 
        słoneczko_bj
Użytkownik- 
                Postów0
- 
                Dołączył
- 
                Ostatnia wizytanigdy
Treść opublikowana przez słoneczko_bj
- 
	Inka, znam tę aplikację, korzystałam z niej przez ciążą, ale przy moich nie zawsze regularnych cyklach to ciężko, żeby program to ogarnął. Ale i tak ją lubiłam. Dziś mam 42 dzień cyklu licząc od dnia zabiegu, czyli kończy się szósty tydzień. Poczekam jeszcze do końca tygodnia i po weekendzie zadzwonię do lekarza. Najgorsze, że się czuję jak przed okresem - na twarzy pobojowisko, zaparcia okrutne, śluz też niepłodny, a @ jak nie było tak nie ma. Już trochę przystopowałam z tym parciem na ciążę bo widzę, że jednak znów tak łatwo nie będzie. Ale gdyby chociaż do świąt się nam udało... No nic, rozmarzyłam się:p Inka, nie zazdroszczę sytuacji. Jak zwykle wszystko rozbija się o kasę. Wpadliście w łańcuszek- nie ma pracy, nie ma kasy, nie ma ślubu, nie ma dziecka. Boję się tylko, czy Wasz związek to przetrwa zwłaszcza, że musicie się z tym zmagać na odległość, osobno. Jeśli chodzi o wyniki to nie za bardzo potrafię je interpretować. Ale jeśli wynik różyczki jest dodatni to chyba znaczy, że w ogóle ją przechodziłaś, a nie że teraz. Zresztą, zawsze najlepiej udać się do lekarza. A za takie gadanie typu "dlaczego wtedy nie zrobiłam" albo "czy gdybym zrobiła to..." to powinnaś dostać klapa w tyłek. Stało się i obwinianie się niczego nie zmieni. Poza tym każda z nas była pod opieką lekarza od początku ciąży i to oni powinni wiedzieć najlepiej, jakie badania i kiedy zrobić. Poza tym kto by pomyślał, że akurat u nas coś może pójść nie tak, skoro wszędzie dookoła rodzi się tyle pięknych zdrowych dzieci? Teraz będziemy przeczulone, co też nie jest dobre. Ja się powoli oswajam z myślą, że nigdy nie poznam przyczyny, dlaczego tak się stało. I chyba dzięki temu jest mi łatwiej znosić całą resztę.
- 
	Ja jeżdżę do Olsztyna do lekarza, bo tu u mnie to niestety bieda. Byłam kiedyś u podobno dobrego, ale nie byłam zadowolona. Nie potraktował mnie do końca poważnie, wręcz mnie zbył pomimo, że byłam prywatnie. A ten mój jest dosyć dobry moim skromnym zdaniem. Na problemy z miesiączką nic nie zrobił, bo po prostu u niego nie byłam. Poszłam dopiero jak zaszłam w ciążę. Wspominałam co prawda o dziwnych miesiączkach, ale nie zajęliśmy się tym, bo to już było nieaktualne i zajęliśmy się ciążą. Od razu założył mi kartę, wypisał masę badań. Nawet Pani w laboratorium była zdziwiona, że taki zestaw robię, ale stwierdziła, że to świadczy bardzo dobrze o lekarzu i się rzadko zdarza. Prolaktyny chyba nie miałam, bynajmniej sobie nie przypominam. Teraz zamierzam iść po pierwszej miesiączce, ale jeśli nie będzie się zbyt długo pojawiać to zadzwonię do niego skonsultować się i może się wcześniej wybiorę.
