Skocz do zawartości
Forum

Monik

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Monik

  1. Pretko, pierwsze słyszę, ale byłoby cudnie..
  2. JomiraJezeli o mnie chodzi, to jednak przemawia do mnie to, ze przez dziesieciolecia zlikwidowano prawie zachorowania np. na chorobe Heine-Medina, blonice, ... I na pewno na przeciwko powyzszym chorobom, szczepic bede Jomira, ja się zgadzam z powyższym, dlatego właśnie mam tyle wątpliwości :( Ja nie mówię NIE szczepieniom w ogóle, ale chodzi mi o to, że jeżeli coś jest szkodliwe, to nie warto pakowac maluchowi z pierwszej dobie zycia, kiedy to jego system odpornościowy się rozwijać dopiero zaczyna. A w Polsce pierwsze szczepienia z rtęcia podaje się w 1 dobie. Nie ma co, temat jest trudny i ciężko znaleźć najlepsze rozwiązanie-o ile ono w ogóle istnieje... rozumiem, że w Danii szczepi się dziecko pierwszy raz dopiero w 3 miesiącu?
  3. justynka1984 wówczas masz do czynienia z SANEPIDEM, który wysyła najpierw jedno wezwanie, potem 2, potem przychodzi kara około 730 zł, jak nie zapłacisz-zajęcie komornicze. ( moja przyjaciółka dostała wczoraj!!!!!) Tak to działa w Poznaniu. To jest "metoda" w naszym państwie na ukaranie rodziców, którzy odmawiają szczepienia dzieci....bez komentarza. a poza tym, kto odpowie za chorobę dziecka spowodowaną podaniem szczepionki??? NIKT. Przerażają mnie szczepionki z rtęcią podawane dziecku w 1 dobie życia dziecka. Po jaką cholerę? niech ten organizm zacznie funkcjonowac, a nie od razu igła z TRUCIZNĄ, którą jest rtęć, nie ma się co oszukiwać. No nic,ja wybieram się z oświadczeniem do szpitala, że nie zgadzam się na szczepienie dziecka. Na pewno poczekam 3-4 miesiące co najmniej. jak macie ochotę i wolną chwilę to zamieszczam jeszcze jeden link: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/22205 Dziewczyny, nie gniewajcie się na mnie, ale ta sprawa-im dłużej w niej siedzę, tym bardziej mnie dołuje, wyzwala niepokój i jakąś niemoc. Dlatego chciałam się zapytać co o tym myślicie, co robić..? wątpliwości są i będą-to wiem na pewno.
  4. witaminkoo, mam taką masakre w głowie..a tu czas podjąć decyzję... ja na pewno nie będę szczepiła szczepionkami skojarzonymi, typu 6w1, na żadne pneumokoki, rotawirusy i te inne, którymi koncerny farmaceutyczne tylko napychają kieszenie, żerująć na reklamach chwytających ze serce każdego rodzica, NO BO PRZECIEŻ KAŻDY RODZIC CHCE DLA SWOJEGO DZIECKA JAK NAJLEPIEJ!!!!. swojemu psu nie pozwalam podać szczepionki skojarzonej, a co dopiero własnemu dziecku... skłaniam się ku podobnemu rozwiązaniu o którym piszesz, jeśli szczepic to nie od razu i nie na wszystko co jest w polskim kalendarzu szczepień..to taka wersja kompromisowa pomiędzy rozumem, strachem i zdaniem męża...z którym też muszę się liczyć.
  5. Dziewczyny, poruszę temat, za który może ktoś mnie zgani, może stwierdzi że szukam problemu..ale jak piszę z Wami o wydzielinach, to i chcę poznać Wasze zdanie ( o ile je macie w tej kwestii) ws. "szczepić czy nie szczepić" Jestem w dylemacie strasznym, od kilku miesięcy.W moim środowisku coraz więcej rodziców nie szczepi swoich dzieci. W moim mieście powstało stowarzyszenie rodziców którzy nie szczepią dzieci. Co gorsza, znam wielu lekarzy, którzy też nie szczepią swoich dzieci, ale na pytanie: "czy mam szczepić swoje dziecko" mówią że decyzja należy do mnie.. Problem w mojej głowie powstał po przeczytaniu informacji, które są również na tej stronie: http://wolnemedia.net/zdrowie/ukrywane-dowody-wieloletniego-zatruwania-dzieci-rtecia/ W dalszym ciagu nie wiem co robić, przeczytałam multum wypowiedzi, opinii, ale wszystko nieoficjalne, nikt nie potwierdza, nie zaprzecza. Tylko co ja, rodzic mam postanowić? Chcę dla mojego dziecka jak najlepiej-tylko, a może aż tyle. nie jestem lekarzem, biotechnologiem, nie mam wiedzy medycznej. I bądź tu mądry człowieku!!!!
