Skocz do zawartości
Forum

kropka1981

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez kropka1981

  1. Dzień dobry. Od siedmiu lat jestem w związku, od pół roku w małżeństwie i mamy trzyletniego synka. wiadomo jak to w życiu bywa - sinusoida w związku, ale tak która wydaje się być normalna, bo przecież nigdy nie jest idealnie. Problem tak na prawdę zaczął się jakies dwa i półroku temu. Niewinie. W nasze zycie po urodzeniu synka "wkroczyła" bezpretensjonalnie moja obecna teściowa, odwiedzając nas z doskoku, bez uprzedzeń wręcz regularnie codziennie w godzinach wieczornych, kiedy mały zazwyczaj zasypiał. Oczywiście chcac nie chcąc budzila go co skutkowało 2,5-3 godzinnym płaczem. Oczywiście wiedziała wszystko lepiej i każde zdanie, nawet lekarskie diagnozy podważała. Zaczęłam się buntować, mówić nie, w środku się gotowałam. Mój mąż oczywiście nie widział problemu, mimo, że go informowałam, rozmawiałam, zwracałam uwagę, ze nie dam rady znieść kolejnych głupich uwag jego mamy i jej ciągłych wizyt z zaskoku (bo mimo, że dziecko miało 3-4 miesiące uważałam, że mam prawo do godziny chociaż dla siebie kiedy mały spi). moje rozdrażnienie w związku z tym urosło do mega rozmiarów, bo nie mogłam w kwestii zwrócenia uwagi teściowej liczyc na obecnego męża. Jak nie przychodziła, to dzwoniła ZAWSZE o tej samej porze o 20:00 kiedy wszyscy do okoła wiedzieli, że miedzy 20:00 a 21:00 nie odbieramy telefonów ponieważ kapiemy karmimy i usypiamy małego. moja frustracja się nasilała - mogłam wyłączyć telefony ale nie chciałam, bo za pięć minut miałabym ją na karku osobiście. Mąż bardzo często wyjeżdżał. Nie tyle służbowo - te wyjazdy nie były dla mnie problemem - ale by realizowac swoje hobby. Owszem przy dziecku bardzo dużo pomagłam i nadal pomaga, ale bolały mnie te wyjazdy o tyle, ze kiedy rozpoczynał sie sezon potrafiło go nie być w każdy cały weekend przez 5-6 miesięcy. zaczęłam się buntować, ponieważ nie wróciłam do pracy po macierzyńskim ze wzgledu na stan zdrowia małego i nawet nie miałam szans na jakakolwiek rozrywke poza domem. A on wracał usmiechniety, zadowolony opowiadał gdzie był co widział itd. Dziecko rosło a im większe dziecko tym więcej obowiązków. więc mąż mój zaczął po pracy wracając mówić najpierw żartem, że już wrócił do domu na drugi etat, potem zaczęło to sie robic złosliwe przytykanie, ponieważ monotonnie słysze już to od jakiś 2 lat. Ponieważ mój mąż jest nienagannym czyściochem, to niestety wszystko to co nadprogramowo leżało na podłodze - w postaci zabawek drażniło go. Poza tym jego zdaniem było brudno - jak wiadomo przy dziecku nie da się mieć sterylnego mieszkania. posypały sie pretensje pod moim adresem, ze nic w domu nie robię. kolejna "warstwa" złości, zalu i buntu w moim serduchu. rozmowy, że nie da się przy małym dziecku zrobić wszystkiego idealnie nie pomagały (a ja głupia latałam dwa razy dziennie z odkurzaczem, żeby nie było okruchów.) . Po jakimś czasie, teściowa znowu się uaktywniła na zasadzie wytykania mi, ze mały je za mało, za mało waży, że o niego nie dbam. Moja frustracja siegała juz prawie zenitu. wiec, żeby zamknac jej buzie - mówiąc bardzo brzydko - wzięłam ją na dwie wizyty kontrolne do dwóch róznych lekarzy ze sobą. Każdy jeden powiedział, że dziecko rozwija się prawidłowo, przybiera na wadze prawidłowo, po prostu jest filigranowej budowy. Oczywiście zdanie dwojga pediatrów zostało przez nią podwazone. nie przjmowałabym się tym gdyby nie fakt, ze zaczęła te wymyslone farmazony opowiadać swoim znajomym, a co gorsza mój obecny mąż przybrał jej taktykę. poczuł;am się sama jak palec bez zadnego wsparcia, walcząca z wiatrakami i ludzką złośliwoscią. doszło do tego, ze idąc na zakupy spotykałam jej znajomych tzw "przyjaciól rodziny", którzy mówili, ze podobno ograniczamy babci dostęp do dziecka. kolejna wierutna bzdura która dolała oliwy do ognia. Mój maż oczywiście nic w tym kierunku nie zrobił, żeby ukrócic takie poczynania swojej mamy. kolejny psztyczek w moje uczucia. Mały zaczął chorować. Zaczęły sie kolejne schody, nieprzespane noce, kłótnie o byle