Skocz do zawartości
Forum

Peonia

Użytkownik
  • Postów

    2,513
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    123

Treść opublikowana przez Peonia

  1. Sylwia, jeszcze będzie dobrze, Madika dobrze pisze :-)) I gratuluję umowy! Misiakowata Łącze się w bólu, też mam wciąż problemy z zębami... Po młodym jeden w jego chrzciny mi się złamał cały... Dobry termin sobie znalazł... A dziś miałam wkręcany implant, gorzej wspominam tylko usuwanie ósemki z korzeniami jak baranie rogi... Całe szczęście młodym zaopiekowała sie przyjaciółka więc mąż mnie zawiózł.
  2. ~ANikodd Dziewczyny na szczęście miałyście rację i pierwszy dzień w żłobku nie był taki straszny!!! Przynajmniej dla Nikusia... Tzn podobno nie płakał non-stop, tylko chwilami i nawet coś zjadł. Ja oczywiście wymiękłam i musiałam szybko wyjść, żeby nie widział, że płaczę... ;-) Jak oddawałam mojego maluszka pani, to czułam się okropnie. Strasznie niesprawiedliwe jest to, że niektóre dzieci mogą być z mamami przez kilka lat, a inne muszą się czuć nie wiadomo jak źle :-( Chociaż niby wiem, że żłobek wychodzi dzieciom na dobre, i to co piszecie o samorozwoju w pracy, spełnieniu zawodowym, ambicjach itd to się w 100% z tym zgadzam, a jednak serce się mi krajało ;-) Mam nadzieję, że to pierwszy dzień taki dołujący tylko i potem będzie już tylko lepiej i będę potrafiła z dystansem i rozsądnie na to spojrzeć i nie będę biadolić już :-) ja też prawie beczałam przy oddawaniu młodego przez pierwsze dni w żłobku. chyba tez dlatego, że chciałam wziąć wychowawczy przynajmniej na jakieś 8 miesięcy, ale niestety nie mogłam i chyba byłam niepogodzona z jego pójściem do żłobka i moim powrotem do pracy.... jednak po czasie, jak młody zaczął pozytywnie reagowac na żłobek zrobiło się dobrze. poczekaj, spokonie - będzie dobrze z czasem :)))
  3. żoo Rola pełnoetatowej mamy to dla mnie za mało. Poza tym niestety dzieci nas porównują do innych i oprócz tego, że chciałabym być rodzicem kochanym to też mimo wszystko chciałabym trochę własnemu dziecku imponować. Chociaż pewnie na pewnym etapie czego nie zrobię to będzie źle. Ale jeżeli chodzi o priorytety to myślę, że dużo ważniejsza z punktu widzenia rodzica jest relacja pomiędzy rodzicami niż relacja rodzic - dziecko. Niestety dzieci nas potrzebują dosyć krótko a z małżonkiem fajnie było by odbyć złote gody w przyjaznej atmosferze ;) coś w tym jest, dzieci licytują sie nawet w czym tata, czy mama sa lepsi od innych - podsłuchiwałam dzieci w szkole, jak starszaki były w pierwszych klasach i je do szkoły prowadzałam. tematy sa rózne, od wykonywanej pracy, poprzez posiadane dobra do pieczenia ciast i czesania włosów .... mama może byc najlepsza w różnych dziedzinach :))) w ogóle trudno przewidzieć co dzieciom zaimponuje. jednak spełniona i zadowolona mama zawsze jest lepsza od sfrustrowanej i smutnej - i nie jest ważne jak to robi - czy w nieustannym towarzystwie malucha, czy robiąc od niego konieczne (praca) czy mniej konieczne (przyjemności itp...) "oddechy" moja córka pękała kiedyś z dumy, jak z uwagi na swoja pracę kiedyś opowiadałam coś jej klasie :)) w wieku buntu nastolatka i tak dzieci zazwyczaj uważają się za niebiańsko mądre a rodzice są tymi głupimi... ale wcześniej i później nieraz szukają w rodzicach autorytetu. no racja. syndrom opuszczonego gniazda w towarzystwie małżonka żyjacego obok to akurat dla mnie byłaby dość koszmarna perspektywa. dzieci też bardzo zwracają uwagę na relacje rodziców, przezywają jak cos nie gra. jak mamy jakiś gorszy okres to nasze trudne rozmowy są zawsze poza zasięgiem dzieci, ale one i tak wyczuwaja i najstarszy syn próbuje "interweniować"... :))) wtedy pyta np. często mnie jak sie czuję... młodsze reagują trochę inaczej.