- 
	To prawda Inka, że się nigdy nie dowiemy. Ale też mimo wszystko ciągle to rozpamiętuję i gdybam. Ja z kolei myślę, że u mnie to wina opryszczki, bo właśnie kilka dni po usg mnie dopadła. Dzwoniłam do ginekologa ale powiedział, że skoro nie pierwszy raz i na ustach, to niegroźne i żeby normalnie leczyć. A dwa tygodnie później okazało się, że ciąża obumarła właśnie dwa tygodnie wcześniej. Czytałam też, że wczesna ciąża nie lubi długich podróży, ale nie wiem, na ile to prawda. A ja właśnie zaraz po usg wyjechałam na długi weekend i spędziliśmy sporo czasu w samochodzie. I już na drugi dzień mi temperatura sporo spadła, ale się tym za bardzo nie przejęłam, bo po powrocie wróciła do normy. I w dniu powrotu opryszczka. Jeśli któryś z tych powodów faktycznie spowodował poronienie, to ja chyba nigdy nie zajdę w ciążę, bo do opryszczek mam skłonność jak mało kto. Zimą 2012/2013 to chyba przez trzy miesiące jedna nie zdążyła zniknąć a już się kolejna pojawiała. Od tamtej pory już tylko sporadycznie, ale że idzie zima, to ryzyko rośnie. A w samochodzie też spędzamy masę czasu. Ja też podejrzewam, że w lutym poroniłam samoistnie. Koniec stycznia owulacja potwierdzona przez lekarza. 9lutego pierwszy test, jeszcze przed terminem miesiączki - cień drugiej kreski był, choć tak blady, że do końca nie wiedziałam, czy to na pewno to. W piątek 14 kolejny test - miał być prezent na walentynki - ale znów to samo, czyli słaby cień. Zaczęło mnie to nieco niepokoić, ale zanim w poniedziałek poszłam na bete to w niedzielę dostałam @. Była inna - mocno obfita, z takimi skrzepami krwi. I to coś, co ze mnie wyleciało, było nieco inne, niż co miesiąc - takie większe, bardziej zwarte. Na bete ostatecznie nie poszłam, bo w tamtej chwili wolałam nie wiedzieć, że byłam w ciąży i ją straciłam. Zrzuciłam wszystko na naturę, że tak się często dzieje i wiele kobiet nawet sobie nie zdaje z tego sprawy. Dopiero teraz żałuję, bo miałabym dowód, a tak to ciągle jestem DOPIERO PO PIERWSZYM PORONIENIU i nikt mi niczego nie zaleca. Boję się jednego - po tym pierwszym poronieniu mój cykl zwariował. Praktycznie nie miałam okresów, tylko jakieś plamienia, różnej długości i w różnych dniach cyklu. Mierzenie temperatur też nic nie pokazywało. Chyba po prostu nie miałam owulacji. Dopiero w maju zauważyłam płodny śluz i się jakimś cudem udało. Wiedziałam bardzo szybko, że się udało, bo temperatura tak ładnie mi rosła. I 26maja najpiękniejszy prezent na dzień matki - dwie kreseczki. Więc w sumie po trzech miesiącach sukces. Mam nadzieję, że tym razem pójdzie nam łatwiej. I nie chodzi mi o to, żeby jak najszybciej zaciążyć, tylko żeby mój organizm jakoś szybciej wrócił na normalne tory niż ostatnio.
- 
	Mi w szpitalu Pani dr mówiła, że pierwsza miesiączka może być inna, bardziej obfita i bolesna. Ale na to też nie ma reguły. Wiele dziewczyn z kolei pisze, że tylko lekkie plamienie miały przez dzień czy dwa. Ja wciąż czekam. A tak bardzo już chciałabym zacząć działać - pójść do lekarza, zrobić jakieś badania, cokolwiek. Inka doskonale wiem, co czujesz. Ja co prawda już nie reaguję płaczem, ale niekiedy wciąż jeszcze ciężko na duszy... Ale to, co boli mnie najbardziej to mimo wszystko wiadomości o kolejnych ciążach różnych osób. Dopóki nie jest to nikt z mojego najbliższego otoczenia, to jeszcze jakoś robię dobrą minę do złej gry, ale boję się swojej reakcji, jak właśnie ktoś bardzo bliski nam to oznajmi...