co. Trwało to do ukonczenia synka 2 lat. on mnie obwiniał o to, ze dziecko choruje, ze on po pracy musi sie zajmowac jeszcze domem i sprzątaniem (nikt mu nie kazała, nie prosił i nie było takiej potrzeby - to przez jego pedantyzm), że ja sie alienuje od dziecka (bo chcę mieć JEDNA godzinę dziennie dla samej siebie, bo też jestem zmęczona). masę nocy przepłakałam z uczuciem nisprawiedliwości i osamotnienia. zaczęłam podejmowac próy rozmowy, wyjasnienia, porozmawiania o zwiazku - do niczego to nie doprowadziło. oddalilismy sie trtaszliwie od siebie. Bo tylko ja chciałam porozumienia i ja wyciągałam zawsze reke na zgodę i porozumoienie. Czasami rozmowa pomoagała dosłownie na 24 godziny a potem wszystko wracało do stanu dnia poprzedniego. Mijał kolejny rok. W takiej samej atmosferze. Mały na szczęscie wyzdrowiał, poszedł od września do przedszkola. więc postanowiłam wrócić do pracy. Ponieważ mąż zaczął naciskać, że finansowo byłoby dla nas najlepiej gdybym jednak poszła do pracy. poszłam. Do pierwszej lepszej, zeby chociaż troche grosza zarobić na przedszkole i na małego. Zaczęły się znowu pretensje, ze nic w domu nie jest zrobione - pracowałam 8 godzin do tego 3 godziny zajmował mi dojazd i powrót wiec nie było mnie tak na prawdę 11 godzin. Świątek piatek czy niedziela. miałam umowę tylko na 1,5 miesiaca więc i tak wiedziałam ,ze docelowo nie będę pracowała w tym miejscu. znowu zabolało, bo w koncu "on ma zyczenie" żebym pracowała a jednocześnie ma o to pretensje. Próby rozmowy na ten temat - spełzły na niczym, poniewaz jego zdaniem nic sie złego nie dzieje. znalażlam więc pracę bliżej domu, za lepsze peniadze i udałam się zanieść dokumenty. poniewaz brakowało jednego poprosiłam męża, żeby podrzucił. podrzucił. okazało się ze mój pracodawca jest jego znajomym. zostałam przyjeta do pracy. niestety mój mąż czuje sie ojcem kolejnego mojego sukcesu, ponieważ ubzdurał sobie, że zostałam przyjeta ze względu na jego znajomości - co jest totalna bzdurą, ponieważ nie było kandydatów z kwalifikacjami jakie akurat posiadam a które były WARUNKIEM przyjęcia. Mąż teraz ma pretensje do mnie, że już "WSZYSTKO" musi robić w domu: odbierać i zawozic dziecko do przedszkola (ja wychodze o 6 z domu a przedszkole jest od 7:00), ze sprząta w domu, zajmuje się małym (mały zwyczajnie lgnie do niego, bo przez 6 miesięcy w roku prawie go nie widuje w soboty i niedziele - a mnie ma codziennie), że ja mam do niego ciągle pretensje (a ja mam tylko pretensje tylko o głupie i niebezpieczne zabawy typu podrzucanie do góry, kopanie piłki w mieszkaniu, ogladaniui przy dziecku ogłupiajacych programów w tv, o to ze na niego krzyczy bo np koloruje obrazek jednym kolorem albo że się skaleczy pod jego opiekunczym okiem, albo krzyczy bo dziecko sie upaćka jedzonkiem, że ja mam pretensje bo podważa moje zdanie przy dziecku albo szepcze mu do ucha teksty typu "nie zwracaj uwagi, bo mamusia jest zdenerwowana" "uciekajmy bo mama będzie zaraz biła" itd), I - no własnie - te teksty typu "mama będzie zaraz biła" wzięły sie stąd, że kiedyś jam mały mnie uderzył dostał po rączkach. RAZ. JEDYNY RAZ mój mąż oczywiscie niewiedzieć czemu utwierdził sie w wyssanym z palca przekoaniu że ja dziecko biję. Tłumaczyłam, że nie rozmawia się przy dziecku o takich sprawach, ze nie wpaja mu się takich rzeczy bo robi mu się tyum krzywdę, prosiłam, zeby tego nie robił. Zero rezultatu. jego zdaniem on jest głupiutki i niczego nie rozumie (tego komentować nie muszę.) Non stop podważane jest moje zdanie przy synku. Ja mówie nie - tata mówi tak. Ignaś ma teraz okres buntu - no i podobno ja jestem temu winna. Czuję sie nikim, niepotrzebna, nieszanowana, osamotniona, co ja mam z tym zrobić? Powiedziałam mu, ze może byśmy poszli do psychologa porozmawiali razem. zgodził sie ALE powiedziął, że potraktuje to jako ciekawostke przyrodniczą a to oznacza tylko jedno - po nim to zwyczajnie spływa i będzie się swietnie bawił. Jak rozmawiać?? Co mozna w tym wypadku zrobić?? Brakuje mi juz sił. Ja nie chce wiele - tylko odrobine szacunku i odrobinę ciepła....
  2. kropka1981

