Skocz do zawartości
Forum

nauzyka

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez nauzyka

  1. Zabawki.
    Cóż - szkoda gadać.... ale spróbuję - choć temat-rzeka.
    Nie kupuję synom zabawek zamian za coś, czy choćby na pocieszenie, ale... owszem zdarza mi się CZASEM kupić im coś tylko dlatego, ze wiem, że to by ich ucieszyło - ale nie śpię na pieniądzach i dlatego takie sytuacje nie są nagminne.
    Mimo to zabawek chłopcy mają MNÓSTWO. I to nie moja zasługa.
    Próbowaliście kiedyś powstrzymać babcie, ciocie, wujków itd.
    Ja tak. Skończyło się "delikatnie rzecz ujmując" obrazą majestatu. Przestałam więc negować, a tym którym się da cichutko podszeptuję z jakiej książki czy np. kredek ucieszyłby się syn i że audiobooki są u nas na wagę złota!
    Jednak zabawek mam multum - droższych, tańszych, ładniejszych, brzydszych, plastiku, gumy, silikonu, drewna, pluszu, materiału, itd. itd. Samych kloców mam chyba z 12 różnych modeli (tu akurat się cieszę, bo Lego, drewniane czy choćby klocki modułowe są dla moich dzieci bezcenne!)
    Część zabawek wyniosłam do piwnicy i czasem je dzieciakom podmieniam - mnóstwo przy tym frajdy, część oddałam do komisu, "gro" innych się po prostu zniszczyło - ale powodem była ich kiepska jakość.
    Oczywiście, że wolałabym by chłopcy mieli kreatywne zabawki dobrej jakości z pięknych materiałów.
    A już super byłoby gdyby te zabawki na dodatek "nauczyły ich czytać, pisać, liczyć, gotować itd, itd..." ;) JASNE!
    To tylko zabawki. Nie zastąpią mamy, taty czy babci i dziadka - może czasem lepiej by dziadkowie zabrali wnuczęta na spacer czy na lody niżby mieli kupować im nawet najdroższe i najpiękniejsze zabawki.
    Ja nie pamiętam z dzieciństwa więcej niż może z trzech moich zabawek, za to doskonale pamiętam wspólne coniedzielne lody z rodzicami i olbrzymią paczkę żelek "od Mikołaja", która dostałam pod poduszkę 6.XII. 1988r. - w tym dniu urodził się mój brat :) Rety, jakie te żelki były pyszne!
    Pamiętam też jak babcia zrobiła mi ze zwykłej wstążki i tektury błękitny kapelusik na bal - nikt takiego nie miał.
    Wiecie co najbardziej pamięta mój syn z naszego jedynego trzydniowego wyjazdu, przepełnionego wspaniałymi atrakcjami dla dzieci? Ognisko późną nocą i pieczone w ognisku ziemniaki! "Były pyszniutkie-mówi i pyta kiedy powtórzymy takie ognisko"
    Wspomnienia to najlepsze prezenty. Ale ech... co ja się wymądrzam.
    Mam taką troszkę smutną refleksję, że wielu dorosłych-nie zawsze rodziców!-chce przez ogrom prezentów powiedzieć dziecku, że je kochają a przecież nie tędy droga!
    Rezultat jest taki, że dziś zabawki nie są tak doceniane i szanowane jak to było kiedyś. Powodów jest kilka.
    Łatwiej je zdobyć - one po prostu są i nie trzeba stać po nie w kolejkach!
    Nie są drogie - przynajmniej takie przeciętne.
    Wszyscy kupują - zmora naszych czasów! Inne dziecko ma - to ja też muszę mieć!
    Popatrzcie chociażby na prezenty choinkowe - lista bywa długa i kosztowna, prawda?
    U mnie zrezygnowaliśmy z prezentów dla dorosłych (tylko moja NIEREFORMOWALNA ;) mama nadal nam coś kupuje-więc chciał/nie chciał my jej też) i obdarowujemy tylko dzieci. Na dodatek ustaliliśmy po 50 zł na dziecko (najbliższe dzieci w rodzinie: mam tu na myśli siostrzeńców, siostrzenice, bratanków, bratanice i chrześniaków) Dużo czy mało? Nie ma to znaczenia. Przecież to nie licytacja. Poza tym, jeśli każde dziecko otrzyma np. 4-5 czy więcej takich prezentów to i tak dość. Dziadkowie i babcie i tak znacznie podnoszą tę kwotę co mnie nieustannie wkurza!
    Tak czy inaczej przed każdymi urodzinami czy gwiazdką wzdycham smutno, bo wiem, że do moich chłopców dołączą kolejne zastępy "przyjaciół" z zabawkowego :(
    Oczywiście radość dzieci jest bezcenna, ale... ja się pytam: a może cieszyliby się bardziej z wspólnego wypadu do kina czy figloraju?
    Myślę też, że głównym powodem stanu rzeczy nie są rodzice, seniorzy rodu czy inni członkowie rodziny, bezustannie obdarowujący dzieci, ani nawet same maluchy. Powodem jest też wszech-panujący konsumpcjonizm.
    Bo powiedzcie, czy któraś z was ma w szafie: 2 pary spodni, dwie spódnice (przerabiane!), 3 bluzki i sweter a do tego 2... no góra 3 pary butów???
    Nie sądzę!
    Tak się kiedyś żyło-prościej, oszczędniej-inaczej.
    Ani lepiej ani gorzej-po prostu inaczej.
    Ważne to by nauczyć dziecko tego, by doceniało obdarowującego w pierwszej kolejności a dopiero potem skupiało się na prezencie.
    Że ważne jest coś więcej niż zabawki i gadżety.
    Ale by to zrobić - trzeba chyba zacząć od siebie ;)
    Trzeba umieć cieszyć się małymi rzeczami dnia codziennego - choćby pyszną kawą, czy dobrym kawałem - i nie przywiązywać zbytniej wartości rzeczom materialnym.
    Trzeba po prostu dawać dobry przykład :)
    Mam nadzieję, że powyższe dywagacje nie zalatują patosem. To tylko moje zdanie.

