Skocz do zawartości
Forum

Królik

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Królik

  1. No i jestem :) Tak, jak Hipek pisała, choroba mnie dopadła pełną gębą. Zaczęło się niewinnie - coś z gardłem, lekki katar - miód, czosnek, mleko - standardowa procedura, ale się pogorszyło... Najgorsza niemoc przy kasłaniu - bałam się, ze mi brzuch rozerwie...:( Okropne uczucie, ból i strach o dziecko - nie życzę nikomu! W piątek popołudniu u lekarza. Lekarka skierowała do szpitala, bo stwierdziła, ze w oskrzelach jeden wielki świst, brzuch obniżony i że najlepiej, jak będę pod okiem specjalistów. Ale w szpitalu mnie nie chcieli, bo na wewnętrznym może i mnie wyleczą z zapalenia, ale załapie pewnie ze dwie inne choroby :/ Więc lepiej w domu się leczyć. Gin zbadała, zrobili ktg na wszelki wypadek. No brzuch faktycznie obniżony, ale wszystko dobrze jest. Skurczów brak, ruchy prawidłowe. No i z Duomoxem wypisali do domu. Po 5 dniach, poprawa marna... Poszłam na kontrolę i niestety brak dobrych wieści - dostałam kolejny antybiotyk dożylnie (wolałam dożylnie niż domięśniowo, bo mama pielęgniarka przeszkoli mnie, jak podawać, założy wenflon i będę sama brać, a nie 2 razy dziennie ją fatygować taki kawał drogi, albo latać do przychodni). No i byłam teraz w poniedziałek na kontroli. Świstów już nie ma, choć jeszcze pokasłuję i odrywa mi się wydzielina jakaś, ale to Stodalem mam leczyć. Najgorsze jest to, ze Marek siedział u rodziców przez ten czas, żebym go nie zaraziła. Zabraliśmy go w sobotę. Miał troszkę katar, mama mu podawała Rutinaceę dla dzieci i krople. No a dziś ma już 38,2 temperaturę...jestem załamana, bo boję się, ze zrobi się z tego błędne koło - ja się podleczyłam, Marka rozłoży, potem znowu na mnie przejdzie i tak dalej... A ja nie mam na to czasu ani ochoty...:/ 16 stycznia byłam u ginekologa. Wszystko jest dobrze, zrobiła usg od razu (bo jej aparat do gabinetu przenieśli). "Syn czy córa ma być?" - spytała. Syn - odpowiedziałam, na co ona "no bo właśnie coś tu dynda..." Ważył 2216 i termin się praktycznie pokrył - tzn wyszedł na komunistyczne święto - 8 marca ^^ Ale już wiem na 100% że będzie cesarka i to już pewnie dostanę skierowanie na kolejnej wizycie - 6 lutego. I pewnie będzie mnie chciała już na 27 lutego zapisać na porodówkę, ale powiem szczerze, że czekam na wieści w sprawie mieszkania i zobaczymy, kiedy będziemy mogli się wprowadzić - jak w marcu, to ok, ale jak nam powiedzą, że już w lutym, to będę chciała odwlec poród jak się da najbardziej - choćby o ten tydzień, do 5 marca, żeby się zdążyć spakować i rozpakować na nowym mieszkaniu, bo po porodzie to z jakiś miesiąc nie będę zdatna do niczego...:( Nie będę oszukiwać, ze będę Was nadrabiać, bo z ręką na sercu mówię, ze ciężko mi siedzieć przy kompie i jestem tu zaledwie na kilka chwil jak juz - pocztę sprawdzić, autobusy jakieś, czy takie tam i znikam, bo brzuch wrócił "na swoje miejsce" i wątroba kosmicznie dokucza... Juz teraz ciężko mi usiedzieć, a jestem tu może z 30min...:( Tak ze pozdrawiam gorąco i do przeczytania ;) Czy ktoś ma wieści, czy Hipcia rozpakowali już?:)
  2. Królik

    Marzec 2012

    No i jestem :) Najpierw witam nowe marcówki - nie sądziłam, ze pod koniec jeszcze nam się grono powiększy Dalej, dzięki Wam ze życzenia zdrowia - jak to się zakończy, to się okaże (zaraz opiszę). Ktoś się juz rozpakował może?:) Nie? I dobrze, trzeba poczekać troszkę. Tak, jak Hipek pisała, choroba mnie dopadła pełną gębą. Zaczęło się niewinnie - coś z gardłem, lekki katar - miód, czosnek, mleko - standardowa procedura, ale się pogorszyło... Najgorsza niemoc przy kasłaniu - bałam się, ze mi brzuch rozerwie...:( Okropne uczucie, ból i strach o dziecko - nie życzę nikomu! W piątek popołudniu u lekarza. Lekarka skierowała do szpitala, bo stwierdziła, ze w oskrzelach jeden wielki świst, brzuch obniżony i że najlepiej, jak będę pod okiem specjalistów. Ale w szpitalu mnie nie chcieli, bo na wewnętrznym może i mnie wyleczą z zapalenia, ale załapie pewnie ze dwie inne choroby :/ Więc lepiej w domu się leczyć. Gin zbadała, zrobili ktg na wszelki wypadek. No brzuch faktycznie obniżony, ale wszystko dobrze jest. Skurczów brak, ruchy prawidłowe. No i z Duomoxem wypisali do domu. Po 5 dniach, poprawa marna... Poszłam na kontrolę i niestety brak dobrych wieści - dostałam kolejny antybiotyk dożylnie (wolałam dożylnie niż domięśniowo, bo mama pielęgniarka przeszkoli mnie, jak podawać, założy wenflon i będę sama brać, a nie 2 razy dziennie ją fatygować taki kawał drogi, albo latać do przychodni). No i byłam teraz w poniedziałek na kontroli. Świstów już nie ma, choć jeszcze pokasłuję i odrywa mi się wydzielina jakaś, ale to Stodalem mam leczyć. Najgorsze jest to, ze Marek siedział u rodziców przez ten czas, żebym go nie zaraziła. Zabraliśmy go w sobotę. Miał troszkę katar, mama mu podawała Rutinaceę dla dzieci i krople. No a dziś ma już 38,2 temperaturę...jestem załamana, bo boję się, ze zrobi się z tego błędne koło - ja się podleczyłam, Marka rozłoży, potem znowu na mnie przejdzie i tak dalej... A ja nie mam na to czasu ani ochoty...:/ 16 stycznia byłam u ginekologa. Wszystko jest dobrze, zrobiła usg od razu (bo jej aparat do gabinetu przenieśli). "Syn czy córa ma być?" - spytała. Syn - odpowiedziałam, na co ona "no bo właśnie coś tu dynda..." Ważył 2216 i termin się praktycznie pokrył - tzn wyszedł na komunistyczne święto - 8 marca ^^ Ale już wiem na 100% że będzie cesarka i to już pewnie dostanę skierowanie na kolejnej wizycie - 6 lutego. I pewnie będzie mnie chciała już na 27 lutego zapisać na porodówkę, ale powiem szczerze, że czekam na wieści w sprawie mieszkania i zobaczymy, kiedy będziemy mogli się wprowadzić - jak w marcu, to ok, ale jak nam powiedzą, że już w lutym, to będę chciała odwlec poród jak się da najbardziej - choćby o ten tydzień, do 5 marca, żeby się zdążyć spakować i rozpakować na nowym mieszkaniu, bo po porodzie to z jakiś miesiąc nie będę zdatna do niczego...:( Nie będę oszukiwać, ze będę Was nadrabiać, bo z ręką na sercu mówię, ze ciężko mi siedzieć przy kompie i jestem tu zaledwie na kilka chwil jak juz - pocztę sprawdzić, autobusy jakieś, czy takie tam i znikam, bo brzuch wrócił "na swoje miejsce" i wątroba kosmicznie dokucza... Juz teraz ciężko mi usiedzieć, a jestem tu może z 30min...:( Tak ze pozdrawiam gorąco i do przeczytania ;)
  3. Królik

    Marzec 2012

    No właśnie Żabolku, przeprowadzka "na swoje" cieszy inaczej :) Generalnie przeprowadzka to dla mnie nic strasznego, ale jednak ze względu na mój obecny stan czuję, ze ogarnia mnie przerażenie...bo czuję się co raz to gorzej. Do tego martwi mnie stan ciągłego bałaganu, jaki nas czeka - najpierw się zrobi te panele i podłogi, ale zaraz późnej przyjdą zakładać szafy zabudowane - znowu kurz, brud i przenoszenie rzeczy. Potem kapitalny remont łazienki i ubikacji - to chyba będzie największa masakra...najwięcej brudu... A jak się w przyszłości (dalszej, ale jednak) znajda fundusze, to i w kuchni na ścianie się położy kafelki (jest tapeta w dobrym stanie teraz, więc jej ruszać nei będziemy). Wiem, zę nie od razu wszystko, ale boję się tego ze względu na dzieci - będzie ich dwójka, więcej czasu trzeba będzie im poświęcić (przynajmniej do momentu, jak się zaczną "dogadywać"). Lubię mieć "zabezpieczony" dom, żebym nei musiała za Markiem iść krok w krok i patrzeć, czy przykładowo nie odrywa gdzieś tapety, nie skubie ściany, nie wyciąga jakiejś "niespodzianki", itp. A jak Patryk zacznie raczkować, to wejdzie wszędzie... Dlatego tak przeraża mnie wizja tego długiego doprowadzania mieszkania do porządku. Minie przynajmniej te 10 miesięcy(PRZYNAJMNIEJ!), zanim będzie to wszystko miało jako takie ręce i nogi. A może być dłużej, bo sama z 2 dzieci nie dam rady się urobić cały dzień... Ale najważniejsze, zę będzie ta świadomość, zę się robi dla siebie, a nie dla kogoś :) I wierzę, że będzie dobrze
  4. Królik

