Skocz do zawartości
Forum

Majóweczki 2015


Joasia21

Rekomendowane odpowiedzi

Zielona a jak maluszek ?? Lepiej już czy dalej wymiotuje ? Ja nie wiem co jest nie tak z tymi lekarzami ... my dostaliśmy skierowanie na izbę przyjęć ze tam mają nam zrobić rtg i usg i obyło się bez terminów wszystko zrobione na cito tego samego dnia. Diagnozę postawili ... leżelismy kilka dni i sprawa załatwiona dziecko zdrowe wpisali i tyle a ty biedna dzwon i umawiają się na odległe terminy kiedy dziecko dalej cierpi. "Kocham" NFZ! W taki upał jeszcze mi ciśnienie skoczylo;D

Odnośnik do komentarza

Hej. Dawno mnie tu nie było a nadrobić Was graniczy z cudem. Moja Anastazja jutro kończy 3 miesiące i mam problem może coś poradźcie. Od kilku dni robi lekko wodniste kupki żółte z dodatkiem zielonego i ma na twarzy wysypka taka kaszkę i jest trochę bardziej rozdrażniona . Podaje jej nan 1 i zastanawiam się czy nie przejść na nan ha. Poradźcie coś może to nietolerancja laktozy

Odnośnik do komentarza

To był maj. Pachniała Saska Kępa.

Brzuch pobolewa lekko, jak na okres. Dzwonię do znajomej położnej, pytam o możliwe scenariusze, a ona: "dosmażaj te cholerne pierogi i jedź bo rodzisz! Ty próg bólu masz pod sufit". Ok, dosmażam, dzwonię do kumpeli, trę kartofle, smażę jeszcze placki, gorące pakuję w pojemnik po śledziach.
Zbiera mnie przyjaciółka i jedziemy, po drodze załatwiając żłobek, jakieś zakupy, generalnie luz. Po drodze jemy te cholerne placki, olej cieknie nam po łokciach. W końcu jedziemy do porodu.

Na izbie przyjęć miło i przyjemnie, cegły i tynk sypią się na łeb, zerkam, czy mnie jakiś szczur w kostkę nie uciapie. Po badaniu doktory mówią, że owszem, rozwarcie lekkie jest, czop odszedł ale to jeszcze może być hu hu! Ja szczęśliwa że wracam do domu, przyjaciółka wściekła. Drąży temat. Wydrążyła, że ja po terminie, żem szurnięta, że do szpitala daleko i pewnie urodzę pod kioskiem ruchu. Skubana, przekonała lekarza i w akompaniamencie mojego rzucania mięsem poszłyśmy się zalogować na septyk (nigdzie indziej miejsca nie było). Podpisuję papiery, że zgadzam się na wszystko, co personel będzie chciał mi zrobić na terenie szpitala, łącznie z przebraniem mnie za jakąś postać z bajki (bezgranicznie ufam personelowi). Kolacji nie dostałam, ale miałam krówki. W sali miło, ciężarne ze swoimi facetami, ja ze swoimi krówkami, kontempluję lekkie acz regularne skurcze.
Przed północą już nie dają mi spać, więc żeby nie zaparowała sala od mojego sapania, wychodzę się przejść. Tam dopada mnie położna i goni na badanie. Lekarz, który praktyki studenckie dostał chyba tylko w rzeźni, na wszelki wypadek każe przenieść się na blok porodowy.

Pakuję się po ciemku i z walizką pyr pyr pyr - jadę na skazanie. Kładą mnie na "jamniku", za zasłonką prysznicową dziewczyna z dziecięciem wypiętym dupą na świat, w bólach czeka na cesarkę. Gadamy, potem łazimy na zmianę oddychając teatralnie jak położne kazały. Piję wodę, jem krówki, marzę o pasztecie, który mam w walizce. Na bloku kategoryczny zakaz spożywania czegokolwiek, oprócz krówek oczywiście. Ktg, jedno... drugie...fyfnaste...współcierpiąca cierpi jakby bardziej, ja pajacuję i zabawiam położne. Ordynator nad ranem zarządza rozpakowanie współcierpiącej, tną, ona wrzeszczy, nie zadziałało znieczulenie, dobijają ją morfiną. Mi ze strachu zatrzymuje się akcja porodowa. Kulam się tak do rana ze skurczami jak pierdnięcia komara, aż przychodzi ordynator i przemawia:

