
adasaga3
Użytkownik-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez adasaga3
-
domi81 Pracuję w Salonie Optycznym który ma godziny otwarcia tak jak galeria czyli od 9 do 21 od poniedziałku do soboty a w niedzielę od 10 do 19 zmiany u nas są różne ale zwykle od 9 do 19 lub 11 do 21 i powiedz mi gdzie czas na dom, dziecko ja jak na razie pracuję na 1/2 etatu i to musi mi odpowiadać Domi to godziny pracy masz rzeczywiście fatalne. Ale ja to znam, nie z własnego doświadczenia, ale moja bratowa pracuje w galerii handlowej i ma podobne godziny, co drugi dzień idzie do pracy na 12 godzin, z tym że ona i w niedzielę pracuje do 21-szej. Ona dzieci jeszcze nie ma, ale nie wyobrażam sobie jak te kobiety które już założyły rodzinę ogarniają dzieci, męża, rodzinę, szkołę, dom i jednocześnie pracują w takich miejscach po 12 godzin co dwa dni. Powinno być tak jak na Zachodzie, że w sobotę wszystkie wielkie sklepy otwarte są np. do 13-stej, a w niedzielę w ogóle zamknięte. Nie dziwię się że pracujesz na pół etatu, przy tak małym dziecku trudno byłoby pracować po 12 godzin. A tak to chyba Twoja rodzina ani Ty tak bardzo nie odczuwacie tych godzin. A pracujesz codziennie po np. 4 godziny czy chodzisz co 2-3 dzień na 12 godzin? U nas spacery z wózeczkiem dla lalek, kosiarką, rowerkiem, jakąś drewnianą zabawką pchaną na patyczku itp. kończą się podobnie jak u Ciebie-przez chwilę pcha je moja córcia, a potem matka wygląda jak tragarz: dwoje dzieci, dwa wózki, torba, itd. Anaaa wiem co to żywiołowe dziecko, znam to-mam w domu małego Tarzana. Bez przerwy skądś spadnie, przewróci się. A ja potem się martwię-podobnie jak Ty-czy nic mu się nie stało. Wystarczy 2 minuty by mój 15 miesięczny synek stał na stole albo na parapecie, jego pomysłowość nie zna granic. Jakie ja już blokady nie wymyślałam, wszystko na nic, zawsze na coś się wspina, czegoś przytrzyma, podciągnie i już jest na górze. Boje się że zostanie himalaistą- ale na to nie pozwolę, prędzej mu nogi z tyłka powyrywam. :-) Dziś mój śliczny synuś wygląda jak bokser. Wczoraj na spacerku przewrócił się (choć go asekurowałam i lekko przytrzymywałam za kaptur kurtki), przygryzł sobie wargę i otarł do krwi podbródek. A dziś wchodził do swojego bujaczka-leżaczka, ale jakoś od tyłu i oczywiście uderzył się- pod okiem i na policzku ma wielką czerwoną plamę, jutro pewnie będzie wielka "śliwa". Anaaa, a na co idziecie do kina? Kto Wam zostaje z dziećmi? U nas brak możliwości wyjścia gdziekolwiek bez dzieci, ale mąż zaprosił nas do restauracji na obiad, więc przynajmniej nie musiałam dziś gotować. No i dobrze, bo czasu za bardzo nie mam. Już 3 prania zrobiłam, umyłam okna w dwóch pokojach, jeszcze chyba w sypialni zdążę zanim zrobi się ciemno.
-
cieszę się że mam kochającą rodzinę, o takiej kiedyś marzyłam.
-
u mnie pogoda jak w marcu, albo i w kwietniu- dość ciepło, słonecznie, ptaszki śpiewają.
