-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez goskasos
-
kasiawawa - jak to łatwo powiedzieć "nie spiesz się do domu..." :(((( Ja wiem że tu jest opieka i że nie zaszkodzi zostac pare dni dluzej, ale to już chyba ponad moje siły... Ale to jest myslenie dzisiejszego dnia, myslenie zawiedzionych nadziei ;)) Jutro bedzie lepiej :)))))))
-
Cześć mamusie i brzusie ;))) Na początku jak zwykle przepraszam że nie pisałam, ale nie mam czasu sie w dupke podrapać tak naprawdę. Martusia juz od półtora tygodnia jest ze mna na sali, na poczatku mialam ja tylko na dzień, po dwóch dniach zaczęła zostawać tez na noc. Moje dziecko jest tak spokojne, że nie słyszałam tak naprawde jej płaczu przez te dwa tygodnie jej życia. Musze sobie budzik ustawiac na nocne karmienie co 3 godziny. MASAKRA!!!! Jaka ze mnie wyrodna matka!!! Wyobraźcie sobie że już 2 razy udalo mi się zaspać, nie słyszałam budzika, dziecko sobie w najlepsze leży z oczkami otwartymi ponad 40 minut, a matka słodko chrapie!!!! Wyobrażacie sobie?? Muszę chyba się nauczyć czujniej spać, bo nie wybrażam sobie takiego zaniedbywania częściej. Poza tym przeziębiłam sie od klimatyzacji, z nosa mi się leje i gardło drapie, a lekarze mówią że przejdzie. Więc mówię im że martwię się żeby nie zarazić dziecka, a oni że nie ma obaw bo dziecku dałam przeciez przeciwciała. Ale co to za cholerne przeciwciała, skoro mnie nie uchroniły przed przeziebieniem, to jak ochronią ją?? No i wykrakalam... Od dwóch dni widziałam że ona sobie czasami kichnie albo kaszlnie, mówiłam lekarzom i stwierdzili że to normalne, że dziecko oczyszcza nosek. Więc mówię że na tyle noworodków co przewinęło się przez moją salę żadne tak nie kichało, ale oni dalej swoje że to normalne. Dzisiaj moja Martusia przekroczyła magiczną barierę 2kg. Waży dokładnie 2025g, i obiecali wyjście do domu. Na porannym obchodzie dziecko kichnęlo i kaszlnęło przy Pani doktor, i ta stwierdzila że trzeba zrobić badania i że do domu dzisiaj nie pojdziemy. No żesz kur....... !!!!!!! zalałam się łzami, cały dzień chodzę i ryczę. A miał być dzisiaj taki piekny dzień. Przed chwilą dostałam informacje o wynikach badań. Okazało się ze nie ma żadnej infekcji, nie jest przeziębiona tylko najprawdopodobniej ma refluks. I cofające sie jedzenie zalega w nosie i w przełyku, stąd katar i kaszel. Na noc ma jeszcze zostać na obserwacji na oddziale noworodków i jakby coś to zrobią jej jutro rentgen. Moje dziecko skonczyło dzisiaj dwa tygodnie i tak bardzo chciałabym ją już stąd zabrać i pokazać jej cały świat :)))) JA w sumie już do szpitala się chyba przyzwyczaiłam - o ile można się w ogóle przyzwyczaić :) Poza tymi sensacjami raczej nic innego sie nie dzieje, ale w sumie dla mnie dzieje się aż za dużo ;)) Ale generalnie jestem najszczęśliwszą mamusią pod słoncem, cale dnie siedzę i wpatruję się w jej twarzyczkę :)) P.S. Dziewczynki, ja często zagląda i czytam Was, ale zanim dam radę wszystko przeczytać to musze iśc karmić albo znowu inne rzeczy robić, i tak naprawdę to nie nadążam za Wami teraz...ale jestem na bieżąco. Wybaczycie mi...?? ":)
-
A to zdjęcie Martusi przytulonej do piersi Mamusi :))) Druga doba życia :))
-
kasiawawa, odciągam pokarm i podaję. Jeszcze wczoraj sciągałam 25 ml, a po nocy o 6 rano udalo mi się sciągnąc 80ml. Sama byłam zdziwiona i cieszy mnie to bardzo, bo jak ona zjada za jednym posiedzeniem 30-35ml to mam jedno ściaganie na dwa posiłki i tak jak teraz mogę pospać chwilkę w nocy. POwiem Wam że miałam straszne obawy przed porodem jak ja wezme dziecko na ręce, jak sobie poradzę ze wszystkim, przecież zmiana pieluchy graniczy z cudem :))) Tym bardziej jak zobaczyłam malenstwo 1800g zamiast 3000 jak przeciętne. I samo wszystko przyszlo...miałam pietra jak brałam ją pierwszy raz na ręce, ale wiedziałam