  4. tola512 Ufff żyję... Dziękuję Wam wszystkim za miłe słowa i dobrą energię. Dałam radę, choć w gardle czuję szpilki (jednak dwa lata zawieszenia od pracy robi swoje). Dzieciaczki super, trochę płaczu i histerii było, ale to normalne na początku. Widać w dzieciach wielkie zaciekawienie, były bardzo chętne do udziału w zaproponowanych przeze mnie zabaw. Mam nadzieję, że później przeczytam, że Wasze dzieciaczki super sobie poradziły z rozłąką... a może gorzej Wy to przeżyłyście. Powiem Wam szczerze, że jak pierwsza dziewczynka zaczęła płakać, to już miałam łzy na wierzchu. Także pierwszy, oficjalny dzień w pracy za mną :). gratulacje :))) pierwsze koty za płoty :) młody poszedł do nowej sali jak gdyby nigdy nic... wyszedł tak samo... i dobrze. kierowniczka sie smiała, że nasze dzieci musiały pójśc do średniaków, bo w maluchach juz bardzo grandziły, z moim na czele... no... a średniaki chodzą do łazienki myć rączki po posiłku, też na salę gimnastyczną, salę doznań sensorycznych i inne takie atrakcje, to mniej czasu na rozrabianie :))) ale żłobek był pełen ryku nowych żłobkowiczów, no taka charakterystyka wrzesnia... boje się, ze idzie jesień, co w połączeniu z nowymi maluchami, które mogą chorować spowoduje jakieś infekcje. no ale nic, może nie będzie źle...
  5. też na dłuższa metę nie wyobrażam sobie uzależnienia finansowego od małżonka. Przy starszych dzieciach umówiliśmy się, że odpuszczam zna jakiś czas z pracą (tzn. że zwalniam tempo - pracowałam na tzw. swoim). Zależna finansowo byłam, bo to mozna było nazwac raczej dorabianiem, samowystarczalna nie byłabym. jednak to robiłam głównie dlatego, że zależało mi aby nie wypaśc z rynku, co w moim zawodzie jest łatwe przy przerwie.... potem trudno wrócić. ja mam zawsze za uchem świadomość, że nawet jak nie zadzieje sie jakaś zmiana w mężu, która np spowoduje jakieś dziwne jego decyzje, to niestety zawsze może kogoś zabraknąć.... nie traktuję tego jako czarnowidztwo, bo planuję z nim złote gody spędzić :))) ale nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie... pragmatyczne podejście do zycia. według mnie facet to nie dziecko, więc opiekowac sie nim nie trzeba :))) no i naturalne, że będzie sie miało dla niego mniej czasu, bo maluch ma swoje potrzeby i już. ja tylko zwracam uwagę, żeby mąż nie czuł się zupełnie odstawiony, bo trochę odstawiony przy takiej masie obowiązków jednak jest i to trzeba przyjąć... przecież zdecydował sie na rodzinę, a nie na niańkę dla siebie samego.... zreszta nie potrafiłabym żyć z kimś, kogo muszę wciąż adorować :)) wole partnerstwo z wzajemnym zainteresowaniem... no jakoś tak....
