-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Agnieszka1979
-
Witajcie, dziewczynki kochane :) Anuś, Pumka - późne, acz ze szczerego serducha: GRATULACJE !!! Troszkę Wam zazdroszczę maleństw po drugiej stronie brzuszka :) Jak się czujecie w nowych rolach? Wiele się zmieniło w Waszym życiu? I jak Wasze dzieciaczki? Zmieniają się z dnia na dzień, zaskakują? Jak sobie dajecie radę? Przepraszam za tyle pytań, ale muszę się przyznać, że - pomimo niecierpliwego oczekiwania na Mateuszka - trochę się boję nieznanego Bo ja lubię swoje poukładane, uporządkowane i zorganizowane życie, lubię spokój i ciszę, wieczory we dwoje i... samotność w ciągu dnia, kiedy mogę zająć się swoimi sprawami, sobą... Może Wam się moje myślenie egoistycznym wydawać, ale nie będę udawać, że na wszystko jestem przygotowana. Bo nie jestem. Chyba jedynie zdaję sobie sprawę z tego, co mnie (nas) czeka, ale wiadomo - to jedynie teoria. Martwię się, że się w tym wszystkim pogubię, że się podłamię, kiedy poczuję, że życie wymyka się mi spod kontroli Łasiczko, nie rozpakowałam się i w najbliższym czasie nie zamierzam ;) Spontanicznie wzięliśmy kredyt w banku na wykończenie najważniejszych rzeczy w mieszkaniu - to nam skutecznie cały czas zabiera. Tym bardziej, że nie tak łatwo teraz znaleźć dobrego stolarza, który szybko nam meble na wymiar zrobi (do przedpokoju i łazienki) i nie tak łatwo kupić kafelki Speca mamy ugadanego, że nam w ciągu góra tygodnia położy płytki na balkonie, w łazience i w kuchni, ale problem za to jest z zakupem samych płytek Co nam się jakieś spodobają, to się okazuje, że nie ma ich na sklepie/magazynie, a dostarczenie potrwa zdecydowanie za długo jak na nasze wymagania. Oszaleć można. I padam ze zmęczenia przez to wszystko... Tu mnie zapewne Asiaga zrozumie ;) Pytałaś o pas poporodowy... Także o nim myślałam, ale wciąż się nie zdecydowałam. Słyszałam kilka opinii na NIE, uzasadnianych tym, że noszenie pasa niejako rozleniwia nasze mięśnie, przez co nie ułatwia im powrotu do formy. Nie nosząc pasa zmuszamy się do wciągania brzucha (w każdym razie wtedy, gdy pokazujemy się osobom trzecim), co automatycznie ćwiczy mięśnie poprzez napinanie ich. Podejrzewam jednak, że to może być jak z rozstępami - jak się ma je mieć, to się ich nie uniknie :/ Zresztą, wiele młodych i szczupłych dziewczyn ma problemy z brzuszkiem pomimo tego, że nigdy w ciąży nie były. Z drugiej strony znam mamy, które nigdy pasów żadnych nie nosiły, a ich brzuchy w najmniejszym stopniu nie wskazują na to, że kiedyś były schronieniem dla dzieciaczków. Decyzja indywidualna - jak zawsze ;) Majta, proszę, proszę To co z tym czopem? Jakieś dodatkowe symptomy, czy to na razie jedyny? Jakby co, to zawczasu życzę szybkiego i bezbolesnego rozwiązania Irysowa, rzeczywiście, brzuszek imponujący Wygląda tak, jakby się Twoja córcia na pleckach rozłożyła z nóżkami wyciągniętymi ;) Może więc się wcale nie spieszy do wyjścia ;) Agula, współczuję problemów ze snem - ja ich nie mam, jeśli nie liczyć nocnych kursów na siku ;) Ale tak jak się na to siku budzę, tak po powrocie z kibelka momentalnie zasypiam. I tak regularnie - co dwie godziny Pewnie w związku z tym wciąż się nie wysypiam i jak mam możliwość, to w ciągu dnia się kimnę :) Co do bólu brzucha w nocy, to się przyłączam. Ale nie takie jak na @, tylko ciągnące i... męczące. Bardzo twardy brzuch mam w nocy i napięty do granic. Przyzwyczaiłam się... Przy okazji - podziwiam za te paznokcie u stóp Ja tylko u lewej jestem w stanie obciąć - choć nie wiem jak teraz, bo już tydzień temu mąż obciął mi wszystkie :) A wczoraj przebijał mi pęcherz na pięcie, bo sama sobie nie potrafiłam... Sekundko, a co z Twoimi skurczami? Uspokoiło się? Dobrze, że o swojej koleżance wspomniałaś - że tak miała już miesiąc przed porodem. Bo miewam podobne bóle/skurcze i się wtedy zastanawiam, czy się nie zbierać do szpitala Torbę mam spakowaną - jakby co Aisha, dzięki za linka na Allegro! Właśnie otrzymałam paczkę i wszystko wygląda tak, jak na stronce. Przy okazji dziękuję dodatkowo za namiar na laktator ;) Rzeczywiście, bardzo tani i prosty. No, ale póki co nie sprawdzam jak działa, bo siara, owszem, płynie od dawna, ale niech się spokojnie produkuje - w każdym razie moje piersi nie wyglądają na piersi mlekiem wypełnione, a nie chcę niczego przyspieszać ;) Kupiłam też (między innymi) silikonowe osłonki na brodawki... Te mnie niepokoją Ta wydłużona część, w którą ma wejść sam sutek, to jakaś długa!!! Osłonki niby uniwersalne, więc gdzie podstęp? Trochę mnie przerażenie ogarnęło na myśl, że mi się sutki tak wyciągną może Bo może tak się dzieje, gdy dziecko ssie??? Wiem, pomyślicie, że durne problemy mam, ale ja takich nie chcę... A jak Twoje "wody"? Czy to rzeczywiście to? Napisałaś, że pociekło, gdy się położyłaś - a tak to podobno działa :) Bo jak w pozycji pionowej jesteś, to dziecko tak jakby zatyka "ujście", uszczelnia ;) A jak się położysz, to dopiero wtedy jest właśnie wyciek możliwy. Pewnie nie możesz się doczekać jutra Ale macie fajnie - takie spotkania są cudowne No i tatuś będzie mógł poczuć swoje dziecko baaardzo wyraźnie - bo chyba nie miał okazji, prawda? A przynajmniej tak silnych ruchów :) Wymyśliłaś niespodziankę? Znasz swojego kochanego najlepiej, więc pewnie i jego smaczki ;) A nie mówi Ci, czego mu najbardziej brakuje? Bo mój też najbardziej za polskim chlebem tęsknił i za dobrymi polskimi kiełbasami (polska surowa) i... za polskim piwem :) To ostatnie to podstawa Więc nie zapomnij o wstawieniu piwka do lodówki, co by się porządnie schłodziło ;) A znasz ten dowcip? Górnik wraca z szychty do domu, żona go pyta: podgrzać ci puszkę? Górnik na to: "cipuszka cipuszką, ale najpierw bym coś zjadł" ;) Mart, w końcu i Ty przyłączyłaś się do narzekających na niemoc i inne dolegliwości ;) Razem raźniej - szczególnie tym, które już od dawna narzekają :) Długo się trzymałaś Mi brzuszek chyba lekko opadł, bo jakieś takie "wypełnienie" w dole czuję, a i mąż zauważył, że nieznacznie się opuścił. W nocy także mi się we znaki daje rozchodzenie spojenia (domniemam, że to właśnie to), ale za dnia jest znośnie, bo bardziej rozruszane wszystko. Zdarza się jednak, że chodzę jak Madzia: zgięta w pół Wydaje mi się, że to przez skrzywienie kręgosłupa :/ Bo posiadam. A tak w ogóle, dziewczyny, to widzę, że na finiszu rzeczywiście coraz więcej starć z naszymi panami. Hormony? Pytanie tylko: czyje? Bo może to im się zbiera i doskwiera ;) A my odczuwamy skutki :/ Podejrzewam, że wszyscy albo trochę, albo nawet bardzo zaniedbani w wiadomej kwestii ;) Do tego dochodzą nieuświadomione czasami obawy przed zmianami - oni pewnie bardziej niż my boją się tych wielkich zmian, nowych obowiązków, większej odpowiedzialności i... konieczności rezygnacji z wielu przyjemności. Ja w sumie nie narzekam na swojego, ale czasami wpienia mnie strasznie, gdy mi życia nie ułatwia Bo jak się tak zastanowić, to obowiązków mi nie ubywa i już nie ubędzie, a niekiedy proste czynności są problematyczne. Jak mówię, że czas już posprzątać, ale nie wiem, czy będę miała wenę i siłę, to mówi: to nie sprzątaj, pośpij sobie, odpocznij. I po główce głaszcze i nawet pyta, czy mi w dużym pokoju łóżku rozłożyć i pościelić. Ale sam się za sprzątanie nie zabierze - bo po co? Dla niego zawsze jest czysto. Pewnie, że jest, bo jednak się zmuszam i sprzątam. Jak powiem, że ma coś zrobić, to to zrobi, ale jak mam mówić minimum trzy razy, to mnie krew zalewa Co tu dużo gadać - pewnie po większości to znacie. A to w sumie pikuś. Pan Pikuś ;) Jak dotrwałyście do tego momentu, to jeszcze się na koniec pochwalę :) W ostatni piątek Mateuszek ważył 2700 g i bardzo się chwalił swoimi klejnotami Mały ekshibicjonista... Od początku taki nieskromny USG miałam robione na nowym szpitalnym aparacie; tak wyraźnie widać było wszystko, że aż się zażenowana czułam ;) Buziuchnę też widziałam - śliczna :) I nawet włoski na główce falujące widać było! Mam jedynie zdjęcia buźki (później może wrzucę do galerii). Niestety, aparat doskonały, ale zdjęcia drukuje fatalne - zupełnie nie oddają tego, co widać było na monitorze :( Poza tym synuś wiercił się bardzo i wszystkie "ruszone" wyszły. Dowiedziałam się także, że obrócił się główką w dół - kamień z serca Termin z USG wychodzi - jak zwykle - tydzień później. Tak mamy od początku. Więc pewnie w połowie września rzeczywiście się ten cud stanie. Może zdążymy z tymi pracami w mieszkaniu... Jutro mam jeszcze wizytę (bez USG już), żeby "środek" gin zbadał i wyniki badań skontrolował, a potem już co tydzień mam się w szpitalu na KTG zjawiać. Aż do porodu ;) Gin i tak sugeruje się terminem liczonym z @, a wg niego, to 8. września - więc bardzo bardzo blisko To ja teraz pranie wstawię i za sprzątanie się zabiorę :) Miłego dnia, mamuśki
-
Aisha, dzięki - to chyba i ja się na tą emulsję zdecyduję. Ale jeszcze w aptece zapytam - może mi coś doradzą. Ten termin przewidywany przez USG to wiarygodny jedynie z pierwszego i chyba połowy drugiego trymestru - w każdym razie z tego etapu, kiedy to dzieciaczki rozwijają się bardzo podobnie. potem już nie ma co się sugerować, bo zbyt duże różnice w tempie wzrostu, wadze i rozmiarach w ogóle. Pewnie jednak USG powie Twojemu lekarzowi, czy się maluszek na narodziny przyspieszone przygotowuje ;) Z jednej strony to nawet fajnie, że natura taka nieobliczalna i na pewno nas zaskoczy :) Miłego weekendu, dziewczyny
-
Aisha, no co Ty Już dwie wcześniejsze Mamy mamy ;) Wg rachunku prawdopodobieństwa reszta powinna dotrwać do września ;) Dobrze, że chociaż spakowana jesteś i pokoik masz przygotowany :) Mmadziu, ale Ty już jakąś wprawę masz przynajmniej :) Ale teraz to straszysz: masz to doświadczenie, a i tak się obawiasz... Cóż, trzeba wierzyć, że jakoś to będzie. Czytam sobie "Język niemowląt" i tam się wszystko takie proste wydaje W sumie ciekawa książka, dająca do myślenia - czytała któraś z Was? Ciekawe, czy mądrości "zaklinaczki dzieci" sprawdzą się w praktyce...? Co do płynu do higieny intymnej, to wyczytałam, że lepsze od zwykłych płynów jest Tantum Rosa, emulsja Lactacyd Femina, Pharmaceris M (to jakaś pianka od Eris) i Octenisept w aerozolu (bardzo wygodny, ale to chyba konkretnie do gojenia rany). Ja coś z tej listy muszę kupić (myślę o tym ostatnim), a poza tym spakowałam nawilżane chusteczki do higieny intymnej i płyn z Avonu. Bierzecie jakiś żel pod prysznic? Bo tak sobie myślę, czy nie lepiej wziąć dla siebie czegoś, co jest dla maluszków przeznaczone; żeby takiemu noworodkowi nie pachnieć drogerią za bardzo... Co o tym myślicie?
