Skocz do zawartości
Forum

ewelka21

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez ewelka21

  1. WARZYWA – dla niemowlęcia najbezpieczniejsza będzie gotowana na parze marchew lub różyczki kalafiora czy brokułu. Dla starszaka dobrze radzącego sobie z gryzieniem prawdziwym rarytasem będę pokrojone w słupki lub plastry różne, kolorowe warzywa: marchew, papryka, ogórek czy kalarepa. Może to dla niektórych wydawać się dziwne, ale Poli najlepiej smakuje pokrojony w paski korzeń pietruszki, który od czasu gdy skończyła półtora roku, je przynajmniej raz dziennie. OWOCE – kawałek banana, pieczonego jabłka czy miękkiej, dojrzałej moreli można wręczyć już dla paromiesięcznemu maluszkowi, który dopiero uczy się samodzielnie jeść. Starszemu dziecku, które bez problemu radzi sobie z gryzieniem, wystarczy pokroić na cząstki jabłko, gruszkę, arbuza lub inne, sezonowe owoce. SUSZONE OWOCE I WARZYWA – warto z nich korzystać zwłaszcza wówczas, gdy nie mamy dostępu do świeżych produktów. Rodzynki, daktyle, figi, morele, śliwki, a nawet marchew można podawać jako samodzielną przekąskę albo dodawać do różnego rodzaju deserów. Ale uwaga! Nie róbmy tego, gdy nasze dziecko ma jeszcze problemy z gryzieniem, ponieważ może się nimi po prostu zakrztusić. PESTKI DYNI, SŁONECZNIKA, ORZECHY – zawierają mnóstwo błonnika, witamin z grupy B i E oraz cenne dla mózgu kwasy tłuszczowe. Wybierając orzechy pamiętajcie, aby nigdy nie kupować tych przetworzonych (solonych czy w karmelu). Zawierają bowiem zbyt wiele soli i sztucznych składników. Ze względu na ryzyko zakrztuszenia, pestek ani orzechów nie należy podawać dzieciom, które mają jeszcze problemy z gryzieniem. SOKI – każdy sok, zwłaszcza ten przecierowy, jest swoistego rodzaju przekąską. I to zarówno te warzywne, jak i te owocowe. Jeśli dziecko wypije go zbyt dużo, może potem nie mieć ochoty na zjedzenie głównego posiłku. Rodzice niestety często o tym zapominają. Najpierw pozwalają dzieciom pić je niemalże bez ograniczeń, a następnie dziwią się że ich pociechy nie mają ochoty na zjedzenie obiadu czy kolacji. Najmłodsze maluchy powinny pić wyłącznie soczki przeznaczone specjalnie dla dzieci. Tylko takie nie zawierają dodatkowego cukru i innych, chemicznych substancji. Ten sam efekt osiągniemy wyciskając sok ze świeżych owoców lub warzyw w domu. Pola uwielbia świeżo wyciśnięty sok z marchwi i jabłka, który przygotowuję jej w niespełna pięć minut. PRODUKTY MLECZNE – wśród produktów mlecznych wybierajcie tylko te, które są przeznaczone specjalnie dla dzieci. Ich wybór jest ogromny: począwszy od mleka, poprzez kaszki, kleiki, jogurty, aż do twarożku. Najmłodsze maluszki powinny jeść produkty tylko na bazie mleka modyfikowanego. Mleko krowie jest bowiem zbyt ciężko strawne dla tak niedojrzałego jeszcze układu trawiennego. Jeśli dziecko nie potrafi jeszcze samodzielnie posługiwać się łyżeczką, może w nich moczyć np. swoje ulubione owoce. Dla starszego malucha, świetną przekąską może okazać się jogurt naturalny wymieszany z łyżeczką ulubionych owoców, koktajl mleczny lub twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, który moja córka po prostu uwielbia. KANAPKI – malutkie, wykonane z pełnoziarnistego chleba kanapki, mogą okazać się wspaniałą przekąską. Wystarczy tylko trochę rozbudzić wyobraźnię, odrobinę je udekorować i staną się prawdziwymi dziełami sztuki, po które Wasze dzieci będą sięgać z ogromną przyjemnością. Pola uwielbia wykonywane przeze mnie kanapki w kształcie zwierzątek, których uszy to odpowiednio ułożone plasterki żółtego sera, oczy plasterki ogórka czy rzodkiewki, a wąsy fragmenty szczypioru czy natki pietruszki. Pamiętajcie ponadto, że na kanapce mogą znaleźć się także owoce, które doskonale sprawdzają się w połączeniu z jogurtem lub dżemem. CHRUPKI KUKURYDZIANE – chrupki kukurydziane to chyba najczęściej wybierana przekąska zarówno przez dzieci, jak i przez mamy. Nic w tym dziwnego, bo chrupki kukurydziane mają mnóstwo zalet. Po pierwsze są lekkostrawne i nie uczulają. Po drugie z ich jedzeniem radzą sobie już najmłodsze maluchy. Po trzecie są bezpieczne, bo rozpływają się w ustach, a po czwarte mogą nam towarzyszyć dosłownie wszędzie: w domu, na spacerze czy podczas podróży samochodem. Kupując je, zawsze sprawdzajcie jednak, czy nie dodano do nich soli lub innych zbędnych składników (np. barwników), które mogą uczulać. WALFLE RYŻOWE – wafle ryżowe stały się ostatnio alternatywną dla wspomnianych wyżej chrupek kukurydzianych. Można znaleźć je w ofercie wielu firm, produkujących żywność wyłącznie dla dzieci. I tylko je starajcie się kupować. Macie wówczas pewność, że nie będą zawierać nadmiernej ilości soli, cukru i innych, zbędnych dodatków. PĄCZKI, DROŻDŻÓWKI, BUŁKI – jeśli sięgamy po pieczywo starajmy się, aby było różnorodne. Ciemne pieczywo jest bowiem zdrowsze, gdyż zawiera więcej witamin i błonnika, za to białe jest lekkostrawne. Idealnym, więc rozwiązaniem wydaje się urozmaicenie. Serwujcie swoim dzieciom grahamki, kajzerki, rogaliki, pieczywo z sezamem, ziarnami, a nawet pumpernikiel. Unikajcie jednak pieczywa z dużą zawartością konserwantów. Po czym je poznać? Najprościej po długim terminie przydatności do