Skocz do zawartości
Forum

Napady lękowe, silny stres...


Gość April_01

Rekomendowane odpowiedzi

Gość April_01

Witam serdecznie :)
Od dłuższego czasu znajduję się w silnym stresie. Na początku denerwowały mnie jakieś drobne sprawy: typu zachowanie ludzi, po prostu mnie to drażniło. Przez dłuższy czas miałam również bardzo niepewną sytuację emocjonalną związaną z moim obecnym mężem. Ja byłam zdecydowana na związek z nim on nie do końca. Trwało to cztery lata. Wykończyło mnie to psychicznie. Zauważyłam że po tym zrobiłam się bardzo słaba psychicznie, zrobiłam się płaczliwa, nie potrafiłam sama siebie obronić... Sytuacja w związku zaczęła się stabilizować natomiast pojawił się problem z moją pracą. Z wykształcenia jestem pedagogiem, niestety nie zaczęłam pracy w zawodzie zaraz po ukończeniu szkoły i teraz jestem nieszczęśliwa w pracy której nie lubię w dodatku z ludźmi z którymi nie potrafimy się dogadać. Dobijają mnie sytuacje kiedy dowiaduje się o zdradzie w pracy, że mimochodem słyszę jak ktoś z kimś się spotyka a wiem że ma żonę i męża.... przestałam przez to ufać swojemu partnerowi, pociągnęło to za sobą kolejną dozę nienawiści do tego miejsca. Myślę że poradziłam sobie jeżeli chodzi o zaufanie do partnera, ale pojawiły się kolejne sytuacje stresujące. Poroniłam w kwietniu, 28 czerwca miałam obronę pracy magisterskiej a 08 lipca ślub. Ogólnie jestem nieśmiałą osobą i jakiekolwiek wystąpienia publiczne są dla mnie katorgą. Kilka dni przed obroną pojawił się pierwszy atak paniki. Oglądaliśmy film dość brutalny o nastolatkach którzy zamordowali dwójkę dorosłych osób. Wszystko było tak realistycznie przedstawione że zaczęłam zastanawiać się nad tym że najgorsze jest to że teraz tez się słyszy o takich nastolatkach i jakie to przerażające. Nie wiem jak ale nagle zrobiło mi się słabo, mój mąż (wtedy jeszcze narzeczony) zaniósł mnie do łóżka, wycierał zimnym mokrym ręcznikiem i czekał kiedy się uspokoję. Do tego doszło szybkie bicie serca, drgawki, później było mi niedobrze... Poszłam do lekarza który przepisał mi neurol i proplanolol. Niestety już prawie dwa tygodnie biorę te leki nie czuję zmiany. Kończy mi się urlop i jestem przerażona powrotem do pracy, nie śpię, dodatkowo wszystkie wyjścia paraliżują mnie, boję się że zemdleję lub stanie się coś nad czym nie zapanuje. Wiem, że napisałam to dość chaotycznie ale mam nadzieje że ogólny zarys mojej sytuacji jest zrozumiały. Z góry dziękuję za podpowiedź co zrobić.

Odnośnik do komentarza

dzis dopiero odpowiadam, bo byłam na urlopie.
Z opisu wyglada, że warto byłoby skonsultowac z lekarzem te leki, dlaczego nie działaja, może lepsze byłyby jakieś inne. Poza tym polecałabym konsultację terapeutyczna i rozważenie podjęcia psychoterapii. To mogłoby pomóc zorientować się w problemie i w poradzeniu sobie z nim. Czy myslala Pani o tym? Gorąco polecam, to naprawde działa!