    Styczeń 2010

    Dzień dobry... Nie było mnie... ale postanowiłam zajżeć.u nas raczej róznie. Mały ciągle choruje, jak nie choruje to chodzi do przedszkola, ma bunt trzylatka, tata go rozpuscił jak dziadowski bicz i ubolewam nad tym, bo to rodzi tylko i wyłacznie problemy wychpowawcze (robi się dziecku wodę z mózgu) i takie tam.... pozdrawiam ciepło. Kropek
  3. kropka1981

    Styczeń 2010

    A ja się długo nie odzywałam ale postanowiłam powrócić.... U nas nadal jak nie urok to...co innego. Mały rosnie, małymi kroczkami się rozwija - w sumie nie jest juz taki mały. Za to mam problem ze swoją drugą połową i jego mamusią - bo wynajdują non stop dolegliwosci u malucha których nie ma. Napierw że zaburzenia jedzenia. Nałaziłam sie po lekarzach i okazuje sie że Ignaś ma zwyczajnie blokadę psychiczną przed jedzeniem i to wszystko. Powinno minąć. Potem "mamusia" wymysliła, że Ignaś ma krzywe dziwne nóźki, potem, że coś z oczami a teraz że w wieku 2 lat nie mówi. Krew mnie zalewa.... A. chce iść z małym do logopedy. Za przeproszeniem chyba go pogięło. Osobiście uważam, że mały ma czas. I nie mozna go zmuszać do tego aby zaczął mówić. A. praktycznie cały czas wymusza na Ignasiu "powiedz mama powiedz tata powiedz daj". Przeciez to ma odwrotny skutek... Ale ja sobie mogę mówić.... Moje zdanie jest nie ważne, i nie istotne. Banda idiotów.
  4. kropka1981

    Styczeń 2010

    aniutko :) Szczególnie ten ostatni post mnie rozbawił :))) U nas wszystko po staremu... I fakt nie ma o czym pisać... Nudzi mi się okropnie... Ignas rosnie... Nadal jest niejadkiem...
  5. kropka1981

    Styczeń 2010

    Podczytuję Was ale..nie mam co pisać..Żyć się nie che...
  6. kropka1981

    Styczeń 2010

    Madziu odpowiadam na Twoje pytanie - nie nie mamy jeszcze wybranego projektu. Na razie oglądamy, przegladamy, zastanawiamy się itd :)
  7. kropka1981