OKSYTOCYNA! Ja, że po moim trupie. Że bez śniadania nie rodzę i idę sobie. On, że na bloku porodowym nie można spożywać posiłków. Ja, że biegam i wiem, co to znaczy wysiłek na czczo i że miło było poznać. Szukam kapcia, zasuwam walizkę. Ordynator wychodzi, słyszę z oddali głos położnej: "przecież się nam tymi krówkami pożyga a nie urodzi". Po chwili wjeżdża pielęgniarka z wózeczkiem, na wózeczku pachnący chlebek, marmoladka, serek, słodzona herbata! Jezu, jakie to było pyszne!!!
Lekarze i pielęgniarki latają do kolejnych cesarek w asyście studentów (robią je tam jedna za drugą, szpital kliniczny, sala jest za porodówką), ja na środeczku przeżuwam te kromale, jakby to była abrozja i ostatni posiłek w moim życiu. Położne rozbawione moją postawą, śmieją się i żartują. Czuję się jak Artur Andrus na antenie. Dopijam herbatę i mogę umierać. Do umierania przydzielają mi dwie studentki, wspaniale! Od tej pory mam cudowną położną, którą należałoby odznaczyć krzyżem waleczności i wspaniałe studentki, które masują, przynoszą, odnoszą, podają, wołają, robią półgodzinny prysznic, potem drugi.

Oksy działa od razu, zaczyna się 11-ta godzina na bloku porodowym. Z personelem przechodzę na "ty", rozmawiamy o życiu, miłości, podwyżkach. Między skurczami oczywiście, które od razu są potężne i idą z krzyża. "Eeeee urodzę zaraz pewnie", myślę. Badanie, rozwarcie postępuje wolno, doktory dochodzą do wniosku, że w tym tempie urodzę na przełomie września i października. Podkręcają. Skurcze idą potężne i z krzyża. Ból odbiera mi rozum, ale poczucia humoru jeszcze nie. Położna zdaje relacje na żywo przez tel. mojej przyjaciółce, która w miedzyczasie usiłuje podrzucić komuś swoje dzieci i jechać mnie ratować. Jakoś.

Łażę, obliczam odległości między sprzętami, na których mogę się uwiesić w trakcie skurczu. Ze stojakiem na kroplówkę wyglądam jak Mama Muminka na prąd na mistrzostwach gminnych w zumbie. Śpiewam, płaczę, śmieję się, naśladuję na przemian krowę i mysz, rzucam kurwami. Rozwarcie wlecze się jak podliczanie głosów w wyborach samorządowych. Położna przebija pęcherz z wodami. Zielooone!. Ale nie tną, każą donieść ten krzyż. Zatem łażę dalej, a studentki z mopem chodzą za mną i wycierają seledynowe wzory, które maluję wdzięcznie po posadzce. Ktoś dzwoni, myślę, że przyjaciółka, odbieram, a tu przedstawia się wielce zajebista persona ze świata "ĄĘ" i zaczyna wywód. Nie daję owej personie skończyć i zrywam połączenie. Za chwilę oddzwaniam i oznajmiam owej personie, że owa persona ma się streszczać i ma dwie minuty, bo rodzę i zaraz będzie kolejny skurcz. Facet się zaczyna jąkać i rozkłada wywód na dwa skurcze. Wszyscy wokół śmieją się do łez, mi już tak wesoło nie jest.
Dwie minuty - zgon - dwie minuty - zgon. Wyczerpałam wszystkie życia w tym lewelu, kurde myślę sobie. Będę pierwszą, która umrze z bulu, jakby to powiedział ustępujący wczoraj prezydent RP. Wciskam piłkę w piętro niżej, po chwili zaczynam mieć wrażenie, że z piłką wcisnę tam dziecko. "Nie popieraj" słyszę. Kurwa! Mogę nawet do końca życia prasować, ale nie popierać nie potrafię! Słabo kojarzę, co się wokół mnie dzieje, zaczynają mnie pakować, gdzieś prowadzą, po drodze padam kilka razy jak Jezus w drodze na Golgotę. O, sala rodzinna! I jaka wielka rodzina! Przyjaciółka, kilkanaście studentek, położna... jak na wigilii! Dopadam piłkę i dalej wciskam w nią dziecko, krwawiąc już i rycząc jak jeleń na Roztoczu.