    Marzec 2012

    Agusia, co do ubranek do szpitala, to u nas tak, jak u Misi - w szpitalu są szpitalne. A rozmiar, jaki będziesz brać niech też zasugeruje usg dziecka, które czekać Cię powinno w najbliższym czasie - kilka na 56 też się przyda, choć jesli dziecko zapowiada się duże, to nie jest to konieczne - Marek urodził się 4200 i miał 59cm, ale ubranka na 56 też na niego pasowały... Bo z drugiej strony - rozmiar rozmiarowi nie jest zawsze równy. Pampersy - ja osobiście biorę Bella Happy 2 - mają rewelacyjne wycięcie na pępuszek. Znalazłam nawet na allegro 6 opakowań za 105zł i od tego sprzedawcy mamy zamiar na dniach zamówić też mydła, podkłady i inne takie. Opłaca się. Później też pewnie wypróbujemy Dady. Krem do pupy - w szpitalu chcięli u nas Linomag (pomimo, ze przyniosłam inny). Nie jest drogi, a przyjemnie pachnie i jest łatwy w rozprowadzaniu (w przeciwieństwie do niektórych kremów z cynkiem, które są "twarde"). Teraz spróbuję Ziajkę - podobna konsystencja, a co mi położne będą narzucać, co mam używać? Chyba, ze pupa się będzie odparzać, to weźmiemy cos innego, bo z kremem też jak z pieluszkami - może dziecko nie tolerować. Co do wyprawki dla ciebie: - koszule miej dwie, ale w zapasie zostaw w domu więcej - wszystko zależy od tego, jak bardzo się pocisz. U nas w szpitalu było masakrycznie gorąco - ja sie przykrywałam tylko szlafrokiem cienkim w pasie (żeby mi tyłka nie było widać, jak będę spała) a i tak się pociłam i codziennie musiałam koszule zmienić. - kapcie i klapki, jak najbardziej - podkłady poporodowe (podpaski) + podkłady na łóżko - u nas nie dają od siebie, więc samemu trzeba się zaopatrzyć. - wkładki laktacyjne i biustonosz - to pojęcie względne. U nas nie kazali zakładać staników żadnych, ale moze to kwestia tego, ze byłyśmy wszystkie po cesarkach i u nas mleko musiało "napłynąć" dopiero. Mozesz zabrać ze sobą, najwyżej połozne odradzą zakładania -tantum rosa?? Po raz kolejny polecam SZARE MYDŁO, najtańsze i najlepsze. Jest nawet w płynie, specjalnie do higieny intymnej (Biały Jeleń) - na brodawki ja też używałam Bephanten płyn do kąpieli z oliwka - ja biorę na początek ten: sudocrem, linomag, oilatum - Ziajka, jak dla mnie do spróbowania, jak się nei sprawdzi, to tak, jak przy Marku Linomag. W pudełku po porodzie dostałam próbkę Sudocremu - wystarczyło na "awaryjne sytuacje" kiedy np pupa się odparzała, przy cieplejszych dniach. A potem, to sobie poeksperymentujesz - ostatnio przy Marku długo używałam kremu Nivea SOS - dla mnie rewelacyjne działanie i przyjemna w rozprowadzaniu konsystencja krem do buzi - moze Bambino? Ja nic nie biorę, bo zamierzam używać mleczka po kąpieli a na dwór kremu tego samego, co do pupy. sól do kichania, gruszka - sól morska tak, gruszka nie. Nie używałam przy Marku i teraz się obejdzie. Jak zakropisz solą, to dzidzia sama wykicha co ma do wykichania, a szczególnie jak chwilę po zakropieniu położysz na brzuszku. waciki ze spirytusem do pępka - my używaliśmy zwykłych patyczków do uszu i przygotowanego roztworu spirytusu spożywczego - choć słyszałam cos ostatnio, ze podobno się odchodzi od spirytusu i używa się Octeniseptu (będę musiała zapytać położnej, bo chyba w środę rano przyjdzie) szczoteczka do włosków - przydatna, nawet jak włosów mało - szczotkowanie pobudza włosy do wzrostu (podobno :P) chusteczki nawilżające - my używamy Clinica Dzidziusia nożyczki do paznokci Proszek do prania - kwestia wypróbowania dobrego dla dziecka. U nas czeka Lovela - sprawdzała sie poprzednio, więc i teraz też jest. Płyn do prania został mi jeszcze po Marku i mam zamiar tak samo, jak poprzednio go używać - czyli do zapierania rzeczy potrzebnych do szybkiego prania - mówiąc najprościej, jak coś obesrał i szybko się tego nei wyprało, to plama nie schodziła (choć czasem miał taką kupkę, ze nawet szybka reakcja nic nie dała...). Z tego, co pamiętam, to u nas użyło się tylko po jednym opakowaniu proszku - do kolorów i do białego - potem prałam w zwykłym proszku z programem dodatkowego płukania i początkowo bez dodatku płynu do płukania. Dopiero później stopniowo wprowadziłam. płatki kosmetyczne - dobre do przemywania trudno dostępnych miejsc - za uszami, intymnych części ciała dziecka, przy użyciu ciepłej, przegotowanej wody - do oczu dziecka (od zewnątrz, do wewnątrz) pałeczki do uszu - przydatne do uszu, pępka, a po delikatnym ściągnięciu watki (tylko troszkę naciągnąć) do noska, jesli koza nie wyszła sama myjka - u nas okazała się niepotrzebna, bo tylko utrudniała - myłam Marka ręką termometr - nasz się rozwalił, zanim Marek przyszedł do domu :P Nie używaliśmy - zawsze było próbowanie "na łokieć", ale to w dużej mierze za sprawą mojej mamy, która dzieci kąpie w pracy co dyżur, więc wie na dotyk, jak ma być temperatura Dodam od siebie, ze bez względu na to, czy zamierzasz karmić piersią, dobrze jest mieć w domu choć jedną butelkę do karmienia (chyba, ze nadal dają w "Niebieskim pudełku" po porodzie tą z Lovi, to zupełnie wystarczy, chyba ze ktoś ma swoje typy, co do marki butelki). Przyda się, jeśli będziesz musiała zostawić dziecko z kimś. Tu też nadmienię o laktatorze - jeśli nie będzie problemów z karmieniem, to najprostszy i najtańszy wystarczy - chyba, ze chcesz odciągać ręcznie, co jest do zrobienia, aczkolwiek to męcząca praca... Stelaż pod wanienkę mi odradzano, więc posłuchałam. Podobno nie są bardzo stabilne. Myliśmy Marka na podłodze, potem w łazience - wanienka w dużej wannie. Podkładów żadnych do wanienki też nie używałam - trzymałam Marka na ręce. Elektroniczna niania...jak kto lubi... Podgrzewacz - także mi odradzano, posłuchałam i nie żałowałam. Wstawiasz butelkę na kilka minut do garnuszka z ciepłą wodą, sprawdzasz sama temperaturę i cała filozofia. Ceratki do łóżeczka nie miałam, do karmienia niemowlaka nie potrzeba śliniaka (pieluszka tetrowa się sprawdza znakomicie), przewijaka też nie mieliśmy - przewijało sie na łóżku normalnie, podkładałam tylko podkłady, takie jak miałam w szpitalu na łóżko (bo mi zostało kilka sztuk - potem już umiałam Marka wyczuć :P (jak poczuł odklejaną pieluchę to nieruchomiał i zaczynał sikać - więc sposobem - odwijało się pieluchę, po czym przykładało powrotem d siusiaka i czekało aż łobuz skończy ^^) Co do rzeczy do szpitala, to ja powtarzam ponownie - W DANYM SZPITALU NALEŻY SIĘ ZORIENTOWAĆ, CO ONI WYMAGAJĄ OD NAS. Kazdy szpital jest inny, każdy ma inne wymogi. Przykładowo ja musiałam zabrać swój kubek, sztućce. W niektórych szpitalach "fundują" kilka sztuk podkładów poporodowych czy pieluch dla dziecka - u nas nie. U nas wymagali też mleka dla dziecka w buteleczkach (gotowego takiego, dostępnego w aptece), jak się było po cesarce. Chyba 10 butelek. Nam się udało tylko 5, bo jakaś firma próbki przywiozła i więcej od nas nie chcieli. Do naturalnego porodu wymagali jakiejś podkoszulki. Wiec każda z nas musi się dowiedzieć u źródła, co będzie potrzebowała zabrać ze sobą na te "wakacje". Dodatkowo przybory kosmetyczne, o których pisała Misia - szampon, grzebień, mydło, pasta, szczoteczka, ręcznik. Jeśli masz długie włosy, to frotka jakaś. Woda, WODA I JESZCZE RAZ WODA. Dużo ^^ Ja miałam "dzióbek" z małej butelki dany do tej 1,5l. Po porodzie, na laktację kazali wypić min 2 litry. Wydawało się nierealne, ale jak się leży w tej gorącej sali, to 2l to kropla w morzu potrzeb - wypijałam koło 3 litrów :P Telefon z ładowarką też dobra rzecz. I zdjęcie cykniesz maluchowi i zadzwonisz, gdzie trzeba. Ja jeszcze miałam książkę ze sobą, ale po porodzie to nie bardzo chciało się ją czytać - za to przed porodem - owszem :) No i oczywiste rzeczy - skierowanie do szpitala, aktualny dowód ubezpieczenia, karta ciąży + badania ostatnie (o ile są dawane do ręki, bo u nas wszystko idzie od razu do poradni, więc szpital przechowuje u siebie) Tinka, co się stresujesz? 