Skocz do zawartości
Forum

Królik

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Królik

  1. Królik

    Marzec 2012

    Witajcie Jestem na necie dosłownie na kilka chwil - wpadłam pocztę sprawdzić i napisać Wam życzenia(przy okazji jedzenia późnego obiadu po powrocie od lekarzy i notariusza - w końcu umowa podpisana ), bo tak, to siedzę cały czas u rodziców i będę w domu dopiero po świętach. Tak ze dziewczynki zdrowych, spokojnych świąt w rodzinnej atmosferze! nie przejedzcie się na święta i niech Wam kręgosłupy nie wysiądą pod ciężarem prezentów ;) Mam nadzieję, że nie naskrobiecie za dużo, żeby Was szło później dogonić :P
  2. Witajcie Jestem na necie dosłownie na kilka chwil - wpadłam pocztę sprawdzić i napisać Wam życzenia(przy okazji jedzenia późnego obiadu po powrocie od lekarzy i notariusza - w końcu umowa podpisana ), bo tak, to siedzę cały czas u rodziców i będę w domu dopiero po świętach. Tak ze dziewczynki zdrowych, spokojnych świąt w rodzinnej atmosferze! nie przejedzcie się na święta i niech Wam kręgosłupy nie wysiądą pod ciężarem prezentów ;) Mam nadzieję, że nie naskrobiecie za dużo, żeby Was szło później dogonić :P
  3. Bożenko, a po jakim czasie miałaś drugie pobranie? Może po godzinie? Ja miałam obciążenie 75g (podobno teraz już taka norma, ze nie robią ciężarnym 50g, jak dawniej) i jedno pobranie po dwóch godzinach. Nie pamiętam, jak miałam w poprzedniej ciąży, ale wiem, ze one na miejscu patrzyły ile wychodziło. Nie dość, że miałam wtedy 50 glukozy, pobrały mi po godzinie, stwierdziły, ze jest dobrze, wiec nie ma sensu czekać kolejnej godziny, bo pewnie spadnie jeszcze bardziej... I tak to zostało. Teraz jest jakoś tak dziwnie... Ale mam lenia, strasznie mi się nie chce nic robić, poukładałam zabawki w Marka pokoju, odkurzyłam go i naszą sypialnię i stwierdziłam, że czas na kawę...A miałam jeszcze kopytka dziś robić, bo u rodziców spróbowałam i znowu mnie na nie naszło :P (cholernie mi posmakowały jakiś czas temu i jadła bym je nawet codziennie :P)
  4. Kasiu, mam nadzieję, że się przynajmniej wyżaliłaś i lżej się zrobiło... Trochę dla mnie niejasne, co piszesz, ale powiem Ci jedno - nie ma to, jak mieszkać bez niczyich rodziców... To zawsze jakoś tak podburzało w ludziach pewne złe emocje. Gdybyście mieszkali u Twoich, pewnie też byś była za mamą bardziej - nie chciała byś jechać na święta, itp. No ale sytuacja u Was trochę dziwna. Skoro mąż poprosił o listę rzeczy na święta, to wydaje mi się, ze powinnaś zadzwonić wtedy do swojej mamy i ustalić, co kto ma robić i na podstawie tego sporządzić listę zakupów, a nie przejmować się teściową. Dziwi mnie też troszkę Twoje podejście do jego córki (sory, ze się wtrącę). Tak, jakbyś się cieszyła z każdej chwili, której im się razem nie uda spędzić... Chyba nie powinno tak być, chyba powinnaś wiedzieć "w co się pakujesz" - że mąż ma pewne zobowiązania, ze jego serce gdzieś tam już jest podzielone i zawsze już tak będzie...Nie będziesz tylko Ty i Wasze dzieci, ona będzie nieodzownym elementem (że się tak wyrażę) jego życia i Ty nic a nic na to nie poradzisz. Warto by się z tym pogodzić i spróbować się z dziewczynką "zaprzyjaźnić". To moje zdanie... A co do przewrażliwienia, to nie tylko Twoja taka jest ^^ Chciałam babci okna wczoraj przetrzeć (umyta miała niedawno, ale właśnie te smugi po deszczy...), ale jak wyskoczyła na mnie...Że chyba oszalałam, że co - ona nie umie? Niepoważna jestem, ludzie by nieźle o niej myśleli, jak by mnie w oknie zobaczyli, a jak bym spadła z taboretki, czy coś...itd, itp... - no i tyle było z mojego mycia okien :P W sumie same tez powinnyśmy myśleć o sobie w takich sytuacjach, bo nie jesteśmy teraz same. Jak ja w domu wchodzę na taboret żeby przykładowo coś z szafki ściągnąć albo podlać kwiatka, to też mnie samą strach bierze, żeby nie stanąć za bardzo na krawędzi jego i się nie majtnąć (bo on taki niestabilny trochę jest). Ja po wizycie nie najlepiej...Niby wszystko w porządku, ale mam podwyższony cukier po krzywej (mam 131, a powinien być max 120) i dostałam skierowanie do diabetologa. Niby lekarka powiedziała, ze to jeszcze nic strasznego, ale że w ciąży mogą się ujawniać rzeczy, które odezwą się też później, więc warto by to przedyskutować ze specjalistą i ewentualnie podjąć zapobiegawcze kroki... No, a w ogóle były jaja, bo wzięłam numerek(on najpierw w rejestracji, a potem idzie do gabinetu odpowiedniego), z rejestracji poszłam z kartą choroby do położnych (przy ginekologu) - tak ją zostawiam, jestem ważona, mierzą mi ciśnienie, wpisują ewentualne wyniki, itp. Jak wyszłam stamtąd zerknęłam w stronę poczekalni. Szybko przeliczyłam, ile osób jest i na oko wyszło 5-6 (tylko jedna nieciężarna, więc się nastawiłam na długie czekanie). Poszłam siku. Wróciłam, poczytałam książkę, potem przyszła taka starsza kobitka, siadła koło mnie, a jedna z tamtych mówi, zę teraz ona będzie wchodzić a potem ja (bo sama też była zniecierpliwiona strasznie, ze tak długo schodzi). No i ok. Gadamy, gadamy, aż nagle wyświetla się numer...ale nie mój, tylko tej babki, co z nią gadałam, co przyszła później...wzruszyła ramionami i poszła...Kurde, co jest? Została jeszcze jedna kobieta tylko po mnie...i żeby było śmieszniej, wyświetlił się jej numer, więc zaproponowała, zebym się dowiedziała, co tam się dzieje, no i się okazało, ze mój numer, to był czytany całkiem, jako pierwszy - czyli wtedy, kiedy poszłam siku :/ No szlag by to trafił! Drug ci do niej chody i jeszcze nei byłam tak po znajomości przesuwana (tzn bez mojej wiedzy, bo parę razy się zdarzyło, ale to położna mówiła, ze bedzie się starała tak zrobić). No i czekałam ponad dwie godziny jak ta głupia...:/ Potem dostałam to skierowanie do diabetologa więc poszłam od razu o termin. Kolejny numerek i czekam do kartoteki...chyba z 30min...pomimo, ze było kilka osób, którym tez już nerwy puszczały... A pielęgniarka w rejestracji do mnie" nie mamy już zapisów na pierwszy kwartał", więc ja jej grzecznie, ze w drugim kwartale, to ja już będę mamą i mi nie będzie potrzebna wizyta tu... No to wytłumaczyła, ze muszę przyjść jak jest lekarka (od ok 18 godziny - czyli zaznaczam juz w tym miejscu, ze bym musiała przyjechać drugi raz do szpitala wczoraj) i zapytać się jej o to, kiedy mnie przyjmie...Ale w ten dzień i tak tego nie załatwię, bo kartoteka będzie nieczynna, więc tylko oby dała kartkę z terminem i znowu musiała bym przyjść rano, żeby kartę wyciągnąć(założyć), a potem wieczorem do lekarza... Paranoja jakaś...wściekła poszłam na pobranie krwi, bo gin dała skierowanie na hemoglobinę - niby na czczo, ale ja już i tak od 5 nic nie jadłem (a było po 12)więc wyszło, jakbym na czczo była :P I chociaż to "załatwiłam" Potem kolejne nerwy doszły (znaczy stres bardziej), bo dzwonił pośrednik, ze jutro(dziś) też nie pojedziemy do notariusza, bo zabrakło jednego głupiego podpisu od kompetentnej osoby i będzie to musiał dopiero jutro (czyli dziś)załatwić. Że najwyżej w środę lub czwartek rano tam pojedziemy i później, tego samego dnia, podeśle nam już doradcę i skończymy formalności i on jeszcze tego samego dnia zaniesie wniosek... Gdybym miała w reku juz chociaż tą umowę przedwstępną, to bym była spokojniejsza...:( No i pytałam, jak to czasowo się mniej więcej rozłoży. I podobno do 25 stycznia powinniśmy mieć już przyznane pieniądze. I wtedy daje się tydzień - dwa właścicielce obecnej na wyprowadzkę, notariusz, spółdzielnia, itd i na początku lutego powinniśmy się wprowadzić już... Dobra, nei przynudzam dalej, idę, biorę się za porządki "świąteczne" (tzn doprowadzić mieszkanie do ładnego stanu po zabawach dwójki dzieci :P) i trzeba do rodziców uciekać, bo obiecałam, że dziś przyjdę też, jak się u siebie wyrobię, a tu już prawie 11...
  5. No, w końcu Hipciu się pojawiłaś, tęskniłam :* Jezu, z tym samochodem, to faktycznie masakra jakaś...:O Ja bym jeszcze w nim posiedziała trochę, nei ruszała bym z miejsca - może ta pani by sama wyszła i podeszła do Ciebie a wtedy mogła byś jej wygarnąć i wjechać na sumienie, że ciężarna jesteś, ze Cie brzuch strasznie boli teraz i nie możesz się ruszyć... Ale mniejsza z tym, grunt że z Wami wszystko w porządku! Gosiu, w 60stopniach wystarczy przecież! Nie gorączkuj się tak.... Ja prałam normalnie w 40stopniach, tylko pieluchy tetrowe (do karmienia co podkładałam) w 60. Nic Markowi nie było :) Nie masz się czym stresować, że "kto w tym chodził wcześniej" - z pewnością to tylko jakieś dziecko - noworodek i nic złego nie przeniesie się na Twoje maleństwo :) I domestosa to zostaw w kibelku lepiej już :P Ja panele też kładłam tutaj w mieszkaniu, sama - bo zanim tata z mężem skończyli kuchnię i łazienkę (bo robili tylko popołudniami, po pracy, a ja od rana), to ja już skończyłam. Umordowałam się niesamowicie, jak musiałam zwykła piła ciąć, ale potem tata pożyczył od kolego wyrzynarkę i poszło jak po maśle. Kolana bolały, owszem, szczególnie jak po długości przedpokoju kładłam - kilka razy musiałam wstawać, znowu klękać, przenosić się, raczkować (bo to klaki - musiało wszystko ładnie zaskoczyć). Teraz nie kładał bym tego sama, a potem miała bym satysfakcję, ze ja też to robiłam ^^ I u rodziców (u siostry w pokoju) też sama kładłam, i gładzie i malowałam :P Bo ja kobieta pracująca jestem, jak to ktoś już powiedział Szczerze, to nie chciała bym, zęby czasem mąż sam to robił...może to głupio zabrzmi... Ma chęci chłopak, ale wiesz chyba jak to czasem w kobiecej głowie jest - "ja zrobię to lepiej" :P Na szczęście Łukasz dodzwonił się wczoraj do taty i ten powiedział, że przyjedzie. Tylko na 20 stycznia podobno ma już jechać do Szwecji znowu, ale powiedział, że jak będzie trzeba, to przełoży wyjazd i do nas przyjedzie. Najważniejsze, zęby zrobił ściany i sufity (profesjonalnie, ze tak się wyrażę - bo być może trzeba będzie przy okazji instalację wymienić też), a no i płytki na podłodze w kuchni - mąż z moim tatą kładli u rodziców(ok 16m kuchnia) też, ale długo im to jakoś zeszło i lepiej, niech to zrobi ktoś, kto się na tym zna - skończy pewnie w niecały dzień panele stwierdziliśmy, zę od biedy mogą poczekać i po porodzie weźmiemy się za to razem. Wiadomo, teraz, kiedy puste mieszkanie - łatwiej i wygodniej by to było zrobić, no ale cóż...coś za coś :) Znikam zaraz na autobus sie ubierać, jeszcze mam coś do napisania :) 3majcie sie i odpocznijcie czasem od tego przedświątecznego wariactwa i wpadnijcie na forum ;)
  6. Królik

