- 
                
Postów
0 - 
                
Dołączył
 - 
                
Ostatnia wizyta
nigdy 
Treść opublikowana przez Mauelith
- Poprzednia
 - 1
 - 2
 - 3
 - 4
 - 5
 - 6
 - 7
 - Dalej
 - 
					Strona 2 z 29   
					
 
- 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Iza wiesz, obawy to i ja mam. To normalne, a przynajmniej taki mi się zdaje. Są dni kiedy dopada mnie myśl - a co jeśli nie będę wiedziała co robić albo np zasnę ze zmęczenia jak kamień (bo tak potrafię) a dzieciak będzie płakał bo powiedzmy dostanie temperatury czy coś. Ale wiesz z czasem przynajmniej u mnie te obawy przestały pojawiać się tak często bo nie wiem czy w ogóle zaciążę. Adenomioza jest wysnuta na podstawie wywiadu ze mną, po z tego co wiem jest bardzo ciężka do wykrycia jeśli umiejscowi się w macicy. Jak to mój lekarz powiedział - tylko wycięcie macicy i oddanie do badania histopatologicznego może to na pewno potwierdzić. Więc póki co wiem, że problem leży po syronie małża a co ze mną?! Nie wiadomo... Z drugiej strony szukanie objawów powoduje większy ból jak @ przychodzi i tak, lepiej to tłumaczyć sobie nadchodzącą miesiączką. A zazdrość? To chyba większość albo każda staraczka ma, natomiast czasami trzeba uważać bo jeśli jest zbyt silna można kogoś (ciężarną albo świeżą mamę) niechcący urazić... - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
dzięki Ooops - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
No afrodyzjakiem bym tego nie nazwała ;) Korzeń maca ma raczej właściwości wzmacniające organizm w tym także nasienie (teoretycznie a jak jest w praktyce to dopiero zobaczę za jakiś czas). - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Ooops, zbieram energię do dalszej walki :) bo się ostatnio mooooccccnnnnoooo wyczerpała po wypłacie, małża wyślę na badanie kontrolne. Zobaczymy czy rzeczywiście ta MACA jest taka cudowna ;) Witaj, Świeżynka :) - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Elo Ooops :) źle napisałam, zaraz to zmienię. Adenomioza. Już tłumaczę: "Jeszcze do niedawna adenomioza przez większość lekarzy była dość mylnie utożsamiana z inną równie zagadkową chorobą – endometriozą, której istotnie jest pochodną. W obu przypadkach choroba polega na tym, że w różnych narządach kobiecego organizmu tworzy się błona śluzowa trzonu macicy, fachowo nazywana endometrium. Przybiera ona postać charakterystycznych naciekających gruczołów, guzków lub narośli. Tym, co odróżnia adenomiozę od endometriozy, jest lokalizacja ognisk endometrium. W przypadku adenomiozy niechciane gruczoły występują głęboko w błonie mięśniowej, podczas gdy gruczoły zlokalizowane poza nią, określane są mianem endometriozy." najprościej - endometrioza ale wewnątrz narządów rodnych a nie poza nimi. - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Mam nadzieję, że Cię jednak nie uraziłam bo nie było to moim zamiarem :) powiem Ci tak: pierwsze pół roku było dla mnie najgorszych. Każde przyjście @ było dla mnie zakończone co najmniej 2 dniowym płaczem. Potem trafiłam na 6-tego z kolei lekarza, który nie dość że z polecenia to i wydawał mi się w dobry. I co? Niestety po ponad roku przekonałam się, że tak nie jest. Przez rok byłam "leczona" gdzie co 2 miesiące latałam do niego z co i rusz nowymi problemami. 