rodzić?

Jeszcze nie, mam dużo czasu, wrzesień-październik będę wybierać szkołę rodzenia, więc pewnie i szpital :) A Ty?

Fotografia amatorska http://anna-dabrowska.blogspot.com/
https://www.facebook.com/AnnaDabrowskaFotografia

http://s5.suwaczek.com/20090627290217.png
http://s2.pierwszezabki.pl/039/0393199d0.png?1687http://s4.suwaczek.com/201101175165.png

Odnośnik do komentarza

affi
No to ja też sie dołączę z okolic ;) jakby któraś potrzebowała informacji o bielańskim lub z drugiej ręki o bródnowskim( kuzynka rodzi tam za ok 5 tyg. ) to służę :) :36_1_11:

Jak już urodzi, to opisz jej wrażenia.

Fotografia amatorska http://anna-dabrowska.blogspot.com/
https://www.facebook.com/AnnaDabrowskaFotografia

http://s5.suwaczek.com/20090627290217.png
http://s2.pierwszezabki.pl/039/0393199d0.png?1687http://s4.suwaczek.com/201101175165.png

Odnośnik do komentarza

To może i ja się dopiszę do tematu. Jestem w 10 tc i już wybrałam do porodu szpital na
Inflanckiej. Mam tam swojego lekarza, a moja kuzynka która tam rodziła w zeszłym miesiącu bardzo sobie chwaliła opiekę w trakcie i po porodzie.

Jeżeli chodzi o Karową rodziła tam 3 lata temu szwagierka mojego przyszłego i swój poród przeżyła strasznie. Lekarze doprowadzili do pęknięcia spojenia łonowego przez co dziewczyna nie mogła chodzić przez długi czas po porodzie, a pielęgniarki cały czas po porodzie mówiły jej że panikuje i powinna dawno już wstać z łóżka i sama robić koło siebie, a nie zawracać im głowy.

Odnośnik do komentarza

Rodzilam w grudniu zeszlego roku na inflanckiej - po doswiadczeniach ze sw. zofii sprzed 6 lat niestety Inflancka przegrywa - opieka podczas porodu super, ale juz w trakcie porodu przyszedl Pan Ginekolog "no jak bedzie wszystko ok to jutro Pani wychodzi..." fajnie jeszcze dziecko sie nie dopchalo na czas a mi juz szykuja wypis - i niestety do tego tam daza - by jak najszybciej sie mamy z dzieckiem pozbyc, porad dla mlodych mam prawie wcale (chyba ze trafisz akurat na na prawde fajna pania pediatre bo na polozne na oddziale poporodowym nie masz co liczyc).
Ale na Zelazna ciezko sie dostac (lekarz prowadzacy, szkola rodzenia, umowiona polozna - inaczej jest sie bez szans - opinie o opiece tam mam super ale nikt kto chce tam rodzic " z ulicy" nie ma szans (pomimo ze pierwszy raz tam rodzilam to teraz mialam wybor "no jak sie Pani uprze to przyjmiemy porod na izbie przyjec ale jeszcze na inflancka Pani zdazy...." - oblozenie maja na maxa

Na Madalinskiego - opinie moich kolezanek sa dobre ale trzeba pamietac ze to szpital przy Akademii Medycznej wiec mozesz trafic na "lekcje porodu" i wycieczke studentow na sali ;-)

Ivetta
:15_9_28:

Odnośnik do komentarza

Ivetta
Rodzilam w grudniu zeszlego roku na inflanckiej - po doswiadczeniach ze sw. zofii sprzed 6 lat niestety Inflancka przegrywa - opieka podczas porodu super, ale juz w trakcie porodu przyszedl Pan Ginekolog "no jak bedzie wszystko ok to jutro Pani wychodzi..." fajnie jeszcze dziecko sie nie dopchalo na czas a mi juz szykuja wypis - i niestety do tego tam daza - by jak najszybciej sie mamy z dzieckiem pozbyc, porad dla mlodych mam prawie wcale (chyba ze trafisz akurat na na prawde fajna pania pediatre bo na polozne na oddziale poporodowym nie masz co liczyc).

popieram w całej rozciągłości - wg mnie porodówka na inflanckiej jest super, natomiast opieka poporodowa fatalna - nie widzą żadnych problemów, wg nich "wszystko jest super, do domu". mnie wypuścili ze skrajną anemią (straciłam podczas porodu bardzo dużo krwi), w stanie odwodnienia i wycieńczenia, nie zapisano mi żadnych leków, nie przetoczono mi krwi, choć wielu lekarzy, z którymi później o tym rozmawiałam zupełnie nie rozumiało tej decyzji.
nie byłam w stanie opiekować się dzieckiem przez blisko 3 tygodnie, sama potrzebowałam opieki.