    Marzec 2012

    Uuuu, przedświąteczna krzątanina chyba pełną parą... Powiało chłodem, taki tu przeciąg... Goscie pojechali niedawno, ja stwierdziłam, zę nie ma sensu dalej spać, bo zanim zasnę znowu, to zadzwoni budzik i będę zła i niewyspana. Wstałam właściwie siku tylko, godzina 4:25. Cisza w domu, wszyscy śpią. I cos mi świta na tym kibelku (w końcu nie na darmo mówi się "świątynia dumania" - szwagierka mówiła, że wstanie o 3:50, bo jeszcze herbata do termosu, kawa, mała żeby coś zjadła. Więc budzę męża i pytam, czy dobrze pamiętam, ze miała tak wstać... No i biegi! Bo pociąg o 5:20, a trzeba dojść na dworzec jeszcze... No właśnie dzwoniłam, zdążyli - ledwo ledwo, ale juz są w pociągu :) Dzieci trochę się wybawiły razem, tez mięliśmy z nich ubaw czasami :) Rok różnicy między nimi jest, więc fajnie się dogadywali. W takich sytuacjach bardzo żałuję, ze Marek nie ma kontaktu z innymi dziećmi...:( Mąż dodzwonił się w końcu do swego ojca. Podobno mama tam pojechała i doprowadziła go do porządku(bo nie mieszkają razem, ale to długa historia - a przyjechała, bo święta całą rodziną będą spędzać). Powiedział, ze przyjedzie, ze niby koło 20 stycznia miał już wyjechać, ale jak będziemy potrzebować, to przyjedzie do nas. Już mówię, żeby chociaż te gładzie porobił, i ewentualnie instalacje machnął (jeśli nie będzie podwójnego włącznika w salonie i pokoju dla dzieci - taka wygodna jestem - jeden na zwykła żarówkę, jak się chce na chwile do pokoju wejść, a drugi na energooszczędną, dla dłuższego siedzenia). Panele możemy po porodzie sami położyć, to proste jest i już to robiliśmy. Niech on jedzie do pracy... Dobre i tyle będzie. Ja dziś na wizytę idę do gina (przez to nie opłacało mi się znowu kłaść) i później, jak dobrze pójdzie, to do notariusza...Ma dzwonić pośrednik jeszcze, czy w końcu na dziś, czy na jutro. Nie wiem, kogo pozdrawiać, bo pustka taka, ze szok, ale jako ktoś się pojawi to pozdrawiam :P
  7. Cioteczka, Twój syn wymiata!!! Hahahahah Mój do mnie ostatnio wyskoczył z tekstem... Robię siku. Podchodzi i mówi: Marek: Mama robi tupę Ja: Nie, mama robi siku M: Nie! Mama robi tupę - stanowczo, podnosi głos J: No przecież wiem, co robię... - w czasie, jak znikał już za drzwiami M wygląda samą głową zza drzwi i mówi zniżonym głosem: Nie zawracaj mi dupy I mama zabroniła z dziadkiem oglądać "Świat według Kiepskich"...
  8. Królik