  2. Nie jestem ekspertem, ale myślę, że dziecko nie doceni prezentu danego "w zamian za".
    Jeśli np. rodzic zawinił (nawet nie biorę pod uwagę klapsa, ale np. powiedzmy... niedotrzymanie danego słowa czy złamanie obietnicy) to czy zabawka ma to dziecku wynagrodzić?
    Dziecko które w ramach przeprosin czy "wynagradzania" dostanie zabawkę nie skupi się na samych przeprosinach, ale właśnie na zabawce.
    Jeśli moi synowie przeskrobią coś względem kogoś muszą mu to wynagrodzić-owszem! Ale w taki sposób który skupi ich czas i uwagę. Ważne jest przepraszanie a nie "odkupianie win".
    Jeśli akurat w danym momencie nie mam czasu dla synów (nie oszukujmy się, każdy miewa takie momenty) - wynagradzam im to wieczorem - "za karę" czytam dwa razy tyle co zawsze :)
    Poza tym to nie rodzic, który zawinił ma się poczuć lepiej, tylko dziecko ma wiedzieć, że jest mu przykro tak samo jak jemu. Poczucia winy nie odkupią przecież żadne prezenty. Miłość łączy rodziny, ale nie tylko ona. Łączy też ból, wina i smutek. To naturalne. Dziecko musi wiedzieć, że rodzicowi jest przykro - trzeba po prostu mu to powiedzieć.
    Moim zdaniem przeprosiny muszą być dostosowane też do przewinienia. Rodzic, który np. zapomniał o przedszkolnym przedstawieniu nie wykpi się samym przepraszam, ale to nie znaczy, że ma kupować dziecku prezenty.
    Dziecko nauczone, że wystarczy zwykłe przepraszam, nie będzie przywiązywać wagi do tego słowa, ale dziecko nauczone, że z przeprosinami wiążą się profity będzie ich oczekiwać zawsze, a co więcej może się okazać, że samo nie będzie umiało przeprosić.

    A co do wynagradzania czegokolwiek dzieciom (bez znaczenia czy własnym czy adoptowanym-one zresztą też już są własne), to coś Wam powiem:
    Nie "kupujmy" naszych dzieci - one JUŻ są NASZE :)

  3. Moi synowie mają juz dość posiadania braci- choć nie rozumiem, bo każdy z nich ma przecież tylko jednego-jakos im się wydaje, że z siostrą będzie lepiej... żeby się kiedyś nie zdziwili.