- 
	No to ładnie, zostałam sama na placu boju w oczekiwaniu na szanowną @... Poczekam jeszcze trochę i pójdę do gina, bo to chyba nie za dobrze, że się na mnie obraziła i nie przychodzi. Tylko tak jak wczoraj patrzyłam, to dopiero na wrzesień są do niego wolne terminy. No cóż, może do tego czasu mnie nawiedzi... Nie było mnie cały weekend, bo wyjechaliśmy do teściów. Zjechała się cała rodzinka mojego M, więc tak sobie rodzinnie spędzaliśmy czas. Pogoda trochę nie dopisała, ale całkiem sympatycznie było. Cały czas oblegały mnie jakieś dzieci, ehhh... Wiesz Inka, ja mimo ogólnie dobrej kondycji wciąż nie wyleczyłam się z przypadłości pod tytułem "co by było, gdybym nie poroniła". Zdarza mi się liczyć, w którym tygodniu bym była, jak by wyglądało dziecko, oglądam zdjęcia usg w internecie. Początkowo miałam do siebie o to pretensje, ale już mi przeszło. Kiedyś i z tego "wyrosnę" :p Zazdroszczę wszystkim urlopującym... Ja znów wracam do pracy, do mojego piekiełka. Jestem, trzymam za Ciebie bardzo mocno kciuki. Podczytuję wątek "ciąża zaraz po poronieniu" i stamtąd kojarzę Twoją historię. Po tylu przeżyciach wreszcie należy Ci się trochę spokoju no i oczywiście happy end!
- 
	Jestem - również podziwiam. Ja ledwie wytrzymałam do powrotu z pracy mojego M, żeby mu pierwszy cień drugiej kreski pokazać. Co prawda nie podjarał się tym aż tak, jak ja, ale już mi było lepiej, że się możemy cieszyć razem. W kolejnej ciąży wydaje mi się, że najbliższych szybciej wtajemniczymy we wszystko, nie jak teraz. Trzymaliśmy wszystko w tajemnicy, a później podwójnie szokujące informacje przekazywaliśmy. Teraz od początku będziemy sie razem cieszyć, bo nigdy nie wiadomo, co będzie dalej. Inka cieszę się, że spotkanie udane. Na pewno zupełnie inaczej rozmawia się z kimś, kto ma podobne doświadczenia - właśnie dlatego tutaj jestem. Mam nadzieję, że ze wsparciem dziewczyn łatwiej wrócisz do równowagi. A ja wreszcie dotrwałam do weekendu. Nie będę robić nic :p
- 
	No ja będąc w ciąży to właśnie jak tylko zobaczyłam dwie kreski to od razu jakoś tak wszystko inne przestało się liczyć, taka błogość mnie ogarnęła. Nagle w pracy przestałam się czymkolwiek martwić (choć oczywiście pracowałam normalnie), jak tylko coś mnie zaczynało denerwować to od razu powtarzałam sobie, że przecież to już nie jest ważne, że niedługo to już nie będzie moja sprawa itp itd. Także psychicznie szybko wrzuciłam na luz. Ale niestety też szybko musiałam się z powrotem przestawić na stare tory. Niestety trochę się boję, że przez te stresy może mi być trudniej zajść w ciążę, ale na szczęście mam jeszcze urlop do wykorzystania Poprzednio w ciążę zaszłam po powrocie z urlopu właśnie. A w razie czego to pójdę na bezpłatny albo się zwolnię, nie praca jest dla mnie w tym momencie najważniejsza. Na pewno miałabym inny stosunek gdybym miała ten komfort, że mogę po porodzie do niej wrócić, ale w to szczerze wątpię. I jak tam Inka spotkanie?
- 
	To prawda, w pracy nie mam lekko i w dodatku odnoszę wrażenie, że jest coraz gorzej. Ja miesiąc po tym wszystkim nie jestem w stanie jasno powiedzieć, jak się mam. Popadam ze skrajności w skrajność. Raz czuję się dobrze i pełna nadziei patrzę w przyszłość, a za chwilę łapię doła bez wyraźnej przyczyny. Niby funkcjonuję normalnie, ale moje myśli ciągle krążą wokół jednego zagadnienia - dziecko. Tylko to się dla mnie liczy, to moje największe pragnienie i główny cel, ale narazie nic się nie dzieje w tym kierunku. Chyba potrzebuję jakiegoś pozytywnego bodźca, jakiegoś dobrego wydarzenia w moim życiu żebym mogła uwierzyć, że zła passa się skończyła, że teraz już wszystko zacznie się układać i będzie już tylko ok.