spożycia(np. chleb tostowy). Dla pączków i drożdżówek zarezerwuj tylko 1-2 dni w tygodniu. Są zbyt kaloryczne oraz bogate w zbędny tłuszcz i cukier. CZEKOLADA, WAFELKI, BATONY – czekolada sporządzana jest zazwyczaj z miagzi kakaowej, tłuszczu kakaowego lub tłuszczu cukierniczego, środka słodzącego oraz innych, różnorodnych dodatków(najlepsze czekolady nie zawierają innego tłuszczu niż masło kakaowe). Czekolada dostarcza energii, magnezu, żelaza, białka, wapnia oraz witaminy B3. Jednak nie należy podawać jej dzieciom, które nie ukończyły jeszcze 2 roku życia. Starszym maluszkom najlepiej jest podawać czekoladą mleczną zamiast gorzkiej, ponieważ zawiera więcej wapnia i znacznie mniej kofeiny. Jeśli zaś zdecydujecie się na zakup wafli lub batoników, wybierzcie te produkowane specjalnie dla dzieci. Producenci wyrobów dla najmłodszych starają się, aby produkowane były z najlepszych składników, pozbawionych konserwantów, aromatów i sztucznych barwników. Niestety w większości są dostępne dopiero dla dzieci powyżej pierwszego roku życia. CIASTKA I CIASTECZKA – najmłodszym dzieciom podaje się najczęściej biszkopty lub herbatniki. Jeśli Wasze dziecko nie skończyło jeszcze trzech lat, podajcie mu wyłącznie ciasteczka przeznaczone specjalnie dla dzieci w jego wieku. Pozostałe bowiem produkty cukiernicze wyrabia się przy użyciu niebezpiecznych i niezdrowych tłuszczów i zbyt dużej ilości cukru. W sklepach ze zdrową żywnością można natomiast dostać produkty zawierające np.mąkę orkiszową – składnik, bogaty w minerały takie jak żelazo, magnez, fosfor i wapno, aminokwasy, nasycone kwasy tłuszczowe, witaminy A, E, D, B1, B2, B6 oraz białko. Orkisz jest znakomicie przyswajany przez ludzki organizm, dlatego wyroby, które go zawierają polecają pediatrzy na całym świecie. Alternatywą dla nich mogą być domowe wypieki. Delikatne, biszkoptowe ciasto z galaretką jest do dziś ulubionym deserem mojej dwuletniej córki.
  2. Pola,lat 5,wraz że swoją koleżanką Mają zrobiły piękne pieski wykorzystując zwykłe papierowe torebki sniadaniowe i papier kolorowy.Polecamy tę metodę wszystkim dzieciom, nawet tym najmłodszym:)
  3. A na koniec prezentujemy jeszcze Polę( 5 lat) w własnoręcznie wykonanym stroju ducha ze starego prześcieradła i kilka halloweenowych przekąsek: halloweenowe mufinki wodę wzbogaconą o gałki oczne parówkowe ,,pazury wiedźmy" oraz oczywiście halloweenowe dynie:)
  4. Pora na helloween i kolejne przebranie - tym razem Pola ( 5 lat) prezentuje stój wampira:)
  5. Pola(5 lat) i jej młodsza kuzynka Zuzia ( 1 rok) zapraszają na halloweenową zabawę:) Na początek sesja zdjęciowa w stojach mumii, które wykonałysmy wspólnymi siłami :)
  6. ,,Legenda o Świętym Walentym" Dawno, dawno temu w Rzymie mieszkał pewien mężczyzna o imieniu Walenty. Z wykształcenia był lekarzem ,ale jego wiara chrześcijańska była tak wielka, że z czasem uzyskał on tytuł biskupa. Walenty, mimo zakazu cesarza Klaudiusza, udzielał ślubu rzymskim legionistom, którzy nie mogli zawierać związków małżeńskich. Gdy cesarz dowiedział się, że Walenty łamie ustalone przez niego prawo wtrącił go do lochu i skazał na śmierć. Czekając na wykonanie wyroku Walenty usłyszał historię pięknej lecz niewidomej córki więziennego strażnika, która była strasznie nieszczęśliwa z powodu swojego kalectwa. Wzruszony Walenty modlił się o jej zdrowie tak długo, aż dziewczynka odzyskała wzrok. Potem, wysłał do niej pełen otuchy i błogosławieństwa list, który podpisał słowami ,,Twój Walenty”. Sam niestety został stracony. To właśnie od tego zdarzenia wywodzi się dzień,, Św. Walentego”, czyli popularne walentynki. Do tej legendy Pola postanowiła wykonac ilustrację techniką malarską. Namalowała Świętego Wlentego w radosnej, kolorowej szacie(bo przecież otrzymywanie prezentów jest radosne), z burzą długich włosów(dawno temu mężyźni nosili tylko długie włosy) a serduszka, które trzyma w rękach wycięła z kolorowego papieru:) ,,Legenda o Świętym Marcinie" Dawno, dawno temu na Węgrzech urodził się pewien chłopiec, któremu rodzice nadali imię Marcin. Pewnego dnia mały Marcin wraz z całą swoją rodziną wyprowadził się do Włoch. To właśnie tam dorastał i wyrósł na całkiem mądrego i uczciwego chłopca. Pewnego zimowego wieczoru, gdy wracał konno do domu spostrzegł na swojej drodze półnagiego nędzarza. Bez namysłu otulił do swoim podszytym ciepłym futrem płaszczem. Oddał mu także sakiewkę pełną złota, ratując go tym samym od głodowej śmierci. Tej samej nocy, po powrocie do domu, nawiedził go dziwny sen. Śniło mu się bowiem, że owym nędzarzem był sam Jezus Chrystus. Chłopiec bardzo szybko zrozumiał, że właśnie poczuł powołanie i postanowił zostać kapłanem. Po wielu latach przykładnej kapłańskiej służby został wybrany biskupem Tours. Marcin nie był jednak na to gotowy i uciekając przed kościelnymi posłańcami postanowił schować się w kurniku. Przebywające w nim gęsi niemalże natychmiast zdradziły jednak jego obecność. Od tej pory gęś stała się jego atrybutem i często towarzyszy świętemu na obrazach przedstawiających jego wizerunek. Pola wykonała gęś -pisklę z żółtego sizalu i papieru kolorowego(niestety białego nie mieliśmy ale Pola stwierdziła, że pisklę gęsi to też gęś:).
