Skocz do zawartości
Forum

Anuszka

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Anuszka

  1. Daffodiltuli.panek My mamy problem z przedszkolankami. Staram się zostawiać kilka warst ubrań, zeby panie dostosowały ubiór do pogody bo wiadomo rano jest zimno,ale później robi się cieplej. Pewnego dnia przychodzodze po dziecko w samym swetrze, a moje dziecko w bluzie, kurtce i czapce. Pytam babki czemu dzieci są tak grubo ubrane, a panie, że później rodzice mają pretensje, że dziecie ubrane. Trzeba myślec zdroworzsądkowo, a nie jak na zewnątrz 20 stopni ubiera się dziecku kurtke i czapke. Do tego akapitu muszę się odnieść w obronie pań przedszkolanek :) One nie są w stanie zadowolić wszystkich. Dla przykładu moje dziecko w czapce chodzi tylko w zimie, późną jesienią, inne dziecko dla odmiany czapkę ma nawet kiedy na zewnątrz +20. Wiesz co by się działo, gdyby w tym drugim przypadku wychowawczyni tej czapki nie założyła? :) Awantura murowana :) Podejrzewam, że one asekuracyjnie wolą ubrać to co jest w szafce. Zdroworozsądkowo jak najbardziej trzeba podchodzić, ale niestety zdrowy rozsądek jest pojęciem względnym, a opiekunki w przedszkolu nie są w stanie przewidzieć każdego kaprysu każdej mamy. To dlatego ja prowadzę wirtualną kampanię, żeby Panie przedszkolanki bały się przegiąć w drugą stronę. Ale wiem, że do przyszłego września nie zdążę
  2. tuli.panek My mamy problem z przedszkolankami. Staram się zostawiać kilka warst ubrań, zeby panie dostosowały ubiór do pogody bo wiadomo rano jest zimno,ale później robi się cieplej. Pewnego dnia przychodzodze po dziecko w samym swetrze, a moje dziecko w bluzie, kurtce i czapce. Pytam babki czemu dzieci są tak grubo ubrane, a panie, że później rodzice mają pretensje, że dziecie ubrane. Trzeba myślec zdroworzsądkowo, a nie jak na zewnątrz 20 stopni ubiera się dziecku kurtke i czapke. Czyli spełnił się Tobie mój największy koszmar, tego się obawiam, kiedy mała zacznie uczęszczać do przedszkola.
  3. RedakcjaA co z dotykaniem "świata" i dotykaniem buzi? Czy namiętne wycieranie rąk chusteczką albo mycie faktycznie jest dobre? Czy bułka do ręki po głaskaniu psa to szczyt braku higieny i ostrożności? Gdzie wyznaczyć granicę? Sytuacja z tych wakacji: Lato, piaskownica, dzieciaczki. Jedna mama w czasie pół godzinnej zabawy w piaskownicy wycierała swojemu dziecku ręce ok 20 razy pomimo, że dziecko nic nie jadło - piło, ale przez buteleczkę, a wracając, gdy chciało pogłaskać psa sąsiada, dostało w odpowiedzi, że nie może, bo pies jest brudny (chodzi po dworze) i na pewno ma zarazki. Jak znaleźć złoty środek? Czy da się uchronić dziecko przed wszystkimi zarazkami i czy to w ogóle ma sens? Staram się z tym nie przesadzać. Dziadkowie mojej Dobrusi mają na tym tle natręctwa (nie chcę się tu z nich nabijać, ale najmniejszy okruszek nie daje im spokoju). Automatycznie ich synowie są strażnikami czystości i dlatego uważam na to, żeby mała nie popadła w tę skrajność. Mamy stołek w łazience i Dobrusia lubi myć ręce, a ja naciskam szczególnie po wyjściu z toalety. W innych sytuacjach nie jestem skrupulatna, częściej sama się dopomina, bo ma ochotę pomiętosić mydło :)
