Skocz do zawartości
Forum

Luizjanna

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Luizjanna

  1. My również życzymy Wam wszystkiego dobrego, Wesołych Świąt, przede wszystkim zdrówka dla każdej rodzinki ,uśmiechu każdego dnia, radości oraz dla Was Mamusie spełniania się w roli mamy jak i rozwijania się na innych płaszczyznach, zarówno na gruncie zawodowym jak i prywatnym, rozwijajcie swoje pasje, sprawiajcie sobie przyjemności i bądźcie szczęśliwe :-)
  2. No nie tyle się upisałam i ucięło cały wpis. Nie chce mi się pisać od nowa...
  3. Cieszę się że mój wpis dodał wsparcia na odległość
  4. Oczywiście wózek z budą miało być :-)
  5. Co do prezentów to Mateuszkowi kupimy jakiś większy zestaw lego city (poszukam używanego mega zestawu bo jakościowo się nie różnią używane a cenowo bardzo), jakąś grę edukacyjną i książeczkę o zwierzętach, w biedronce lub kauflandzie jest fajna seria odkrywanie świata, kupujemy mu co jakiś czas to wybierzemy coś czego jeszcze nie ma. Prezentu małej chyba nie kupimy bo mam cały strych zawalony zabawkami niemowlęcymi, grajkami różnymi, stoliczkami, matami itd. Nie kupiłam nawet 10% tych zabawek, to dziadkowie plus chrzestni i inne liczne ciocie tak chojnie obdarowywały Mateuszka, mamy też szczęście bo mamy dużą ilość starszych kuzynów których dzieciaki są starsze i nasze dziedziczą po nich ubranka, sprzęty, tony zabawek itp. Może ktoś uzna mnie za jakby to nazwać łagodnie lekko szurniętą ale chomikiem jestem i dobrze mi z tym :-) Po Matim zostawiłam absolutnie wszystko, dzięki temu mała ma wszystko co potrzebne na pierwszych kilka lat, a od rodzinki dostaje sukieneczki, no dobra ja też trochę poszalałam z opaseczkami, koralikami i różnymi dziewczeńskimi rzeczami. Wiem co jej jednak kupię: lalkę bobasa gumową i wózek z budzą, są takie porządniejsze u nas w hurtowni zabawkowej (kupowałam do żłobka do pracy), teraz pobawi się Mati bo lubi w przedszkolu wózki a potem Milenka będzie niańczyć swoje dziecko :-D
  6. Jakbym była tu okazyjnie to bym się dalej wykłócała, ale to jest nasza rodzinna przychodnia od zawsze, pielęgniarka by pewnie mnie obgadała i inne lekarki czy pielęgniarki zmieniłyby do mnie stosunek a naprawdę wszystkich poza tą jedną bardzo lubię. Wiem też że nie wygrałabym bo już było że dużo mleka w wymiotach to była za późno nakarmiona, ja swoje a ona swoje, że to się zdarza itd Lekarka stanęła za nią murem i obie mi wmawiały że samo to że jak miała już te wirusy w buzi to daje 80% ochrony, żebym się nie przyjmowała bo szczepionka na pewno zadziała ale ja i tak swoje wiem. Dobra, nieważne, nie będę się przecież sądować czy pisać skargi bo mimo wszystko nie chcę zmieniać tej przychodni. Ale jak o tym pomyślę to nadal jestem wściekła. Nie wiem czy to efekt ciąży i karmienia ale cały czas od porodu czuję się jak w euforii, oszalałam na punkcie małej, starszego też jakby bardziej uwielbiam i chociaż od porodu minęło dopiero półtora miesiąca i nawet jeszcze nic z mężem nie było to mam straszną chęć na trzecie dziecko, nie umiem tego wytłumaczyć, ale strasznie pragnę znowu to przeżyć i mieć kolejnego noworodka. Oczywiście nie zrobię tego i nie będę się starać z rozsądku i mam nadzieję że mi te chęci się jakoś rozwieją, chociaż wiem że na pewno będzie trzecie tak za 3 latka. Moja znajoma psycholog stwierdziła że kluczową rolę w psychice matki odgrywa poród i że jak mój był lekki to przyćmił trudną ciążę, stąd też ta euforia ale gdyby dziecko było bardziej wymagające to szybko stan euforii by mi minął. Ostrzegła mnie żebym była gotowa na spadek nastroju choć nie jest to pewne. Z synkiem miałam różne baby blus itp byłam na początku trochę płaczliwa, rozdrażniona, niepewna i jestem pewna że to było spowodowane porodem i nacięciem które przeklinam do tej pory a minęło