8 tygodni? Przecież na tym etapie wszystko jest możliwe (nie życzę przedwczesnego porodu, ale przecież nie można tego wykluczyć, prawda?) Poza tym, im bliżej do porodu, tym trudniej będzie stać przy żelazku ;) Ja tam ubranka już mam poprane, poprasowane i poukładane - w prawdzie póki co leżą w gondoli z wózka upchane w łóżku, bo "nie planuję" porodu przed przeprowadzka, ale na taką ewentualność jestem przygotowana i mogę spać spokojnie (no, prawie...) Misia, 100 latek dla córci :) Moze posta zamieszczę jeszcze "dzis" - zostało kilka minut :P piękny czort - mamusia sama zrobiła?;>
  5. Hipciu, wiem że ogólnie były, ale miałam na myśli, ze nie było z ich dostępnością tak, jak teraz - za rogiem w markecie coś już dostaniesz. Wybór teraz też jest dość spory. Madziulkę nie pamiętam - tzn wiem, ze ona zakładała, ale za "mojej kadencji" pojawiła się chyba dosłownie dwa razy...Więc "znam" jest pojęciem względnym - powiem dosadniej - "kojarzę" ^^ Hehe, znowu się czepiam, wiem :P Nie zagłębiam się już dalej w ten temat :) Gratulacje dla niej od nas w takim razie - domyślam się, ze na jednym wątku siedzie, więc przekaż jej od grubasków gratki :) I niech się dobrze chowa maluch ;) Franti, ja z dogodną pozycją do spania też mam problem. Zaleca się lewy bok. Ja na nim w sumie większość śpię ze względu na to, że po tej stronie mam męża, a odkąd pamiętam zawsze muszę trzymać na nim nogę xD (co z resztą teraz w ciąży jest ponoć dobre - tzn żeby mieć uniesione nogi podczas snu). Jednak nie za długo mogę spać w tej pozycji, bo szybko zaczyna cierpnąć mi uda i boleć pośladek - biodro(nie wiem, jak to dokładnie nazwać - to już nie biodro a jeszcze nie pośladek xD). W sumie na prawym boku mam podobnie - tzn tylko cierpnie noga w udzie, bo ten "biodro-pośladek" boli mnie tylko z prawej strony. Leżąc na prawej zaczyna mi też odzywać się wątroba - nie tyle, ze boli, ale mam takie uczucie "martwego miejsca na skórze" i czuję nieprzyjemne mrowienie i pod piersią i czasem nawet na plecach...:( Spanie na plecach w wyjątkowej sytuacji - najszybciej zaczyna boleć "biodro-pośladek" i pachwiny(do tego wzgórek dochodzi czasem), a najgorsze to jest w tym to, ze ból atakuje jak skrytobójca - nie boli jak leżę, ale jak tylko drgnie mi noga, to ból taki w tym posladku, że nawet nie wiem, jak zmienic pozycję... No, ponarzekałam sobie trochę, a co :P Wooooolno miiiii :P xD Na starość będę dopiero narzekać hahahaha! Choć nie jestem aż taką optymistką i nie widzę siebie na stare lata - zanim będę w przybliżonym wieku emerytalnym (zakładam optymistyczną wersję, ze żadna cholera mnie wcześniej nie ukatrupi :P), to wiek ten zostanie tak podniesiony, ze po prostu przed przejściem na emeryturę się wykończę i nie będę miała czasu na narzekanie xD Oj, czarno widzę to wszystko...teraz współczuję tylko tym ludziom, którym odsunęła się wizja emerytury... Nie wyobrażam sobie staruszków na niektórych stanowiskach... I to wszystko nie ma dla mnie logiki - dziwią się, ze na emerytów nie ma kto pracować. Ma, tylko nie mają gdzie - bo najpierw trzeba zwolnic miejsca pracy, żeby młodzi mogli na starszych zarabiać. A tak, to koło się zamyka - starsi muszą harować, bo młodsi nie mają gdzie pracować (choć podobno praca jest, ale to ludzie wybrzydzają - tu też się trochę nie dziwię - za 800zł robić po 10 godzin... - żadnego pożytku w domu nie ma rodzina z takiego kogoś, dodatkowo jeszcze na życie to faktycznie sporo jest, nie?) Powadziłam się z mamą przez telefon trochę, bo tak sobie planowałyśmy ustawianie mebli w nowym mieszkaniu i ona wyskoczyła z tekstem, ze komputer nei powinien stać w salonie, tylko w sypialni. Byłam tak zszokowana, ze najpierw mnie zatkało, potem zaczęłam się z nią kłócić. Śmieszne to dla mnie - 4 lata mieszkamy z Łukaszem, zawsze komp stał w dużym pokoju. Nie wyobrażam sobie mieć wielki pokój na stół, fotele i telewizor, a komputer cisnąć w sypialni. Poza tym ja siedzę do późna, w czasie kiedy mój mąż już dawno śpi. Kolejna sprawa - mamy kabel komp-tv, i za jego pomocą oglądamy czasem filmy w necie. Ogólnie w głowie mi się nei mieści pomysłowość mamy w tym temacie. Szybko skończyłyśmy ta rozmowę bo stwierdziła, ze nie będzie słuchała, jak się na nią drę, a ja stwierdziłam, ze nie będę słuchać takich niedorzeczności. Sięgając nawet planowo w przyszłość, to nie za bardzo bym chciała umieszczać komputer w pokoju dzieci. Wolę, aby był "ogólnodostępny" - bardziej miało by sie pod kontrolą czas spędzany przy nim i samą tematykę oglądanych stron, filmów, czy gier. Nie uchroni się dziecka przed "złym światem", ale przynajmniej ja będę miała świadomość, ze ja dopilnowałam, aby w domu wszystko było, jak trzeba. A co, w naszej sypialni by miał stać? Nie, no ja nie wiem, ale nie umiem sobie wyobrazić, żeby komputer stał w innym miejscu jak duży pokój...No, chyba że się okazało, ze kupujemy za małe mieszkanie i trzeba osobny pokój do komputera xD Starczy juz moze tego marudzenia, wątroba boli - czas chwilę przeciągnąć się przed tv i iść spać. Jutro internista (l4) i moze pojadę do zakładu pracy i dowiem się, co z tym moim PZU...:/ Dobranoc dziewuszki ;)
  6. Franti, to nie za dużo tych ubranek na wyjście? Chyba ze to tylko przygotowane na ewentualność nagłą i później tylko do wyboru? Też mam te bóle "łonowe" - towarzyszą bólowi pachwin. Wczoraj nie mogłam znaleźć już nawet miejsca dla siebie - leżałam na dywanie na plecach z nogami od kolan na pufie. Jak przeszedł mi ból wątroby, to zaczęło boleć prawe biodro, pachwiny i właśnie wzgórek - wtedy przeniosłam się na fotel, żeby to przeszło i zaczęła się od nowa wątroba xD I tak w koło Macieju....Muszę spróbować tych oddechów, o których piszesz Hipciu. A może na ten ucisk na wątrobę też masz złoty środek jakiś? Hipciu, ja też nie używałam płynu do płukania - sam proszek i pralka ustawiona na dodatkowe płukanie - najlepsze, niezawodne. Ale dość szybko zaczęłam eksperymentować z praniem ubranek z naszymi ciuchami (bo Marek chyba miał ok 6mies, jak juz wszystko mu z naszymi prałam) i reagował dobrze - żadnego uczulenia, wysypek, itp. Oczywiście płyn miałam Sensitive i dodatkowe płukanie włączałam jeszcze jakiś czas, ale już nie używałam proszku dla dziecka, tylko Wizira zwykłego - z reszta moja mama mówi, ze ona prała dla siostry w Wizirze zawsze, bo kiedyś tak proszków specjalnych nie było (13 lat wstecz) i też było dobrze.
  7. Królik