Odnośnik do komentarza
Gość April_01

Skorzystałam z Pani porady i udałam się do Psychologa. Od sierpnia byłam na pięciu wizytach i staram się to robić regularnie. Okazało się że wszystkie objawy o których pisałam to reakcja mojego organizmu na stres. Przez te wszystkie lata nagromadziło się tyle negatywnych emocji, które nie zawsze miały swoje ujście. Psycholog poradziła mi abym zmierzyła się jeszcze raz z wszystkimi emocjami związanymi z poronieniem i całym pobytem w szpitalu jak i planami i nadziejami które wiązałam z dzieckiem. Przepłakałam masę czasu ale jest lepiej. Nie mogę niestety powiedzieć, że w pełni wróciłam do równowagi psychicznej, bo bezustannie czuję obawę, że lęki wrócą i że nie poradzę sobie ze stresem, ale każdy dzień jest dla mnie wyzwaniem i staram się temu podołać. Chciałam jeszcze jedną bardzo ważną rzecz dodać o której nie powiedziała mi lekarka przepisująca proplanonol i sedam a mianowicie to, że są to leki bardzo uzależniające (nawet małe dawki powodują uzależnienie, a dodam że nie rozwiązują problemu tylko go blokują i ogłupiają człowieka) Kiedy poszłam do Psychologa powiedziała mi, że objawy z ostatniego czasu jakie jej opisałam doskonale pasują do objawów odstawiennych... Byłam już uzależniona od tych tabletek, więc na początku to była walka o oczyszczenie organizmu z tego świństwa i zaprzestanie myślenia o tych lekach jak o złotym środku. Jeżeli ktoś ma takie problemy jak ja lub nawet zbliżone naprawdę radzę jak najszybciej udać się do psychologa, porozmawiać, wypłakać się na zapas zacząć szukać innych ujść negatywnych emocji ale pod żadnym pozorem proszę nie brać leków. Jeżeli faktycznie sytuacja będzie tak ciężka, że po prostu inaczej nie da się rady proszę udać się do psychiatry, który zapisze odpowiednie leki ale już takie, które nie uzależniają. To również przekazała mi pani Psycholog. Cały czas zastanawiam się ile jeszcze potrwa to aż dojdę do stanu sprzed np dwóch lat, pytałam o to psycholog, a ona odpowiedziała mi, że powinnam się cieszyć że mój organizm daje mi sygnał jak jest coś nie tak, przynajmniej wiem kiedy muszę wystopować, odpocząć i zrelaksować się. Bywa też tak, że niektóre osoby nie mają żadnych symptomów i cały stres gromadzi się w nich, a organizm dopiero jak się podda da o sobie znać np. zawałem serca, lub udarem. Czeka mnie jeszcze dużo pracy żeby opanować wszystkie emocje które się we mnie kumulują i będę ustawicznie poszukiwać dobrego ujścia tej negatywnej energii. Na początku terapii był to płacz. Psycholog poradziła mi żebym nawet na siłę płakała żeby to było coś na wzór katharsis, i tak też się po pewnym czasie stało. Jeżeli ktoś chciałby porozmawiać na ten temat to zapraszam, z chęcią odpowiem na pytania i podzielę się swoim doświadczeniem.

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie!

Chciałam nawiązać do wcześniejszej wypowiedzi. Bardzo wiele ludzi myśli i wierzy w to niezbicie, że przyjmując leki psychotropowe pomoże sobie i szybko zapomni o wszystkich swoich problemach. Niestety, farmakoterapia, jak słusznie Pani zauważyła, blokuje, tj. zagłusza objawy chorobowe, ale ich nie niweluje. Farmakoterapia nie znosi przyczyn kłopotów, jakie ludzie prezentują! Dopiero psychoterapia pozwala dotrzeć do źródeł problemów, przepracować je i konstruktywniej radzić sobie w życiu. Dlatego najlepiej stosować połączenie psychoterapia + farmakoterapia. Obecnie, medycyna oferuje wiele środków (antydepresantów, neuroleptyków, leków przeciwlękowych), które mają mały potencjał uzależniający. Chodzi tylko o to, by dobrać indywidualnie do każdego pacjenta odpowiednie leki i dostosować ich dawki.