-
Bettyy, rety! Dałabyś jednego! Pyszne na pewno były- widać to po minach dzieci. Dla kogo Ty to piekłaś? Chyba pół wsi/miasteczka (czy gdzie tam mieszkasz) nimi obdzieliłaś?! :-)
-
Anaa daleko, bo ja z Południa Polski, z Raciborza. Nad morze mamy 700 km. Plusem mieszkania na południu jest to że przynajmniej w góry mamy blisko. :-) Dzieci już ciut odrosły, Mały będzie miał latem 1,5 roku więc zastanawiamy się też nad wyjazdem gdzieś dalej, bierzemy pod uwagę Węgry (Balaton) albo Chorwację. A na Węgrzech gdzie byłaś? Skąd Ty jesteś?
-
No to już wszystko jasne. U góry posta podanych jest 4 moderatorów, ale dzięki Dziubali już wiem co i jak.
-
Wiele jest takich dań, smakołyków. Margeritko, chleb maczany w jajku i smażony to też mój smak dzieciństwa. Pyszne, szybkie, robiła je moja mama i dla nas był to rarytas. Moja mama robiła też domowe lody, smakowały lepiej niż kupne. Uwielbiałam też kogel-mogel. Jako dziecko przepadałam za naleśnikami i plackami ziemniaczanymi (mogłam je jeść codziennie). :-)
-
Natka to świetnie się składa że nie musisz dojeżdżać do samej Warszawy, oszczędzasz czas. Bal "jak na sto par". :-) Gdzie to było? Twoja córka chodzi jeszcze do przedszkola czy do pierwszej klasy podstawówki? Martek mi by chyba praca na 3/4 etatu się nie opłacała. Jeśli miałabym jeszcze doliczyć koszty dojazdu do innego miasta, prawdopodobnie Rybnika (bo tam są największe szanse znalezienia pracy) to finansowo byłoby to nieopłacalne. Domi81, jeśli można wiedzieć to gdzie pracujesz i w jakich godzinach że Ci nie odpowiadają? Ciężko znaleźć pracę od 7-15. W tych godzinach to działają chyba tylko urzędy. Anaaa w kwestii pączków i ja nie pomogę, u mnie zawsze piekła je mama. Ja wczoraj piekłam faworki.
-
Nikawa a kto jest piątym moderatorem? Bo nigdzie nie mogę znaleźć takiej informacji.
-
Anaaa, ja kocham Bałtyk więc mi wszędzie dobrze, czy to większe miasto czy dziura- byle było morze. Odkąd mamy dzieci nie wyjeżdżamy za granicę (zresztą "za panny" też jeździłam nad polskie morze), ale właśnie nad Bałtyk, co roku w inne miejsce, sporo tam jeździmy, zwiedzamy, mam porównanie z innymi miejscowościami i właśnie Dąbki (oraz Podczele koło Kołobrzegu) najbardziej nam przypadły do gustu ze względu na dzieci. Jak jest w Dąbkach w sezonie to nie wiem, bo my byliśmy w drugim i trzecim tygodniu czerwca, a więc przed sezonem, ludzi było stosunkowo niewielu (ale nie pusto), choć pod koniec drugiego tygodnia widać było że ludzi przybywa, bo kończył się rok szkolny i niektórzy chyba "urwali" dzieci ze szkoły i przyjechali wcześniej. Wszystko było pootwierane, sklepy, knajpki, tylko ludzi było mniej, co nam bardzo odpowiadało, bo z dziećmi nie da się biegać na plaże o 8-ej by rezerwować miejsce na ręcznik :-) Jeśli chodzi o pralki to są takie, np. z Samsunga, kosztuje "tylko" 4000 zł. :-)
-
Natka no to rzeczywiście masz fajne "urzędnicze" godziny, wymarzone dla matki. Pamiętam jak jeździłaś na jakieś tam szkolenia przed tym stażem to pisałaś że trwały długo, że późno wracałaś i że dojazd zajmował Ci masę czasu. a jak teraz z dojazdem? Jak to możliwe że zdążysz córkę odbierać o tej 15.20? Chyba że też chodzi do szkoły w samej Warszawie albo niedaleko Twojego miejsca zamieszkania. Bo Warszawka to zakorkowana przecież strasznie. Taką ją pamiętam sprzed 3 lat, chyba że coś się zmieniło. Co do godzin pracy to sama chciałabym w takich pracować (do tej pory raz mi się taka praca trafiła), bo jak nie to w życiu nie pójdę do pracy, a przynajmniej do 5 klasy podstawówki moich dzieci.