-
Aisha, skorzystałam z linka podsuniętego przez Mart i już wiem co to ten HBs. To ja tego nie miałam
-
Hej, dziewczyny kochane :) Sekundko, jak tam Filipek? Domyślam się, że nadrabia zaległości, skoro nic nie piszesz :) Co do przyborów toaletowych, to ja mam inną metodę - tak się nauczyłam, jak na dwa domy żyliśmy (NL i PL): po prostu najpotrzebniejszych rzeczy mam po dwa komplety, żeby tego za każdym razem na ostatnią chwilę właśnie nie pakować i żeby nie okazało się, że o czymś zapomniałam :/ Wczoraj spakowałam już prawie szpitalną torbę I, oczywiście, toaletowe przybory także, bo to dla mnie podstawa ;) Jeszcze kilka drobiazgów muszę dokupić, ale to naprawdę już mało istotne rzeczy - najważniejsze jest, więc jestem spokojniejsza. Mogę rodzić ;) Zrobiłam rozeznanie i dowiedziałam się, że dla dziecka w moim szpitalu nie ma co za wiele brać - co najwyżej kilka pampersów na wszelki wypadek, pieluszkę tetrową, nawilżane chusteczki, ciuszki na wyjście, łapki niedrapki i ewentualnie rożek albo kocyk. I to właśnie spakowałam. Podobno nic do pielęgnacji brać nie trzeba, bo to w szpitalu mają, a i na wyjściu jakieś próbki dają. Spakowałam dodatkowo miękką szczotkę do masażu główki, smoczek uspokajający i buteleczkę - w Toruniu zmusza się matki do karmienia piersią (na co wiele kobiet narzeka, ale z drugiej strony... to chyba dobrze, że ktoś pilnuje, żeby się za łatwo nie poddawać), ale jak się kobitka uprze, to dostanie laktator i może mleko dla malucha odciągać. Tego w sumie nie zakładam, bo chcę piersią karmić (i nawet na ból się nastawiam z pełną świadomością), ale... przezorny zawsze zabezpieczony ;) Mart - dzięki za cynk ;) Konkurencji Ci robić nie będę (zresztą, i tak inny rejon), bo GW nie kupujemy (chyba, że są jakieś ciekawe dodatki, jak np. wczoraj Atlas Grzybów). Myślałam, że może przez internet w coś grywasz. Fajnie, że masz szczęście - oby tak dalej :) A może w Totka grać powinnaś...? Zazdroszczę Ci, że już wiesz, że Lusia się pięknie do porodu przygotowuje. Ja to się martwię, że Mati wciąż na boczku leży i że tak zostanie i że... czeka mnie CC A tego bym nie chciała... Choć tak się sama dziwię sobie i zmianom we mnie zachodzącym, bo na początku ciąży to przekonana byłam, że wolę CC Aisha, obyś miała rację co do temperamentów naszych dzieciaczków ;) Mąż i ja do spokojnych (choć nerwowych jednocześnie) osób należymy - może synek się w rodziców wda... Tak sobie ostatnio kilka razy pomyślałam, że teraz to dobrze mamy, bo nam dzieciaczki w brzuszkach nie płaczą ;) A przynajmniej nic nie słyszymy ;) Co do diety po ciąży, to tak jak Marta pisała - życie nas do tego zmusi, jeśli piersią karmić będziemy. A jak już zaczniemy przestawiać maluchy na normalne jedzonko, to słyszałam, że bardzo ważne jest, żeby nie robić z siebie śmietnika na resztki Nasze mamy (i wiele mam współczesnych - widzę po kuzynce m.in.) dojadały po dzieciach, oblizywały łyżeczki, łapki itp. No a to zawsze dodatkowe kalorie. Moja mama sama kiedyś stwierdziła, że to było główną przyczyną tego, że tyła przy dzieciach. Dobrze, że psa mamy ;) Zawsze może takie resztki zjeść, jak komuś żal wyrzucać. Nie wiem, czy to już któraś z Was podawała, czy znalazłam to w innym miejscu - najwyżej się powtórzy: Kalkulator wagi w ciÄ Ĺźy, Twoja waga w ciÄ Ĺźy (CiÄ Ĺźa) | Viggo.pl Wygląda mi na to, że w moim przypadku się te wyliczenia sprawdzają - tak ogólnie. Bo jeśli chodzi o poszczególne tygodnie ciąży, to nie przybierałam wg tego kalkulatora i obecnie mam troszkę mniej niż mi wyliczono. W każdym razie nie jest źle :) Aisha, a co to HBS??? Łasiczko, a z jakiej to okazji położna Cię odwiedziła? Wynajęłaś ją do porodu i dlatego przed czasem się troszczy, czy jak? Zazdroszczę bliskości koncertu - uwielbiam U2... A najbardziej powala mnie "One" - przepiękna melodia i jeszcze piękniejsze słowa No i fajny facet z tego Bono... Ale jego to chyba z balkonu nie widziałaś ;) Minu, Mart - przyłączacie się do stękających ciężarówek? Chyba prędzej czy później każdą z nas jakieś boleści dopadają ;) Lepiej później niż prędzej Mmadziu, dobrze, że już się o uszy Wiki martwić nie musisz. Nie ma co - dajesz nam przedsmak możliwych scenariuszy... Dobrze, że córcia na tyle duża, że potrafi powiedzieć i pokazać co i gdzie ją boli... Mnie przeraża perspektywa bezsilności przy maleństwie, które tylko płacze i można jedynie zgadywać dlaczego... Ale wiecie? Podobnie z psem jest (tylko że pies na ból zdecydowanie odporniejszy i wysyła niekiedy naprawdę subtelne, trudne do rozpoznania sygnały) - a jakoś umiem z niej czytać, jak z otwartej księgi. Oby przy synku ujawnił się też taki instynkt... Przedwczoraj urodziła moja dobra koleżanka: synek, 4100 g i 58 cm. Urodziła o 7.10, a już o 9. przysłała mi sms-a. Więc chyba nie było tragicznie Termin z OM miała na 15. albo 18. sierpnia, a z USG -na 2. No i się okazało, że w jej przypadku ten z USG wiarygodniejszy. Kurde, to ja z USG chyba na 14. września mam
-
Aha, w końcu na prywatnym forum swoje namiary zostawiłam :) Muszę tylko jeszcze Wasze spisać przy okazji - teraz czas się do porządku doprowadzić, bo coś dziś do tyłu z wszystkim jestem...
-
Mmadziu, to dobrze, że w ogóle przybrałaś, bo już myślałam, że wciąż z tym kilogramem i połówką jedynie śmigasz U mnie od początku do teraz przybyło 10 :/ Od jakichś trzech chyba tygodni stoję w miejscu, więc mam nadzieję, że przy końcówce źle nie będzie. Tym bardziej, że część to na pewno woda, którą mój organizm zatrzymuje - tak sobie wnioskuję po tych opuchniętych stopach i dłoniach. I chyba całe nogi mam nabrzmiałe I tak się dziwię, że nie mam 20-30 kilo na plusie po tych ilościach słodyczy Fakt, ostatnio mi trochę przeszło i już nie muszę codziennie wcinać czekolady, ale za to jadam dość często lody, sporo owoców i truskawki z dużą ilością cukru.
-
Aisha - jak się czujesz??? Mam nadzieję, że wszystko się unormowało Mart - a gdzie tak grasz? Podziel się ;) Może i ja spróbuję :) Sekundko - ale tak w ogóle, to się już Filipek rusza, prawda??? Rozumiem Twój strach, bo ja też często się denerwuję na swojego leniuszka. Tak mi się przynajmniej wydaje, że synuś raczej leniuszkiem jest... Ma takie dni, że urzęduje prawie bez przerwy przez całą dobę, a innym razem - jakby go nie było :/ No i powód do zmartwień gotowy. Pocieszę Cię, że porównując Wasze opisy ze swoimi spostrzeżeniami, to wydaje mi się nawet, że Wasze dzieciaczki są bardziej aktywne niż Mati. Ruchów nie liczę, ale jakoś tak dostrzegam różnice, czy to w jedną, czy drugą stronę. Kiedyś wyczytałam gdzieś, że takie maleństwa są bardzo indywidualne i już w naszych brzuszkach czuć to wyraźnie - różnią się temperamentami i także miewają lepsze i gorsze dni. Niekiedy sama się dziwię, że ma młody tyle energii, żeby przez całą dobę wariować A potem z kolei się nie dziwię, że przez kolejną dobę mało się "odzywa" - przecież odpocząć w końcu musi, wyciszyć się Myślę sobie jednak, że i tak żadne domysły Cię nie uspokoją. Jeśli masz więc możliwość, to zrób sobie KTG (nie wiem, jak to w Szwecji wygląda...) czy zgłoś się gdzie trzeba. Nie wiem jak Filip, ale Mateuszek zawsze reaguje na truskawki z cukrem i na mocno zimne napoje ;) I nie lubi chyba, kiedy się kładę na prawym boku (tak trochę opierając się na brzuchu), a szczególnie jeszcze, jak podkładam rękę :)
-
Aisha, ja tak z doskoku, bo mam dziś wielkie sprzątanie - muszę wykorzystywać maksymalnie każdy dzień, w którym mam trochę energii ;) Chciałam Ci tylko napisać, jakie są moje przypuszczenia co do tego wymazu z pochwy. Myślę, że przez chwilę podejrzewano u Ciebie ryzyko przedwczesnego porodu, a więc na wszelki wypadek pobrano wymaz, by wiedzieć, czy w razie czego podać Tobie i dziecku antybiotyk. Z drugiej strony te paskudne paciorkowce bywają niekiedy przyczyną przedwczesnych porodów właśnie, więc możliwe, że chcą się upewnić, czy taki poród ze względu na paciorkowca Ci nie grozi. Kurde, zamotałam trochę w tym pośpiechu, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Z tego, co mi wiadomo, to wstępne wyniki powinny być najdalej po dwóch dobach - jeżeli ich do tego czasu nie będzie, to prawdopodobnie oznacza to obecność paciorkowca. Domyślam się, że na ten temat także Ci niczego nie powiedzieli i pewnie sama będziesz się musiała prosić choćby o te wyniki Co do Twoich boleści, to kompletnie nie mam pomysłu - poza oczywistościami: że Ci się tak narządy poprzestawiały i tak ciasno mają, że ucisk powoduje ból (ja miewam niekiedy bardzo bolesną kolkę - myślę, że to ściśnięte jelita, ale to u mnie). A podobno nasze organy potrafią się znaleźć w nieprawdopodobnych miejscach na tym etapie ciąży No, ale to tylko gdybanie. Współczuję przeżyć, nerwów i zmartwień i... konowałów Trzymaj się ciepło i miej kogoś przy sobie - na wszelki wypadek
-
Zapomniałam już o tym wątku ;) Mężuś kiedyś przytulił mnie i powiedział po raz pierwszy: "Kocham Was"... Daty nie zapisałam i nie zapamiętałam, ale na pewno wydarzyło się to wkrótce po tym, jak poczuł pod palcami ruchy młodego (z bliźniąt pozostał jedynaczek). Więc jakoś tak w połowie ciąży.
