Skocz do zawartości
Forum

Konkurs "Czerwony Kapturek w wielkim mieście"


Redakcja

Rekomendowane odpowiedzi

Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby bohater jednej bajki przypadkiem znalazł się w innej? Ten konkurs pozwoli na puszczenie wodzy fantazji i zobaczymy, jakie ciekawe sytuacje z tego wynikną!

Do wygrania tym razem mamy 2 książki "Czerwony Kapturek w wielkim mieście" Roberto Innocenti i Aaron Frisch od Wydawnictwa Media Rodzina.
http://kontoredakcyjne.strefa.pl/Media_rodzina%20-%20logo.jpg
http://kontoredakcyjne.strefa.pl/czerwony_kapturek.jpg

Zadanie konkursowe brzmi:
NAPISZ JEDNĄ PRZYGODĘ CZERWONEGO KAPTURKA, KTÓRĄ PRZEŻYJE W INNEJ BAJCE.

Na Wasze opowieści czekamy do 19 marca 2014r. do północy.
Wyniki ogłosimy w ciągu 2 dni roboczych od zakończenia konkursu.

Regulamin konkursu

Życzymy udanej zabawy i wygranej w konkursie!

Odnośnik do komentarza

Może ja zacznę :-)

Pewnego razu Czerwony Kapturek szedł przez las do swojej babci. Mama ostrzegała go przed wilkiem, który grasuje w lesie, ale Czerwony Kapturek szedł i szedł i nic się nie działo. Zadowolony przeszedł mostkiem przez rzekę i nagle... zobaczył dziwne małe ludziki. Zapytał:
- Kim jesteście?
- To my, Krasnoludki! Idziemy na polankę, gdzie złożyliśmy naszą Królewnę Śnieżkę... Nie wiemy, co się stało, bo zasnęła i nie chce się obudzić.
- Pójdę z Wami!
I dalej poszli razem na polankę. Czerwony Kapturek zobaczył piękną królewnę i postanowił zrobić coś, żeby jej pomóc! Uniósł jej najpierw jedną rękę, potem drugą, przekręcił na bok i wtedy Śnieżce wypadł kawałek jabłka z buzi i obudziła się! Wtedy akurat nadjechał piękny książę, zobaczył Śnieżkę i postanowił się z nią ożenić, a Kapturek za uratowanie Królewny dostał od księcia sowitą nagrodę w postaci złota i smakołyków.
Czerwony Kapturek zaniósł je do babci i dalej wszyscy żyli długo i szczęśliwie :-)

http://fajnamama.pl/suwaczki/113th86.png

http://fajnamama.pl/suwaczki/94iwl9o.png

Odnośnik do komentarza

Trudne zadanie, ale spróbuję i ja :)

Mama zawołała Czerwonego Kapturka do sobie. "Kapturku, weź, proszę, ten koszyk ze smakołykami i zanieś go do Babci. Źle się dziś poczuła, a ja muszę zostać w domu z twoim małym braciszkiem. Tylko pamiętaj, nie zbaczaj z drogi, jak cię uczyliśmy z tatą..." - przykazała Mama.
"Dobrze, Mamusiu. Już pędzę" - i w podskokach, z koszyczkiem pod ręką, ruszył Czerwony Kapturek w stronę domku Babci.
Droga przebiegała przez las, ale dziewczynka była na tyle dużą już dziewczynką, że nie bała się cieni drzew, które rzucały złowrogo swe cienie. Nagle.... a co to?
Czerwony Kapturek aż przystanął.
Na środku drogi stało bowiem lustro. Wielkie lustro o bogato zdobionej ramie.
- Kim jesteś? - zaciekawił się Kapturek, widząc, zamiast swojego odbicia, tajemniczą osóbkę po drugiej stronie lustra.
W sekundę Alicja (bo to była właśnie Alicja, o czym Kapturek jeszcze nie wiedział) zniknęła, a w lustrze Czerwony Kapturek zobaczył zerkającego nerwowo na zegarek Białego Królika. "Spóźnię się, spóźnię się..." - mamrotał Królik pod nosem.
Kapturek lekko się pochylił... i wpadł na drugą stronę lustra.
Co miał robić? Popędził za Królikiem...
"Co za dziwna kraina" - raz za razem przemykało Kapturkowi przez myśl, gdy dostrzegał a to ptaka Dodo, a to śmiertelnie wystraszoną Mysz, to znów gadającą coś wielką Gąsienicę.
Nagle jednak Biały Królik zniknął w czeluściach niewielkiego zamku, który majaczył na horyzoncie.
"Jak ja się tam dostanę?" - zaczął zastanawiać się Kapturek, gdy w trafie dostrzegł fiolkę z napisem: wypij mnie.
Zaklęcie zadziałało.
Kapturek zmniejszył się do wielkości małej myszki i bez problemu mógł przejść przez bramę wjazdową zamku.
Na dziedzińcu zobaczył... wielkie szachy, które same poruszały się po szachownicy!!!
"Niemożliwe. To musi być bajka" - mamrotał Kapturek pod nosem. "Gdzie ja u licha jestem?"
"Masz rację, Kapturku. Jesteś w bajce o Alicji w Krainie Czarów" - usłyszał Kapturek głos Króla Kier. "Zamknij oczy, a jak je otworzysz, wrócisz znów do siebie. Jeśli zobaczyłaby cię tu Królowa Kier, zostałbyś zmuszony, by zostać z nami na zawsze, a chyba tego nie chcesz?"
Czerwony Kapturek przypomniał sobie o Babci, która na pewno z niecierpliwością go wypatrywała.
Chwilę później, mrużąc oczy, Kapturek rozejrzał się po znajomym sobie lesie:
- Ach, więc to był tylko sen?
Gdyby Kapturek rozglądnął się uważnie, w trawie dojrzałby tajemniczą fiolkę, która wypadła mu z kieszeni...