-
ciesze się że dziś "tłusty czwartek" i mogę zjeść tyle pączków ile chcę, bez wyrzutów sumienia. W końcu jak tradycja to tradycja. :-)
-
ponuro, śniegu już prawie nie ma. Ale przynajmniej nie pada. :-)
-
Domi to chyba nie jest kubeczek. Ja mam takie coś i jest to pudełko na kanapki, owoce. Można je wszędzie zabrać, nie zajmuje dużo miejsca i szybko się myje. No i jest urocze. :-)
-
Domi "rzuć" przepisem na te torty. Wyglądają ślicznie.
-
Mamy, które nie pracują, zajmują się dziećmi i domem - zapraszam
adasaga3 odpowiedział(a) na Edzia temat w Kącik dla mam
Joanna ja też nieraz słyszałam podobną teorię jaką wyznaje Twój mąż. Pamiętam jak moja szwagierka długo (kilka lat) nigdzie nie mogła znaleźć pracy to wszyscy mówili o niej "gdyby chciała to by pracowała". A ja uważam że im bardziej się chce znaleźć prace tym trudniej, to chyba po prostu złośliwość losu. Znam to z doświadczenia. Kiedyś gdy pracowałam w firmie w której strasznie mi się nie podobało "na gwałt" chciałam znaleźć inną pracę. Jak na złość niczego nie umiałam znaleźć, dosłownie niczego, po pół roku zrezygnowałam z tamtej pracy i zostałam bezrobotna. Potem skoncentrowałam się bardziej na studiach, pracy już tak uporczywie nie szukałam i któregoś dnia wracając z miasta zobaczyłam na jakimś budynku ogłoszenie że akurat w ten dzień odbywają się w nim targi pracy. Wstąpiłam z ciekawości, "pospacerowałam" między stoiskami, ale żadnych ciekawych ofert nie znalazłam (poszukiwali głównie wykwalifikowanych robotników). Już wychodziłam gdy przy drzwiach zobaczyłam stolik, uśmiechniętą panią za nim siedzącą i niewielką kolejkę ludzi. Podeszłam bliżej i z miejsca ta pani wetknęła mi w rękę wizytówkę mówiąc bym złożyła papiery do banku. Nie wierzyłam że mam jakieś szanse, bo doświadczenia biurowego nie miałam, ale podanie do banku po kilku dniach zaniosłam. Od razu zostałam zaproszona na rozmowę z dyrektorem, a po kolejnych kilku dniach dowiedziałam się że mnie wybrali. :-) Po prostu fart, zbieg szczęśliwych okoliczności. Gdybym tego dnia nie była w mieście, nie zobaczyła plakatu, nie weszła, nie wzięła wizytówki nigdy by mi nie przyszło do głowy by szukać pracy w banku. A tak zaczęła się moja wielka przygoda z bankowością. :-) Innym razem też znalazłam pracę "mimochodem". Pracowałam już od kilka lat w jednej firmie, ale w związku z tym że niebawem miałam wyjść za mąż szukałam czegoś innego bliżej mojego przyszłego miejsca zamieszkania. Przeglądając przy śniadaniu gazetę znalazłam jakieś ogłoszenie, wysłałam swoje cv e-mailem, jakiś czas czekałam na odzew a potem zapomniałam o nim. Po 7 m-cach odebrałam telefon z zaproszeniem na rozmowę. Byłam kompletnie zaskoczona, nawet nie pamiętałam już gdzie wysłałam to ogłoszenie. Pojechałam na rozmowę, jedną, drugą, trzecią, potem targowałam się przez miesiąc o wynagrodzenie (myślałam ze mnie z tego powodu już na wstępie odrzucą), ale o dziwo przyjęli mnie i tak oto niemal z dnia na dzień znalazłam pracę. W starej firmie złożyłam wypowiedzenie i po dwóch tygodniach byłam już w Warszawie na szkoleniu do nowej pracy. Znów miałam szczęście. Mam nadzieję że i u Ciebie, Joanno, nastąpi zbieg szczęśliwych okoliczności i prędzej czy później znajdziesz pracę. Ile lat ma Twoje najmłodsze dziecko? Chodzi do przedszkola? -
