Skocz do zawartości
Forum

Agnieszka1979

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Agnieszka1979

  1. Sekundko, a cóż to za metoda? Bardzo chętnie się z nią zapoznam, bo chciałabym nauczyć Mateuszka spania w łóżeczku... Jeszcze nie teraz, bo wolę karmić go bez wstawania z łóżka, ale właśnie, tak jak piszesz, może po 6. miesiącu. No i nie da się ukryć, że lubię z nim spać :) Tym bardziej, że większość czasu przesypia na mnie - brzuszkiem do brzuszka, wtulony w cycusia Póki co w ciągu dnia sypia sam, ale w naszym łóżku. Oczywiście, ma to związek z podtykaniem mu cycka, kiedy się wybudza; gdybym odkładała go do łóżeczka, nie mogłabym mu cycka podetknąć ;) A smoczka nie chce Niby dobrze, ale czasami żałuję, że się do smoka nie daje przekonać, bo to wiele ułatwia Gorzej, że butli też nie chce... Chyba że spełniony jest warunek jeden: że mleczko świeżo ściągnięte z piersi. Inaczej nie da się przekonać. Jak więc mam go kiedyś z kimś zostawić, skoro butli nie chce, a póki co zajada bardzo często Martwię się, bo właśnie się od sąsiadki dowiedziałam, że miała identyczny problem: jej synek ma 14 m-cy, a do tej pory nie uznaje butli i smoka Dziadkowie (jak z nim zostawali) musieli mu wlewać mleko z łyżeczki - byli wykończeni. Nie wątpię w to zresztą, bo wyobraźcie sobie dawać łyżeczka po łyżeczce choćby 90 ml mleczka Dopiero niedawno dał się przekonać do kubka niekapka... Co do chrzcin, to też rozważałam znajomych (konkretnie przyjaciółkę moją i wspólnego przyjaciela), ale oboje mieszkają bardzo daleko. No i przyjaciółka ma już chrześniaczkę. A poza tym głupio by było nie wybrać rodzeństwa. Tym bardziej, że jeszcze nie mają "podopiecznych". I tak sobie zwlekamy z tym załatwianiem chrzcin... Oj, Agula... Ty to nerwów natracisz na tego swojego... Ale wiadomo, jak się kogoś kocha, to wiele się znosi. A druga strona potrafi to brzydko wykorzystywać Moja znajoma też ma takie myśli. Stwierdziła, że dziecko jest najważniejsze i już jej wszystko jedno. Ale to tylko tak się mówi...
  2. Jeszcze chciałam się pochwalić, że w czwartek była u ginekologa Dostał ode mnie dobry trunek w ramach wdzięczności za wszystko, co dla mnie i Matiego zrobił. A jak wychodziłam już i jeszcze raz mu dziękowałam, to życzył mi wszystkiego dobrego i przytulił... Macie takich kochanych lekarzy? Dostałam receptę na Cerazette, ale zanim je wykupię, to jeszcze mam się z nim spotkać na USG, żeby sprawdzić, czy macica na pewno się oczyściła i chyba żeby ciążę wykluczyć ;) Bo się przyznałam do bzykania bez zabezpieczenia Łasiczko - gratulowałam już? jak nie, to gratuluję
  3. Witajcie Widzę, że temat chrzcin... Kurczę, a my jeszcze nawet się nie orientowaliśmy jak to u nas wygląda :/ Też jesteśmy tylko po cywilnym, ale wiem, że nie będzie z tym problemu. Nie wiem tylko jak z kasą... A trochę nam doskwiera jej brak, szczerze mówiąc... Wiecie z czym mam największy dylemat? Z chrzestnymi... W grę wchodzi jedynie moje rodzeństwo (siostra i brat), a prawda jest taka, że wcale nie uważam ich za osoby godne zaufania w tej roli... Poza tym moje podejście do instytucji kościoła także przysparza mi moralnych rozterek... Czuję się trochę jak hipokrytka... Podłączę się do dyskusji o "dwóch pampersach" i nie/codziennej kąpieli ;) Takie chore babsko oszczędzające na pampersach chyba bym zapodała położnej środowiskowej Niepojęte!!! Ciekawe, czy na podpaskach dla siebie też ma zwyczaj oszczędzać... Tylko że z g***em w gaciach na pewno nie chodzi Ja wiem, że pieluchy sporo kosztują i nie ukrywam, że także chętnie bym zaoszczędziła. Tylko jak??? Nie miałabym serca zostawić dziecka z mokrą pieluchą, nawet gdyby się o jej zmianę nie dopominało. Nie liczyłam ile my zużywamy, ale opakowanie pampersów (chyba 92 szt.?) wystarcza nam na tydzień Dobrze, że moja mama już dwa razy obdarowała nas podwójnymi takimi jumbo paczkami To prawie 400 pieluch... Podobno z czasem dzieciaczki coraz rzadziej siusiają i kupę robią, ale u nas póki co zmian nie widzę. Poza tym jedynie, że Mati ma już drugą dobę problem z kupą... Wczorajszy dzień był po prostu koszmarem I zaparcie i kolka i przemęczenie... Czopek glicerynowy w końcu podałam, to z pieluchy prawie się wylewała potworna kupa, ale co z tego, jak znów jest problem A nie chcę go faszerować czopkami. Jeśli natomiast chodzi o kąpiele, to Mati wręcz nie może się ich doczekać Jak go do nagusa rozbiorę na przewijaku, a tata obok przygotowuje akcesoria, to mały prawie z siebie wychodzi. Bałam się, że po szpitalnym traktowaniu będzie miał traumę, ale tylko pierwszej kąpieli w domu towarzyszył trochę płacz. Potem już było i jest super :) Kąpiemy go codziennie o w miarę stałej porze, bo Mati jest książkowym "wrażliwcem" (tak mi się zdaje po lekturze "Języka niemowląt"). Mój gin mówił jednak, że jego żona (pediatra) trzecie ich dziecko kąpała raz na kilka dni, a na codzień - chusteczkami nawilżanymi lub nasączonymi wodą płatkami kosmetycznymi przemywała jedynie. I podobno jedynie to najmłodsze dziecko nie cierpi na żadne alergie i jest w ogóle o wiele odporniejsze. W myśl powiedzonka: "Częste mycie skraca życie" ;) Madziu, jak Ani pupcia? Zapomniałam Ci ostatnio napisać, że jak Mati miał dupkę odparzoną, to przy każdej zmianie pieluchy (czyli bardzo często) przemywałam mu dupkę ciepłą wodą i suszyłam suszarką przez kilka minut. I dopiero potem Bepanthen. Szybko przeszło, bez konieczności stosowania tetrówek. Okazuje się - jak widać - że każdorazowe wycieranie dupki kupnymi chusteczkami u nas nie zdaje egzaminu. Korzystam z nich w dalszym ciągu, ale też kilka razy w ciągu dnia stosuję tamtą metodę i póki co dupcia jak u niemowlęcia ;) Pumko, dzięki za info o glukozie. Karmię wyłącznie piersią, więc już nie drążę tematu :) Łasiczko - Tobie za info o bioderkach dziękuję A co ze spaniem Natanka w łóżeczku? Udało się? Jeśli tak, to podziel się swoją metodą i przebiegiem nauki. Bo mój mąż ostatnio zapytał, czy Mati długo jeszcze będzie z nami spał... Bo się R. stęsknił za naszym dawnym spaniem, kiedy to całą noc przesypialiśmy wtuleni w siebie. A teraz jego miejsce zajął synuś. Może R. odrzucony się nie czuje, ale mówi, że śpimy osobno i że nie czuje, że z nim jestem... Jeśli chodzi o zasypianie, to podobno niemowlę zasypia przez 20 minut - to cały proces, który rozpoczyna się od subtelnych znaków (ziewanie, zamrakane ślepka, czasem marudzenie, czasem kręcenie się), których nie należy przegapić i w porę zapewnić do snu dogodne warunki. Bo jak przegapisz, to wszystko od nowa - w najlepszym wypadku. A w najgorszym... płacz przemęczeniowy i niemożność zaśnięcia :/ Jak Mati rozbudza się takim właśnie tarciem buźki o podłoże, to szybko kładę się koło niego i podsuwam mu cycka. Zwykle pociumka (ale nie je wtedy) przez kilka sekund i zasypia. No, ale nie zawsze udaje nam się wszystko dostrzec i bywa problematycznie. Wczoraj była moja rodzinka i tak dodatkowo wyprowadzili Matiego z równowagi i stałego rytmu dnia, że do 22. nie mógł zasnąć; oczy czerwone i ledwie otwarte, ale płacz przeraźliwy :/ Do tego kolka chyba... To był dzień i wieczór najgorsze z wszystkich do tej pory I też nie potrafię rozgryźć tych kolek... Wydają się być niezależne od jedzenia. Jestem nawet skłonna powiedzieć, że bardziej przebieg dnia i wszystkich zdarzeń wpływają na kolki. Mati też się ślini niekiedy. I gryzie piąstki. Sama zdziczałam trochę, bo zdarza się z rzadka bardzo wczesne ząbkowanie, albo kilkumiesięczne objawy poprzedzające ten proces. Sąsiadki syn w tym wieku też tak miał, ale pierwszy ząb wyszedł mu dopiero w wieku 6 m-cy. Drodka, a pijesz dużo płynów? Mi położna kazała pić bardzo dużo, nawet 3-4 litry płynów dziennie (oczywiście, nie jestem w stanie tyle wypić) - podobno płyny bardzo pobudzają laktację. Nie wiem ile w tym prawdy, ale rzeczywiście zauważyłam, że jak mało w jakimś dniu piję, to piersi są mniej pełne, a jak sporo (najlepiej duszkiem), to bardzo szybko się wypełniają i bardzo mocno. Zresztą, kiedy karmię, to wtedy bardzo mnie suszy i muszę wypić z dwie szklanki wody Więc może coś w tym jest. Aisha, może spróbuj ;) Przy okazji życzę szybkiego powrotu do formy, kochana Mart, Mati też dużo ulewa, a niekiedy wręcz wymiotuje :/ I dwie lekarki zapewniają mnie, że to normalne, że układ pokarmowy jest niedojrzały itp. No nie wiem... Choć przyznać muszę, że ostatnimi czasy trochę rzadziej ulewa i haftuje ;) Ale niekoniecznie mniej... Mbilska, mi także to na kolki wygląda. I chyba na refluks również... Mój synek ma podobnie, ale na razie moje uwagi są zbywane przez dwóch pediatrów - że to normalne u takich maluchów Zawada - witaj i pisz więcej. Mbilska - Ty zresztą też ;) Agula, Pumka - współczuję problemów z facetami Może wjedźcie im na ambicję; zapytajcie, czy chcą, żeby ich dzieci kiedyś powiedziały, że ojców nie miały, albo że się dla swoich ojców nie liczyły. Normalny facet powinien sobie to przemyśleć i starać się nie dopuścić do tego, żeby w tak głupi sposób stać się dla swojego dziecka kimś prawie obcym. Wiem, że znacie swoich partnerów najlepiej i niby wiecie jak do nich trafić i co ich rusza, więc nie powinnam doradzać, ale... wiem co czujecie i chciałabym jakoś pomóc lub wesprzeć, tylko... nie wiem co innego poradzić...