  6. ~kalae Peonia Kalae a toś wyedytowala ten tekst na który powyżej Ci odpisałam. :-)) teraz to "czeski film" :-) hehe no co się popsuło No i o ile bardziej grzecznie ;P
  7. Carly U nas stary Vigantol. Nie lubię tych nowoczesnych. A ja i starszaki to już kapsułki jakie akurat trafię.
  8. Kalae a toś wyedytowala ten tekst na który powyżej Ci odpisałam. :-)) teraz to "czeski film" :-)
  9. Renia I ja i moje dzieci bierzemy vit. D całe życie:-))
  10. Kalae stereotypy to są pewnie różne. U mnie to jest tak że jak mam urlop i mniej roboty to automatycznie większe chęci. :-) A są pewnie i babki co chęci "mają" tylko w "nagrodę". U nas to raczej jasno i tak zwyczajnie :-))
  11. ~strrunka Mamom jutro wracającym do pracy (badz w późniejszym terminie) zycze powodzenia! Mamom posylajacym jutro do jakiejkolwiek placowki swoja pociechę życzę takze powodzenia :) Niech Wasze obawy, stresy itp odejda w momencie odbioru pociech! Na zawsze! Mamom bedacym w innej sytuacji życzę dobrego dnia! to chyba tez się załapię, bo jutro mamy debiut w starszej grupie :))) pewnie będzie dobrze, tylko mama przezywa.... jednak przynam, że w tym złobku bardzo dbaja o dzeciaczki, o ich emocje. panie je od dwóch tygodni przywyczajały i chodziły z nimi do nowej sali, a jutro tez tam będą na poczatek u corki - po prostu poszła do kolejnej grupy i tyle....
  12. też z porodów sn najbardziej pamietam głód :))) jednak z cc juz ból.... głód to z powodu głupizny teściowej, co zakablowała położnej, ze kolezanka mnie w jedzenie wyposazyła... :((( cc miałam, bo stwierdzili, że stara kobita z cukrzyca nie da rady sn urodzić sporego facecika :(( tez cos bylo o ryzyku zamartwicy i podójnie owinietej pepowinie.... ale nie jestem pewna, czy to nie były tylko oficjalne powody cc dla karty informacyjnej. ja bardzo nie chciałam tego cc, po dwóch sprawnych porodach sn naprawdę to była dla mnie trauma....
  13. ~misiakowata ~kalae Bywa też tak, że to facet się zmienia, odsuwa, może zmienia podejście.. Różnie bywa oczywiście,że tak..raptem "zabawa w dom"go męczy i szuka wrażeń gdzie indziej..zamiast babce pomóc,by wieczorem miała chęć na przytulanki..Rodzicielstwo to cięzki kawał chleba,nie tylko dla kobiety...Prawdziwy facet stara sie tak samo mocno i ba!...też bywa zmęczony i nie ma chęci wieczorem na nic innego, jak po prostu sen :) oooo!! właśnie. mi troche czasu zajeło wtłoczenie do mężowskiej głowy przy pierwszym dziecku, że łatwiej mi byc otwarta na oczekiwania męża, jak on zwyczajnie mi pomaga i mam mniej obowiązków. przyznam, że do opieki nad maluchami nigdy nie musiał być poganiany, przy starszakach było bez żadnego "ale", teraz ze starości mu trudniej i czasem próbuje się migac :))) ale domowe obowiazki ma jak i ja, więc nie mogę za bardzo narzekać....
  14. ~strrunka Spokoj mi tu! Myslicie, zw jak nie pisze to nie jestem na biezaco? Wielka siostra patrzy! A jak zas beda nieporozumenia to prxeloze przez kolano i wytrzepie futro. Zeby mi to bylo przedostatni raz! ;) hehe, nie wiedziałam, że tu mamy "porządkowych" :))) pilnuj, pilnuj :))
  15. Madika Peoni 100%!!!! Ja dokladnie tak samo nie musze biegac niewiadomo gdzie i z kim. Choc latwiej nam zostawic babcie z Hanula w domu moze dlatego ze my tylko od pon do srody mozemy miec takie luksusy Ja wlasnie chcialabym spelniac wszystkie funkcje ktore wymienilas i dlatego uwazam ze nie ma nic lepszego jak sex gdziekolwiek w domu bez nasluchiwania w nini ze dzidzius ma inne plany heheh Moze dlatego ze od poczatku mialam zalozenie ze oprocz matka to chce byc tez kochanka heheh i ze chce byc tak blisko meza jak ja chce zeby byl blisko mnie. my żyjemy bardzo blisko, to dla mnie bardzo ważne. zauwazyłam, że jak mąz jest "zadbany" to rzadko "zbacza z torów", jest taki kochany :)) więc staram sie o niego, choc bez przesady... wtedy cała rodzina dobrze funkcjonuje. ostatnio sporo mu pomogłam w robocie, załatwiłam parę spraw, bez tego miałby kłopoty... dzis przyniósł mi piekny drobiazg w prezencie, dawno sobie go upatrzyłam :)) pamietał :) jesteśmy razem kilkanaście lat, a wciąz potrafi nie zaskoczyć.