prawie 5lat. Uważam że nacięcie krocza to barbarzyństwo podobne do obrzezania chociaż nieco mniej łagodne w skutkach. Jak na szkole rodzenia powiedziałam że nacięcie jest gorsze niż gwałt i powoduje u kobiety zespół stresu pourazowego to położna i o dziwo inne ciężarne mało mnie nie zjadły, ale ja swoje wiem, zresztą każda ma swoje subiektywne odczucia. SheViolet współczuję Ci z tym ząbkowaniem. Oby szybko jej wyszły bo takie zgrubienie i objawy mogą ją bardzo męczyć. Nie daj sobie wmówić u lekarza czy gdzieś że to za wcześnie itd są przypadki że dzieci rodzą się z tzw zębami noworodkowymi które wypadają i na ich miejsce rosną mleczaki, zresztą nie ma dwóch takich samych maluchów. U nas pierwszy ząb z synkiem pojawił się ok raczku dopiero i potem po niedługim czasie była cała buzia zębów, nawet nie wiedziałam kiedy wychodziły, teraz myślę że może być podobnie. Napiszę jeszcze coś odnośnie kolki. My z synkiem przeszliśmy koszmarne kolki, trwające po wiele godzin, przez wiele miesięcy, dzień w dzień, noc w noc. Mam porównanie teraz kiedy córcia nie ma takich problemów i naprawdę jest to zupełnie inne doświadczenie, ja jestem wyspana, wypoczęta, mam czas na wszystko, żyjemy normalnie, gotuję obiady, sprzątamy, prasuję sobie oglądając tv, pełen relaksik. A z synkiem byłam wrakiem człowieka, nie miałam jak zjeść, czy się umyć porządnie o normalnym śnie nie wspominając. Mały się zanosił, wpadał w bezdechy. Do tej pory mi słabo jak sobie przypomnę siebie na spacerach, snułam się jak wywłoka a wygladałam jak ząbi. Zero pomocy, mąż w pracy od rana do wieczora żeby się szybciej "dorobić". Mało brakowało a wyladowałabym wtedy w psychiatryku, ciągle słyszałam wrzaski małego, nawet jak spał to już miałam schizy że piszczy, biegłam szybko a tu on spał, cierpiałam na bezsenność, budziły mnie byle szelesty, nabawiłam się wtedy nerwicy która potem nieco ucichła. Z mężem wojowałam na potęgę, czułam się wrobiona w te kolki bo on szedł do pracy i miał spokój. Teraz ja mam relaksik, małą stroję, cykam fotki i spaceruję z koleżankami, ochów i achów nie ma końca, zachwycam się każdym uśmiechem, już ubolewam że czas tak szybko mija. Chciałabym powiedzieć stop i zatrzymać się na zawsze żeby było tak idealnie jak teraz. Z synkiem każda godzina wlokła się w nieskończoność, jak mąż wychodził płakałam a potem z darciuchem na rękach nerwowo odliczałam czas do jego powrotu bo jak wracał mogłam chociaż paść na pysk i przespać się troszkę jak udało mi się zasnąć. Dom wyglądał okropnie o gotowaniu nie było mowy, mrożonki i zamawianie jedzenia to była codzienność, tak jak papierowe naczynia. Piszę to wszystko po to żeby wszystkie młode mamy które zmagają się z kolkami nie porównywały się z innymi które mają dzieci jak aniołki. Nie słuchajcie głupiego gadania teściowych czy innych najmądrzejszych które nigdy nie miały takich problemów. Mi do dzisiaj się ciśnienie podnosi jak słyszę teksty w stylu :"ja wychowałam troje, gotowałam, sprzątałam,prałam pieluchy, robiłam przyjęcia a Ty z jednym jesteś zmęczona " Można być nieludzko wyczerpaną z jednym i można odpoczywać mając pod opieką całą gromadkę. Mamy kolkowych dzieci starajcie się w tym trudnym czasie mimo wszystko zadbać o swoje potrzeby takie jak sen, dobre odżywianie, fryzjer, kosmetyczka czy książka, basen czy cokolwiek co pozwoli Wam naładować akumulatory. Jeśli macie pomoc korzystajcie ile się da a Wy odpoczywajcie. Wszystkim mamusiom kolkowych dzieciaków życzę wytrwałości, cierpliwości i wsparcia bo ono jak zawsze jest najważniejsze. Rozumiem co przeżywacie, czy to mamy październikowe czy jakiekolwiek inne które odwiedzą ten wątek ; trzymajcie się dzielnie :-)