Polacy zbyt mocno wierzą, że łykając kolejną tabletkę, rozwiążą wszystkie swoje problemy. Czasami trzeba dać sobie właśnie czas na wypłakanie, pomilczenie, wygadanie, przeżycie do końca różnych trudności życiowych typu: problemy zawodowe, kryzysy małżeńskie, traumy poronienia, kłótnie z przyjaciółką, nieporozumienia rodzinne, problemy wychowawcze itp. To żaden wstyd skorzystać z pomocy psychologicznej. Nie każdy od razu potrzebuje psychoterapii długoterminowej. Niekiedy wystarczy jednorazowa konsultacja i człowiek zaczyna lepiej rozumieć siebie, motywy sowich zachowań, własne emocje itp. Trzeba dać sobie szansę i umieć skorzystać z pomocy, którą oferują inni.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Chciałam nawiązać jeszcze do jednej ważnej rzeczy. Od czasu kiedy staram sobie radzić sama bez pomocy psychologa, zauważyłam u siebie taki jakby regres w zachowaniu. Od małego dziecka byłam nieśmiała, niewiele się udzielałam, miałam (i uważam że nadal tak jest pomimo zapewnień męża i osób mi najbliższych) niską samoocenę. Bywały okresy w moim życiu, że próbowałam się wybić np na studiach- na zajęciach, kiedy to prowadzimy rozmowy z wykładowcą, rzucane jest pytanie, nikt się nie odzywa, a w środku mnie krzyczy głos: zgłoś się przecież doskonale znasz odpowiedź. Czasami było za późno, a czasami zmusiłam się do wygłoszenia publicznie swojego zdania. Jednocześnie wiązało się to dla mnie z pojawieniem się ogromnego rumieńca na twarzy. Po tym jak poroniłam, zaczęłam bać się kontaktu z ludźmi, bałam się nawet przebywać w ich towarzystwie. Znowu zaczęłam starać się i walczyć z nieśmiałością. Czasami mi się udawało, a czasami poległam w walce. Zmierzam do tego, że zastanawiam się dlaczego tak się dzieje, że jedni mogą wypowiadać się (czasami naprawdę nie na temat i niemądrze ;) ) bez zająknięcia, z wielką powagą, a inni pomimo tego, że wiedzą doskonale jak ułożyć wypowiedź i że ta wypowiedź byłaby trafna- paraliżuje ich strach przed ośmieszeniem i nie mówią nic. U mnie przyjmuje to też taką formę, że nawet w sytuacji gdzie np przełożony zwraca uwagę mojej koleżance z pokoju to ja, a nie ona się czerwienię. Nie rozumiem tego dlaczego pojawiło się to po tej traumie, którą przeżyłam. Z drugiej strony można pomyśleć że skoro przeżyłam stratę, poradziłam sobie z nią na swój sposób, to nic innego nie powinno mnie wyprowadzić z równowagi i w sumie powinnam nabyć pewnego przeświadczenia, że nie mam się czym przejmować, bo w skali tego co odczuwam to mały "pikuś" coś co dzisiaj jest, a jutro tego nie będzie. Ale tak nie jest. Nie do końca wiem jak mam sobie z tym poradzić, a że w krótkiej charakterystyce która zamieszczona jest o Pani osobie przeczytałam, że interesuje się Pani tematyką nieśmiałości pomyślałam, że może będzie Pani w stanie mi to jakoś wytłumaczyć. Jak mam sobie z tym radzić i czy istnieje w ogóle szansa, że można w końcu przejść nad tym do porządku dziennego. Z góry dziękuję za odpowiedź i czas jaki mi Pani poświęciła :)

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie!