    Styczeń 2010

    Czesc Dziewczyny... U nad w zasadzie bez zmian jeśli chodzi o Ignasia. Ignacy rośnie, mężnieje, poważnieje . Zęby nadal stoją w miejscy - znaczy widać, że "idą" ale dojść nie mogą ;). Nadal tylko jedynki. Powolutku szykujemy się na wakacje nad morzem... Zostały 3 tygodnie. A z nowości to w zasadzie...wiele. Podjęliśmy decyzję o budowie domu. Co z tego wyjdzie - to się okaże w praniu. Chcę wrócić jak najszybciej do pracy i do ludzi bo już powoli mi psychika wysiada.. Ignaś będzie z moją mamą, którą przeprowadzamy do nas jak tylko dostanę pracę. czyli generalnie totalna zawierucha Ot i tyle...
  8. kropka1981

    Styczeń 2010

    Aniu ! Najszczersze gratulacje!
  9. kropka1981

    Styczeń 2010

    No i oczywiście dołączam się do zyczeń ! Żyjcie Mamusie 100 lat !
  10. kropka1981

    Styczeń 2010

    Na chwilę obecna wiem tylko tyle, że operacja wczoraj odbyła się bez zakłóceń, trwała 5 godzin. Cokolwiek więcej dowiemy się dopiero po 19-20stej.... Na razie czekamy...
  11. kropka1981

    Styczeń 2010

    anna_:)kasiu to trzymamy kciuki i oby wszystko wróciło do normy, ja najbardziej się ciesze że wy jako rodzice widzicie poprawę :) to najważniejsze nie ma to jak oko i opinia matki.co do szczepień ja jestem ZA wiem o tzw. powikłaniach po szczepieniach ale mimo tego popieram. Uważam że największe szkody robią lekarze i pielęgniarki tak jak np u Fabianka źle podano zastrzyk. Ostatnio w PL glośno o buncie rodziców przed przymusowymi szczepieniami jak zawsze nagłaśnia się sprawę i DOBRZE ludzie muszą być świadomi wszystkiego! I wybór powinien należeć do ich samych ale ja osobiście jestem za szczepieniem dzieci (to tylko wyłącznie moje zdanie) mój dziadek został skierowany do szpitala z problemami wątroby i żołądka... jutro, pojutrze miał wyjść do domu. Dziś rano dostał kołatania serca i wylądował na intensywnej terapii... ma dziwne zachowanie, prawie nic nie mów, nie chodzi, duża utrata wagi w szybkim czasie, co chwile ma ochote na coś innego do zjedzenia i chce widziec u siebie całą rodzinę, płacze, rozkleja się. Sam nie wierzy że już z tamtąd wyjdzie o własnych siłach... babcie przygotowywują na najgorsze... Ja chcę jechac do PL ale jak zawsze ja to muszę mieć pod górką 8 czerwca Juli kończy się paszport i sama w PL nowego nie wyrobie a tu już nie zdążę. Nie wiem co robić a do ambasady w londynie nie moge się dodzwonić. To wszystko jakieś fatum czarne nademną przez całe życie wisi. Ja i Jarek nie jesteśmy małżeństwem a Julia ma jego nazwisko potrzebuje podpis jarka na zgodę o wydanie nowego paszportu. Zresztą jeszcze nie wiem jak to wszystko wygląda muszę się dodzwonić do ambasady. Aniu trzymam kciuki żeby wszystko poszło dobrze w każdym względzie i w każdym temacie... Dzisiaj chrzestny mojago Artura i jednocześnie jego wujek ma operację - ma przerzuty, w tej chwili już na mózgu. Generalnie od 6ciu lat walczy z rakiem... Ale teraz to juz chyba nie długo potrwa... Miał mieć operację 20 maja ale ze względu na to, ze uparł się jeszcze wydać córkę za maż 21go operacje przesunięto... Walczył do 21go - teraz dotrwał do tego czego chciał doczekać i przestało mu zależeć. Opadł z sił i chęci do życia. Przestał walczyć... Ech... Taki los...
  12. kropka1981