  7. Wczoraj miałyśmy pierwsze szczepienia i sprawdziło się moje najgorsze przeczucie, mała zwymiotowała szczepionkę na rotawirusy. Zawiniła pielęgniarka bo po wstrzyknięciu końcówki chciała się popisać i zatkała małej nosek żeby lepiej połknęła a mała się wystraszyła, zaczęła płakać i wszystko zwymiotowała, byłam wściekła. Oczywiście pielęgniarka nie czuła się winna i zaczęła mi wmawiać że to moja wina bo w żołądku było za dużo mleka, a to bzdura bo mała jadła o 13 a szczepionkę dostała po 15:30. Niby mi gadała że coś ochrony zostało bla bla bla... 330zł poszło się... Oczywiście musiałam zapłacić bo to nie jej wina, już ja bym jej lepiej podała, muszę jakoś to przeboleć. Ale czułam że tak będzie, mogłam posłuchać intuicji. Dostałam propozycję wykupienia dodatkowej dawki, ale nie skorzystałam, w dupie to już mam, jakkolwiek to brzmi. Za 2 miesiące druga dawka, może tą ładnie łyknie to coś tam jej to da. A jak nie łyknie to trudno. Drugą wzięliśmy 6w1 z tą nie było problemu, szybko ją uspokoiłam. 17 grudnia jeszcze pneumokoki. Milenka waży 5010, w ciągu ostatnich dwóch tygodni przybrała ok.700g, czułam że sporo utyła bo to mała cycocholiczka jest :-) Zresztą widzę i czuję różnicę w wadze. Dzisiaj strasznie boli mnie głowa, albo z nerwów na tą pielęgniarkę (dziecko się naprawdę bardzo wystraszyło i bardzo płakała aż się zanosiła) albo nie wiem, może zatoki bo boli mnie dosłownie czoło, nie mogę się dotknąć aż mnie pociąga dzisiaj. Mała marudzi, pogoda brzydka chyba odpuszczę sobie spacer. Milenka też trzyma ładnie główkę i długo podnosi. Ale trochę mnie martwi to że nie umie jej łagodnie położyć, trzyma np 5min wysoko, potem zadziera do tyłu i mocno uderza nosem w podłoże, po chwili podnosi jak wcześniej. Dlatego nie kładę jej na twardym tylko albo na sobie albo na kołderce na łóżku, mam nadzieję że jej to minie i nauczy się tego opuszczania. Na odparzenia stosowałam sudocrem, jak dla mnie ok, chociaż fakt ciężko go było zmyć w pachwinkach. Profilaktycznie stosuję zasypkę alantan a jak się skończy to dosypię mąki ziemniaczanej.
  8. My mamy szczepienie w poniedziałek, stresuję się że mała wypluje lub zwymiotuje tą szczepionkę na rotawirusy. Wiem że pielęgniarka odpowiednio dziecko trzyma itd ale chcę już być po. My nadal zakładamy rozmiar 56 i bardzo dobrze, mam zapas ciuszków malutkich dziewczęcych więc nie muszę na razie latać sklepach. Co do wyglądu tam na dole to wyglądam tak jak przed ciążą, to zasługa mojej Milenki i jej małej główeczki (32cm) i chwała jej za to :-) Miałam napisać więcej ale mała płacze
  9. Według mnie zaparcia to raczej nie są, bo kupa rzadka, taka jak być powinna jak dziecko jest na piersi. To że robi co kilka dni np to też jest normą ,przy kp dziecko może robić 10 razy dziennie ale też np raz na tydzień, jeśli kupa jest dobrej konsystencji to nie ma problemu. Krostki to zapewne trądzik niemowlęcy. Ja bym obstawiała problemy z odgazowaniem, może być tak że dziecko pręży się bo nie może prytnąć, tym bardziej że pisałaś że płacze przy bączkach. Najważniejsze żeby mu się odbijało zawsze po jedzeniu, jak karmienie trwa dłużej to rób przerwy na odbicia. Ja myślę że takie stękanie, prężenie, płacz to coś jak mini kolka, moja też tak ma, zwłaszcza jak jej się nie odbije, albo jak wcześniej płakała i się nałykała powietrza. Kładź jak najczęściej na brzuszku, masuj brzuszek, poszukaj przepisów na masaże antykolkowe. Sprawdź czy dziecko nie ma nietolerancji laktozy, która powoduje gromadzenie i problemy z głazami, odciągaj pierwsze wodniste mleko a dawaj gęste. Problemy mogą wynikać z niedojrzałości układu pokarmowego i na pewno z czasem ustaną choć to marne pocieszenie teraz. Ja intuicyjnie piszę że to problemy kolkopodobne bo moja tak ma, ale najlepiej jak poszukasz dobrego pediatry, opiszesz i przede wszystkim pokażesz problem. My możemy gdybać i doradzać ale najlepiej jakby kompetentny fachowiec obejrzał.