-
Hej, dziewczynki kochane Ja już chyba doszłam do siebie, choć przez głowę co jakiś czas przebiegają myśli typu "gdyby nie ta gałąź..." Bo rzeka bardzo szybko płynęła i nawet, gdyby w pobliżu byli jacyś ludzie, to nie wiem, czy by zdążył ktoś zareagować; zanim by się zorientowali, że to pies z nurtem płynie, już dawno byłaby wiele metrów dalej. Dziękuję za miłe słowa, ale to chyba nie odwaga, a jedynie paniczny lęk przed stratą. I chyba w takich chwilach człowiek najsilniej uzmysławia sobie, jak bardzo kocha - bez znaczenia: czy innego człowieka, czy zwierzę. I jak wiele może stać się przez głupi przypadek, przez jedną chwilę... Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Tylko Cyma wciąż jakaś "smutna"... Wracając do naszych Świeżych Mam, to zazdroszczę im trochę, że już mają swoje skarby po tej stronie brzuszka Ale lepiej, żeby już żadnej się to nie przytrafiło ;) Bo pewnie wiąże się to z dłuższym pobytem w szpitalu Chyba, że się mylę? Niby można się z najbliższymi zobaczyć, ale nie ma to jak w domu, z mężem/partnerem, w przytulnych własnych czterech ścianach, z maleństwem na wyciągnięcie ręki w każdej sekundzie. Nie wiem jak Wy, ale ja troszkę się martwię, że u mnie skończy się na CC (wydaje mi się, że Mateuszek nie obrócił się główką w dół) i że nie będę mogła go mieć przy sobie zaraz po urodzeniu, i że dłużej w szpitalu przez to przyjdzie mi zostać. A swoją drogą... dziwne, jak się te lęki zmieniają... W wolnych chwilach czytam sobie relacje z porodów (ale nie na Parentingu) i... wierzę, że to najbardziej niezwykła chwila w życiu kobiety. Mąż patrzy co czytam i pyta niekiedy, czy się nie boję? A ja już nawet nie myślę za bardzo o nacięciu Miałam się wziąć za masaże (wiadomej części ciała), za ćwiczenie mięśni Kegla, za "krawca" - i jakoś odpuściłam... A Wy? Robicie coś w tym kierunku? Aha, kupiłam sobie jakiś czas temu liście malin - do picia, ponoć od 36tc - że niby ułatwiają poród, kiedy już się zacznie (ale nie wywołują go). Słyszałyście o tym??? I w ogóle - przygotowujecie jakoś swoje ciała i dusze na ten moment? Agula, moczenie stóp w letniej wodzie pomogło? Bo ja jeszcze nie spróbowałam, ale wczoraj miałam problem z włożeniem swoich najluźniejszych butów (o chodzeniu nie wspomnę...). Mnie stopy nie bolą (jedynie w nocy, gdy do kibelka chodzę - wtedy bardzo są obolałe), ale kostek nie widzę I pręgi mi się nawet od japonek robią :/ Powodzenia na badaniach Mojra, ależ musisz być szczęśliwa Nie dość, że tyle ważnych spraw załatwionych, to jeszcze możesz się cieszyć urządzaniem własnego gniazdka i wszystkimi przyjemnościami z tym związanymi :) Jeszcze nie tak dawno sama tego doświadczałam, więc wiem jaka to radość. Tylko pamiętaj - nie przesadzaj Masz mnóstwo zapału, ale też mnóstwo emocji - a na dzieciaczka jeszcze nie czas Mmadziu, Ty też powinnaś zwolnić tempo... Tym bardziej, że Cię nie opuszcza przeczucie, że wcześniej urodzisz... No wiem - łatwo mówić ;) Tym bardziej, jak się zacznie myśleć o tym, co jeszcze trzeba zrobić/kupić/urządzić w tak krótkim czasie Sekundko - spóźnione ale ze szczerego serca - życzenia marzeń spełnienia Mnie własna "trzydziestka" jeszcze w tym roku czeka W listopadzie... Więc raczej huczna nie będzie. Ale Ty za rok już będziesz mogła zrobić naprawdę huczną imprezę ;) Mam nadzieję, że i wczoraj było miło :) Minu, Mmadziu - z tymi brzuszkami to macie na myśli ich obniżenie się, czy tylko nagłe zwiększenie ciężaru??? Mam nadzieję, że się w sierpniu nie zamierzacie rozpakować... Ja to niekiedy czuję się potwornie ociężała, a innym razem - jakbym w ogóle brzucha nie miała i tych nadliczbowych 10 kilogramów Autentycznie zdarzyło mi się kilka razy, już w ósmym miesiącu, że gdzieś spontanicznie podbiegłam (raz na autobus...), zapominając o swojej piłeczce :) Miłego dnia :)
-
Witajcie :) Chciałam z Wami na temat popisać, ale strasznie dziś rozkojarzona jestem. A jeszcze tutaj TAAAKIE nowiny fantastyczne Mamy dwie przyspieszone świeżutkie MAMY Mam nadzieję, że szybko do nas wrócą i podzielą się pierwszymi wrażeniami :) Gratulacje, Mamusie!!! A tak poza tym, to od wczoraj za bardzo ochłonąć nie mogę, bo przeżyłam chwile grozy. Zresztą, nie tylko ja... Mój mąż i pies także W skrócie: nasza kochana Cyma topiła się w rzece (Stara Rzeka, w Borach Tucholskich); źle wymierzyła skok (chciała dołączyć do męża, który był na powalonym wielkim drzewie) i wpadła do wody - momentalnie porwał ją nurt (rzeczka niezbyt duża ale bardzo rwąca - raj dla kajakarzy). Podtopiło ją najpierw, a jak już wypłynęła na powierzchnię, to kompletnie nie umiała sobie z tym nurtem poradzić. Szczęście w nieszczęściu, że zatrzymała się na jakiejś gałęzi i tam utknęła. Udało mi się do niej dotrzeć i ją wyciągnąć - dla bezpieczeństwa obwiązałam się smyczą, którą trzymał mąż. Wiem, że to głupie - koniec ósmego miesiąca... Niestety, mąż pływać nie umie i sama mu nie pozwoliłam wchodzić do wody, żeby uniknąć podwójnego nieszczęścia. Wiecie..., kompletnie nie czułam temperatury wody, nie czułam głębokości ani pazurów przerażonego psa, próbującego się we mnie wczepić. Dopiero później zobaczyłam, że brzuch mam i ręce podrapane. Z tego wszystkiego przez kilka godzin bolał mnie brzuch (jak na okres) - No-spa nie pomagała - jak po takich przeżyciach nie urodziłam, to chyba już spokojnie wytrwam do terminu... Już byłam pewna, że ją stracimy Koszmar. Przepraszam, że tak nie do rzeczy i w ogóle, ale wiecie - nie ma to jak się na forum Wam wygadać...