  16. Madika A powiem Ci ze Hanula od kilka dni chce jesc obid nie w swoim stoliczku tylko przy malym stoliku z krzeselkami (taki IKEA welcame toooooo). Ale jakos ja splawialam ale jutro musze ulec bo zrobie schabowego tylko nie wiem z czym bo jic wiecej nie mam.... Jakies pomysly??? Co do spani na lezankach... Ale jak one wygladaja przepraszam? Jak u lekarza???[/quote] u nas są łóżeczka ze szczebelkami. kurcze, w najmłodszej grupietak jest, jutro zobacze jak w tej starszej będzie :))) ale wpływ żłobka widzę w coraz bardziej samodzielnym jedzeniu, tez próbuje siadać na krzesełku - musze wyciagnąc te po starszakach :)) jak wracamy do domu, to traktuje krawężnik przy mojej rabacie jak krzesełko. zawsze przysiada po drodze i wacha kwiatki :)))
  17. ~kalae Bywa też tak, że to facet się zmienia, odsuwa, może zmienia podejście.. Różnie bywa i bywa tak że oboje zaczynają inaczej mysleć, zmieniają sie oczekiwania.... jak umknie nam czujność, w zagonieniu nie zwracamy na cos uwagi, czasem nie potrafimy rozmawiać - bywa trudno. życie we dwoje nie zawsze jest łatwe. jednak wole sie "trudzić". ja nie wyobrażam sobie zycia bez rodziny - faceta i naszych dzieci. ale zycie rózne niespodzianki nosi... oj....
  18. ~Misiakowata Kupilismy plytki..ale je chyba oddamy..bo niby szare..a to poswiata zgnilej zieleni hehe Za ro kupilismy drzwi do lazienki i pokojow..za 99 zl za sztuke :) Niestety wyprowadzka nastapi dopiero w maju..moze wczesniej. ..ale P rozmawial z babka z dirmy deweloperskiej. No i tak jak bylo..ze w maju to w maju..a nie jak myslelismy w grudniu.. Czyli czeka mnie dluzsza meka z jezdzeniem do zlobka.. Ech w ogole mam dola jakiegos...panikuje..mam strach przed zmianami.. Boje sie..ze nie dam rady..kirde juz jestem zmeczona troche i praca i domem..a tu jeszcze nerwy kolejne...b zlobek..za duzo dla mnie wszystko.. Musze nauczyc sie odpoczywac.. Zmienili mi grafik i w poniedzialek mam na 15..co prawda zaprowadze do zlobka i odbiore..ale te pierwsze popoludnie mojego doroslego synka spedze w glupiej pracy..wrr Dorosle zycie jest do bani.. Za to dzis ciesze sie...ze moglam byc przy synu w chwili gdy wyrznal na placu z fontannami i zdarl kolano do krwi..ciesze sie..ze moglam nakleic mu plasterek i utulic..wiecie o co chodzi :) Zzera mnie panika..wiem..ze za tydzien bedzie lzej :) Tola pozdrowionka i powodzenia ! Pomysle o Tobie dajac Matiego do zlobka..pomysle ze te panie tam..tez maja treme przed pierwszym dniem. oj, ta zdradliwa szarość :)) jak często ona lubi byc zielona :))) Twój mały mężczyzna bardzo Cię potrzebowała, dobrze, że akurat byłaś. mnie to rozczula baaardzo, jak taki mały człowiek biegnie do mamy po ratunek, jak to wtedy proste jest... :))
  19. żoo Ha, ha ale to działa w dwie strony. Cierpiąca kobieta czekająca aż facet się domyśli to też niezły widok ;) i jeszcze biedak najczęsciej musi znosić łzy z nieznanego powodu :)) toz to tragedia :)