  4. Hej, kochane Mamy :) Dziękuję za słowa otuchy Następnego dnia byliśmy u tego samego lekarza (ortopeda, traumatolog, który był w Polsce prekursorem oceny stawów biodrowych za pomocą USG), w jego przychodni. Ma tam chyba lepszy sprzęt. W każdym razie powiedział, że dysplazja jest nieznaczna, właściwie na granicy, więc na razie wstrzymamy się z radykalniejszymi działaniami; mamy Matiego nosić na biodrze, pieluchować i układać na brzuszku jak najczęściej. I tak przez miesiąc. Potem kontrola i zobaczymy, czy jest poprawa :) Mam nadzieję, że się uda. Sekundko, jak to można rozpoznać, czy główka jest krzywa??? Nasza lekarka zawsze główkę obmacuje, ale niczego nie komentowała jak na razie. Może dlatego, że Mati od samego początku głowę podnosi i już od dawna przekręca ją jak leży na pleckach i na brzuszku - może sam ją sobie ukształtował??? Filipek pięknie rośnie Drodka, nie wiem, czy w moim szpitalu bioderka kontrolowali... Nic na ten temat nie słyszałam, a w necie czytałam, że nie wszędzie się to praktykuje. W każdym razie dostaliśmy jedynie zalecenie, żeby po 6. tygodniu iść na USG. Pediatra też nie badała, tylko dała skierowanie na USG. Nie martw się, że Zuzia malutka i drobniutka. Myślę, że dla dziewczynki to korzystne :) Sama chciałabym być filigranową kobietką ;) O której kąpiesz córcię i usypiasz? Bo my dotąd kąpaliśmy po 19.00, czasami nawet o 20.00, ale zauważyliśmy, że Mati koło 18.00 robi się potwornie marudny i śpiący, a jednocześnie zasnąć za bardzo nie może i sytuacja robiła się mocno nerwowa, bo przetrzymywaliśmy go do ustalonej godziny kąpieli, a potem i tak miał problem z zaśnięciem i strasznie płakał Wczoraj więc zrobiliśmy kąpiel o 18.00 (już zaczynał marudzić), potem szybko witaminki i cycek, przy którym prawie od razu oczy mu się zamknęły. No to myk z nim do łóżka (naszego...), lekko się rozbudził, ale z cycem usnął zaraz :) No i pospał prawie do 21.00, znów głaskanie i cycuś, zasnął bez problemu :) Obejrzeliśmy House'a, ogarnęliśmy trochę i też się położyliśmy. W sumie spałam z synkiem do 8.30 - przez całą noc 3 pobudki na zmianę pieluchy i cycanie. Gładko poszło. No i ostatnio Mati śpi na moim brzuchu :) Uwielbiam tak z nim spać, a on nawet w tej pozycji zajada z cycka Się rozwinęłam A chciałam jedynie zapytać, czy przypadkiem problemy Zuzi ze snem nie wynikają ze zbytniego przeciągania pory kąpieli i usypiania, czyli po prostu z przemęczenia? Madziu, widzisz, mi nikt pieluchowania nie doradzał I nigdy o tym nie słyszałam wcześniej... My do kąpieli używamy aktualnie Hipp'a, a po kąpieli zamiennie oliwek Hipp'a i Johnsona w żelu. Do buźki na dwór: Johnson'a na wiatr i zimno. Do dupki z początku Sudocrem i coś tam jeszcze, ale się pupka i tak odparzała, więc pediatra poleciła nam maść Bepanthen. Jest świetna, bo zostawia tłustą powłoczkę i już się pupa nie odparza. Tyle że kosztuje 20 PLN za 30 g No, ale wydaje mi się, że wydajna jest w miarę. Łasiczko, gratuluję!!! Ja jestem przeszczęśliwa za każdym uśmiechem i śmiechem Mateuszka Nie ma niczego cudowniejszego i nigdy się nie nudzi tak rozkoszny widok... Aisha, skłonność do alergii rzeczywiście często jest dziedziczna, więc pewnie będziesz musiała uważać :/ My używamy Dzidziusia, Lovelli i Jelpa. A przecież swoje rzeczy i pościel pierzemy w normalnych proszkach i płynach, mały ma z nimi cały czas kontakt i nic się nie dzieje. Chyba nawet zacznę jego rzeczy prać z naszymi, a jedynie ustawię na dodatkowe płukanie. Mojra, dzięki za info o okuliście. Muszę podpytać naszą lekarkę przy najbliższej okazji - poproszę o skierowanie, jeśli sama nic nie wspomni na ten temat. Mały oczka ma bystre i wydaje mi się, że widzi bardzo dobrze, ale na pewno nie zaszkodzi się upewnić. Mart, sama martwiłam się, że Mati za dużo przybiera (prawie 2 kg w miesiąc), ale mi już dwóch pediatrów mówiło, że w przypadku dzieci karmionych piersią nie ma mowy o czymś takim, jak za duże przybieranie. Co innego, jeśli karmi się dzieci sztucznym mlekiem, ale w szczegóły nie wnikałam, skoro nas to nie dotyczyło. A po szczepieniach nasz bąbelek był aniołkiem przez całe dwa dni Pierwszego dnia jedynie troszkę kwilił żałośnie, jakby mu się przypominało, ale poza tym nawet podwyższonej tempki nie miał. Zastrzyki były trzy Agula, spełnienia marzeń, Skorpionku ;) Aldonko, pewnie już masz swoje dzieciątko po "tej" stronie? Tak sobie wnioskuję po rozwarciu ;) Wszystkiego dobrego O co chodzi z tą glukozą??? Po co się ją daje? Zakupiłam, ale nie podaję, bo nie wiem jak (no, dzięki Aishy już wiem - dzięki) i nie wiem, czy w ogóle jest taka potrzeba... Poradźcie, proszę :) Co do powrotu do formy, to mogę powiedzieć, że jestem szczęściarą Już w dwa tygodnie po porodzie ważyłam tyle, ile zachodząc w ciążę, a po kolejnym tygodniu - jeszcze 4 kg mniej. Miałam nadzieję zrzucić jeszcze kilka kilogramów, ale jakoś waga stanęła na 60-tce (przy moich 160 cm wzrostu... ) i nie chce drgnąć niżej Wskazówka na pewno się nie zablokowała, bo mam elektroniczną wagę ;) Muszę więc przed samą sobą się przyznać do tego, że to wina mojego niepohamowanego wilczego apetytu... Jem chyba więcej od mojego R... I do tego 0,5 kg paczkę wafelków mam na dwa dni... A jem je codziennie. I jeszcze często robimy drożdżówkę lub piernik... Żeby mi to uzależnienie od słodyczy nie zostało... Co do brzucha i piersi, to nie dorobiłam się nawet jednego rozstępu Brzuszek prawie płaski, a piersi wróciły także do dawnych rozmiarów :) Jedyne, co mi pozostało, to blizna po CC i ta ciemna kreska biegnąca pionowo przez środek brzucha. Ale to chyba zniknie??? Zbieramy się na spacer, bo Mati się powoli budzi :) U nas prawie 9 stopni ciepła, bezwietrznie i słonecznie
  5. Pumko, nie wiem jak to jest... Mi się w szpitalu zatrzymywało krwawienie i przy tej okazji powiedziano mi o konieczności podania leków przeciwzakrzepowych. Na szczęście po wyjściu ze szpitala się rozruszałam i krwawienie nabrało mocy ;) No i jesteśmy po USG. Niestety, obustronna dysplazja stawów biodrowych Jutro jedziemy do szpitala dziecięcego po zalecenia i chyba po jakieś ustrojstwo, które będzie Mati musiał nosić przez miesiąc na początek Płakać mi się chce
  6. Witajcie Madziu, nie znam nazwy leku, który mi wstrzykiwano, ale pewnie masz rację - ja dostawałam zastrzyki jedynie w szpitalu, więc w sumie króciutko. Może dlatego nikt nie wspominał o zakazie karmienia piersią. Ale skoro Ty będziesz się kłuć przez pół roku, to rzeczywiście, lepiej, żeby Ania nie dostawała czegoś, co mogłoby jej zaszkodzić. Justiinko, to się zasiedzieliście w Holandii ;) Tak sobie myślę, że im dłużej się żyje za granicą, tym trudniej wrócić do naszej szarej, polskiej rzeczywistości :/ Mówię po sobie i po wielu znajomych. Nawet mój mąż, który od samego początku wiedział, że nie będzie chciał na stałe zostać ani w Niemczech, ani w Holandii, bywa często rozgoryczony tym, co dzieje się w Polsce Może dałby się przekonać, gdyby nie to, że po wielu latach starań udało nam się w końcu z mieszkaniem i w końcu mamy swój własny kąt, najwspanialsze miejsce na świecie :) Ale mamy to dzięki pracy męża za granicą... Tylko po to wyjeżdżał. Może gdyby nie to mieszkanie... Ja potrafię się zadomowić wszędzie, pod warunkiem, że mam mojego R przy sobie. Wiem, że to nieładnie, ale... zazdroszczę Tobie. Naprawdę baaardzo tęsknię za Holandią Pozdrawiam serdecznie Roxanko, faktycznie, skoro twój mąż tak wiele w domu i przy dziecku pomaga, to chyba należy mu się jakaś nagroda ;) Mnie głowa nigdy nie boli ;), ale rozumiem, że możesz nie mieć ochoty i na pewno nie jest to nienormalne - wszystko w swoim czasie. Nie powinnaś się zmuszać, bo skutki mogą być przeciwne od pożądanych ;) Mojra, dzięki za rady i ostrzeżenie. Na szczęście Mati nie ma aż tak strasznego kataru, żeby nie mógł oddychać, ale niepokoi mnie "charkot" dochodzący niekiedy z gardła (?) - lekarka go osłuchiwała i stwierdziła, że płuca czyste i że ten charkot to efekt sapki. Pewnie ma rację, bo słychać to jak się synuś zmęczy aktywnością albo płaczem. Natomiast przez sen oddycha tak cicho, że muszę mu się uważnie przyglądać i mocno nasłuchiwać, czy na pewno oddycha A dlaczego idziecie do okulisty? Skierowanie macie? Jest jakiś specjalny powód, czy też wszystkie powinnyśmy z naszymi dziećmi okulistę odwiedzić w najbliższym czasie? Bo mi nikt nic na ten temat nie mówił... Aisha, myślałam podobnie jak Ty... Kurczę, dobrze, że my już dawno to załatwiliśmy. Wydaje mi się jednak, że ktoś tu coś namotał Przecież to absurd! To jest tylko w tym chorym kraju możliwe... Współczuję i życzę powodzenia Łasiczko, żebyś wiedziała, że do dziewicy można się porównać U mnie to nawet gorzej, bo mnie strata dziewictwa nie bolała, a pierwszy raz po porodzie - i owszem. Współczuję kolek - Tobie i Natankowi :( Faktycznie, ciekawe z czego, skoro nie jadłaś niczego nowego ani podejrzanego... Słyszałam opinie, że kolka jest czymś do końca nie wyjaśnionym; ma związek nie tylko z jedzeniem mamy, ale także z psychiką (np. zbyt wiele wrażeń, pobudzeń). Dlatego też nie ma na nią jednego niezawodnego lekarstwa, a i te polecane nie wszystkim malcom pomagają :/ Drodka, polecam wodę koperkową (Gripe Water); działa błyskawicznie - moment od podania dzieciaczkowi bulgocze w brzuszku i szybko robi kupkę :) Nie iwem tylko, czy dostaniesz ją u siebie... A termometr w dupkę (lup mały czopek glicerynowy) możesz bez obaw włożyć. Tylko trzeba końcówkę termometru naoliwić. Wkładasz kawałek i może zwieracze odpuszczą ;) Ale to nie zawsze działa. Śmigam na USG bioderek :)
  7. Tak, Madziu, najpierw należy do noska wpuścić po kropelce soli fizjologicznej (lub wody morskiej, ale po niej zazwyczaj dzieciaczek kicha - i o to akurat między innymi chodzi), trochę odczekać, żeby namiękły glutki, no i wtedy użyć aspiratora (Frida na przykład). Bardzo to fajne, bo widzisz co wyciągasz i nie skaleczysz noska i nie wepchniesz zbyt głęboko :) Przepraszam za swoją nieuwagę Ale jak tak w biegu podczytuję, to wiele mi umyka... Szkoda, że karmić nie możesz, no ale co zrobić. Ciekawa jestem czy leki przeciwzakrzepowe podawane są wszędzie takie same, czy też różnie to bywa... Bo ja po cesarce też zastrzyki dostawałam (w brzuch) z czymś przeciwzakrzepowym właśnie i nikt nawet nie wspomniał, że przy tym karmić piersią nie należy Łasiczko, nie martw się, kochana Może po prostu Natan opanowanym facetem jest ;) Mój Mateusz to wrażliwy chłopak, bardzo emocjonalnie do otaczającego go świata podchodzi ;), więc może stąd różnice ;) Ja za to zazdroszczę Tobie pogodnego syna Kurde, ten mój upierdasek ma takie dni, że nie kwęka i nie płacze tylko wtedy, kiedy śpi, a i przez sen właściwie też mu się zdarza, jak ma z kupą problem albo bączki bolesne Co do bzykanka, to pewnie czekają Cię wrażenia jak przy pierwszym razie Życzę powodzenia Agula, udanych zakupów życzę ;)
  8. Jestem 1,5 miesiąca po cesarce i czuję się doskonale :) Podczas seksu bolało mnie początkowo coś wewnątrz (może zmasakrowana "masażami" szyjka?), ale już jest dobrze ;) Wiem, wiem, powinnam odczekać... Ale pewnie byłaś już na poporodowej wizycie u ginekologa... Ciekawa jestem co Ci powiedział. Mam nadzieję, że wszystko w porządku?