Odnośnik do komentarza

Minęły dwa miesiące a ja nadal jeszcze nie uporałam się z tą całą, mogę śmiało powiedzieć, traumą po porodzie, jakiej miałam nieszczęście doświadczyć w Szpitalu im. Św. rodziny na ul. Madalińskiego.
Może zacznę od tego, że do porodu byłam przygotowana doskonale pod względem teoretycznym i bardzo dobrze pod względem pychicznym. Wiedziałam, że będzie boleć, że będą nieprzyjemne chwile itd. Ale nie przerażało mnie to wszystko zbyt mocno pomimo tego, że miał być to mój pierwszy poród. Byłam tez przygotowana i właściwie nastawiona na poród naturalny, bez znieczulenia. Chciałam, zeby wszystko odbyło się zgodnie z naturą, zebym mogła doświadczyć tego bólu co większość kobiet, chciałam mieć tą szczególną więź z dzieckiem. Jestem osobą dość odporną na ból więc jeśli inne kobiety moga rodzić bez znieczulenia to ja tym barziej dam sobie radę i nie będę panikować.
Pod koniec 39 tygodnia, wieczorem w domu zaczęły odchodzić mi wody płodowe. I pewnie nie zdenerwowałabym sie tym tak bardzo gdyby nie to, że chlusnęło ze mnie bardzo mocno i tak w odstępach co 2-3 minuty lało się ze mnie strasznie. W drodze do szpitala zużyłam 5 dużych podkładów ginekologicznych, gdy szłam z samochodu na izbę przyjęć to doslownie leciało ze mnie ciurkiem. Potem 2 razy w toalecie itd. Straciłam bardzo dużo płynów, w porównaniu do norm. W szpitalu przyjęto mnie ślamazarnie i jakby od niechcenia ale nie zraziłam się tym bo po pierwsze byłam nastawiona na chłodne, rutynowe przyjęcie a po drugie nie oczekiwałam zwyczajnie zbyt wiele w tej kwestii. Sprawdzono mi rozwarcie, którego praktycznie nie było i skierowano mnie na blok porodowy. Położna powiedziała, że dostałę oksytocynę i urodze rano, jak stwierdziła, między 7 a 8.00 (była 22.00). Nie spałam prawie wcale tej nocy. Raz, że byłam dość podekscytowana całą tą sytuacją a dwa, że miałam już trochę bolesne skurcze, które z godziny na godzinę dawały się powoli we znaki. W godzinach porannych przyszła kolejna położna żeby sprawdzić rozwarcie. Było nieznaczne, 1 czy 2cm. Więc dostałam kolejną dawkę oksytocyny od kolejnej nowej Pani (chyba pielęgniarki). Potem przychodziły po kolei statystki, asystentki, pielęgniarki, położne, i wogóle całe wycieczki ludzi w kitlach i bez. Nikt sie nie przedstawiał, nikt mnie o niczym nie informował. Czasem ci ludzie, którzy wchodzili do mojego pokoju wydawali się niemi.
Po kilku godzinach skurcze miałam już naprawdę mocne.Zaczęłam cierpieć. Minęło około 15 godzin. Co jakiś czas przychodziła jakaś kobieta (prawie za każdym razem inna) i zmieniala mi strzykawkę z oksytocyną. KTG szalało. Po 20 godzinach nadal nie miałam rozwarcia, pomimo końskiej dawki oksytycyny (4-6 strzykaw) i skakania na piłce. Skurcze były tak silne, że kiedy przyjechała moja koleżanka, która urodziła trójkę dzieci była przerazona tym co się ze mną dzieje..A to dopiero początek! Położne nie zwracały uwagi na moje prośby o przyjście lekarza. Po kolejnych godzinach nadal odwiedzały mnie co i rusz inne osoby ale żadna nie chcała mi pomóc czy czegokolwiek wyjaśnić. Do jednej połoznej, która dłużej u mnie "zabawiła" zwróciłam się z pytaniem o znieczulenie, powiedziałam jej też, że w mojej rodzinie kobiety miały problem z rozwarciem i bardzo możliwe, ze u mnie jest to genetycznie uwarunkowane podobnie tym bardziej,że po prawie 20 godzinach rozwarcie jest na 4 cm a ja tracę przytomność po każdym skurczu i jestem wyczerpana tak bardzo, że nie miałabym prawdopodobnie siły na jedno parcie.. Ale położna powiedziała, ze nie ona o tym decyduje i na tym sie skończyło. Po dwóch godzinach moich próśb o jakąkolwiek pomoc skierowaną do wszystkich "wchodzących" wkońcu cierpliwość mojego partnera się skończyła i poszedł sam szukać lekarza. Stanowczo zażądał aby wkońcu jakiś lekarz sie pofatygował do cierpiącej już tyle czasu dziewczyny. Lekarz przyszedł łaskawie po jakimś znowu dłuugim czasie. Wyłam z bólu i prosiłam o znieczulenie. Swoją drogą nie rozumiem dlaczego tak z tym zwlekali bo przecież było płatne, 700zł a w tej sytuacji zaprzedałabym dusze diabłu żeby je dostać. Po jakiś 2 kolejnych długich godzinach przyszedł anestezjolog. Obracał mną jak świniakiem, powbijał mi to co trzeba, był bardzo nieprzyjemny i chyba zły bo może mu przerwałam jakieś przyjemniejsze czynności (moje subiektywne uwagi). Po 20 minutach znieczulenie zaczęło działać. To były najprzyjemniejsze chwile w moim życiu.. Byłam uratowana. Skurcze rosły ale znieczulenie je niwelowało. Chciałam stanąć przy drabince i poćwiczyć jeszcze aby popracować nad rozwarciem ale niestety nie miałam czucia w nogach i nie mogłam wstać z łóżka. Po jakimś czasie znieczulenie przestawało działać..Cały czas podawana oksytocyna