- 
	Nareszcie chwila oddechu. Ja już powoli fizycznie nie wyrabiam. W pracy młyn, po pracy też na brak zajęć nie narzekam. Dziś normalnie jak zombi funkcjonowałam. Aż się jedna dziewczyna zapytała, czy się dobrze czuję, czy wszystko ok, bo nie najlepiej wyglądam. Łatwo jej ku*wa mówić, jak dziś z urlopu wróciła, który tak naprawdę mi pod*ebała, bo czekała z nim do ostatniej chwili i jak wreszcie ją przycisnęłam, żeby się jakoś określiła, bo przez nią ja nic nie mogę zaplanować (z racji wyjazdu w kwietniu teraz byłam na końcu w planie urlopowym) i by mi właśnie pasowało na przełomie lipca i sierpnia, to się wreszcie określiła - właśnie w tym dogodnym dla mnie okresie. Teraz na przełomie sierpnia i września też nie pójdę, bo z kolei mój M nie dostanie i tym sposobem lato minie, a ja bez urlopu. Jestem - to co ten Twój facet nie wie, że teraz Cię nie można denerwować i że dosłownie jak z jajeczkiem trzeba? :p W końcu dzidziuś wszystko odczuwa od mamusi. Beti - bardzo zazdroszczę i @ i urlopu. A te 3 miesiące przerwy to z racji badań, które masz porobić, tak? Robiłaś już coś? Masz jakieś wyniki? Inka - Ciebie to chyba jakimś orderem odznaczą. Za wybitne zasługi w stosunkach polsko - niemieckich
- 
	No ja tylko na @ czekam, bo zdecydowaliśmy, że do pierwszej @ bez zabezpieczenia nie będziemy działać. Gdybym poroniła samoistnie to co innego, ale po zabiegu to wolę najpierw się upewnić, że wszystko jest ok. Ja się dziś znów napracowałam, ale za to mieszkanie lśni. Teraz będę odpoczywać i spać pójdziemy wcześnie, bo jutro pobudka o 4 i czeka nas cały dzień w samochodzie. Milutko...
- 
	Oj tam, może nie sam film najważniejszy, ale to, że razem spędziłyście trochę czasu poza domem. Zawsze to jakaś odmiana. A z tym Twoim facetem to - mówiąc dosadnie - skaranie Boskie. Ne dziwię się, że się tak irytujesz zwłaszcza, że Tobie chyba nie można odmówić temperamentu. Ja bym pewnie albo ubiła, albo ustawiła jak trzeba, a w ostateczności pogoniła. Ale ja mam dużo łatwiejszą sytuację, bo mój facet jest dosyć fajny w "obróbce" :p Wychował się w rodzinie, gdzie matka rządziła silną ręką, więc i teraz mu wygodniej, że jest ktoś, kto nim w razie czego pokieruje. No i najważniejsze - ja go mam na miejscu. Ty gdybyś była przy swoim to też na pewno miałabyś na niego dużo większy wpływ i wszystko by lepiej funkcjonowało. A nie myślałaś, żeby zacząć szukać pracy w Niemczech dla siebie i tam wyjechać? Może by wszystko wtedy się szybciej potoczyło i on też by się bardziej zmobilizował, gdyby mu zaradna kobieta wstydu narobiła? Mój M już jest w domu, odsypia podróż. Wrócili przed czasem, bo jego koledze, z którym byli na tym szkoleniu, zmarł tata i tak wyszło. Ja się już dzisiaj nieco lepiej czuję. Chyba za bardzo się wkręciłam, że już zaraz miesiączka, wizyta, być może starania. Miałam już taki piękny scenariusz, a tu jednak fałszywy alarm i @ brak. Znów organizm spłatał figla. Muszę trochę wyluzować, ale chyba nie umiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że przede mną ciągłe pasmo stresów - czy się uda, kiedy się uda, a jak się uda - to też stres przez kolejne 9 miesięcy... Tak bardzo chcę i tak bardzo się obawiam jednocześnie. To chyba normalne, ale czasami myślę o tym więcej, niż zazwyczaj i wtedy się zadręczam.