Moje nowe miejsce w sieci:Tekst linka

Odnośnik do komentarza

O Czerwonym Kapturku, Trzech Świnkach i Bardzo Złym Wilku.

Dawno, dawno temu, ale już po tym jak Czerwony Kapturek przeżył bliskie spotkanie z wilkiem, który w podstępny sposób chciał zjeść jej babcię, a potem ją, wydarzyła się kolejna niezwykła przygoda, o której w tej bajce chciałabym opowiedzieć. A było to tak.
Pewnego jesiennego dnia, kiedy to dni stawały się coraz to krótsze, a chłodne poranki i wieczory dawały do zrozumienia że niebawem nadejdzie zima, Czerwony Kapturek postanowił skorzystać z ostatnich jeszcze ciepłych dni i udać się na jesienną wycieczkę do lasu, w poszukiwaniu grzybów i innych jesiennych skarbów. Gdy tylko dziewczynka rano wstała i zjadła śniadanie powiedziała mamie o swoich planach.
- Mamusiu chciałabym wybrać się dziś do lasu, jest jeszcze taka ładna pogoda, nazbieram grzybów i jarzębiny na konfitury.
Mama nie miała nic przeciwko, wiedziała że po ostatniej przygodzie z wilkiem dziewczynka będzie ostrożna, a poza tym gagatek z lasu , który miał chrapkę na babcie po nauczce, którą dostał od drwali nie zbliży się już ani do babci ani do Czerwonego Kapturka, więc odrzekła.
- Dobrze kochanie, to nawet bardzo dobry pomysł, zapasy na zimę przydadzą nam się bardzo.
Czerwony Kapturek ruszył więc do lasu. Drzewa mieniły się złotem i purpurą, a promienie słońca przeciskały się przez konary drzew, oświetlając leśne kobierce z mchu. Grzybów w lesie było co nie miara, więc pusty koszyk szybko został napełniony, i gdy dziewczynka miała zabrać się za zrywanie jarzębiny dobiegł do niej odgłos wołania na pomoc. Początkowo nie rozumiała co się dzieje, zobaczyła tylko jak przez powalone drzewa, wielkimi susami , biegną w jej kierunku dwie małe świnki . Krzyki stawały się coraz to bardziej wyraźnie i zrozumiałe.
- Ratunku! Na pomoc uciekajcie !!! straszny wilk ! straszny wilk! Przekrzykiwały się świnki nawzajem, nie mogąc złapać oddechu.
Przebiegły obok Kapturka nie zwracając na dziewczynkę najmniejszej uwagi. Po chwili znów dobiegł do niej krzyk i Kapturek ujrzał trzecią, nieco większą świnkę biegnącą w jej kierunku z przerażoną miną i krzyczącą.
- Ratunku ! pomocy! Wilk, straszny wilk!!!
Ta świnka przynajmniej zatrzymała się widząc dziewczynkę i spytała:
-Dlaczego nie uciekasz? Nie słyszysz wilk pojawił się w lesie i sieje postrach, chciał zjeść najpierw moich braci, a teraz mnie goni.
Czerwony Kapturek roześmiał się na te słowa
- Nic się nie bój świnko, ja cię ochronię, poczekaj tu ze mną na tego wilka a zobaczysz że przejdzie mu ochota na zjadanie biednych, małych świnek.
Prosiaczek schował się za najbliższym drzewem i czekał. Oparty o pień trząsł się ze strachu tak bardzo, że aż liście spadały mu na głowę. Wilk podbiegł bliżej, a gdy ujrzał Czerwonego Kapturka zatrzymał się nagle, jakby ogarnięty strachem chciał zawrócić, ale dziewczynka nie pozwoliła mu na to i rzekła:
- No wilku i znów się spotykamy, widzę że ostatnie wydarzenia z domku mojej babci niewiele cię, nauczyły i znów pokazujesz swoja siłę.
Wilkowi zrobiło się głupio na te słowa i strach go ogarnął na wspomnienie drwali, którym ledwo uszedł z życiem.
- Ja, ja, ja tylko chciałem … wilk nie mógł wydusić z siebie słów, podkulił ogon i grzecznie zawrócił w stronę z której przyszedł.
Czerwony Kapturek tylko krzykną za wilkiem:
- I żebym cię więcej nie widziała w lesie uganiającego się za słabszymi, bo będziesz miał znów niemiłą nauczkę!!!
Ale nie wiadomo czy wilk usłyszał te słowa bo uciekał chyba szybciej niż gonił świnki.
Ukryty za grubym pniem starego dębu prosiaczek wychylił niepewnie ryjek, niedowierzając że straszny wilk mógł się przestraszyć małej, bezbronnej dziewczynki. Rzekł całkiem jeszcze drżącym głosem:
- Czyczy… już jest bezpiecznie? Czyczyczy… wilk sobie popoposzedł?
- Tak nie bój się, już wilka nie ma i nie sądzę żeby jeszcze kiedykolwiek miał ochotę na ciebie czy twoich braci, odrzekł Kapturek z zadowoleniem.
Świnka z radości na przemian skakała do góry i tuliła do Czerwonego Kapturka nie wiedząc jak dziękować za ocalenie.
- Zapraszam cie w takim razie do naszej chatki na skraj lasu, tam poznasz moich braci i napijemy się wspólnie soku z malin zrobionego na szczególne okazje. Powiedział prosiaczek i ruszyli razem trzymając się za ręce.
W chatce dwa pozostałe prosiaczki zaryglowały drzwi i czekały w wielkim strachu na przyjście wilka. Miały wspaniałą niespodziankę gdy usłyszeli znajomy głos swojego brata oznajmiający, że zamiast wilka przyprowadził wyjątkowego gościa. Wszyscy wspólnie radowali się z tego, że już nigdy nie zobaczą złego wilka w swoim lesie.
Dzień pełen wrażeń dobiegał końca, Czerwony Kapturek musiał pożegnać swych nowych przyjaciół i wrócić do domu. Dziewczynka wracała radosna z poczucie spełnienia dobrego uczynku z koszem pełnym grzybów. Po jarzębinę wybierze się niebawem, kto wie co tym razem jej się przytrafi…