  4. DaffodilAnuszkaA, przypomniało mi się, według mnie dobrym zwyczajem jest rozbieranie dziecka w sklepie z całej odzieży wierzchniej (kurtka, czapka, szalik). Może nie, gdy wchodzi się na chwilę do mięsnego, ale do marketu już raczej wchodzi się na dłużej. Dzięki temu uniknie się dużych różnic temperatur, można uniknąć w ten sposób przegrzania-przewiania i dyskomfortu, kiedy wychodzi się z ciepełka na zimno. To samo w samochodzie. I w domu, oczywiście :)AnuszkaTo niby oczywiste, ale jak patrzę wkoło, to mi się wydaje, że robię to tylko ja, niektórzy myślą (i pytają dlaczego), że ona jest tak ubrana na dwór, szczęki zamykają dopiero, gdy zobaczą w wózku zakupowym jej kurtkę. Na jakiś upierdliwców trafiasz :) Mnie jeszcze nikt uwagi nie zwrócił, a też zawsze wyrozbierani w sklepie jesteśmy :) Z racji tego, że czasem i z godzina nam w markecie zejdzie, to nie wyobrażam sobie w kurtce łazić. Ja pisząc "marketów" miałam na myśli takie mniejsze dyskonty. W hipermarketach, gdzie spędza się czasem godziny, to ludzie się rozbierają (tak jak w kinie, kawiarni). Natomiast w takim dyskoncie, gdzie przebywa się z kwadrans, pół godziny, to już szkoda zachodu. A moja córka, gdybym zostawiła ją w tym, w czym była, po kwadransie byłaby spocona jak szczur. Ja mieszkam na tzw. "moherowym" osiedlu (najstarsze w Bydgoszczy, dużo dziadków), więc dlatego mam większe szczęście do "życzliwych". Poza tym, na pierwszy rzut oka wyglądam nieodpowiedzialnie ;) Najgorsza dla mnie jest sytuacja, w której ktoś mówi do mnie, a wykorzystuje do tego Dobrusię, np. "powiedz mamie, żeby Ci dała sweterek" albo pani w przedszkolu nie wpuszcza jej na salę "wracaj do mamy po kapcie" (pozwalam jej biegać skarpetkach). Nie cierpię, nie cierpię!! ;)
  5. To niby oczywiste, ale jak patrzę wkoło, to mi się wydaje, że robię to tylko ja, niektórzy myślą (i pytają dlaczego), że ona jest tak ubrana na dwór, szczęki zamykają dopiero, gdy zobaczą w wózku zakupowym jej kurtkę.
  6. I oświeciło mnie też co do tej teorii, że dziecko powinno przebyć dwie infekcje rocznie. Zastanawiałam się, czy mam powody przypuszczać, że kiedy moja córka nie choruje, jej system immunologiczny nie uczy się walczyć z chorobami. I doszłam do wniosku, ze martwić mnie to powinno, jeśli córka byłaby wychowywana w warunkach sterylnych i cieplarnianych, a jest całkiem odwrotnie i to, że jej organizm zwycięża, nie może uchodzić za rezultat negatywny :)
  7. A, przypomniało mi się, według mnie dobrym zwyczajem jest rozbieranie dziecka w sklepie z całej odzieży wierzchniej (kurtka, czapka, szalik). Może nie, gdy wchodzi się na chwilę do mięsnego, ale do marketu już raczej wchodzi się na dłużej. Dzięki temu uniknie się dużych różnic temperatur, można uniknąć w ten sposób przegrzania-przewiania i dyskomfortu, kiedy wychodzi się z ciepełka na zimno. To samo w samochodzie. I w domu, oczywiście :)
  8. Fajnie, że Pani Dorota włączyła się do rozmowy :) Stwierdzenie Pani pediatry, że dobrze przejść dwie infekcje w roku dla odporności mnie rozbawiło. No staram się, staram, a mała mi się stawia i nie choruje ;) Wiem, że prawdziwym testem odporności będzie pójście do przedszkola, dlatego też drążę temat i staram się córkę jak najlepiej na to bombardowanie przygotować. Na pewno nie przekona mnie stwierdzenie, że tak już po prostu musi być, że dzieci tam chorują i szukam przyczyn tego stanu rzeczy. A co do nieufności wobec lekarzy, niestety łatwiej trafić na tych niekompetentnych niż na godnych zaufania. Dziecko jest dla mnie najważniejsze i co za tym idzie, bacznie się temu, komu ją zawierzam, przyglądam. Ciężko mi się też pogodzić z rutynowym (a nie indywidualnym) podejściem do małych pacjentów (aa, długo by opowiadać, skąd mi się to wzięło). Na razie moje doświadczenie jest takie, że za każdym razem, kiedy do lekarza z córką idę, pojawia się myśl "i po co ja ją tu ciągnęłam".