-
Witajcie, drogie Mamy Ja dziś w nastroju zdecydowanie lepszym i z nową energią. To dobrze, bo mam ambitny plan: poprasowanie wielkiej sterty ciuszków, pieluszek i ręczników. Łasiczko, może rzeczywiście potrzebowałam słodkości... Co prawda lodów wczoraj nie jadłam, ale za to pół czekolady na raz wchłonęłam Znalazłam w gazetce coś dla Ciebie: "Natan - stare, biblijne imię, które z hebrajskiego oznacza . Noszący je mężczyzna to człowiek obdarzony wybitną inteligencją i wewnętrzną siłą. Dynamiczny, przenikliwy, pełen pomysłów (...), lubi stawiać na swoim, nie licząc się zbytnio z opiniami innych. (...) ma wiele osobistego uroku i bardzo podoba się kobietom, niechętnie wiąże się na stałe" Imieniny obchodzi 24. maja i 25. grudniaMojra, no to się wyjaśniło z tym niskim brzuszkiem :) A schudłaś pewnie przez stresy z kredytem związane. I pewnie jeszcze schudniesz... Tak przypuszczam na podstawie Twoich planów na najbliższy czas Tylko nie szalej zbytnio, bo jeszcze skarbuś się pospieszy i mieszkanko nie urządzone zastanie ;) Wolno Ci tylko wybierać, decydować i palcem pokazywać co, gdzie i jak Tzw. kierownicze stanowisko ;) Aisha, nie martw się już Na pewno dasz sobie radę nawet wówczas, gdy sama z maleństwem na trochę zostaniesz. Wierzę, że wiele rzeczy wie się i robi instynktownie, jak już nie raz mamy forumowe pisały (tj. Sekundka i Mmadzia) i jak się na własnej skórze Mojra przekonała :) I jak? Znalazłaś sobie wczoraj kozła ofiarnego? Mi tak wyżalenie się Wam pomogło, że mąż po powrocie z pracy zastał anioła Dobrze, że udało mu się nie popsuć reszty dnia... Miał pretensje, że tak wszystko posprzątałam (dobra, wszystkie wiemy, że udawał, ale niech mu będzie, że się troszczy) i kazał mi się po obiadku położyć, pomasował stopy, pogłaskał brzuszek, sam naczynia nawet pomył A o 21. już w łóżku byliśmy. Niby to niewiele, ale - jak widać - energia powróciła. Chociaż tej nocy więcej niż zwykle wstawałam do kibelka, a oprócz tego budziły mnie komary (chyba przestał działać śmierdziuch w kontakcie) i chore sny Sekundko, widać te "dołki" zaraźliwe ;) Dobrze, że chociaż przechodzą szybko :) Podobno na skurcze łydek dobrze jest brać Magnez. A można go brać dużo, bez obaw, że się przesadzi. Ja - poza tym w witaminkach dla ciężarnych - łykam codziennie dodatkowo 500 mg Magnezu i może dlatego skurcze mięśni są mi obce. Tylko dla mojego brzucha to wciąż za mało Co do chrapania, to podobno typowe dla ciężarnych; że nabrzmiałe naczynia i coś tam... W każdym razie problem ze swobodnym przepływem powietrza ;) Ja też takie solówki daję, że mąż niekiedy w nogi ucieka... Mam nadzieję, że mi tak nie zostanie, bo inaczej synek będzie miał przechlapane Agula - i po co szperasz w internecie??? ;) Tylko stres niepotrzebny Ja sobie zaraz poszukam czegoś o cholestazie ciążowej, bo mnie strasznie skóra swędzi Chyba, że to rozstępy chcą mnie dopaść... A to ciekawe z tym NST Bo jak miałam tydzień temu KTG robione, to niczego dodatkowego mi nie podłączono, tym bardziej do "samodzielnej obsługi". Słyszałam tętno, które zapisywało się jak na wydruku z EKG, a poza tym przy każdym ruchu małego słychać było dokuczliwe dźwięki (jakby ktoś pocierał włączony mikrofon). I musiało się to w jakiś sposób zapisywać na wydruku, bo położna moim brzuchem szarpała, żeby się bobas rozruszał i żeby lekarz w szpitalu mnie nie zatrzymał na podstawie słabej reaktywności... Dodam, że lekarz tylko wydruk widział. Jeśli martwisz się, że dziecko mniej aktywne jest, to udaj się na IP do szpitala; z tego, co wiem, to robią KTG bez mrugnięcia okiem i bez wcześniejszego umawiania się. I raczej bezpłatnie. I nie musisz w ogóle lekarza widzieć, bo to ktokolwiek może Cię podłączyć z IP - przynajmniej u mnie tak jest. Ja to odnoszę takie wrażenie, że jak jest duchota i upał, to mały leniwy jest. I zauważyłam, że przy takiej pogodzie właśnie więcej dziewczyn na KTG się zgłasza. Co do wacików spirytusowych, to spotkałam się z raczej negatywnymi opiniami. Owszem, są wygodne, ale zdecydowanie lepszy jest zwykły spirytus, którym nasączasz gazik albo wacik przed każdym przemywaniem (czymś tę przewagę argumentowano, ale nie będę zmyślać - nie pamiętam). Trzeba tylko kontrolować, czy spirytus nie wyparował ;) To po zapachu Chyba, że mąż będzie wolał spróbować ;) Z tym kontrolowaniem to poważnie piszę - zdarza się niekiedy, że mamy nieświadomie przemywają kikut samą wodą (bo cały alkohol wyparował); kikut mięknie zamiast wysychać, paprze się itd. To informacje z internetu, a konkretnie z fajnego forum toruńskich mam, które się swoimi doświadczeniami wymieniają :) Miłego dnia
-
Chyba tylko my dwie dziś "zdołowane"... Ale przynajmniej wiemy, że same nie jesteśmy ;) Faktycznie, Aisha, bez faceta musi być Ci teraz podwójnie ciężko. Pomoc masz od rodziców, ale to przecież nie to samo :( Nawet jak facet do szału doprowadza, to nic bardziej chyba nie pomaga, jak jego ciepłe ramiona... Nawet, jak nie wie o co chodzi i czemu nerwy mamy albo płaczemy... Owszem, się rozpisałam, ale chyba mi trochę pomogło to, że dałam upust swoim myślom... Przynajmniej mężowi takiego wywodu nie zafunduję A jak to w końcu z Twoim N będzie? Na jak długo przyjedzie? Oj, wiem, że samej Tobie źle, ale nie ma tego złego, prawda? Bo chociaż nie musisz się martwić o finanse - w Polsce na pewno byłoby takiemu tacie trudniej rodzinę utrzymać... Wiem coś o tym... Wciąż się nie mogę przestawić na polskie realia Mój mąż jednak utrzymuje, że żadne pieniądze nie są w stanie zrekompensować rozłąki... I dlatego myślę, że Twojemu N jest jeszcze trudniej niż Tobie, bo on tam nikogo bliskiego nie ma. Ale dobrze, że odpowiedzialny z niego partner i Tata Z tymi przygotowaniami to nie przesadzasz??? Bo mi się coś wydaje, że pokój dziecka masz urządzony i torbę prawie spakowaną do szpitala... Chyba że coś mi się pomyliło Zdążysz z wszystkim na czas - jeszcze się zanudzisz w tym oczekiwaniu ;) Moja koleżanka właśnie wychodzi z siebie, bo nie wie, kiedy ma się spodziewać symptomów porodu; z OM ma termin na 15-08-09, a z USG - na 02-08-09. Już się z domu nie rusza i żałuje, że wszystko ma dopięte na ostatni guzik ;)
-
Aisha, myślę, że nie masz się czym martwić. Asiaga pisała o zapobiegawczym podawaniu antybiotyku, więc może co najwyżej dowiedz się w swoim szpitalu, czy tak rzeczywiście jest. Mi lekarz powiedział, że mam ten wynik mieć zawsze przy sobie, a już na pewno okazać go w momencie, jak zjawię się na IP czy na porodówce, żeby mi i dziecku ten antybiotyk na pewno podano. No więc... gdyby tak zapobiegawczo u mnie robili, to w sumie po co im wynik??? Rozumiem, że wynik negatywny jest ważny - wówczas można odpuścić kłucie. Kuzynka prowadziła ciążę państwowo i w ogóle pojęcia nie miała o takich badaniach, a i przy porodzie nikt jej o to nie pytał - czyli chyba kłują Nie wiem co Tobie poradzić poza tym, co już napisałam. Niemniej jednak jest to na pewno bardzo ważne dla maluszka, żeby paciorkowca nie załapał (czy też żeby został na niego uodporniony), bo to dla takiego maleństwa może być BARDZO GROŹNE Widzę, że nastrój masz dziś podobny do mojego... Też załapałam dziś doła... Wręcz się poryczałam z samego rana. A wszystko przez to, że się nie wysypiam kompletnie przez to nocne kursowanie do kibelka (5-6 razy). Niby wcześnie się kładziemy spać, wstaję z mężem o 6. rano (on idzie z psem, a ja mu śniadanie robię) - przesypiamy 7-8 godzin. No - nie ja Bo siku!!! Dobrze, że choć problemów z ponownym zasypianiem nie mam. Ale za to budzę się tysiąc razy, bo wciąż mi niewygodnie, boli mnie brzuch (niby we śnie macica powinna się rozluźnić, a u mnie przeciwnie - każdej nocy strasznie twarda), przekręcić się trudno, bo zaraz coś tam ciągnie boleśnie od środka, podnieść się ciężko i tylko ze stękaniem Jak inwalidka się czuję... No i właśnie tak rano po raz kolejny śnięta byłam i bez sił zupełnie, że mi do głowy przyszło, że jak teraz tak jest, to co to dopiero będzie, jak się mały urodzi????!!!! I ta myśl mnie przeraziła. I wyrzuty sumienia mam, że się tego boję i że mi to nagle radość odebrało z ciąży i z oczekiwania na synka. A tu jeszcze posprzątać w domu trzeba, od czasu do czasu klatkę schodową, z psem wyjść, zakupy jakieś i jak człowiek wyglądać, czyli znaleźć trochę czasu na zrobienie się choć na podróbkę bóstwa Niby mąż jest i może pomóc, ale też nie mam sumienia gnać go do roboty w domu, skoro pracuje fizycznie, w dodatku całe 9 godzin na nogach, a oprócz tego z psem chodzi i rano i wieczorem i pomaga mi w wielu rzeczach w miarę czasu i możliwości. Ale za to jak nie odkłada rzeczy na swoje miejsce, to też mi się z bezsilności płakać chce - jak mu jednego dnia ponadaję na ten temat, to potem przez kilka dni pilnuje porządku. A potem i tak o tym zapomina i znowu mi ręce opadają, jak np. meble są obstawione jego śrubkami, kabelkami, haczykami i spławikami itd. itp Dziś mnie pocieszał (tzn. przytulał i głaskał, jak płakałam) i kazał iść dalej spać - że po pracy posprząta i w ogóle... Taak... wróci o 16.30, zje obiad i za sprzątanie się weźmie??? To sobie sama posprzątałam. Na raty. I klatkę nawet trzeci raz w tym miesiącu (nasza kolej potem dopiero w październiku)... Kolejny powód do płaczu i kolejna przerażająca wizja: bo mi tylko więcej obowiązków i domowych prac dojdzie, jakby nie jedno dziecko w domu miało być, a dwoje. Dobrze, że mój pies nie sprawia żadnych problemów, bo grzeczniejszy i spokojniejszy niż wszystkie znane mi dzieci i faceci. Tylko że odkurzać codziennie