  20. Sylwia921125 Ja rowniez nie odebralam postu Peonii jako oceniajace kogos =) Ja czasem potrzebuje odpoczac. Jestem ogolnie zmeczona zyciem. Jakbym mogla to bym wszystko oddala zeby miec pelna rodzine o ktora mocno walczylam. Zawsze dbalam o dziecko I meza. Za to on dbal zeby poziom alkoholu w jego organizmie nie spadal. Czesto go tulilam bo ja potrzebowalam zeby ktos przytulil mnie. Jako dziecko tez czesto tulilam sie do mamy. Teraz mi strasznie brakuje kogos kto bylby odpowiedzialny tak jak ja za nasze dziecko. Jestem rozchwiana emocjonalnie. Becze o byle co zaraz sie smieje a mimo to jest w moim sercu taki spokoj. A spokoju najbardziej potrzebowalam. Nie wiem do czego to pisze, ale mialam potrzebe wyrzucenia tego =) Gosiu toz to tuz tuz =) znowu beda Maluszki na naszym forum =) Sylwia, spróbuj może tak jakos sobie odpuścić - mam na mysli zaakceptowac swoją huśtawkę nastrojów, to może będzie łatwiej? mnie to pomaga.... myslę, że masz do niej prawo, trudne chwile za Toba, teraz pewnie też Ci niełatwo.... alkohol truł moje dzieciństwo i pierwsze małżeństwo, nie az tak jak Twoje, więc pewnie łatwiej mi było, ale nie powiem że nie było to trudne :(( jesteś silna babka, radzisz sobie mimo, ze mąz zawiódł. mnie pomagało, że alkohol obezwładnia, czesto mężczyźni naprawde starają sie, ale on ma jakąs władzę? terapeuta mi powiedział, że alkoholik musi się odbić od prawdziwego dna, po prostu wszytsko stracić, żeby potrafił zawalczyc o siebie, dopóki wspiera go rodzina, próbuje go rozumieć - alkohol sieje spustoszenie dalej, podobno niektórym sie udaje bez tego dna, ale większość chorych nie daje rady. rozumiem Cie, u mnie inaczej, ale mnie matka opuszczała latami, az niedawno zrobiła to na dobre. jak się z tym pogodziłam, odcięłam ją, to mi sie zrobiło wreszcie spokojnie :))
  21. Renia74 ~Lili jka Rozumiem Peonia, że czarno widzisz przyszłość mojego ponad jedenastoletniego związku, gdyż "poświęcam się" dziecku. Wkładanie wszystkich do jednego worka, bo postępują w określony sposób jest krzywdzące. Tak jak napisałaś wcześniej, ludzie miewają różne charaktery, więc to co sprawiło, że u jednych posypało się małżeństwo nie oznacza, że u drugich też do tego doprowadzić. Moje przywiązanie do córki jest związane właśnie z moim charakterem, własnym dzieciństwem, długim staraniem o nią, jak i stratą ciąży numer dwa. Myślę, że Peonia w ogóle nie miała ciebie na myśli, pisząc o związkach, tylko ogólnie się wypowiedziała w związku z obserwacją innych. Raczej chodziło o związki w których facet nie mówi z niewiadomych przyczyn, tylko oczekuje że jego partnerka będzie skakała wokół niego usiłując odgadnąć jego uczucia... czasem tak się dzieje, kiedy para przez długi czas jest bezdzietna i partnerka "matkuje" swojemu facetowi, i to on jest w centrum, a potem pojawia się dziecko i kobieta skupia się wyłącznie na nim a facet jest zupełnie odrzucony na dalszy plan i czuje się zazdrosny i porzucony... Osobiście nie wyobrażam sobie związku z takim fagasem, który przykleił się do kanapy i "cierpi" w milczeniu czekając aż się domyślę, bez sensu, chcesz coś to mów, nie to spadaj. Może to brutalne ale równie dobrze ja mogłabym zatopić się w moich smuteczkach i czekać kiedy on się domyśli i