Dzień przed porodem w piątek wieczorem byłam w szpitalu na KTG, ze względu na to, że było już po terminie. Ale po 2 godz, na tym KTG Pani doktór stwierdziła że wszystko ok, że szybko nie urodze i żebym się w poniedziałek zgłosiła na kolejne KTG. W nocy z piątku na sobotę zaczęłam plamić. Potem tak jakby mi wody zaczęły odchodzić powoli , więc o 6 rano pojechaliśmy do szpitala. No i w szpitalu znowu KTG, USG, i badanie ginekologiczne. Na lekarza po tych badaniach czekałam ze 3 godz. Po 3 godz przyszedł i stwierdził że nie rodzę żebym do domu jechała. A ja Panu doktorowi na to że w między czasie jak na niego czekałam to chyba mi naprawdę zaczęły wody odchodzić. Więc on jeszcze raz mnie szybko zbadał i mówi do mnie że rzeczywiście wody mi odchodzą i że jadę na porodówkę. Na porodówkę zostałam przyjęta po 12. Skurcze zaczęły się po 13, a Nikola urodziła się o równej 22:00.
Gdybym tyle na lekarza nie czekała to wysłałby mnie do domu. Więc dobrze się złożyło że naszej służbie zdrowia się nigdy nie śpieszy ;p Paczanga życzę szczęśliwego rozwiązania i dużo zdrówka dla was obydwu :)