  9. Witajcie późnym porankiem Roxanko, przykro mi z powodu studiów i choróbska Waszego Zobaczysz, wszystko będzie dobrze - inaczej być nie może Justiinko, witaj Gratuluję wrześniowego maleństwa Widzę, że w Hadze mieszkasz... Ależ ja tęsknię za Holandią... Rok mieszkałam w okolicach Weert i Roermond. A Ty na stałe u Wiatraków, czy planujesz powrót do PL? Aisha, rzeczywiście, gruszka do fridy się nie umywa. Trzeba tylko pamiętać o tym, żeby nigdy na sucho noska nie czyścić, bo mogą naczynka dzieciaczkowi popękać. Ty na pewno o tym wiesz, ale to tak na wszelki wypadek, bo może nie wszystkie mamy wiedzą - w każdym razie nie zaszkodzi wspomnieć ;) Co do kataru, to wiekowa pani doktor (z patologii noworodka) poradziła mi, żebym małemu zakraplała swoje mleko do noska ;) Bo jedno, że w nim przeciwciała, a po drugie - zasusza, tworząc osłonę w nosku. Powtarzam, co mi powiedziano. Raz tak zrobiłam, ale to dość kłopotliwe z tym zakraplaniem z cycka Muszę chyba wybrać się po ten Nasivin, bo katarek syncia nie opuszcza, a maść majerankowa nie wydaje się być skuteczna. Jeżeli jednak katar wynika ze zbyt suchego powietrza w domu, to pewnie żaden specyfik nie pomoże, dopóki nie nawilżę jakoś powietrza w domku...? Asiaga, nie jesteś sama :) Mati także rozpieszczony noszeniem i bliskością cycusia ;) Niekiedy jedno i drugie potrzebne jednocześnie :/ Posiłki jadamy przeważnie na zmianę :/ Albo jak jesteśmy pewni, że mocno śpi Madziu, ładną masz kluseczkę :) Ale to podobno dobrze, jak cycusiowe dzieci tak przybierają (bo chyba karmisz piersią?). Może marudna przez pleśniawkę? Na pewno nie jest to miłe dla takiego małego człowieczka... Mój szkrab pleśniawki nie ma, a też marudny Ma sporadycznie takie dni, że jest aniołkiem, a tak poza tym, to od jakichś 2-3 tygodni daje nieźle popalić za dnia. Na szczęście w nocy jest spokój - bo śpi przy mamusi :) Zajada więc przez sen i prawie że przez sen (jego - nie mój) jest przewijany. Naprawdę rzadko zdarza się, żeby "dokuczał" w nocy. A jeśli chodzi o uspokajanie, to nie ma reguły. Bywa, że u mnie wrzeszczy, a u tatusia moment... i cisza. I na odwrót. I tu muszę powiedzieć, że na R. narzekać nie mogę, bo bym zgrzeszyła ;) Sam Mateuszka bierze ode mnie, żeby go uspokoić. Naprawdę, bywa cudownym wybawieniem Co do szczepień, to i my zdecydowaliśmy się na refundowane. Teraz trochę żałuję, bo sama prawie się popłakałam... Tak mi było żal robaczka Uspokoił się po pierwszym zastrzyku, a tu mama znów go kładzie i pozwala kłuć. I potem znów... Nawet powiedziałam lekarce, że chyba następnym razem weźmiemy płatne, a ona na to, że nie zabroni, ale że raczej powinno się kontynuować tym, czym się zaczęło Fakt, taki maluch zapomina w mig, ale ja za bardzo empatyczna jestem... A poza szczepionkami będzie regularnie kłuty jeszcze, bo ma niedokrwistość (w efekcie konfliktu serologicznego). I aż do odwołania musimy co miesiąc morfologię robić i faszerować go żelazem i kwasem foliowym. Podobno żelazo może być przyczyną płaczliwości i rozdrażnienia Łasiczko, jak na niejadka, to i tak całkiem dobry wynik ma Natanek :) No i chyba się Twoim mleczkiem w zupełności najada, skoro Ci modyfikowane oddaje ;) Mój wielkoludek pewnie modyfikowanego by nie tknął Nie próbowałam, bo swoim wykarmiłabym chyba jeszcze jakiegoś głodomorka, ale nawet to moje mleczko wypluwa, jeśli mu podam odciągnięte do butelki (robię tak niekiedy, żeby uniknąć zalewania młodego - często nie nadąża z połykaniem prosto z cycka i się wścieka) i podgrzane sztucznie :/ Co do ubierania, to mam podobnie ze swoją mamą ;) Też jej się wciąż wydaje, że wnusio za lekko ubrany, a on jest po prostu gorącym facetem Poruszyłaś temat bzykanka ;) Jestem pełna podziwu, że pomimo chęci... wstrzymujesz się Ja w czwartek idę po raz pierwszy do gina, ale przytulanko mam już dawno za sobą... Troszkę się po nim krwawienie wznowiło, ale to było do przewidzenia ;) No i muszę powiedzieć, że mimo cesarskiego cięcia... bolało Dopiero za trzecim razem zrobiło się naprawdę przyjemnie ;) Dziwne, prawda...? Pumko, Mati też cieszy się "pełną gębą" na nasz widok :) I niekiedy coś tam do nas (a może do siebie) pokrzykuje albo cichutki monolog prowadzi. Pełnię szczęścia widać też przed kąpielą, kiedy rozbierany jest do naguska i może się ponapawać swobodą ;) Uwielbia też buziaki w usteczka; robi wówczas śmieszne minki, jakby go te buziaki łaskotały I rączkę chwiejnie wyciąga do mojej twarzy - ja ją wtedy całuję, a on, oczywiście, bardzo się cieszy. Taki uśmiech, to najbardziej rozczulający widok na świecie Łasiczko, nie martw się - Natan ma jeszcze czas na uśmiechanie się :) Ale się rozpisałam... Czas się wziąć za coś ;)
  10. Witam :) U mnie bardzo długo nie było wiadomo co z tym fantem począć... Z jednej strony bardzo chciałam rodzić z mężem, a z drugiej... miałam obawy. Przyznaję, że myślałam o swoim wyglądzie i zachowaniu, o możliwych "wpadkach" i o tym, jaki to będzie miało wpływ na nasze życie intymne. Poza tym mąż mało jest odporny na tego typu widoki, nawet w TV ;) Z upływem ciąży dochodziliśmy do obopólnego postanowienia: rodzimy razem :) I żadne z nas nie żałuje tej decyzji. Razem przeszliśmy przez ponad 12 godzin mojej męki. Mąż pomagał mi w każdej czynności, bo nawet najmniejszy ruch sprawiał mi potworny ból - a tym samym pomagał położnej. Za mnie udzielał wszelkich odpowiedzi, bo z tego bólu mało co kontaktowałam. No i wiadomo - siedział przy mnie, trzymał za rękę, głaskał po policzku i powtarzał: "Aniołku, dasz radę. Jak nie ty, to kto?" Ale nie dałam rady Ostatecznie zakończyło się cięciem z powodu braku postępu porodu (odgięciowe ułożenie główki i rozwarcie maksymalnie 6 cm pomimo czterech "masaży"). Mąż musiał czekać pod salą operacyjną, ale po 10 minutach zobaczył naszego cudownego synka :) Do końca życia wdzięczna będę mojemu mężczyźnie za to, że był przy mnie w tych trudnych chwilach (niestety, nie były to chwile piękne), że miał cierpliwość iście anielską, że miał w sobie niewyczerpane pokłady ciepła, miłości i bezgranicznego oddania. Myślę, że tamten czas wytworzył między nami więź silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. A co do moich obaw sprzed porodu... okazały się bezpodstawne ;) Nie ważne jak wtedy wyglądałam, bo nie ma to wpływu na to, jak jest teraz. A teraz czuję się stuprocentową kobietą i właśnie tak postrzega mnie mój mąż