    Styczeń 2010

    katarzyna3004Kropka z tego co czytam są to reakcje kilkugodzinne, Fabian w ciągu pierwszych godzin był badany z 5 razy a powiedziała nam to lekarka dopiero wczoraj po południu więc już się nie spodziewamy żadnych powikłań- oprócz tej nóżki- przynajmniej mam taką nadzieję. Generalnie powikłania mogą wystąpić nawet do 10 dni po fakcie ale również myślę, że Fabiankowi nic nie będzie :)
  13. kropka1981

    Styczeń 2010

    katarzyna3004Madzia to nie ból nóżki. Badało go dziś 2óch lekarzy i my sami go po nóżkach dotykaliśmy i nic. Lekarze orzekli że zastrzyk został wykonany nieprawidłowo- igła wbiła się w kość i powstał naciek- chyba tak to się nazywa. Jeżeli Fabian do czwartku nie zacznie chodzić normalnie będzie miał prześwietlenie- dziś nie robili bo dostawał szału jak widział pielęgniarki, ale powiem szczerze widzę poprawę :) także jesteśmy już spokojniejsi- przynajmniej mamy pewność że to nie na stałe. Co do dawek, że zostały przekroczone- mamy się w ogóle tym nie przejmować bo to nie będzie mieć w ogóle wpływu. Dziś lekarze tłumaczyli nam że jeżeli jakieś dzieci przyjeżdżają z zagranicy i nie mają (medical record) to robią im wszystkie szczepienia nawet jeśli miały je robione w kraju i nie wpływa to w żaden sposób. Madzia a ty mówisz że nie szczepiła byś małego, my nie mamy właściwie wyjścia bo bez szczepień nie przyjmą go w ogóle do szkoły, ale ja i tak myślę że szczepienia są potrzebne. A ja nie do końca się zgodzę z tym co powiedzieli Ci lekarze, ponieważ istnieje coś takiego jak powikłania poszczepienne i nie biorą się one z księżyca. Więc ilość i wielkość dawki ma znaczenie. I nie piszę, żeby Ciebie Kasiu straszyć a ku przestrodze dla wszystkich. Sama mam wielkie obawy przed szczepieniem Ignasia... Faktem jest, że u nas w Polsce nie za bardzo można o tym głośno mówić. w 2002 roku weszło rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie niepożądanych odczynów poszczepiennych. Jak ktoś ma ochotę to niech sobie poczyta Dz.U.2002.241.2097 - Niepożšdane odczyny poszczepienne. Wrzucam też link do jednego z ogromu artykułów na temat powikłań Szczepienia. Dobrodziejstwo, czy zło konieczne? .
  14. kropka1981

    Styczeń 2010

    Zeberko - to najnormalniejsze na świecie. Moje Dziecko w ogóle nie mówi tylko pokazuje palcami i mówi o lub a. Cos tam pod nosem "sici", nie mowi mama nie mowi tata, pokazuje coś jak sam ma na to ochotę, udaje że nie słyszy jak sie do niego mówi i mozna by tak w nieskończoność. Nie masz się czym martwić. Każde dziecko ma swój tok rozwojowy.
  15. kropka1981

    Styczeń 2010

    zeberkahej :) dziewczyny mogę się przyłączyć?? mam synka z 20-01-2010.Pozdrawiam dołączyć się zawsze można :)
  16. kropka1981

    Styczeń 2010

    A to Ignacy i my. Dla tych, którzy Ignatka dawno nie widzieli ;)
  17. kropka1981