Odnośnik do komentarza

Czerwony Kapturek i (zgubne) skutki łakomstwa

Czerwony Kapturek siedział na ganku domu babci i rzucał wróblom kulki z chleba. Babcia miała tylko zawiadomić mamę, że Kapturek zostanie dziś u niej na noc, tymczasem rozmawiała przez telefon już od dobrych trzydziestu minut. Dziewczynka zaczęła się niecierpliwić, tym bardziej, że burczało jej w brzuchu. Burczenie było tak głośne, że zmyliło Kapturka, przez chwilę myślała nawet, że to jakieś zwierzę zaczaiło się za krzakami i chce ją nastraszyć. Była zła na babcię: miały wspólnie piec drożdżowe rogaliki, ale okazało się, że zabrakło mąki. Co prawda babcia obiecała, że następnego dnia z samego rana pójdą do sklepu i oprócz mąki kupią też sok pomarańczowy, ale Czerwony Kapturek chciał rogaliki od razu, bo kto wie, czy będzie miał na nie jeszcze ochotę nazajutrz. Na złość babci dziewczynka odmówiła zjedzenia obiadu i to z tego powodu kiszki grały jej teraz marsza. Tam-tam-tarara-ram!
W końcu babcia uchyliła drzwi i, nadal trzymając przy uchu słuchawkę, ruchem dłoni zaproponowała dziewczynce, żeby weszła do środka.
- ... a on wtedy bach go w głowę! Tak, tak, możesz to sobie wyobrazić... - babcia kontynuowała ożywioną rozmowę i zupełnie nie zwracała uwagi na Czerwonego Kapturka. Prawdę mówiąc, kapturek dziewczynki zdawał się dziwnie blady przy czerwieni jej rozzłoszczonych policzków, jednak umknęło to uwadze zaaferowanej babci. Tym gorzej...
Dziewczynka błyskawicznie podjęła decyzję. Wbiegła do pokoiku, w którym spała, kiedy spędzała noce u babci, wzięła pled, który babcia zrobiła dla niej na drutach poprzedniej zimy i wymknęła się niepostrzeżenie z domu. Dobrze znała okolice chatki babci, bo spędzała u niej każdy koniec tygodnia i każde wakacje. Nie raz chodziła z babcią i z mamą na spacery nad rzekę i do leśniczówki, czasami odwiedzała nawet mieszkające trochę dalej koleżanki, więc ruszyła bez zastanowienia.
Chociaż dzień chylił się ku końcowi, ciepłe letnie słońce nadal dawało przyjemne ciepło. Dziewczynka powoli oddalała się od domku babci, czuła się lekko, gruby koc wcale jej nie ciążył, zresztą i tak ważył mniej niż tornister, który nosiła na co dzień do szkoły. Zawahała się przez moment, kiedy dotarła do skraju lasu, bo leśna gęstwina zatrzymywała większość promieni zachodzącego słońca, ale zdała sobie sprawę, że nie miała odwrotu. Niech babcia żałuje, że się nią nie zajęła, nich tęskni i niech obgryza paznokcie ze zmartwienia. Ona sobie sama świetnie da radę a potem, jak już zdecyduje się na powrót, wszyscy bardzo się ucieszą i będą jej nadskakiwać i się do niej przymilać. I pewnie będą już nawet na nią czekać gotowe rogaliki. A na razie... Cóż, zaczęła trochę żałować, że nie zjadła obiadu. Ostatecznie mogła się na babcię boczyć nadal, ale miałaby przynajmniej pełny żołądek. Było jej nawet żal suchego chleba, który tak beztrosko wyrzuciła wcześniej ptakom.
Kiedy słońce zniknęło za horyzontem, zerwał się lekki wiatr a radosne ćwierkanie ustąpiło miejsca złowrogiemu pohukiwaniu. Czerwony Kapturek nie należał do bojaźliwych, ale po raz pierwszy w życiu znalazł się sam w lesie po zapadnięciu zmroku i czuł się niepewnie. Dziewczynka zarzuciła sobie na ramiona koc i zaczęła wypatrywać jakichś świateł. Chociaż już dawno straciła orientację w terenie, miała nadzieję, że znajduje się w pobliżu leśniczówki. Pan leśniczy i jego żona zawsze byli wobec niej bardzo mili i na pewno chętnie by się nią zajęli. Z całą pewnością odprowadziliby ją do babci, ale prawdopodobnie dopiero po kolacji. Dziewczynce powoli zaczynało się nudzić; była zmęczona i senna, więc na chwilę przysiadła pod drzewem, żeby spokojnie zastanowić się nad wyjściem z tej sytuacji. Nie przyszedł jej do głowy żaden pomysł, ale kiedy po raz kolejny rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu rozświetlonych okien domostw, okazało się, że wzeszło już słońce. Musiała zasnąć pod drzewem... Dobrze, że przynajmniej nie napadł jej żaden dziki zwierz.