  9. Hmm, no tu bym dyskutowała, co jest tą "normalnością". Obawiam się, że kiedy moja córka stanie w szeregu z dziećmi z przyklejonym do głów czapkami i sweterkami, ona będzie uchodzić za "nienormalną". Obawiam się, jak na nią będzie oddziaływała presja społeczna, a doświadczam na własnej skórze, jak silna jest ta presja, głupia i niesprawiedliwa. A nikt mi nie wmówi, że ze mną jest coś nie tak, bo np. nie zgadzam się, by w przedszkolu śmierdziało kupą, bo wietrzy się dopiero po wyjściu z niego dzieci (większość rodziców dzieci, z którymi chodzimy na zajęcia adaptacyjne wzbrania się przed uchyleniem okna).
  10. Curry jasne, ze są takie przypadki, jak Twoje; są też ludzie, którzy palą przez całe życie jak komin, a nie mają raka płuc, albo tacy, którzy jedzą, za przeproszeniem, jak świnie, a w ogóle nie tyją ;) Ale piszesz, ze jest Ci wiecznie zimno, kojarzy mi się to niezbyt komfortowo. Myślę, że warto właśnie, kiedy dzieci są małe, tę granicę, poza którą czują się niekomfortowo, ustalić jak najdalej. Częściej ma się wtedy ochotę wychodzić z domu i łatwiej się zaktywizować fizycznie - choćby to...
  11. Redakcja A co z jesiennymi harcami w kałuży? Powiedzenie mówi, że dziecko może być albo czyste albo szczęśliwe. Jak więc ubrać malucha na spacer, w którym kałuża to wielkie nieznane wody, w które trzeba wskoczyć, podobnie jak góra liści, a bieganie za psem w jesienne południe stresuje nas spoconym dzieckiem i wdychaniem zimnego powietrza? Pozwalacie swoim pociechom na takie harce? Jakie stosujecie metody, aby taka wyprawa nie kończyła się gorączką? Przede wszystkim proszę nie uogólniać, że wszyscy stresujemy się "spoconym dzieckiem i wdychaniem zimnego powietrza". Dziecko się nie spoci, jeśli będzie odpowiednio ubrane. A ubrane odpowiednio będzie wówczas, kiedy będzie się postępowało konsekwentnie od samego początku. Wydaje mi się, że nie ma jednorazowego sposobu na to, aby dziecko nie zachorowało, kiedy danego dnia będzie się bawić w kałuży. Budowanie odporności to jest PROCES. Prawdopodobnie każda incydentalna zmiana, zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z dzieckiem wychowywanym w warunkach cieplarnianych, może skończyć się przykrą niespodzianką. Aby się takimi rzeczami nie stresować, a w konsekwencji nie ograniczać zabawy dziecku, należy budować odporność od samego początku. Czy istnieje taki wątek w dziale Noworodków i Niemowląt? Chyba tam warto by prowadzić taką dyskusję.
  12. Nie zgadzam się. Co to znaczy ubieranie na cebulkę? Kilkanaście swetrów z golfem też będzie dobrze? Zdejmowanie czegoś dopiero, kiedy jest za gorąco, to jest doprowadzanie do granicy przegrzania, a większości przypadków do jej przekroczenia. Polecam artykuły: Dzikie Dzieci - Strona dla rodzicĂłw! WARTO WIEDZIEĆ...
  13. Według mnie tradycyjny szalik jest zbędny dla zdrowej i nieprzegrzewanej osoby, zwłaszcza przy zimowej kurtce, która ma najczęściej stójkę i zapięcia. Aby nie odczuwać dyskomfortu z powodu zimna wystarczy chusteczka, na zimę są specjalne polarowe. I nie chodzi wcale o ochronę przed wiatrem, bo zdrowej i nie przegrzewanej osobie wiatr nie wyrządzi żadnej krzywdy. Owijanie wokół szyi trzymetrowego szala z pewnością nie wychodzi na zdrowie.