    Marzec 2012

    Żabol, ten zestaw majsterkowicza to przypadkiem nie z Tesco?;> My Markowi jakiś czas temu kupiliśmy taki Chwilę się zajmował nim xD A że jeszcze wcześniej miał dwa samochodziki, które można rozebrać na części pierwsze (dołączony klucz i śrubokręt) i te śrubokręty pasują do nich, to miał frajdę. Ale teraz to oczywiście sam się za to nie weźmie - jak ktoś z nim siedzi, to tak - z ręki wyciągnie xD My biednie Markowi w tym roku - 4 książeczki - wierszyki (bo uwielbia żeby mu czytać, a te, co ma, to zna prawie na pamięć xD), zestaw Kinder niespodzianki, bańki mydlane (bo w kąpieli mu robię ze słomki i się micha mu cieszy A mięliśmy wcześniej bańki, to nie był zainteresowany, potem wylał się płyn i nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego środka, żeby uzupełnić - teraz sprawdziłam szampon i działa ^^). Z mamą jeszcze gadałam, że kupimy mu jeździk (chyba na spółę), bo jak wcześniej go takie rzeczy nie interesowały, tak odkąd od szwagierki dostał walec dość pokaźny, to próbuje wsiadać na niego i jeździć, ale daszek jest cienki i tylko patrzeć jak pęknie). Mam nadzieję, że będzie zainteresowany dłużej, jak warsztatem w walizce :P Kasia, a swojego lekarza ogólnego pytałaś o to wapno? Co do kolorów ubranek (różowy - niebieski), to i u nas tak było kiedyś. Moja babcia była zdziwiona, jak kupiliśmy "stroik" do świecy na chrzest w niebieskim kolorze. Ona na to, zę przecież różowy powinien być... Z mężem się zaśmialiśmy (sądząc, że żartuje wiedząc, jak my poza tym nie cierpimy różowego koloru), ale okazało się, że ona śmiertelnie poważnie to mówi... Byłam w szoku. Nie wyobrażam sobie tego...jak różowy dla chłopca? Hehe, mamy kombinezonik taki malutki, w kolorze lila - maż był wściekły, że Marka w niego ubieramy... Bo jak to, żeby chłopak w takim czymś paradował Ale mnie to nie robi takiej różnicy przy noworodku. Wiadomo, ze różowa czapeczka z kwiatuszkiem, to trochę już nie bardzo, bo wtedy ktoś może pomyśleć, że to dziewczynka, ale lila kombinezon na niespełna miesięcznym dziecku? A powiem Wam, że bardzo często starsze kobiety mówią na Marka w formie żeńskiej, ze śliczna dziewczynka, czy pytają o coś tam i potem "A to chłopczyk, czy dziewczynka? Dziewczynka?" A nie ma na sobie nic wskazującego na płeć żeńską :P Znikam na cały weekend, wiec życzę Wam spokoju na ten czas i nieprzemęczania się ;) Zamelduję się po wizycie u ginekologa w poniedziałek i ewentualnie po tym notariuszu (chyba, ze będzie we wtorek). A przyszły tydzień, to raczej też kiepsko już z czasem, ale to chyba jak większość z nas :) Całusy :*
  9. Królik

    Marzec 2012

    Hehe, widzisz Zabolku, synuś po prostu dał mamie porządny pretekst do wyprania dywanu na święta xD Hehehe Noo, teksty też niezłe Dzieci to mają pomysły. Ale powiem Ci szczerze, ze przykładowo u rodziny męża dużo się klnie (co mnie szczerze strasznie razi i jak byliśmy teraz u jego siostry w Czechach, to jej zwracałam kilka razy uwagę - głupio mi było, ale chyba zrozumiała i nie miała o to do mnie żalu. Jak chce przy swoim dziecku, to jej sprawa, ale ja nie chcę, żeby Marek od najmłodszych lat był oswajany z takim słownictwem - w przedszkolu go nauczą...xD). Ale ani córka szwagierki, ani drugiej szwagierki (obecnie czteroletnia), pomimo "plugawego języka" dorosłych nie używały nigdy takich słów. Nie wiem, czym jest to spowodowane. Bo u nas, to Marek przekleństw nie uraczy - nawet, jak się komuś z nas wyrwie, to albo pod nosem, albo "nie do końca" - coś w stylu "kurrr...". Ja magii świąt też jeszcze nie czuję. Jak mówiłam, sprzątania to ja nie mam - przetrę tylko okna w przyszłym tygodniu( bo jakieś dwa tygodnie wstecz myłam, ale jak deszcz padał, to "ciapek" narobił) i ewentualnie pomyję sobie rzeczy z witryny - brudne niby też nie są, ale to tak już też z myślą o przeprowadzce. No i tyle. Mąż dostał dziś przykaz, ze musi wygospodarować sobie te pół godzinki na wytrzepanie dywanów, bo to przyznam się bez bicia - już dawno nie trzepane były... Do rodziców będę musiała iść pomóc w przygotowaniach potraw, ale jak to się czasowo rozłoży to nie wiadomo - jak papierki się poskładają na ten kredyt. A żelazko to przedmiot, który też mi bardzo przypominał przygotowania do narodzin Marka Teraz jeszcze nic nie robię, bo czekam na przeprowadzkę i mam nadzieję, ze Patryk to doceni i też poczeka do swojego terminu ^^ Byliśmy dziś w Auchanie i kupiliśmy dla Marka 4 książeczki (strasznie lubi, żeby mu czytać!), bańki mydlane i paczkę jajek niespodzianek ^^ Jak fundusze pozwolą, to Mikołaj jeszcze coś dokupi do tego, choć nie wiem, czy jest sens szaleć, bo babcie też z pewnością nie poskąpią :) Podobał mi się na allegro zegar do nauki godzin, ale koszt 60zł i bałam się zamawiać przed świętami teraz z obawy, czy zdążą przysłać. Poza tym liczyłam na to, ze może w sklepie coś podobnego znajdę i będę miała możliwość ocenić, czy warto brać. Albo jakiś jeździk - bo dostał od szwagierki takie dość duże auto-walec i usilnie stara się na nim usiąść :P Pomyślałam, ze miał by radochę z jakiegoś jeździka i Patrykowi też się przyda w przyszłości. Ale to już czasu nie ma na szukanie czegoś takiego i żeby cenowo nie wyszło 200zł...(jak w większości sklepów, gdzie oferują jakieś oryginalne zabawki).
  10. Królik