że musze i chęć była dużo silniejsza niz strach. Teraz bez problemu ją podnoszę i obrabiam. Mam problemy z większymi manewrami typu przełożenie w powietrzu z reki do ręki, albo owinięcie pieluchą w powietrzu :))) ale pomaga mi wtedy polożna. Mój mąż przyszedł dzisiaj do nas jak karmiłam. Po jedzonku oczywiście dziecko poszło na moje ramię żeby mu sie odbiło, położyłam ją na przewijaku i zmieniłam pieluchę. Później jak już wyszłiśmy od małej to powiedział że jest ze mnie dumny, nie spodziewał się że tak sobie radzę i sądził że on, jako doświadczony tatuś będzie musiał większośc rzeczy robić na początku. Strasznie mnie tym podbudował :))) A jeszcze jeśli chodzi o wątek naszych mężczyzn i ciąży, to pisałam wcześniej że mój mąż zachowywal się dość często tak, jakbym w ciąży nie byla. No i zmieniło mu się całkowicie jak pierwszy raz zobaczył Martusię. Ja leżałam jeszcze wtedy nieruchomo po cesarce na bloku operacyjnym. Zadzwonil do mnie i płakał w słuchawkę że ona jest taka śliczna, i że bardzo mi dziękuje za tak piękną księżniczkę. Wszyscy znajomi z którymi rozmawiam mówią, że facet totalnie oszalał. A ja się z tego bardzo cieszę :))))))))))))))
-
Cześc dziewczynki :) filipka, pomysł z listą super, ja bym tylko skopiowała linijkę z już urodzonym dzieckiem na górę listy, i po kolei beda dopisywane te co juz przyjda na świat... wtedy chyba będzie czytelniej trochę:) A u mnie narazie bez zmian. Tzn Martusia ma żółtaczkę, niezbyt dużą, ale jednak. Ale dpbrze że ma teraz jak i tak leży na sali noworodków, bo jak przyjedzie do mnie na salę top będziemy mialy już te wszystkie zabiegi naświetlania z głowy i będziemy mogly się przytulać do woli. Poza tym dzisiaj była ważona i przytyła 20 gram, więc jest super, bo jak do tej pory to traciła na wadze. PAdly wcześniej pytania ile mi spadlo po porodzie. A więc tak...ja w ogóle chyba jestem jakimś dziwnym egzemplarzem. Pamiętacie że pisałam że mało przytyłam, mniej więcej do 30 tygodnia utrzymywał mi się 1 kg na plusie, jak ważyłam się przed porodem to miałam wagę wyjściową (może to jedzenie szpitalne tak dobrze działało hehe). Jak juz po porodzie zaczełam chodzić to wlazłam na wagę, ja patrzę a ona ani drgnie - ciągle mam tyle samo. Zdziwiłam sie, bo to ze nie przytylam to jeszcze się da wytłumaczyć tym, że dziecko ze mnie sciągało, ale o że nie schudłam po porodzie skoro wyszło ze mnie prawie 2kg dziecko plus łożysko i wody, to już nie rozumiem. No ale cóż... Ktoś zadał jeszcze pytanie jak dokarmiam małą. Wygląda to tak, że przystawiam ja do piersi i trochę się przytulamy. Ona ssie, ale jest jeszcze na tyle mały gapcio że szybko zasypia, i zapomina ssać. Więc to "karmienie" przy piersi jest tylko dla sportu i dla naszej psychiki, a prawdziwe karmienie odbywa się tak, że wkładam swój mały palec do buzi Martusi, opuszkiem wyczuwam podniebienie, i obok palca wkładam delikatnie strzykawkę. Jak czuję że mała ssie mój palec to powolutku spuszczam pokarm ze strzykawki. Podobno to super utrzymuje odruch ssania. A właśnie dostalam nowe wiadomości (poniewaz musze się przyznać że tego posta do was piszę już jakieś 3 godziny:))) Pani doktor powiedziała że mała od dzisiaj zaczyna jeść z butelki ze specjalnym anatomicznym smoczkiem, żebysmy mieli kontrolę ile zjada. Mam też przejśc mały "sprawdzian" z przewijania i podstawowej opieki nad nią, i jak dobrze pojdą jutrzejsze wyniki badan na żółtaczkę, to mala bedzie ze mną na sali od soboty :))))) Najważniejsze żeby przybierała na wadze, a od wczoraj przytyła 15g :) O, to tyle ode mnie, teraz będę nadrabiać Wasze posty :)
-