  11. Hej, Mamuśki Wciąż Was czytam, każdego dnia ;) Firmę, w której pracuje mój mąż, dotknął kryzys - zwolniono sporo osób, ale na szczęście nie mojego R Ale że nie mają zleceń... jest na urlopie. Dobrego tyle, że bardzo mi pomaga w domu i przy synku No i Ktoś "odgórnie" postanowił, że ten najtrudniejszy czas, a jednocześnie tak niepowtarzalny moment, przeżywamy wspólnie Tak więc dumny tatuś może obserwować, jak z dnia na dzień zmienia się jego chłopiec i jak duże są jego osiągnięcia. I widzę, że naprawdę bardzo go to cieszy. Jeszcze tydzień będzie z nami w domku. Mam jednak nadzieję, że potem już się sytuacja poprawi i do pracy wróci, bo bezpłatny urlop się nam nie uśmiecha A Mateusz rośnie jak na drożdżach... Przedwczoraj ważył 5200 Jak ze szpitala wychodziliśmy, to było 3060 g... Pediatra mówi, że to dobrze, ale mnie to tempo trochę przeraża... Nawet silnemu tacie ręce niekiedy więdną Bo - co tu ukrywać - trochę syncia rozpieściliśmy ;) Po raz kolejny plany nasze wzięły w łeb Łóżeczko robi jedynie za podstawę pod przewijak Mały śpi z nami, a właściwie z cyckiem ;) Odmawia cycania smoczka Poza tym bywa z nim różnie... Niekiedy aniołek z niego prawdziwy, ale częściej chyba marudzi :/ I to chyba nie przez kolki, aczkolwiek przez problemy brzuszkowe wywoływane najprawdopodobniej przez moje bardzo laktozowe mleko :/ Muszę odciągać mleko początkowe, a nie zawsze czas na to mam, a i ręczny laktator słabo się sprawdza. Tak więc karmienie bywa dla nas obojga stresujące niekiedy No, ale wydaje mi się, że coraz mu lepiej z trawieniem idzie, choć potrafi płakać strasznie przy byle bączku :( No i z ubieraniem na spacery trochę niefajnie... Gorący z niego chłopak - nie cierpi zbyt wielu albo zbyt ciepłych lub po prostu ograniczających ruchy wdzianek. Nie wiem co to zimą będzie To na razie tyle, bo czas na spacer. A jak znam swojego syna, to zejdzie nam sporo czasu zanim uda nam się z domu wyjść. Na koniec pocieszę Was tylko, że Mati też z katarem się męczy już długo. To ponoć od zbyt suchego powietrza w domu, bo płucka w porządku. Ale stosujemy sól fizjologiczną/wodę morską i fridę oraz maść majerankową. I nie wiem, czy to coś daje... Jeszcze wrzucę jakieś zdjęcia :) Pozdrowienia serdeczne dla wszystkich
  12. Witajcie, Mamuśki! Ja na chwilę na razie, bo wciąż mało zorganizowana jestem, a poza tym sporo sobie zajęć wymyślam i na pisanie czasu już mi nie zostaje :/ Chciałam tylko nawiązać do problemów z popękanymi sutkami i koszmarem z tym związanym. Dziewczyny, to nie jest normalny stan! Tym bardziej, jeśli trwa tyle czasu od porodu! Sama na szczęście dowiedziałam się o tym jeszcze podczas pobytu w szpitalu, w 3. dobie od porodu, kiedy to zdążyłam się dorobić poranionych brodawek i gdy myśl o przystawieniu synka napawała mnie lękiem Pielęgniarki noworodkowe pytały wcześniej jedynie o to, czy dziecko ssie. Ssało. No i to by było na tyle. Nic więcej ich nie interesowało. No a ja wówczas sądziłam, że każda karmiąca musi najpierw przejść przez mękę Na szczęście pewnego pięknego popołudnia pojawiła się pani Janina Wroniecka - doradca laktacyjny - i pytała każdą karmiącą mamę po kolei, czy przypadkiem nie ma jakichś problemów z karmieniem. No to powiedziałam, że mam zmasakrowane brodawki i że nie jestem pewna, czy mam wystarczającą ilość pokarmu, bo mój synek stracił na wadze więcej niż "przepisowe" 10% wagi urodzeniowej, w związku z czym nakazano mi przystawiać go do piersi co 2 godziny i nie pozwalać mu przesypiać karmienia. Pani Janka poprosiła mnie o zademonstrowanie karmienia. No to zademonstrowałam A potem ona zademonstrowała mi na moich piersiach i na moim synku, jak karmić się powinno Poświęciła mi naprawdę sporo czasu (zresztą, jak każdej innej obolałej mamie), wszystko wytłumaczyła i... problem zniknął praktycznie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki I nawet poranione cycki nie dawały się we znaki Fakt, zakupiłam u niej niemieckie nakładki silikonowe (chłodzące, z jakimś lekiem - świetna sprawa), żeby przyspieszyć gojenie. Sorki za wywód. Zmierzam cały czas do tego, by powiedzieć Wam, że takie nieprzyjemne rzeczy mają miejsce dlatego, że nikt nie uczy nas prawidłowego przystawiania dziecka do piersi Na szczęście w wielu miastach można otrzymać darmową pomoc od doradców (umawiają się nawet na wizyty domowe, w każdym razie w moim mieście); polecam stronkę (być może nie jest zbyt aktualna, bo nie ma na ichniejszej liście przyszpitalnej poradni toruńskiej): Komitet Upowszechniania Karmienia Piersią - Adresy poradni laktacyjnych Naprawdę, korzystajcie z pomocy, bo przecież karmienie ma być radością i dla nas i dla naszych skarbów Życzę szybkiej poprawy i samych cudnych chwil z dzieciaczkami Aisha, Mmadzia - Wam szybkiego powrotu do zdrowia życzę!!! Ale się Wam porobiło niefajnie... Współczuję naprawdę Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie
  13. Hej, dziewczyny kochane Dobrze wiedzieć, że nie tylko u nas problem z kolką... Nie, żeby mnie Wasze męki cieszyły, ale przynajmniej wiem, że to normalne u takich maleństw. Pediatra i położna przekonują mnie, że to po prostu niedojrzałość układu pokarmowego i że trzeba przez to przejść :/ Ale i polecają dostępne leki łagodzące kolki, jak np. Espumisan (podobno można je stosować przed ukończeniem przez dziecko 1. miesiąca życia, ale w zmniejszonej dawce, np. 3 x 4-5 kropli zamiast 20/dzień) czy woda koperkowa (nie mylić z herbatką). No i my stosujemy, choć nie z jakąś regularnością. Ale dziś się w necie naczytałam, że regularność i systematyczność jest bardzo istotna - się przyłożę od zaraz ;) I tak wydaje mi się, że woda koperkowa pomaga - tylko że na niezbyt długo :( Do tego masaże brzuszka (ale chyba nie podczas kolki; w każdym razie Mateuszek podczas ataku jest tak nerwowy, że próby masażu tylko pogarszają sprawę) i ciepłe okłady na brzuszek, kładzenie maluszka w pozycji na brzuszku i "ćwiczenia" polegające na delikatnym (ale stanowczym) dociskaniu nóżek maluszka do jego brzuszka. A co do Espumisanu i tego typu leków, to mają to samo co Sab Simplex, czyli Simethiconum... Kończę, bo mały woła :)