    Marzec 2012

    Kasia, zależy na jaką farmaceutkę trafisz w aptece. Mnie w poprzedniej ciąży jedna pomogła, dała jakieś tabletki na ssanie, jak gardło nawalało, zę mówić nei mogłam. A teraz, ja byłam chora, to NIC mi nie chciała sprzedać, bo nic nei wolno mi brać i koniec (tzn inna babka w innej aptece). Wiesz, najlepiej w takich kwestiach poradzić się specjalisty - albo farmaceuty, albo swojego lekarza prowadzącego. Moze masz jakieś przeciwwskazania (poza oczywistym w postaci ciąży) żeby ich nie brać? Lepiej zapytać kogoś, kto się zna na tym... Żabolku, ja też nie miałam nigdy problemów z zębami. Nigdy nie były śnieżnobiałe, poza tym na trzonowcach mam plamki (niegroźne) i dopiero jak poszłam pod koniec ciąży (co mi tak po nocach spać nie dawały te 8) dowiedziałam się o próchnicy....(a w 3 miesiącu jakoś miałam przegląd i było wszystko dobrze...). Teraz chciała bym odpukać, bo jest ok, choć prawą strona nei mogę gryźć, bo coś mi sie dzieje zarówna na górze, jak i na dole, ale chcę przeczekać do porodu i zrobić to na znieczulenie - zastrzyk (bo inaczej się tknąć nie dam). A po porodzie, to na 12 godzin odstawię od cyca i mogę spokojnie i dobrze zrobić... A czytając wyprawkę do szpitala, jaką podałaś Żabolku, utwierdzam się tylko w przekonaniu, zę jednak o to, co faktycznie będzie potrzebne należy zapytać w swoim szpitalu, bo to, co wymieniłaś dla dziecka u nas było kompletnie nie potrzebne. Więc co szpital, to inne zwyczaje. Muszę się w końcu pochwalić - dzwonił pośrednik i w poniedziałek idziemy spisywać tą umowę przedwstępną Mówi, ze wytoczył ciężkie działa i użył najmocniejszych argumentów i przekonał kobietę do podpisania umowy jeszcze przed świętami ^^ Jestem mega szczęśliwa, aczkolwiek martwię się teraz tym remontem, bo maż nie może się dogadać z ojcem swoim...dwa dni bez odzewu, dziś w końcu odebrał, ale chyba nie był za bardzo w stanie rozmawiać...:( No i to nas teraz z kolei trochę udupia, ze tak powiem, bo może kiepsko z tym remontem wyjść... Mąż samymi popołudniami nie wyrobi się z tym. Mojego ojca prosić nie chcę, bo on też pracuje do późna i nie ma już 18 lat, poza tym trochę śmieszna sytuacja, jak ze mną kładł panele u nich w domu...ma dziwny sposób, ale nie chce mi się pisać - a wolała bym, żeby u nas tak nie robił :P Ja umiem i gładź położyć i panele (robiłam to u rodziców przy remoncie praktycznie sama, bo mąż z tata to właśnie do pomocy popołudniami byli tylko - jak wrócili z pracy, to ja wtedy odpoczywałam Ale nie przechwalając się, większość sama zrobiłam. Na tym mieszkaniu, co teraz wynajmujemy, to też sama położyłam po całości panele - oni robili płytki w kuchni na podłodze, w kiblu, krany (niby takie nic, ale pieprzyło się im strasznie, bo stara instalacja cała jest), więc generalnie nadała bym się do pracy tam, ale strasznie się boję o przedwczesny poród... Niby samo kładzenie paneli to nic ciężkiego, poza tym, że człowiek cały czas na kolanach praktycznie...Wysiłek minimalny, jak się ma maszynkę do cięcia paneli - a mamy. Już nawet nie obawiam się o zdrowie dziecka, bo w 8 miesiącu też zdrowe dzieci się rodzą, ale o to, ze Patryk za wcześnie się pojawi - trzeba będzie karmić, zajmować się, nie będę miała czasu ani na remont, ani na pakowanie rzeczy w domu i dopiero się opóźni wszystko. A no jak by doszła tak cesarka, to w ogóle przez miesiąc mogę ewentualnie po dyrygować kimś :/ Eh...głowa mała od tego wszystkiego... Dobrze by było, żeby teść w końcu wytrzeźwiał i określił się jakoś... Od biedy trzeba będzie po prostu się tam przeprowadzić i porządnie wszystko wyszorować po tych kotach i przebiedować jakoś kilka miesięcy i jak dojdę do siebie, to się weźmiemy wtedy za ten remont... Tylko wiadomo - lepiej się robi cokolwiek na "pustym" mieszkaniu, a nie potem znowu przestawiać, opróżniać szafy, itp... Dobra, jak zwykle Wam przynudzam...:P
  11. I skromna, przede wszystkim, Kasiu Fajne ciuszki, gdzie to mówisz je wyłowiłaś? Muszę się w końcu pochwalić - dzwonił pośrednik i w poniedziałek idziemy spisywać tą umowę przedwstępną Mówi, ze wytoczył ciężkie działa i użył najmocniejszych argumentów i przekonał kobietę do podpisania umowy jeszcze przed świętami ^^ Jestem mega szczęśliwa, aczkolwiek martwię się teraz tym remontem, bo maż nie może się dogadać z ojcem swoim...dwa dni bez odzewu, dziś w końcu odebrał, ale chyba nie był za bardzo w stanie rozmawiać...:( No i to nas teraz z kolei trochę udupia, ze tak powiem, bo może kiepsko z tym remontem wyjść... Mąż samymi popołudniami nie wyrobi się z tym. Mojego ojca prosić nie chcę, bo on też pracuje do późna i nie ma już 18 lat, poza tym trochę śmieszna sytuacja, jak ze mną kładł panele u nich w domu...ma dziwny sposób, ale nie chce mi się pisać - a wolała bym, żeby u nas tak nie robił :P Ja umiem i gładź położyć i panele (robiłam to u rodziców przy remoncie praktycznie sama, bo mąż z tata to właśnie do pomocy popołudniami byli tylko - jak wrócili z pracy, to ja wtedy odpoczywałam Ale nie przechwalając się, większość sama zrobiłam. Na tym mieszkaniu, co teraz wynajmujemy, to też sama położyłam po całości panele - oni robili płytki w kuchni na podłodze, w kiblu, krany (niby takie nic, ale pieprzyło się im strasznie, bo stara instalacja cała jest), więc generalnie nadała bym się do pracy tam, ale strasznie się boję o przedwczesny poród... Niby samo kładzenie paneli to nic ciężkiego, poza tym, że człowiek cały czas na kolanach praktycznie...Wysiłek minimalny, jak się ma maszynkę do cięcia paneli - a mamy. Już nawet nie obawiam się o zdrowie dziecka, bo w 8 miesiącu też zdrowe dzieci się rodzą, ale o to, ze Patryk za wcześnie się pojawi - trzeba będzie karmić, zajmować się, nie będę miała czasu ani na remont, ani na pakowanie rzeczy w domu i dopiero się opóźni wszystko. A no jak by doszła tak cesarka, to w ogóle przez miesiąc mogę ewentualnie po dyrygować kimś :/ Eh...głowa mała od tego wszystkiego... Dobrze by było, żeby teść w końcu wytrzeźwiał i określił się jakoś... Od biedy trzeba będzie po prostu się tam przeprowadzić i porządnie wszystko wyszorować po tych kotach i przebiedować jakoś kilka miesięcy i jak dojdę do siebie, to się weźmiemy wtedy za ten remont... Tylko wiadomo - lepiej się robi cokolwiek na "pustym" mieszkaniu, a nie potem znowu przestawiać, opróżniać szafy, itp... Dobra, jak zwykle Wam przynudzam...:P
  12. Kasia, użyj opcji "pełnej" odpowiedzi, a nie szybkiej. Opcje o których piszesz są u góry, a pod okienkiem pisowni posta masz "OPCJE DODATKOWE", w tym załączniki, o których pisała Bożena. Chyba mąż nie liczył na Rolexa za 300zł?:P Ważne, ze dostanie to, co napisał w liście do Św. Mikołaja xD I nie martw się wywołaniem porodu przez sen :P Mnie się poród co noc prawie śnił, a Marka wyciągnęli przez cesarkę (nie było żadnych akcji porodowych) dwa tygodnie po terminie
  13. Franti, to rewelacyjnie w szpitalu miałaś - faktycznie o nic się nei martwić...Bo u nas, to sama pewnie czytałaś - wszystko samemu trzeba brać. Ale to z pewnością nie tylko odległość czasowa, ale i sprawa szpitala, więc warto w swoim się zapytać (bo ja przykładowo się właśnie o tych sztućcach dowiedziałam, ze trzeba brać swoje - a dla mnie oczywiste było że z posiłkiem dają i tylko kubek i łyżeczkę na jakąś herbatę mieć). A co do podmywania, to Franti, ja byłam po cesarce. 24godziny po porodzie leżałam plackiem z cewnikiem jeszcze i dopiero po tym czasie mogłam wstać, zrobić samodzielne siku, umyć się - a kąpiel też nie byłą łatwa, bo w podbrzuszu rana - plaster i branie prysznica też nie było niczym przyjemnym ani prostym. Sama już nie wiem, co bym teraz wolała, może powiecie, że głupio myślę, ze materialistka ze mnie, ale przestałam chyba tak "napierać" na sn... W końcu cesarka to dla mnie dodatkowe 2500-3000zł z PZU :P(dobrze, że właśnie sobie przypomniałam, że trzeba przelew zrobić do niech :P). Tylko wiadomo, że wolała bym opcje najmniej szkodliwą dla dziecka, ale też trudno wyczuć, która opcja okaże się lepsza...mówią, ze szkoda ryzykować sn...ale jakoś chyba nikt nie wspomina o zagrożeniach, jakie niesie ze sobą cesarka. Gin mówi, ze skoro ostatnio byłam pod narkozą, to teraz warto by "nie spać" - tylko łatwo mówić, jakby to ode mnie zależało, ze nie dali rady mi się wkłuć w kręgosłup. Ciekawe, teraz ile będę ważyć przy porodzie i jakie duże będzie dziecko... Z Markiem ważyłam 86kg, ale przez całą ciążę o wiele więcej przybrałam, niż teraz... Do wagi sprzed poprzedniego porodu brakuje mi ok 6k obecnie(no, tylko jeszcze 3 miesiące zostały i wszystko się moze zdarzyć) - wczoraj waga pokazała 79, czyli 5kg na plus. Była bym zadowolona, gdybym nie przekroczyła w sumie tych 10kg...Czyli mieć wagę jak poprzednio. Z tą różnicą, że po porodzie straciłam od razu 12kg (tyle wszystko ważyło), ale zostało 10kg zapasu... Gdybym teraz znowu straciła 12 kg, to bym miała -2 do wagi wyjściowej... Eh, to se policzyć zawsze można i pomarzyć, nie?:P I zostało by mi do zgubienia lekko ponad 10 kg - nie wiem, czy to mało, czy dużo, nie chcę się teraz wypowiadać, bo jak nie mogę się odchudzać, to zawsze mam do tego motywację, perspektywy i zapał, a jak przychodzi co do czego, to znika to wszystko i waga zostaje...:( Dobra, nie zanudzam już... Nie mogłam spać w nocy dziś, Marek też wstał przed 1 i do 3 nie mógł zasnąć, co i mnie dodatkowo denerwowało, bo starałam się spać, a jak on się rzucał na łóżku, to się rozbudzałam... Ach, Franti, co do Octeniseptu, to on jest dobry nie do higieny, tylko do dbania o ranę poporodową (jak np nacięcie krocza). Też przykładałam okłady na ranę po cesarce. Tylko chyba z tego co wiem, drogi strasznie jest, choć skuteczny. Ja mam za free, bo mama jest pielęgniarką, ale ciiii :P
  14. Dobra Kasiu, weźmy to tak. Przesyłasz zdjęcie na podaną przeze mnie stronę i kopiujesz sobie "KOD FORUM". Wklejasz w odpowiedzi (bez użycia ikonki "wstaw obrazek"). Przed chwilą sprawdzałam, działa na 100%. Tak, jak pisze Bożena też można, aczkolwiek ja wole tą opcję - zawsze później możesz wykorzystać zdjęcie do innych celów, a już masz wrzucone na neta. Poza tym, chyba w załącznikach jest określony jakiś maksymalny rozmiar pliku, dobrze kojarzę Bożenka? I jak za duży obrazek, to trzeba ręcznie zmniejszyć. Nie pamiętam dokładnie, bo chyba kilka razy używałam i to dawno temu już. A na Image...można do woli zmieniać rozmiar zdjęcia. Używam tej strony nawet, jeśli potrzebuje zrobić awatar, czy pomniejszyć swoje zdjęcie szybko :P Kasia, i pod linkami nei ma już zdjęć - pisze, ze usunięte... A co do szarego mydła, to jest po prostu lepsze do higieny po porodzie, niz płyni intymne. Podobnież nawet lekarze nie zalecają stosowania płynów do higieny intymnej po porodzie. Ale w sklepie spotkałam się ze specjalnym płynem, właśnie na okres połogu. No ale wiesz, cena nieporównywalna z ceną szarego mydła, które też jest dostępne w płynnej postaci, jeśli nie odpowiada komuś opcja w kostce :)
  15. Królik