  7. ,,Legenda o Świętym Walentym" Dawno, dawno temu w Rzymie mieszkał pewien mężczyzna o imieniu Walenty. Z wykształcenia był lekarzem ,ale jego wiara chrześcijańska była tak wielka, że z czasem uzyskał on tytuł biskupa. Walenty, mimo zakazu cesarza Klaudiusza, udzielał ślubu rzymskim legionistom, którzy nie mogli zawierać związków małżeńskich. Gdy cesarz dowiedział się, że Walenty łamie ustalone przez niego prawo wtrącił go do lochu i skazał na śmierć. Czekając na wykonanie wyroku Walenty usłyszał historię pięknej lecz niewidomej córki więziennego strażnika, która była strasznie nieszczęśliwa z powodu swojego kalectwa. Wzruszony Walenty modlił się o jej zdrowie tak długo, aż dziewczynka odzyskała wzrok. Potem, wysłał do niej pełen otuchy i błogosławieństwa list, który podpisał słowami ,,Twój Walenty”. Sam niestety został stracony. To właśnie od tego zdarzenia wywodzi się dzień,, Św. Walentego”, czyli popularne walentynki. Do tej legendy Pola postanowiła wykonac ilustrację techniką malarską. Namalowała Świętego Wlentego w radosnej, kolorowej szacie(bo przecież otrzymywanie prezentów jest radosne), z burzą długich włosów(dawno temu mężyźni nosili tylko długie włosy) a serduszka, które trzyma w rękach wycięła z kolorowego papieru:)
  8. My także Legendy uwielbiamy do pracy się więc zabieramy:) ,,Legenda o kwiecie paproci" Największym marzeniem Jacusia- małego, ubogiego wiejskiego chłopca było szczęśliwe życie w bogactwie i dostatku. Gdy więc stara kobieta zwana Niemczychą opowiedziała mu o cudownym kwiecie paproci, Jacuś nie wahając się ani chwili, wyruszył do lasu aby ją znaleźć. Po wielu godzinach spędzonych pośród ciemności, dzikich zwierząt, plątaniny gałęzi i korzeni odniósł swój największy w życiu sukces – odnalazł wymarzony kwiat. Chowając go za koszulą usłyszał bardzo wyraźne ostrzeżenie „- Obdarzę Cię wielkim szczęściem, ale tylko pod warunkiem że z nikim się nim nie podzielisz”. Chłopiec zgodził się na warunek kwiatu dosyć niechętnie. Jego wątpliwości rozwiała wizja bogatego życia: piękny pałac, wytworne stroje, suto zastawione stoły, worki złota, srebra i diamentów…Po chwili jego marzenie stało się rzeczywistością. Po roku życia w przepychu i dostatku zatęsknił za rodziną. Ubrany w najwytworniejsze szaty odwiedził żyjących w nędzy rodziców. Widząc schorowanego ojca i niedołężną matkę zapragnął im pomóc. Jednak przypomniawszy sobie warunek kwiatu paproci, wsiadł po złoconego powozu i odjechał. Nie chciał bowiem stracić upragnionego majątku. Bez miłości i rodziny udało mu się wytrzymać kolejny rok. Gdy zdecydował się końcu na powrót do rodzinnego domu, okazało się że jego rodzice już nie żyją. Zrozumiał wtedy jak wielki popełnił błąd. Zapragnął zginąć z rozpaczy. Wtedy to właśnie kwiat spełnił ostatnią w jego życiu już prośbę… Poniżej ilustracje do legendy w wykonaniu Poli lat 5:) Pierwszy kwiat powstał metodą ,,wydzierankową" a drugi metodą origami(po złożeniu został obficie obsypany brokatem i uderokowany ,,perełką"). Z góry przepraszam za niską jakość zdjęć(robiłąm je telefonem).