mnie uratuje. Pewnie do końca życia by się nie domyślił. A więc rozmawiajmy, rozmawiajmy, rozmawiajmy :)))) Praktyka czyni mistrza no to mam tak samo Renia. nie dopuszczam w domu, żeby być obok siebie, jak mąz zbacza z tzw. torów to po czasie na ochłonięcie i zebranie mysli - jest rozmowa.... ostatnio miał jakiś kryzys i bardzo "narozrabiał", o mało co go nie wyprowadziłam z domu. bo gadać nawet się nie dało... ale doszlismy do porozumienia i mam swego dawnego męża, na szczęście... no i całe szczęście, że mamy bardzo podobne podejście do zycia, łatwiej wtedy patrzeć w jedną stronę i trwać lata w związku :))) jak to moja koleżanka nazywa - facet co sadza jaja na kanapie i "cierpi" z piwem i pilotem - to może byc nie lada utrapienie... zresztą ja mojemu mówię wprost czego potrzebuję, ale i on potrafi sie domyslić :))) on mniej gada, ale jakoś choć czasem mówi o co kaman :))
  22. tola512 W piątek przejdę chrzest bojowy, bo zaczynam o 6:00 z grupą maluszków :). oj, to powodzenia!!! maluszki, biedulki - pewnie bedą płakać, a paniom (Tobie) kolan i ramion zabraknie :(((
  23. ~Lili jka Spokojnie, daleka jestem od obrażenia się dlatego, że ktoś wyraził swoją opinię, różną od mojego podejścia :) tylko to zabrzmiało tak jak to opisałam, a fakt, że używamy słowa pisanego nie ułatwia sprawy, bo trudno zawsze zrozumieć "ton" wypowiedzi. Również nie uważam by chęć wytchnienia niektórych mam od dzieci oznaczała, że te dzieci są mniej kochane. Po prostu jesteśmy różne. dobrze, że się uspokoiłaś, bo niestety ten poprzedni wpis do takich nie należał i muszę napisać, że brzmiał bardzo przykro. ponadto przypisałaś mi słowa, jakie z mojej strony nie padły. ja rozumiem te z Was, które nie lubią rozstawać sie z dzieckiem, bo przy pierwszym synku miałam podobnie. też chodziłam od okna do okna jak ktoś inny poszedł na spacer. przy drugim było podobnie, no może trochę inaczej.... pamiętam, jak chodziłam z córką do pracy, bo wolałam tak, niż zostawić ja z kimkolwiek innym i wyglądałam jak wariatka - z wózkiem z maleństwem w wózku w lutym mierzyłam drzewa.... sądzę jednak, że Wam trudno zrozumieć sytuacje domowego młynu z trójką dzieci i pracą, do której musiałam wrócić. nie każdy przy takiej rodzinie może sobie pozwolić na siedzenie z maluchem w domu. nie jestem młoda i siły też już nie te... to też robi swoje.czasem ich brak i ciagłe potrzeby dzieci musze czasem na chwile od siebie odsunąć, zeby nie paść na przysłowiowy pysk i dla nich te siły zachować. no i mam za sobą trudy akceptacji faktu, że dzieci mają swoje sprawy i coraz mniej są takie "moje". wole być przygotowana na ile można, bo już sie boje tego przy najmłodszym. a to nieuniknione, bo dzieci musza iść swoją drogą. oj, dzis spłakałam się, bo młody zmienił od jutra grupe na średnią..... i chyba ja przezywam, że synek jest coraz większy, no i bardziej, że rozstajemy sie z paniami, które z taką miłością i oddaniem pomogły mu wejść praktycznie bezboleśnie żłobkowe, "samodzielne" życie. panie też miały łzy w oczach.... niestety nianiom nie potrafię zaufać, wolałam żłobek.