  14. Mnie się ta teoria trzech warstw, + i -, wydaje strasznie upraszczająca. Może w pierwszych dniach taka ostrożność jest niezbędna, ale ona często przekształca się w zwyczajny lęk, który niektórym matkom towarzyszy nawet wówczas, gdy ich dzieci są po trzydziestce (ile ja razy słyszę, że za lekko się ubieram). Magiczne ma znaczenie ta trójka, założy się koszulkę, kaftanik czy co tam jeszcze było i ma się spokój. A to jest bardziej skomplikowane i im szybciej się zerwie z tym schematem, tym lepiej. Ubieranie tak jak siebie? W praktyce, gdyby jedno dziecko miały ubrać dwie matki, byłoby ubrane skrajnie różnie. Bo różne są nasze przyzwyczajenia, większość ma właśnie te złe, w spadku po babci. Ja nie chcę być np. taka jak moja teściowa, która wkłada sobie poduszkę pod tyłek, bo za zimno na zwykłym krześle i chodzi wiecznie w zarzuconym na ramiona szalu, bo przeciągi dokuczają. A ten szal i tę poduszkę podkładała jej własna mama i tak się to kręci (nie muszę pewnie mówić, co czuję i myślę, gdy lecą z poduszeczką i chusteczką do mojej Dobrusi ) Także raczej trzeba i na siebie spojrzeć krytyczniej, zanim wdroży się zasadę ubierania według siebie.
  15. 3nik Ja nie oceniam, jak ubierają inne mamy swoje dzieci (chyba, że jest to rzucający się przypadek kozaków i zimowej czapy przy 15-17 stopniach, przy bezwietrznej i słonecznej pogodzie! To raczej ja jestem oceniana, i to mnie ludzie zwracają uwagę o braku czapeczki bądź rajstopek. Z reguły pisząc takie teksty ja się zwyczajnie bronię... Przypadek dziewczynki, o której piszesz. Ja nie wykluczam, że uda się zapobiec przeziębieniu, chroniąc dziecko przed zimnem konsekwentnie, obawiam się jednak, że gdy będzie ona narażona na chłód (może udało się uniknąć błędu?), to wtedy jej organizm sobie nie poradzi i nie będzie sobie radził w przyszłości, bo nie został nauczony. A z tym pytaniem o zdanie innych w tej kwestii - komu zaufać, czyje porady są słuszne? Ja nie ufam nawet lekarzom, żadnym położnym (a one mają ogromny wpływ na to, jak ubieramy maleństwo w pierwszych dniach). Uważam, że najlepszym doradcą jest własny rozsądek. I dzięki za cieplutkie słówka :)
  16. Arabika,,Jakie są moje zasady? Przez większość roku córka chodzi bez czapki, myślę o niej dopiero gdzieś około poniżej 10 stopni i jest to cienka czapka bawełniana." A przepraszam ile Twoja córka ma lat? Bo to co piszesz dla mnie jest trochę niepokojące i nie bardzo rozumiem takie podejście. -10 stopni to jest dość srogi mróz i nawet ja chodzę w czapce co dopiero dziecko Oczywiście miałam na myśli +10 i poniżej tej temperatury. Moja córka ma dwa lata i cztery miesiące. Właśnie: "co dopiero dziecko". Dlaczego uważasz, że dziecku jest zimniej, niż Tobie?