  6. Didianko- bądź dzielna, teraz już dasz radę, i nieważne, czy 1 dzień czy 3 trzymam kciuki!
  7. Karim, Solange, zdaje się że obie pisałyście ostatnio o wydzielinach..takie pytanie mam, czy one u Was są wodniste? mi coś tam sie wydziela, ale raczej bezbarwne i takie lepkie.. To na pewno nie ten czop, mam tylko nadzieję że nie kolejny stan zapalny, a coś normalnego w moim stanie
  8. Mafinko, ja już jestem po posiewie na obecność paciorkowców, tydzień temu odebrałam wynik-NEGATYWNY. Kojarzę, że Nulka pisała że tez już jest po tym badaniu. W życiu nie słyszałam o takim badaniu w ciąży, więc pytałam gina po co to i dlaczego. Powiedział, że nie każdy lekarz zaleca ten wymaz, ale w razie pozytywnego wyniku podaje sie antybiotyk, aby podczas porodu nie doszło do zakażenia dziecka, a w efekcie do posocznicy lub zapalenia opon rdzeniowo-mózgowych. Kazał zrobić-zrobiłam.. Dziewczyny, a mnie dzisiaj jakieś smęty dopadły. Kręcę sie koło tego łóżeczka, i tak sobie myślę "mógłbyś już być"...chyba powoli nie mogę się doczekać
  9. Solange u mnie wygląda sprawa bardzo podobnie.Jak się nie zmęczę, to problem ze spaniem. Po weekendzie u nas wygląda tak, jakby nie było sprzątane miesiąc. Masa kurzu i ogólnie panujący nieład. W każdym razie, odkurzone, powycierane, parkiet wyczyszczony. Od razu mi lepiej I o dziwo, brzuch mięciutki, nic nie boli. Ruch to zdrowie, nie ma co
  10. InkaaaMonik u nas o każde skierowanie na badania trzeba się prosić prawie na kolanach... Za każdy razem jest to samo mówione - "Nie widzę potrzeby na robienie badań, wszystko jest w porządku" No właśnie...skąd ja to znam! zachowują się jakby płacili za to z własnej kieszeni...
  11. Inkaaagem83 Monik bardzo się cieszę, że Ci się udało Ja postanowiłam również udać się do ginekologa i zrobić badania w kierunku płodności. Czas pokaże co z tego wszystkiego wyjdzie. Nie mniej jednak od pewnego czasu nie mam już takiego parcia, że musi się udać i koniec. Mogę nawet przyznać, że mam wrażenie, że odechciewa mi się powoli, aby się udało... Nie wiem dlaczego tak mam To chyba nawet lepiej. Im większe parcie psychiczne tym gorzej. Najważniejsze żeby nie myśleć tylko ciąży, bo wydaje mi się że im bardziej się chce, tym mniej wychodzi. Ja mam w rodzinie taki przypadek, są już dobrych kilka lat po ślubie. Cykl regularny, ale nie owulacyjny, widoczne na USG liczne pęcherze na jajnikach. Dużo gadania o dziecku, ale żeby je mieć nic nie robią. Lekarz, jakiś idiota, przepisuje tylko doraźne leki, zero badań, a tu potrzebne jak nic ciągłe leczenie. Dziewczyny, jak macie takiego lekarza, to uciekajcie, bo doraźne leczenie nic nie da, skoro nie ma badań i nie wiadomo nawet co źle funkcjonuje. Jeżeli przez kilka lat nic nie wychodzi to warto się zainteresować, czasami trzeba sobie tylko troszkę pomóc. Są oczywiście przypadki, że nie ma żadnych przeciwskazań, wtedy to nic innego tylko cierpliwości potrzeba... Naciskajcie na badania hormonalne. Jak ja miałam robione okazalo sie że na kasę raz w roku można zrobić komlet badań hormonalnych, płaciłam chyba tylko za jakieś 2, na które nie było refundacji. Szkoda, że tak często lekarze przepisują doraźnie luteiny i te inne, a nie kierują nas na badania..na ich podstawie można przecież ustawic leczenie, które naprawi problem, a nie tylko pomoże wywołać miesiączkę. Trzymam kciuki :)
  12. Jomira Zobaczymy jak bedzie u Nas, ale poczatek i tak mamy niezle zaplanowany. Cafe rozpakowana, Didianka w przyszlym tygodniu, zaraz 2 lutego ja i Mafinka (pewniaki).. Bedzie raptem 2 luty, a juz 4 rozpakowane... Didianka to chyba już jutro? albo coś źle zrozumiałam...