    A wracając do Mikołaja-pamietam, jak byłam dzieckiem jak mieszkalismy jeszcze z babcią w domu na obżeżach miasta i chodzili kolednicy- tacy prawdziwi, ubrani od stóp do głów i z instrumentami to był wśród nich Mikołaj i był tak straszny, że wcale nie chciałam żeby to on do mnie przyszedl.
    Pamiętam też jak miałam może z 12 lat i ublagalam mamę że to ja się przebiore za Mikołaja dla mojego niespełna 5-letniego brata i choć na poczatku trochę wątpił to uwierzył-co może dobry strój i siłą wiary... Swoją drogą naiwniak był z niego :D

  4. Gra planszowa i karnet na 10 rodzinnych rozgrywek - to był urodzinowy HIT-pakiet dla moich synów (obaj lipcowi) i myślę, że na gwiazdkę też by przeszło :)
    Moim chłopcom Mikołaj przyniesie po robocie z klocków i każdemu po dwie książki (u nas mania czytania- z naciskiem na literaturę "chcianą" przez dzieci a nie taką która "być może woleliby rodzice") oraz dwa audiobooki :)
    Dla dzieci w rodzinie:
    - zestaw do tworzenia biżuterii-dziewczynka lat 8
    - spory zestaw zwierzątek wszelakich (takich około 7/8 cm)-dziewczynka lat blisko 3 -uzupełnia posiadaną zagrodę ;)
    - memo z samochodzikami i samochodzik- fiat 126p. oraz książka alfabeciaki dla 4 latka-chłopiec
    Powyższe oscylują w kwocie 50 zł
    Podobają mi się ponadto:
    -lalki golaski Sonny Angel-śliczne-aż żal że nie mam córki
    -przeróżne szmacianki- hand made
    -dziecięcy zestaw małego kucharza
    -stroje karnawałowe-świetne jeśli dziecko chodzi do przedszkola i wiemy za kogo chce być przebrane
    -globus edukacyjny
    -puzzle 3D (dla starszych)
    -i coś, co mogę polecić - więc polecam zabawki z serii "mądra główka"- mamy "Szkołę modrej główki"a "przedszkolaczek" mądrej główki zakupiliśmy kiedyś w prezencie 5-latkowi i też był zadowolony :)

  5. Dawid-lat 6,5 (w przedszkolu od ponad 3) od kolegów z przedszkola (bo to co na zajęciach pominę) nauczył się:
    +zjadać kalafior i żółty ser
    +nazw niektórych dinozaurów
    +bajek i wierszyków
    +rozróżniać emocje
    +bronić słabszych (od trzech lat maja dziewczynkę, a od września nawet całą grupę integracyjną - z dziećmi niekontrolującymi w pełni swoje zachowanie) i akceptować odmienność
    +wybierać w przedszkolnej bibliotece niekoniecznie bajki, ale też encyklopedie dziecięce-nawet ja się edukuje naturalnie :)
    +tego, że każdy ma swoje prywatne sprawy!
    -krzyczeć
    -odmawiać zakładania getrów/kalesonów/ rajtuz (choć w sumie to po troszę + bo zyskał na kreatywności)
    - tego, że słabszy obrywa
    - mówienia "głupi" gdy ktoś/coś mu się nie podoba lub jest nie po jego myśli
    -nieufności (kolega, który jako 6 latek z pierwszego półrocza poszedł od września br. do szkoły-wyśmiewał i powiem wprost "poniżał" wręcz inne dzieci).

    Adaś lat 4,5 ( 2 lata w żłobku, od września ubiegłego roku w przedszkolu), nauczył się:
    1. w żłobku:
    +samodzielności
    +asertywności
    +olbrzymiej sympatii do małych dzieci
    +dbania o swój interes
    -dbania o swój interes' czyt. walki o swoje (na szczęście bezkrwawej.)
    -niekontrolowanego entuzjazmu zbytniej ufności oraz braku kontroli (znaczy, że niczego się nie boi-DOSŁOWNIE niczego! )
    -bałaganu (sprzątania po sobie nauczył się dopiero 1/2 roku po wyjściu ze żłobka)
    -pokazywania języka
    2. W przedszkolu:
    +wierszyków
    +sprzątania
    +tego, że czasem trzeba ustąpić
    -odzywek i może nie tyle epitetów co "mało przyjemnych słów" typu "srocha", "dupencja"
    -pierdzenia i bekania(!!!!) wiem, że to umiał wcześniej ;) ale teraz -odkąd znalazł w przedszkolu takiego samego jak on ancymonka-oj są obaj siebie warci-odnajduje w tym dziką przyjemności i cieszy się jak to robi, i nawet mówiąc "przepraszam za beknięcie/prykanie" zwija się ze śmiechu
    -wygłupów w pełnym tego słowa znaczeniu.