wywołała u mnie takie skurcze, ze kończyła się skala KTG a mną rzucało po całym łóżku. W czasie między skurczami (co 2 min) traciłam chyba przytomność bo zapadałam w głęboki sen. Po 2 minutach tej przerwy wybudzał mnie taki ból, ze nie jestem w stanie tego opisać...Wyłam, krzyczałam równie głośno jak w innych salach dziewczyny, które mają właśnie rodzą przy skurczach partych. Tyle, że mnie tak bolało przez kolejne godziny. Ból mój był tak silny, że ja- podkreślam będąc osobą dosyć odporną na ból- błagałam swojego partnera żeby pomógł mi pozbawić się życia bo dłużej tego nie wytrzymam. Naprawdę. Gdyby nie brak czucia w nogach to wyskoczyłabym przez okno. Wtedy zrobiłabym wszystko żeby skrócić sobie te niewyobrażalne cierpienia. Kiedy tylko udało mi się zebrać siły krzyczałam na cały szpital: "Ratunku! Pomóżcie mi!". Ale nikt się mną zupełnie nie zainetersował. Przestano wogóle mnie "odwiedzać". Kolejne strzykawy z oksytocyną to normalnie jak wyrok na mnie. To było naprawdę straszne. Do tego przez ten cały czas leciały ze mnie skrzepy krwi na przemian z wodą. (Po wyjściu ze szpitala byłam 15kg lżejsza). Leżałam więc w tej krwi i mazi.. Wtedy przechodziły mi przez głowę myśli, że ktoś chce mnie wykończć, skazując mnie na takie cierpienia. Po 30- tej godzinie mój brzuch zmniejszył się o 2/3 objętości, był twardy jak kamień a skurcze trwały po 4 minuty!!! Nie pamiętam już tych chwil tak dokładnie bo dawno już moja przytomność była wątpliwa.. Pamiętam tylko swój długi krzyk przy każdym skurczu, uścisk rąk mojego patnera, który mi cały czas towarzyszył a potem jak padałam bezwładnie na łóżko na te maksymalnie 2 minuty bez skurczu. Miałam tak mały brzuszek, że myslałam, że moje dziecko już dawno nie żyje..:( Straciłam nadzieję na jakąkolwiek pomoc ze tsrony szpitala i byłam pewna, że niedługo umrę. Chciałabym żeby ktoś chociaż w 1/3 zrozumiał mój dramat na tej sali.
Po ponad 30 godzinach , po kolejnej zmianie lekarzy przyszła do mojego pokoju "nowa" położna i powiedziała, że z racji tego, ze nie mam rozwarcia będzie cięcie cesarskie. Mój Boże, czy potrzeba było tyle godzin mojego cierpienia żeby stweirdzić to co było juz oczywiste połowę tego czasu temu??!! Dlaczego tak mnie olano, mówiąc zwyczajnie, w tym szpitalu? Nie mogę tego zrozumieć. W XX wieku, w cywilizowanym zdawało by sie kraju? Nie pojmuję też dlaczego nikt mnie nie chciał wesprzeć, dlaczego nie informowano mnie o niczym i nikt nie pomógł.
Po tej informacji myślałam, że szybko mnie zabiorą na salę operacjną tym bardziej, że przyprowadzono już wózek i jedną nogą już na niego wsiadałam. Niestety chyba ktoś znowu o mnie zapomniał i pozwolił mi jeszcze sobie przez godzinkę pocierpieć i powyć..
Zabrano mnie na salę operacyjną. Właściwie "rzucono" mnie na stół. Wstrzyknięto mi coś jeszcze, polano wodą i zaczęto operować. Czułam się tam jak jakiś duch. Pomimo bólu i męczarni jakie przeżyłam przez te prawie 3 dni w sali porodowej nikt się do mnie nie odzywał tam na sali. Jedyne co usłyszałam przed operacją to: "Czy to czujesz?" /przy polewaniu wodą/ i "Czego się tak trzęsiesz?"- pytanie z pretensją skierowane jak do rozkapryszonej małolaty! Było mi jednak już wszystko jedno. I wtedy nie marzyłam już o dziecku, o powrocie o domu czy innych pozytywach. Wtedy autentycznie chciałam żeby coś im źle poszło i żebym sie już nie obudziła... Wszystkie dobre myśli odeszły gdzieś daleko.. Nie chciałam żyć. Poprostu. Panów lekarzy, którzy mnie operowali nie było stać choćby na odrobinę współczucia..trochę delikatności. Poprostu wsadzili mi łapy do brzucha i szarpali mną a moje ciało skakało po tym stole. Czułam się jakby była w jakimś filmie grozy! I wszyscy zachowywali się tak jakby mnie tam wogóle nie było. Opowiadali sobie kawały, mówili co robią w weekend itp. Żeby jakaś Pani lekarka, których tam było kilka, wzięła mnie za rękę i dodała mi otuchy..? Czy to tak wiele? Ja naprawde wiele przeżyłam i ten zabieg to był gwoździem do trumny mojego samopoczucia (jeśli to mozna jeszcze tak nazwać). Po tym jak wyjęli mi z brzucha mojego synka nie miałam ani siły ani ochoty na niego patrzeć. Byłam absolutnie wykończona i fizycznie i psychicznie.
Teraz wiem, że ten uraz zostanie mi na całe zycie. Nie wyobrażam sobie ponownie zajść w ciąże pamiętając o tym co mi się stało w tym szpitalu. Jak wspomniałam na wstępie- jeszcze do siebie nie doszłam psychicznie. Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi sie o tym zapomnieć. I pomimo tego, że silna ze mnie osóbka, to na wspomnienie chwil w tym szpitalu za każdym razem łzy mi lecą z oczu.
Mam wokół siebie same matki, które rodziły w różnych czasach i w różnych szpitalach i żadna nie przeżyła czegoś takiego jak ja.