    Marzec 2012

    Cześć Wam Hu.. mnie strzeli zaraz, za przeproszeniem! Jak nie urok, to sraczka :( Byliśmy dziś na tym mieszkaniu i pośrednik nam mówi, ze jest pewien problem, booooo.... Bo pani właścicielka nie chce spisać umowy przedwstępnej przed świętami, tylko najwcześniej w tygodniu poprzedzającym Sylwestra. Nie chciała nam wyjaśnić o co chodzi, tłumaczyła sprawami osobistymi... Więc podziękowaliśmy sobie za wspólne dwa spotkania. U nas nie wchodzi w grę taka opcja, o czym ona wiedziała od początku, bo pośrednik jej mówił. Sam też był cholernie wściekły, bo gadaliśmy z nią, namawialiśmy, bo maż ma do 23 grudnia 2012 umowę i wniosek do banku MUSI być złożony przed 23 grudnia tego roku, żeby czas trwania umowy o pracę był większy niż 12 miesięcy - po 23 grudnia nie mamy już co liczyć na kredyt... No ale z pośrednikiem gadaliśmy jeszcze po wyjściu z mieszkania i mówił, ze jeszcze podzwoni i pokombinuje, że może złożymy do banku tylko wniosek ze zwykła umowa (nie notarialną), a po tych świętach się doniesie przedwstępną. Że jeszcze jutro zadzwoni do nas i powie, co wymyślił i załatwił. Podobno ta kobitka nie ma się gdzie podziać. Bo pytałam, jakie meble, poza kuchnią. zostają w mieszkaniu, na co ona mi, ze nie wie jeszcze, bo nie wie, czy będzie miała dokąd pójść... Więc tak teraz rozmawialiśmy z Łukaszem, że może na święta będzie się widzieć z kimś z rodziny i się dowie, czy będzie miała gdzie mieszkać, czy nie. A umowy przedwstępnej moze nie chcieć spisywać ze względu na późniejszy obowiązek sprzedaży tego mieszkania. Bo jak pośrednik tłumaczył, to my wpłacamy jakąś tam cześć pieniędzy - umownie jest to 10% wartości nieruchomości, ale że nie dysponujemy takimi środkami, to umówiliśmy się na 1000zł. Z kolei dla nas zabezpieczeniem jest sama umowa przedwstępna, bo jeśli nawet po jej podpisaniu sprzedający się wycofa, to mieszkanie i tak jest już nasze - tylko załatwia się to przez sąd, ale nie ma takiej opcji, żeby nam przepadło. Nie mam pretensji do kobiety, bo to też nie jest jej widzimisię, tylko kobieta jest w trudnej sytuacji... Rozumiem to, tym bardziej, że teraz zima... Ale co z tego, jak zadłuży się jeszcze bardziej, dostanie nakaz eksmisji i i tak wyląduje na bruku, i tak. Niech sobie załatwia jakieś mieszkanie, przecież choćby do wynajęcia coś, jeśli nie ma ją kto z rodziny wziąć do siebie... Przecież my jej nie zaproponujemy mieszkania... Zobaczymy, co nam jutro wymyśli ten pośrednik... Żabolu, cieszę się, ze synkowi jęzor już "działa" :) A z tymi ósemkami to paranoja jakaś...przecież mnie w poprzedniej ciąży straszliwie dokuczały i okazało się, że są wszystkie 4 do usunięcia. Dolne nie wyszły nawet do końca i choć nie są zniszczone (w przeciwieństwie do tych górnych), to i tak nadają się "na złom", bo pożytku z nich żadnego i tylko tyle że się zapasują :P Ale wyrwałam tylko górne, bo te do chirurga dolne się nadają, a jakoś nie mam tam po drodze...wiem, ze sama sobie szkodzę, ale 400zł wyrwanie prywatnie, a państwowo w poczekalni chyba zemdleję czekając na swoją kolej kilka godzin...("KOCHAM" dentystów, zapach gabinetu, odgłosy dochodzące zza drzwi, itp...i jak wiadomo, w państwowych przychodniach różnie bywa z podejściem do pacjenta, a ze mną u dentysty trzeba gorzej jak z dzieckiem...) Ale jeśli masz zepsute te jeszcze nie wyjdzione (podobno to bardzo częsty przypadek), to nie zwlekaj z usunięciem, bo mnie po prawej stronie górna ósemka "załatwiła" siódemkę, która tylko pozornie wyglądała pięknie, ale jak ósemkę się wyrwało, to pokazała, co ma w środku, a dokładniej czego nie ma - była pusta i też ze względów finansowych nie zgodziłam się na leczenia kanałowe i kazałam usunąć. To się lekarka naskakała przy mnie, bo jak go złapała, to się rozsypał w drobny mak... Taa, uroki ciąży - zęby, włosy, paznokcie... Kasia, co do wapna, to ja nie podpowiem, bo szczerze nie wiem - nie pytałam nikogo, nigdy się tym nie interesowałam. Ale w aptece też panie Ci powiedzą, czy możesz, czy nie i jakie, w razie czego. Wyprawka opisana na innym wątku, zdjęcia też zaraz Ci tam napiszę. Jeszcze tylko dwa wątki do obskoczenia mam ^^
  16. O właśnie, zapomniałam o podpaskach i podkładach na łóżko - dostępne w aptece - mi starczyło jedno opakowanie - 10szt. Panie położne w prawdzie nie oszczędzały na tym - nawet, jak był podkład czysty to obmywając mnie ufajdały go i wywalały - na szczęście dwa razy moja mama mnie podmyła i nie zabrudziła, a potem juz mogłam wstać i sie umyć i załatwić sama. A podpaski to też najlepiej te "wielkie". Uparłam się na początku, ze będę używać zwykłych podpasek, ale te wkłady okazały się większe i chłonniejsze - leżąc plackiem łatwiej było w nich utrzymać czystość i higienę, no i łatwiej wymienić I jak się chodzi bez majtek, to nie wypadną, bo są tak wielkie :P Ja miałam takie: Zaraz Ci Kasiu postaram się wyjaśnić lepiej, jak wstawić te fotki, żeby były zdjęcia, a nie linki, ale to za chwile - muszę podopisywać na zaległości na innych wątkach :) A hu.. mnie strzeli zaraz, za przeproszeniem! Jak nie urok, to sraczka :( Byliśmy dziś na tym mieszkaniu i pośrednik nam mówi, ze jest pewien problem, booooo.... Bo pani właścicielka nie chce spisać umowy przedwstępnej przed świętami, tylko najwcześniej w tygodniu poprzedzającym Sylwestra. Nie chciała nam wyjaśnić o co chodzi, tłumaczyła sprawami osobistymi... Więc podziękowaliśmy sobie za wspólne dwa spotkania. U nas nie wchodzi w grę taka opcja, o czym ona wiedziała od początku, bo pośrednik jej mówił. Sam też był cholernie wściekły, bo gadaliśmy z nią, namawialiśmy, bo maż ma do 23 grudnia 2012 umowę i wniosek do banku MUSI być złożony przed 23 grudnia tego roku, żeby