  10. Nasza w szpitalu była dokarmiana bebilonem, teraz sporadycznie dostaje też bebilon, ale bardzo rzadko w tzw awaryjnych sytuacjach tj raz w tyg może. Gdybym dokarmiała częściej to też kupowałabym bebico, starszy pije bebico, teraz już 5 i końca nie widać, jak nie ma bebica to kupujemy bebilon ale zawsze w dużych opakowaniach (2*500g) wtedy wychodzi odrobinę drożej niż bebico.
  11. SheViolet ja tak miałam przy zapaleniu zatok czołowych, nosowych i szczękowych jak mnie porządnie wywiało lodowatym wiatrem. Może u Ciebie to też zatoki ,albo jakiś inny rodzaj migreny, ja migren nie miałam więc nie wiem jak to jest.
  12. Ja w takich sytuacjach stosuję pietruszkę, poleciła mi ten sposób koleżanka a jej położna, podobno pietruszka jakoś tam działa oprócz tego samo podrażnienie odbytu u nas daje dobry efekt, jeśli nie ma kupy od razu to się odgazuje przynajmniej. Trzeba urwać łodyżkę z listkami i tą łodyżkę delikatnie końcówką wysunąć w pupcię, u starszych dzieci można tak wykorzystać końcówkę korzenia. Mi lepiej pasuje taki sposób niż termometr o którym też słyszałam, byłabym się że dziecko się nagle ruszy i się nabije mocno albo coś podobnego. Nie widziałam tych rurek z apteki, mogą być skuteczniejsze, ale ja nie będę tego kupowała. Najważniejsze to zlikwidować przyczynę zaparć np zmienić mleko, przejść na dietę lekkostrawną przy kp, a jak nic nie pomaga to może jakieś badania, sama nie wiem.
  13. Loki jeśli wszystkie potencjalne powody histerii są wyeliminowane to może po prostu dziecko nie akceptuje wózka, jeśli tak jest pozostają inne formy spaceru i nadzieja że mu się odmieni.
  14. Beelittle współczuję Ci bardzo, mi przy wszelkich jelitówkach pomagają czopki przeciewymootne vemituschelle (nie wiem dokładnie jak się pisze). Jesteś bardzo dzielna, niedługo choroba będzie tylko wspomnieniem, oby jak najszybciej :-)
  15. Justyna masz rację, najważniejsze że cycory zdają egzamin :-) Ja gdyby nie maści to bym chyba nie karmiła, miałam straszne rany, mała ulewała krwią, masakra, dobrze że się nie poddałam , ale było blisko, kilka dni to bałam się karmienia. Niby przystawiałam ją dobrze ale potem puszczała, szarpała nie umiała się ładnie przyssać. Teraz już jest ok, z górki, z synkiem nie miałam takich problemów, nie spodziewałam się że poranione brodawki tak strasznie bolą. Zapewne przyczyniło się do tego chwilowe przejście na butelkę z powodu silnej żółtaczki, ale było minęło. Teraz mała jest na cycku i oby jak najdłużej :-) Powinno być tak że się wybiera płeć dziecka, każdy by miał taką jak chce. Ja w pierwszej ciąży do pobytu na podtrzymaniu od 27tyg żyłam w przekonaniu że będzie dziewczynka, jak mi lekarz w szpitalu pokazał faceta to się popłakałam, byłam rozczarowana i wściekła na lekarkę która nas kilkakrotnie zapewniała o dziewczynce. Potem oczywiście zaakceptowałam chłopca, miałam trochę czasu na oswojenie itp Teraz nie wyobrażam sobie nie mieć Mateuszka, ale to było pierwsze dziecko więc inaczej.