Ola z tą trwałością różnych przedmiotów to masz rację. Sanki córka dostała na 1 urodziny od chrzestnej, wydawały się porządne, a już się popsuły. Dziwi mnie to tym bardziej że w ubiegłym roku w ogóle nie wyciągaliśmy ich z piwnicy bo śniegu u nas przez całą zimę nie było. A więc to ich drugi sezon i już oparcie złamane. Bubel po prostu. Co do pralek to widzę że macie większe niż my, nie dziwota że muszę co chwila prać. Znajoma męża z pracy szuka ostatnio pralki o pojemności 12 kg, ale to już chyba przesada, bo rodzinę ma tak jak i my -4 osobową. Anaaa nie rozglądałam się, nawet mi do głowy nie przyszło że można by dokupić osobno oparcie. :-) Ja jestem z tych że zaraz do sklepu i kupić nowe. A te bez oparcia wykorzysta się gdy dzieci podrosną. Pojeździmy w weekend po jakichś sklepach, może do Decathlonu do Rybnika pojedziemy po nowe sanki. W sumie przydałyby się teraz dwie pary, może jakieś obniżki będą bo to trochę ponad miesiąc do wiosny został. Siostra odkąd mamy dzieci każde wakacje spędzamy z nimi nad polskim morzem (dla zdrowotności :-)) i pamiętam że jak dzwoniłam w ubiegłym roku na wiosnę by zapytać o wolne terminy to pytali na który rok. :-) My się jeszcze zastanawiamy gdzie jechać, chcielibyśmy jechać do Chorwacji, może na Węgry nad Balaton, mi się marzą greckie wyspy, ale i nad polskie morze chętnie bym się wybrała, bo je uwielbiam. W Polsce mamy jednak za krótkie urlopy by móc pojechać na 2 tygodnie za granicę i na 2 tygodnie do Polski. I teraz mamy dylemat. W ubiegłym roku byliśmy w Dąbkach, było super, chętnie znów bym tam wróciła a jednocześnie kusi człowieka by poznać coraz to nowe miejscowości na polskim wybrzeżu. A Wy w jakie rejony Bałtyku chcecie się wybrać?
-
Anaaa a kogo kopie młodsza latorośl? :-) Dzieci mają różne etapy, niestety nie da się tak zrobić by zawsze były posłuszne, miłe, uśmiechnięte. Mój mąż dziś w domu, jestem szczęśliwa, bo mogę trochę odsapnąć. Zabrał dzieciaczki na dwór więc w domu błogosławiona cisza. :-)
-
Natko to pięknie że tak Ci się tam podoba. Pierwsza praca po długiej przerwie i od razu tak Ci się poszczęściło. Oby Cię wiec tam po tym stażu zostawili na stałe. A ilu innych stażystów było przyjętych razem z Tobą czy może tylko Ty jedna jesteś tam stażystką? Myślę że im mniej stażystów tym lepiej, większa szansa na zatrudnienie po stażu. :-) Martek Wy w tej Warszawce to jednak macie możliwości. :-)
-
u nas padało wczoraj wieczorem i w nocy chyba też bo śniegu już niewiele zostało, a było tak pięknie.