muszę, bo na swojej długiej sierści każdego dnia tonę piachu przynosi Miałam o czym innym napisać, a sobie na użalanie pozwoliłam Przepraszam. Ale na zrozumienie liczę, bo chyba każda z nas czasem doła łapie i wykrzyczeć z siebie swoje żale musi? O szpitalu w skrócie. We wtorek miałam znów godzinne spotkanie z panią neonatolog i znów nie znalazła w serduszku Mateuszka tego, czego szukała (bo żebra małego już mocno zwapnione i przysłaniały obraz). Zmartwiło mnie to bardzo, bo już miałam nadzieję, że po sprawie, że wszystko jest OK. Ale ona nie odpuściła i kazała mi wczoraj ponownie do szpitala przyjechać na konsultację z bardzo dobrym ginekologiem, który ma opanowany ich najnowszy nabytek: super nowoczesny aparat USG, który ujawni wszystko i rozwieje wątpliwości. W rezultacie zebrało się czterech lekarzy i w końcu wszyscy zgodnie stwierdzili, że wszystko jest w super. I dopiero teraz mi powiedzieli, że przez chwilę podejrzewali ubytek aortalny, czy jakąś dziurkę Ale nawet gdyby tak miało być, to nie są to akurat poważne problemy, z którymi dziecko i lekarze by sobie nie poradzili. No - ale całe szczęście serduszko zdrowe i wszystkie jego części są na miejscu. Napomknęłam ginekologowi, ze luteina mi się kończy. A on na to, że na tym etapie to już nie ma sensu jej brać, bo - jedno - że to i tak progesteron, który jest w olbrzymich ilościach produkowany przeze mnie, a drugie - gdyby nawet mały chciał wyjść na świat przed terminem, to już ma pozwolenie ;) Wiadomo, lepiej niech zaczeka, ale tragedii by nie było :) Mam się co najwyżej nadal magnezem i No-spą wspomagać, a poza tym... nie biegać, nie przesilać się... Po prostu: zwolnić tempo i odpoczywać jak najwięcej. Właśnie sobie po sprzątaniu odpoczęłam... Teraz z pieskiem wyjść muszę, a po powrocie za obiad się zabrać
-
Witajcie w ten upalny dzień Łasiczko, gratuluję cudnych wrażeń na USG :) No i całkiem fajnie, że Twoja gin ma poczucie humoru ;) Chociaż wiem, że takie żarty trochę szokują, jak już się ma wszystko poszykowane Ja przez jeden taki żart mojego gina do tej pory miewam chwile zwątpienia... I tak uważam, że z dwojga złego lepiej się z chłopca na dziewczynkę przestawić niż na odwrót ;) Bo ciuszki błękitne,żółte, zielone i kremowe w razie czego nie będą musiały iść do wymiany Mojra, fantastyczne wieści z tym kredytem :) Ale co się namartwiłaś... Najważniejsze, że w końcu mieszkanko oficjalnie Wasze A co z tym brzuchem obniżonym??? Kurczę, jakieś bóle i skurcze sporadyczne, to rozumiem, ale to niskie podwozie? A może dzieciaczek się główką w dół obrócił i stąd takie wrażenie? Bo w końcu ta główka to jak na razie nieproporcjonalnie duża jest do reszty ciałka ;) Mart - i u Ciebie same dobre wieści :) Super Sekundko - rozkoszny zakup :) Też kiedyś świnkę miałam, ale - niestety - dostałam na nią uczulenia okropnego i musiałam ją w dobre ręce oddać :( Dobrze, że póki co na inne zwierzaki uczulenia nie mam, bo nie wyobrażam sobie bez nich domu :/ Tylko żal mam do męża, że on z kolei uczulenie ma na szczury - ubóstwiam te gryzonie w takim samym stopniu jak psy. Może kiedyś spróbujemy raz jeszcze... Mam nadzieję, że nasz synek w genach odziedziczy szacunek i miłość do zwierząt Teraz mamy psa i żółwia - to tak na dobry początek ;) Asiaga, to trochę dziwne z tym paciorkowcem, że nie można go leczyć Dobrze, że podają antybiotyk także wtedy, jak się nie ma wyników badań. Problem może być jedynie taki, żeby wyrobić się z czasem, bo ponoć jakiś określony jest przed samym porodem :/ Lepiej więc za długo z wyjazdem do szpitala nie zwlekać, jeśli się wie, że ma się to paskudztwo albo jeśli się pojęcia nie ma... Mmadziu, widzę, że z tymi lękami mamy bardzo podobnie :) Mi też nie daje spokoju przegapienie sączących się wód, od kiedy wyczytałam o takiej możliwości w internecie Wkładek używam i uważnie im się przyglądam, a i tak nie wiem, czy w razie czego bym się zorientowała... :/ Oprócz tego nie opuszcza mnie jeszcze strach przed utajonym odklejaniem się łożyska. Wyczytałam, że to bardzo dla dziecka niebezpieczne... Mój mąż zawsze mówi, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - święta racja. Może jakbym w domu nie siedziała, to bym tego netu nie wertowała i w ogóle o niektórych rzeczach pojęcia nie miała Majta, mnie w nocy także często brzuch boli - z każdej strony. A i takie kłucie/rwanie w dole też miewam niekiedy. Na brzuch to mam zaleconą No-spę i magnez, a na rwanie - nic. Tak chyba musi być...? Oczywiście, na Twoim miejscu skontaktowałabym się z lekarzem, bo to nie ma co gdybać. Wiadomo, każda ciąża i każda kobieta jest inna. Brzuch też może dawać się we znaki z powodu zatorów w jelitach; ciasno mają, a dzieciaczek kopie, kręci się, może niekiedy coś tam blokuje i stąd ból. Co prawda jeszcze nie wymiotowałam od tego, ale już kilka razy cofnęło mi się to, co zjadłam jakiś czas wcześniej Aisha, cieszę się, że Twoja szyjka ma się lepiej ;) Masz rację - skoro przetrwałaś przeprowadzkę, to znaczy, że jeszcze nic się nie szykuje A gdzie wykonać badania w kierunku paciorkowca? Myślę sobie, że musisz lekarza swojego zapytać. Bo ja miałam pobrany wymaz przez mojego ginekologa i zaraz z tym wymazem szłam piętro wyżej - do laboratorium. Bo to akurat w szpitalu. A w normalnym, samodzielnym laboratorium, to nie wiem... No bo ktoś to pobrać musi... Chyba że piguły mają i takie coś w zakresie swoich obowiązków ;) Asiaga pisała, że jak się nie ma ważnego wyniku, to i tak podają antybiotyk zapobiegawczo. No, ale jeśli jesteś "czysta", to po co niepotrzebnie kłuć siebie i dziecko... Agula - co to jest NST??? I kto Ci odradził picie wody z powodu puchnięcia??? Przecież woda jest bardzo ważna - jak już kilka dziewczyn pisało. Ja też mam problem z puchnącymi stopami (od kilku dni dopiero), ale wody absolutnie nie ograniczam, tym bardziej, że pić mi się chce coraz więcej. Powinnam za to sól zupełnie odstawić, ale z tym gorzej Mnie także spód stóp boli - głównie w nocy, jak na siku śmigam. Ale wtedy to mnie wszystko boli - idę jak połamana, normalnie wyprostować się nie mogę, a wszystkie ściany moje :/ Na puchnięcie ponoć pomaga trzymanie stóp wysoko - tak słyszałam. I ewentualnie moczenie w zimnej wodzie. Nie próbowałam. A od Pumy jakieś wieści??? Mam nadzieję, że jest i będzie lepiej. Trzymam kciuki Jak odkurzę i podłogi umyję, to jeszcze zajrzę, żeby opowiedzieć o wczorajszej mojej wizycie w szpitalu :)
-
Sekundko, to mi dałaś do myślenia Nie mam pojęcia jak mały jest ułożony... Nic mi lekarz ostatnio nie powiedział, a i ja o to nie zapytałam, bo wydawało mi się, że nawet tuż przed porodem może się dzieciaczek prawidłowo obrócić... A Filip jak? Może pisałaś, ale mi umknęło :( Przypomniało mi się, co powiedział mąż znajomej do męża kuzynki: "Ciesz się, że twoja cesarkę miała - przynajmniej się nie rozlazła". Nie muszę dodawać, że ten koleś to idiota? Ma dwoje dzieci naturalnie urodzonych... Ale jak się czasem na takiego palanta trafi, to zaczyna się mieć wątpliwości; że może facetom to robi różnicę...? Ja na początku przekonana byłam, że będę chciała mieć CC (także z powodu tego typu obaw), ale teraz pewna jestem, że chcę urodzić naturalnie. Wyczytałam jednak, że niekiedy lekarze decydują się na CC, kiedy - tak jak w moim przypadku - matka jest nosicielem paciorkowców :/ Muszę koniecznie o to zapytać przy najbliższej okazji...
-
Hej, Mamuśki :) Majta, gratuluję dużej córeczki :) Znaczy się, że zdrowo rośnie :) I oby tak dalej Agula, wózek bardzo ładny, ale te kółka... wyglądają mi na takie, co to się jedynie na suche, równe, asfaltowe drogi nadają :/ Fakt, że zimy z roku na rok coraz łagodniejsze, ale za to stan chodników i dróg w większości miejsc pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście, decyzja Twoja, ale pewna jestem, że w tej cenie znajdziesz bardziej funkcjonalny wózek. Co do naszych panów... ja to jestem za stawianiem sprawy jasno, bez niedomówień. Jeśli na coś się nie godzę, to po prostu i wprost o tym mówię, uzasadniam sensownie i oczekuję dostosowania się ;) Może się komuś wydawać, że jestem wredną żoną, ale jakoś mój mąż niejednokrotnie sam głośno mówi, że kobieta powinna sobie faceta wychowywać od samego początku, bo im dalej w las, tym więcej drzew i - zamiast zmądrzeć - "bezstresowo chowany" facet staje się coraz bardziej nieodpowiedzialny i na coraz więcej sobie pozwala. Ja nie mówię, że mój ideałem jest i że z nim tak różowo - w sumie byłoby to trochę nudne ;) Chyba po prostu jestem bardziej stanowcza i konsekwentna niż on. No i uparta :) Jakiś czas temu zapowiedziałam mu, że jak się syn urodzi, to utnie mu się codzienne piwko czy drink - póki co nie mam nic przeciwko - niech korzysta, póki może ;) A z drugiej strony wspomniany przez Mart ksiądz miał rację; jak się ludzie nie ścinają, to tak, jakby im na niczym nie zależało, jakby byli sobie obojętni... Co do krzyku - też popieram Drodkę Niekiedy inaczej nie dociera ;) Byle nie przesadzić... No bo milczenie na pewno niczego nie wnosi... Mmadziu, przyjemnej i owocnej podróży życzę. Na pewno szybko pracę napiszesz, bo masz chyba silną motywację: zdążyć przed przyjściem na świat Ani :) Mojra - może to i więzadła... Choć intuicyjnie czuję, że nie :/ Na szczęście ostatnio udaje mi się tego bólu uniknąć - bo się oszczędzam :) Sekundko, życzę spełnienia Twoich życzeń :) I nie odkładaj przygotowań na ostatnią chwilę, bo podobno kolejne dzieci lubią rodzić się wcześniej Puma - faktycznie szpital? Wiem, że to trochę przerażająca