  9. Dziękujemy z wyróżnienie i gratulujemy pozostałym zwycięzcom:)
  10. Wczoraj rano, spacerując po pobliskim taargu staroci , pośród pięknych porcelanowych filiżanek, fajansowych figurek, starych monet i takich samych książek dostrzegłam COŚ wyjatkowego...Niepozorny, zniszczony czasem pierścionek z dużym bursztynowym oczkiem...Gdy przyjrzałam mu się bliżej okazao się, że pod gruba warstwą śniedzi kryje się piękny, rzeźbiony wzór...Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego trafił właśnie tutaj? Do kogo wczesniej należał? Jakich wydarzeń był świadkiem...?Mój mąż przyglądał się mojej zafascynowanej twarzy przez chwilę, podszedł do sprzedawcy, zamienił z nim parę słów, podszedł do mnie i powiedział:,,-Jest Twój...". ,,-Dziękuję"-odpowiedziałam całując go w policzek. To był kolejny już pierścionek do mojej wyjatkowej kolekcji. Moja biżuteria nie jest bowiem złota..Moja biżuteria nie jest nawet srebrna..Moja biżuteria nie ma brylantów..Moja biżuteria nie ma szlachetnych kamieni..Mojej biżuterii nie znajdziesz na sklepowych półkach..Mojej biżuterii nie pokazują w telewizyjnych reklamach..Mojej biżuterii nie ma na łamach magazynów o modzie..Mojej biżuterii nie noszą gwiazdy telewizyjne..Moja biżuteria ma swoją historię...Moja biżuteria ma duszę..Moja biżuteria widziała więcej niż niejeden operator kamery..Moja biżuteria zna losy Polski lepiej niż niejeden historyk..Moja biżuteria jest ponadczasowa..Moja biżuteria pasuje do każdej kreacji..Moja biżuteria jest jednocześnie skromna i bardzo elegancka..Moja biżuteria jest ..po prostu wyjątkowa..
  11. Kolejna praca powstała poprzez pomalowanie jesiennych liści i odbijanie ich na kartonie a ostatnia już to rysunek przedstawiający Panią Jesień rozsypującą listki po świecie:) Autorka: Pola, lat 5
  12. A oto i nasze prace:)Pierwszą pracę wykonałyśmy za pomocą ,,jesiennych skarbów" znalezionych na spacerze, czyli liści i kasztanów, które Pola przykleiła na kartonie. Duże liście posłużyły jej za drzewa pod którymi leżą listki i ksztany. Kolejną prace wykonałyśmy za pomocą farb - napierw Pola pomalowała sobie rączki o odcisęła ja na tekturze falistej a potem wycięła z tektury w innym kolorze wycięła pień a ja przypięłam go zszywaczem(klej niestety skończył nam się podczas wykonywania poprzedniej pracy). Autorka: Pola, lat 5
  13. I drugi najukochańszy Aniołek mamy - Polunia:)
  14. Idunia - Mój najukochańszy Aniołek:)
  15. Budowa łódek ruszyła pełną parą - tym razem z Polą (5 lat) zrobiłyśmy łódkę ze skórki dyni(środek wykorzystałam do zupy), patyczków do szaszłyków i papryki.
  16. Dziewczynkom tak spodobała się piatkowa zabawa łódkami, że dziś musiałyśmy ją powtórzyć. Tym razem Pola(5 lat) i Ida(2 lata) zrobiły łódki z łupinek po orzechach włoskich, ciastoliny, wykałaczek i kolorowych karteczek:)
  17. Moje córeczki - Ida(2 lata) i Pola(5 lat), trapione pierwszą przedszkolną chorobą postanowiły umilić sobie czas i spróbować swoich sił w konkursie. Na początek łódki origami:)
  18. Wbrew pozorom naukę czytania można nawet zaproponować kilkumiesięcznemu szkrabowi. Ważne jednak, by przypominała ona zabawę, a właściwie nią była... Przyzwyczajanie – czy do liter, sylab słów i zdań można przyzwyczaić niemowlę? No pewnie! Częste mówienie do dziecka jest bowiem podstawą jego rozwoju! Dlatego z czułością patrzyłam na uśmiechniętą buzię mojej córeczki i ...mówiłam i mówiłam i mówiłam...Gdy Pola skończyła pół roku podarowałam jej pierwszą książkę. Oprócz kolorowych, wesołych obrazków zawierała także pojedyncze słowa. Wszystkie napisane dużą, wyraźną czarną czcionką. Wbrew pozorom to niezwykle ważne, gdyż dziecko w tym okresie życia najwięcej uwagi zwraca właśnie na wyraźne, przeciwstawne kolory (jakim niewątpliwie jest czerń). Gdy wspólnie oglądałyśmy barwne ilustracje, za każdym razem, głośno i wyraźnie, powtarzałam znajdujący się na dole strony napis. Co ważne, zawsze przy mówieniu wskazywałam na niego opuszkiem palca. Nie traktowałam tego jednak jak nauki, ale sposób na wartościowe spędzanie wspólnego czasu. Dopiero po niemalże dwóch latach, zauważyłam że to właśnie wtedy miały miejsce nasze pierwsze lekcje czytania. Dzielenie słów na sylaby – w pewniej książce przeczytałam (w tej chwili nie pamiętam nawet tytułu ani autora), że naukę czytania należy rozpocząć poprzez poznanie samogłosek, a następnie nauczyć się je łączyć w sylaby ze spółgłoskami. Dzięki sylabom nauka czytania okazała się dla nas niezwykle prosta i przyjemna. Już po niedługim czasie zauważyłam bowiem, że córka zastępuje dzielenie na sylaby poszczególnymi słowami. Od razu