  13. Hello hello z rana, oj rzeczywiście cisza tu jak makiem zasiał. Od kilku dni nie widać już Witaminki, Pretki i innych dziewczyn? ja miałam noc z przebojami. Przez sen poczułam, że mi ciężko na brzuchu, aż się obudziłam. Ja patrzę, a mój mąż zwiniety w kłębek śpi z głową na brzuchu... co do rozpakowywania się- no mi się wydaje że u nas troszkę to się rozciągnie w czasie, bo terminy są praktycznie od pierwszego do ostatniego dnia miesiąca. nie licząc CC, to te planowane naturalne porody najczęściej się przesuwają. Różnie może być Mi odpowiada każdy dzień, byle nie 14.02
  14. Cześć Dziewczyny, ja jestem z innego wątku (malutkie skarby luty 2011), ale sobie Was poczytuję...i trzymam kciuki za każdą z osobna. Mam stwierdzone PCO, a lada chwila na świat przyjdzie mój chłopczyk. Chciałam Wam napisać żebyście się nie poddawały, duuużo cierpliwości, leczenie i DOBRY LEKARZ mogą zdziałać cuda. Mój problem zaczął się po 4 latach brania tabletek anty, a dokładniej z chwilą, kiedy definitywnie je odstawiłam. Było to w lutym 2009 r. Nim zaczełam brac tabletki wszystko było w porządku-cykle regularne. @ nie nadchodziła, więc wybrałam sie do lekarza. Oczywiście jakieś leki na wywołanie i tak sie bujałam 2-3 miesiące. W końcu postanowiłam zmienic lekarza- na poleconego specjalistę od niepłodności i wad wrodzonych, który zaczal od kompletu badań hormonalnych. Wizyty prywatne, ale jednoczesnie zapisałam sie do przyszpitalnej przychodni w której gin przyjmuje, więc większość badań miałam na kasę chorych, a tylko kilka płatnych. W sumie, gdybym miała płacić za wszystkie byłby to koszt około 800 zł, czyli nie mało. W kazdym razie badania zrobiłam i zaczeła się walka o przywrócenie cyklu, bo niestety z miesiączką były problemy ( nie wystepowała, a jak już to 3 dni i po wszystkim, albo plamienia z kilkudniowymi przerwami, których nawet miesiączką nie można nazwać), na jajnikach pęcherze... To były straszne miesiące, zwłaszcza że byłam przed ślubem i wizja niepłodności spędzała mi sen z powiek. Na przyjmowanym leku, dotrwałam do kwietnia 2010 - ślub , miesiączki były, jajniki w coraz ładniejszym stanie, ale oczywiście w głowie ciągle pytanie-czy będę mogła mieć dzieci. W maju, gdy @ powinna była wystapić nie wystąpiła i znowu załamka, bo byłam pewna że wszystko szlag trafił i leczenie do kitu nic nie daje. Mój, już wtedy mąż, zapytał, "a może ty w ciązy jesteś" Pamietam że prawie się rozpłakałam na to pytanie, bo w mojej głowie siedziało, że "na razie dzieci mieć nie mogę". No ale od niechcenia zrobiłam test. Gdy o 5 nad ranem zobaczyłam 2 kreski zaczełam sie śmiać, że to niemozliwe i te testy są do kitu. Potem było jeszcze 5 testów-każdy innego producenta i wszystkie pokazały to samo. Tydzień później wizyta u lekarza- a tam na USG fasolka już z widoczną akcją serca. Cały dzień płakałam... I dzisiaj jak patrzę na mój falujacy brzuch,czuję te mocne kopniaki, nie moge uwierzyć, że On tam jest i lada chwila będzie w moich ramionach.. :) Dziewczyny, każdej z Was życzę takiej niespodzianki jaką ja miałam.