  14. Witajcie Dziękuję za gratulacje i komplementy :) Muszę się z Wami zgodzić: mam ślicznego synka Ale wyjątkiem nie jest; wszystkie "nasze" maluchy są cudne :) Roxanko, co z tym sączeniem się "niewiadomoczego"? Też tak miałam na krótko przed porodem i w żaden sposób nie byłam w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy to wody, czy coś innego Niestety, mój gin nie miał testu, a i tak to coś sączyło się jedynie w nocy, więc badając mnie niczego nie stwierdził poza zwiększoną ilością wydzieliny, która sugerowała lekki stan zapalny. Na wszelki wypadek przepisał mi antybiotyk (w związku z paciorkowcem) w tabletkach, który brałam już do samego porodu. A sączenie nie ustało i właściwie przekonana jestem, że to już były wody... Żadnego koloru, zapachu ani kontroli nad nimi... No i w sobotę (12-09-09) zrobiłam ostatnie gruntowne porządki, po których mąż zapytał mnie, czy teraz mogę rodzić... "Teraz już mogę" - powiedziałam, po czym zjedliśmy wypasiony obiad i postanowiliśmy się zdrzemnąć ;) I wtedy się zaczęło Najpierw delikatnie się sączyło, a później to już nie mogłam wyjść spod prysznica, bo płynęło bez przerwy. Zadzwoniłam do gina - kazał jechać do szpitala. OK, dobrze, że torba spakowana. Trzy razy się przebierałam, aż w końcu skończyły mi się spodnie ciążowe i musiałam przewiązać się bluzą, bo najchłonniejsze podpaski momentalnie przemakały Tak więc miej to na uwadze ;) Może u Ciebie będzie podobnie ;) I tu, Łasiczko, odpowiadam - też miałam cesarkę. Okazało się, że wody odeszły przedwcześnie, bo szyjka kompletnie na to przygotowana nie była: półcentymetrowe rozwarcie, długa i twarda, zero skurczy :/ W niedzielę koło południa podłączono mnie pod oksytocynę i KTG, przeżyłam 3 albo 4 masaże szyjki, umierałam z bólu i błagałam, żeby ktoś mi pomógł Ostatecznie gin stwierdził brak postępu porodu, a do tego odgięciowe ułożenie główki - skonsultował to jeszcze z innym lekarzem i powiedział, że trzeba ciąć. Od Aishy wiedziałam, że Tobie także wody odeszły i że urodziłaś przez CC tego samego dnia Zabawny zbieg okoliczności Drodka, ja także panicznie bałam się igły i jak kazali mi na operacyjnej zrobić koci grzbiet, to byłam przerażona i pytałam, czy nie można mnie uśpić ;) W rezultacie wkłucie w ogóle nie bolało i żeby było jeszcze piękniej - cały ból (porodowy) odszedł dosłownie w trzy sekundy Od razu oprzytomniałam (bo ze zmęczenia i bólu na porodówce miałam "odjazdy") i podekscytowana czekałam na Mój Skarb. Jedyne, czego żałuję, to tego, że mój mąż nie mógł zobaczyć syna w momencie narodzin. Zobaczył go jednak po 10 minutach i zrobił mu zdjęcie. No i że noc to była, wysłano go do domu. Cieszę się za to bardzo, że wcześniej przez cały czas był ze mną. Bardzo mi pomógł - tym, że pomagał się poruszać, że podawał wodę, że za mnie odpowiadał na pytania. Ale przede wszystkim samą swoją obecnością, trzymaniem za rękę, głaskaniem po policzku... To tak "w skrócie" ;) Mati grzeczny, ale mąż ze mną w domu i jak się synkiem nie zajmujemy, to sobą ;) Jeszcze co do bolącego brzuszka; położna poradziła, żeby końcówkę glicerynowego czopka dla maluszków wkładać małemu w pupkę (delikatnie!!!), co powinno spowodować ulgę i odejście gazów. Faktycznie, raz tak zrobiłam i kupka wystrzeliła we mnie :) Ale jaki spokój był Takie kolki są m.in. efektem niedojrzałości układu pokarmowego i nierozwiniętych mięśni; maluszek musi włożyć sporo trudu w wypróżnianie, jeśli do brzuszka dostanie się za dużo powietrza. Można też podawać Espumisan i inne leki bezpieczne dla noworodka, ale z tym się wstrzymam do poniedziałku - idziemy wtedy do lekarza na kontrolę wagi, to jeszcze się go poradzę. To jedyny problem z Mateuszkiem jak na razie... Ale przykro patrzeć, jak się męczy Pozdrawiam serdecznie
  15. Witam kochane rozpakowane i nierozpakowane!!! Przede wszystkim gratuluję wszystkim Mamom ich świeżutkich Szczęść - ależ tu się działo Jeszcze do końca września trochę czasu, a tu taki wysyp A za Mamy nierozpakowane trzymam mocno kciuki. I na pociechę powiem Wam (bo wiem, że się niecierpliwicie), że chwilę, w której zobaczyłam moje Słońce, chciałabym wciąż przeżywać na nowo. A Wy macie ten niesamowity moment wciąż przed sobą Wiem, że Aisha (jeszcze raz dziękuję za pamięć) przekazała Wam, że mój synek przyszedł na świat 14-09-2009 o godz. 01.25; 56 cm i 3280 g. Póki nie wszystkie rozpakowane... o porodzie opowiadać nie będę - zresztą, pewnie gdzieś jest odpowiedni wątek na takie historie ;) W każdym razie rodziłam naturalnie, choć pod oksytocyną i KTG, przez 12 godzin (albo i więcej...), ale ostatecznie mój kochany gin stwierdził brak postępu porodu spowodowany upartą szyjką i odgięciowym ułożeniem główki Mateuszka - tak więc dostałam znieczulenie w kręgosłup (coś pięknego... ) i po kilkunastu minutach usłyszałam i zobaczyłam synka Od czwartku jesteśmy w domu, razem z moim R (wziął 2 tygodnie opieki) i myślę, że radzimy sobie całkiem nieźle :) Mały jest Aniołkiem o jakim marzyłam, choć zdarza mu się marudzić, ale to dlatego, że ma czasami problemy z kupką :( Przy okazji więcej napiszę - za moment przyjdzie położna na drugą już wizytę i na ściągnięcie szwów Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia życzę
  16. Mojra, Agula, Sekundka - gratuluję z całego serca i życzę szybkiego powrotu do formy ;) Aż się wierzyć nie chce, że w końcu pojawiają się wyczekiwane tyle czasu Skarby Podziwiam zorganizowanie: znajdujecie czas, żeby poczytać i popisać na forum Ja wciąż w dwupaku, a czas mnie tak goni, że nie wiem w co ręce włożyć Dobrze, że upały odpuściły przynajmniej - od razu więcej energii do życia i działania ;) Dzisiejszy dzień jest moim terminem z OM Niedługo jadę na KTG/NST i na konsultację z moim ginem; chyba dam się zbadać ginekologicznie, bo już dwie noce z rzędu mam wrażenie, że sączą mi się wody... Tak naprawdę nie jestem w stanie tego stwierdzić Wstaję co dwie godziny na siku (normalka od dawna), ale poza tym budzi mnie niekiedy mokra strużka spływająca wiadomo gdzie ;) Żadnego koloru, zapachu - jak woda Malutko, ale jednak jest. Poza tym brzuch zdecydowanie niżej i niesamowity power :) Aż wczoraj sąsiadce szczęka opadła, jak mnie zobaczyła taką zaganianą, obładowaną zakupami, na obcasach i z psem, ale z promienną buzią :) Nie chciała wierzyć, że termin nazajutrz :) Więc może to faktycznie tuż tuż Podobno taki power to nieraz symptom szybkiego rozwiązania ;) Jutro mam spotkanie ze stolarzami - szafę wnękową będą montować. I na jeszcze jedną partię mebli czekam - może będzie w tym tygodniu Aha! I na okna patrzeć już nie mogę, a czasu na ich umycie jeszcze nie znalazłam... Muszę się sprężyć... Toteż nadal jestem za terminem z USG, czyli 14. września ;) Nie piję herbatki z liści malin, bo po pierwszej próbie odpuściłam - wstrętne. Nie przytulam się do męża, żeby nie przyspieszać... Nie masuję się i nie rozciągam, bo... mi się nie chce. No i raczej już za późno. Chyba wszystkie moje ambitne plany przygotowań do lekkiego porodu wzięły w łeb Rozmawiałam ostatnio z trzema mamami: 1,5-rocznego chłopca, 2,5-latka i 4-latka... I mam mieszane uczucia... Mamy dwóch pierwszych kompletnie nie dają sobie z nimi rady... Żadne super rady Super Niani się nie sprawdzają. Mama najstarszego radzi sobie najlepiej, ale chyba jest to kwestia przebrnięcia już dawno przez ten najgorszy etap. A i tak mówi, że jak małemu kolba odbije, to nie ma na niego siły i jedynie płakać z bezsilności można... Ja to sobie wymarzyłam spokojnego, grzecznego synka, a tu takie perspektywy ;) Teraz Mateuszek broi jedynie w brzuszku - dokuczliwy