dodam, że i tym wypadku wielkość liter ma niebagatelne znaczenie. Nie bez powodu książki dla najmłodszych pisane są dużą, wyraźną czcionką, Dla dziecka potrafiącego łączyć poszczególne litery w sylaby optymalna wielkość czcionki to około 2 centymetry. Tablice z wyrazami – ludzie są wzrokowcami. Aby ułatwić dziecku zapamiętanie słów, z którymi nie może sobie poradzić wpadłam na pewien pomysł. Otóż, dużą wyraźną czcionką, napisałam na kartonie kilka słów i porozcinałam go na kilkunastocentymetrowe prostokąty w taki sposób, by na każdym z nich znalazło się jedno słowo. Wybrałam słowa, których moja córka nie potrafiła przeczytać albo z którymi miała w tym zakresie problemy(oczywiście były to słowa jej doskonale znane). Potem pokazywałam jej po kolei każdą z plansz. Po kilku takich ,,sesjach” obie zauważyłyśmy, że czytanie słów znajdujących się na stworzonych przeze mnie planszach, nie stanowi już dla niej większego problemu. Własnoręczne książeczki – pierwszą taką książeczkę podarowałam Poli, gdy skończyła dwa latka. Uwielbiała wówczas słuchać opowieści o tym, co robiła gdy miała zaledwie parę miesięcy. Postanowiłam więc przygotować jej niespodziankę – książkę z jej zdjęciami. Była zachwycona! Potem przygotowywałyśmy takie książki już wspólnie. I wszystkie zawsze chętnie czytała. Systematyczność – nasze domowe ,,lekcje” czytania odbywały się codziennie. Dzięki temu, że były regularne, a ich trudność dostosowana była do wieku mojej córki odniosła sukces. A wraz z nią oczywiście i ja. Dostosowany, systematyczny program nauczania da bowiem o wiele lepsze efekty, niż niezwykle ambitny realizowany raz na jakiś czas. Ważne jest także i to, aby nie stawiać poprzeczki za wysoko. Dziecko może się wówczas tylko zniechęcić. Dostosowanie do wieku – to zrozumiałe, że dla kilkumiesięcznego malucha, nieustanne mówienie przez jego opiekunów będzie stanowiło nie lada atrakcję. Dzieci bowiem uwielbiają kiedy kierujemy do nich nasze, nawet niezrozumiałe jeszcze dla nich, słowa. Dlatego też nie będzie przeszkadzało im, kiedy będziemy pokazywać kolejny już wyraz z ich ulubionej książeczki. Ba! Nie znudzi ich nawet widok takich dwudziestu wyrazów dziennie. Gdy jednak coraz bardziej zaczynają interesować się otaczającym je światem, słowa przestają być dla nich aż tak bardzo atrakcyjne. Wolą wówczas dotykać, smakować, itd. Dlatego zupełnie wystarczy, że pokażemy mu nie więcej niż 5 słów dziennie. Ale trzyletnie już dziecko, zamiast pojedynczych słów, będzie wolało poznawać całe zdania. Musimy o tym pamiętać. Brak ocen i porównań do innych – nigdy nie zmuszałam Poli do czytania na głos, nigdy też negatywnie nie oceniałam jej za to, że nie potrafi czegoś przeczytać. Starałam się aby traktowała tą naukę jak zabawę. Gdy dziecko dobrze się bawi, naprawdę może osiągnąć o wiele, wiele więcej niż mogłoby się nam wydawać. I jeszcze jedno – nie możemy oczekiwać także szybkich efektów. To, że córka naszej koleżanki nauczyła się czytać w ciągu dwóch tygodni, wcale nie oznacza, że będzie tak i w przypadku naszego dziecka. Nie oznacza to też, że nasze dziecko jest przez to mniej mądre czy inteligentne. Czytanie to nie wyścigi! To przyjemność. Przerwanie nauki – przerywaliśmy naukę zawsze wtedy gdy widziałam że Pola jest zmęczona czy śpiąca. Nie zmuszałam jej do czytania także wówczas, gdy wyraźnie nie miała na to ochoty. I w drugą stronę – lekcji czytania nie było także wtedy, gdy to ja miałam gorszy dzień lub złe samopoczucie.
  19. Ryż jest niezwykle ważnym składnikiem dziecięcej diety. Zawiera on dużo witamin z grupy B, błonnik oraz białko. Jego zaletą jest również to, ze jest ubogi w tłuszcze i niezwykle dobrze tolorowany przez nasz ogranizm. Poza tym ryż jest lekkostrawny i bezglutenowy. Można więc zacząc wprowadzc go do diety dziecka już od 5 miesiaca(w zależności od tego czy maluch jest karmiony pokarmem naturalnym czy sztucznym). Poniżej przedstawiam kilka propozycja na dania dal niemowląt i dzieci, których najważniejszym składnikiem jest właśnie ryż. Dlaczego wybrałam te własnie potrawy? Po pierwwsze dlatego, ze są zdrowe, zbilansowane i dostosowane do wieku maluszków. Po dugie sa nie tylko samczne i pozywne ale i niebywale proste w przygotowaniu. Zapraszam więc do lektury: I. POTRAWY DLA NIEMOWLĄT 1. Risotto warzywne Składanki: - kilka plastrów cukini - marchew - kilka różyczek brokułu - ¼ szklanki ryżu - łyżeczka oliwy z oliwek - łyżka posiekanego koperku Przygotowanie: Warzywa umyć, obrać. Marchew zetrzeć na tarce o grubych oczkach, cukinię pokroić w kostkę. Przełożyć do garnka, dodać brokuł, zalać niedużą ilością niegazowanej wody mineralnej(tak by warzywa były tylko lekko pokryte wodą) i gotować ok. 5 minut. Odcedzić, przelewając wywar do drugiego garnka. Do warzywnego wywaru wsypać ryż, ugotować do miękkości. Dodać ugotowane wcześniej warzywa i łyżeczkę oliwy z oliwek. Poddusić. Przed podaniem, w zależności od wieku dziecka, potrawę można zmiksować a także posypać koperkiem lub ugotowanym wcześniej mięsem,np. z indyka. 