A u nas śmiesznie, bo mąż jeszcze nie bardzo chciał (że młodzi jesteśmy), a ja chciałam, w końcu powiedział "no dobra, jak Bozia da, to będzie", ale mieliśmy się starać dopiero po dwóch miesiącach, bo jeszcze zawody jedne miałam. Ale nie stosowaliśmy zabezpieczeń, bo mierzyłam temperaturę i patrzyłam kiedy mam owulację. Ale z powodu nieregularnych cykli, łatwo się pomylić, no i tak wyszło, że patrzę, a tu owulacja, chociaż miało jej jeszcze nie być. I od razu uśmiech na twarzy, bo wiedziałam, że coś może z tego być, no i się nie zawiodłam :) dzięki temu wiem też dokładnie kiedy dziecko się poczęło (zgadza się co do dnia z tym, co wyszło na pierwszym USG po ocenie wielkości maleństwa). Dodam tylko, że mąż niby nie chciał, ale jak test potwierdził ciążę, to od razu zaczął z brzuszkiem rozmawiać :)