nie jest, nie płacze, nie krzyczy ;) Wstyd się przyznać, że lęk coraz większy ogarnia... A jeszcze Aisha pisze, jak to 3 godziny stara się dzieciaczka do snu nakłonić Głupio mi, że ja tu jedyna z takimi odczuciami... Może zbyt poukładana jestem i dlatego przeraża mnie perspektywa kompletnej dezorganizacji i... czasami kompletnego braku wpływu na to, co się będzie działo... Mam pytanko do rozpakowanych mam: czy w dniu porodu czułyście coś szczególnego? Nie mam na myśli skurczy, tylko jakąś wewnętrzną intuicję... A jeśli tak, to z czego takie przeczucia się brały? Tak pytam, bo - co prawda - nie spieszy mi się, ale z drugiej strony mam nakazane pojawić się w szpitalu szybko - wiecie, w związku z tym paciorkowcem nieszczęsnym... Madziu, Ty też dziś masz spotkanie z gin :) Tak się doczekać nie możesz maleństwa, więc może mogłabym jednak życzyć Ci porodu właśnie dziś? Takiego błyskawicznego i bezbolesnego w miarę możliwości :) Co do terminu, to - tak jak Mart - sądzę, że biorą pod uwagę termin z OM. Jak ostatnio byłam na KTG, to babka mnie właśnie o termin pytała; powiedziałam jej, że z OM na 8. września, ale że z USG zawsze wychodził na tydzień później. Wpisała w papiery 08-09-09, ale powiedziała mi, że jak w tym czasie nic się dziać nie będzie, to nie mam się denerwować - właśnie dlatego, że termin z USG inny. Życzę wszystkim miłego dnia
  17. Hej, kochane Mamuśki Dziękuję za troskę, ale - na szczęście - jeszcze nie urodziłam ;) I nie zamierzam - przynajmniej do 9., choć bardziej pasowałoby mi jeszcze odrobinę dłużej przeciągnąć Zaglądam - jak zawsze - i kibicuję, ale naprawdę nie mam czasu ostatnio, bo majster od remontu straszne pobojowisko zostawił i tak sobie każdego dnia sprzątam po trochu, a w międzyczasie, też po trochu, kończę przygotowania wspólnego pokoju (tj. naszego i Mateuszka). I gości miewam, bo wszyscy ciekawi jak po remoncie wygląda A zaraz też muszę się wziąć za porządki u żółwia i... końca prac nie widać... Aisha, gratuluję!!!! Wywoływali, wywoływali, aż im się udało I tak wszystkim - wedle życzenia - życzę :) A widzę, że najbardziej zniecierpliwione są Agula, Madzia i Sekundka :) A wiecie... mi to już jakoś smutno, że lada moment pożegnać się przyjdzie z brzuszkiem Bo na kolejne dziecko raczej się nie zdecydujemy - więc już tego niepowtarzalnego uczucia nie zaznam... Trzymajcie się ciepło P.S. Gratuluję też Nyani, Danci i Irysowej - ale się Wrześniówki pospieszyły ;)
  18. Hej, kochane mamuśki :) Wczoraj bardzo się rozpisałam i... wcięło mi całego posta Wiecie, jak piszę, więc nie dziwcie się, że nie rozpoczęłam pisania po raz kolejny... A i teraz ani siły ani czasu za wiele nie mam, wiec w skrócie: niedługo wybieram się do szpitala na KTG - jak pan doktor zalecił :) Przy okazji majster rozpoczął szaleństwo z płytkami w łazience - muszę go zostawić, ale najpierw przygadać się o dostęp do... kibelka Ciśnienie ciut podwyższone, ale nie na tyle, żeby mnie w szpitalu kłaść - całe szczęście No i wczoraj chyba zaczął mi czop odchodzić Takie włókienka galaretkowate podbarwione różowo. Potem przez cały dzień nic, a dziś rano znowu - ale nie włókienka już tylko spora ilość "galaretki" w leciutko różowawym zabarwieniu To tylko teraz proszę o trzymanie kciuków, żeby się Mateuszek nie wyrywał, bo nie pasuje mi rodzenie przed terminem Optymalny termin, to 15. września Mam nadzieję, że do tego czasu dokończymy urządzanie się, choć cienko to widzę To miłego dnia życzę, kochane
  19. Drodka, może masz takie duże piersi? No bo chyba ten brzuszek mały być nie może, skoro sobie z depilacją nie radzisz ;) Zazdroszczę wczasów: słońce, plaża, woda... Po prostu bajka... Mój mężuś też się ostatnio wrażliwszy na dzieciaczki zrobił :)
  20. Mart, mi mój chłopski rozum właśnie pytanie zadaje: PO CO? I sam sobie nie potrafi odpowiedzieć ;) Może w trakcie CC grzebanie w brzuchu powoduje opróżnienie kiszki? A może żeby po operacji oszczędzić cierpień związanych z naprężaniem itp...? Zresztą, jak będzie taka konieczność, to i tak nie mam nic przeciwko :) Lubię mieć puste wnętrzności Co do tego, czego się dowiedziałaś od lekarza, to faktycznie - dziwne Ale w naszym kraju można wszystkiego się spodziewać, więc dobrze, że teraz dowiedziałaś się o takiej ewentualności, bo pewnie i innym się przyda. Minu, postawa godna pochwały i podziwu dla samozaparcia :) Też czytać więcej nie będę. Stanowczo Madziu, to znaczy, że mocno zakręcona byłaś Ale jakoś wielkie nożyce pamiętasz, prawda? Prawda jest taka, że żadna z nas nie jest w stanie przewidzieć swojego zachowania ;) Wczoraj trochę podpytałam mojego gina o szczególiki... Podobno u mnie nie tną rutynowo, jeśli jest szansa na to, że krocze nie pęknie, bo - jak stwierdził - to nawet dla lekarza korzystnie, jak nie ma dodatkowej roboty ;) Szczególnie, że obecnie jest bardzo dużo porodów, a więc zabieganie straszne na porodówkach; tylko 3 położne na dyżurze, więc zdarza się, że lekarze muszą niekiedy być przy rodzącej przez cały czas obecni. Na szczęście porody są rozciągnięte w czasie i jakoś im się ten "bałagan" udaje ogarniać Dowiedziałam się także, że - jak już kiedyś pisałam - rodzić będę mogła w dowolnej pozycji i miejscu i z wykorzystaniem wszystkich możliwych i dostępnych tam "wspomagaczy" (sako, drabinki, wanna, prysznic, kosmiczne łóżko, na którym wisi się w powietrzu), ale jak już dzieciaczek będzie "na wylocie", to i tak mnie SKRĘPUJĄ (!!!) Nie chciałam wiedzieć, co ma to "krępowanie" oznaczać... Ważne, że wcześniej mogę robić to, co mi instynkt podpowie :) Chociaż jak ostatnio miałam boleści (które prawie za rychły poród wzięłam), to się rozsiadłam/rozłożyłam na łóżku (z podparciem pod plecami, więc półleżąco) i nie ruszyłam się dopóki ból nie ustąpił. Innym razem bez ruchu rozłożyłam się w wannie z gorącą wodą i tak chyba z godzinę leżałam, dolewając jedynie ciepłej wody. Może więc się okazać, że moje ambitne plany co do przebiegu porodu w łeb wezmą Pocieszające jest to, że zawsze jakieś szanse na wannę są w szpitalu :) Właśnie! Moja koleżanka, która 5. sierpnia synka urodziła... męczyła się 26 godzin w szpitalu... Na szczęście szczegółów jeszcze nie znam Pytałam jeszcze o liście maliny... Jak się okazało... zaskoczyłam pana doktora W życiu o tym nie słyszał Ale nie twierdzi, że bzdur się naczytałam ;) Sądzi nawet, że z niczego się takie poglądy i metody nie biorą, a wiadomo, że spektrum działania roślin jest olbrzymie. Czemu więc nie? W każdym razie jeszcze żadna pacjentka mu się nie chwaliła, że stosuje takie metody, ale uznał też, że może niewiele kobiet jest tak otwartych jak ja To ja sobie dziś zaparzę. A co mi tam ;) Ciekawe, jak Aisha ;) Pewnie jeszcze w łóżeczku...