    Marzec 2012

    Kasia, może rozmowa z tą położną pomoże Ci podjąć decyzję?
  8. Królik

    Marzec 2012

    Witajcie sobotnie - Marek siedzi sobie u dziadków, z mężem się ścięłam po przebudzeniu, więc komp dla mnie i w nosie go mam ^^ Jeszcze przyjdzie w łachę :P Katarzynka, co jeszcze do becikowego - lekarza możesz zmienić w każdej chwili. Wizyty mają być przynajmniej jedna na trymestr. Dla świętego spokoju, jak zmienisz lekarza, to możesz się jeszcze z jeden raz pokazać u starego i u niego dostaniesz zaświadczenie. Z resztą ile to już nam do końca zostało? Ile wizyt przed nami? Gdyby się położna (u starego gina) przyczepiła, ze gdzie indziej chodziłaś (choć nie ma prawa się przyczepić, bo to Twoja sprawa), to możesz powiedzieć, ze CI godziny przyjęć nie pasowały z powodów osobistych :P Misia, może po prostu zamiast z nią spacerować odeślij grzecznie aczkolwiek stanowczo do swojego łóżka? Markowi tez się czasem zdarzało przychodzić do nas (choć nigdy z nami nie spał). Brałam go przytulałam i pytałam po chwili, czy idzie do swojego łóżeczka. Szłam z nim, przykrywałam, ale jak później po 5 min znowu przychodził, to już kazałam samemu iść do siebie. Czasem jeszcze kilka razy wracał, ale jak go dłuższy czas nie było, to dopiero wtedy szłam do jego pokoju i przykrywałam go. Nie dziwię sie, ze jest Ci ciężko wstawać... Tinka, jakie podkłady kupiłaś w Rossmanie? Poporodowe, czy takie na łóżku do szpitala? Bo ja byłam ostatnio i tylko wkładki wzięłam dla siebie i krem Nivea SOS, bo też był w promocji - 11 zł, a normalnie kosztuje ponad 14. Marka sporadycznie smaruję, ale przyda się dla Patryka. Całą wyprawkę będę robić na Allegro - przeanalizowałam i się bardziej opłaca - choćby same pieluchy - 6 paczek kosztuje 105zł, do tego kurier (bo planuję większe zakupy) 22zł, to daje 21zł na paczce, a w sklepie paczka ponad 25zł. A chcę tam kupić podkłady poporodowe jeszcze (3,99/paczka - 4,5 w aptece te same...), mleczko, płyn do kąpieli, maść na brodawki, krem do pupy i kilka innych. Opłaci się jak nic, a do tego wszystko będzie spakowane w pudło i pójdzie na adres rodziców - tam mama tylko otworzy i sprawdzi czy jest wszystko i czy w dobrym stanie. I będzie z głowy przewożenie przy przeprowadzce. Witaj Asiorek, długo Cię nie widzieli :P Nie dziwię się, ze masz "stresa", ale wszystko będzie dobrze :) Mnie krocze też boli, po ostatnim wypadzie na miasto, t nie mogłam dojść do siebie - tak bardzo bolało, ze aż rozbolała mnie głowa (tzn tak się śmieję, bo jedno z drugim raczej nie ma nic wspólnego :P) Żabol, już wiem o co chodzi, chyba też napisałam, co o tym myślę...masakra... Ja dalej sobie biegam po lekarzach - juz od poniedziałku - internista (l4), wtorek rano poradnia chorób piersi, po 14 kardiolog...w środę pewnie przyjdzie położna, bo chciała na wtorek, ale no mnie nie ma. Wizyta u gina 16, 20 chirurg, 26 hematolog z Markiem - od urodzenia ma powiększony węzeł chłonny z tyłu głowy, ale że mu nic nie zmalał, to lekarka dla świętego spokoju powiedziała, niech oceni to specjalista. A u okulisty wyszło, że faktycznie ma jakieś zapalenie i bierze kropelki. Czekamy na decyzję kredytową, choć pewnie się opóźni, bo coś tam zwleka komornik z wystawieniem zaświadczenia...:/ Jeju, oby naprawdę udało się wprowadzić tam przed porodem, bo ja nie wiem, jak później dam radę...choć teraz też będzie mi już pewnie ciężko pakować, potem rozkładać, ale to wiem, ze ktoś do pomocy będzie.
  9. Witam z rana. Marek od przedwczoraj siedzi u rodziców, z mężem się ścięłam z rana, więc mogę sobie posiedzieć przy kompie bez problemu :P Nie wiem o jakim zapachu z ciuchlandu mówicie, bo szczerze nie spotkałam się u nas z niczym takim (a kupowałam w kilku sklepach). "Od magazynu" wiem, ze ubranka są prane i suszone przed pójściem na sklep (wiadomo, zwykły, najtańszy proszek, bez płynu, ale jednak zapach nie jest odrażający). Nie piorę kilkukrotnie tych ubranek dla dzidzi i nie w wysokiej temperaturze - nowe(tzn nowe z lumpka) piorę normalnie z naszymi w 40st, a potem wypiorę w proszku dla dziecka (tez 40stopni) - dotychczasowe zakupy już poprane i poprasowane, a nowe nabytki będą musiały ewentualnie poczekać na to drugie pranie do momentu po porodzie, kiedy się zabrudzą inne :P Kasia i dobrze, że tak to się skończyło :) Czasem też nie wiadomo, co lepsze - czy jak lekarz postraszy czymś czego nie ma, czy coś przeoczy... Lepiej chyba było się upewnić A co do biletu, to nie rozumiem - jak to "mąż się zobowiązał, że zapłaci" - wybacz, może nie powinnam się wtrącać, ale chyba jak to Twój mąż, to nie ma podzielności majątkowej :P Nie ma czegoś takiego jak "moje - twoje" Aniutka, rzeczywiście Twoja córcia była kruszyneczką po porodzie - taka laleczka... Ale dobrze, że wszystko się dobrze skończyło Odnośnie porodu naturalnego, to też inaczej, jak poród jest wywoływany, a inaczej jak maleństwo już zdecydowało się samo na wyjście. Hipciu, u Ciebie pewnie też się skończy na niepokoju tylko...złe wyniki? Większość kobiet w ciąży je ma i nic się nie dzieje. Oczywiście nie ma co lekceważyć tego wszystkiego - sprawdzi się i uspokoi. Czekamy na decyzję w poniedziałek :) Trzymam kciuki i niech sobie lepiej Wielorybek urośnie w brzuszku mamusi te dwa tygodnie ;) Franti, a Ty potrzebujesz w szpitalu swoje ubranka? Bo tak to zrozumiałam... Bożenka, to Ciebie też szybko "wydęło" Hehe...smaruj się oliwką - mnie pomaga na uczucie mocno napiętej skóry. Tzn redukuje to to napięcie na wierzchu skóry, które aż swędzi, bo to napięcie co jest w środku to jest czasem bardzo niewygodne i wciągam wtedy na chwilę brzuch. To takie uczucie, jakbym miała pęknąć zaraz jak balon xD A pochwalę się swoją pomysłowością - przelałam oliwkę do pojemnika po antyperspirancie (Fa w kulce, w szklanej butelce) i w końcu mogę się smarować bez obaw, że a tu gdzieś kapnie, a to tu ślady zostaną - po butelce zawsze cieknie po nalaniu na rękę; normalnie ręką nie mogłam też się dobrze posmarować na boczkach i krzyżach - trzeba było nabrać oliwkę i obrócić rękę, a ostatnio z braku laku kupiłam jakąś bardzo wodnistą...No i ciężko było, a teraz jest mi tak wygodnie, ze czuję się dumna ze swojej pomysłowości Tak, tak, wiem, skromność przemawia przeze mnie :P
  10. Jeju, Kasia, to nieźle się nastresujesz też. Po jakiego gniota im stare usg? Skoro sami zrobią i zobaczą? Ja też nie ma swoich badań, bo w szpitalu oddają od razu do poradni, a nei do reki. Tyle z "dokumentów' mam, co robiłam prywatnie połówkowe. I to tyle. Ale obyś wszystko załatwiła i wyjaśniła! Hipciu, pisząc, ze lepiej dla Ciebie miałam właśnie na mysli, ze mniejsze dziecko urodzisz sama, bo jak będzie podchodziło pod 4kg, to będą zalecali cesarkę - tłumacząc pewnie Waszym dobrem, ale w gruncie rzeczy mając na uwadze też własną wygodę - taki poród może być trudniejszy, dłuższy, wymagający większego wsparcia (chociażby przy ochronie krocza, czy nawet jak natną, może się to okazać "za mało" i porozrywać dalej). Ja tam się cieszę, że Patryk nie jest takim klocem, jak Marek (póki co bynajmniej, bo jeszcze przecież może urosnąć). Choć ja jakoś czarno widzę mój naturalny poród...Chciałam się kłócić początkowo, ale choć zabrzmi to dziwnie, to teraz juz nie mam zamiaru - ze względów finansowych. Pewnie, że bardzo chcę sama spróbować i powiem to wprost za każdym razem, jeśli mnie ktoś zapyta, ale nie będę wojować tak, jak zamierzałam. Jeśli się wyjaśni z tym moim pzu, to za cesarkę dostanę operacyjne i za pobyt w szpitalu dodatkowo, więc jakoś to przebolejemy. Jejku, czasem mam tak napiętą skórę na brzuchu, ze ruch małego sprawia mi ból...:( I czuję, ze bolą mnie żebra :/ Dziwne uczucie ulgi następuje po naciśnięciu na nie, a jak Patryk kopnie czasem w bolące miejsce, to też taki inny rodzaj bólu wprawiający w chwilowe uczucie ulgi ^^ Masaże mamie robi, hehe A skórze daję chwilke odpocząć jak brzuch wciągnę, ale za to chwile później nie mogę złapać oddechu... Jednak to chyba jest dodatkowy urok mojego małego wzrostu - wyższym osobom bardziej się "rozkłada" dziecko na przestrzeni między łonem a żebrami - u mnie tego miejsca jest mniej... A tu jeszcze tyle czasu przede mna - nie umiem się pocieszyć optymistycznie na tą chwilę :( A jak jeszcze pomyślę, że przeprowadzka mnie czeka, to momentalnie pogarsza się mój stan. Ale przecież sama muszę po przeprowadzce wszystko poukładać w szafkach - papiery, ubrania, pierdoły - jak ja tego nie zrobię, to kto? A jak nie przed porodem, to kiedy? Masakra, masakra, masakra... A co, też sobie mogę ponarzekać, nie? W końcu w ciąży jestem - mogę xD Bożena, miesiąc różnicy jest miedzy nami, ale chyba faktycznie czas solidnie przymierzyć się do wyprawki. Ale jak masz możliwość dostać od kogoś, to faktycznie lepiej poczekać i zobaczyć, czego będzie brakowało. Ja dla Patryka kupiłam zaledwie do 10 rzeczy i to tylko dlatego, ze po prostu wpadły mi w ręce - nie szukałam celowo. Mam po Marku wszystkie ciuszki, o to akurat martwić sie nie muszę. Tylko kupno kołderki nas jeszcze czeka, bo Marek dalej śpi pod swoją (w tym łóżku, co je teraz ma mieści się idealnie, a zwykła kołdra jest za duża). Ale to się nei spieszy, bo z początku będzie spał w beciku i tak, a Markowi to dawałam do poszewki dwa kocyki i też nie zmarzł (dopiero jak zaczął się samodzielnie obracać i rozkopywać, to kupiliśmy kołderkę - z nią mu tak łatwo nie szło przy odkopaniu się :P
  11. Witajcie :) Jeju, jak to leci - juz sierpień sie zapowiada ^^ Życzę Wam dużo zdrówka i siły oraz spokoju na te nadchodzące miesiące, jak również oczywiście na później Nika, trzymam za Ciebie kciuki! Oby wszystko było już ok!!! welinaodnośnie mdłości. Wydawało mi się, ze gdy kobiete dopadną mdłości to już je ma na codzien aż do któregoś tam tygodnia ciąży. A teraz już zgłupiałam. Czy to możliwe że one pojawiają się w jeden dzien a w drugi ich nie ma i tak w kółko. Ja miałam przez ok. tydzień rano i wieczorem a teraz już wcale i zaczynam się martwić czy z moją gospodarką hormon. wszystko jest ok. ?? jestem w 8 tyg ciąży. nie ma reguły na to kiedy są i kiedy ustają mdłości. Możesz je dziś mieć, a jutro nie, a pojutrze znowu. Jak ich nie masz, to się ciesz chwilą hehe
  12. Królik

