Hmm… każda ciąża jest inna i to chyba najważniejsza prawda. Po pierwszym niepowodzeniu mam 2 cudownych synów i teraz czekam (mam nadzieję na trzeciego). Druga ciąża: cukrzyca insulinozależna (100 jednostek na dobę do porodu), kolejna już lepsza, bo bez cukrzycy, ale przy strasznym kontrolowaniu hormonów tarczycy i diecie, żeby nie przytyć. Niestety wszystkie z wymiotami 24/7 do porodu. W drugiej i w tej obecnej o ile samopoczucie daje szansę ćwiczę co najmniej 30 min, biegam z chłopakami na plac zabaw… bo o ile nie ma takich wskazań lekarza i ciąża nie jest zagrożona to nie chce się profilaktycznie ograniczać. Zresztą dzieciaki mi na to nie pozwolą ;) I wiem, że każda kobieta niepokoi się w ciąży i jeśli są skurcze to prawdą jest, że nie powinno się ich pobudzać masowaniem brzucha, ale z drugiej strony nałożenie kremu trudno nazwać intensywnym masażem. Taka mnie refleksja naszała, że przy pierwszym dziecku strasznie martwiłam się o dietę matki karmiące,a położna mi na to, że dziecko przez 9 miesięcy jadło to, co ja i przyzwyczaiło się do tych smaków, więc o ile nie jest to fast food tylko zdrowo zbilansowane jedzenie to nie trzeba go zmieniać o ile nie widzimy, że coś dziecku z naszej diety szkodzi lub my jesteśmy na coś uczuleni i może to również dotyczyć dziecka. Choć i tu każdy może mieć swoje zdanie i teorii jest ilu lekarzy. A to co moim długim postem chcę przekazać to, żebyście Dziewczyny słuchały lekarzy, swego ciała, a później dzieci. Sugestie innych przyjmujcie z rozwagą i weryfikujcie ostrożnie, bo wiele jest cennych, ale niektóre mogą być dla Was nietrafione. Miłego wieczoru dla wszystkich! I przepraszam za może, za długi wpis, ale tak mnie refleksyjne naszło ;)