  16. Justyna śliczna mała jest :-) Waga super, moja ma 4360, a w piątek już 5tyg skończy a Twoja 4650w 3tyg :-) może faktycznie masz jakąś śmietanę ;-) Co do noszenia to nasza wytrzymałość zwiększa się wraz z wagą dziecka, zobaczysz za rok czy dwa jak mała będzie miała ok 15kg, też ją będziesz nosić jak się zbuntuje na spacerze :-) Makijażu nie miałam na porodówce, ale naprawdę tak mogłabym rodzić codziennie tylko ta ciąża to był koszmar, gdyby ciąża była bezproblemowa na 100% zdecydowałabym się na trzecie niedługo, zresztą chyba się zdecyduję tylko poczekam aż Milenka podrośnie bo jakbym musiała leżeć znowu co jest więcej niż pewne to chcę żeby miała przynajmniej 3latka i żeby chodziła do przedszkola już :-) Oszalałam na jej punkcie, nakupiłam jej dzisiaj gumeczek, spineczek, bransoletek i koralików, co prawda ta "biżuteria " to z Pepco ale jestem bardzo zadowolona i nie mogę się doczekać aż pójdzie w użycie, poprzewlekam jej te koraliczki na żyłkę wędkarską żeby się nie rozerwały szybko. Moja przyjaciółka stwierdziła dzisiaj że widać jak bardzo pragnęłam córki, bo pragnęłam, to było moje marzenie. Teraz jak mam już wszystkie dzieci to płeć trzeciego będzie mi obojętna, jakbym urodziła drugiego synka no to jakoś bym się przestawiła, ale jakbym urodziła trzeciego byłabym zawiedziona. Głupio tak pisać, może to egoizm, ale jestem szczera, wiadomo że kocha się niezależnie od płci, ale jednak strasznie chciałam dziewczynkę i mam :-)
  17. SheViolet mała była pod lampami, ale karnację chyba będzie miała ciemniejszą od braciszka trochę. No z tymi wczasami to przesadziłaś, chociaż fakt nie byłam zmęczona, nawet nie zdążyłam się upocić :-)
  18. nie wiem jakie te ostatnie fotki wyszły na tel bo teraz siedzę przy laptopie ale mam nadzieję że rozmiar nie jest za duży, w razie czego przepraszam :-) zaraz to sprawdzę
  19. Pokażę Wam coś fajnego. Oto metamorfoza mojej Miluni :-) Na pierwszej fotce ma minutę a na drugiej mniej więcej godzinę :-) Lepsza metamorfoza niż w tv a wystarczyło tylko przetrzeć buzię tetrówką :-)
  20. Wystraszyłyście mnie z tymi pieluchami, bo kupiłam 10paczek dwójek i właśnie otworzyłam pierwszą paczkę, przeszłyśmy na 2 bo skończyły się 1,też miałam 10paczek, tylko że 1było 28 a 2 jest 56, no nic jak nie zużyjemy to wtedy coś wykombinuję. Ale moje dzieci są szczupłe dosyć w obwodzie brzucha więc może się wyrobimy. Pamiętam że synek najdłużej był chyba w 3, no i potem w 5. W ciąży porobiłam zapasy po 10 paczek z każdego rozmiaru tak zapobiegawczo bo dopóki mam pieniądze z mojej pensji to jest ok. Wcześniej miałam chorobowe w ciąży to szło na leki, wizyty, badania i właśnie zapasy dla małej, teraz macierzyński będzie na szczepionki, kosmetyki dla dzieci, mleko, ciuszki i inne duperele dziecięce a potem zobaczymy, mam nadzieję że uda mi się rozkręcić własną działalność bo do żłobka nie chcę wracać. Macierzyński na dzieci rozłożę sobie na 2 lata wydając połowę kwoty co miesiąc i myślę że będzie ok. Dobrze by było jakby dali to 500zł na drugie dziecko, przydało by się dodatkowo, ale jakoś nie wierzę w te obiecanki. My też jeszcze zakładamy Milence 56, ale niektóre nogawki krótkie już się robią. Ale mam różnicę, synek urodził się to miał 62, mała 54, Mati jak miał miesiąc to 68 nosił, a ważył 6200, a Milenka waży 4360 teraz, no ale jest tzw drobnej kości a mały od początku był szeroki w barach chociażby. Niby po jednych rodzicach a taka różnica, synek miał główkę 37, a córcia 32 i chwała jej za to :-) w ogóle mały blondynek, do 3 roku miał dosłownie białe włosy i ma niebieskie oczy, a mała ma czarne włosy i oczy i ciemną karnację. Właściwie to nie wiem po kim synek ma te jasne włoski, bo my oboje mamy ciemne, ja mam czarne oczy, mąż zielone a mały niebieskie, też nie wiem po kim, chyba po prababci , :-) Synek jest poza tym klonikiem tatusia jeśli chodzi o rysy, budowę ciała i wzrost, żeby nie było że po listonoszu :-) A córcia to moja kopia z czego się bardzo cieszę, fajnie mieć taką mini siebie :-) Moja babcia się myli i mówi o niej nasza Madzia bo jest taka do mnie podobna :-)