Była rozczarowana, że do tej pory nikt jej nie odnalazł. W brzuchu burczało jej już tak głośno, że ledwie słyszała własne myśli. Zdała sobie sprawę, że przez noc jej gniew na babcię trochę zelżał. Prawdę mówiąc, chętnie wróciłaby już do jej przytulnej chatki i zjadła wczorajszy obiad na śniadanie, ale zupełnie nie wiedziała, którą drogą powinna pójść. Weszła na ścieżkę, która wydała się jej znajoma, ale po jakimś czasie przekonała się, że dokonała złego wyboru. Zawróciła. Na szczęście około południa zobaczyła rozrzucone wzdłuż dróżki okruchy pieczywa. Nie zdążyły jeszcze uschnąć na wiór, więc bez namysłu wyzbierała je z ziemi i łapczywie zjadła. Rozejrzała się dookoła i znalazła kolejne drobinki, a potem jeszcze następne. Szła tak, idąc i zbierając okruchy spomiędzy mchu, igieł i kamieni, aż nagle usłyszała głosy. Wkrótce dostrzegła dwoje dzieci: chłopca i dziewczynkę. Nie znała ich, nigdy wcześniej nie widziała tej dwójki w okolicy, ale biorąc pod uwagę okoliczności, podeszła do nich i zapytała o drogę do leśniczówki. Stamtąd bez trudu trafiłaby do babci. Dzieci smutno pokręciły głowami. Chłopiec, który wyglądał na starszego z rodzeństwa, odparł, że nie potrafią jej pomóc, bo sami się zgubili. Wyjaśnił, że macocha kazała im uzbierać całe wiaderko jagód, bo inaczej równie dobrze mogli się jej nie pokazywać na oczy. Na ich nieszczęście, lato było wyjątkowo gorące i suche i owoców brakowało, dlatego rodzeństwo zapuszczało się coraz głębiej w las w poszukiwaniu jagód. W obawie przed zabłądzeniem dzieci rzucały po drodze okruchy pieczywa, które dał im na drogę ojciec, żeby łatwo wrócić po śladach do domu... Na te słowa Czerwony Kapturek zbladł. Krew odpłynęła z twarzy również Jasiowi i Małgosi, kiedy zdali sobie sprawę, że ich jedyny ratunek zniknął w brzuchu nowej znajomej. Dzieci z trudem powstrzymały łzy napływające im do oczu. W końcu Czerwony Kapturek, w którym najwyraźniej doszedł do głosu instynkt przywódczy, zaproponował, żeby razem spróbowali wydostać się z lasu. Cała trójka dziarsko ruszyła w kierunku obranym przez Kapturka. Szli i szli, po drodze Małgosi ułamała się klamra od trzewików i musiała podróżować dalej boso, Jaś zgubił wiadro (na szczęście bez jagód, bo uczciwie się nimi podzielili i posilili przed wędrówką) a ich towarzyszkę pogryzły mrówki.
Dopiero wieczorem następnego dnia dzieci zobaczyły, a jeszcze wcześniej poczuły, upragniony cel: dym snujący się z komina. Strudzona gromadka ostatkiem sił dotarła do domu. Jakież było zdziwienie dzieci, kiedy okazało się, że ściany domu są zrobione z najprawdziwszego piernika, drzwi z najprawdziwszych herbatników a parapety z najprawdziwszych cukierków! Były tak oszołomione, że przez moment trwały w bezruchu, jednak kiedy pierwsze wrażenie osłabło, głód wziął górę i Jaś wraz z siostrą ruszył z miejsca. Czerwony Kapturek pewnie także poszedłby w ślady wygłodniałego rodzeństwa, gdyby nie to, że babcia nie raz i nie dwa opowiadała mu o ukrytej w lesie chatce czarownicy, która zwabia do siebie dzieci, by je pożreć. Chociaż do tej pory dziewczynka nie dawała wiary słowom babci, teraz pomyślała, że być może babcia wcale nie żartowała. Kiedy Jaś i Małgosia wygryzali kolejną dziurę we frontowej ścianie domu, Czerwony Kapturek obszedł chatkę z piernika i przystanął przy jednym z okien, żeby upewnić się, kto w niej mieszka. Po plecach przebiegł mu dreszcz, kiedy ujrzał brzydką pomarszczoną twarz staruszki pochylonej nad parującym kociołkiem. O nogi kobiety ocierał się czarny kot a na wieszaku pod ścianą wisiał czarny kapelusz, który z daleka wyglądał jak śpiący nietoperz. Z każdą chwilą przerażenie dziewczynki rosło. Szybko wróciła do Jasia i Małgosi i przestrzegła ich przed staruchą, która z pewnością była czarownicą. W ostatniej chwili oderwała kawałek herbatnikowych drzwi i czym prędzej oddaliła się z rodzeństwem od chatki wiedźmy.
Dzieci spędziły kolejną noc pod gwiazdami, jednak miały lepszy humor niż poprzednio, bo słodycze skutecznie zagłuszyły głód. Rano ruszyły w dalszą drogę i tym razem szczęście im dopisało, bo jeszcze przed południem natknęły się na psa leśniczego, który głośnym szczekaniem na widok trójki dzieci przywołał swojego właściciela. Okazało się, że odchodzące od zmysłów ze strachu o dziecko, mama i babcia Kapturka powiadomiły leśniczego o zaginięciu dziewczynki już pierwszego wieczora. Las był jednak bardzo rozległy i dlatego dopiero po tak długim czasie udało się odnaleźć Czerwonego Kapturka - całego i zdrowego, z głośno burczącym brzuchem, za to porządnie objedzonego strachem. Dziewczynka zdawała sobie sprawę, że nie uniknie nieprzyjemnej pogawędki z mamą i babcią, jednak chcąc odwlec to, co nieuniknione w czasie, zainteresowała dorosłych sytuacją Jasia i Małgosi. Leśniczy znał dzieci ze słyszenia, wiedział, że ich ojciec jest drwalem i mieszka po drugiej niż jego leśniczówka stronie lasu i zaproponował, że bezpiecznie odprowadzi je do domu. Czerwony Kapturek chciał im towarzyszyć, ale jego mama miała zgoła odmienne plany...