- 
	Cieszę się Inka, że się odezwałaś. Ja się cały wieczór zbierałam, żeby napisać co mi dziś na wątrobie leży, ale jakoś nie mogę tego ubrać w słowa. A niby taka wygadana jestem... Niech ten mój mąż wraca, bo mi głowa od myślenia eksploduje...
- 
	Jestem - gratuluję i życzę jak najwięcej spokoju, tym razem wszystko musi być dobrze. Takie dobre wieści bardzo podnoszą na duchu. Ja od dawna podczytuję Wasz wątek "ciąża zaraz po poronieniu", bo tyle tam pozytywnej energii :) A co tu taka cisza? Inka, zaczynam się niepokoić...
- 
	No u mnie też nic się nie rozkręciło, a temperatura już przedwczoraj mi spadła, więc myślałam, że wszystko idzie w kierunku @, ale jak widać nic nie jest normalne po poronieniu... Moja praca niestety pochłania bardzo dużo energii. Kilka dni w miesiącu jest spokój, ale poza tym to harówka non stop. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie czuję się w ogóle doceniana przez szefostwo. Nie raz już żyły z siebie wypruwałam, pracowałam za dwoje a nigdy nawet dobrego słowa nie usłyszałam. Pieniądze też są śmieszne, niedługo pewnie minimalna krajowa dogoni moje wynagrodzenie. Całe szczęście, że mam tam pare normalnych dziewczyn, z którymi dzielę tę niedolę:p Bardzo często myślę o zmianie pracy, ale w tak małym miasteczku ciężko o pracę w moim zawodzie, a dojeżdżać nie za bardzo mi się chce. Poza tym skoro skoro staramy się o dziecko to nie jest to zbyt dobry moment na zmianę pracy. A jak tam Inka Twój mężczyzna? Kiedy będzie już coś wiadomo w sprawie pracy? Ciekawe co słychać u pozostałych dziewczyn? Dajcie od czasu do czasu znać, co u Was? Mam nadzieję, że już wszystkie w miarę stanęłyście na nogi po tym wszystkim.
- 
	A ja właśnie na ten okres czekam z niecierpliwością. Przed chwilą coś "brudnego" pojawiło się na papierku w toalecie więc kto wie, może się coś wydarzy niedługo. Ja niekiedy jak czytam Twoje relacje z domu to się zastanawiam, kto tam jest matką a kto córką i niekiedy mam wrażenie, że Twoją rodzicielkę przydałoby się przegiąć przez kolanko :p Ja ze swoją rodziną też nie mam zbyt zażyłych relacji, ale z racji odległości spotykamy się rzadko, więc idzie wytrzmać. Dobra, uciekam spać, bo znów się napracowałam i zmęczona jestem. Do jutra:)
- 
	Ja do tej pory pamiętam, jak kiedyś na początku związku z M moja mama powiedziała, że nie on pierwszy, nie ostatni pomimo, że to już było bardzo na poważnie, jak nigdy wcześniej. I jednak został tym ostatnim, bo jest moim mężem. Bardzo mi wtedy podcięła skrzydła, ale jeszcze nie miałam odwagi jej wytknąć, że się tak pomyliła...