  15. Karim, odnośnie jakichkolwiek wycieczek to niestety u mnie to wygląda identycznie jak u Ciebie. Rozmawiałam dzisiaj z mamą-powiedziała że pod żadnym pozorem nie mam się pchać taki kawał drogi. Taką decyzje z resztą podjęlismy już wczoraj wieczorem. Po pierwsze ta droga, po drugie takie emocje to nie dla mnie..Poza tym mój mąż chyba też zostanie, bo w razie czego w godzinę nie wróci przecież do domu. Tak czy owak, Jej to już nie pomoże, a my jak tylko będziemy w okolicach zawsze możemy pójść na grób. Tyle w temacie. Jeżeli ktoś będzie miał pretensje mówi się trudno. A swoją drogą, styczeń jeszcze trwa w najlepsze, a tam dziewczyny praktycznie już wszystkie rozpakowane.Nieźle!
  16. Asiunia25latDziewczyny właśnie wyczytałam że w Rosji urodziło się dziecko o wadze 7,2 kg i ma 67 wzrostu oczywiście przez cc. A my się tu martwimy(nie mówię, że wszystkie), że nasze duże się urodzi. O rety...
  17. solange63 Zerknelam na moj suwaczek i prosze drogich kolezanek oficjalnie oglaszam, ze moja ciaza jest donoszona Gratulacje kochana-teraz to już można spokojnie jechać na porodówkę Powiem Wam, że jak dla mnie to te 37,5 tygodnia które za mną zleciało mi baaardzo szybko. Może dlatego że dość długo pracowałam,ale naprawdę nie moge powiedzieć żeby się jakoś dłużyło. Oczywiście teraz zniecierpliwienie już się pojawia, ale to raczej z racji osiagnietych gabarytów, a nie samego stanu ciążowego. Dzisiaj mój mąż przemawia do brzuszka i mówi: "Mały, wychodź już bo mamie ciężko" Zobaczymy, czy posłucha
  18. mafinkaA ja odkryłam u siebie nową obsesję ciążową, co chwila chodzę do łazienki i patrzę na wkładkę czy mi wody nie odchodzą Mafinko, mojej mamie wody chlusnęły o 3 nad ranem, a i tak zaplanowaną cesarkę zrobili jej dopiero o 9 rano. :) nie wiem jak to możliwe ale tak było. A ja mam takie pytanie jak już jesteśmy przy temacie. Czy może być tak, że zaczną odchodzić wody, a wcześniej nie zauwazy się odejścia tego czopu śluzowego?? Bo przecież ten czop to korkuje wszystko, to chyba żeby odeszły wody, musi odejść czop tak???
  19. Ech tam, ten wczorajszy mecz!na temat sędziego się nie wypowiem bo niecenzuralnych słów trzeba by użyć..A po co się emocjonować od rana Solange, od rana szaleństwa w kuchni widzę.. :) to ja poproszę taką jagodziankę :)
  20. Ja generalnie piłki ręcznej nie lubię. Jakiś brutalny ten sport i taki...nasiąkniety testosteronem.. Solange, no to u Was nie ma problemu, ale Jomira... Ty się kobieto dobrze zastanów, nie lada dylemat!