Odnośnik do komentarza

Czerwony Kapturek hasał sobie radośnie i beztrosko, zupełnie nieświadomy prawdziwych intencji Wielkiego Złego Wilka... Tu kwiatuszek, tam jagódko, radośnie mijał czas i uciekał dystans miedzy Kapturkiem a domkiem Babci. Co prawda dziewczynka zboczyła z trasy i bezpiecznej ścieżki, ale była na tyle obeznana z otoczeniem, że bez trudu orientowała się w swoim położeniu. Niestety przeceniła nieco swoje siły i niezmiernie się zdziwiła, gdy oczom jej ukazała się chatka z piernika! No nie mogę, tyle łakoci! zdziwienie ustąpiło miejsca głodowi (naprawdę byłam aż taka głodna?) więc ochoczo zabrała się za konsumpcję nie zauważając nawet małego chłopczyka zamkniętego w klatce i dziewczynki uwijającej się przy piecu w towarzystwie dość nieurodziwej, wiekowej damy... "Czemu ta pani tak maca chłopca po paluszku? Dziwne..." - przemknęło dziewczynce przez głowę, smak czekolady zagłuszył jednak skutecznie głos rozsądku. Ucztę przerwało kwilenie. Zaraz... Tak! Ktoś płacze! O, tu, w tych zaroślach! Malutki bury ptaszek! Jaki śmieszny! Co Tobie, maluszku? Pisklątko wyglądało naprawdę na nieszczęśliwe: nie było zbyt piękne i do tego wydawało się być całkowicie samotne! Jak można zostawić takiego maluszka w wielkim strasznym lesie? Patrząc na jego nóżki i dziobek, można by je wziąć za kaczątko, ale jakieś takie dziwne... Dziewczynka miała dobre serduszko i postanowiła dotrzymać ptasiemu dzidziusiowi towarzystwa, dopóki nie znajdzie swojej rodziny. Rozejrzała się dokoła... A gdzie podziały się drzewa? Wygląda na to, ze jakimś dziwnym trafem przeniosła się do wielkiego pałacu, zaś w rękach nie trzymała małego ptaszka, ale uśmiechnięty, pękaty imbryk! "Skąd się tu wzięłaś, maleńka?" -zapytał nagle stary zegar - "wyglądasz znajomo, lecz od dawna już nie przyjmujemy gości, za wyjątkiem pięknej pani, którą nasz pan osiedlił w tym zamku". A któż to ośmiela się osiedlać ludzi w zamku bez pytania o zgodę? To musi być bestia! Czerwony Kapturek przestraszył się ewentualnego osiedlenia i zaczął kombinować jakby tu cichaczem się wymknąć, nie ubliżając jednak sympatycznemu imbrykowi i zegarowi. Z opresji wybawił ją roześmiany chłopiec na latającym dywanie, który wleciał przez okno, okrążył filary i chwycił w locie zdumioną dziewczynkę. Zanim, kompletnie zaskoczona, zdołała zapytać sie chłopca "Jak to możliwe?!" Ten zsadził ją z dywanu i sam odezwał się: "Twoja przygoda kończy si tutaj", po czym ze śmiechem wystrzelił w noc, a Czerwony Kapturek wpadł prosto w objęcia Babci dopiero co oswobodzonej z brzucha Wielkiego Złego Wilka. Co też w tym brzuszku było, że Kapturek w kilka chwil stał się bogatszy o tak bajeczne doświadczenia?