    I o tyle, o ile starszy do dziś chodzi do przedszkola hmmm... "bez przekonania", to Adaś co sobota płacze, że nie idzie do przedszkola.
    I choć bilans wypada może na"0" to według Adasia "przedszkole jest super, bo to moja dodatkowa rodzinka :)"

  6. nikawa coś ty???
    A ja zawsze zostawiam klucz w zamku od środka!!!
    To dlatego do mnie nie przyszedł odkąd się wyprowadziłam z rodzinnego domu!
    W tym roku wyciągnę ;)
    Może coś przyniesie...
    Moi trzej panowie, chcieliby małą dziewczynkę , żeby rodzinka była jak jednoręki bandyta (cytuję syna) i miała 5 sztuk, jak pięć palców jednej ręki.
    Ech może się dam namówić. Tylko co na to mąż, że to niby Mikołaj miałby... hihihi
    Ja mu to dziś opowiem :D będzie wesoło :))

  7. Ps. Inhalacje z pary wodnej z solą kuchenna stosuję tylko do godziny 16/17.
    A inhalatora i soli fizjologicznej (z dodatkami czy bez) używam dopiero gdy lekarz zaleci - to nauczka po tym, jak inhalując zwykły katar u siebie doprowadziłam się do tego, że "zalałam sobie" oskrzela, bo ten "zwykły katar" okazał się wirusowym nieżytem nosa i wywołał u mnie zapalenie oskrzeli.

  8. Moi dwaj "mali mężczyźni" rzadko bywają przeziębienie- zazwyczaj od razu łapią jakąś anginę czy "coś".
    Jednakże nim okaże się czym to "coś" jest jak chyba mama, tak i ja mam swoje sposoby ;)

    Sposoby... techniczno-mechaniczne:
    1.Na katar-moczymy stopy w baaardzo ciepłej wodzie z solą, po czym nacieram je np. amolem lub rozcieńczonym spirytusem i zakładam chłopakom najgrubsze skarpetki jakie mamy w domu :)
    2.Drgawki czy przemoczone i zmarznięte stopy - cieplutka kąpiel i kocykowanie ;) - obowiązkowo "wygrzewam" smyki pod grubaśnym kocem - w komplecie z ulubiona bajką.
    3.Gorączka - tu zbijam, najpierw chłodnymi okładami i pamiętam o tym by bardzo często przebrać syna- aby nie dopuścić do przepocenia.
    4. Osłabienie - sen najlepszym lekarstwem, dodatkowo świetnie działa delikatny masaż całych nóżek i rączek, których mięśnie bywają wtedy obolałe.
    5. Kaszel i chrypka - woda z wrzącą wodą i 1 łyżką soli na 1l wody - stawiane obok łóżka, przy głowie dziecka i PILNOWANE - nigdy nie wiadomo, co maluchowi-nawet starszemu-przyjdzie do głowy (stosowane nawet u maluszków tuż po urodzeniu, cierpiących na bezgłos spowodowany np. płaczem od kolki)

    Sposoby z "babcinego" skarbczyka:
    1. Katar - nawilżanie powietrza - mokry ręcznik ułożony na kaloryfer - można go zamoczyć w wodzie z solą lub w naparze z majeranku (dla wytrwałych można tez zrobić napar z cebuli, ale.... ciężko to wytrzymać)
    2. Drgawki, przemoczenie - herbatka z sokiem malinowym, czarnego bzu czy domowy rosołek, albo cebulowa- generalnie dania rozgrzewające ni raczej płynne. Można też nacierać stopy i ręce jakimś słabszym roztworem alkoholu.
    3. Gorączka-napar lub herbatka z lipy, sól podgrzana i zawiązana w płóciennym lub bawełnianym woreczku i przykładana do czoła, okłady z letniej wody i ciepłe mleko z łyżką miodu i zgniecionym ząbkiem czosnku.
    4. Osłabienie - sen, sen i jeszcze raz sen.
    5. Kaszel - mleko z miodem i łyżeczką masła (pamiętam z własnego dzieciństwa), syrop z cebuli lub z buraków, domowy syrop z sosny (pycha) i miód z mleczy