3 razy było podejrzenie ciąży, była nadzieja, dawał skierowanie na bete i następnego dnia dół o negatywna. Ogólnie organizm dawał mi ostro popalić tyle, że ja po 6 miesiącach brania leku MIAŁAM objawy ciąży jak w 8 tyg przed @. Po roku lekarz doszedł do wniosku, że to "przedawkowanie" progesteronu i dlatego mój organizm się tak zachowywał, tylko nie rozumiem dlaczego przez ten rok mi kazał go brać po kilku akcjach za każdym razem jak coś się działo to panika w głowie, żeby nie było że znowu coś będzie, albo że torbiel albo wsteczne miesiączkowanie itp itd Nadzieja, że a nóż może jednak się udało była tyci tyci, reszta to obawa. W tej chwili gdzieś tam jeszcze przeżywam jak @ przychodzi, chociaż chyba się już przyzwyczajam do tego. Mam innego lekarza i oby tym razem dobrze mi się wydawało, że to właściwy. Natomiast pojawiła się u mnie zazdrość. Mieszkam w dosyć świeżym bloku i praktycznie młodzi to już wszyscy mają dzieci, tylko my jak sieroty żeśmy zostali a małż nie za młody bo 10 lat starszy ode mnie... Ale niestety i z tym muszę sobie poradzić. Ale mam wrażenie, że z zadręczaniem się to mam podobnie ;) tylko trochę pod innymi względami. - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Oj dziewczyno, ale Ty się zadręczasz ;) nie rób więcej testów przed @ bo Ci raczej nie wyjdą, a przez to tracisz humor i nadzieję. A po co Ci to? Ja staram się ponad 2,5 roku, też miałam chwile że sprawdzałam ale u mnie to był inny problem. Zdarzają się przypadki, że coś wychodzi na testach ale 2 dni przed @, natomiast często też po terminie @ nic nie wychodzi. Dla przykładu bratowej test pokazał dwie kreski w 5 tygodniu ciąży jak bete miała na poziomie 6tyś... Mi znowu raz wyszedł a nie byłam w ciąży. Nauczyło mnie to czekać do @ a potem obserwować co się dzieje jak się spóźnia (czasami zdarza się, że o 3 dni). Ale i tak małpa przychodzi :/ pamiętaj też, że owulka może się przesunąć i jak jest później tym bardziej test Ci nie wyjdzie bo za mało czasu minie by hormon był wykrywalny. Na testach piszą, że wykrywalny jest hcg od 25ml ale szczerze Ci powiem, że dla mnie to bajki bo naczytałam się, że dziewczyny przy becie 100 miały ledwo widoczną drugą kreskę... 3maj się ciepło, nie daj się chandrom i wstrzymaj się z robieniem testów przynajmniej do @ :) powodzenia! - 
	Ślicznie dziękuję za odpowiedź. Sęk w tym, że ja jestem po wielu nieudanych terapiach. Jedna dotyczyła stricte DDA a nie wyniosłam z niej nic, a dodatkowo skończyła się ponieważ miałam wypadek. Po długich latach poszukiwań, odnalazłam osobę, która mi pomogła. Trafiłam do ośrodka zdrowia psychicznego u siebie w mieście i co ciekawe, zapisałam tam siebie z mężem na terapię małżeńską. Efekt był taki, że w sumie pracowaliśmy oddzielnie bo problemy były/są w nas oddzielnie i przedkładają się na relację między nami. Rok wiele pomógł, potem wróciłam do pracy i nie potrafię czasowo wszystkiego pogodzić. Nie całą godzinę dojeżdżam w jedną stronę do pracy, więc mam conajmniej 1,5 h w plecy plus 8 godzin w pracy... Do tego moja psycholog jest na macierzyńskim a mam obawy by zapisać się do kogoś innego, szczególnie że ona mnie zna i moje problemy. W tej sytuacji nie wiem czy czekać na nią czy mimo wszystko próbować a jak mi się nie spodoba po prostu sobie odpuścić. Jak sama Pani zauważyła dzieciństwo jest we mnie mocno zakorzenione i tak naprawdę to wszystko wpływa na mnie jaką jestem dzisiaj. Relacje z mężem są lepsze niż były aczkolwiek i tam wynikają czasami frustracje z nim związane - głównie, że mi nie pomaga. Prawdę mówiąc ja nawet nie bardzo wiem co to optymizm czy radość z życia. Pamiętam urywki takiego życia jak miałam ok. 7-8 lat. Męża złe wyniki nasienia nie wpływają na mnie negatywnie a co gorsza wolałabym dowiedzieć się, że we mnie jest problem a nie w nim. Jak usłyszałam o adenomiozie zrobiło mi się troszkę lżej, bo poczułam że nie będzie musiał winić się całkowicie za naszą sytuację. I tu się pojawia kolejna rzecz - zawsze myślę o innych a nie o sobie :/ Jedynie co na chwilę obecną bym chciała to porady co zrobić by nie pogłębiać jeszcze bardziej swojego dołka, by móc przebywać w towarzystwie matek, przyszłych matek i nie tracić od razu humoru, że inni mają a ja nie. A na terapię pójdę na pewno bo sama po sobie czuję, że potrzebuję. W każdym razie bardzo dziękuję. Pozdrawiam, Kasia