slim_lady, ja osobiście nie wyobrażam sobie teraz, jak miałabym pobudzić laktacje bez odciągania. Pani od laktacji jak pokazała mi ręczny sposób na pobudzenie i odciągnięcie pokarmu, to myślałam że oszaleję z bólu. Mam dość wrażliwe piersi, a raczej dość mocno wyczuwalny i bolesny gruczoł, i jak ona go masowała to wyłam. A laktator robi to delikatniej, przynajmniej dla mnie. Tu u mnie w szpitalu na wyposażeniu oddziału są silniki do laktatorów Medela. Na oddziale można kupić też akcesoria Medeli. I żeby korzystać z silniczka do elektrycznej Medeli trzeba zakupić laktator ręczny (87zł), który zabiera się później ze soba do domu. A uzywanie silnika na oddziale jest oczywiście bezpłatne, a wydaje mi sie że jak już ta laktacja będzie rozbudzona na dobre, to odciąganie ręczne nie będzie już tak upierdliwe i uciążliwe. Ale absolutnie nie żałuję że go kupiłam, bo sądzę że męczyłabym się baaaardzo bez niego. A koleżanka mi dała ręczny laktator Aventu, ona była z niego bardzo zadowolona, ale albo jest popsuty albo brakowało jakiejś części, bo w ogóle nie zasysał. Myślałam że zaoszczędzę trochę kasy, ale teraz nie żałuję że mam swój własny który zasysa lepiej niż mój osobisty mąż :)))))))) Blumchen, lekarze mówią że do końca tygodnia dostanę Martusię już na salę do mnie, i poleżymy razem jeszcze okolo tygodnia. Ona musi nabrac trochę masy, ale i tak radzi sobie super i wszyscy lekarze są zachwyceni. Więc góra 2 tygodnie jeszcze nas czeka, chociaż wiem że jak mi ją dadzą na salę to będę tak wniebowzięta, że moga mnie tu trzymać nawet 3 tygodnie, bylebym ją miała w swoim łóżku i przytuloną do piersi :)
-
Cześc dziewczynki :)) Na początek dziękuję za wszystkie gratulacje, zyczenia i dobre słowa :))) Nie wiem od czego zacząc... chyba od tego, że nie mam kiedy się w tylek podrapać :))) Nie zdawalam sobie sprawy że nie będę miała pół godziny dla siebie. Oczywiście jakby Martusia była ze mną na sali, to odpoczywałybyśmy w tym samym czasie, i byloby łatwiej. A z racji tego, że ona jest na tej sali obserwacyjnej, to ja przesiaduję u niej większośc czasu, karmienie jest co 3 godziny, i jak idę do niej ze ściagniętym pokarmem, karmię najpierw piersią, później podaję to co ściągnęłam wcześniej, poprzytulam trochę, poczekam aż odbije, później zmiana pieluszki i mała toaleta - i schodzi na to wszystko jakieś 2 godzinki. Więc wychodząc od niej mam perspektywę, ze mam godzinę do następnego karmienia, a muszę jeszcze usiąść i ściągnąć pokarm... :))))) generalnie od wczoraj od godz. 22 tak wygląda moj rozkład dobowy :)) Ale przecież sama tego chcialam, i jestem najszczęśliwszą zmęczoną mamusią na świecie :))) Z dodatkowych informacji to dostalam ogromnych obrzęków na nogach, dopiero dzisiaj to zauważyłam (przez całą ciążę zero obrzęku, chyba dlatego że większość czasu przeleżałam w łóżku). Ale to chyba ze względu na intensywny tryb dnia jak pisałam wyżej, i tego że nie ma raczej możliwości zrobienia tych wszystkich rzeczy przy Martusi na siedząco, więc stoję prawie cały czas i pochylam się nad nią. Kolejna nowina to taka, że mam pokarm. Dość intensywnie pracowałam laktatorem, zaczęłam ściąganie od 2 kropel, a juz od wczoraj wieczorem ściągam 10 ml (lub nawet 20 ml), a 10 ml wystarcza jej na jeden posiłek. Więc jest super, tym bardziej że dzisiaj nam wyszło supr przystawienie do piersi, taki maly gnojek a ma piękny odruch ssania i coraz lepiej nam to wszystko wychodzi. Pani od laktacji była bardzo z nas zadowolona, i obliczyła że mała wyssała ze mnie około 5ml, co rzadko zdarza się wcześniakom :))) Z tych bardziej przykrych rzeczy to musze napisac, że wczoraj miałam mały kryzys, jeżeli chodzi o ból. Do tej pory chodziłam całkiem normalnie, oczywiście czułam jakieś ciągnięcie szwów, bo przeciez zostałam pocięta, ale dawalam sobie świetnie radę i byłam mile rozczarowana ze to wcale tak strasznie nie boli jak wszyscy naokolo opowiadają. Dowiedziałam sie już że to moje wczorajsze samopoczucie było calkiem normalne, ponieważ gdy zaczyna sie