    Marzec 2012

    Dziewczyny, a mam takie pytanie, bo pamięć mnie zawodzi, jak to miało być...Chodzi o stosunki w ciąży. Wiem, ze właśnie między którymś a którymś tygodniem powinno się "unikać spermy", bo może wywołać poród. Mamy z mężem taki "problem" - w zasadzie do ogromna zaleta,o której chyba nie jeden marzy... Mianowicie kończymy w tym samym czasie (w 99% przypadków). Pamiętam, że na pewnym etapie w pierwszej ciąży używaliśmy już prezerwatyw (przez chyba dwa czy trzy tygodnie), ale nie pamiętam dokładnie kiedy, a już miałam zapytać gina, ale mi wyleciało z głowy. teraz mam wizytę dopiero 16, ale podejrzewam, że sobie przypomnę po czasie :P
  13. Ja powiem skromnie o sobie, że miałam takie kilka dni, że jadłam kanapkę z masłem orzechowym i majonezem...widok tak spożywanego posiłku odbierał mojemu mężowi apetyt :P
  14. Królik

    Marzec 2012

    czaroha898 Poza tym nadmienię że nasza decyzja była poparta właśnie rozmowami z rodzicami bliźniąt, którzy używali przy swoich maluchach właśnie tych wielorazówek (nie tetrówek) i oni włąsnie narzekali na jednorazówki ;) No ale (tu znowu się powtórzę) wszystko zależy kto czego oczekuje. a może oni Wam odsprzedadzą swój składzik?
  15. Królik

    Marzec 2012

    Czaroha, a więc o takie pieluchy Ci chodziło Przyznam szczerze, ze nie miała pojęcia o czymś takim :P Zamiast głupio pytać na forum o co Ci chodzi poszukałam sama na necie. Hmm...ale to też śmiałe wyzwanie jest. Nawet jeśli za jednorazówki przepłaci się w przeciągu tych 2 lat, to jednak te wydatek rozłożony będzie w czasie, a tak, to musisz praktycznie jednorazowo wydać kupę kasy na coś, co może się nie sprawdzić (czego Ci NIE życzę!) ze względu na nietolerancję malców. Powiem, mnie samej nawet przez myśl przeszło, ze może my spróbujemy czegoś takiego...ale z pewnością nie w pierwszych tygodniach życia - najwyżej dopiero, jak zaczną być wprowadzane inne posiłki - innymi słowy, jak kupa "stwardnieje". Na początku dziecko sra (za przeproszeniem, bo "robieniem kupy" nie nazwała bym obsrywanie się po same łopatki :P), więc te pieluchy to biedne by były i więcej roboty - kupę trzeba będzie raczej szybko zaprać, co doda pracy na najtrudniejszym etapie po porodzie - oswajaniu się z nową sytuacja, dochodzeniu do siebie... Chyba, że masz możliwość odkupienia po kimś takiej "wyprawki", bądź zamierzasz na start mieć tylko kilka sztuk i jak się "przyjmą" to za becikowe skompletować resztę? Kasia, powodzenia w szpitalu i przynieś dobre wieści! Żabol, Ty dalej z tym szwagrem? Co tam zaś nawywijał? Daj mu szlaga i może się odczepi (jakiś humor dziwny mi sie włączył, sory :P) Ja na szczęście też mam już poprasowane te, co najpilniejsze. Jutro idę do Reala zakupić tą chemię, co miałam zakupić dopiero po 10. Idę jutro, bo znalazłam kupon na punkty ważny do 8 stycznia - 3x więcej punktów za min 60zł wydane na zakupy. Porównam sobie ceny z Rossmanem (który jest też w tym centrum handlowym) i to, co tańsze, to kupię w samym Realu. Będę miała z głowy. A kaski trochę zostało, bo mężowi przeleli jakąś premię (200zł), a do 10 już niedługo i damy radę.
  16. Królik

    Marzec 2012

    JUŻ (sarkazm) wróciłam...:/ I nerw mały mam. Okazało się, że zostałam wypisana z ubezpieczenia grupowego w zakładzie (PZU), które de facto zaczęłam płacić będąc w 2 albo 3 miesiącu ciąży - nie oszukujmy się że tylko i wyłącznie po to, zeby po porodzie (który ma duże szanse ponownie być cesarką) dostać więcej kasy :P Bo i za urodzenia i za operację i za pobyt w szpitalu. Nie odmówię żadnego grosza. No i pani w pzu proponowała abyśmy (bo była inna pracownica z mojego zakładu, też na wychowawczym) przeszły na ubezpieczenie indywidualne, bo z grupowego zakład wszystkie na wychowawczym wypisał (ze względu na zmianę pracodawcy). Więc ja jej tłumaczę, ze tak się składa, ze ja wczoraj byłam pierwszy dzień w pracy, wychowawczy zakończony. No i kazała w zakładzie wyjaśnić. Potem poszłam po l4 do ogólnego. Gdybym wiedziała, ze tyle osób wybierze karty telefonicznie, to sama też bym zadzwoniłą wcześniej, a tak to przyszłam, jak było z 5 osób, a i tak siedziałam tam 2 godziny, bo co chwilę przychodził ktoś nowy i prawie od razu wchodził wyczytany... Ale l4 mam. Od internisty na drugi koniec miasta do innej przychodni ustalić termin do chirurga. Kolejka do rejestracji masakryczna, ale pani przede mną tak spojrzała na mnie..."Pani jest w ciąży - pani podejdzie bez kolejki!", więc ja jej, ze spokojnie, poczekam, bo jak zobaczyłam te mordercze spojrzenia, to zmniejszyłam się o połowę... Ale jakiś facet krzyknął, żeby mnei na początek wpuścić, bo "do cholery przez te parę miesiecy coś się chyba kobiecie też należy, nie?". Byłam w szoku, podziekowałam i poszłam ^^ No i z przychodni do zakładu, gdzie dowiedziałam się tyle, co nic :/ O PZU mam dzwonić jutro albo w czwartek, bo oni nie wiedzą, jak to ugryźć. W momencie, jak pani w kadrach mnie wyrejestrowywała, to nei miała jeszcze zaświadczenia lekarskiego o zdolności do pracy, dlatego tak się stało, a teraz będą kombinować, jak bez karencji mnie przyłączyć spowrotem. Potrzebne też zaświadczenie o ubezpieczeniu syna, ale to też nie takie proste, bo jak zakład zmieniał tego właściciela, to z dniem 30 grudnia wszyscy pracownicy, wraz z przypisanymi do ubezpieczenia członkami rodzin zostali wypisani i pani jest na etapie wprowadzania samych pracowników, Dopiero potem członkowie rodziny, więc najwcześniej za tydzień bym miała...ale i tak chciałam Marka do męża przepisać, bo ja jak nie chodzę do pracy i bym musiała się tłuc 30min busem w jedną stronę po te zaświadczenia, to lepiej, zeby maż mógł przy okazji wybierać u siebie. I mam nadzieję, ze na jutro mu to wystawią, bo w czwartek rano z Markiem do okulisty z tym mrużeniem oczu... Tyle z mojego dnia :P Padam na twarz ... Tinka, dzieki za poparcie :)Ale właśnie najlepiej jest, jak każdy się sam przekona do tego czy tamtego, na własnej skórze (no, może w przypadku pieluch nie do końca na własnej :P). Warto przeanalizować i wypróbować własne zamierzenia. To tak, jak z porodem. Ja bym bardzo chciała naturalnie rodzic, bez znieczulenia, a ktoś mi powie "weź przestań, po co sie męczyć?", ale jak nie spróbuję, to się nie dowiem, czy dam radę, czy nie... Co do biedronkowych pieluch DADA, to do tej pory używamy :) Na początku wszystkiego się próbowało, Dady 2 tez przechodziliśmy, ale wtedy to były sztywne, niefajne pieluchy i zrezygnowaliśmy. Też właśnie się wyszukiwało promocji - a to Pampers się opłacał, a to Huggisy. Później te z Rossmana. Na szczęście Marek tolerował wszystko. Ale któregoś razu z braku laku (tzn myślałam, że pół paczki jest w szafie, a okazało się, ze nie mam nic) wysłałam męża po COKOLWIEK, byle szybko, a że Biedronka najbliżej, to kupił znowu Dady. Okazało się, ze bardzo się zmieniły i teraz tylko je kupujemy, a że Markowi zakładam tylko na noc i czasem do spania w dzień, to paczka jest na dwa miesiące :P A jak Patryk będzie reagował na pieluchy, to się okaże, bo każde dziecko jest przecież inne. Tnka, ja też Nivea na odparzenia ^^ Ale nie ten krem z tubki, "twardy", tylko ten w okrągłym opakowaniu. Choć do szpitala planuję kupić znowu Linomag na początek, bo położne pewnie i tak sobie go zażyczą... O materacach z kokosem, to słyszałam, zę śmierdzą...:| Nie wnikam, my mięliśmy zwykły piankowy, 5cm - zakupiony w Realu albo Auchanie za jakieś 20zł. Strasznie smierdział na początku i musieliśmy wietrzyć, ale to chyba kwestia tego, ze był w worku za długo. Teraz w tym łóżku, co Marek spi też jest piankowy materac, też 5cm, choć zauważyłam, zę jest trochę twardszy, niż ten z łóżeczka, ale to kwestia gustu i przyzwyczajenia - podobno spanie na twardym jest zdrowe. Ja tam lubię twardo mieć pod tyłkiem, szczególnie teraz w ciąży to doceniam - jak spaliśmy przez święta u rodziców na amerykance, to przewracałam się w nocy, bo biodra i krzyże mnie strasznie bolały i wstawałam zmęczona i obolała. Misia, to szkoda, ze nie masz takiego kontaktu z sąsiadami chociażby. Przydatne by to było w przypadku, kiedy faktycznie wyniknie nagła sytuacja, a męża nie będzie pod ręką... Ja mam ten luksus, że rodzice nie mieszkają bardzo daleko ode mnie, więc 1520min i mama rowerem juz jest u nas. Poza tym, nawet gdyby była w pracy, to po prostu bym przyjechała z Markiem do szpitala - bo ona pracuje w tym samym szpitalu, co będę rodzić :) Franti, i ja jeszcze od siebie mogę dodac, co do tego materaca, ze chyba jednak lepiej kupić go osobiście - pomacać, powąchać i w ogóle. Allegro, to jednak allegro... Albo poszukaj na allegro gdzieś blisko Ciebie, zebyś mogła zobaczyć przed zakupem. Tylko szczerze powiedziawszy, to widze tam przykładowe materace za 25 zł plus koszty wysyłki, a taki sam kupisz w markecie taniej...(jeśli chodzi o te piankowe) Nie wiem ile teraz mogą kosztować, ale chyba od 1,5 roku nie poszły w górę o 20zł...
  17. Królik