Łaskawcy, pozwalają wejść na łóżko i przeć. Na boku, na plecach, na boku, na plecach. Kiepsko idzie, ktoś palnął, że jeszcze tylko 10cm, ja się wkurzam i spokojnie rzucam mięsem (wcześniej przed partymi byłam bardzo religijna ponoć, wzywałam połowę towarzystwa z litanii). Jak mięso nic nie dało, zaczęłam krzyczeć ratunku i pomocy. Nie pomagali, z zimną krwią kazali rodzić dalej. Po 1,5 godziny tej zabawy w parcie i taczanie studentki, do których stałam otworem z zachwytem zapiszczały: "włosy!" Położna nacina, ja mam wrażenie, że nacięła aż do kolana. Jedna studentka zaczyna płakać i wybiega, ja wypycham głowę a potem resztę wielmożnego, którego kładą mi na klacie. Wielka, niebieska kupa ciepłego mięsa - to było pierwsze wrażenie. Zabrali, bo krew pępowinowa, ale nie goniłam za nimi. Jakieś łożysko, krew, sporo krwi. Wtedy dopiero wyraźnie dostrzegłam przyjaciółkę i powiedziałam "o, zdążyłaś". Przyszedł lekarz, młody wesoły i tak młodo i wesoło mówi" ależ pani popękała! Warstwowo poszyjemy, ładnie, jeszcze się pani przyda!". No i szyje, godzina mija, gawędzimy, on coś tam o wniosku o wycinkę drzew przed budynkami, ja prawie się zrywam z łóżka i chcę go bić. Płonne nadzieje, więc uspakajam się i dalej gawędzimy o poszczególnych okazach. Potem o tym chodziły anegdoty, ale nikt nie wiedział, że to ja. Mi też opowiadali o rodzącej, co się z lekarzem przy szyciu pokłóciła.

Zszył, obiecał osobiście dopilnować, żebym śliczna była. A potem zemdlałam. Koniec.

5 dni w szpitalu, bo po takim cerowaniu byłam w gorszej kondycji, niż niektóre dziewczyny po cc. Wozili na wózku z braku hemoglobiny, lekki kosmos. I nieprawda, że ból się zapomina. Że zawsze. I że się dziecko od początku kocha, i że szczęście niewymowne, i że dziecko pachnie i że jest pięknie. Nie jest, ale od tej pory nie da się wyjść i przejść do innego rozdziału, trzeba być sobie sterem, okrętem i piaskarką.
I jak to Piotrek Żyła (ten, co lata z nartami) mawiał, "luz w dupie". Ze spiną też można, ale po co. Amen.

bojkot suwaczka

Odnośnik do komentarza
Gość olaaa1981

No wlasnie ,Dominika,dlaczego zazdroscisz? Ja to przerobilam,jak kilka lat sama moja Karle wychowywalam,i niby mialam dobra prace,mieszkanie,wsparcie rodzicow,a jednak nie było to takie latwe miec to wszystko na glowie.Jasne,ze lepiej samemu,niz ze zjebem (potwierdzam z autopsji),ale we dwoje lzej pcha się ten wozek (to tez z obecnej sytuacji mogę powiedziec)

Odnośnik do komentarza
Gość zielooona

Kaseta, masz racje, pójdę w pon po skierowanie na ip, dzięki!!

Maratonka! A myślałaś o mnie przy porodzie? :P ja sobie wyobrażałam nasz wyścig ze jesteś krok przede mną i szło! :P hah
Przypomnialas mi moja rzez! :D

Juz tak się cieszyłam, w nocy jedno karmienie bez wymiotów i popołudniu a teraz go nawet nie zdążyłam do odbicia podnieść i wszystko poszło :(

Odnośnik do komentarza

Zielona ja bym nie patrzyla na zarazki tylko jak bedzie mozliwosc to jechala na ip
my mamy ten plus ze sa dwa szpitale typowo dzieciece i do jednego z nich z mala pojechalismy tak sie wtedy darla ze nic nie pomagalo nawet leki przeciwbolowe okazalo sie ze raz to przez kolki a dwa przez czeste ulewanie miala podrazniony przelyk dostalismy przykaz zageszczania nutritonem i jak reka odjal bylysmy piec dni tez mi sie serce krajalo ze musi byc w szpitalu z innymi chortmi dziecmi i ze moze cos zlapac ale ulokowano nas na sali niezarazajacej a chore dzieci nie wychodzily ze swoich sal przy okazji porobili jej wszystkie mozliwe badania zeby wykluczyc refluks na ktore normalnie pewnie czekalabhm tak dlugo ja Wy :/
a przy tych upalach duzo nie trzeba zeby sie maluch odwodnil tym bardziej ze nie toleruje butelki :/
Trzymamy z Zuzia kciuki zeby wszystko sie szybko rozwiazalo i zyczymy Ci duzo sily (ja ryczalam nawet przy lekarzach ktorzy poczatkowo mysleli ze wyolbrzymiam problem placzu z bolu malej az sami sie przekonali jak ja pol oddzialu slyszalo i wszelkie niezawodne metody antykolkowe nie dzialaly)

http://www.suwaczki.com/tickers/ug37ej28nvgsbwu6.png

http://www.suwaczki.com/tickers/thgfhgqs4627nb6y.png]Tekst linka[/url]