perspektywa, ale jak to już dziewczyny mówiły: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło Przynajmniej będziesz spokojniejsza, jeżeli będzie dzień i noc czuwał nad Wami sztab lekarzy i pielęgniarek :) Łasiczko - a co to komu robi, że imię żydowskie??? Pewnie jak wiele innych... Akurat nigdy o pochodzeniu imienia nie myślałam... Pewnie będzie ostatecznie tak, że jak zobaczysz swoje maleństwo, to doznasz olśnienia ;) I wtedy zdecydujesz. Też ubóstwiam czuć i obserwować ruchy malca, i także myślę, że będzie mi tego brakować :( Ale wiesz... nikt nie powiedział, że ciążę przechodzi się tylko raz w życiu ;) Mi także śni się niekiedy Mateuszek. I są to piękne sny :) Minu, rozumiem Twoje rozczarowanie... Dla każdej z nas nasza ciąża jest wyjątkowa i najważniejsza na świecie - mogłybyśmy na USG oglądać nasze dzieciaczki 24 godziny na dobę ;) Ja też kolejną wizytę będę miała 20. sierpnia - mój lekarz wydaje się być bardzo troskliwy, ale najwyraźniej nie widzi potrzeby częstszych wizyt. A na USG mam się zgłosić po 11. sierpnia, do szpitala, ale to tylko dlatego, że mi wyniki posiewu złe wyszły. W innym przypadku nie byłoby podobno takiej konieczności Pocieszę Cię (być może): dziewczyny, które korzystają jedynie z publicznej służby zdrowia, wizyty ustalane mają o wiele rzadziej, o USG nie wspomnę :/ Moja kuzynka miała je tylko 2 razy; na ostatniej, przedporodowej wizycie, lekarz w ogóle nie chciał jej zbadać i obejrzeć maluszka - stwierdził na czuja, że wszystko jest w porządku i może iść rodzić. A przy porodzie okazało się, że mały się nie obrócił główką do wyjścia i... po wielu godzinach bezskutecznego parcia skończyło się CC. Jeśli jednak koniecznie chcesz obejrzeć maleństwo, to... możesz symulować ;) I zgłosić się na IP do szpitala ;) Mart - także napalałam się na chustę :) Potem jednak pomyślałam, że w okresie jesienno-zimowym nie będzie mi z nią wygodnie. No, ale rzeczywiście nie pomyślałam o tym, że właśnie w domu przydać się może :/ Może więc się na zakup skuszę... Przeraża mnie tylko to, że taka długa ta chusta Podobno wiązanie jej to kwestia wprawy jedynie - jak z wszystkim ;) Fajnie w tym Twoim szpitalu się zapowiada U mnie podobnie ma być - takie mnie słuchy doszły. Tylko wciąż nie wiem, co w kwestii najistotniejszej dla mnie: co z nacinaniem??? Daj znać jak po USG dzisiejszym :) Aisha, gratuluję mądrej decyzji w kwestii wózka Ja się strasznie wszystkimi zabobonami przejmowałam, ale w końcu odpuściłam i teraz czerpię z przygotowań ogromną przyjemność :) Jak masz szyjkę rozpulchnioną, to chyba powinnaś się oszczędzać, a nie grzyby zbierać Po sobie zauważyłam, że schylanie nie jest wskazane... Martwisz się bólami, więc nie przesadzaj z wysiłkiem, tylko odpoczywaj dużo. Dobrze, że mama chce Ci pomagać - korzystaj z tego, póki możesz. No i z jakiegoś powodu luteinę bierzesz, prawda? Jak w piątek powiedziałam ginowi (zastępczemu), że biorę luteinę i czasami No-spę, to od razu zapytał, czy mój lekarz prowadzący podejrzewa ryzyko przedwczesnego porodu? Ja na to, że mi tego wprost nie powiedział, ale skoro na czas urlopu skierował mnie z wynikami do zaufanego innego lekarza, to chyba o czymś to świadczy...? Dobrze, że szyjkę mam długą i mocną :) Przez to, że ona taka, był trochę problem z łyżeczkowaniem :/ Byle się to na poród nie przełożyło Dbaj o siebie - świat się nie zawali, jak przez jakiś czas odpuścisz sprzątanie, bieganie itp. Tak więc wiecie, że w piątek byłam w szpitalu, żeby zapytać, jakie konsekwencje mają dla mnie i dla dziecka wyniki posiewu z pochwy (chodzi o obecność paciorkowca). No i... dla mnie - żadnych na dobrą sprawę. Dla dziecka - gorzej Na szczęście to paskudztwo wykryto w porę (a podobno sporo ludzi to ma, bo się przenosi drogą kropelkową, a także przez niemyte warzywa i owoce, które miały kontakt z ziemią); mam ten wynik nosić zawsze przy sobie i jak rozpocznie się poród, pokazać go na porodówce, gdzie dostanę antybiotyk. Synuś także go dostanie po urodzeniu i jest wielka szansa, że na tym się to skończy. Leczenie w ciąży nie daje żadnych efektów, choć niektórzy lekarze wmawiają, że jest inaczej i zalecają właśnie w ciąży antybiotyki. Ale to bez sensu. Jak jesteście zainteresowane, to poszukajcie w necie informacji na ten temat (jest sporo i uważam, ze warto) i koniecznie zróbcie sobie to badanie. Płaciłam za nie 25 PLN, więc nie jest to dużo, tym bardziej, że chodzi o zdrowie (a niekiedy nawet życie) dziecka. Miałam też robione KTG, bo przez te upały Mateuszek się trochę lenił... Wiele nie brakowało, żeby mnie w szpitalu zatrzymano - podobno brzdąc za mało reaktywny był :/ Położna zastosowała więc sobie znane sposoby na rozruszanie go; szarpała moim brzuchem, wbijała palce, ściskała Na szczęście przyniosło to wyczekiwany efekt, bo jak się synek zdenerwował, to się rozbrykał na maxa ;) Zamiast pół godziny leżałam podpięta do sprzętu przez godzinę, ale warto było. Tętno bez zarzutu i te ruchy w końcu także Lekarz podbił wydruk i pozwolił mi jechać na weekend na Mazury No i byliśmy :) Na pływanie także dostałam od gina pozwolenie, z czego skorzystałam raz (bo pogoda raczej nie dopisała) - ale mi dobrze było w wodzie Fatalnie natomiast zniosłam nockę w namiocie Strasznie mi niewygodnie było, ledwie podnosiłam się z materaca i wyczołgiwałam na nocne sikanie ;) Dobrze, że to tylko jedna nocka była Czterogodzinna jazda samochodem też dała mi się we znaki - niby auto komfortowe dosyć, ale niestety, na polskich drogach nic się chyba nie sprawdza Nie wyrabiałam na pęcherz... Oj, przystanków wiele robiliśmy... na siku... Na szczęście w domku jak ręką odjął :) Z dolegliwości doszło mi puchnięcie Pierścionki i obrączkę zdjęłam już jakiś czas temu, profilaktycznie, ale teraz to i skarpetek muszę się pozbyć ;) Stopy (a może i całe nogi nawet) bardzo mi puchną - kostki niewidzialne i nienamacalne... Ósmy miesiąc... A miałam nadzieję, że takie "przyjemności" mnie ominą... Rany, zaczynam na dobre narzekać A co Wam dolega? Bo przecież nie jestem sama ;)
-
Hej, dziewczyny :) Łasiczko - nie odpuściłam. Po prostu nie mam czasu. Niby nic wielkiego nie robię, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego ile mi pisanie czasu zajmuje - więc jak już przeczytam to, co Wy nastukałyście, to stwierdzam, że nie ma sensu, bym sama za pisanie się zabierała, bo zawsze za coś muszę się zabrać. Tym bardziej, że coraz intensywniej przygotowuję się na powitanie Mateuszka... Bo jakieś takie przeczucie mam, że będzie się chciał na świecie pojawić wcześniej... Fobię mam jak Mmadzia ;) A czy uzasadnioną...? Sama nie wiem - może jutro się dowiem... Synuś tydzień temu (32tc) ważył 1900g - to akurat. Szyjka - 4,5 cm - rewelacja. Stopień dojrzałości łożyska - II. I odpowiednia ilość wód płodowych. Niby nie ma powodów do zmartwień. Niby Muszę aplikować sobie 2x2 Luteinki dziennie i wspomagać się doraźnie No-spą, bo mój brzuch jest twardy prawie bez przerwy, a najbardziej chyba w nocy. I jak za szybko chodzę. Normalnie kamień :/ Tak więc mój kochany gin powiedział, że mam zdecydowanie ograniczyć stymulowanie macicy = nie głaskać brzuszka No dobra - jak mus to mus. A tu się okazuje w praktyce, że nie ma to najmniejszego chyba znaczenia Przeciwnie - synuś najwyraźniej nie godzi się na taki układ; intensywnie przypominał o swoim istnieniu przez całą dobę, prawie bez przerwy - w efekcie brzuch był jeszcze twardszy niż zwykle I bądź tu mądra... I tak sobie sama dałam przyzwolenie na okazywanie czułości ;) Przy okazji gin pobrał wymaz z pochwy na posiew i - niestety - coś tam wyhodowano Jutro idę z wynikami do innego gina (w zastępstwie mojego, który jest na urlopie) i dowiem się co dalej z tym fantem. Niepotrzebnie poszperałam w internecie Przez to dowiedziałam się, że te paskudne bakterie są poważnym zagrożeniem dla dzieciaczka, jeżeli na 4 godziny przed porodem i w trakcie (nie pamiętam dokładnie procedury) nie poda się mi jakiegoś antybiotyku, a po - również małemu. Jeśli chodzi o przebieg ciąży natomiast, to istnieje ryzyko porodu przedwczesnego... Tyle wiedzy z internetu. Zobaczymy, jak się to ma do rzeczywistości, jak mnie jutro lekarz oświeci (a podobno znakomity również ginekolog). Chcieliśmy na weekend zrobić sobie wypad na Mazury, ale się obawiam, że przez to wszystko nie wypali :( Tym bardziej, że będę musiała przyznać się także do tego, że miewam bóle brzucha (jak miesiączkowe) i niekiedy dziwne, bardzo bolesne jakby kolki z prawej strony, które nie dają mi się wyprostować i chodzić. A tak mi się marzy kąpiel w jeziorze Niby ciąża sama w sobie jest przeciwwskazaniem, ale na dobrą sprawę opinie są różne - jak zawsze. To jezioro, nad które się wybieramy, ma I klasę czystości - korci mnie niemiłosiernie... Mmadziu, a jak Twoje samopoczucie? Pisałaś, że też Cię bóle brzucha niepokoją i że skurcze miałaś. Byłaś z tym u swojej ginekolog? Masz podstawy do obaw? Rozumiem Twoje lęki, no bo medycyna - owszem - gna do przodu i daje szansę takim maleństwom, jednak lepiej powitać dzieciaczka planowo, niż umierać z niepokoju o jego płucka, zdrowie i życie. No i zostawiać go w szpitalu Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Ja to już taka głupia jestem, że jak czasem zdarza nam się psa pod czyjąś opieką zostawić, to się przez cały czas zamartwiam: że np. samochód ją (bo to sunia) potrąci albo jakiś inny pies na spacerze zaatakuje, albo że ją ktoś spod sklepu ukradnie (bo tak się kiedyś zdarzyło zresztą). A co dopiero dziecko takie maleńkie