 - 
	Witam serdecznie, prawdę mówiąc nie wiem od czego zacząć bo tego trochę jest. Od 2,5 roku z mężem staramy się o dziecko bezskutecznie. Wiemy (od może 4-ech), że problem jest w mężu ale jeśli chodzi o mnie nadal stoję w martwym punkcie. Ostatnio usłyszałam, że możliwa jest u mnie adenomioza. Od czasu jak usłyszałam informację o złych wynikach męża zaczynam się coraz bardziej pogrążać. Przypuszczam, że to też związane jest z tym, że obecnie chodzę do 7-mego lekarza i dopiero on nam o tym powiedział, bo wcześniejsi uważali, że nie są złe. Przekonana, że dowiem się coś o sobie nie spodziewałam się "ciosu" z innej strony. Na domiar wszystkiego, powtórzyliśmy badania w styczniu, które się jeszcze pogorszyły i wtedy usłyszałam od lekarza - in-vitro. Niestety dla nas nie jest to szansa bo nas na to nie stać :( jednak nie to jest najgorsze. Mam problem z przebywaniem w towarzystwie kobiet w ciąży, cieszących się nią, czy z malutkimi dziećmi. To boli jak diabli, to poczucie zazdrości że inni mogą a ja nie i pewnie nie będę mogła... Tutaj sytuację w pewnym sensie pogarsza fakt, że po 3 latach starań bratu zaraz się urodzi syn. Ich sytuacja była o tyle lepsza, że oni od początku wiedzieli na czym stoją i w czym jest problem, jak walczyć i sobie z tym radzić. A ja nie wiem nadal nic. Problemy u mnie zaczęły się od czasu chodzenia do poprzedniego lekarza, który przez rok podawał mi progesteron. Co 2 miesiące do niego jeździłam bo co chwila organizm wariował, ale miałam go brać dalej. W efekcie nie wytrzymałam i sama go odstawiłam a organizm do dzisiaj (ok. 9 miesięcy) nie wraca sam do normy i ja już wariuję przez to... Do tego wszystkiego wróciła do mnie przeszłość jak boomerang i tak w kupie znowu zaczynam popadać w depresję. Chodziłam do psychologów wielu, ale ostatnia, która mi pomogła obecnie jest na macierzyńskim a do niej mam zaufanie, ponieważ sama widziałam po sobie rezultaty spotkań z nią a nie tak jak wcześniej. Udało się rozwiązać kilka moich problemów, z którymi się borykałam od dawna i jak widać chyba w 100% ich nie pokonałam, a to mnie dodatkowo dobija. Jestem osobą z syndromem DDA. Moja rodzina ma mocno zakorzeniony alkohol we krwi zarówno po stronie mamy jak i ojca. Z tą różnicą, że pił tylko ojciec. Mama nie potrafiła sobie poradzić i nas (mnie i brata) obwiniała za całą sytuację. Ojciec nie bił, ale znęcał się psychicznie. Najpierw byłam ukochaną córeczką tatusia, na którą czekał aż 6 lat a nagle z dnia na dzień stałam się wrogiem numer jeden, nic nie potrafiącym, trzymającym mamy stronę a nie jego, do niczego się nie nadającym, grubym itp itd. Dużo by tego wymieniać. Brat obiecywał, że jak mam problem, żebym śmiało do niego przychodziła ale albo mnie zbywał albo go nie było. W wieku 16 lat rodzice mieli wypadek, mama ledwo z niego wyszła. Miała złamany kręgosłup i na szczęście po wstawieniu implantu chodzi. Ale na głowie został mi dom (czyli pranie, gotowanie, prasowanie itd), pies bo przecież cały dzień nie wysiedzi bez załatwienia się, szkoła (żeby zdać do następnej klasy bo to było w kwietniu), słuchanie wiecznych pretensji ojca gdzie nie miałam prawa się bronić ani odezwać słowem, jazdy do mamy do szpitala a potem