czas trwania umowy o pracę był większy niż 12 miesięcy - po 23 grudnia nie mamy już co liczyć na kredyt... No ale z pośrednikiem gadaliśmy jeszcze po wyjściu z mieszkania i mówił, ze jeszcze podzwoni i pokombinuje, że może złożymy do banku tylko wniosek ze zwykła umowa (nie notarialną), a po tych świętach się doniesie przedwstępną. Że jeszcze jutro zadzwoni do nas i powie, co wymyślił i załatwił. Podobno ta kobitka nie ma się gdzie podziać. Bo pytałam, jakie meble, poza kuchnią. zostają w mieszkaniu, na co ona mi, ze nie wie jeszcze, bo nie wie, czy będzie miała dokąd pójść... Więc tak teraz rozmawialiśmy z Łukaszem, że może na święta będzie się widzieć z kimś z rodziny i się dowie, czy będzie miała gdzie mieszkać, czy nie. A umowy przedwstępnej moze nie chcieć spisywać ze względu na późniejszy obowiązek sprzedaży tego mieszkania. Bo jak pośrednik tłumaczył, to my wpłacamy jakąś tam cześć pieniędzy - umownie jest to 10% wartości nieruchomości, ale że nie dysponujemy takimi środkami, to umówiliśmy się na 1000zł. Z kolei dla nas zabezpieczeniem jest sama umowa przedwstępna, bo jeśli nawet po jej podpisaniu sprzedający się wycofa, to mieszkanie i tak jest już nasze - tylko załatwia się to przez sąd, ale nie ma takiej opcji, żeby nam przepadło. Nie mam pretensji do kobiety, bo to też nie jest jej widzimisię, tylko kobieta jest w trudnej sytuacji... Rozumiem to, tym bardziej, że teraz zima... Ale co z tego, jak zadłuży się jeszcze bardziej, dostanie nakaz eksmisji i i tak wyląduje na bruku, i tak. Niech sobie załatwia jakieś mieszkanie, przecież choćby do wynajęcia coś, jeśli nie ma ją kto z rodziny wziąć do siebie... Przecież my jej nie zaproponujemy mieszkania... Zobaczymy, co nam jutro wymyśli ten pośrednik...
  17. Dzieki dziewczynu Brzucho mam duży, to fakt, a jak coś jest obcisłe, to chcąc nie chcąc podkreśla to jego wielkość :) Katarzynka, w sumie trochę od szpitala zależy, co masz wziąć. Napiszę Ci, co było do nas potrzebne - standardowo piżamy dla siebie (najlepiej kilka, na zmianę, bo w na noworodkach jest strasznie gorąco i ja na ten przykład co dzień musiałam zmieniać, zeby nie odstraszać ludzi. - do naturalnego porodu jakaś koszulka (chyba, ze szpital daje kitel) -pampersy dla dziecka - najlepsze te z wycięciem na pępowinę, o ile dobrze pamiętam Huggis takie robi (jeśli chcesz tetry, to będziesz sama je zabierała do prania, wiec chyba lepiej jednorazowe) - chusteczki nawilżane - krem do pupy - nam polecali Linomag baby - ubranka dla dziecka nie powinny być konieczne (choć to chyba też od szpitala zależy), bo szpital daje swoje. Jeśli przyniesiesz prywatne, to musisz mieć podpisane i też daą Ci do prania - sztućce plus jakiś kubek (talerze daje szpital przy posiłkach) - wodę mineralną w zapasie (zależy, czy i jak często ktoś będzie przyjeżdżał do Ciebie, żeby ewentualnie donieść) - no wiadomo, kosmetyki dla siebie, ręcznik, klapki do chodzenia i pod prysznic (dobrze mieć, żeby nie podłapać jakiegoś dziadostwa) - po cesarce trzeba mieć też kilka butelek gotowego mleka dla noworodków (nam kazano kupić 5szt i nie donosiliśmy, bo firma przywiozła w tym czasie próbki i nie było to konieczne, poza tym to mleko tylko na "wstęp", bo po cesarce pokarm nie przychodzi tak szybko, jak po sn) - jeśli ktoś przyjedzie Was odebrać ze szpitala, to tylko ewentualnie przygotuj kilka zestawów ubrań na wyjście ze szpitala, albo poinstruuj odpowiedzialną osobę o tym, co ma zabrać, w co ubrać dziecko na wyjście) - karta ciąży (o czym chyba nie muszę wspominać :P) - szare mydło (dobre, a w zasadzie najlepsze do higieny intymnej po porodzie) Nic więcej póki co nie przychodzi mi do głowy. Jak coś sobie przypomnę, to skrobnę. Albo dziewczyny dopomogą. No i generalnie raz jeszcze wspomnę - dowiedz sie w szpitalu, w którym zamierzasz rodzić, co oni wymagają - czy m.in te sztućce musisz mieć. No i dobrze mieć torbę taką spakowana trochę wcześniej - ja miałam na przeszło miesiąc przed terminem, bo to juz taki okres, kiedy nie znasz dani ani godziny... Mnie się nie opłaciło pakować wcześniej bo nic mi się nie działo i Marek był zmuszony do wyjścia ^^ Co do oznaczeń na metkach, to są na różne państwa - przykładowo UK to masz Wielką Brytanię. My generalnie posługujemy się numeracją europejską, czyli chyba EU (nie pamiętam, nei zwracam na to takiej uwagi - ja mierzę czy pasuje, bo metki to różnie pokazują i często nie mają nic wspólnego z faktycznym rozmiarem) Zdjęcia do posta. Wchodzisz na stronę np ImageShack® - Online Photo and Video Hosting, wrzucasz tam zdjęcia (mozesz zmienić rozdzielczość podczas "przerabiania". Po udanym dodaniu zdjęcia wyskakuje Ci szereg linków - wybierasz ten pierwszy, z napisem link. Przechodzisz na stronę pisanego posta, klikasz w ikonkę "wstaw obrazek" i we wskazane miejsce kopiujesz cały ten link z tamtej strony. Poprzez "podgląd" posta na dole mozesz sprawdzić, czy działa. To chyba najprostszy sposób. Jak coś nei działa, to daj znać. Pomogę ;) Dziś na 17:30 jedziemy ostatecznie zadecydować, co z mieszkaniem - ugadać cenę i umówić się ewentualnie na umowę przedwstępną - jeszcze w tym tygodniu. Nie wiem tylko co z tym moim teściem, bo Łukasz nei mógł się wczoraj dodzwonić do niego, a podobno jest już w Polsce. Nie przychodzi nic innego do głowy, jak to, ze pije z kolegami ...:( Mam nadzieję, zę w końcu wytrzeźwieje i przyjedzie zrobić nam ten remont, bo jak nie, to masakra będzie... Dobra, odgrzać obiad Markowi, bo zaraz wstanie i zebrać się powoli (zanim zje, to akurat prawie trzeba będzie wyjść:P) Hipciu, gdzie się podziewasz? Jak tam kluseczka rośnie, a przepraszam - Wielorybek Jeju, Ty to już dni odliczasz...
  18. Królik