mieć od siebie z daleka Jak pisanie pracy? Do przodu? Współczucia wielkie... Co do Twojego M i jego pracy, to wiem doskonale, co masz na myśli - sama chciałabym, żeby mój mąż jeszcze wyjechał za granicę, żeby kredyty chociaż pospłacać. Nie na stałe, ale choć na dwa miesiące - dałoby to nam naprawdę sporo, szczególnie w sytuacji, gdy tyle wydatków z dzieckiem i z urządzaniem mieszkania. No ale co zrobić - teraz już po zawodach, bo dostał umowę na stałe i zarobki niezłe jak na toruńskie realia, więc nie zaryzykuje. Poza tym - kiedyś zarzekł się, że już nigdy w życiu sam nigdzie nie wyjedzie :( To miłe, ale z drugiej strony... wiesz, jak jest... Aisha - gratuluję nowego własnego mieszkanka Oby to docelowe było ;) Chyba, że masz inne plany. Bo ja przeprowadzek nie cierpię - mam ich za sobą naprawdę sporo. Mojra - z tą siarą to różnie bywa i nie ma co się nią przejmować. Mi od dwóch miesięcy wypływa, a mojej mamie przy wszystkich trzech ciążach to się nigdy nie zdarzało. Mnie to nawet bawi, jak M mówi "Mlekuś" na mnie, a poza tym - jakoś tak fajnie mi na psychikę działa - że faktycznie wszystko wskazuje na to, że mamą będę :) Drodka, wierzę, że cięcia nie czułaś - większość kobiet tak mówi. Na pewno da się to przeżyć, tak jak i szycie - ale ja nie chcę i jeśli to tylko będzie możliwe, to będę się bronić rękami i nogami ;) Dobrze, że już nie te czasy, że się nogi do łóżka rodzącym przywiązywało ;) Łasiczko, gratuluję udanego finału z Łasica-Fast ;) Niech się ten biznes kręci jak najlepiej Co do Natana, to mi naprawdę to imię bardzo się podoba i nawet przez chwilę na mojej liście było (ale jak wiesz, Mateusz okazał się jednym jedynym kompromisem pomiędzy moimi i męża preferencjami). Czemu je za mroczne uważam? Nie wiem Tym bardziej, że nikogo o takim imieniu nie znam. No tak mi po prostu w uszach brzmi Ale Ty się opiniami innych nie przejmuj, bo to Twoje dziecko i krzywdy mu raczej imieniem nie zrobisz. Zresztą, taka krzywda także kwestią gustu i czasów jest - tak mi się wydaje. Mój śp. wujek - Alfons miał na imię i w tamtych czasach jakoś nikogo to nie dziwiło ani śmieszyło. I mówiono Aloś na niego. Z kolei moja kuzynka już przed urodzeniem synka wiedziała, że będzie on Aleksandrem, choć wszyscy bardzo się krzywili. No i wszyscy pytali: "Jak Kwaśniewski?". A ona odpowiadała: "Nie, jak Aleksander Wielki" :) Kurczę, to faktycznie inaczej od razu brzmiało. A teraz nikt sobie nie wyobraża, żeby Olek Olusiem nie był :) Co do krechy na brzuszku, to mam także - od pępka w górę, kończy się w połowie drogi do mostka ;) Nie jest mono zauważalna, ale jest. I nie przeszkadza mi. Podobno to "kresa czarna" (bardziej wyraźna u pań o ciemnej karnacji - ja blada jestem jak córka młynarza) - znika po wszystkim ;) A pępek? Też jeszcze nie wyszedł, ale kto wie? Chyba ma zamiar, choć niezbyt stanowczy ;) Puma, jak Cię Twój facet denerwuje gadaniem o rozstępach, to mu też coś znajdź - na pewno i on doskonały nie jest ;) A Ty w ciąży zaawansowanej jesteś i taka natury niesprawiedliwość, że przeważnie się piętnem na całe życie stan ten odciska :/ Też się martwię, że paskudnie wyglądać będzie mój brzuch i piersi (jeszcze nic nie ma, ale nie wierzę, żeby tak pozostało) - mój mąż mówi, że to nie koniec świata i że na pewno nie wpłynie to na jego ocenę mojej atrakcyjności - chyba zdaje sobie sprawę z tego, że skoro chce, bym mu JEGO DZIECKO urodziła, to z jakimiś kosztami się to musi wiązać. Na szczęście jest dojrzałym facetem i pewnie pogodził się z tym, że wiecznie młodziutkiej i idealnej laseczki mieć nie będzie Tym bardziej, że jak się poznaliśmy, to miałam lat 17, a dziś... prawie 30 Ten wniosek właśnie mnie dobił Jak zwykle - rozgadałam się. Mam nadzieję, że raz na jakiś czas to wytrzymujecie ;)
-
Aisha, i Ty tutaj? ;) Pozdrawiam Manenka - jakoś o tym toruńskim wątku zapomniałam, przepraszam Mam nadzieję, że z córcią już w 100% wszystko w porządku :) Iwonko - no to mamy podobne doświadczenia i opinie z tymi pseudo lekarzami Trochę się obawiam, że przy porodzie trafię na Kozankiewicza (bo Wojtynek to w Matopacie, więc nie ma obaw, a Zwierzyński? Pracuje jeszcze w szpitalu? - bo nie wiem)... Sytuacja mogłaby być niefajna w takim przypadku, bo autentycznie, powiem mu, żeby się do mnie nie zbliżał Ani przed porodem, ani w trakcie, ani po! Jak sobie przypomnę badania w jego wykonaniu, to dziękuję bardzo - każde bolesne, choć nawet nie wiadomo z czego ból mógł wynikać w przypadku, gdy np. jedynie tabletki dopochwowe mi aplikował... Może celowo robił to tak, żeby bolało. Oczywiście, dołożyć do tego jego chamstwo i brak poszanowania godności drugiego człowieka (a w każdym razie pacjentki)... nie, nie... Nie pozwolę mu nigdy więcej zbliżyć się do mnie. Ostatnim razem pisałam o Szymańskim także - w kontekście faworytów. Zdania nie zmieniłam, bo lekarzem jest świetnym, ale przyjmuje jedynie w Matopacie. A dla mnie ważne było, żeby w szpitalu na Bielanach pracował. No i straszliwie drogo u niego Niespełna rok temu za wizytę zapłaciłam 160 PLN: za wizytę z USG endowaginalnym. Fakt, zrobił na mnie rewelacyjne wrażenie, poświęcił mi dużo czasu i świetnie wszystko wytłumaczył - można powiedzieć, że naprawił paskudny błąd Wojtynka, przez którego ignorancję i olewactwo chodziłam przez 3 miesiące z obumarłą ciążą i zadatkami na zaśniad... Myślałam, że ostatecznie wybiorę Kipigrocha, ale... po wizycie w prywatnym gabinecie (i ponad godzinnym oczekiwaniu na badanie, późnym wieczorem) zmieniłam zdanie. Przygotowana byłam na to, że będzie oschły i rzeczowy, bo od tej strony poznałam go w szpitalu. Ale on był wręcz nieprzyjemny - chyba spieszyło mu się do domu... Tylko po co tak sobie grafik wypełnia, skoro to pacjentkom żadnych korzyści nie przynosi, bo przez jego zmęczenie i tak niczego nie wynoszą z takiej wizyty? Sama od siebie mówiłam o przebiegu ciąży, bo jego w ogóle to nie interesowało. I koniecznie chciał mnie wysłać na badania genetyczne do Łodzi (z pamięci zapisał mi adres i telefon), choć nie umiał mi tego uargumentować... Oczywiście, nie skorzystałam, bo śmierdziało mi to naciąganiem - może ma tam kogoś znajomego, kto mu prowizję odpala od polecenia... Nie chcę oskarżać, ale tak to na moje oko wyglądało... Do Łojko chciałam się zgłosić od samego początku, ale zniechęcało mnie to, że w swoim gabinecie nie ma USG :( okazało się jednak, że nie stanowi to większego problemu, bo na badanie USG umawia się ze swoimi pacjentkami w szpitalu, bez dodatkowego płacenia. Tyle że trzeba jeździć dwa razy: raz na Rubinkowo, a potem na Bielany. Dla mnie to nie problem, więc nie narzekam. A sam lekarz? Wspaniały, ciepły człowiek, serdeczny i troskliwy. Wizyta u niego to prawdziwa przyjemność ;) Rozmawia się z nim zupełnie na luzie (ma niebywałe poczucie humoru), nie wprowadza zbędnych nerwów - nawet, jeśli coś go niepokoi, to wytłumaczy to w taki sposób, że jest się spokojniejszą. Dla mnie największym dowodem jego zaangażowania było to, że umówił mnie z neonatologiem - kardiologiem specjalizującym się w noworodkach na bardzo dokładne badanie serduszka mojego synka. On sam wskazań nie widział, ale umiał przyznać się do tego, że w tej dziedzinie specjalistą nie jest - widzi ogólny zarys serduszka, że jest 4-jamowe itp., ale może nie zwrócić uwagi na jakiś istotny szczegół, oczywisty dla kardiologa. A zależało mu na bardzo rzetelnej ocenie serduszka z tego powodu, że mój poprzedni lekarz (w Niemczech) wymierzył NT na 3 mm. I choć nigdzie tego nie zapisał, więc w niemieckiej książce ciąży takiej adnotacji nie było, to doktor wziął pod uwagę jedynie moją relację z dawnego badania. Uff To tyle zachwalania, choć mogłabym bez końca ;) A Ty, Iwonko, zdecydowałaś się ostatecznie na jakiegoś "docelowego" ginekologa? Bo czas najwyższy I jak Twoje maleństwo? Czy zagrożenie minęło? Twoja córcia tylko miesiąc młodsza od mojego synka :) Trzymaj się ciepło i uważaj na siebie :) Ariane - o Kochu też przez chwilę myślałam, bo moja dobra znajoma u niego ciążę prowadzi. Jest zadowolona - u niej także wszystko bez zarzutu, więc nie ma najmniejszych podstaw do zastrzeżeń w kwestii kompetencji tego lekarza. W necie także wiele pozytywnego o nim wyczytałam, choć wiadomo - jak zawsze i o każdym opinie niekiedy się wykluczają - więc w sumie nie można się tym sugerować. Mnie tylko trochę zniechęciło to, że podobno "szybki" jest ;) Wchodzisz i wychodzisz. Ale to nie moje zdanie, więc nie wiem czy prawdziwe. Akurat koleżanka na to nie narzeka, bo bardzo gadatliwa jest i sama nie dałaby się za szybko wyprosić ;) Pozdrawiam toruńskie Mamy
-
Mojra, ja to tak skromnie o tej teściowej napisałam, bo po pierwsze - nie lubię o niej wspominać, a po drugie - można by książkę napisać... Są, niestety, na świecie ludzie na wskroś źli - ona do takich należy. Nikomu takiej matki, babki, teściowej, ani nawet sąsiadki nie życzę... Fajnie, że masz w miarę normalną i pomocną :) Mart, nie, to seria "...dla bystrzaków". Serii "...dla opornych" nie widziałam, ale może to coś podobnego ;) A kupiłam ją sobie kiedyś w pośpiechu i sugerując się recenzją z okładki - no i specjalnie mnie ona nie satysfakcjonuje. Fakt, napisana bardzo przystępnym językiem i wg autorów - z poczuciem humoru, ale zbyt ogólnikowo trochę. Może mi się tak wydaje, bo odkąd jestem w ciąży, to mi ogólniki nie wystarczają ;) Czas z pieskiem na spacer wyjść i do Lidla po warzywka jakieś do obiadu - oby się nie rozpadało... Bo u mnie jak u Was: pada ostatnio i burzowo bardzo.