2.Zupa rybna z ryżem Składniki: - marchew - pietruszka - por - seler - 2 łyżki ryżu - łyżka soku z cytryny - kilka kawałków ugotowanej na parze ryby - natka kopru Przygotowanie: Warzywa umyć, obrać, wrzucić do wrzącej wody(ok. 2, 5 szklanki), ugotować do miękkości. Wszystkie warzywa z wyjątkiem marchwi wyjąc z wywaru, wsypać ryż i gotować do momentu, aż ryż stanie się miękki. Marchew wyjąc, pokroić w kostkę lub cienkie paseczki. Dodać rozdrobnioną rybę, sok z cytryny i koperek. Wszystkie składniki dokładnie wymieszać i zagotować. II. POTRAWY DLA STARSZYCH DZIECI(I DOROSŁYCH TEŻ:) 1.Ryżowy suflet Składniki: - brokuł (ok.400 g) - ryż(3 torebki) - szklanka bulionu warzywnego - por - ½ pęczka kopru - ½ pęczka szczypiorku - 3 jajka - pierś kurczaka - 2 łyżki oliwy z oliwek -sól, pieprz Przygotowanie Brokuł umyć, podzielić na różyczki. Ugotować w bulionie warzywnym do miękkości. Jeszcze ciepłe przepuścić przez praskę do ziemniaków. Ryż ugotować, odsączyć. Mięso ugotować, zmielić. Pora, natkę oraz szczypiorek posiekać. Białka jajek oddzielić od żółtek. Żółtka wymieszać z porem, pietruszką, szczypiorkiem, ryżem, brokułem i mięsem. Z białek ubić sztywną pianę. Wszystko razem lekko wymieszać, doprawić. Masę przełożyć do foremek na suflety i pokropić oliwą z oliwek. Wstawić do zimnego piekarnika i piec w temperaturze 180 stopni do momentu, aż się zarumienią. 2. Ryż zapiekany z jabłkami Składniki: - 6 torebek ryżu (po 100 g) - 4 jajka - 3/4 szklanki cukru - 2 torebki cukru waniliowego - 4 duże kwaśne jabłka - tłuszcz do wysmarowania naczynia Przygotowanie: Ryż ugotować zgodnie z przepisem na opakowaniu, odsączyć. Żółtka oddzielić od białek, zmiksować z cukrem. Białka ubić na sztywną pianę, połączyć z masą jajeczną, dodać cukier waniliowy i ryż. Jabłka umyć, obrać, zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Naczynie żaroodporne wysmarować masłem, wyłożyć połowę ryżu, jabłka, przykryć pozostała częścią masy ryżowej. Piec ok. 50-60 minut w piekarniku nagrzanym do 190 stopni.
  20. Pola(5 lat) narysowała dziadka w mundurze z pieskiem, naszą rodzinę z pieskami i kotkiem oraz tatę z kotem:)
  21. Dziecięce lęki i obawy to problem, które wcale nie tak łatwo rozwiązać. Szczególnie bez pomocy kochających rodziców… Moje córeczki obawiały się pierwszej wizyty u stomatologa, wizyt w gabinecie lekarskim, nie wiedziały jak poradzić sobie z odstawieniem piersi lub smoczka. Na szczęście razem udało nam się rozwiązać ich , jakże poważne, problemy i pokonać lęki… Pierwsza wizyta u stomatologa – na pierwszą wizytę u stomatologa zabrałam dziewczynki kiedy skończyły po 18 miesięcy. Każda z nich miała już bowiem swoje pierwsze 4 ząbki i stwierdziłam, że warto sprawdzić czy aby na pewno rosną prawidłowo oraz czy nie ma konieczności wdrożenia leczenia (np. z powodu próchnicy). Zanim jednak odwiedziłyśmy gabinet dentystyczny solidnie się przygotowałyśmy: 1. Tłumaczenie - często opowiadałam dziewczynkom o zawodzie stomatologa, o tym kim właściwie jest i czym się zajmuje. Słuchały mnie z otwartymi z ciekawości buziami! Starałam się opowiadać o wszystkim dokładnie i ciekawie, odpowiadałam także na wszystkie ich pytania i cierpliwie wszystko tłumaczyłam. 2. Zabawa - przygotowałam stój stomatologa(fartuch z białej koszuli męża, opaskę z lusterkiem) i niezbędne akcesoria a potem zaproponowałam wspólną zabawę w dentystę. Dziewczynki były wniebowzięte. Na własnym przykładzie mogły zobaczyć co tak naprawdę dzieje się w gabinecie dentystycznym i przekonać się, że nie mają się czego obawiać. 3. Bajki edukacyjne – razem z dziewczynkami oglądałyśmy bajkę dotyczącą pierwszej wizyty u dentysty z ich ulubionymi bohaterami. W sieci jest mnóstwo takich bajek. Wystarczy trochę poszukać. Ich pomoc w rozwiązywaniu problemów jest bowiem nieoceniona. 4. Książki – za pomocą barwnych ilustracji i zabawnego wierszyka pokazałam dziewczynkom, że pierwsza wizyta u dentysty może być ciekawa i że na pewno nie mają się czego obawiać. 