  21. Wzięło mi post :-( Nie chce mi się pisać od nowa. Justynka współczuję Beelittle kp na zdrowie Zbliżenia też u nas jeszcze nie było Byliśmy u pediatry, wszystko ok, szczepienia pierwsze mamy 30.11 Dobranoc :-)
  22. SheViolet mi się wydaje że mu zależy i na Tobie i na dziecku, bo jak zobaczył że chcesz się wyprowadzić to błagał żebyś została. Może być tak że w nerwach się drze bez zastanowienia a potem tego żałuje powinien się nauczyć panowania nad sobą. Jak będziecie gadać na spokojnie to zapytaj się go czy naprawdę chciałby żebyś się wyniosła i zostawiła mu dziecko, jestem pewna że chlapnął to w nerwach, wiedział też że po takim tekście prędzejzostaniesz bo dziecka byś nie zostawiła. To że nie dopuścił do Waszego wyjścia według mnie dobrze rokuje, poukłada się, gdyby mu nie zależało to sam by Cię spakował albo nie reagował na Twoje pakowanie. A z dzieckiem to dobrze wie że nie miałby szans na zabranie dla siebie, na bank użył tego argumentu żeby Cię zatrzymać bo głupio mu było się przyznać że żałuje i przeprosić wtedy od razu. Co do niemyślenia to mój taki sam jak reszta, trzeba palcem pokazać, kobiety są po prostu mądrzejsze, praktyczniejsze, lepiej zorganizowane, samo to że robimy kilka rzeczy na raz, planujemy wszystko począwszy od zakupów, po rozkład zajęć całej rodziny, remonty, wesela, uroczystości rodzinne itd faceci są po prostu ograniczeni i bardzo prości w obsłudze, oczywiście zdarzają się wyjątki ale to naprawdę unikaty.
  23. SheViolet a co do Waszej kłótni to nie wiem co byłoby najlepszym rozwiązaniem. Na pewno musisz mu powiedzieć że nie będziesz się godzić na takie traktowanie, nie wiem czy to był jednorazowy jego wyskok czy notorycznie każe Ci się wynosić, weź pod uwagę to że był pijany, no chyba że na trzeźwo też jest taki chamski. Nie wiemy też co Ty mówiłaś, bo jeśli wyzwałaś go i zrobiłaś wielką awanturę to się chłop bronił i chlapnął za dużo. Ale powinien Cię przeprosić pierwszy tak żebyś widziała że naprawdę tego żałuje. Ja bym mu powiedziała że jak będzie się tak odzywał to go zostawię jeśli byłby to pierwszy raz, tylko jeśli sytuacja się powtórzy to co wtedy? Musisz się na spokojnie zastanowić czy byłabyś gotowa na rozstanie bo jak będziesz tylko grozić to on się tym nie przejmie. Najlepiej jak Cię już przeprosi pogadacie na spokojnie co Wam nie pasuje, powiedz czego oczekujesz, jak się czujesz itd. A z tym seksem to sama nie wiem, może boi się że zajdziesz w ciążę szybko drugą, może odpowiedzialność go przerasta, może zdał sobie sprawę że bycie ojcem i głową rodziny to nie zabawa, może nie jest gotowy, nie dojrzał do roli ojca i podświadomie boi się powtórki? tak tylko zgaduję co może być przyczyną jego zachowania, a może ma depresję? Faceci też ją mają i wtedy uciekają w kumpli, używki i od swoich kobiet bo boją się przyznać do słabości. A może Ty jesteś teraz bardziej nerwowa i kłótliwa i ma dosyć i to go blokuje? Nie wiem, nie wierzę że poród nim wstrząsnął i świadomość że dziecko tamtędy wyszło itp to chyba jakieś inne podłoże, najlepiej szczerze z nim pogadaj i powiedz jak Ci go brakuje i na co masz ochotę, no ale niech Cię najpierw przeprosi a potem będziecie się godzić :-) Mam nadzieję że się poukłada i będzie dobrze, chociaż tak jak pisałam nie znam Was, może problemy są poważniejsze, sama musisz się nad wszystkim zastanowić, jeśli się kochacie i oboje chcecie być ze sobą to warto zawalczyć o związek, ale jeśli zależy tylko Tobie to