    Dodatkowo moje własne sposoby, które stosuję nie tylko w momencie przeziębienia, ale również profilaktycznie, to:
    1. LEMONIADA - sok z 1/2 cytryny + 2 łyżki miodu, zalane szklanką ciepłej (nie gorącej) wody - pite co dzień.
    2. CZOSNEK - w każdej zupie (1 ząbek będzie niewyczuwalny, ale zadziała zbawiennie)
    3. LIPA+MALINA+DZIKA RÓŻA+PIGWA-herbatka z lipy z sokiem malinowym/ z dzikiej róży/pigwy zamiast zwykłej herbaty. Doskonale są konfitury z pigwy lub z dzikiej róży - także z płatków róż (pyszne ale pracochłonne) - bezcenne źródła wit. C
    4. MIÓD zamiast cukru - minimum cukru w cukrze. Lepszy miód :)
    5. WIETRZENIE - wywiewamy bakterie i wirusy - zapraszamy świeże powietrze.
    6. OCZYSZCZANIE I NAWILŻANIE - najprościej rzecz ujmując: malec ma smarkać w chusteczkę tak często jak się da, po czym ja wpsikuję mu np. sól morską do noska, a dodatkowo stosuje tez krople (nie wiem czy mogę podać nazwę ale zaryzykuję) np. olbas -oil, czy inne na bazie eukaliptusa lub mięty.
    7. DIETA- bogata w witaminy (warzywa moi chłopcy lubią "wybiórczo", ale rekompensuje mi to ich apetyt na jabłka, kiwi czy cytrusy)
    8. NAWADNIANIE od wewnątrz - dużo, płynów. OJJJ dużo!!!
    9. Dużo przytulania i pieszczot :))) Moje ulubione :) Nic tak nie działa na dziecko jak obecność mamy
    10. Farmakologia - syropy "pierwszego kontaktu" u mnie najczęściej łagodne, na bazie ziół i naturalnych wyciągów.

    Ważne jednak, by nie przegapić momentu, w którym konieczna jest już wizyta u lekarza. Leczenie na własną rękę nie powinno bowiem trwać dłużej niż 3 dni (moim zdaniem nawet 2 - jeśli chodzi o dzieci) i powinno być też zależne od objawów i tego czy się nasilają, czy nie.
    Bo grunt to zdrowie.

  9. Ulla ja nie mam kominka i nawet dwa lata temu syn mnie zapytał jak wleci do nas Mikołaj skoro nie mamy kominka, więc zaczęła coś tam mówić, że to magia świąt i nieograniczone możliwości Mikołaja, a mój mąż na to wtrącił, że Mikołaj wylatuje przez komin wentylacyjny WC i żeby klapę opuszczać, bo jak wleci do sedesu to prezentów nie będzie :) i mały uwierzył.
    W tym roku pytał mnie juz jednak " czy ten Mikołaj to naprawdę jest?"... Ech... Zaczyna wątpić i choć na razie go przekonalismy to cos czuję, ze razem ze szkołą- od wrzesnia- skończy się ta beztroska i wiara :(
    No, ale puli co chowam prezenty baaaardzo głęboko i dalej roztaczam mikolajowy czar;)

  10. Nikawa- kradnij do woli ;) ja ten pomysł też ukradłam :)
    A to całe "czarowanie" zaczęło się gdy 2 - letni Dawid, który już doskonale mówił zapytał nas, dlaczego jedna babcia dała mu prezent a do drugiej przyszedł do domu Mikołaj (mój przebrany brat ;) - który jest po trosze Mikołajem bo urodził się 6 grudnia :) ). A na dodatek zapytał babcię u której Mikołaj "gościł" czemu "ONA nie dała mu prezentu, a druga babcia dała i Mikołaj też, a ona NIE????"
    Od tamtej pory OBIE babcie dają prezenty, a Mikołaj przynosi już do nas pod choinkę jakiś wymyślny gadżet :) Wigilię (poza jedną dotychczas) zawsze dzielimy między domy dwóch babć, a ja lub mąż zawsze się ociągamy z wyjściem i gdy to drugie z dzieciakami maszeruje do auta, następuje szybkie preparowanie "dowodów mikołajowej obecności" i gdy wracamy to jakoś zawsze się okazuje, że Mikołaj już był ;)