5. Wizyta w gabinecie – podczas pierwszej wizyty w gabinecie Pani stomatolog pokazała dziewczynkom gabinet, wszystkie sprzęty, pozwoliła włączyć wiertło, pojeździć na fotelu(w górę i w dół), wytłumaczyłam dlaczego trzeba chodzić do dentysty a dopiero potem na samym końcu obejrzałam ich ząbki, po czym wręczyłam dyplomy dzielnego pacjenta i próbki pasty do zębów. Podejście dentysty do małego pacjenta jest szczególnie ważne, ponieważ do od pierwszej wizyty właśnie zależy czy dziecko będzie chciało pójść tam kolejny raz.. Jeśli już na samym początku się zrazi potem trudno będzie je przekonać… 6. Pochwały – po opuszczeniu gabinetu powiedziałam im, że jestem z nich bardzo duma i z racji tego, że były aż takie dzielne w nagrodę zabieram je na lody. Miłe słowa potrafią działać cuda i być zachętą na kolejny raz. Pamiętajmy tez aby pochwalić dziecko nawet wówczas, gdy będzie płakać albo nie będzie chciało poddać się badaniu. Wsparcie dla malucha jest niezwykle ważne. Wizyta w gabinecie lekarskim – gdy dziewczynki były jeszcze niemowlakami kolejne wizyty u pediatry w ogóle im nie przeszkadzały. Problem przed białym fartuchem pojawił się wówczas, gdy skończyły po ok. 12 miesięcy. Zaczęły wówczas zdawać sobie sprawę. Że Pani doktor choć miła jest dla nich zupełnie obcą osobą, która w dodatku każe im się rozbierać i dotyka je zimnym stetoskopem. Krzyczały wtedy w niebogłosy. Wtedy, podobnie jak w przypadku pierwszej wizyty u stomatologa, zaczęłam: 1. Tłumaczyć – mówiłam dokładnie gdzie i po co idziemy, co Pani doktor będzie robić i dlaczego. Cierpliwie tłumaczyłam im na czym polega praca lekarza i odpowiadałam na ich wszystkie pytania. Opowiadałam o wirusach i bakteriach , lekarstwach i szczepionkach. 2. Zabawa – w tym przypadku także, podobnie jak z pierwszą wizytą u dentysty, zaproponowałam wspólną zabawę w lekarza. Ja byłam pacjentem a moje córki lekarzami. Badały mnie stetoskopem, robiły zastrzyki na niby, zaglądały do jamy ustnej. Potem była zmiana – to ja byłam lekarzem one pacjentami. Do dziś się tak razem bawimy. Kupiłam im także grę planszową, której celem jest wykonanie operacji pacjentowi. Gra pozwala nie tylko poznać poszczególne części i narządy naszego ciała ale także rozwija zdolności manualne i zręczność dziecka. 3. Bajki – w telewizji czy w Internecie można znaleźć mnóstwo edukacyjnych bajek o tematyce medycznej. Znajdzie się coś dla młodszych jak i starszych dzieci. Moje córeczki naprawdę bardzo polubiły bajkę z serii ,,Było sobie życie”, którą zresztą ja sama także oglądałam jako dziecko. Ba! Oglądam ja razem dziewczynkami do tej pory. 4. Książki – nawet nie wiem ile razy czytałam moim córkom wierszyk ,,Chory kotek” albo historię pewnego misia, który złamał łapkę. 100?1000?A może nawet i 10000? Nieważne. Najważniejsze, że dzieci je lubią a bajki pomagają im oswoić się z wizytą w gabinecie lekarskim. 5. Pochwały - ,,Ale byłaś dzielna!”- mówi nasza Pani doktor do moich córek po każdej wizycie a one po prostu pękają z dumy. I nieważne czy zdarza im się płakać. Zawsze otrzymują słowa uznania. Ode mnie także. Dodatkowo, po każdej wizycie Pani doktor nagradza je naklejkami. Na następną wizytę nie trzeba ich teraz namawiać Pożegnanie ze smoczkiem – podczas gdy moja starsza córka Pola wychowała się zupełnie bez smoczka to z kolei młodsza dostała go będąc jeszcze w inkubatorze. Ida przyszła bowiem na świat jako wcześniak, pozbawiona odruchu ssania. Aby się go nauczyć pielęgniarki podały jej smoczek. Był tak duży, że zasłaniał jej połowę twarzy! Po paru tygodniach jednak odruch ssania się pojawił i był na tyle silne, że mogłam ją wreszcie dostawić do piersi. Myślałam wówczas, że wtedy pozbędziemy się smoczka. Ale niestety – Ida była tak do niego przyzwyczajona, że nie mogła bez niego zasnąć… 1. Pomoc starszej siostry - Czas mijał, Idunia rosła jak na drożdżach, zmieniała się a wraz z jej zmianami zmieniały się też kolejne smoczki. Próbowałam pozbyć się ich na różne sposoby – bez rezultatu. W końcu z pomocą przyszła jej starsza siostra(5 lat). Pewnego dnia zapytała Idy czy odda jej jeden smoczek w zamian za jakiś prezent. Ida zgodziła się od razu. 2. Smok - Pola powiedziała, że jeśli zostawią smoczek na balkonie to zabierze go pewien smok, który zostawi im w zamian na niego prezent. Pobiegły wiec na balkon, położyły smoczek i …czekały. Rano okazało się, że smoczek rzeczywiście zniknął a w jego miejsce pojawiła się tajemnicza paczka, która po rozpakowaniu okazał się być prezentem dla obu dziewczynek. Radości nie było końca! Naszej także… Odstawienie od piersi – zarówno Pola jak i Ida miały dość duże kłopoty z odejściem od karmienia naturalnego. Obie uwielbiały pory karmienia. Zresztą zupełnie tak samo jak ja. Jednak gdy obie ukończyły już 2 rok życia a pokarmu było coraz mniej, karmienie stało się dla mnie nieco uciążliwe. Dziewczynki także nie do końca były zadowolone z tego, że w zasadzie na samym początku karmienia nie ma już pokarmu. Postanowiłam więc odstawić je od piersi: 1. Nowe zwyczaje – najtrudniej było oduczyć dziewczynki karmienia bezpośrednio przed snem. Dlatego też, od tej pory usypianie dzieci stało się obowiązkiem mojego męża. Mimo początkowych protestów i łez, kolejne wieczory były już coraz bardziej spokojne a dziewczynki zasypiały znacznie łatwiej i szybciej niż na początku. 