-
Ulla a jak robisz te pałki? Pieczesz, dusisz na patelni czy w piekarniku? Nauzyka a jaki sos dodajesz do kopytek? Moje dzieci lubią kluski śląskie, ostatnio polubiły też kluski leniwe może i kopytka by im posmakowały.
-
Anaaa i pysznie smakują. Jak ktoś lubi kotlety jajeczne to i te polubi. A jak ktoś nie lubi kotletów jajecznych to i tak niech spróbuje, dzięki kaszy mają fajny smak. No i robi się je bardzo szybko. Ja przeważnie kaszę gotuję rano, przy okazji robienia śniadania, do obiadu zdąży wystygnąć, potem dodaję tylko jajka i inne dodatki, "kulam" kotlety, na patelnię i już. :-)
-
Dziewczyny co do tych racuszków jaglanych to muszę dodać że ciasto musi być bardzo gęste, inaczej będą się rozpadać i nie będzie się ich dało przewrócić. Za pierwszym razem gdy je robiłam namęczyłam się trochę, potem dałam więcej mąki i było w porządku. A za drugim razem dałam mniej mleka i już piekły się super. Nauzyka a jak dokładnie robiłaś te ciasteczka? Nikawa ja też nie przypominam sobie by u mnie w domu jadało się kasze jaglaną. Ale im lepiej ją poznaję tym częściej używam. Ostatnio mam w ogóle jakąś straszną chęć na kaszę jaglaną. Co 2 dni przygotowuję coś z niej, a to do zupy dodam, a to kotlety zrobię albo desery. I muszę przyznać że coraz bardziej mi smakuje, chyba przyzwyczaiłam się do jej specyficznego troszkę smaku. Ja w niedzielę robiłam mus z kaszy jaglanej i truskawek mrożonych. Ugotowaną kaszę zmiksowałam po prostu z rozmrożonymi truskawkami, wsadziłam na trochę do lodówki. Zjedli ze smakiem wszyscy oprócz Małego, który spał. Tym razem nie zdążyłam zrobić zdjęć. Ciekawa jestem jak będzie smakować ten deser ze świeżymi owocami. Ostatnio robię niektórym potrawom zdjęcia z myślą o Was, dziewczyny. Na mnie zdjęcie potrawy działa zachęcająco, gdy sama szukam w internecie jakiegoś przepisu to przeważnie takiego ze zdjęciem.
-
Ania87 pewnie większość mam niejadków Ci powie, że w przedszkolu ich dzieci mają o wiele lepszy apetyt, jedzą to czego w domu nawet by spróbować nie chciały. Czemu tak jest -do końca nie wiem, to chyba przez to że dzieci lubią naśladować innych, przykład kolegów, koleżanek działa na nie mobilizująco. Na pewno powinnaś zacząć od tego by samodzielnie spróbować przekonać dziecko do jedzenia. Tak naprawdę rady dietetyka nie są trudne: 1) wyeliminować przekąski, 2) spisywać co zjadło, 3) ograniczyć owoce (jeśli je ich za dużo), 4) być konsekwentnym. Myślę że najtrudniejsze jest to ostatnie. Opiszę Ci pewną sytuację. Gdy byliśmy któregoś dnia u mojego brata z wizytą ich Mały (niedługo skończy 3 lata) miał właśnie taki "dzień niejedzenia". Rano wypił mleko, potem przez cały długi dzień nic nie chciał. Gdy przyjechaliśmy właśnie obudził się z popołudniowej drzemki i od razu w płacz. Bratowa pogrzała mu zupkę której nie zjadł na obiad, a on na to że nie będzie jadł, boli go brzuszek (pewnie z głodu), ale nie ma ochoty nic jeść. Rodzice pytają go więc co by chciał zjeść to mu to podadzą a on uparcie że nic. Ryczał, kwęczał, jęczał, nie było wiadomo o co mu