sama nic nie zdziałasz. Mam nadzieję że Twój facet się ogarnie i że będzie dobrym partnerem. Pamiętaj że podstawą związku jest szacunek, zrozumienie i wsparcie, jeśli czujesz że czegoś brakuje domagaj się tego, a raczej uświadom go że ma się zachowywał jak dorosły mężczyzna dbający o rodzinę, z drugiej strony gdyby potem dalej Cię kiedyś poniżał to nie możesz prosić się o szacunek, bo albo się szanujecie i jakichś tam granic nie przekraczacie albo nie. Mimo wszystko mam nadzieję że po burzy wyjdzie słońce. Myteż ostro się ścieraliśmy po urodzeniu pierwszego dziecka, żadne nie chciało ustąpić. Wstyd się przyznać ale to ja kilka razy kazałam mu spie... dobrze że te wyprowadzki nie doszły do skutku. Też padały epitety, raz powiedział że mi wpierdoli to zmądrzeję, było to jakieś 5 lat temu, teraz chce mi się z tego śmiać, z upływem czasu żeby nie powiedzieć że z wiekiem ludzie łagodnieją. My oboje jesteśmy uparci jak się kłócimy to burzliwie ale szybko się też godzimy, teraz już się nie wyzywamy ale bywało ostro ,kiedyś poleciała szyba w drzwiach, kilka talerzy, a powody były śmieszne. Teraz doceniam to że żyjemy , jesteśmy zdrowi ,mamy wspaniałe dzieci, jesteśmy młodzi jeszcze i nie mamy poważnych problemów. Moja zagrożona ciąża nas bardzo zbliżyła i otworzyła nam oczy żeby nie przejmować się duperelami bo czym jest np chwilowy brak kasy, stłóczka czy zalana piwnica gdy nasze dziecko mogło urodzić się za wcześnie by mieć szansę na życie, gdy lekarze walczyli w szpitalu o małą a w pewnym momencie już pozostawała tylko nadzieja i modlitwa, tyle łez wtedy wysłaliśmy, że teraz już nas chyba nic nie złamie, a żółtaczka, kolka czy inne błachostki to nic bo o mały włos o mogłoby naszej Milenki nie być. Pamiętajcie nie warto szarpać się o bzdury. Prawdziwe problemy to zagrożenie życia i ciężkie choroby, wszystko inne można wspólnie przezwyciężyć, tylko trzeba chcieć. Pamiętajcie też żeby doceniać to co się ma bo nic nie jest nam dane na zawsze. miłego dnia, moje urwiski już się pobudziły :-)
  24. Za każdym razem jak doczytam Wasze wpisy do końca i zabieram się za pisanie to albo mała płacze, albo dzwoni tel itd. Ale z czytaniem jestem na bieżąco. Kasiek bardzo Ci współczuję, jestem przy Tobie myślami, mam nadzieję że po operacji już zdrowiuteńka szybko wrócisz do domu i już będziesz miała spokój z chorobami i tym cholernym szpitalem. Musisz to jakoś przetrwać, dobrze że masz wsparcie w mężu. Pamiętaj że nasze zdrowie to podstawa, to nie jest wyjazd do spa ale do szpitala żeby ratować Twoje zdrowie i życie, musisz być zdrową i silną mamą. Co do związków to mój mąż nie jest może ideałem, też mógłby być bardziej czuły, empatyczny i troskliwy. Myślę że oni są niedomyślni, często trzeba im powiedzieć o co nam chodzi. Ale ogólnie jestem zadowolona, mogę na nim polegać w 100%, nigdy mnie nie zawiódł w poważniejszych sprawach związanych z dziećmi, rodziną. Zwłaszcza kiedy teraz w drugiej ciąży leżałam, bardzo mi zaimponował, przejął wszystkie obowiązki domowe, te związane z synkiem no i opiekował się mną, woził na badania do lekarzy, pomagał się myć, robił jedzenie , nawet mnie golił jak nie dostawałam no wiecie gdzie. Z dzieckiem też jeździł po lekarzach, opiekował się najlepiej jak umiał. Oczywiście czasami się kłócimy, padają też różne k, ale raczej się nie wyzywamy, chociaż kilka razy się zdarzyło, ale nie ma u nas poważnych problemów w związku, nie wyobrażam sobie żebyśmy się rozstali kiedykolwiek, nie znalazłabym drugiego takiego oddanego rodzinie faceta. Ale jakbym była nieszczęśliwa, jakbym czuła się lekceważona to odeszłabym bez problemu. Co do popijania to mam bardzo radykalne poglądy, owszem wszystko jest dla ludzi, ale okazyjnie. Mój czasami wypije piwo jedno, ale to czasami to jest tak