laktacja to macica bardziej intensywnie zaczyna sie obkurczać. A u mnie własnie pojawił się wczoraj wieczorem pokarm, i odczuwałam to w podbrzuszu jak bardzo intensywny ból miesiączkowy, ale połczony trochę z bólem tych szwów. Powiedziałam polożnej, dostałam oczywiście lek przeciwbólowy. I powiem wam, że dzisiaj nie ma sladu nawet po najmniejszym bólu, jest to pierwszy dzień kiedy tak naprawdę idąc korytarzem zapominam że miałam jakiś zabieg :))))) Tak że kochane moje dziewczynki, głowy do góry. Poradzicie sobie ze wszystkim i naprawdę wszystko będzie dobrze, mogę Wam zaręczyć :) Znowu elaborat strzeliłam, ale teraz chyba tak bedzie, bo coraz rzadziej bede mogła sie dorwac do kompa, więc jak już będę pisac to wszystko naraz :)) Mam nadzieję że wybaczycie :) filipka kochana, może przejmij listę ode mnie przynajmniej na najbliższy okres, bo ja naprawdę nie wiem jak będę stala z czasem w najbliższych dniach...? Acha, póki mam chwilkę czasu to ide powalczyć z suwaczkiem, bo 34 tygodnie ciąży już mnie nie dotyczy :)))
-
Dziekuję Kochane za wszystkie gratulacje :))) jestem dumna jak paw :)))) Wszystko zaczęło się od dość mocnego krawienia ok 3 w nocy, podłączyli mi od razu KTG i monitorowali serducho. Moje dziecko jak zwykle nie przejmowalo się krawieniem i nie dzialalo to za bardzo na nią, bo tętno było normalne - to wlasnie chcieli zaobserwować lekarze, czy krawienie ma jakiś wplyw na tętno dziecka. Podczas leżenia z KTG krwawienie trochę ustalo, i o 6 chlusnęło na nowo. Od razu położna przyleciała z koszulą operacyjną, powiedziala że na wszelki wypadek mnie przebiorą, i już przeczuwałam że to bedzie dzisiaj. Za moment przyszły robić inne zabiegi, ogoliły mnie, odkaziły i zawiozły na salę operacyjną. Wszystko działo się tak szybko, momentalnie dostałam znieczulenie w kręgosłup - najbardziej sie go balam bo bylam roztrzęsiona a anestezjolog powiedziała żebym absolutnie sie nie poruszyła. Wszystko trwało bardzo szybko, ja cały czas plakałam. Niby byłam z jednej strony szczęśliwa że to już koniec męczarni w szpitalu, ale z drugiej calkowicie zdawalam sobie sprawę z tego, że jeszcze powinnam donosić 3 tygodnie. Mała jak sie urodziła to tylko kwiliła, za chwilę odessali jej wody płodowe z płuc i usłyszałam cichutki placz :) Na pierwszym badaniu dostała 5 punktów, ale po 5 i 10 minutach już dostała 8 i 10 w skali Appgar. Przyłożyli mi jej twarz do mojej twarzy, nie mogłam jej przytulić bo miałam obydwie ręce podłaczone do kroplówek, ale położna ją przytrzymywała a ja ją całowałam. I wtedy położna powiedziała że zrobiła fajny dziubek do całowania i chyba czuje że to mama i zaraz zacznie całować :))) Niestety zrobiło mi się w jednej sekundzie niedobrze i poprosiłam o ligninę bo będę wymiotować. I już mi ja wtedy zabrali. Podczas tego wszystkiego zszywali mnie już, i zaraz przejechałam na salę pooperacyjną. Czekałam tylko aż przewiozą mnie na oddział i będę mogła ją zobaczyć, ale musiałam poczekać 8 godzin aż zacznę próbować wstawać. I około 12 przyszła położna i powiedziała, że najprawdopodobniej zostanę na noc na bloku operacyjnym, bo nie ma miejsca w żadnej sali. Załamałam się, bo nie ma możliwości wyjścia z bloku operacyjnego i powrotu po godzinie. No i do tego wszystkiego spotkanie i uściskanie męża bylo niemożliwe. Ale 9 tygodni spędzonych w szpitalu wyrobiło mi trochę znajomości, i poprosiłam lekarza ze łzami w oczach że ja mojego Maleństwa nie widziałam prawie w ogóle, żeby zlitował się w imię naszej itd...i około 19 znalazło się miejsce w sali - drzwi obok mojej córci :))) Położna pomogła mi sie uruchomić (tak to nazywają :))) i juz cały wieczór z mężem spędziliśmy u Martusi, płacząc i smiejąc się na przemian. Jak już pisałam jej stan jest stabilny, musi być troche obserwowana, i jest podłączona do