chodzi (wiadomo Polak głodny to Polak zły). Brat chciał się ulitować i dać mu ciasteczka ale bratowa ostro się temu sprzeciwiła. Zostawili go w spokoju, powrzeszczał, pojęczał, bratowa go poprzytulała, trochę mu przeszło. W końcu zorientował się że kuzyni (moje dzieci) do niego przyjechały i zaczął się z nimi bawić. Dzieci pobawiły się z 2, 3 godziny, była już mniej więcej 18-sta, bratowa zrobiła kolację, zasiadamy wszyscy do stołu (dorośli i moje dzieci) a tu nagle pojawia się mój bratanek i mówi że on też jest głodny. Nałożył sobie na talerz brokułów, ogórki kiszone, paprykę czerwoną, chlebek z wędliną. Jadł aż mu się uszy trzęsły. Wtedy zobaczyłam na własne oczy że ta metoda działa. Pewnie na jedne dzieci szybciej, na inne wolniej, ale działa. Nie powiem, mi samej serce się krajało gdy widziałam jaki był zły, rozdrażniony, jak jego rodzice się denerwowali. Ale najważniejsze że konsekwencja się opłaciła. :-) Dziecko samo doszło do tego że kiedy jest głodne źle się czuje i musi jeść by się dobrze czuć.
-
Nikawo bardzo proszę, skopiuj, myślę że ten dietetyk nie miałby nic przeciwko. :-) Ja też czasem korzystam z tych czterech zasad, choć moje dzieci niejadkami na pewno nie są. Młodszy synuś ciągle na piersi, ale inne produkty też lubi sobie zjeść. Czasem mam wrażenie że zjada więcej niż jego 3 letnia siostra. Jak każdemu zdarzają im się jednak gorsze dni, ale jestem już nauczona by "nie tańczyć" nad nimi z talerzem, jemy razem posiłki, zjadają tyle ile chcą (czasem prawie nic), ale nie wpycham im nic na siłę, pozwalam odejść od stołu. Po 2-3 godzinach córka woła że jest głodna i mamusia się cieszy. :-) Kiedyś namawiałam ją "jeszcze 2 łyżki", "nie pójdziesz się bawić dopóki nie zjesz trochę chlebka". Dziś wiem że nie ma to sensu, zdrowe, "wybawione" dziecko, prędzej czy później zgłodnieje, zwłaszcza po spacerze, a przeważnie już w trakcie. :-) Co do tego spisywania produktów które dziecko zjadło to wiem od znajomych mam że niejednej mamie to trochę "rozjaśniło" w głowie, wiedziała czy dziecko rzeczywiście mało zjadło czy tylko jej się tak wydawało bo nie zjadło podanej przez mamusie całej porcji obiadu. O tym że zjadło budyń, banana, kajzerkę na spacerku jakoś zapomina się a potem zdziwienie że dziecko nie chce całego obiadku zjeść. :-) Zgadzam się z Tobą, Nikawa, że trudno być konsekwentnym (zwłaszcza matkom, bo mają miękkie serca). Ale tu nie chodzi przecież o odmawianie dziecku jedzenia, o głodzenie go (bo ma jeść to co i rodzice w porze posiłków, od czasu do czasu można zapytać go czy nie zgłodniało), tylko o nie "napychanie" go produktami przez które potem nie zje wartościowego posiłku. Czasem warto się chwilę pomęczyć by osiągnąć cel. Jak tu ktoś napisał to co jemy ma wpływ na naukę gryzienia, przeżuwania, a więc i rozwijanie narządów mowy. Znam chłopca któremu mamusia przez baaardzo długi czas (kilka lat) podawała same papki, wszystkie pokarmy maksymalnie pokrojone, posiekane a dziś ma on 10 lat i krztusi się i dusi gdy ma pogryźć kawałek mięsa czy skórkę od chleba.