- 
	Na początku często rodzina nie akceptuje naszych wyborów i dopiero po wielu latach delikatnie zmieniają swoje stanowisko. Ale co zrobić, zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy od nas. Tyle tylko, że to jest nasze życie i mamy prawo przeżyć je po swojemu. Sparzyć się też trzeba nie raz, nie dwa. Ja już się nauczyłam, że zawsze trzeba wysłuchać, często nawet przytaknąć dla świętego spokoju, a i tak ostatecznie robię po swojemu :p
- 
	Inka, tak bardzo mi przykro... Mam nadzieję, że dziś już Ci troszkę lepiej. Tulę Cię przez Internet :) Tacy dobrzy ludzie jak Ty zasługują choć na odrobinę szczęścia dlatego wierzę, że niedługo karta się odwróci i los się do Ciebie uśmiechnie. Mój M też jutro wyjeżdża, ale tylko na kilka dni, w delegację. Pierwszy raz od prawie roku zostanę sama, w dodatku w nowym miejscu, mam nadzieję, że sobie poradzę. Dobrze, że chociaż internet nareszcie mam. W pracy znów urwanie głowy, w domu też jeszcze sporo roboty, normalnie padam na twarz. I jak nigdy nie mogę doczekać się @
- 
	No u mnie to ewidentnie błąd lekarza, bo jak wytłumaczyć to, że ta sama osoba raz pisze jedno, a raz drugie. Mąż jeździł specjalnie po receptę, bo zapomnieli dać i po prostu wypisała ją nie zajrzawszy w kartę, innego wytłumaczenia nie widzę. Przyczyn poronienia już nawet nie wypatruję, bo raczej nigdy ich nie poznam. Wolę trzymać się myśli, że tak po prostu miało być i kolejnym razem będzie już dobrze. Inka, strasznie mi przykro, że znów zostaniesz sama. Trzymam kciuki, żeby wszystko się dobrze układało. A dobrze pamiętam, że Twój partner miał się w sierpniu dowiedzieć, czy dostanie pracę? Oby się udało, wtedy i Twój wyjazd zapewne przyspieszy.
- 
	Witam! Piszę z pracy, bo w mieszkaniu dopiero jutro ma się pojawić instalator od internetu. Przeprowadzka się dokonała, nawet już w miarę wszystko znalazło swoje miejsce. Teraz muszę po tym wszystkim posprzątać i będzie można odpoczywać. Cieszę się Inka, że odzyskałaś swojego faceta na dobre :) Teraz można dalej planować i działać, ale nie rób nic w pośpiechu, zwłaszcza jeśli myślicie również o ślubie kościelnym. I nie mam tu na myśli tego, że to poważny krok itp itd, ale po prostu masa przygotowań i załatwiania. Z wizytą u ginekologa faktycznie chyba poczekam do miesiączki zwłaszcza, że nic mi nie dolega. W piątek mijają 4 tygodnie od zabiegu, może niedługo się wreszcie pojawi. Odebrałam swoje wyniki histo, są po łacinie, ale razem z wujkiem google już coś tam rozszyfrowałam - kosmki łożyska i doczesnej częściowo z martwicą i stanem zapalnym. W sumie niewiele mi to mówi. Ale co innego mnie rozwaliło. Pamiętacie może jak pisałam, że chyba za dużą dawkę antybiotyku po wyjściu ze szpitala dostałam? Teraz dostałam swoja kartę informacyjną i tam w zaleceniach jest: jedna tabletka RAZ dziennie przez 5 dni, a mi napisała DWA RAZY dziennie. Dobrze, że zasugerowałam się tą ulotką i sama sobie zmniejszyłam dawkę. Nasza kochana służba zdrowia, książkę by można było o nich napisać...
- 
	Cieszę się :) A jak tam Inka Twój mężczyzna? Już wolny? Ja padam na twarz, ale było warto, bo zrobiliśmy więcej, niż planowaliśmy. W "nagrodę" rano podjedziemy do szpitala odebrać moje wyniki histopatologiczne, bo ich godziny pracy pokrywają się z naszymi, więc w normalnych warunkach jest to nie do zrobienia. I niestety, ale zniknę na parę dni stąd, bo w nowym mieszkaniu dopiero we wtorek podłączą nam internet. Tak w ogóle to mam pewien dylemat, może Wy mi coś poradzicie. W szpitalu po zabiegu jakaś pani doktor powiedziała mi, żeby za 4 tygodnie udać się na wizytę kontrolną do swojego lekarza. Wychodzi na to, że powinnam to zrobić za tydzień. Ale się teraz zastanawiam, czy nie poczekać do pierwszej @ i dopiero wtedy do niego pójść. W końcu będę miała za sobą pełny cykl, zawsze to trochę do przodu i może wtedy jakieś lepsze wiadomości odnośnie kolejnych starań bym usłyszała. Ale z drugiej strony jeśli by coś było nie tak (niedokładnie zrobiony zabieg, infekcja itp itd) to lepiej jak najszybciej znaleźć się u lekarza i podjąć jakieś leczenie. Niby nie mam żadnych dolegliwości, ale kto wie, co się tam w środku dzieje? No i w ten sposób jestem w kropce.