opieka jak wróciła do domu. A brata nigdy nie było. Rozumiem, że to była jego forma radzenia sobie z problemem, ale ze wszystkim mnie zostawił a ja musiałam momentalnie dorosnąć. Teraz otworzyła się rana jeśli chodzi o brata, który nigdy się mną nie interesował a nagle jego żona chce się z nami (mną i mężem) spotykać, szkoda tylko że to nie wychodzi z jego strony. Poza tym to jest zupełnie inny świat. Im się udaje, mają dobre prace, dom, zaraz dziecko, ciągle gdzieś wyjeżdżają a my z mężem jesteśmy całkowitym przeciwieństwem. Do tego nie umiemy się porozumieć ze sobą i bardzo często spotkania z nimi kończą się albo płaczem z mojej strony, że czułam się jak "alien", albo czuję jego wyższość nade mną (w dzieciństwie było to samo, swoją siłę nade mną przed kolegami pokazywał) a oni się dziwią, że my się "migamy" od spotkań z nimi. Przez całe dzieciństwo nie miałam nikogo i obecnie mam tylko męża i przyjaciółkę z tego forum. Nie usłyszałam nigdy od bliskich niczego dobrego na swój temat, a wręcz nawet że przez to że jestem gruba nie mam koleżanek i kolegów. Zawsze byłam potężna, ale przez te wszystkie lata moje poczucie własnej wartości jest na poziomie zerowym, a nie wiem czy i nie niższym bo często nie mogę nawet na siebie w lustrze patrzeć. Do tego 4 lata temu zmarł mój dziadek. To był pierwszy pogrzeb bliskiej mi osoby, więc przeżyłam go strasznie. Rzuciłam przez to studia bo to było zaraz przed sesją. Moja mama wpadła w jeszcze większą depresję (nie dość, że przez współuzależnienie od alkoholika to jeszcze depresja po wypadku) i targnęła się na własne życie. Nie potrafiłam sobie poradzić z dwoma problemami poprzednimi a tu pojawił się kolejny. Mama w końcu zrozumiała, że sama sobie nie poradzi i poszła na terapię. Bardzo jej pomogła. Ja po tym wszystkim bałam się wyprowadzić bo bałam się o nią, ale jakoś się przemogłam. Przez dwa lata nie czułam, że mam własny dom tylko ciągle żyłam tamtym. Co się dzieje, ojciec znowu pije i mamie życie uprzykrza itd. W między czasie z mężem mieliśmy małą stłuczkę, pojechałam do prywatnej kliniki w której mam abonament bo głowa mnie coraz bardziej bolała. Zawieźli mnie to szpitala i nic tam nie wykryli a 2 tygodnie później okazało się, że mam złamany kręgosłup szyjny. Kolejny problem, w końcu trafiłam na terapię bo i z mężem miałam problem się porozumieć. Po roku udało mi się wyjść z wielu problemów, zaczęłam się bardziej cieszyć a teraz znowu jest otępienie, brak ochoty wstawania rano, wychodzenia z domu i najchętniej zostałabym sama zaszyta gdzieś w cichym, ustronnym miejscu z dala od wszystkich i wszystkiego. Jestem załamana i nie mam siły walczyć o to by w końcu poczuć się kochaną. Owszem mąż kocha, ale jest typem twardziela nie okazującego uczuć ( do tego sam wywodzi się z rodziny alkoholowej). Zawsze marzyłam o własnej rodzinie, całkowicie przeciwnej do mojego dzieciństwa gdzie będzie dużo miłości, ciepła i radości a nie ciągłego smutku i strachu. Już nie wiem jak sobie poradzić. Nie mam siły chodzić po lekarzach bo mam tego dosyć. Nie dość, że swojego czasu ginekolog co 2 miesiące, co miesiąc ortopeda po wypadku do tego neurolog. W sumie tylko po lekarzach latałam a teraz odbija mi się to "czkawką". Do tego mówienie mi, że wszystko się ułoży, będzie dobrze, uszy do góry itp działają na mnie jak płachta na byka. Bardziej potrzebuję zrozumienia i wsparcia, a tego też nie mam. Chciałabym znowu się podnieść by mieć siłę na dalszą walkę o upragnione dziecko, by znowu cieszyć się z małych rzeczy i nie przejmować się wybuchami mojego męża jak mu coś nie wychodzi. Bardzo proszę o poradę.