  11. 1. Gdy idziemy chodnikiem (to mój osobisty patent) synowie idą od jego wewnętrznej strony (ZAWSZE), a ja od strony ulicy - żaden z nich mi tak łatwo nie wyskoczy, a gdyby "coś to lepiej ja niż oni".
    2.Odblaski dostali w przedszkolu, więc je przypięliśmy do zamków,a z tyłu kurtki mają odblaski wszyte fabrycznie przez producenta (w butach też).
    3. Mimo odblasków dbam o to, by zakładali na siebie coś jasnego jeśli wychodzimy po zmroku i coś ciemnego jeśli akurat spadnie śnieg. Na dodatek mają BARDZO widoczne czapki i szaliki - takie "oczo-obłędne (zresztą nawet gdy wybieramy się w zatłoczone miejsca-festyny, galeria, jakieś imprezy okolicznościowe- staram się ubierać chłopców w "widoczne" kolory" by w razie coś móc ich szybko zlokalizować).
    4. Mąż pracował kiedyś jako instruktor nauki jazdy, więc wpaja chłopakom zasady poruszania ważne nie tylko dla kierowców (mój czteroletni Adaś "pouczył" kiedyś sąsiada słowami tatusia - widząc jak ten wybiega z auta przez ulicę na ukos-"Ojjjjj, nieładnie! I będzie mandacik, bo jakby wszyscy tak biegali jak chcą to by był koniec świata")
    5. Idąc ulicą wymyślamy rymowanki o bezpieczeństwie na drodze. Np. "to bardzo człowiekowi szkodzi jak się po zebrze nie przechodzi". "Masz światło zielone - idź na drugą stronę". "Trzymaj się chodników-bez żadnych wybryków" itd.
    6. Przechodzimy TYLKO na przejściach i zielonym świetle.
    7. Trzymamy się za ręce-puki jeszcze chłopcy chcą to robić...
    8. Nie chodzimy poboczami - gdy jesteśmy na wsi i nie ma chodnika - idziemy w sporej odległości od jezdni - nawet jeśli wiąże się to z przedzieraniem przez krzaki ;)
    9. Na parkingu - ABSOLUTNIE i BEZWZGLĘDNIE nie pozwalamy synom wyprzedzać nas i wychodzić spomiędzy samochodów.
    10.Wszelkie zbędne zabawki i przedmioty, które mogłyby chłopcom wypaść z rąk na ulicę (już oczami wyobraźni widzę jak dziecko wybiega za piłką na jezdnię) wkładamy do plecaków, które chłopcy niemal zawsze mają ze sobą - plus jest też taki, że ja nie targam potem "tego wszystkiego".
    11. Zapinamy pasy. Wszyscy! Dzieci jeżdżą w fotelikach.
    12. Do roweru mamy w komplecie: kask, odblaski, ochraniacze, neonowe ozdoby na szprychy i sprawne światełko (!) oraz... trąbkę (mimo, że rower ma zamontowany dzwonek, to trąbka była wymarzonym elementem wyposażenia moich małych cyklistów i teraz...o zgrozo! uskakują przed nimi nawet babcie).

  12. U nas Mikołaj przychodzi zawsze wtedy, gdy "akurat" jesteśmy o babci... Zostawia pod choinką prezenty i odcisk wielkiego buciora na podłodze (czasem odciśnięty z ziemi, a czasem z mąki, która udaje śnieg z Laponii - jakimś cudem się nie topi? ), czasem zostanie po nim meszek z brody lub z czapki, a czasem okruszki po ciasteczkach lub (!) niedojedzona kanapka...
    Jestem ciekawa jak u Was wygląda wręczanie prezentów dzieciom?
    Dajecie je sami, ktoś przebiera się za Mikołaja, czy może dzieciaki znajdują je pod choinką?

  13. KREATYWNIE I SMACZNIE-czyli zabawa i sposób na niejadka.
    Odkąd przeszłam z synem etap: NIE BĘDĘ TEGO JADŁ, inaczej patrzę na to co jedzą dzieci. Ma być smacznie i zdrowo, ale też ciekawie i z wkładem własnym rąk dziecka (by maluch docenił pracę w kuchni)
    Dlatego... pozwalam synom BAWIĆ się jedzeniem. Rysujemy konfiturą po budyniu, wycinamy foremkami od ciastoliny kształty z galaretki, naleśników i kanapek lub układamy owocowe obrazki.
    Np. zwykłe plasterki jabłka i bakalie zamieniają się w obraz :)