    Marzec 2012

    Witam. Juz wróciliśmy. Marek został jeszcze u rodziców, bo ja jutro wybieram się do tego lekarza zakładowego, bo we wtorek jedziemy na mieszkanie obgadać już szczegóły i spisać umowę przedwstępną (jeśli okaże się wszystko w porządku, o co musimy jeszcze dopytać). W środę przyjedzie doradca - jeśli będzie już, to weźmie tą umowę i złoży wniosek do banku o kredyt. W czwartek spodziewamy się właścicielki tego mieszkanie - przyjdzie po czynsz. A w piątek trzeba będzie ogarnąć dom, bo w sobotę przyjedzie szwagierka. No i nie miała bym kiedy tego lekarza załatwić, bo podobno następny tydzień, to już go może nie być. Bierzmowanie przeżyliśmy - siostra się trochę stresowała, bo niosła chleb w darach dla biskupa. Ale generalnie było dobrze. Potem posiedzieliśmy, pogadaliśmy no i czas było do domu, bo mąż na rano jutro. Wstawię tą obiecaną fotkę, bo mąż mnie sfotografował ^^ Misia, nie krępuj się, pisz co leży Ci na serduchu - pomocy nie możemy Ci udzielić, ale wyżalenie czasem choć trochę pomoże - ulży... Kasai, dziwny ten Twój mężuś...Nie chcę nic sugerować, broń Boże!, ale skoro taki zazdrosny, to może sam ma coś na sumieniu? Dobra, wstawiam focię i znikam - chyba wszystkie wątki zaliczyłam po nieobecności i mogę iść spać Dobranoc :*
  19. Witam. Juz wróciliśmy. Marek został jeszcze u rodziców, bo ja jutro wybieram się do tego lekarza zakładowego, bo we wtorek jedziemy na mieszkanie obgadać już szczegóły i spisać umowę przedwstępną (jeśli okaże się wszystko w porządku, o co musimy jeszcze dopytać). W środę przyjedzie doradca - jeśli będzie już, to weźmie tą umowę i złoży wniosek do banku o kredyt. W czwartek spodziewamy się właścicielki tego mieszkanie - przyjdzie po czynsz. A w piątek trzeba będzie ogarnąć dom, bo w sobotę przyjedzie szwagierka. No i nie miała bym kiedy tego lekarza załatwić, bo podobno następny tydzień, to już go może nie być. Bierzmowanie przeżyliśmy - siostra się trochę stresowała, bo niosła chleb w darach dla biskupa. Ale generalnie było dobrze. Potem posiedzieliśmy, pogadaliśmy no i czas było do domu, bo mąż na rano jutro. Wstawię te obiecane fotki, bo mąż mnie sfotografował Kasiu, rozumiem poniekąd Twój problem - z mężem mięliśmy kiedyś niezłą sprzeczkę o jego starszą siostrę z 4-letnią córką. On tez chciał jej pomóc i wziąć je do nas. JA byłam przeciwna. Nie dość, ze różnice charakteru, sposobu bycia, itp, to jeszcze gnieździć się. Ja wiem, może ja mam wygórowane "wymagania" odnośnie życia - 3 pokoje - jeden na sypialnię dla nas, drugi dla dzieci i "salon" - komputer, telewizor i przyjmowanie gości - bez łóżka sypialnianego. Nie wyobrażałam sobie tutaj jeszcze 2 osób, tym bardziej, ze nie na miesiąc czy dwa, ale na nieco dłużej (bo mój znajomy i owszem, mieszkał z nami przez miesiąc, ale to było z góry powiedziane że na góra dwa miesiące, aż znajdzie inne lokum, bo ze Szczecina przyjechał). Na szczęście mój mąż przejrzał sam na oczy - byliśmy w czerwcu u tej siostry i po kilku dniach pobytu tam sam przyznał rację, ze nie chciał by mieszkać z nią pod jednym dachem... Nie wiem, jaką pomoc Twój oferuje ojcu, ale skoro masz pieniądze na dziecko, to nie dawaj ich na życie! Ani dla ojca, tzn swojego teścia. Oddaj je nawet mamie jak do depozytu, żeby nie kusiły. Nie ma na życie? Lepiej pożyczyć 100zł od mamy (nie z tego źródła, czyli nie z kasy na dziecko) i oddać zaraz po wypłacie. Sprawdzone sposoby, bo łatwiej oddać komuś niż "do koperty", która leży u nas. A mężowi powiedzieć wprost, ze to są pieniądze na dziecko i nie będziecie ich ruszać na inne potrzeby. I nie załamuj się, tylko pogadaj z tym swoim lekkoduchem, gadaj aż do skutku!
  20. Franti, chyba masz racje - o nas Mikołaj też nie zapomniał Nie dał namacalnego (jeszcze) prezentu, ale dzwonił dziś pośrednik i mówił, ze generalnie "na telefon" wszystko już załatwione i papiery to tylko formalność. Że jak wszystko dobrze pójdzie, to do przyszłego czwartku złożymy wniosek i jeszcze przed świętami dostaniemy odpowiedź. Bożena, łykaj magnez na skurcze. Powiem Ci, że ja mam kupiony i leży bo o nim nie pamiętam xD Ale jak bym znowu miała skurcze, to bym pewnie pamiętała, hehehe...ale przez kilka nocy też mnie łapały, wtedy łykała i przeszły i ponad 2 miesiące mam spokój. Hipciu - na rtg zakładają Ci przecież fartuch (od szyi w dół) i co ta baba marudzi? Pewnie, że zawsze to promieniowanie, ale są sytuacje, w których nie ma wyjścia. Odpukać, ja nie mam tak strasznie z zębami, jak z Markiem chodziłam w ciąży. Ósemki mi dokuczały niemiłosiernie i kilka ząbków też poleciało (w sensie, że się zepsuło, bo póki co brakuje mi tylko jednego zęba (poza 2 ósemkami), którego kazałam rwać na własne życzenie, bo kanałowo było do leczenia, a 400zł nie miałam na taki interes...). Na zgagę rzuć migdały, albo ssać Rennie (ja z Markiem miałam o smaku owocowym, bo mięty nie mogłam znieść nawet zapachu). Tylko nie warto czekać, aż już porządnie złapie - jak poczujesz, ze się zaczyna, to wtedy reagować. Gosia, piszesz o "łóżkowym Mikołaju". Powiem Ci, że to wszystko zależy...Nie pamiętam już od którego tygodnia trzeba było "uważać", ale wtedy tylko zakładaliśmy (tzn mąż :P) prezerwatywę. I tak było do 17 października (na ten dzień miał termin) - ale za wszelką cenę nie chciałam wtedy rodzić, bo mój były ma wtedy urodziny :P Choć jest dobrze między nami, to nie chciała bym takiej "pamiątki" na całe życie xD No ale po 17 to ruszyliśmy jak nastolatki, którzy nigdy wcześniej nie mieli tyle swobody. Po terminie sex jest wskazany - sperma również. Ale Marka to nie ruszyło i tak :P Powiem Wam szczerze, że mnie jakoś po wyjściu ze szpitala, w którąś noc (kiedy byłam jeszcze taka obolała i nie mogłam się normalnie obracać na łóżku) wzięła straszna chęć...aż się sama sobie dziwiłam, bo tu wszystko boli, a ja myślę o takich rzeczach xD No i dopadłam męża na następny dzień i choć ledwo się ruszałam, to dopięłam swego :P I zapewniam Cię Hipciu, ze nie było to 6 tygodni po porodzie, tylko najwyżej 1,5...Ale to też była cesarka, więc inna sprawa - kanał rodny był nadal "nierozdziewiczony" przez dziecko. Póki co teraz też nie widzę jakiegoś obniżenia libido...tylko mąż chodzi spać razem z "Rybką MiniMini" czyli o 21 (śmiejemy się z niego, bo nawet Marek idzie spać po nim :P) Więc ciężko jest...w dzień, to on ledwo z pracy wróci, to Marek się budzi z drzemki. Wieczorem, nim Marek zaśnie, to on już chrapie... No i takie niewdzięczne życie moje jest...:( My tam porządków nie mamy za bardzo co robić. W maju/czerwcu był remont (w maju właściciele kładli świeże tapety, potem my panele i meble), wiec wszystko "nowe". W październiku, na Marka urodziny było oprzątane z zakamarków - zza szaf (bo wiadomo, ze te ośmionogie dziadostwo nie śpi...), z żyrandoli, itp. Poza tym święta i tak u rodziców, a po świętach pakowanie, remont nowego mieszkania i przeprowadzka. Wiec mam to z głowy ^^ Za to dziś wieczorem idziemy do rodziców i zostajemy do niedzieli - w niedzielę o 10 rano siostra ma bierzmowanie. Jestem świadkiem i nie było by za ładnie się spóźnić, a to kawał drogi jest od nas - a co tu mówić, jak my mamy do kościoła 2-3min i też na czas się nie możemy wybrać :P No a jutro o 9:30 próba jest. Barbarzyńskie te godziny ksiądz wymyśla. Jak by próby nie można było zrobić popołudniu, tylko rano. Ale się przeżyje. Życzę Wam więc udanego i spokojnego weekendu i do zobaczenia w niedzielę (chyba, ze znowu będę miała takie zaległości, ze trzeba będzie stopniowo odpisywać xD). Buziaki :*
  21. gratuluję minusowego "przybierania na wadze" :) Mnie to niestety nie dotknęło jeszcze, ale cieszę się, ze nie przybieram tak drastycznie, jak z Markiem. Choć wszystko przede mną, bo dziewczyny - nie mogę się oprzeć słodyczom! Masakra jakaś! Przed pierwszą ciążą dla mnie słodkie mogło wcale nie istnieć... W ciąży zaczęło mnie "brać" na łakocie, od początku w sumie. Teraz się cieszyłam, że tego nie mam, a tu masz... najgorsze jest to, ze barek pełen tego...
  22. Królik