 - 
	No to gratulacje! :)
 - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
oj zawsze można :) pisz śmiało :) - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Bo już spora część zaciążyła :) ja rzadko piszę bo mam sporo spraw na głowie, częściowo związanych z brakiem możliwości zaciążenia. Można by rzecz, że troszkę izoluję się od szczęśliwych przyszłych mam. - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Ależ oczywiście, zapraszamy - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Otka będzie dobrze!!! Myślę ciepło :) U mnie nie ma nic. Weekend mi zleciał jak głupi bo było co sprzątać - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
O bosz aż nie wiem co Ci powiedzieć poza współczuję :( - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
elo Otka jakoś leci :) a u Ciebie? - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Piękne zdjęcia!!!! - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
No to gratki!!!!!! - 
	Organizm może płatać różne figle. Książkowo mówi się, że owu jest 14 dni przed @. Ale może ona się pojawić wcześniej albo później. Jeśli miałaś skąpe krwawienie zrób test ciążowy. Może jest to ciąża, ale wcale nie musi (mogą to być zaburzenia hormonalne). Czy czujesz poza tym jakieś dolegliwości?
 - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Di a ja najbardziej lubię pomidorową ze świeżych pomidorów Żaba to gratki za tak dobre wyniki i życzę by do rozwiązania to zostało! - 
	Ja na ten temat wpadłam przypadkiem przy czytaniu o in-vitro. Z tego co jest na stronie invicta.pl w zamian za oddanie komórek jajowych istnieje możliwość podejścia do in-vitro za mniejsze koszty. To mnie zastanowiło, że może jednak warto komuś pomóc.
 - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Iwonka my się staramy od ponad 2 lat. Latałam po lekarzach i trafiłam ostatnio (do siódmego już) chyba właściwego. No ale u nas jest problem innej natury i prawdopodobnie mieć dzieci nie będziemy, bo nie we mnie jest problem a na in-vitro nas nie stać (to wszystko dowiedziałam się dopiero od tego ostatniego lekarza i dwa lata starań żyłam w kłamstwie, że jego wyniki są nie najgorsze). Ja się nakręcałam przez pierwsze 6 miesięcy a potem zaczęły się jazdy. Przez poprzedniego lekarza, który chciał pomóc ale mi bardziej zaszkodził co 2 miesiące u niego byłam z co raz to nowymi problemami. W efekcie jak coś się działo to tylko zastanawiałam się czy znowu nie dzieje się coś dziwnego niż to, że mogę być w ciąży. W końcu rzuciłam wszystkie hormony, które dostawałam i może po połowie roku wszystko się u mnie wyregulowało. - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
ciri obie z kodomo mnie wykończycie tą ogórkową...(ćwiczenia i ruch fizyczny to jest to czego mi w ciąży brakuje BARDZO BARDZO) więc ćwicz Mau póki możesz Ciri no przepraszam no nie chciałam Ci smaku robić. Mnie po prostu naszło a to jedna z niewielu zup, które mój małż lubi i dlatego ;) A ćwiczenia - ja nigdy ich nie lubiłam i omijałam je szerokim łukiem. Wolę czas spędzić na czytaniu książki ale zaczęłam robić teraz brzuszki co by troszkę sadełka się pozbyć, bo według pieprzonego wskaźnika bmi jestem otyła, chociaż ani nie wyglądam ani się nie czuję taka. Z nadwagą owszem. Otyła to może byłam te 14kg do przodu co było jakiś rok temu ale dzisiaj sobie do pracy wzięłam makaronową sałatkę z tuńczyka jami - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
Witam :) na testy owulacyjne uważaj bo one potrafią zakłamywać. Mi nigdy nie wyszedł, a badania hormonalne mam w porządku. Jeśli już zamierzasz się bawić w naturalne metody planowania rodziny zacznij mierzyć temperaturę w pochwie codziennie o stałej porze i rób wykresy bo śluz też czasami może zmylić. Ale podstawowa rzecz - nie nakręcaj się tylko kochaj się z facetem dla przyjemności :) nie myśl o dziecku. No i powodzenia - 
	
	
				Czekające na II kreseczki - Sezon 2
Mauelith odpowiedział(a) na ronia temat w W oczekiwaniu na bociana
yanedopisuję się do wąteczku, też czekamy na II Witam, witam :) 
- Poprzednia
 - 1
 - 2
 - 3
 - 4
 - 5
 - 6
 - 7
 - Dalej
 - 
					Strona 2 z 29