Odnośnik do komentarza

Osobiście uważam, ze powinnam iść z tą sprawą do Sądu i oskarżyć szpital o nieludzkie traktowanie i spowodowanie trwałego uszczerbku na psychice- bo taki naprawdę jest. Przez takie podejście lekarzy i przez to co mi zrobili nie udało mi się przez długi czas nawiązać prawidłowej relacji z dzieckiem i cieszyć się macierzyństwem jak należy. Mam taki żal do tego szpitala jak stąd do księżyca i chciałabym bardzo żeby tacy ludzie za to odpowiedzieli. Ale nie mam ani czasu, ani pieniędzy ani chęci żeby z nimi wojować. Pozatym chciałabym kiedyś o ile to wogóle możliwe- jak najszybciej o tym zapomnieć.
Moge tylko przestrzec innych przed porodem w tym szpitalu bo o ile porod przebiega szybko i bezproblemowo to można innych niedociągnięć nie zauważyć, to o tyle, jeśli się pojawią jakiekolwiek komplikacje, może kogoś spotkać podobny dramat co mnie.
Jedno za co dziękuje Bogu to to, że mój synek poradził sobie ściśnięty do granic możliwości w tym moim brzuchu po spowodowaniu takich skurczy i wytrzymał tyle czasu bez wód płodowych..

Odnośnik do komentarza
Gość ljadachowska

Kasia30wawa , o matko, woła o pomstę do nieba co Ci zrobili!!!! Ja miałam dwa porody, jeden siłami natury i drugi cc, wspominam tragicznie, bo były ciężkie, ale jednak personel bardziej ludzki.. drugi poród w Instytucie Matki i Dziecka, zakończył się cc, ale ogólnie zadowolona jestem!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...