  21. Didianko, trzymaj się dzielnie..jeszcze troszkę i będziesz miała w ramionach swojego bobasa, więc wszystko minie jak ręką odjął. Do wtorku już niedaleko, oo zobacz już bocian do Ciebie leci :) Solange, tak czy owak, ostatnia prosta :) Jomira, my to wszystkie chyba mamy podobnie. Jak tylko cżlowiek się lepiej poczuje, myśli ze może góry przenosić, a potem pada na twarz... :) Ja żeby zająć myśli, wzięłam się za gotowanie. Zupa-śmietnik, znaczy się ze wszystkiego co dostałam w lokalnym warzywniaku wyszła super, mam co jeść przez najbliższe 3 dni. Chłopu memu zrobiłam leczo, ugotowałam pomidorówki, też przeżyje. A teraz pytanie zupełnie z innej beczki od mojego męża- do koleżanek z królestwa Danii: -dzisiaj mecz MŚ piłkarzy ręcznych Dania- Polska. Mój mąż jest ciekawski i pyta komu koleżanki kibicują?! Ja mu powiedziałam, że nie macie czasu na pierdoły i na pewno tego nie oglądacie Zalegam na kanapie...
  22. mafinkaJustynka chyba nie ma teraz szpitala w którym nie byłoby zakazu odwiedzin. Trzeba to zrozumieć, robią to dla Naszego bezpieczeństwa, gdyż głupota odwiedzających jest nieograniczona (nie dość, że do jednej pacjentki przychodzi cała procesja i siedzą cały dzień, nie zważając na to, że na sali są też inne osoby to jeszcze przychodzą zakatarzeni, kaszlący i charkający). Taki zakaz ma także swoje plusy, jest cicho na oddziale, można naprawdę odpocząć i zrelaksować się. Co do jedzenia, to mam ten sam dylemat :Nieśmiały Powiem Wam, że te procesje odwiedzających to podobno wkurzająca sprawa... kumpela opowiadała, że miała łóżko pierwsze przy wejściu, ona leży, karmi małego, cycki na wierzchu a tam procesja ciotek, wujków i nie wiadomo kogo jeszcze do jednej z pacjentek. Takie sytuacje były właśnie w szpitalu do którego ja się wybieram, na szczęście po remoncie wprowadzili zupełnie nowe zasady. Wpuszcza się 1 osobę do jednej pacjentki od14 do 18, jak przychodzi na przykład mąż i babcia, to jedno czeka na korytarzu. W drzwiach jest zamek na jakieś tam kody i nie ma latania, bo same pacjentki po prostu kodu nie znają i jest naprawdę cisza i spokój. Takie małe więzienie Nulko, no ja raczej nie mam szans żeby pokonac taką trasę w te i z powrotem w jeden dzień. Już po świętach powrót był katorgą, a to było tylko 300 w jedną stronę, a tu będzie trzeba wrócić tego samego dnia, bo mój mąż nie dostanie więcej urlopu jak jeden dzień. Poza tym będzie potrzebował wolne jak przyjdzie nam rodzić, i jak wrócę do domu. Załoga zdziesiątkowana przez grypy, przeziębienia, nie ma komu pracować.. We wtorek idę do lekarza, zobaczymy co powie, ale jak stwierdzi że urodzić moge w każdej chwili to chyba nawet męża nie puszczę. Jasne, że w godzinę nie urodzę, ale wolę żeby był blisko, bo my tu żadnej rodziny nie mamy w razie co... Solange, wczoraj w jednym z serwisów informacyjnych pokazali takiego noworodka 6 kg urodzonego jakoś na dniach w Polsce...ja już oczyma wyobraźni widzę takiego w moim brzuchu
  23. Kathi, wracaj tu do nas, bo nam Ciebie brakuje!!! Nieobecność usprawiedliwiona tylko i wyłącznie pobytem na porodówce :)
  24. Jomira, takie uroki. dobrze że kręgosłup wcześniej nie dawał do wiwatu. Fakt że lekko nie jest i irytacja wzrasta, ale co możemy zrobić. NIC tylko cierpliwie czekać. SZCZĘŚCIARO, Ty chociaż wiesz do kiedy. A tak poza tym to nieciekawie. Ciocia zmarła w nocy. Nie miała szans,rakol nieoperacyjny, rozległy zawał..masakra. Moja mama była przy niej, więc chociaż nie była sama, a podobno słyszała i rozumiała do końca. 60 lat to nie wiek na umieranie. :( w przyszłym tygodniu pewno będzie pogrzeb, najgorsze jest to że ja mam stąd 300 kilometrów, i nie mogę sobie wyobrazić jazdy samochodem taki kawał. Z drugiej srony nie być, też sobie nie wyobrażam. Rozważymy zapewne wyjazd tylko mojego męża, ale co mi to da...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...