    Marzec 2012

    Ja też jeszcze nie wyszłam :P Byłam sie już przygotować do wyjścia,, ale patrząc na zegarek stwierdzam, ze jest odrobinę za wczesnie, zeby już iść, wiec jeszcze postukam ^^ Z pieluszkami tetrowymi to też różnie bywa. Moja siostra nie mogła w wielorazowych chodzić, bo jak tylko 5 min za długo poleżała w siuśkach, to cipcia czerwona jak burak... Z pampersami masz tyle dobrze, że jak malec się zesika podczas snu, to mocz wsiąknie i nie ma kontaktu ze skórą, co najczęściej skutkuje szybkim wybudzeniem się. Podziwiam Cię za chęć używania tego sposobu, bo mnie się wydaje, ze czasowo to wszystko będzie okropnie wyglądać - nie dość, ze dwoje, częste zmiany, pranie, prasowanie... Poza tym, czy ja wiem, czy to taka oszczędność? Pieluchy pierzesz na "długim" praniu w automacie, w wysokiej temperaturze. Proszek dla dzieci nie należy do najtańszych. Sumując to wszystko mam wątpliwości, czy bardziej to oszczędne. Próbowałaś to sobie przeanalizować? To trochę tak, jak z pieczeniem ciasta. Wydaje nam się że kawałek ciasta w ciastkarni jest taki strasznie drogi, ale jak zliczymy składniki, których należy użyć do jego przygotowania, prąd, gaz, zakup materiałów (brytfanka, mikser, itp -wiadomo, nie zmieniamy co ciasto, ale to się z czasem zużywa i trzeba kupić nowe), czas poświęcony na tą pracę (a mozna by w tym czasie zrobić tyle innych rzeczy), woda do zmycia, płyn do naczyń...itd. Czy nie wyjdzie na to samo? Moze troszeczkę mniej, bo wiadomo - my się nei cenimy na godziny pracy i dodając składniki mamy świadomość tego "z czego to ciasto jest". Ale chodzi mi tylko o porównanie takie. Ale to spróbujesz i zobaczysz, czy dasz radę z tetrami :) Na tym gruncie również powodzenia życzę, bo faktycznie może się okazać potrzebne ;)
  18. Królik

    Marzec 2012

    czaroha898 Co do mocz i krew chodziło mi o badania :) franti pytała jakie badania robimy teraz. oj tam, no czepiam się zadziornie Twoich literówek, a Ty nie rozumiesz, hehe :P Napisałaś "KREM" ^^
  19. Królik

    Marzec 2012

    Trzymam kciuki za Ciebie, szczególnie, ze napisałaś, że chcesz karmić chłopców piersią ;) Jestem zwolennikiem takiego karmienia i nie wykręcania się sianem, że a to nei ma czasu, a to pokarm zanika, a to bym chciała coś tam...sraty taty... Byliśmy kiedyś z Markiem u moich znajomych sprzed lat (którzy jakimś cudem się zeszli i zostali małżeństwem). Marek wtedy juz chodził, ale jeszcze zdarzyło mu się cyca pociągnąć. Dziewczyna była zdziwiona, że (cytuję!): "Chciało ci się wstawać tyle razy w nocy do karmienia?" Szczęka moja dotknęła ziemi w tym momencie. Zapytałam jej, a jak sobie wyobraża macierzyństwo? Dodam tylko, że laska starsza ode mnie 2 lata. No to ona powiedziała, że przecież gdyby piersią karmiła, to by się wcale nie wysypiała. Że zamierza na sztuczne mleko przejść od razu, żeby jej mąż też mógł wstawać w nocy... On niby nie zaprotestował, aczkolwiek w tygodniu pracuje, a w weekendy jeszcze ma studia... Tłumaczę jej, że bez potrzeby przygotowywania mleka karmienie zajmuje chwilkę, a tak, to gotować, podgrzewać, mieszać, sterylizować i co jak nagle zabraknie? A ona nieugięta, ze jakoś sobie da radę, oby nie być tą jedyną, która będzie wstawać w nocy. No i chciała by mieć czas dla siebie, a tak to by była "UWIĄZANA" przy dziecku, z konieczności karmienia. Z całym szacunkiem, ale dlatego też uważam, że lepiej, zeby niektórzy ludzie nie mięli dzieci. Inna znajoma też traciła pokarm, bo nie pilnowała godzin karmienia - a bo to musiała coś tam, a to coś tam, a to była na zakupach, a to ćwiczyła, bo chciała JUŻ NATYCHMIAST wyglądać lepiej jak przed ciążą. No i częste spotkania ze znajomymi na zakrapianych nasiadówkach kusiły - jak to, zeby ona piwa nie wypiła przy okazji tego weekendu? Że przychodzi sobota, a ona musi dziecko karmić zamiast się dobrze bawić? Te dwie historie właściwie nastawiły mnie strasznie na matki, które mają jakieś wymówki na karmienie sztuczne. Bo to taki egoizm moim zdaniem, straszny egoizm. A czy piwo przy weekendzie czy przespana cała noc to to samo, co bliskość dziecka podczas ssania piersi matki? To przytulenie, czas refleksji i relaksu... Eh, rozmarzyłam się... Nie potępiam matek, które zdecydowały się świadomie na sztuczne mleko bo przykładowo musiały wrócić do pracy - ale powtarzam MUSIAŁY, a nie że pogorszyła się sytuacja finansowa, jak u tej drugiej mojej znajomej - on zarabiał 3000 miesięcznie plus jakieś premie... Ale no właśnie, jak się chciało imprezować co weekend, to musiała do pracy wrócić, bo przecież 3000to za mało, nie? A my żyliśmy po urodzeniu Marka za 1700 i dało radę. Poza tym pokarm można odciągać w pracy co te dwie godziny. Zajmie to raptem 5-7min. Mleko do lodówki i gotowe. Ale wygoda wygodą, nie da się ukryć. Dobra, rozpisałam się, przynudzałam, jak zawsze :P Idę po l4 do internisty i wyjaśnić o co im tam chdzi w tym PZU o ubezpieczeniach grupowych, po zmianie właściciela zakładu pracy. A potem na drugi koniec miasta ustalić sobie termin do chirurga. Jak wrócę do domu, to znowu będę obolała i padnięta...:( Miłego dnia ;)
  20. Królik

    Marzec 2012

    Dziewczyny, to zależy jakim środkiem transportu kto sie porusza :P W taksówce wcale nie ma wymaganego fotelika dla dziecka (w żadnym wieku), bo niby jak by to miało wyglądać? Dla dwulatka miała bym nosić ze sobą wielki fotel w celu przewiezienia z miejsca na miejsce? Pytałam o to taksówkarza i powiedział, zę w taxi nie obowiązuje ten przykaz fotelikowy. Dlatego mogę w gondoli przewieźć noworodka i pookrywać go sobie tym, co mi się tylko zmieści :P Czaroha, mamy podobne podejście do faceta w kwestii obowiązków :) Niektóre dziewczyny nie potrafiły mnie zrozumieć, kiedy mówiłam, ze mój mąż nie wstaje w nocy do dziecka. "Ale jak to?? A czemu miała bym wstawać sama - niech o ojciec wstaje" - temu podobne teksty słyszałam. Ale faktem jest to, ze on wstaje do pracy, a ja śpię ile się da, bo nawet jak w nocy wstaję, to w dzień w wolnej chwili mogę się drzemnąć, a on musi harować w pracy. Wiadomo, przy dwójce na raz może być nieco inaczej, ale bądźmy dobrej myśli, nie? "mocz i krem"?? :P Co masz na mysli bo chyba nie załapałam Ja wizyta dopiero na 16 stycznia, bo 9 jej nie ma. Mam nadzieję, zę dostanę skierowanie na usg, żeby podglądnąć mojego rozrabiakę :) Po 10 i my wybieramy się na zakupy "ostateczne" - pieluchy, podkłady, wkłady poporodowe, kremy, itp. Innymi słowy chemia. No i spakuję też torbę do szpitala i przygotuję wszystko co ma być. Chcę spać spokojnie, choć z tendencja do przenoszenia ciąży pierwszej nie wiem, jak teraz wyjdzie :) Aczkolwiek przecież nie ma reguły na to... Franti, ja też po krzywej niedawno. Nic specjalnego mi nie badają...też krew, mocz. Lekarkę ten cukier zaniepokoił i kazała hemoglobinę zrobić. Ale diabetolog mnie "oglądała" - hemoglobina dobra, cukier wg niej też jak najbardziej...zdziwiła się, czego ta gin chce...chyba jej tylko głowę zawracać :P
  21. Królik