- 
	Trzymam kciuki, żeby jednak wszystko było ok. A syndrom tej drugiej przejdzie Ci niedługo, jak staniesz się tą pierwszą, która mu urodzi dziecko i stworzy z nim prawdziwą rodzinę. A jeśli chodzi o pracę, to sama czasami jak mam wku*wa na swoją to sobie myślę - po co mi te studia były? Wszyscy myślą, że za biurkiem to jest tak lekko łatwo i przyjemnie. Ale już nikt nie widzi, że odpowiedzialność duża, klienci często nie z tej ziemi i ciągłe stresy że bania paruje. A tak na luzaku posiedziałabym sobie za kasą i może nawet więcej bym zarobiła niż tutaj. A w Twojej sytuacji taka niezobowiązująca praca ma jeszcze jeden dodatkowy plus - w razie przeprowadzki bez żalu i spinki możesz ją rzucić i wyjechać. Zaraz koniec pracy, więc znów zamilknę, bo lecę do domu wpaść w przeprowadzkowy szał:p
- 
	Pomyśl sobie, że spotkają się już ostatni raz, kolejnego nie będzie. W takich sprawach, gdzie nie ma dzieci i strony nie robią problemów to się chyba na jednej rozprawie zamyka. A później będzie już tylko Twój:) A z pracą to bardzo dobry pomysł. Jeśli już się czujesz na siłach, żeby przebywać wśród ludzi, to warto poszukać, skoro wyjazd się ciągle nie urzeczywistnia. Zawsze to jakieś zajęcie i pieniążki też się przydadzą.
- 
	Kf ja się w pełni zgadzam z Inką, że ciąży nie ma co odkładać, jeśli psychicznie jesteś gotowa na kolejne próby to do dzieła! Mnie ewentualnie powstrzymywałaby kwestia pracy, bo skoro nie masz umowy, to i świadczeń żadnych nie dostaniesz. Jeśli będzie dobrze, to popracujesz parę miesięcy, ale jeśli (odpukać!) były by jakieś problemy, to ani pracy, ani zwolnienia lekarskiego, ani zasiłku macierzyńskiego. Dlatego może warto skupić się na szukaniu jakiejś pracy z umową. A wesele kuzynki? Raczej Cię nie ominie, tylko nie wiadomo, czy z dzidzią w brzuszku czy na rączkach ;) B.eti, nie zazdroszczę sytuacji w pracy. U mnie też nie jest kolorowo, ale do mobbingu to jeszcze daleka droga. W jakich czasach nam przyszło żyć - nie pracować źle, a pracować niekiedy jeszcze gorzej... Tylko dbaj o siebie, żadna praca nie jest warta zszarganej psychiki. Inka, znów Ci ktoś pod górkę robi? Szkoda, że nie mogę Ci jakoś pomóc. No chyba, że mogę? Kurcze, niby wiadomo, że kobiety są silne, bo muszą być, ale niekiedy to nawet koń by tego wszystkiego nie pociągnął. U mnie nic nowego, pakowanie, pakowanie i jeszcze raz pakowanie. I końca nie widać. Masakra.
- 
	Szkoda b.eti, że powrót do pracy nie był zbyt przyjemny. Dlatego choć na początku było mi ciężko to z perspektywy czasu cieszę się, że ja jednak prawie nikomu nie powiedziałam o mojej sytuacji. Uniknęłam i znieczulicy i fałszywego litowania się. No ja już na ostro się pakuję popołudniami, dziś lub jutro dostaniemy klucze, a na piątek to nawet wolne wzięliśmy, żeby jak najszybciej się z tym uwinąć. Jeszcze tylko umknęła nam kwestia podłączenia internetu i tv, mam nadzieję, że się wyrobimy do piątku, żeby nie być odcięci od świata. Ja Inka też nie lubię zimy, dlatego chociaż upały są uciążliwe, zwłaszcza w pracy to i tak się cieszę z takiego lata. Szkoda tylko, że nie mogę zbyt aktywnie z niego skorzystać, bo ani czasu ani siły nie mam, ale nawet wyjście na jakiś spacer czy lody jest przyjemne.