Odnośnik do komentarza

Czerwony Kapturek i wizyta elfów

Był wyjątkowo mroźny zimowy wieczór. Rodzice Czerwonego Kapturka spali już smacznie w sąsiednim pokoju. Cesia, szczeniaczek, którego dziewczynka otrzymała niedawno od rodziców, w obawie przed kolejnym niebezpiecznym wilkiem, zachowywała się bardzo nienaturalnie, była niespokojna i rozdrażniona. Szczekała, od czasu do czasu skrobiąc w ostrymi pazurkami w drzwi kuchenne. Jej niespokojne zachowanie obudziło dziewczynkę i nie pozwalało zasnąć. Bardzo kochała Cesię, ale mama zabraniała szczeniaczkowi nocowania poza specjalnym legowiskiem, które przygotowała mu w kuchni.
W końcu Cesia przestała szczekać i wydawało się, że dziewczynka nie ma powodów do obaw. Była bardzo zmęczona. Zamknęła oczy i zaczęła wyobrażać sobie ukochanego psiaka, którego w najbliższe wakacje miała zabrać ze sobą do babci na cały tydzień. Wtedy właśnie usłyszała tajemniczy szelest, tupot małych nóżek, które ewidentnie przechadzały się po jej pokoju. Dziewczynka pomyślała w pierwszej chwili, że to pewnie Cesia w jakiś sposób wydostała się z kuchni i przyszła do niej. Odwróciła się w kierunku drzwi, jednak te pozostawały nadal zamknięte. Usiadła na łóżku i zaczęła nerwowo rozglądać się po pokoju. Znów usłyszała jakiś głos, dobiegał z kącika pokoju. Zapaliła lampkę nocną i spojrzała raz jeszcze. Przetarła oczy ze zdziwienia. To co zobaczyła nie mogło być przecież prawdą.
- A może to sen? – Pomyślała i uszczypała się w rękę. - Aaa! – Zawołała już całkiem głośno.
Nie, to z pewnością nie był sen. W rogu jej pokoju znajdowały się trzy maleńkie istotki. Cała trójka wydawała się być jeszcze bardziej zdziwiona i przestraszona od Czerwonego Kapturka. Dziewczynka przez krótką chwilę uważnie przyglądała się intruzom, aż w końcu niezbyt głośno aby nie obudzić rodziców i nie wystraszyć gości wyszeptała:
- Kto tam jest?
- To tylko my … Dobry wieczór. – Odpowiedział jeden z gości po chwili wahania.
Dziewczynka nadal niedowierzała temu co zobaczyła. Przybysze swym wzrostem przypominali małe laleczki, których sama miała tak dużo na półkach. Wyróżniali się jedynie maleńkimi wielobarwnymi i połyskującymi skrzydełkami na plecach, rozczochranymi czarnymi, krótkimi włosami i czymś w rodzaju czułków na głowie. Przyglądała się im nadal uważnie dłuższą chwilę. W końcu ciekawość zwyciężyła i dziewczynka odważyła się porozmawiać z tajemniczymi gośćmi.
- Kim jesteście? – Spytała.
- My … - Po dłuższej chwili milczenia rozpoczął jeden. – Jesteśmy elfami i przybywamy z pobliskiego lasu.
- A jak się tutaj znaleźliście? – Dopytywała.
- Ooo, to długa historia. Odwiedzamy przydomowe ogródki ludzi każdej zimy w poszukiwaniu pożywienia dla ptaków mieszkających w lesie. Gdy spadnie śnieg trudno tam znaleźć coś do jedzenia, wówczas to my elfy wskazujemy ptakom miejsca gdzie znajdują się pełne pokarmu karmniki. Niestety nie każdy pamięta o systematycznym dokarmianiu ptaków zimą. – Zasmucił się mały elf.
Dziewczynka słuchała jego słów z wielką uwagą. Co prawda miała karmnik, ale nie zawsze ptaki mogły w nim znaleźć coś do jedzenia. Nie wiedziała, że dokarmianie ptaków jest aż tak ważne, że od tego zależy czy uda im się przetrwać zimę czy też nie.
- Dziś właśnie przyszliśmy to sprawdzić. – Kontynuował elf. – Ale padający śnieg uniemożliwił nam powrót do lasu. Nasze skrzydełka są zbyt małe i delikatne by móc latać w czasie takiej śnieżycy. Musieliśmy więc gdzieś przeczekać noc. Udało nam się wejść do twojego domu. Jesteśmy małe więc nie było to trudne. Mam nadzieję, że pozwolisz nam tu pozostać do rana? Nie będziemy sprawiać kłopotów. – Dodał z pełnym przekonaniem gość.
- Oczywiście! – Ucieszyła się dziewczynka. – A jak się nazywacie, bo chyba macie jakieś imiona? Mówią na mnie Czerwony Kapturek.
- Ja nazywam się Witek, a to moi bracia Wyrwidąbek i Wyrwinosek. – Przedstawił siebie oraz swoich towarzyszy mały elf.
- Cieszę się, że mogę was poznać. Nie bójcie się mnie. – Dodała dziewczynka wskazując na braci elfa Witka. – Podejdźcie bliżej, chcę się wam przyjrzeć. Nigdy jeszcze nie widziałam żadnego elfa.
Elfy miały bardzo sympatyczny wygląd. Od razu było widać, że są dobre i szlachetne.
Każdy z nich przy swym boku trzymał małą torbę, ale dziewczynka nie dopytywała co w nich jest. Pomyślała, że musi przygotować gościom posłanie aby mogły się wyspać i ogrzać po tak wyczerpującej wędrówce. Tak też zrobiła. Następnie sama położyła się do swojego łóżeczka, otuliła czerwoną mięciutką kołderką czując ogromne zmęczenie. W końcu było już bardzo późno i o tej porze dawno powinna już spać. Mimo to walczyła ze snem spoglądając co róż na maleńkich przybyszów. Cieszyła się, że to właśnie w jej pokoju szukali schronienia przed mrozem i śnieżycą. Zasnęła. Rano obudził ją głos mamy:
- Córciu, obudź się, jest już bardzo późno, za chwilę wychodzimy a ty nie jesteś jeszcze gotowa. Chyba miałaś jakiś piękny sen?
- Dziewczynka uśmiechnęła się, rzeczywiście miała wyjątkowo piękne sny … Ale chwila czy to był na pewno sen?
Obok jej łóżka nadal znajdowało się posłanie, które w nocy przygotowała swoim gościom.
- Czyżby to była prawda? Tak! – Krzyknęła dziewczynka.
- Coś się stało kochanie? – Spytała mama.
- Mamusiu, a czy możemy nakarmić dziś ptaki? – Spytała. – Dziś i przez resztę zimy, codziennie! – Dodała.
- Tak kochanie, właściwie to nawet wczoraj o tym pomyślałam i kupiłam specjalny pokarm dla ptaków w sklepie zoologicznym. Trzeba go tylko wsypać do karmnika. – Powiedziała mama.
- Dziękuję mamusiu, już się ubieram i zaraz się tym zajmę. – Pośpiesznie dodała dziewczynka.
Mama uśmiechnęła się. Dziewczynka ubrała się tak szybko jak nigdy dotąd i wpadła do kuchni jak tornado.
- Witaj Cesiu, wiesz, że mieliśmy w nocy gości, tylko ty i ja o tym wiemy. To dlatego byłaś taka niespokojna. Odtąd będę cię słuchać, kochana Cesia. – Czerwony Kapturek mocno przytulił szczeniaka.
Po śniadaniu pobiegła do karmnika i wsypała do niego karmę dla ptaków. Zrobiła nawet dużo więcej, namówiła na dokarmianie ptaków zimą wszystkich swoich kolegów i koleżanki. Elfy mogły być z niej naprawdę dumne.