  24. ~Lili jka Rozumiem Peonia, że czarno widzisz przyszłość mojego ponad jedenastoletniego związku, gdyż "poświęcam się" dziecku. Wkładanie wszystkich do jednego worka, bo postępują w określony sposób jest krzywdzące. Tak jak napisałaś wcześniej, ludzie miewają różne charaktery, więc to co sprawiło, że u jednych posypało się małżeństwo nie oznacza, że u drugich też do tego doprowadzić. Moje przywiązanie do córki jest związane właśnie z moim charakterem, własnym dzieciństwem, długim staraniem o nią, jak i stratą ciąży numer dwa. Ten wpis kładę na karb totalnego nieporozumienia. Moją intencją było tylko zwrócenie uwagi że w życiu bywa różnie i każdy podejmuje własne wybory. A na końcu niejako obrona mam które potrzebują wytchnienia od maluchów z różnych powodów. One nie są w niczym gorsze od mam, które z maluchami rozstawać się nie lubią. A Ciebie nie oceniałam...
  25. tola512 Peonia tola512 Madika tola512 Ja dzisiaj od rana biegam i załatwiam potrzebne dokumenty do pracy. Najpierw zaświadczenie o niekaralności, teraz siedzę i czekam na badania profilaktyczne, a po wszystkim i tak muszę jeszcze wrócić na radę do przedszkola i podmienić męża do dzieciaków. Zaczęło się z grubej rury :), ale co tam trzeba się wkręcić w nowy rytm. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni :). Tola przynajmniej potem bedziesz na tylku siedziala w przedszkolu a nie latala po miescie hehhe A powiedz mi jak wyglada sprawa organizowania wyjsc w przedszkolu? Bo wiem ze czasem gr gdzies jezdza wychodza a inne siedza tylko w przedszkolu. To zalezy od checi wychowawcy, determinacji rodzicow czy od placowki? Wycieczki zazwyczaj planowane są przez nauczycieli wspólnie na Radzie Pedagogicznej podczas omawiania Rocznego Planu Pracy. Wycieczki dostosowuje się do wieku i zainteresowań dzieci (dalsze wyjazdy autokarowe to już wycieczki, na które potrzebna jest zgoda rodzica). Organizowane są również wyjścia,wycieczki bliższe po okolicy, na które rodzic podpisuje zgodę na cały rok (mogą to być wyjścia poświęcone np. szukanie oznak wiosny, zapoznanie z zawodem np. praca na poczcie, w sklepie, zapoznanie z biblioteką, starsze dzieci zwiedzają szkołę, uczestniczą w lekcji itd). Wachlarz jest szeroki i raczej przedszkola mają bogatą ofertę propozycji. Tola, ja mam wrażenie, że to mimo wszytsko zależy też od chęci Pań. Moje starszaki chodziły do dwoch róznych przedszkoli (przeprowadziliśmy się) i w drugim wycieczek, wystepów, udziałów w konkursach poza przedszkolem było nieproporcjonalnie więcej w stosunku do pierwszego. oba były tzw. państwowe. Zgadzam się chęci są ważne. Dużo też zależy od osoby zarządzającej przedszkolem. Mój syn uczęszczał do przedszkola 3 lata i głównie z powodu olewającej kadry powiedziałam dość i podjęliśmy decyzję o zmianie. Była to trudna decyzja, głównie z uwagi na syna, bo 3 lata to jednak dużo. Ale trudno rozmawia się z kadrą, która nie słucha rodzica, dyrekcja jest gościem, bo ma kilka przedszkoli do obskoczenia. Wiem, że to była słuszna decyzja, na szczęście z grupy syna przechodzą 4 osoby (wszystkie dzieci będą w jednej grupie). nie pracuje w oświacie, kontakt mam z nia tylko jako rodzic. przyznasz, że też jest druga strona medalu - brak wspólpracy kadry z rodzicem to totalny fajans. ale ni elepiej jest jak rodzic zupełnie nie chce wspópracowac z kadra i olewa jej poczynania idace w kiedunku dobra dzieci... czasami mi gul strzela jak widze podejście niektórych rodziców tak w szkole, jak i w przedszkolu/ żłobku.... a ogóle to dla mnie bardzo trudna praca, ja bym nie dała rady, cierpliwośc chyba byłaby zerowa w gromadce maluchów zwłaszcza :)))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...