    Styczeń 2010

    Dobrze - to teraz ja coś napisze U nas w zasadzie niewiele nowego. Chociaż...zależy jak na to spojrzeć. Ignacy ma nadal tylko jedynki u góry i na dole - opornie ząbki wychodzą. Za to nie choruje już 1,5 miesiąca. Więc jest dobrze :). Na reszcie przybrał na wadze i waży 10 kg . Przeszliśmy z nutramigenu na bebiko - uczulenie jak było tak jest , więc wniosek jest krótki: nie jest uczulony na białko mleka a na coś innego. Najprawdopodobniej to "COŚ" jest w powietrzu. następna wizyta u alergologa w terminie nieznanym - jesteśmy na liście rezerwowej więc nie przyjmie nas wcześniej jak we wrześniu. A prywatnie na razie sobie odpuszczamy - mały i tak bierze Zyrtec w kropelkach więc nie wiecej alergolog nie zrobi na piewszej wizycie jak zapisze Zyretec i zrobi wywiad środowiskowy. Stan sie nie pogarsza wiec mozemy czekać. Igulec jest małomówny i generalnie wydaje tylko okrzyki zdziwienia lub jakieś niezidentyfikowane dźwięki. No ale jak to mówią - ma jeszcze czas. Ani mama nie mowi ani tata nie mowi. Jedyne co jest zrozumiałe to ammm (jestem głodny). Chodzi już bardzo ładnie. A ja co? a ja nic . Nie pracuję, siedzę z małym i troszkę jestem tym załamana, bo zamiast sie rozwijać stanęłam w miejscu i wyleciałam z obiegu. Jedyne co to zaczęłam się odchudzać. Na razie sześć kg w ciągu miesiąca bez jakiś drakońskich diet. Zwyczajnie: więcej nabiału więcej posiłków, regularniej i 20 minut jazdy na rowarze stacjonarnym no i spacery :). Do upragnionej wagi 60 kg jeszcze zostało mi 4 kg. Fakt faktem, żen ie widać po mnie że mi ubyło bo jestem wysoka i grubokoścista ale może w koncu dal samopoczucia lepszego osiągnę cel? Kto wie ;)
  18. kropka1981

    Styczeń 2010

    anna_:) Co do A. to z tego co pamiętam to na początku Twojej ciąży też Cię nie rozumiał i miałaś problemy. Między wami jest spora różnica wieku i to może też komplikować sprawe, starego kawalera ciężko jest zmienić dla niego wygodniej jest zmieniać otoczenie. Ja tylko w kwestii formalnej - A. nie jest kawalerem a rozwodnikiem. Nie mniej jednak weszłam w jego przestrzeń i mu to w pewnym sensie przeszkadza.
  19. kropka1981

    Styczeń 2010

    madziaaaa0701kropeczko po jakich wydarzeniach ?? Ano coś ostanio skaczemy sobie do oczu. Generalnie facet jak dla mnie pokazał jaki na prawdę jest. Czyli niewrażliwy i egoista. Jest czepialski i niemiły jak mu coś nie pasuje. A skoro człowiek cały czas jest niezadowolony z życia to znaczy że ma problem ze sobą. To nie otoczenie jest winne a on sam. Tyle tylko że on tego nie rozumie. Jeśli ktoś chce kogoś uzdrawiać niech zacznie od siebie - bo cały czas on próbuje mnie "naprawić" a ja się nie czuję "popsuta". Mam tylko inne spojrzenie na życie i powinien to zaakceptować. Tak uważam. Syn jest dla niego ważny ja natomiast już nie tak bardzo. Ot takie życie. Pierwszy raz widziałam jak stracił cierpliwość do Ignasia... Mam nadzieję, że to tylko incydent i nie przerodzi się w codzienność.
  20. kropka1981

    Styczeń 2010

    Dziewczyny. Mam bardzo nietypowy problem. Ignaś tak intensywnie wkłada paluchy do buzi, że skórę ma strasznie poharataną, szorstką, czerwoną. Kremy nie pomagają zregenerować skóry, bo w zasadzie bez przerwy jest "moczona". Zasugerowano mnie, że łatwiej jest na nowo go nauczyć dudlać smoka uspokajacza i potem odstawić, niż oduczyć ssania palców. Próbowałam juz smarować mu paluszki specyfikiem o nazwie Paluszek, ale moje dziecko nie jest wrażliwe na gorycz i nie zrobiło mu to różnicy (nutramigen jest ohydnie gorzki więc jest do goryczy przyzwyczajony). Co radzicie - wiem, że to głupio brzmi uczyć dziecko na nowo smoka ale inaczej będzie miał poważne problemy ze skórą na rękach. Tylko patrzeć jak pokaże się grzybica. Nie wiem jak się do tego zabrać. Co sugerujecie?
  21. kropka1981