2. Kubek mleka – zamiast piersi dziewczynki dostawały przed snem kubek ciepłego mleka. Kubek był wcześniej wybrany prze nie osobiści i piły z niego tylko mleko. Był więc naprawdę wyjątkowy. Dziewczynki już cały wieczór czekały kiedy wreszcie będą mogły napić się z niego mleka. O naturalnym pokarmie powoli zapominały… 3. Choroba – ostatecznie jednak to moja przewleka choroba pomogła mi w odstawieniu dziewczynek od piersi. Leczenie silnymi antybiotykami uniemożliwiły mi karmienie w 100 %. O dziwo dziewczynki szybko zrozumiały, ze mama jest chora i że nie wolno pić jej ,,chorego mleka”(jak to zwykły mawiać). Chyba nawet o wiele szybciej niż ja… Pierwszy dzień w przedszkolu – pierwsza wizyta w przedszkolu do ważne wydarzenie zarówno dla samego dziecka jak i jego rodzica. Pamiętam do dziś moment w którym po raz pierwszy zostawiłam Polę samą w przedszkolu. Czułam wtedy ogromny lęk. Zastanawiałam się czy sobie poradzi? czy nie będzie bała się Pani? Czy odnajdzie się w grupie? Poza tym wiedziałam także, ze ona sama boi się pewnie tak samo jak ja. Albo nawet jeszcze bardziej. Dlatego tez: 1. Przygotowanie – przygotowałam Polę do nowej roli zapisując ja na zajęcia w Akademii Dwulatka. Akademia miała na celu przygotowanie dziecka do pójścia do przedszkola, naukę funkcjonowania w grupie oraz rozłąki z mamą. Początkowo chodziłam z Pola na każde trwające 2 godziny zajęcia. Potem stopniowo, zostawiałam ją tam samą – najpierw na 10 minut a na końcu na pełną godzinę. Pola wbrew moim obawom doskonale poradziła sobie z tą rozłąką. Akademia nauczyła ją także pracy zespołowej(wspólne rysowanie, śpiewanie) i dzielenia się zabawkami. 2. Oswajanie – pierwsza wizyta w przedszkolu trwała około dwóch godzin. Pola poznała swoją nowa Panią, koleżanki i kolegów, sale, zabawki. Oglądałam wszystko z ciekawością i uwagą. Przy okazji tej wycieczki byłam cały czas obok niej. Następnego dnia Pola została już sama na 2 godziny(ja ciągle byłam w razie czego za drzwiami). I tak stopniowo, krok po kroku, godzina po godzinie, została całe 8 godzin. 3. Integracja – miesiąc od rozpoczęcia roku przedszkolnego zaproponowałam mamom dzieci uczęszczających do grupy Poli wspólne, integracyjne spotkanie. Większość zgodziła się z entuzjazmem. Spotkałyśmy się w sobotnie przedpołudnie i bawiłyśmy wspólnie przez wiele godzin. Dzieci zawarły nowe przyjaźnie i my także 4. Rozmowa – każdego dnia pytałam Polę o to, co robiła w przedszkolu, o to z kim i w co się bawiła, co podoba jej się tam najbardziej a co mniej. Dzięki temu wiedziałam jak ma na imię jej najlepsza koleżanka, w co lubią się bawić, jak spędzają czas na przedszkolnych zajęciach , kto zrobił jej przykrość, itd. Pola do dziś mi o tym wszystkim opowiada, dzieli się swoimi spostrzenieniami i problemami, które pomagam jej rozwiązywać.
  22. Dzisiejszego, trochę deszczowego popołudnia, wpadłyśmy na pomysł(a w zasadzie Pola- 5 lat- wpadła) zrobienia biedronek z nakrętkach. Wystarczyło pomalowac je mazakami i gotowe:)
  23. Wczoraj z kolei robiłyśmy biedronkę z użyciem kuchennych przypraw. Najpierw narysowałam kontury biedronki, potem razem z Polą przygotowałyśmy odpowiednie przyprawy, a na koniec Pola skrupulatnie smarowała rysunek klejem i posypywała przyprawami. Brzuszek biedronki zrobiony jest z czerwonej papryki, oczy z ziela angielskiego, listek na którym siedzi biedronka z majeranku, szyja z kwasku cytrynowego, buzia z soli a trawka z kminku. Ciekawa jestem czy Wam się podoba?:) Zrobiłyśmy też (zresztą po raz kolejny) biedronkę z papierowych kółek. najpierw odrysowywałyśmy różnej wielkości koła od talerzyków i szklanek, potem je wycinalismy a na koniec składaliśmy i formowałyśmy kształt biedronki.
  24. Witam, dziś razem z Polą (5 lat) wykonałyśmy biedronkę z naszych ubrań (koszulki, leginsów, rajstop i skarpetek) oraz z pomidorków koktajlowych i czarnych oliwek, które świetnie ozdabiały nasz stół podczas kolacji. Miałyśmy przy tym mnóstwo dobrej zabawy. Poniżej efekty naszej pracy:
  25. I jeszcze jedno zdjęcie zrobione podczas pracy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...