    Marzec 2012

    Witam Was w tym kolejnym roku :) Misia, takie teksty o znamionach to tylko zabobony. Z Markiem gorący olej prysnął mi jakos w 7-8miesiacu na brzuch i nic nie zostało mu "na pamiątkę" ;) A olej to dopiero boli, bo nie usuniesz od razu jak wody... A dzieci nie mogą zostać z jakąś sąsiadką w razie konieczności? Przynajmniej jak ktoś by do nich mógł dojechać? Albo jakaś rodzina? Bo to faktycznie nei jest wesoło, jak się nie wie, co z nimi zrobić w tak nagłej sytuacji... Tinka, miło mi, ze mogłam Cię rozweselić xD Hehe, ja też do tej pory mam ubaw z tego, choć przekopując dom jakoś ubawu nie miałam :P Ja też mam takie "stawiania" jak chodzę. Po domu to nie, ale jak wyjdę na dwór to niemalże od razu...Czasem łapię się za brzuch, żeby ocenić, czy to jakieś kolano, czy pięta tak mi się wciskają w skórę, czy faktycznie cały brzuch drętwieje i powiem Ci że różnie to bywa. Ja się już czasem ledwo kulam...:P Dziś do domu dotrzeć nei mogłam, a jeszcze zakupy małe zrobiłam, to już w ogóle... Żabol, właśnie ja nie wiem, ale wydaje mi się że do czegoś był nam ten akt potrzebny - nie wiem czy właśnie nie do wydania aktu urodzenia (choć teściowa mi to wyklucza, bo ma w sumie rację, ze do urodzenia dziecka nie trzeba być małżeństwem). Ale wiem, ze na pewno mąż gdzieś zanosił ten "akt" - mam na myśli samo zaświadczenie wydane w kościele przez księdza. Ja byłam przekonana, ze to jest właśnie akt ślubu i dopiero wtedy (teraz ostatnio, jak juz miałam kserować do banku) doczytałam, że to jedynie zaświadczenia na podstawie którego sporządzony zostanie akt w urzędzie... Grunt, ze już teraz to mamy :) Franti, nie wiem, czy opłaca Ci się kupować kombinezon na samo wyjście ze szpitala. Nie wiem, jak gruby jest ten pajacyk, co masz. Ale jak mówisz, ze tylko przejście do samochodu, to przecież okryła byś kocem grubszym (dużym, normalnym, nie kocykiem dziecięcym) i nie zmarznie, do tego chyba w becie będzie jeszcze, nie?(bo nie wiem, jaki fotelik macie do samochodu - my wieźliśmy Marka gondolą z wózka) A przez pierwsze dni(tygodnie)nie będziesz chyba wychodziła na spacery, bo jak pogoda będzie brzydka, to tylko "werandowanie" czy jak to się nazywa - przy otwartym oknie kładzenie dziecka. Maluch szybko rośnie, więc zanim wyjdziesz z nim na dwór może się okazać, ze kombinezon już za mały, albo juz niepotrzebny :) Oczywiście zrobisz, co uważasz za stosowne. A może masz możliwość pożyczyć od kogoś w razie potrzeby?
  22. Witajcie w 2012 roku :) Akty małżeństwa rzeczywiście przeczekały się na odebranie trzy lata :P Pani w urzędzie się śmiała Dzis byłam w pracy, ale kierowniczka wykombinowała, zebym wypisała na dziś urlop na żądanie a jutro poszła już na l4, bo ciężko by mi było znaleźć pracę, a jedyne miejsce, gdzie bym sie mogła udać, to liderka tam powiedziała, żebym się nei wygłupiała, bo nie usiedzę na tak niewygodnym krześle 8 godzin... No i jutro z rana trzeba lecieć do ogólnego po l4. I jeszcze dostałam wezwanie z PZU do osobistego stawienia się u nich celem kontynuacji ubezpieczenia grupowego po zwolnieniu z pracy (nasz zakład wykupiono i zmienił się właściciel, co skutkowało podpisaniem nowych umów)... Powiem Wam, ciężko jest mi się już dokulać z punktu A do punktu B - szczególnie, jak mam torebkę, albo inny bagaż. Jednak nadmiar kilogramów robi jednak swoje...:( Ciekawe, czy zmotywuje mnie to po porodzie do zrobienia pożądku z wagą, bo póki co mam zapał, ale będąc w ciąży z Markiem też tak miałam, a potem po miesiącu starań, bez żadnych efektów się poddałam... Zobaczymy, jak będzie tym razem. Hipciu, pisałam Ci już swoje spostrzeżenia odnoście wagi dziecka, cyklów miesiączkowych, terminów porodu - ja bym sie nie przejmowała tym, ze dzidzia jest młodsza(mniejsza). Jeśłi chcesz sn, to lepiej dla Ciebie - większe szanse. Mnie lekarka powiedziała po porodzie (kiedy pytałam, czy drugie dziecko będę mogła sama urodzić), że jednym z czynników jest właśnie waga malca - może być trochę większa niż 3 kilo - powyżej 3,5kg już odpada. Więc ja się tam cieszę, ze Patryk też nie rośnie tak, jak jego brat :) Bożenka, pewnie że lepiej byc przygotowanym na niespodziewane szybsze przyjście na świat dziecka - lepiej niech sobie to leży przygotowane - nie ucieknie :) A na pewnym etapie ciąży, to już nic nie wiadomo... Zaraz czas brać się za prasowanie, skoro juz jestem w domu :P Moze przyjdzie mama z Markiem (bo jest u nich) w odwiedziny Zostaje u nich dziś także, bo jutro muszę z rana wstać i pozalatwiać te sprawy. Jeszcze raz najlepszego na ten nowy rok :*
  23. Witajcie po świętach :) U nas dalej urwanie głowy... Na sylwestra przychodzą znajomi, zobowiązałam się, że zrobię ciasto, a koleżanka sałatki. Na resztę zrzuta. Jutro Sajgon...z rana muszę lecieć po akt małżeństwa do urzędu (a tak przy okazji, nie wiecie czy mogła być taka sytuacja, że po konkordacie my po prostu nie odebraliśmy tego aktu z urzędu? Bo przekopałam cały dom i nie znalazłam...a najzwyczajniej w świecie nie pamiętam, żebym miała coś takiego w domu, poza zaświadczeniem, które dostaliśmy w kościele zaraz po ślubie...). Potem do sklepu po zakupy (mam nadzieję, że zabiorę się sama z tym wszystkim...)i jeszcze trzeba będzie spotkać się z doradcą, żeby mu ten akt dać... Nowy rok też zacznie się rewelacyjnie - 2 stycznia na 8 do pracy wracam. Gadałam z kierowniczką, nie wie, co ze mną zrobić...Być może, ze sami zaproponują, żebym od razu poszła na l4, bo nie ma pracy na moim dziale, a jedyne miejsce, w którym mogła bym siedzieć nie nadaje się dla ciężarnej (szkodliwe opary). Dzwoniła jeszcze położna środowiskowa i chciała się umówić na początku roku, ze przyjedzie do mnie, ale powiedziałam wprost, ze nie jestem w stanie jej powiedzieć, kiedy będę miała czas...tylko popołudnia - więc powiedziała, ze zadzwoni po nowym roku zaraz. 9 styczeń ginekolog, 10 kardiolog...i jeszcze czeka nas wizyta z Markiem u okulisty - niby kazała przyjść w marcu, ale na marzec, to ja się nie ustawiam, bo raz że te mieszkaniowe sprawy, to jeszcze poród na karku...Poza tym Marek coś niepokojąco dla mnie mruży oczy - w sensie że unosi policzki, nie przymyka powieki...i nie wiem, co się dzieje... A po świętach względnie...czuję się trochę głupio z powodu całej tej sytuacji - ze tyle siedzieliśmy u rodziców, nie dokładając ani grosza do "interesu", a narobić to się strasznie nie narobiłam, bo dwa dni przedświąteczne to w sumie też papiery były (to jeszcze pisałam - notariusz, umowa, wniosek...). Powtarzali nam, żebyśmy nie mięli żadnych wyrzutów, ale jakoś tak to łatwo się mówi... Dobrze, że z Sylwestrem też się dogadaliśmy tak, ze nie robimy go sami, tylko się poskładamy, to nie wyjdzie tak źle. A do wypłaty to nie wiem, czy damy radę i tak bez pomocy, bo żeby było śmieszniej, to maż za wydruk (z zamkniętego juz konta bankowego) zapłacił dziś 20zł, ja jutro 22 zostawię w USC...szkoda słów. Do tego po świętach przywiozłam sobie od rodziców "wyprawkę" dla małego na tzw "wszelki wypadek", zeby nei było niespodzianki. Nie chciałam nic brać, zeby później mieć mniej do przenoszenia przy przeprowadzce, ale starałam się chociaż najpotrzebniejsze rzeczy zabrać - najmniejsze ubranka. No i wyszły dwa wsady w pralce...ponad 3 godziny stania przy żelazku...:| Ale mogę być trochę spokojniejsza teraz, że nikogo nie obarczę tą robotą na ostatnią chwile. No i co śmieszne, wróciliśmy we wtorek do domu i ubieraliśmy z Markiem choinkę xD Hehe...malutką taką pożyczyłam od mamy, aby symbolicznie coś było w domu, bo nasza ma 2 metry i masę ozdób, których nie było sensu tu zwozić (ten sam powód co nie chciałam brać ubranek) Laura, gratuluję ząbkowania ;) Synek wcale nie musi być jakiś specjalnie "inny" w tym okresie - Marek przeszedł ząbkowanie bezproblemowo (odpukać, bo czeka mnie jeszcze jedno ząbkowania i oby tak samo "bezboleśnie" dla wszystkich). Miał tam gorączkę, czy gorszy dzień/noc, ale jakoś sobie tego nie utożsamiałam specjalnie z ząbkowaniem. I nie przejmowaliśmy się tym faktem na tyle, żeby profilaktycznie smarować jakimiś żelami czy innymi takimi - miał po prostu udostępnione rzeczy do gryzienia (choć i tak bardziej interesowały go te, które docelowo nie było do tego przeznaczone :P). Powodzenia z dalszymi kiełkami ^^ Dziewczynki, ulatniam się już na dziś, bo zmęczenia co raz większe dopada i ból wątroby spowodowany uciskiem na nią przez małego w tej pozycji...Z braku czasu przed Sylwestrem się nie pojawię, więc pragnę Wam życzyć udanego wejścia w nowy rok - aby był lepszy od poprzedniego! Abyście były zdrowe, rozpakowały się szczęśliwie, szybko i bezboleśnie - abyście na okres połogu miały wsparcie fizyczne i emocjonalne - a dla tych, co już rozpakowane, aby dzieci zdrowo rosły i nie pojawiały się żadne problemy partnerskie(!). Zdrowia, siły i wytrwałości w dążeniu do spełniania marzeń, zamierzeń i postanowień noworocznych!
  24. Królik