odżywiania dożylnego. Ale już dzisiaj zaczęli wprowadzać jej mleko i jak dobrze będzie je tolerować to odłączą kroplówkę i już nie będzie do niczego przywiązana :) Ja czuję się bardzo dobrze, w sumie zadowolona jestem że miałam cc bo znoszę to chyba całkiem nieźle. Oczywiście czuję trochę ranę, ale absolutnie nie boli to tak, że paraliżuje mnie całkowicie, ani nie mam wrażenia że pękną mi zaraz szwy. Lekarze zaczęli mi juz obniżać dawkę środków przeciwbólowych ale wszystko jest ok, śmigam ile się da do Martusi i potrafie stać na nogach obok jej wózka 2 godziny. Zobaczymy jak będzie później i ile czasu będę dochodzić do siebie, ale wydaje mi się że będzie ok. Zresztą wiecie że ja jestem niepoprawną optymistką, i zawsze widzę świat przez różowe okulary. Reasumując jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem, mam już swoją Kruszynkę, oczywiście jest najśliczniejsza :))) Chociaż brakuje mi do pełni szczęścia dziecka obok mnie, ale nie może być za łatwo - musze chwilke jeszcze poczekać żeby mieć ją już na zawsze przy sobie. Mam nadzieję że napisalam wszystko dość wyczerpująco, jak coś pominęlam to napewno dopiszę w następnych postach :)) A teraz ide walczyć z laktacją, bo nic a nic nie chce mi lecieć, a chciałabym karmić moje Malenstwo a narazie ona dostaje jakieś sztuczne świństwo:))) filipka, ja dość rzadko czułam czkawkę u Martusi, może 2 razy na całą ciążę, a ostatnio jak byłam podłączona do KTG to słyszałam że ona ma czkawkę, a ja nic nie czułam. Gdyby nie ten aparat to w ogóle nie wiedziałabym że ją ma.
-
Cześć mamusie i brzusie :))) No i stało się, rozpakowałam się moje kochane. Moja córeczka urodzila się wczoraj, 13 czerwca o 6.20 rano. Ważyła 1810 i miała 46cm. Niestety skończony byl dopiero 34 tydzień, ale oddycha samodzielnie, serduszko ma mocne, z krążeniem wszystko w porządku. Nie leży w inkubatorze, stan jest bardzo stabilny, ale jest podgrzewana do temperatury 36,6 stopni przez taki daszek umieszczony nad nią. Jest prześliczna i najukochańsza. Zresztą zdjęcia są już u mnie w galerii :) Uciekam do niej pogłaskać ją po główce, a później będę walczyć z laktacją żeby się w końcu zaczęła :)
-
ja tylko napiszę SUPER... :))))
-
HA BLUMCHEN... !!! , w koncu będe w czymś pierwsza i nikt mnie chyba nie przebije - ja mam 36 lat :))) mamaola ciesze sie że imprezka sie udala malolatka, jak zauwazylaś że 27-latek zachowuje sie jak 17, 35-latek jak 15, to nie boisz sie że 50-latek będzie na etapie podstawówki??? :))))) annaz napewno wszystko będzie dobrze, trzymam kciuki bardzo mocno.
-
olcia, popraw troche ten suwaczek, tzn nie widac napisu w ktorym tygodniu jestes. Chyba musisz walnąć jakąś czerwoną czcionkę :)
-
olcia, suwaczki robi się na innych portalach, później wklejasz link w ustawieniach swojego profilu w kategorii podpis i pojawia sie w podpisie suwaczek. A dziękować będziesz mogła po napisaniu bodajże 20 postów dopiero. więc odpowiadaj każdej z nas w osobnym poście, to szybko Ci zleci:))) malolatka tak robi zeby nastukać nam stron i dogonic majówki :)))
-
małolatka, a ja z kolei doszłam do wniosku pare dni temu, że chyba nie chcę więcej dzieci... nigdy nie miałam parcia na wielodzietną rodzinę, zależało mi generalnie na dziecku...wiem że wszystko się może zmienić i trochę mi wstyd za moje myślenie, ale na dzien dzisiejszy bardzo dziękuję za taki przebieg ciąży... slim_lady, data zmieniona, a poprawioną listę załączam w takim razie jeszcze raz żeby wszyscy mieli aktualny wgląd :)
-
Adria, pozdrów męża najserdeczniej jak tylko się da ode mnie i przekaż że dziękuje za troskę :))))
-
Olcia, podobno do odwaznych świat należy, ale lepiej późno niż wcale :))))) witaj :) dorzucam Cie na listę którą załączam do tego posta. a tak w ogóle to IWONY dawno już nie było chyba..i zaczynam sie martwić.