Odnośnik do komentarza

~zielooona
Kulka jestem uziemiona dziś do 23 aż D z autem z pracy wróci. :/ a jutro chyba nic nie załatwimy bo sobota to chyba badan nie robią? :/

Cholero - bier taxi i jedź!!! Przyjmą Was, porobią wszystkie badania, zdiagnozują i poradzą co i jak - jak Patka pisze. Gorąco ma być jeszcze długo - będziesz czekać, aż Tygrys się odwodni?!

 

♥️Najpierw mieliśmy siebie 💚 2006💛Potem mieliśmy Was💙 2015♥️ 2017💜2020❤Teraz mamy wszystko💜

Odnośnik do komentarza
Gość olaaa1981

Maratonka,tez się usmialam czytajac Twojego posta,tylko to raczej smiech przez lzy z pieknym finiszem:)Zielooona ja bym pojechala na IP,nawet bym się nie prrzyznala,ze mam skierowanie do poradni.Im wiecej opinii tym lepiej,na pewno zrobia usg,krew i mocz ,i moze akurat trafisz na fajnego lekarza :) przeciez nikt Cie sila do szpitala nie polozy.Jedz jutro z rana,albo nawet dzisiaj w nocy,nikt Cie nie oleje z takim maluchem w upaly.A Twoj lekarz już Ci wiecej nic nie powie. A tak z innej beczki,jak Dzimmy?potwor wodny:)

Odnośnik do komentarza

Maratonka czytam Twój opis i myślę sobie: w sumie to zabawny poród ;) ale wiem, co się za tym kryje, bo miałam dość podobny - brrr... Jesteś silna i dzielna :*
A zgodziłaś się ostatecznie na oxy? Bo ja nie, a i tak mi dali :[
Straciłam tyle krwi, że padłam pod łóżko i rozwaliłam bark - dołożyli mi kolejnych szwów do kolekcji :/

I zgadzam się: nieprawda, że ból się zapomina; że się dziecko od początku kocha; że szczęście niewymowne; że dziecko pachnie i jest pięknie. Oj filmowy obraz doprowadził mnie do depresji, bo myślałam, żem zła matka :(

 

♥️Najpierw mieliśmy siebie 💚 2006💛Potem mieliśmy Was💙 2015♥️ 2017💜2020❤Teraz mamy wszystko💜

Odnośnik do komentarza

tez uwazam ze porodu sie nie zapomina.. zelaszcza jesli jesli wywo€ją na chama.. a dziec nie chce wyjsc a cialo chce przec.. :/

maratonka poza wstepem (plackami i pierogami :) u mnie poród identyczny.. oksy o 11 i skurcze co 1-2 min odrazu, koniec po 22.. wspolczuly mi tylko studentki a personel sie pojawial raz na godzine.... tylko ze po wszystkiemu nikt wozeczkiem nie wozil a zostawili na sali poloznic z dzieckiem pod pacha o 1 w nocy i pokazali sie o 8 zmierzyc temp. lazienka byla na koncu dluuugiego korytarza do ktorego szlam chyba godzine modlac sie by nie zemdlec.. a zszyli tak ze mam dziure miedzy nogami i kaza na plastyke isc albo drugi raz rodzic i lepiej zszyc.
...

łączę się w BULU.

http://www.suwaczki.com/tickers/relgdf9h8lyk7xt9.png

Odnośnik do komentarza

Cholero - bier taxi i jedź!!! Przyjmą Was, porobią wszystkie badania, zdiagnozują i poradzą co i jak - jak Patka pisze. Gorąco ma być jeszcze długo - będziesz czekać, aż Tygrys się odwodni?![/quote]

Zielooona, zbierajcie się, jesteś najważniejsza na świecie dla Filipa, Twój spokój też. Doktory zbadają i w najgorszym (najlepszym!) wypadku wyjdziesz na przewrażliwioną. I chwała Ci za to :*

ps. myślałam co drugi skurcz, do końca miałam nadzieję, że będę pierwsza :)

bojkot suwaczka

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...