Odnośnik do komentarza

Czerwony Kapturek i Dziewczynka z zapałkami

Na skraju wielkiego lasu stała mała chatka, a w niej mieszkała szczęśliwa rodzina. Oczkiem w głowie rodziców była dziewczynka, którą pieszczotliwie nazywano Czerwonym Kapturkiem. Dziewczynka często odwiedzała babcię, która mieszkała samotnie w niewielkim domku w głębi zielonego lasu. To babcia uszyła wnuczce czerwony aksamitny kapturek, który dziewczynka bardzo polubiła i wszędzie go nosiła.
Jak w każdą sobotę mama pakowała wiklinowy koszyczek dla babci.
- Czerwony Kapturku pamiętaj, pod żadnym pozorem nie zbaczała ze ścieżki, którą znasz i wiesz, że prowadzi prosto do domku babci. Jeśli kogoś spotkasz, nie rozmawiaj z nim. Nie każdy kto jest dla ciebie miły, chce dla ciebie dobrze. -przestrzegła dziewczynkę mama
- Dobrze mamusi, pamiętam!- beztrosko odpowiedziała dziewczynka
- Załóż również czerwony kapturek popołudniami jest jeszcze chłodno, nie chęć abyś się przeziębiła.- przestrzega mama
- Tak, tak mamusiu! Pa! Pa!- woła Kapturek wybiegający z dom
- Uważaj na siebie i pamiętaj ... - mówi mama, ale dziewczynka wybiegła już za furtką.
Czerwony Kapturek podśpiewując wesoło, zauważyła nieopodal rozwidlenia ścieżek pierwsze wiosenne kwiaty i postanowiła nazbierać bukiet dla babci. Wtem za plecami usłyszała:
- Szukałem cię! Dzień dobry moja mała! - miło zagadał wilk
-Ale czy my się znamy?- zawahał się Kapturek
-Ależ tak, przysłała mnie, na ta...tego..- jąkał się wilk
-Babcia?- podpowiedziała dziewczynka zapominając o przestrogach mamy
-Tak, tak, babunia kochana, bo w lesie jest nowy skrót do domku babci i ja ci go pokaże. Tędy, tylko szybko, popołudniami robi się chłodno i trzeba się spieszyć! - mówią to wilk ciągnie wahającego się Kapturka w przeciwnym kierunku niż jest domek babcia. -Szybciutko, szybciutko, chyba nie pozwolisz kochanej babuni czekać na podwieczorek? Ja wrócę jeszcze po chrust, który nazbierałem dla twojej babci, a ty idź i nie zbaczaj z tej ścieżki.
Wilk usłyszał w oddali zbliżający się powóz i schował się za powalonym pniem drzewa.
Czerwony kapturek posłuchał wilka i pobiegł prosto wskazaną ścieżką. Słońce chyliło się ku zachodowi, robiło chłodno i ciemno, a Kapturek wędrował w nieznane.
-Chyba zabłądziłam. Nie ma wilka, nie ma domu babcia.- pochlipywała dziewczynka- Co ja teraz zrobię? O widzę jakieś światła. Tam zapytam o drogę!

Kapturek dotarł do wielkiego miasta, mino że wielu ludzi przechodziło obok niego, to nikt nie zwrócił uwagi na samotną dziewczynkę. Ludzie byli zajęci swoimi sprawami, spiesząc się do domu, robiąc ostatnie sprawunki, omijali przerażona dziewczynkę. Wieczorny chłód zaczął doskwierać i Czerwony Kapturek nasunął na głowę kapturek i otulił się płaszczykiem. Pod jednym z domów zobaczył samotną, małą dziewczynkę, która miała na sobie tylko cienką sukienkę. Dziewczynka miała ze sobą koszyczek z zapałkami, które próbowała sprzedać, ale nikt nie chciał ich kupować. Wszyscy mijali dziewczynkę, podobnie jak Kapturka.
- Dziewczynko czy wiesz, która droga prowadzi do zielonego lasu?- zapytał Kapturek zziębniętą dziewczynkę.
- Niestety nie wiem, nie pomogę ci, jest mi tak zimno ..- i w tym momencie dziewczynka obsunęła się na chodnik.
- Pomóżcie! Pomóżcie, dobrzy ludzie!- zaczął krzyczeć Kapturek, ale ludzie tylko przyspieszali kroki.
-Kapturku, co ty tu robisz?- zapytał znajomy głos. To leśniczy z zielonego lasu, mieszkający nieopodal babci Kapturka.
-Zabłądziłam. Proszę pomóc tej biednej dziewczynce, jest taka wychudzona i zziębnięta! Proszę jej pomóc!- poprosił Kapturek nie zważają na chód, który jej również doskwierał.

Leśniczy zaniósł dziewczynkę do powozu i odwiózł obie do domu babci. Tam do sił przez kilka dni dochodziła dziewczynka z zapałkami. Czerwony kapturek oraz leśniczy często ją odwiedzali i bardzo się zaprzyjaźnili. Dziewczynka z zapłatami zamieszkał na stałe z babcią i pomagała jej w pracach w gospodarstwie. Przyjaźń jej i leśniczego przerodziła się w prawdziwą miłość i po kilku latach odbył się huczy ślub, na którym Czerwony Kapturek złapał welon.

