
AśkaU.
Użytkownik-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez AśkaU.
-
I postanowiłam, jak mi się uda, wreszcie zamieścić swoje zdjęcie i przedstawić Wam swoje dzieci...!
-
kiniar- piękna ta Twoja córa! esska- brzucha nie mierzę. sama srednio zauważam, żeby jakoś super rósł, ale znajomi widujący mnie rzadziej widzą przyrost! Dziewczyny- jestem po glukozie. Grzecznie siedziałam- wystarczyła mi poranna, ale i tak upalna- przebieżka do przychodni. Po glukozie tak jakoś ciężko i mdło mi się zrobiło, że z radością siedziałam. a w domu, po powrocie z całości, to nawet się położyłam, bo jakieś takie miękkie nogi miałam i nawet trochę się wystraszyłam co będzie, bo w domu dzieci, a mi słabo... Ale poleżałam, zjadłam zdrową kanapeczkę i było już ok. A w ogóle to nie wiem jak stres wpływa na poziom cukru, bo miałam pewne kłopoty z rejestracją, zmieniły się jakieś zasady, a mi nie przyszło to do głowy i działałam jak trzy poprzednie razy. Najpierw chciały skierowanie, a ja chciałam prywatnie. A prywatnie to mogę tylko cukier raz, na czczo. Potem kazały mi więc prosić jakiegoś lekarza o skierowanie. Po pierwszym pobraniu i po glukozie poszłam do gabinetu obok i dostałam, bo akurat moja internistka była. Ale po godzinie, na fotelu, pielęgniarka mówi mi, że nie pobierze, bo przy pierwszym podejściu nie miała info, że to ma być trzy razy, że glukozę powinnam wypić przy niej, zawołały kierowniczkę i ta się zlitowała, uznała, że w drodze wyjątku i że dobrze, że nie zasłabłam np. choć sama tak się porządziłam... Ale udało się ostatecznie. Jutro wyniki.
-
leila, boska- dziękuję za troskę i podpowiedzi! Za 20 min. wychodzę na to badanie i myślę, że jednak może ruch ograniczę... Książkę już spakowałam... Karolina- daj znać koniecznie, co u Ciebie! A wierzyłam, że już spokojnie dotrwasz do terminu... Ale przede wszystkim sprawdzaj, działaj i walcz!!!
-
Moni85- dzięki! No to będę łazić, przynajmniej czas jakoś spożytkuję...!
-
Nigdy nie bałam się tej glukozy, ale teraz mam stresa- tyle z Was ma cukrzycę ciążową...!!!! Jutro rano idę na to badanie, przy okazji morfologia, mocz i hormony tarczycowe. Poza tym codziennie wieczorem jem lody i tonę owoców- a dziś co? No i jeszcze przyznam się, że nigdy nie siedziałam tych godzin pomiędzy pobraniami w poczekalni, tylko latałam po bazarku i okolicznych sklepach! A Wy mówicie, że nie powinno się właściwie ruszać...
-
A w ogóle to mnie nosi i dziś też byłam z dzieciakami 5 godzin na basenie- upał, ale pod drzewkiem, z wiaterkiem fajnie- gorzej podróż autobusem... Wróciliśmy niedawno, ogarnęłam tobołki, dałam dzieciom po jabłku, wykąpałam się pod prysznicem, włączyłam młodym tv i mając chwilowo w nosie obiad- idę się położyć!
-
Tyszanka- zapytaj przy najbliższej okazji swojego lekarza, czy te spuchnięte nogi i dłonie!! to ciążowa norma... Nie chcę straszyć, ale coś mi się obiło, że to może być objaw jakiegoś schorzenia... Martucha88- tak, moja mama to Ula!!! Ja wszystkie swoje dzieci szczepiłam i szczepię wg kalendarza + dokupuję czasem dodatkowe szczepienia: meningokoki (mąż w jednostce miał sepsę, kwarantannę, 3 zmarło, to był truuuudny czas), pneumokoki (najstarszego, bo coś astmowo-płucnego swego czasu go ciągle łapało), ospa (starszy nie zaraził się dzięki temu od średniego, który miał 13 miesięcy i jego chorowanie fajne nie było, więc córka też już zaszczepiona na ospę)... Jak zapomniałam o tężcu u średniego to lekarka w zeszłym roku nie chciała mi go puścić na kolonie...