raz na miesiąc, zdarza się że nie pije nic przez pół roku. Jak jest wesele, jakieś urodziny, święta czy inna okazja to pijemy wódkę ale tak żeby wychodził z kumplami na chlanie albo żeby u nas pili to absolutnie, na szczęście tak trafiłam że mój nie jest za piciem. Ja mam może trochę spaczone poglądy bo mam ojca alkoholika z którym obecnie nie utrzymuję kontaktów, moja mama odeszła od niego jak miałam dwa latka, za co jej bardzo dziękuję, bo nie wychowywałam się w chorych relacjach. Wiadomo że rozbita rodzina to też nie jest zdrowy model, ale lepiej z samą mamą niż w pełnej rodzinie z ojcem alkoholikiem. Gdyby mój pił odeszłabym bez zastanowienia, z tego powodu zakończyłam dwa poprzednie związki, były to najlepsze decyzje jakie podjęłam w życiu. SheViolet nie twierdzę że Twój pije ponad normę, nie znam Was i nie mi Go oceniać, po prostu Twój wpis tak mnie natchnął, ale ja z racji mojego ojca mam naprawdę uraz do alkoholu bo przez alkohol nie miałam rodziny i szczęśliwego dzieciństwa, na pewno jestem przewrażliwiona na tym punkcie. Z drugiej strony znam się na tym od podstaw bo robiłam na licencjacie dodatkowo terapię uzależnień żeby zrozumieć tą podstępną chorobę jaką jest alkoholizm, zrozumiałam, wybaczyłam, rozumiem żony alkoholików, bo one są uwikłane w różne mechanizmy psychologiczne tak jak cała rodzina która choruje razem z alkoholikiem. Po studiach jeszcze bardziej dziękuję mamie za jej decyzję, dzięki temu ocaliła mnie przed syndromem dda który niszczy bezpowrotnie i z którego nie da się wyjść, dda mogą poprzez terapię zrozumieć dlaczego jest tak a nie inaczej, dowiedzieć się jaką rolę przyjęły, odkryć swoje potrzeby, odkryć swoje rany, czasami lepiej że niektóre żony alkoholików czy dzieci żyją w nieświadomości swoich problemów bo prawda jest bardzo brutalna czasami lepszy jest świat iluzji, pozornego szczęścia, sieć zaprzeczeń, miliony mechanizmów obronnych, systemy wyparcia dzięki którym całe rzesze ludzi jest w stanie funkcjonować "normalnie". Rozpisałam się trochę nie na temat, ale w sumie ten temat dotyczy każdej z nas, bo każda z nas jest albo żoną, siostrą, córką, albo w przyszłości będzie matką alkoholika, albo sama ma ten problem. Alkoholizm to choroba śmiertelna która fizycznie zabiera jedną osobę siejąc spustoszenie w psychice całej rodziny. Współczuję wszystkim chorym którzy są niewolnikami picia, którzy nie mają kontroli nad własnym życiem, bardzo mi ich szkoda, bo to nieszczęśliwi ludzie, którzy przegrali wszystko, oni nie mogą odejść żeby być szczęśliwi, jeśli wpadną w szpony nałogu to jak bilet w jedną stronę, jeśli rodzina, żona nie odejdzie opóźni tylko moment najgorszego upodlenia, gdzie chory sięgnie dna zanim zapije się na śmierć, przy okazji życie całej rodziny będzie uzależnione od picia chorego, jego zachowania itd. A co do nas to aktualnie żółtaczka jest już tylko złym wspomnieniem, mała jest na piersi, czasami dokarmiać ją mm ale bardzo rzadko np jak musimy szybko wyjść i nie ma czasu na kp. Jednak dwójka dzieci to nie to co jedno, myślałam że sobie super poradzę jak się dobrze zorganizuję ale doba ma tylko 24h a my mieszkamy w sporym domu z dużym ogrodem. Mój pracuje, zdarzają się dodatkowe zarobkowe zajęcia, rąbie drzewo, rozpala w piecu (przeszliśmy kilka lat temu na węgiel bo zżerały nas rachunki za gaz), ogarnia prace podwórkowe, robi zakupy, dzielimy się obowiązkami przy dzieciach, robi zakupy, no i prasuje bo ja tego nie znoszę. W lecie kosił trawniki, teraz grabi, za chwilę się zacznie odśnieżanie, jednak mieszkanie w bloku to wygoda. Ja nie wyrabiam, zwłaszcza że karmienie pochłania dużo czasu, ale takie uroki wczesnego macierzyństwa, perfekcyjną panią domu to teraz nie zostanę :-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...