    Marzec 2012

    Ja tam jeszcze na święta nic nie robię. Generalnie porządki mam na bieżąco robione, a staram się nie tak "po łebkach", więc co mi zostanie - okna (bo to się brudzi strasznie, a jak pada deszcz, to wali po parapecie i szyby pochlapane okropnie), wyprać firanki i zetrzeć z "wyższych półek" - tam nie wchodzę co tydzień, bo boję się szaleć na drabinie :) Franti, ja się śmiałam do mamy ostatnio, ze czasem Patryk mnie w odbyt kopie xD Poważnie, czuję, jak mi zwieracze się zaciskają, bo gdzieś w jelito uderza. Ogólnie dość długo był bardzo nisko usytuowany i jego ruchy zamiast mnie cieszyć, były po prostu dokuczliwe dla mnie i było mi z tego powodu niezmiernie przykro... Uderzał właśnie w pęcherz, czułam ruchy jakby w pochwie, na miednicy... Teraz na szczęście podniósł się trochę i już powyżej pępka mi brzuch skacze ^^ A śniegu u nas nie ma i wcale za nim nie tęsknię... Ja wiem, na święta fajnie wygląda, ale dla mnie perspektywa spacerku ponad 40minutowego do rodziców po śniegu nie jest zbyt wesoła. Poza tym nie lubię zimy :P Tym bardziej teraz właśnie boję się upadków...
  23. Królik

    Marzec 2012

    Żabolku, szkoda synka - znowu coś. A jak tam język się wygoił? Agusia, szkoda, ze tak daleko sprzedajesz to mieszkanie :P Nie wiem, czemu ma być przestój przed świętami. Do końca roku jest względnie dostać kredyt mieszkaniowy - od stycznia ma być jeszcze gorzej. Dlatego musimy to załatwić w tym roku, bo od przyszłego pewnie juz nie dostaniemy. Dlatego się dziwie, ze ludzie się nei rzucają na mieszkania teraz. Ale mi w jednym pośredniku powiedziała kobitka, ze ludzie już się "nachapali" mieszkań - ten szał rodziny na swoim i ogólnie wykupu mieszkań już minął. Teraz to sporadycznie jakaś okazja, albo niewybredny klient. No i ja właśnie dlatego boję się zimy - ślisko...żeby się nie przewrócić. Sam moment "walki" przed upadkiem też bardzo napina mięśnie i to też chyba nic dobrego. Aczkolwiek ja często mam sytuacja, w których napinam mięśnie brzucha - a to podnoszenie Marka do kibelka, wyciąganie z wanny, mycie zębów na stołeczku. Sytuacji jest dużo i czasem się zastanawiam, jak niektórych uniknąć... Dziś chyba siedzenia w domu, bo deszcz pada, A wybierałam się do ciuchów poszukać Markowi grubych rajstop i większej kurtki na zimę (ta niby jest dobra, ale jak przyjdą wielkie mrozy, to ciężko chyba będzie go pod spodem mocniej "na cebulę" ubrać. Zobaczymy, co będzie za jakiś czas. Trzymajcie się brzuchatki ;)
  24. Bożena, cieszę się, ze dobre wieści z wizyty przynosisz I gratuluję chłopca ^^ A to zdjęcia z Mikołajek, o których wspominałam. i darmowa reklama naszego centrum handlowego :P Wysłałam chłopców do Reala, bo Mikołaj przyniósł Markowi za małe (tzn na styk, a miały być troszkę większe, bo obecne mają ten sam rozmiar i są już przyciasne) skarpeto-kapcie. Te zostaną dla Patryka, ale poszli, żeby kupić większe. Mnie się nie chciało iść już taki kawał, więc mam chwile przed kompem dla siebie A jeszcze się cieszę, bo dzwonił pośrednik i mówił, ze kontaktował się z bankiem (negocjują z doradcą finansowym, który jest jego osobistym znajomym) lepsze warunki dla nas. I okazało się, ze bank może nam przyznać kredyt z obniżoną marżą, nawet o 0,5% (niby mało, ale na tyle lat się uzbiera sumka), bo mieszkanie jest zadłużone w tym samym banku, więc jakby sami siebie spłacili i nie muszą z innym bankiem się dogadywać. Fajnie :) Oby tylko same dobre wieści
×
×
  • Dodaj nową pozycję...