-
Witam serdecznie i proszę o ustawienie zegara - bardzo proszę :)
-
Witajcie, kochane Mamuśki :) Znowu tyle do nadrobienia Po pierwsze, dziękuję, Mojra , za pomysł na rybkę :) Odkąd w ciąży jestem, to w ogóle nie mam ochoty na ryby i owoce morze, ale zjeść czasem morską rybkę wypada, więc zjadam - bez najmniejszej przyjemności. Tak więc wczoraj skorzystałam z Twojego pomysłu i ugrilowałam mintaja. Coś nowego i nawet mi smakowało :) Codziennie łykam kapsułki z Omega3, więc może stąd wynika moja niechęć do morskich specjałów. Może to nie to samo, co witaminki w naturalnej postaci, ale przynajmniej dostarczam ich sobie i synkowi każdego dnia - rybek nie byłabym w stanie jeść codziennie, bo pomijając kwestię smaku... trochę drogie są :( Mojra, Mart - dyskutowałyście kiedyś o tuńczyku i serach pleśniowych. Co do tuńczyka, to nie jest wskazany w ogóle (nie tylko ten z puszki), bo podobno jego mięso w ogromnym stopniu kumuluje rtęć, a - jak na pewno wiecie - rtęć jest bardzo niebezpieczna dla zdrowia. No i nie tyczy się to jedynie tuńczyka, ale też makreli, rekina, miecznika i płytecznika (tych trzech ostatnich pewnie nikt nie jada). A z tymi serami, to w ogóle chodzi o sery na bazie niepasteryzowanego lub surowego mleka, bo to właśnie one mogą zawierać bakterie Listerii, Salmonelli i E. coli. Pasteryzowane produkty natomiast są bezpieczne - tylko nie wiem, czy na opakowaniach serów są tego typu informacje... Te informacje, to z książki "Ciąża dla bystrzaków" - jakby co ;) Mi tam ciąża kompletnie odebrała ochotę na tego typu specjały - mądra ta natura Minu, oby to była prawda o tym unikaniu cięć w Twoim szpitalu :) Z całego serca życzę. Wczoraj rozmawiałam z jedną mamą, którą podobno strasznie ponacinali - miała całą masę szwów i trochę wycierpiała. Bo rodziła naturalnie syna - 4300 g Nikt jej o zdanie nie pytał, a i ona sama przekonana była, że tak trzeba. Ale to było 5 lat temu - mam więc nadzieję, że nie zostanę podobnie potraktowana. Tym bardziej, że mam jakieś dziwne przeczucie, że mój Mateuszek sporym chłopcem będzie... Albo to zwykły strach oparty na tym, że mój mąż przy urodzeniu ważył 4800 g (jego siostra tylko 300 g mniej). Ale nawet pomijając samo rodzenie tak dużego dziecka, to... wolałabym mieć kruszynkę :) Bo urosnąć zawsze zdąży. Mi też już żebra przeszkadzają -masz rację, jakby haczyły ;) Anus - dobrze, że wróciłaś i że już jest dobrze. Ciąża bliźniacza z założenia jest ciążą podwyższonego ryzyka, więc lepiej na zimne dmuchać i - jeśli trzeba - to i pobyt w szpitalu dzielnie znieść. Sama zauważyłaś, że ma to i dobre strony - można w końcu oderwać się od domowych obowiązków, poleniuchować, poczytać, poplotkować z kobitkami w podobnej sytuacji... Pomijając okoliczności - bardzo miło wspominam swoje dwa pobyty w szpitalu (raz w zakaźnym z grypą jelitową, no i po poronieniu). Z ostatniego przybyła mi świetna kumpela, z którą wciąż utrzymuję kontakt. Zastanawiasz się nad rodzeniem w prywatnej klinice położniczej? Dowiedz się dokładnie co i jak z tą ich umową z NFZ, bo może to być tak, że owszem - umowę z NFZ podpisaną mają, ale jedynie na usługi dla np. pracowników jakiejś firmy (zakładu pracy), która z tą kliniką podpisała kontrakt. Nie wiem dokładnie na czym to polega i o co w tym chodzi, ale wiem, że w moim mieście Matopat tak właśnie ma. Wyczytałam kiedyś u nich na tablicy informacyjnej, że mają umowę z NFZ, ale kiedy zapytałam, czy w takim układzie mogę bezpłatnie korzystać z ich usług, to - niestety - okazało się, że mój pracodawca musiałby mieć podpisaną z nimi umowę :/ Może zagmatwałam i może niepotrzebnie, bo może u Ciebie jest inaczej - ale lepiej dokładnie sprawdzić takie informacje. Dancia - gratuluję poważnych zmian i odpowiedzialnych decyzji W końcu najważniejsze jest szczęście Twoje i dziecka. A że nie będzie go wychowywał biologiczny ojciec - żadna strata. Chyba że dla tego ojca właśnie. Wiem, coś o tym ;) Ja swojego biologicznego ojca "tatą" nigdy nie nazwałam i nie nazwę, natomiast mojego tatę (czyli ojczyma tak nieładnie mówiąc - choć mówię tak jedynie dla wyjaśnienia sytuacji), który pojawił się moim życiu, gdy miałam 4 lata, pokochałam od razu i z wzajemnością. Dla mnie to jedyny ojciec - o czym zresztą kilka lat temu powiedziałam w brutalny sposób swojemu biologicznemu Ale zasłużył - możecie mi wierzyć. Agula, przyłączam się do zdania Sekundki i Minu: czasem trzeba postawić sprawę na ostrzu noża, bo inaczej facet wychodzi z założenia, że wszystko jest w porządku, albo myśli sobie: "Aaa, baba pogada, pomarudzi i przestanie - można jednym uchem wpuścić, a drugim wypuścić". Dobrze, że mnie już takie problemy nie dotyczą :) Kiedyś mój mąż był co chwilę wzywany do wszelkiego rodzaju zajęć, bo teściowej wydawało się, że ona i jej potrzeby są najważniejsze dla całego świata. Na szczęście mąż sam doszedł do mądrego wniosku, że dla faceta w którymś momencie najważniejsza staje się jego własna rodzina i to żona (i dzieci - jak są) jest na pierwszym miejscu, a nie toksyczna mamuśka. Mamuśce pozostaje się z tym pogodzić albo i nie - jej sprawa, jej problem. Tyle że u mnie historia raczej inna i teściowa - zło w najczystszej postaci. Koniec końców zupełnie zerwaliśmy z nią kontakty (nie mamy z nią do czynienia od wielu lat). Starałam się do pewnego momentu przekonywać go, że on przecież może te kontakty utrzymywać, ale nie umiałam nigdy udawać, że myśl o niej (a co dopiero rozmowa) nie robi na mnie wrażenia. No i stanowczo oświadczyłam wiele lat temu, że ona nigdy nie zbliży się do naszych dzieci. I tak będzie. A mąż sam pewnego dnia podjął decyzję, że i on nie chce mieć z nią nic wspólnego. Ależ się uzewnętrzniłam... Nie miejcie mi za złe :) Łasiczko, gratuluję wspaniałych planów i życzę powodzenia w ich realizacji Co do imienia Natan, to także mi się podoba, tylko... trochę takie mroczne... Ale możliwości przekształcania są - tak mi się wydaje. Czy pełna forma to Nataniel, czy to dwa różne imiona??? Tak czy siak, mały Natan może być Natankiem - to już cieplej brzmi, prawda? Ja już o tym imieniu nie myślę, bo tatuś od razu je odrzucił - jest raczej tradycjonalistą w tej kwestii. Mmadziu, widzę, że się z przygotowaniami rozkręciłaś :) Czas najwyższy, bo tylko 2 miesiące przed nami Fajnie, że Twój M się przykłada. A że czasem pomarudzi... Pewnie tym sposobem upewnia się, że dostrzeżesz jego wysiłki i ciężką pracę ;) Masz rację - panów trzeba chwalić za drobnostki nawet, bo nie dość, że czują się doceniani, to jeszcze to na przyszłość procentuje ;) No i super, że Twoje dzieciątko nadgoniło Sekundko - udanego wypoczynku Irysowa - witaj w gronie wrześniowych Mam I na krzyż uważaj :) Swoją drogą, to co Ty z tym krzyżem masz, że aż tak dokucza??? Szczerze współczuję. Lucynko - cóż za niespodzianka Przykro mi, że nie wszystko jest tak, jak być powinno, ale... jeszcze tylko dwa miesiące!!! Może nadrobisz zaległości, jak trochę lepiej się poczujesz? Uff... Ale się rozpisałam... Jeszcze na prywatnym muszę namiary podać, ale to chyba później, bo już mi niewygodnie z komputerem (nawet z laptopem trudno dogodną pozycję znaleźć). Życzę miłego dnia
-
Mart, myślę, że nie masz powodu do obaw, jeśli chodzi o mleczko ;) Moja mama w ogóle nie przypomina sobie, żeby cokolwiek jej przed porodem wyciekało, a wykarmiła nas troje :) No - nie za jednym razem ;) I rozumiem to, co Puma napisała o przystawianiu dziecka nawet wtedy, gdy pokarmu nie ma. Nie miejcie mi za złe porównania do zwierząt (tym bardziej, że kocham je i szanuję), ale akurat doświadczenie z nimi pokazało mi, że ssanie stymuluje produkcję pokarmu. Wiem, śmiesznie to zabrzmiało ;) Miałam suczkę, która takim sposobem wykarmiła kocięta, choć sama nawet w ciąży nie była i nawet szczeniąt nie miała. Fakt, że pokarm nie pojawił się od razu - nie pamiętam, chyba na drugi lub trzeci dzień intensywnego ssania przez wygłodniałe kociaki :) No, a potem parokrotnie o takich przypadkach słyszałam. Podobno nic nadzwyczajnego, także u naszego gatunku ;) Aisha - właśnie czytanie mnie uspokoiło trochę w temacie nacięcia, a właściwie - nie nacinania. Jestem bardzo mocno przekonana, że go nie chcę. Agula, Puma, Mmadzia - też do niedawna przekonana byłam, że lepiej być naciętą niż popękać, ale właśnie ze znalezionych prywatnych wypowiedzi i artykułów naukowych dowiedziałam się, że wcale nie jest to oczywiste, że często jest wręcz przeciwnie, bo nacięcie często powoduje dalsze pęknięcie, a poza tym, gdy się pęka, to tkanki rozchodzą się "naturalnie", a nie w sposób narzucony przez ostre narzędzie. Oczywiście, to temat rzeka i jest ponoć wiele innych plusów na korzyść niecięcia, ale nikogo przekonywać nie będę - każda z nas sama podejmie decyzję (o ile nam pozwolą )
-
Hej, dziewczyny :) Podczytuję Was codziennie i jak zwykle - nie nadążam Muszę się przyznać, że aktualnie wertuję inne fora w poszukiwaniu informacji o porodzie. A konkretnie - o nacinaniu krocza Bo nie daje mi to spokoju. Porodu w sumie doczekać się nie mogę (choć wolałabym przedwcześnie nie urodzić) i wydaje mi się, że oswoiłam swoje lęki przed bólem. Mam wielkie i ambitne plany co do tego wydarzenia, tj. zamierzam zdać się na instynkt i rodzić tak, jak mi ten instynkt podpowie. Optymistycznie widzę siebie w świetnej formie podczas i zaraz po ;) Oby... Ale jakoś obawa przed nacięciem mnie nie opuszcza, a postanowiłam, że absolutnie nie dopuszczę do tego, by mnie nacięto bez konieczności absolutnej. Tylko nie wiem, jak to będzie w rzeczywistości wyglądało. Boję się, że natną mnie dla swojej wygody, a powiedzą, że było to konieczne Myślicie, że to możliwe? W ogóle nie wiem jak do tego zagadnienia w moim szpitalu podchodzą... Muszę się wywiedzieć przy najbliższej okazji, bo mi to spać nie daje. A Wy? Orientowałyście się już co do warunków i zwyczajów panujących w Waszych szpitalach? Wiecie, marzy mi się tak naprawdę, żeby dano mi wolną rękę i właśnie instynktem pozwolono się kierować. Żeby nikt mi nad głową nie stał (a tym bardziej między nogami), żebym mogła być kompletnie sama (ewentualnie z mężem - choć wciąż nie wiemy, czy chcemy razem rodzić) i ewentualnie wezwać pomoc, gdy uznam, że jej potrzebuję. Gdyby nie obawa przed komplikacjami (a tego chyba nikt nie przewidzi), to bym sobie w domku urodziła - i już :) Sorki za wywody - chciałam Wam tylko kilka linków podsunąć do poczytania. Na temat cięcia właśnie. Baaardzo dużo tego, ale historie z życia wzięte, zdania podzielone - mi pomogły utwierdzić się na 100% w swojej decyzji. Z tego co widzę, to aż tak zaabsorbowane tym tematem nie jesteście - pewnie jesteście odważniejsze Ale jak się którejś przyda, to dobrze :) A moze mala sonda- kobiety bez naciec ;)) - Ciąża i poród - Forum dyskusyjne | Gazeta.pl nacinanie krocza - Ciąża i poród - Forum dyskusyjne | Gazeta.pl nacięcie krocza - okaleczanie kobiecych genitaliów - Ciąża i poród - Forum dyskusyjne | Gazeta.pl