-
Tyszanka, małyszok- ja wg miesiączki tez mam termin na 23!!! Ale u mnie była też mowa o 21 czy nawet ostatnio o 15... 21 października są imieniny mojej mamy, a 14 Dzień Nauczyciela- fajnie by było...! Mój najstarszy Przemek miał termin na 14.10. i myślałam, że jak się uda to dostanę od szkoły ulgi, bonusy, nagrody wręcz (no żartuję oczywiście!), ale urodził się dwa dni wcześniej... (9 dni po imieninach teściowej i 9 dni przed imieninami mojej mamy- tzn. każdej babci zrobił prezent!!). Z kolei córka miała być prezentem urodzinowym dla męża- 14 czerwca. Termin przy niej ok. 16.06. (ale rozstrzał był duży 10-22.06.!!!, bo pojęcia nie miałam, kiedy była owulacja, córa była niespodzianką wielką, właśnie średniego odstawiłam od cyca, dostałam jeden okres i.... tadam!!). Ale Magda przyszła na świat 2 dni po urodzinach taty- trochę szkoda....
-
no i pisałam, że siatkę na balkonie zakładamy, bo gołębie atakują jak wściekłe. Ale zamiast siatki mój mąż podowieszał do wstążek płyty cd... Bo po co działać od razu? "Co ty taka niecierpliwa?" no nie? Ale właśnie musiałam wstać od kompa, bo bezczele właśnie wleciały na balkon między tą bazarową dekoracją!!! Piszę do męża więc "Kup siatkę lub przynieś z pracy karabin!!!!!" (jest żołnierzem), a on na to: "A Przemek nie ma już swojego pistoletu na kulki?". No i czuję, że dziś też z siatką nie wróci... Powtórzę więc: ehhhh....
-
Witam w nowym dniu! Ja wczoraj padłam o 22.30 i spałam do 6.00. Teraz otworzyłam na oścież balkon i napawam się porannym chłodkiem. Dzieci jeszcze śpią... Ja wczoraj wieczorem przegoniłam moich do odległej o 2km biblioteki (po drodze babcia, optyk, apteka). Młodzi pomykali na rowerach, a ja w drugą stronę ledwo się już wlokłam: brzuch jak kamień, nogi ciężkie... W takich chwilach mój mały też nie bardzo aktywny, czym oczywiście mnie denerwuje...! Spałabym już o 21.00, ale czekałam aż porządnie się ruszy... Tyszanka- gratuluję tych wszystkich zaliczeń! Ostatnio męża swego chwaliłam, ale jak teraz wstałam i zobaczyłam na komodzie koce, o które wczoraj go prosiłam, by schował wysoko do szafy to się zdenerwowałam trochę... No ile można mówić? Poza tym leżą na oczach, same krzyczą "chcemy do szafy!!!". Ze śmieciami jest podobnie: wysypują się, ale on uważa, że na pewno jeszcze coś się zmieści... Ehhh.... Do jeziora też bym nie weszła... Do basenu chyba też nie... Na razie od dawna i o dziwo właśnie też w ciąży nie mam żadnej infekcji!!! To już szósty miesiąc, a ja bez globulek, kremów, antybiotyków!!! Chciałabym, by tak zostało do końca. Do tej pory zawsze jednak coś łapałam i tuż przed porodem "musiałam się przeleczyć"...
-
A mnie skusiło pochmurne niebo- uznałam, że pewnie strasznie goraco nie będzie... No i nie było, bo tylko posadziłam tyłek na placu zabaw i ... lunął deszcz... Przesiedzieliśmy więc z dziećmi 20 minut w drewnianym domku, któremu dach przeciekał, ale jak huknął grzmot, to uznałam, że pewnie jeszcze trochę popada, no to poszliśmy do domu... Tak więc zamiast placykowej sielanki miałam przemoczone ubrania, uflągane dzieci, robotę z ich przebieraniem i suszeniem... eh... I nie zrobione zakupy w warzywniaku... Ale pada już ponad godzinę...