  21. Witajcie, Mamusie :) Łasiczko, to ta Twoja znajoma "bystra" jest ;) Jak już trafi do szpitala, to pewnie będzie tam jedynie 2-3 dni - nie wyobrażam sobie, żeby w tak krótkim czasie zakupić wszystko, co dla dziecka konieczne, gdy się nie ma niczego I komu ona te zakupy zleci??? No, ale to jej zmartwienie... Dojdzie więcej, jak sobie zda sprawę, że wszystkie zakupione ciuszki, ręczniczki, pościele, pieluszki itp. trzeba poprać, albo chociaż poprasować. Na mnie właśnie czeka jeszcze prasowanie - ostatnie chyba... Bo pranie to pikuś. Ale i tak mam dosyć, bo to prasowanie to akurat najmniej przyjemna część przygotowań Przynajmniej dla mnie. Madziu - Twój podziw uzasadniony Sama siebie podziwiam Opisałabym swoje akrobacje, ale trochę mi wstyd tak publicznie zobrazować męki i stęki ciężarnej Fajnie, że Twój organizm sam się oczyścił przed porodem - życzę, żeby i tym razem podobnie było, bo pisałaś, że za lewatywkę zdecydowanie dziękujesz ;) Nie wszystkie jednak mają tyle szczęścia Moja kuzynka dziś podjęłaby decyzję o lewatywie ;) Zgadnij dlaczego Ja wiem, że w szpitalu to nikogo nie dziwi; kuzynce położna i reszta asysty powiedziały, że nie ma się przejmować (i podobno tak szybko sprzątnęły i ją oczyściły, że jej mąż w ogóle się nie zorientował, że coś takiego miało miejsce), ale mnie to nie przekonuje - umarłabym ze wstydu Miałam wczoraj mojego gina dokładnie wypytać o tę kwestię, ale jakoś spasowałam... Bo on jest tak czarujący (kobiety go uwielbiają - chyba nawet najpaskudniejszej babie poprawiłby humor komplementami), że mi ten niesympatyczny temat do "klimatu" nijak przystawał ;) Co mi tam - kupię sobie lewatywę w aptece i będę miała problem z głowy. O ile zdążę Pumka, mi to chodziło konkretnie o to, że skoro lekarz podjął już decyzję o CC, to po co lewatywa? Oczywiście, pojęcia nie mam co się podczas takiej operacji dzieje... Dlatego pytam... Ładnie opisałaś to BYCIE MAMĄ Też sobie wyobraziłam synka przy piersi To musi być coś WIELKIEGO i PIĘKNEGO... Minu, jak miło, że u Ciebie wszystko w porządku Faktycznie, ciekawe, jak lekarz wyczuł, że główka w dole??? My czujemy "osobiście", że nam się dół wypełnia, a i tak pewności mieć nie możemy, że to akurat główka... A nie masz w planach jeszcze jakiegoś USG? Po wczorajszej wizycie trochę się zmartwiłam. Szyjka twarda i zamknięta, morfologia, mocz, HBs (sobie ten HBs zrobiłam na własną rękę, bo mnie Aisha tematem zaintrygowała) - OK. Niestety, podczas mierzenia ciśnienia pan doktor kochany mocno spoważniał; 140/95. Stwierdził, że aż tak bardzo w swój urok osobisty nie wierzy, żeby to na jego karb zrzucić Na szczęście w moczu białka nie było (wyniki sprzed 10 dni co prawda) i tylko dlatego nie skierował mnie od razu do szpitala Powiedział, że możemy mieć do czynienia z gestozą (czyli z zatruciem ciążowym), co jest BARDZO NIEBEZPIECZNE dla mnie i dla dziecka Na podstawie jednego pomiaru stwierdzić tego nie można, więc nakazał mi mierzyć 3-4 razy dziennie ciśnienie przez 3 dni. W niedzielę mam do niego zadzwonić, żeby powiedzieć o swoich wynikach. Jak nadal będą wysokie, to kategorycznie i nieodwołalnie szpital. Ciśnieniomierza nie mieliśmy, więc od rodziców chciałam automatyczny pożyczyć - taki na nadgarstek. Gin powiedział jednak, że te nadgarstkowe są niewiarygodne. Że może być automatyczny, byle by na ramię zakładany był. No to sobie zakupiłam w Media Markt... za 180 PLN Ale z jakimś certyfikatem - że niby rzeczywiście dobry. Pumko, czy przypadkiem to nie z powodu gestozy CC miałaś??? Nie zazdroszczę Ci przeżyć i dlatego boję się, że czeka mnie to samo :/ Tym bardziej, że mam teraz tak wiele spraw na głowie Jakby co, to do niedzieli mam czas, żeby jeszcze poprasować, posprzątać i torbę szpitalną zamknąć. Dobra, na razie nie panikuję - rano, jeszcze zanim wstałam z łóżka, miałam 123/74 i tętno 66. Zobaczymy co dalej. Agula, zdania Aishy nie podważam, jednak myślę, że nie zaszkodzi lekarza zapytać. Ta druga wartość (chyba rozkurczowa) jest bardziej istotna niż pierwsza, a od 60 do 80 to faktycznie wartość prawidłowa (tak mam w książeczce od aparatu i tak lekarz powiedział). Jeśli chodzi o wartość pierwszą - normalny zakres to 105 do 120. Ale nie wiem o czym ta pierwsza świadczy i dlaczego jest mniej istotna. Do objawów gestozy należą też nieznikające po nocy obrzęki stóp i dłoni (niekiedy twarzy i brzucha) oraz białko w moczu, a w najgorszym wypadku: rzucawka. Tyle wyczytałam. Ale starałam się póki co za bardzo w temat nie wnikać, żeby się nie stresować jeszcze bardziej. I tak mnie już dodatkowo obrzęki niepokoją - niby rano są mniejsze (bo jakoś się w buty wciskam - później jest już fatalnie), ale i tak nie znikają całkowicie po nocy. wydaje mi się, że właśnie przez nie tak bardzo mnie stopy bolą, jak się w nocy do kibelka udaję. Chyba sobie kostki centymetrem wieczorem i rano mierzyć będę Kurcze, prawie końcówka, a tu nowe zmartwienia Dobrze, że te nasze szkraby są już na tyle dojrzałe, że mogą się bezpiecznie rodzić
  22. Udało się Zajęcie się kąpielą psa było pryszczem w porównaniu z depilacją i pielęgnacją własnego ciała. Ale dałam radę - teraz obie jesteśmy pachnące i piękne ;) Madziu, dziękuję za komplement :) Teraz brzuszek jeszcze ładniejszy (baaardzo go lubię) i większy, ale nie mam nowych fotek. Chyba znowu sama muszę sobie porobić, żeby na pamiątkę mieć, bo jak mężuś jest, to jakoś nigdy o tym nie pomyślimy :/ A ja na pewno tęsknić za brzuszkiem będę, a raczej na powtórkę się nie zdecyduję Więc chociaż przy zdjęciach sobie powspominam... Te liście maliny to nie przyspieszają porodu, tylko jego przebieg: przygotowują macicę i szyjkę, dzięki czemu - gdy przyjdzie co do czego - rozwieranie szyjki przebiega o wiele szybciej i mniej boleśnie. Oczywiście - to znowu tylko teoria i jak zwykle opinie są podzielone (dużo informacji znajdziesz w necie, jeśli Cię interesuje temat). W każdym razie - nie zaszkodzi ;) Co do śnienia o "przyjemnościach", to mam podobnie Bardzo realne niekiedy te sny... Lubię takie ;) Mojra, to pracowicie spędzasz końcówkę ciąży. Wysiłku sporo, ale za to jakie szczęście, gdy się na WŁASNE M patrzy - prawda? My rok temu mieszkanko dostaliśmy, ale tak na dobre zamieszkaliśmy dopiero po powrocie z Holandii na stałe - czyli kilka miesięcy temu. A wciąż nie