I ja tam byłam, miód i kawę piłam! A jak to w bajkach bywa wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

A co było z wilkiem?
Wilk został skazany na prace w pobliskim zoo, gdzie poznał prześliczną wilczyce Elzę. Pod jej wpływem okazał się sumiennym pracownikiem lubianym przez dzieci. Jego podobizna została maskotką roku, a on sam doczekał się licznego stada wilczątek.

http://www.suwaczki.com/tickers/relgha00pg75am1j.png
http://www.suwaczki.com/tickers/relgx1hp8osklq3k.png
http://www.suwaczki.com/tickers/relghdge7w947kii.png

Odnośnik do komentarza

Pewnego razu gdy Czerwony Kapturek szedł do babci spotkał, dziewczynę która robiła pranie w rzece, okazało się, że ma na imię Kopciuszek. Kopciuszek opowiedział Czerwonemu Kapturkowi jakie ma ciężkie życie z macochą i przyrodnimi siostrami oraz o wielkim balu, który szykowany jest w zamku. Czerwony Kapturek postanowił, że pomoże Kopciuszkowi w sekretnym szykowaniu się do balu. Razem uszyły dwie piękne suknie i udały się na bal, bawiły się wspaniale. Kopciuszek wkrótce brał ślub z księciem a Czerwony Kapturek był jej druhną.

Odnośnik do komentarza

Czerwony Kapturek, w tej bajce Ania,
co spod kaptura włosów nie odsłania,
dzień w dzień do babci mknie na rowerze,
lub wstępuje doń bo długim spacerze.

Razu pewnego zboczyła z drogi
gdzieś, gdzie dotąd nie poniosły jej nogi.
Nagle w oddali słyszy szum i krzyk.
Któż to tak woła? To Rumpelsztyk!

Z pieńka na pień raz, dwa przeskakuje
i wiersz o sobie w kółko deklamuje.
Ania, wiedząc, z kim ma do czynienia,
wyciąga z koszyka coś do jedzenia.

Losowo chwyta świeżutki pączuszek.
A karzeł na to: „Dziewczynko, mój brzuszek
nie zaznał sytości już od kilku dni
jedzenie na jawie wciąż mi się śni!

Wspomóż mnie zawartością koszyczka!”
A Ania na to: „Głód Rumpelsztyczka
dopadł, doprawdy? A to ci heca!
Dam Ci się najeść, lecz najpierw obiecaj:

że nikogo nigdy już nękał nie będziesz!”
„Obiecam… co zechcesz! Daj pączka czym prędzej!”
I słowo się rzekło, nie było odwrotu.
Odtąd Rumpelsztyk nie sprawiał kłopotów

ani dziewczynom, ani młynarzom,
ni gospodyniom, czy gospodarzom…
Wędrował po lasach z koszykiem słodkości
i z rzadka do Ani przychodził w gości.

KONIEC

Odnośnik do komentarza

Pewnego wieczoru rozpętała się potężna burza. Grzmiało i błyszczało, a deszcz lał się strumieniami. Wiał gwałtowny wicher i zrobiło sie wręcz przerażająco. W taki czas urocza dziewczynka w czerwonym płaszczyku z kapturkiem, po długiej wędrówce przez las, zapukała do bram królestwa... otworzono jej po chwili i zaprowadzono do króla.
Och, jak ona wyglądała! Woda ściekała jej z włosów i czerwonego ubranka, kapała z czubka nosa wprost na buty i wylewła się z nich po chwili, a ona pomimo tego uśmiechała się grzecznie.
- Witam - powiedziała - słyszałam, że książe szuka żony..., a ja jestem najprawdziwszą księżniczką, moja babcia zawsze mi to powtarza na uszko do snu. :)
- Król szczerze się uradował, ale królowa - kobieta znająca życie z różnych stron :) postanowiła delikatnie sprawę wybadać. Poszła więc do komnaty, w której uszykowała "wygodne" łóżko dla swojej ewentualnej synowej
( hmm...samo życie)..., zdjęła z łoża całą pościel, a na samym jego dnie położyła maleńkie ziarenko grochu. I aby perfekcyjnie przykryć ziarenko, ułożyła na nim dwadzieścia materacy, a na nich dwadzieścia puchowych pierzyn i zaprosiła do "wypoczynku" dziewczynę.
Rano, z nieukrywaną ciekawością zapytała rzekomej księżniczki, czy dobrze spała.
- Ach, było mi okropnie niewygodnie! - powiedziała księżniczka w czerownym odzieniu - przez całą noc śnił mi się wilk. Tak szybko uciekałam, że poobijałam się o badylki i krzaki i jestem cała posiniaczona..., albo może to łóżko było tak twarde..., hmm nie wiem co było w tym łóżku? - ale nie ładnie tak z mojej strony narzekać w gościach - zasmuciła się dziewczyna.
Królowa ze zdziwieniem i radością przekonała się, że "czerwona księżniczka" to najprawdziwsza z księzniczek..., skoro przez dwadzieścia materacy i dwadzieścia puchowych pierzyn wyczuła małe ziarenko grochu. Tak delikatna mogła być tylko prawda!!!
A później... młodzi poznali się i zakochali się w sobie miłością prawdziwą..., a szczęśliwa "czerwona księżniczka" nie pozwoliła już swojej teściowej ścielić żadnego łóżka... i od tego czasu wilk w snach nikogo nie niepokoił! :)

Odnośnik do komentarza

Kochani!

Z ogromną przyjemnością chcemy ogłosić zwycięzców konkursu! Należą do nich:
atram86
Carflo

Serdecznie gratulujemy jednak wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie. Waszą fantazję i talent pisarski z pewnością jeszcze nie raz poddamy próbie w innych konkursach :-)

Osoby, które wygrały, prosimy o przysłanie swoich danych do wysyłki na adres: konkursy@parenting.pl
W temacie wiadomości należy wpisać swój nick z forum oraz nazwę konkursu.

Zapraszamy wszystkich do udziału w pozostałych konkursach :-)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...