  17. Redakcja Czy budowanie odporności u dziecka to kwestia suplementów i witamin czy może stawiasz na domowe sposoby i hartowanie organizmu? Przy tym pytaniu należałoby uściślić, co to znaczy hartowanie, bo ono jest często mylone ze zdroworozsądkowym podejściem do pogody i stosownym do niej ubraniem dziecka. Hartowanie to różnego rodzaju zabiegi, których dobroczynne działanie potwierdzają tzw. Morsy, ale myślę, że zanim zacznie się myśleć o czymś takim, trzeba zweryfikować swoje poglądy na temat ubierania dziecka stosownie do pogody. Traktowanie dziecka, nawet tego najmniejszego, jako człowieka, a nie ufoludka, któremu na tym świecie jest wciąż zimno, to nie jest hartowanie, tylko po prostu coś oczywistego. Często spotykam się w sieci z pytaniami mam „jak ubieracie swoje dziecko, gdy”, „czy zakładacie czapeczkę, gdy”; „czy potrzebne rajstopki”. I oczywiście znajdą się chętni, by udzielić odpowiedzi. Ale matka powinna wyrobić w sobie intuicję, dzięki której potrafi ocenić sama, co będzie najlepsze dla jej dziecka. I należy być w tym względzie ELASTYCZNYM, obserwować zmiany pogody i przede wszystkim dziecko. Jeśli dziecko ma na dworze dobre samopoczucie, nie trzęsie się z zimna, nie ma gęsiej skórki, to dlaczego niejednokrotnie zadajemy pytanie, czy nie jest mu zimno? Czy gdyby odczuwało dyskomfort, nie powiedziałoby nam o tym? (moja córka na przykład nie umie cierpieć w milczeniu, oj nie ;) A jeśli jest mu dobrze, mimo, że nam się wydaje, że jest zimno, to dlaczego chcemy mu to popsuć? Kiedyś siedziałam z córeczką pod wieczór na dworze, w pewnym momencie zawiało trochę i na moim ręku pojawiła się gęsia skórka... a na jej- nie! Dalej gawędziła po swojemu, nie zwracając uwagi na nieszkodliwy chłodek. Moja córka uwielbia kąpiele, czasem trwają około godziny. Czy wiecie, jaka jest po godzinie temperatura wody, jeśli wyjściowa miała 37 stopni? A ona siedzi niewzruszona. I ja staram się tego nie zepsuć, bo konsekwencją takiego przyzwyczajenia jest po prostu jej zdrowie. Nie choruje nigdy, nawet gdy kontaktuje się z osobami chorymi. Jakie są moje zasady? Przez większość roku córka chodzi bez czapki, myślę o niej dopiero gdzieś około poniżej 10 stopni i jest to cienka czapka bawełniana. Nigdy nie miała zapalenia ucha, o które prawdopodobnie martwi się większość mam. Buty na jesień są bez ocieplenia, przeraża mnie widok dzieci, które już chodzą w zimowych z kożuszkiem kozakach. Spodnie bez rajstop, pomyślę około 0. Kurtka na zmianę, raz lżejsza, raz cieplejsza, nie mam JEDNEJ kurtki jesiennej, jeśli jest kilkanaście stopni (a i teraz bywa, zakładam cieniutką wiatrówkę. Córka nigdy nie miała na sobie swetra (w żarcie, że „sweterek to coś, co mama zakłada dziecku, gdy jest JEJ zimno” jest dużo prawdy). Póki co, żadnych chustek czy szalików, zimą najwyżej chustka. Wolę ubrać córkę za lekko, niż za ciepło. Ubranie dziecka w kilka warstw i ściąganie ich dopiero, gdy robi się za ciepło, to zła taktyka. Na zmianę jest już wtedy po prostu za późno i pewnie przewieje. Krótkotrwałe narażenie na zimno jest mniej ryzykowne, niż krótkotrwałe przegrzanie. Lepiej zabrać coś ze sobą i obserwować dziecko i pogodę. Nie podaję córce żadnych suplementów, żadnego tranu, nie szukam domowych sposobów na wzmocnienie odporności. Kiedy córka skończyła kilkanaście miesięcy, zrezygnowałyśmy na spacerach z wózka. Od tego czasu zrobił się z niej taki piechur, że samodzielnie wchodziła z nami na Wielką Sowę (polecam Góry Sowie na wypady z dziećmi). Myślę, że i to wychodzi tylko na jej korzyść.
  18. Dziękuję za ten tekst, cieszę się, że jest to wypowiedź "ekspercka", od osoby, która posiada niemały autorytet. Może pomoże zweryfikować szkodliwe poglądy na temat budowania odporności dziecka, które są niestety powszechne.
  19. Anuszka