możemy się tym szczęściem nacieszyć Tym bardziej, że po ślubie jesteśmy już naprawdę długo, a do tej pory pomieszkiwaliśmy ciągle z kimś :/ Tylko się nie przemęczaj zbytnio, bo pracy przed Wami sporo - lepiej, żeby dzieciaczek poczekał do terminu :) Puma, to ja życzę grzecznego synka już na zawsze :) Dlaczego miałaś lewatywę przed CC? Traumatyczne to przeżycie, czy da się znieść? ;) Bo podobno w moim szpitalu przed porodem nie robią i zastanawiam się, czy sobie nie zorganizować we własnym zakresie ;) Aisha, mam nadzieję, że zdążyłaś posprzątać i jeszcze siebie na bóstwo zrobić I że o truskawkach i śmietance nie zapomniałaś w tym pośpiechu ;) Doradziłabym Ci jeszcze zaserwowanie zimnego piwka w pępku, ale chyba nie da rady ;) A teraz znowu czas wziąć się za obowiązki - obiadek trzeba zrobić. Dziś mamy łososia - ostatnio bardzo mi zasmakował taki smażony, z solą jedynie i w mące, a pod koniec podduszony jeszcze. Trzymajcie się ciepło
  23. Agula, w sklepie zielarskim. Na opakowaniu jest napisane, że to liście przeznaczone do kąpieli, ale sprzedawczyni powiedziała, że jest tak dlatego, że takie są unijne wymogi. No i zawsze producent może się od odpowiedzialności wywinąć, jakby - nie daj Boże - komuś zaszkodziły ;) Jak w necie szukałam informacji na temat ich działania, to się potwierdzało, że te "do kąpieli" są tymi do parzenia i picia. Ale mają to być liście, a nie owoce. To wstawianie bolesne, ale przynajmniej wiemy, że się dzieciaczki prawidłowo układają ;) Tak mi się przynajmniej wydaje.
  24. Jeszcze mi się przypomniało, że dziś Wielki Dzień Aishy Już wiemy, co jej Tygrysek lubi najbardziej (i tu się od innych samczyków nie różni) ;) Tak tylko sobie pomyślałam, że bardzo długo swojej ukochanej nie widział i nie będzie wiedział, jak do niej podejść Aisha, udanego sss.....potkania
  25. Witajcie, kochane Madziu, dla Ciebie chyba dobrze by było, jakbyś już urodziła ;) Tak mi się wydaje, bo widać, że psychicznie mocno zmęczona jesteś Wiem, że swój pierwszy poród wspominasz niezbyt dobrze - pewnie przez to zadręczasz się myślami o tym, co będzie tym razem. Zobaczysz, że będzie dobrze Życzę Ci tego z całego serca - jak nam wszystkim :) Co do osłonek, to - oczywiście - najpierw zrobię podejście bez nich. Wiem, że może łatwo nie być, ale nie zamierzam się łatwo poddać - sięgnę po silikonki naprawdę w ostateczności :) Wolałam je jednak zakupić wcześniej, żeby potem na gwałtu rety nie szukać po sklepach. Szczególnie, że może zdać musiałabym się na męża Co do powyciąganych brodawek... Madzia - bez zmian, Sekundka - przeciwnie. Na razie mamy remis ;) Ech... co ma być, to będzie... Nie zrezygnuję z karmienia piersią. Tym bardziej, że sztuczne mleko drogie bardzo i... trzeba je przygotować wcześniej, co cenny czas zabiera. Sekundko, jak to z tym wstawianiem jest? Myślałam, że się dziecko wstawia... jednorazowo - że tak to ujmę ;) Że dopiero tuż przed porodem "wpasowuje się" dokładnie. A tu co? Każdej nocy wciska się coraz głębiej? Mnie już na wieczór wszystko w dole boli - autentycznie czuję, że coś się dzieje z moją miednicą, pachwinami - a w nocy coraz trudniej mi się obracać i wstawać do kibelka. Do tego kręgosłup dochodzi. Teraz żałuję, że się nie zmobilizowałam do jakichś rozciągających ćwiczeń :/ Może byłoby lepiej... Pumka, domyślam się, co musiałaś czuć Całe szczęście, że już wszystko dobrze i że możesz się cieszyć zdrowym synkiem we własnym domu. Podobno na rozwój wcześniaczków trzeba brać małą poprawkę: nie rozwijają się tak samo, jak dzieci urodzone o czasie - muszą przecież najpierw osiągnąć dojrzałość, którą mają "terminowe" dzieci. Twój synek powinien być jeszcze w brzuchu - może dlatego na razie taki spokojny i mu "wilgoć" nie przeszkadza Przynajmniej możesz trochę poodpoczywać ;) Cesarki nie zazdroszczę (choć kiedyś myślałam, że jest lepszym rozwiązaniem) Podobno to norma, że szybko nakazują wstawać i poruszać się samodzielnie. Obolałej kobiecie wydaje się to torturą i bezdusznością położnych i lekarzy, ale z drugiej strony... dzięki takiemu podejściu szybciej dochodzi się do siebie. Takie teorie - tylko powtarzam zasłyszane ;) Natomiast co do szpitalnej torby, to tak właśnie myślałam - te listy w necie są z kosmosu Ja spakowałam o wiele mniej rzeczy, a i tak torba spora. Pampersy awaryjnie tylko dwa albo trzy schowałam, bo zamierzam domagać się szpitalnych. To samo tyczy się podkładów poporodowych. Jak byłam w szpitalu po zabiegu, to nie było z nimi problemu; były ogólnodostępne w szafie na korytarzu, a jak zbrakło, to wystarczyło zgłosić komukolwiek i za moment znów pełna szafa była. Fakt, strasznie wielkie te podkłady i niewygodne, ale da się przeżyć. Zresztą, podkłady dostępne w sklepach i aptekach są takie same - przynajmniej mi tylko takie udało się kupić. Kupiłam więc już dodatkowo podpaski (takie nocne i wysokochłonne), ale raczej z przeznaczeniem na wyjście, żebym normalnie wyglądała ;) Ogólnie - nienawidzę podpasek Od lat używałam jedynie tamponów, za które dałabym pomysłodawcy Nobla ;) No, ale po porodzie nie można. I pewnie nawet nie miałabym odwagi ;) Irysowa, Agula - z tym seksem to coś podejrzane Bo ja od tygodnia (albo i dłużej) ochotę mam każdego dnia ;) Szkoda tylko, że ta ochota nachodzi mnie wtedy, kiedy męża w domu nie ma Bo do czasu, jak wróci z pracy, to już mi przechodzi ;) Przeszło mi przez myśl, że to sprytna Natura tak to zorganizowała Podobno nasienie zmiękcza szyjkę macicy - może więc ochota na seks także jest sygnałem zbliżającego się porodu? W końcu nie jest to chwila, a proces w czasie rozciągnięty - szyjka potrzebuje trochę czasu na przygotowanie się. Może sama się więc pomocy domaga? Ja sobie w tym celu zakupiłam liście maliny, ale jeszcze do nich nie dojrzałam ;) Może dziś się zmobilizuję... Albo najpierw zapytam gina - pod wieczór :) Teraz za śniadanie się zabiorę, bo zgłodniałam (od wczorajszego obiadu o 16.30 nic nie jadłam - piłam jedynie dużo, bo mam ostatnio straszliwy susz). Potem wyczeszę porządnie Cymę, potem ją wykąpię (tak sobie myślę, że czas najwyższy, póki jeszcze mam trochę siły), a później zajmę się sobą ;) Wiecie: kąpiel, pilingi, maseczki, depilacja... "Randka" z ginem zobowiązuje ;) Na razie to jedynie plany... Najbardziej przeraża mnie depilacja
×
×
  • Dodaj nową pozycję...