    monthly_2014_12/konkurs-kreatywna-zabawa-z-dzieckiem_21997.jpg

  14. Powyższe prace to wspólne dzieło Dawidka (6l.) Adasia (4l.) i ich kuzynki (8l.) przy współpracy ze mną (18 +)

    Natomiast teraz wisienka na naszym świątecznym pierniczku ;)
    Bombka ze słoiczka: Choinkę wykonałam ja, bałwanka-Dawidek, oczy i nos pingwinka- Adaś. Za śnieg posłużyła gruba sól - gdyby nie ta sól można by do słoiczka wlać wodę z brokatem, dobrze zakręcić i szklana kula gotowa ;).
    Bałwanek troszkę za wysoki - ale syn z takim namaszczeniem go tworzył, że nie miałam serca mu tego powiedzieć. Gdyby był mniejszy lepiej byłoby go widać na zdjęciu.
    Teraz tylko trwają kłótnie.... eh, to jest... chciałam powiedzieć pertraktacje synów gdzie ma zawisnąć (a ściśle rzecz ujmując - po której stronie łóżka), i chyba do świąt trzeba będzie przygotować jeszcze jedną taką "bombkę' coby chłopcy nie stracili świątecznego nastroju :)

    monthly_2014_12/konkurs-swiateczny-z-parenting-pl_21987.jpg

    monthly_2014_12/konkurs-swiateczny-z-parenting-pl_21988.jpg

    monthly_2014_12/konkurs-swiateczny-z-parenting-pl_21989.jpg

    monthly_2014_12/konkurs-swiateczny-z-parenting-pl_21990.jpg

    monthly_2014_12/konkurs-swiateczny-z-parenting-pl_21991.jpg

    monthly_2014_12/konkurs-swiateczny-z-parenting-pl_21992.jpg

  15. Kreatywna geometria
    Mój 6-letni syn Składa z papieru przestrzenne kwadraty i trójkąty. W ten sposób- składając z dzieckiem figury - uczymy go geometrii,a przy okazji mamy też domową kolekcje klocków własnej roboty.A jeśli te klocki skleić odpowiednio taśma powstają domowe przekładańce które np.zmieniają kwadrat w prostokąt

    monthly_2014_12/konkurs-kreatywna-zabawa-z-dzieckiem_21958.jpg

  16. U nas problem polega na tym, że w związku z przepisami sanepidu nie można przynosić nic samodzielnie upieczonego - odpadają więc mufinki i ciasteczka domowe.
    Moi chłopcy mają zresztą urodziny w lipcu (starszy ma też na dodatek imieniny w lipcu), więc w zasadzie problem mnie omija, ale inne dzieci przynoszą cukierki.
    Kiedy jeszcze młodszy chodził do żłobka, to w jego imieniny przyniosłam do żłobka duże pudełko -takie 2 kg - kruchych ciasteczek, a w następnym roku dzieciaczki dostały po 1 małym danonku (wiekowo były tam maluchy, w przedziale 1-3 lata i niektóre nadal uroczo :] bezzębne, więc odpadały jakieś inne słodycze)
    Osobiście gdyby jednak przyszło mi nosić coś do przedszkola, to by chyba były albo ukochane przez dzieci paczki żelek (takie mini paczuszki były ostatnio na wagę w Biedr....ce), albo po jednym małym batoniku kinder.
    Ewentualnie, można by zaszaleć..... zakupić kilka paczek pianek (mam na nie awersje, ale dzieciaki-przynajmniej moje-za nimi szaleją) i małe rożki do lodów i wkładać w taki rożek po kilka pianek i związać je folią tworząc "ciepłego loda" oryginalnie i nieco inaczej niż zawsze...
    Pianki można by tu czymś zastąpić - tylko nie wiem czym...
    Może winogronami, bezami albo kolorowymi płatkami w kształcie kuleczek... sama nie wiem.

  17. BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ !!!
    Naprawdę się nie spodziewaliśmy głównej wygranej, bo konkurencja była niesamowita i nawet mnie podobało się mnóstwo innych czapek.
    Naprawdę ogromnie się cieszymy :))))
    Czapki nie tylko ogrzeją nasze uszy, ale już sama myśl o nich ogrzewa moje serce - naprawdę będzie to wspólne rodzinne noszenie :)
    Jak tylko wszyscy zbierzemy się razem w domu obmierzymy co trzeba ;) i jeszcze dziś wyślemy dane :)
    Jeszcze raz BARDZO dziękujemy

×
×
  • Dodaj nową pozycję...