    Timer dla przedszkolaka

    Nie mam pojęcia, o czym Wy piszecie... I jak się nie wyrobi, to co, pejczyk? Sorry, tak mi się kojarzy taki dryl.
  20. Anuszka

    Lipiec 2010

    A my mieliśmy koncert we wrześniu, wydaje mi się, że ładnie śpiewa, ale mało kto słyszy to, co ja WRZUTA - Husia mix 09.2012 3nik widzę, ze mamy zbliżony repertuar :)
  21. Anuszka

    Lipiec 2010

    Blumchen, Agatcha czy to aby nie Mańka albo Zośka, tylko trochę starsza ? To na pewno będą równe dziewuchy :)
  22. Anuszka

    Lipiec 2010

    Hej Annaz a może buty, które zakładasz są jeszcze za ciepłe, przecież jest kilkanaście stopni. Pocenie stóp to nie jest nic nienormalnego, jeśli jest za gorąco.
  23. Anuszka

    Odporność dzieci

    Ok, może tak zrobię :) Tymczasem tutaj może uda się przyciągnąć osoby do dyskusji. Chciałam zwrócić uwagę na to zjawisko. Nie wiem, czy da się to jakoś zmienić, próbuję rozmawiać. Niestety łatwiej jest powiedzieć tym, co należą do większości, że "Twoje dziecko zamarznie" niż "a Twoje się ugotuje" tym, co w zdecydowanej mniejszości. A ja nie uważam tego za drobną różnicę w wychowywaniu dziecka i, choć pewnie uznacie, że nie mam do tego prawa, twierdzę, że tu nie ma alternatywy, nie można postępować tak albo tak. Podejście do kwestii przystosowania dziecka do konkretnych warunków atmosferycznych uważam za podstawę pracy nad jego odpornością. Reszta - suplementy, coś tam na poprawę i coś tam na wzmocnienie, to już tylko niekonieczne dodatki. Ja też się boję momentu, gdy moje dziecko pójdzie do przedszkola, ale uważam, że robię coś, żeby stwierdzenie "dzieci zawsze będą w przedszkolu chorować" nie było prawdziwe. Szukam przyczyny i wyciągam wnioski. Patrzę po sobie i po innych i wnioskuję, że przyczyną tego stanu rzeczy jest strach i nadmierna ochrona przed zimnem. Nie wiem, jak mam postępować w sytuacjach, kiedy wybieram się na spacer z inną mamą, a ona mówi do dzieci, żeby nie wchodziły do piaskownicy, bo piasek jest już zbyt zimny. Niezręcznie się czuję, kiedy powieje wiatr i owa mama dobiera kolejne warstwy garderoby dziecku, przez co wygląda już jak Eskimos na tle mojego letnika. Przykłady można i będę jeszcze mnożyć.... Pozdrawiam
  24. Anuszka

    Odporność dzieci

    Margeritka mam nadzieję, że temat nie skończy się wraz z odejściem jego założyciela, którego w ogóle to zagadnienie nie interesuje, bądź że rozmowy będą się toczyć w innym wątku. Oczekuję, że zagadnienie nie będzie traktowane ogólnikowo i nie będzie utrwalał złych przekonań.
  25. Anuszka

    Odporność dzieci

    Nie stawiam Brytyjek za wzór, ale przykład, że zimno nie wyrządza dziecku krzywdy, tak jak większości z nas się wydaje. Dorosły, któremu nie dało się w dzieciństwie szansy na przystosowanie do takich warunków w jakich żyje, a który potem przez dalsze lata utrwalał złe nawyki, nie przestawi się na lekki ubiór, a takie ekscesy mu zwyczajnie zaszkodzą. Dziecku "hartowanemu" nie! Mnie się serce kroi, kiedy widzę dzieci w wieku przedszkolnym w swetrze w dniu, kiedy temperatura przekracza 20 stopni. Właśnie miałam okazję być na festynie z okazji pasowania na przedszkolaki w zeszłym tygodniu, kiedy panowała prawdziwie letnia pogoda. Wśród kilku dziesięciorga a może i setki dzieciaków tylko jedno miało krótki rękaw (moje). Czułam się jak ufoludek. I założę się, że większość tych rodziców twierdzi, że nie przegrzewa dziecka, bo to popularne ostatnio hasełko (Daffodil, to moja obserwacja ogólna, nie piję do Ciebie). Jeszcze raz powtarzam, coś jest z nami nie tak...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...