-
sadza bedąc w szpitalu nauczyłam sie, że każdemu lekarzowi mogą wyjść inne wymiary na USG, tym bardziej że mają dwie rozne maszyny. To naprawde nic nie znaczy, i nie powinien Cie straszyć takimi diagnozami dopóki nie jest to na 200% sprawdzone. Znam 2 osoby które zrobily test PAPPA, wynik wyszedl że dziecko ma Zespół Downa, i teraz dwie zdrowe dziewczynki biegają po swiecie bez najmniejszej choroby. A matki zamartwialy się przez pare miesięcy ciąży. Ja natomiast mialam przypadek, że przy przyjęciu do szpitala 4 tygodnie temu zmierzyli mi dziecko i ważylo 1500g, 2 tygodnie później inny lekarz na innym aparacie (notabene jakaś sława wśród usgologów) zmierzyla i zważyła mi dziecko i wyszlo mu również 1500g. Ryczalam jak bóbr bo wmowilam sobie że dziecko nic nie urosło i że cos zlego sie dzieje. Po dwoch dniach placzu lekarz powiedział że zrobimy jeszcze raz USG, że może mnie jakoś to uspokoi, i wyszło że dziecko waży 1800g i już nie ma takiego cofnięcia w rozwoju jak mowil poprzedni. A lekarz mierząc dlugośc mojej szyjki mial dwa różne wyniki, tylko dlatego że jak pierwszy wyszedl mu 48mm to powiedzialam że jakoś strasznie się wydłużyła, bo dotąd najdłuższy pomiar jaki był to 43mm. Zmierzyl jeszcze raz i wyszło mu juz 41mm... fajnie nie??? zaufaj tu w jakiekolwiek pomiary :))) Nie mowię już o wadze dziecka u dziewczyn, które leżały ze mną na sali :))) jednej miało sie urodzić dziecko 4kg, a urodziło się 2900, druga z kolei miala urodzić 3300, a w konsekwencji trafiła na cesarkę bo dziecko ważylo 4400. Te przyklady powinny pokazać, że tak naprawdę USG obslugują tylko ludzie, którzy nie są nieomylni i dopóki nie będzie wyników czarno na białym to nie powinni lekarze sobie gdybac i stawiac takich diagnoz.
-
Zapomniałam Wam napisać o leku na obrzęki. Podczas któregos krwawienia, na izbie przyjęć był już znajomy mi lekarz, i powiedział żeby zakupiła specyfik o nazwie CYCLO 3 FORT. Ja nie miałam problemow z obrzekami, ale powiedzial że może mi pomóc na krwawienie z tego mojego lożyska. Na opakowaniu napisane są wskazania: leczenie objawów związanych z niewydolnością naczyń żylnych (uczucie ciężkości nóg, ból, drżenie nóg) oraz pomocniczo w dolegliwościach związanych z żylakami odbytu. On natomiast opowiedział mi historię ze swojego życia, jak z grupą kolegów lecial samolotem ponad 20 godzin do jakiegoś Senegalu, i po wyjściu z samolotu, po tylu godzinach lotu to było normalne że każdy miał takie obrzęki na nogach i nie mieściły się do butów, a on jeden zażył wcześniej ten lek i nie miał żadnego obrzęku. Zapytajcie swojego lekarza o to, może akurat Wam troche pomoże. Ja nie mam obrzęków narazie, łykam sobie to cały czas, ale wiecie że ja się mało poruszam.