    Styczeń 2010

    Witajcie dziewczynki. U nas pojawiły się ząbki następne - trzy na raz. Tylko tak śmiesznie, bo jedna jedynka na dole, jedna u góry, jeden kieł na dole i jedna dójka na dole. Moje dziecko jest dziwne Poza tym nic nowego. Pracy nie mam i to bardzo kiepsko wpływa na moją kondycję psychiczną. No ale cierpliwie czekam na odmianę losu . Nie wszystko na raz. Nie od razu zbudowano Rzym. Aniu - moja osobista mama i moja "teściowa" też napierały na ślub. Ale na szczęscie żadna nie ingerowała aż tak bardzo jak Twoja "teściowa". One to by dostały zawału gdybyśmy wzięli jakiś kredyt. Ale trzeba mieć tupet żeby aż tak się wpierniczać w nie swoje sprawy. To jakieś niespełnione chore ambicje mamuśki. Skąd to się bierze u ludzi? Ja już wiem po ostatnich wydarzeniach, że żadnego śłubu nie chcę. I chociażby mnie nie wiem jak bardzo przekonywali to nie ma głupich. Na pewno nie z A. Po co mi to... I tak jeśli nie daj boże coś się stanie to Ignaś dziedziczy po tacie więc stratny nie będzie. Na cholerę mi zobowiązania, papierki, problemy. Chcę mieć święty spokój. A nie czuć się czyjąś własnością.
  22. kropka1981

    Styczeń 2010

    Nie wiem dziewczyny... Na dzien dzisiejszy wyglada u mnie to tak: 5:00-6:00 100-140 ml Nutramigenu 9:00-10:00 kaszka ryżowa na Nutramigenie owocowa lub z owocem lub czysta ok 150 ml lub Sinlac. Próba podania kanapki z wędlinką ok 1/4 kromki (jeśli kromka to sam Nutramigen) 12:00-13:00 Tu już lepiej bo owoc "drapany", lub jogurcik, twarożek, ok 100-130g czasami kisiel 100g. Po pół godzinie do godziny Nutramigen ok 150ml 16:00-17:00 Tu kolejny koszmar. Tylko jedno danie. Zupka lub II danie. Wielkość porcji od 50 do 150g. Po pół godzinie do godziny Nutramigen ok 150ml 19:00-20 Nutramigen na dobranoc od 150 do 200ml To menu z niedzieli i soboty. Dzisiaj masakra - nie chciał jeść niczego oprócz mleka. Czy ja coś robię źle???
  23. kropka1981

    Styczeń 2010

    anna_:)u nas można nazwać sykcesem że mała śpi około 14 do 16 a potem do 21 się bawi i idzie spać i się nie przebudza w nocy. Dzić np jeszcze śpi co dla w jej wypadku jest nieco dziwne A nasz "zdziesiek" - pieszczotliwie mówiąc ;) - zaczął mądrala budzić się o 6stej. A mama by sobie jeszcze pospała a tu du.a. Nie mówiąc, że znowu zaczyna sie budzić od 3 ciej co godzinę niewiedzieć czemu. Ciagle się odkrywa i ciągle ma zimne rączki przez to. Dzisiaj pomyśłałm, że chyba kupię w akcie desperacji śpiworek, żeby się nie odkrywał przy przekręcaniu na boczki.
  24. kropka1981

    Styczeń 2010

    Jeśłi chodzi o soczki to Ignaś nie lubi ich pić. Jeśli pijemy to bobofruty albo soczki bobovita. No i pijemy herbatki parzone nie rozpuszczlne. Natomiast znowu mamy problemy z karmieniem. Chleb bezglutenowy tez nie smakuje a zwykłego nie może póki co. No i jest do bani. Nie wiem jak mam go karmić. Chlebek nie, wędlinka ble i się wypluwa, jajka nie może, mięsa za chiny ludowe nie chce, zuypki - jak cię mogę, tylko by wciągał kaszkę i mleko i owoce. A tak nie może być. Nie lubi żadnych biszkoptów nawet tych bezglutenowych a w zasadzie smak ten sam, chrupki kukurydziane są be. Ręce opadają... Nie mam pomysłu... No i skubaniec nie chce od nikogo innego jeść jak ode mnie. To już wogóle jest mistrzostwo świata. Jak jest u babci to ledwo kęska czegokolwiek zrobi. To samo jak karmi go A. Koniec świata.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...