Każdy z nas intuicyjnie wie, czym jest nieśmiałość. Słysząc to słowo, przywołujemy w pamięci obraz skrępowanych nastolatków stojących pod ścianą na szkolnej dyskotece i bojących się poprosić którąkolwiek z koleżanek do tańca, wizerunek doskonale przygotowanego studenta, który paraliżowany obawą kompromitacji przed innymi, nie ma odwagi podnieść ręki i odpowiedzieć na proste pytanie profesora, na które zna odpowiedź, postać młodej kobiety oblewającej się rumieńcem i drżącej ze zdenerwowania w obliczu konieczności wystąpienia z odczytem przed licznym gremium. Nieśmiałość to inaczej wstydliwość, zażenowanie, onieśmielenie. Pyta Pani, dlaczego niektórzy są nieśmiali i tak, jak Pani czerwienią się albo krępują zgłosić się do odpowiedzi, mimo iż świetnie są przygotowani do zajęć, a inni są pewni siebie i nawet nie mając nic błyskotliwego do powiedzenia, będą nad wyraz aktywni. Nad fenomenem nieśmiałości zastanawiało się wielu badaczy. Bardzo często nieśmiałość łączono faktycznie z niską samooceną. Jest wiele różnych definicji nieśmiałości, np. nieśmiałość to skłonność do odczuwania niepokoju w obecności innych ludzi, osoba nieśmiała to osoba łatwa do przestraszenia, bojaźliwa, ostrożna, nieufna. Tak naprawdę żadna z tych definicji nie jest poprawna, bo nieśmiałość to szerokie kontinuum psychologiczne, obejmujące lekkie okazjonalne uczucie skrepowania, ale też nieuzasadniony lęk przed ludźmi czy też skrajne przeżycia nerwicowe. Nieśmiałość manifestuje się też w sposób fizjologiczny. Do somatycznych oznak nieśmiałości zalicza się: przyspieszone tętno, czerwienienie się, suchość w ustach, drżenie, pocenie się, ściskanie w żołądku itp.

Najczęściej przyczyną nieśmiałości jest brak umiejętności społecznych, by relacje interpersonalne przebiegały sprawnie albo brak wiary w samych siebie (niska samoocena). Nieśmiałość wynika z zaburzonej percepcji natury relacji między ludźmi – człowiek nieśmiały boi się, że wypadnie kiepsko w oczach innych, więc na wszelki wypadek woli nie wybijać się przed szereg, woli pozostać w cieniu i milczeć, bo wtedy czuje się bezpieczniej. Osoba nieśmiała jest też bardzo samoświadoma, tzn. że bezustannie analizuje swoje reakcje, zachowania, słowa i poddaje to wszystko ostrej krytyce. Według Marii Tyszkowej, nieśmiałość to określona struktura osobowości, na którą składają się wysokie standardy „Ja idealnego” (jaki chciałbym być), rozbieżność między „Ja idealnym” a „Ja realnym” (jaki jestem), niska samoocena, poczucie nieadekwatności do własnych ideałów osobowych, poczucie zagrożenia społecznego.

Jest wiele różnych przyczyn nieśmiałości, podobnie jak istnieje wiele typów samej nieśmiałości (jest nieśmiałość chroniczna, przejściowa, sytuacyjna itp.). Niektórzy twierdzą, że za nieśmiałość odpowiadają geny i wrodzony temperament – niektórzy z nas są śmiałymi ekstrawertykami, inni z kolei asekuranckimi introwertykami. Inni uważają, że o poziomie nieśmiałości przesądza typ układu nerwowego i nie mamy za bardzo na to wpływu. Behawioryści uważają, że człowiek uczy się być nieśmiałym w toku życia, że w nieśmiałość mogą nas wyposażyć nasi rodzice, którzy stosują wadliwe metody wychowawcze. Psychoanalitycy powiedzą, że nieśmiałość to konsekwencja nieuświadomionych konfliktów wewnątrzpsychicznych. Nie ma jednej przyczyny nieśmiałości. Nieśmiałość tak naprawdę jest wypadkową reaktywności, substancji chemicznych w mózgu, surowego traktowania przez rodziców i nauczycieli, nieakceptacji swojego wyglądu, docinków ze strony rówieśników, a nawet oczekiwań kulturowych.

O tym, jak radzić sobie, chociażby doraźnie, z nieśmiałością, może Pani przeczytać pod poniższym linkiem: Jak sobie radzić z nieśmiałością? | abcZdrowie.pl. Polecam też Pani książkę Zimbardo „Nieśmiałość – co to jest? Jak sobie z nią radzić?”. Jest świetna i napisana przystępnym językiem. W książce zamieszczony jest kwestionariusz, na podstawie którego może Pani u siebie zbadać poziom nieśmiałości.

Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do rozmowy! :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...