-
Cześc mamusie i brzusie:)))) Ja dzisiaj w troche lepszym nastroju od rana niz w ostatnich dniach, ale wiem że jednego dnia bedzie z górki a drugiego pod górkę... Pocieszam się tylko że teraz to juz z górki, i że lekarz powiedział że jakby pojawiło się jeszcze jakies krawienie przed ukończeniem 37 tygodnia to chyba bedziemy ciąć. I od tamtej pory (wiem że nie powinnam tak myśleć i wyrodna matka jestem) to czasami nachodza mnie myśli, ze pieprzę ten dopisek w papierach że dziecko jest wczesniakiem, tylko chcę już mieć to wszystko z glowy. rudzia, gdzie będziesz rodzić??? jakby co to zapraszam na Żelazną, może poleżymy razem :)))) natalia, jestem zaszokowana taką fajna sukienką. EKSTRA!!! SUPER!!! Wlaśnie przyszla do mnie położna jak ją oglądałam, pokazałam jej i obydwie siedzialyśmy i się zachwycałyśmy. Nie dość że można ją spokojnie wykorzystać po ciąży, np na jakichś kempingach czy wyjazdach mniej zobowiązujących, to jeszcze wpadłam na pomysł że jest tańsza od koszul nocnych i spokojnie po porodzie moge ją nosić w szpitalu czy w domu. Przynajmniej jak przyjdzie niezapowiedziany gość to będę normalniej wyglądać niż w piżamie. Do karmienia wystarczy opuścić jedno ramiączko i gotowe. Zaraz zamawiam ze 3 sztuki!!! Jaki kolor kupiłaś i czy jest przekłamanie w kolorach na stronie i na żywo??? Co do kwiatów i facetów, to powiem Wam że faceci jednak z czasem spoczywają na laurach. Ale jak dostana porządnego kopa w tyłek, to mają lekkie przebudzenia. Ja kiedyś rozstałam się z moim facetem na około 3 miesiące, i codziennie przy wyjściu z pracy miałam bukiet tulipanów za wycieraczka w samochodzie (taki hurtowy - 30 sztuk). Po tygodniu nie miałam miejsca w domu na ustawianie kwiatów, nie mówiąc o wazonach :))) A trwało to 3 miesiące. Teraz czasami tez potrafi przyjśc do domu z kwiatkami, częściej jest to wiosną jak wchodza tulipany czy żonkile, wie że je uwielbiam i czasami robi mi niespodziankę, ale juz znacznie rzadziej niz jak czuł nóż na gardle. I wczoraj własnie dostałam kwiatki, bo było Małgorzaty :)) i mamy taki zwyczaj, że na każde imieniny Małgorzaty (czyli jakieś 6-7 razy w roku) kupuje mi kwiaty i się śmiejemy że nie musi konkretnej daty pamiętać, wystarczy jak czasami do kalendarza zajrzy :)))
-
Witajcie dziewczynki :) U mnie sytuacja chwilowo opanowana, nie męczą mnie już tak strasznie 24-godzinnym KTG, więc jest do zniesienia. Ale o wstawaniu nie ma mowy, ukradkiem wstaję do łazienki :) zwierciadelko, rudzia, piszcie jak najwięcej, musicie nadrobic te stracone miesiące bez nas :)) Prowadzimy listę dziewczyn z naszego forum, załączam ją do tego posta to zerknijcie okiem i podajcie dane to was wpiszę na nią: która to wasza ciąża, jaka pleć dziecka i termin porodu. filipka, zazdroszczę Ci pełnych 37 tygodni... miałabym właśnie rozwiązanie jakbym była na Twoim miejscu i skończyłyby sie moje męczarnie. eeeeech...pomarzyć tylko mogę :) małolatka, trzymam kciuki za spotkanie, i nie szalejcie za bardzo bo pierwsza wylądujesz na porodówce ;)))) a tak poważnie to poszalej, należy Ci się za te wszystkie miesiące dylematów. I pokaż MU, że jestes warta żeby dla Ciebie stracić glowę... :)
-
Cześć dziewczynki :) U mnie noc przebiegła trochę burzliwie, cały wczorajszy dzien i cała noc musiałam leżeć na prawym boku, bo jak się przekręcałam na plecy albo na lewy bok to mała uciekała. I w końcu położyłam się na lewym boku bo już nie dawałam rady na tamtym boku, i przyszła jakaś siostra helga (to taka co boli ją twarz jak się uśmiecha, a serce ją kłuje jak jest miła, więc po prostu tego nie robi :))) i zaczęła mówić żebym się przekręciła na prawy bok bo dziecko trudno na lewym znaleźć. Zapomniałam dodać że byłam 24h podłączona do KTG (oczywiście bez przerwy). Rozryczałam się że ja już nie wyrabiam, niech mnie tną albo robią co chcą, ale ja już mam dość. Zawołała lekarza i ta dobra dusza zlitowała się nade mną i zmienił zalecenia że będą podłaczać mnie do ktg 4 razy dziennie po 1h. W pozostałym czasie mogę przybierać pozycje jakie chcę :)) no i moge iśc na kupę do łazienki !!!! Siku mogę robić do basenu, ale kupy nie ma mowy. Więc pozwolił mi pójśc do łazienki :))) Co do położnej, to moim skromnym osobistym zdaniem płacenie za opiekę położnej jest bez sensu. Wiem że każdy szpital jest inny, więc mogę powiedzieć tylko z perspektywy tego szpitala, w którym leżę. Opieka położnej kosztuje 1500zł (JEannette Kalyta - ta od reklamy lactacydu bierze 3000zł). Nie słyszałam żeby ktoś dostając położną "z urzędu" narzekał na nią - wszystkie są fajne i kompetentne, i dziewczyny wychodzą zadowolone. Tu w szpitalu na Żelaznej jest jedna sala do porodu 2-osobowa bezplatna, i cztery 1-osobowe płatne. Oczywiście jak na 2-osobowej nie ma miejsca, to dostaje się za darmo pojedyńczą salę. Udało mi się paru koleżankom leżącym ze mną na sali wybić z głowy salę pojedyńczą, i trafiały na nią za darmo, bo cały czas jest duże obłożenie na porodówce. I jak się zamówi położną, to obowiązkowo trzeba wziąć pojedyńczą salę któa kosztuje 800 zł. Do tego dochodzi znieczulenie 600zł, i tak naprawdę jedynym sensownym wydatkiem w tym wszystkim dla mnie jest znieczulenie. A jeszcze dodam że pare dziewczyn z mojej sali zaczelo mieć lekkie skurcze już u nas na sali, wzięli je na blok porodowy, podpisały umowę o położną, salę jednoosobową, rachunek 2500zł a za 10 minut biorą je na cesarkę, i i tak rachunek muszą zapłacić. Paranoja jakaś... ale szpital Św. Zofii na Żelaznej zawsze się cenił.