    Marzec 2012

    Witajcie po świętach :) U nas dalej urwanie głowy... Na sylwestra przychodzą znajomi, zobowiązałam się, że zrobię ciasto, a koleżanka sałatki. Na resztę zrzuta. Jutro Sajgon...z rana muszę lecieć po akt małżeństwa do urzędu (a tak przy okazji, nie wiecie czy mogła być taka sytuacja, że po konkordacie my po prostu nie odebraliśmy tego aktu z urzędu? Bo przekopałam cały dom i nie znalazłam...a najzwyczajniej w świecie nie pamiętam, żebym miała coś takiego w domu, poza zaświadczeniem, które dostaliśmy w kościele zaraz po ślubie...). Potem do sklepu po zakupy (mam nadzieję, że zabiorę się sama z tym wszystkim...)i jeszcze trzeba będzie spotkać się z doradcą, żeby mu ten akt dać... Nowy rok też zacznie się rewelacyjnie - 2 stycznia na 8 do pracy wracam. Gadałam z kierowniczką, nie wie, co ze mną zrobić...Być może, ze sami zaproponują, żebym od razu poszła na l4, bo nie ma pracy na moim dziale, a jedyne miejsce, w którym mogła bym siedzieć nie nadaje się dla ciężarnej (szkodliwe opary). Dzwoniła jeszcze położna środowiskowa i chciała się umówić na początku roku, ze przyjedzie do mnie, ale powiedziałam wprost, ze nie jestem w stanie jej powiedzieć, kiedy będę miała czas...tylko popołudnia - więc powiedziała, ze zadzwoni po nowym roku zaraz. 9 styczeń ginekolog, 10 kardiolog...i jeszcze czeka nas wizyta z Markiem u okulisty - niby kazała przyjść w marcu, ale na marzec, to ja się nie ustawiam, bo raz że te mieszkaniowe sprawy, to jeszcze poród na karku...Poza tym Marek coś niepokojąco dla mnie mruży oczy - w sensie że unosi policzki, nie przymyka powieki...i nie wiem, co się dzieje... A po świętach względnie...czuję się trochę głupio z powodu całej tej sytuacji - ze tyle siedzieliśmy u rodziców, nie dokładając ani grosza do "interesu", a narobić to się strasznie nie narobiłam, bo dwa dni przedświąteczne to w sumie też papiery były (to jeszcze pisałam - notariusz, umowa, wniosek...). Powtarzali nam, żebyśmy nie mięli żadnych wyrzutów, ale jakoś tak to łatwo się mówi... Dobrze, że z Sylwestrem też się dogadaliśmy tak, ze nie robimy go sami, tylko się poskładamy, to nie wyjdzie tak źle. A do wypłaty to nie wiem, czy damy radę i tak bez pomocy, bo żeby było śmieszniej, to maż za wydruk (z zamkniętego juz konta bankowego) zapłacił dziś 20zł, ja jutro 22 zostawię w USC...szkoda słów. Anka, co tam u Ciebie wyszło> Byłaś u lekarza? Żabol, rewelacyjnie wyglądasz A podobno ja mam duży brzuch :P Ty t masz bebzolka, hehe Ja to mam jeszcze sadła w zapasie, ale u Ciebie sama ciążóweczka ^^ Czarocha, "ból prawych żeber"...hmm...czyżbyś czuła to, co ja? Ja to bym bardziej nazwała uciskiem na wątrobę - jak za długo siedzę to mi dokucza niesamowicie - musze się wtedy choć na chwile położyć, albo przynajmniej oprzeć na fotelu z dość dużym odchyleniem. Ostatnio jest tak "źle", że jak ucisnę to miejsce palcami, to czuję "inny ból" który przynosi chwilową ulgę. Boję się tego w perspektywie nadchodzących dwóch miesięcy, kiedy dziecko będzie większe...tyle w tym dobrego, że później brzuch zacznie schodzić niżej (no tylko wtedy odezwie się pęcherz) Kasia, współczuję sytuacji rodzinnej...jak nie urok, to sraczka. Oby się dobrze skończyło! A twardnienie brzucha może być już "normalne" - macica się stawia i dopóki nie staje się to bardzo częste lub niepokojąco bolesne, to nie masz się czym martwić. A ruchy dziecka po stosunku to dla mnie nowość, bo ja mam wrażenie, że moje dzieci po udanym seksie po prostu lezą i "palą faję", jak to się mówi, że po dobrym seksie nawet sąsiad idzie na papierosa :P Marek nigdy nie szalał "po", Patryk też jest nadzwyczaj spokojny :) Tinka, Marek też od samego porodu reagował okropnie na kąpiel...już w szpitalu stał się bardzo sławny, bo głos miał jak dzwon xD - kto mnie znał, to wiedział, ze głos odziedziczył po mnie, hehe W domu też było ciężko, aczkolwiek nie robiliśmy z tego jakichś cyrków - podarł się i tyle, a kąpać i tak trzeba było :P Nie skakaliśmy nad nim z tego tytułu - z czasem przywykł i polubił pluskanie i ciapanie, a teraz? Pfff...woda lodowata, ale szantażem trzeba go wyciągać :) Czaroha, powodzenia juz teraz życzę z maluchami :) Masz zamiar karmić ich piersią? Pocieszę Cie, ze moja teściowa miała 2 dzieci(praktycznie rok po roku), kiedy urodziła bliźniaki - w tym mojego męża :P I dała radę sama, bo na swego ślubnego nei miałą co liczyć (poza tym inne czasy były wtedy trochę). Potem urodziła jeszcze jednego syna, ale to tak na marginesie :) Więc dobrze, ze Ty będziesz mogła liczyć na pomoc męża, choć też nie wiadomo, jak to do końca się później rozwinie - będzie musiał chodzić, wstawać do pracy, zacznie to być dla niego bardziej męczące (przynajmniej tak mi się wydaje). Ale najważniejsze, ze teraz wiesz, ze wsparcie dostaniesz a nei zostawi Cię ze wszystkim samej. Agusia, a cóż to za schorzenie? Masakra...bidulko No i pewnie po tym poście się już tu nei pojawię (dziś czas na nadrobienie na reszcie wątków, a jutro to jak pisałam - latanie i sprzątanie, w sobotę ciasto i przygotowanie mieszkania na gości) wiec pragnę Wam życzyć: Aby Nowy Rok był lepszy od poprzedniego (sam fakt powiększenia naszych rodzin jest już lepszą perspektywa ^^). Nie wiem, co mogę życzyć każdej z Was, bo każda potrzebuje czego innego - spokoju w rodzinach, dogadania z partnerami, szczęśliwego rozwiązania, pociechy i radości z dzieci, siły i wytrwałości w trudnych chwilach, które po porodzie mogą nadejść - wsparcia w tych momentach, pomocnej ręki, ramienia do wypłakania i spełnienia marzeń, które Wy znacie i skrywacie w sobie ;)
  25. Królik

    Marzec 2012

    Anka, wpadła mi w oko Twoja wypowiedź... A nie wystąpiło to "krwawienie" niedługo po badaniu lekarskim, albo po stosunku? Najlepiej zadzwoń do swojego gina i zapytaj, co masz robić. A ruchy czujesz normalnie? Ja na Twoim miejscu zadzwoniła bym do lekarza i się zapytała...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...