-
guga co do znieczulenia, to znam osoby które jak już je wzięły to sobie tylko chwaliły. Stwierdziły że nie wyobrażają sobie porodu bez znieczulenia. Ale znam tez takie (chrzesnica mojego męża) - drobna, malutka, wszyscy się bali jak sobie poradzi, a ona urodziła w 3 godziny bez większych problemów i bez znieczulenia. Ja osobiście jakbym miała wybierać to wzięłabym opcję ze znieczuleniem.
-
Cześć dziewczynki:) Miałam wczoraj do Was pisać, ale niestety podczas czytania zaległych stron, około godz.23 złapało mnie krwawienie. Ale takiej ilości krwi dawno nie widziałam, porównywalne tylko do krwotoku przy poronieniu. straszne.... od razu 4 położne były przy moim łóżku, kroplówki i inne pobierania krwi. Zastrzyki rozkurczowe z papaveryne bo brzuch zaczął mi się napinać. Przyszła lekarka i powiedziała że mam nic nie pić i nie jeść do odwołania. Była debata czy roziwązują ciążę. Ale podjęli decyzję że jeszcze czekają, ale najprawdopodobniej przy najbliższym krwwieniu skończy się cięciem. Teraz całą noc i cały dzień leżę podłaczona do KTG (i tak do rana), plecy mi odpadają i mam ochotę rzucić wszystko, wstać z tego łóżka i pójść gdzieś daleko stąd. Załatwiam się oczywiście w basen i kategoryczny zakaz wstawania. Niedawno mnie połozna podmyła, bo nie pozwolili nawet na moment pod prysznic wejść. Ale najwazniejsze że z Martusią wszystko ok. Jest niezniszczalna :))) to tyle z relacji co u mnie, do końca już chyba nie wyjdę. mamaola właśnie leżała ze mną na sali dziewczyna która jest właścicielką portalu Pieluszki Wielorazowe - Pieluchy Ekologiczne - Organiczna BaweĹna i mówiłam jej o Tobie :)) urodziła piękną i zdrową córeczkę :) serdecznie zaprasza do siebie na zakupy:)
-
Cześć mamusie i brzusie :) U mnie bez zmian (uwielbiam ten tekst - zawsze na obchodzie go mówię lekarzowi :))) Tzn były małe zmiany, bo w nocy trochę poplamiłam, ale tak malutko że nikt nawet nie pofatygował się żeby mnie na jakiekolwiek USG brać. Więc nadal wszystko w porzadku, leżę w lożku szpitalnym a mój mąż pojechał do Nowego Sącza odwiedzić dzieci i wróci w niedzielę. Trochę się za nim już stęsknilam i źle mi z myślą że zobaczę go dopiero w niedzielę (o ile dojedzie o przyzwoitej porze). POzdrawiam was bardzo wszystkie i trzymam kciuki, żebyście bezboleśnie donosiły dzieciaczki do samego końca :)
-
adria, to nie to że nie chcę z Wami pisać, nie zrozum mnie źle. Ale leżę tu juz tyle czasu, że mam naprawde momentami chandrę i wszystkiego dośc, nawet mowie mojemu mężowi żeby nie przyjeżdżał... i siedze cale dnie sama. Notabene teraz mam lekkie wyrzuty sumienia, bo nie widzieliśmy sie ostatnio zbyt często a on sam poszedł do wczoraj do szpitala. Jego kardiolog chce mu porobić wszystkie badania i przy okazji koronografie, po której nie mozna sie ruszyć z łóżka przez 48 godzin. I do niego biedaka tez nikt nie przyjdzie... No cóż, takie jest życie :(( slim_lady śmiejemy się z położnymi że moge iśc do studium i położną zostać :)) A ja na to że po co do studium, od razu śmignę na egzamin, już niczym mnie nie zagną :)