-
boska- ja chodzę do dr Gardyszewskiej od 11 lat. Jest ona z Karowej, obecnie przyjmuje na Ursynowie, na Bartoka. Bierze sporo, bo 180 zł... Ale trzymam się jej, bo nigdy mnie nie zawiodła, dzwonię do niej, piszę smsy... No i jeszcze od 11 lat robię usg w Septima-med na Bemowie, na Wrocławskiej. To w sumie mały punkt, 5 chyba ginekologów, ale konkretni, zawsze dokładni, mają czas, nie śpieszą się. Są z Wołoskiej. Za usg biorą 150. Ile za wizytę- nie wiem.
-
Ja już na nogach od jakiegoś czasu (a zasnęłam ok. 2.00!!!). Umyłam podłogę, zdjęłam poszewki z pościeli dzieciaków i wstawiłam ich pranie, resztę wyrzuciłam na balkon do wietrzenia, obsmażyłam mięsko, dodałam cebulkę i teraz się dusi... Zrobiłam śniadanko i zaraz wyciągam dzieci na dwór, żeby potem, w największy upał (a zapowiada się strasznie!!!) dogorywać w domu...! Szkoda tylko, że koleżanka, która przejmuje po mnie salę zapowiedziała się w szkole ok 12-13.00, więc zaliczymy przymusowy, południowy spacer (muszę z nią dogadać szczegóły dotyczące różnych pomocy naukowych z zaplecza)... Bądźcie dzielne w ten upał!!! Mi na pewno spuchną nogi... Karliczek- skorzystam z Twojej rady i na piątkowej wizycie u gin wspomnę o tym kleszczu. Czytałam sobie trochę o tym w internecie- różnie bywa, różnie zalecają lekarze... Obserwuję na razie tę rozdłubaną przeze mnie rankę...
-
Asiekk- ja też jeszcze nie śpię... Do porodu zazwyczaj miałam swoją koszulę (nie szpitalną), ale taką najgorszą, której ewentualnie nie byłoby mi żal wyrzucić (ubrudzona krwią, mazią itp). Po pierwszym porodzie rzeczywiście poszła do kosza, drugi jakiś mniej krwisty był i koszula ocalała, a przy trzecim to położna kazała mi zmienić na szpitalną, taką tylko z przodu zawiązywaną, bo powiedziała, że mojej ładnej szkoda...! Ja uważam jeszcze, że ta koszula nie powinna być zbyt wąska i tak przecież trzeba ją "podkasać": przy porodzie, no a poza tym potem kładą dziecko na gołej piersi mamy!!
-
Tyszanka- dobrze, że zawalczyłaś! Karolina24- spokojnie, mnie też czasem coś mocniej zaciągnie, zaboli i to w różnych miejscach. Takie ciągnięcie przy pępku miewałam jeszcze z miesiąc temu właściwie codziennie... Kasiulqa- dzięki. Na razie mam za sobą kościół, zakupy spożywcze w Biedronce (bo skoro dzieci w domu, to jeść muszą), wyprawę po sznurek (te durne gołębie!), gotowanie obiadu... Teraz ściągnęłam męża z balkonu (powtórzę: te durne gołębie!), nakarmiłam i idziemy zaraz do szkoły, by zacząć porządkować to moje zaplecze... Plac zabaw zaliczymy zdecydowanie wieczorem, jak choć trochę się ochłodzi...
-
Poddajemy się w kwestii gołębi- kupujemy siatkę. Są tak bezczelne, że trzeba podejść na wyciągnięcie ręki, by uciekły... Mąż sprzątając znalazł jajko pod regałem balkonowym... Balkon wygląda jak jarmarczny stragan: wstążki, wiatraczki, sznurki, dyndające śrubki...
-
Pysiak- zdrówka, sił i pogody ducha! (przepraszam, że dopiero dziś...). Wczoraj byliśmy na działce u mojej mamy: ramionka spieczone, kg bobu zjedzony, trawa skoszona (mąż i syn), wróciliśmy padnięci. Przywiozłam sobie też ... kleszcza, ale zauważyłam go zaraz po powrocie, właśnie wwiercał mi się pod kostką u nogi, więc jakoś dał się szybko usunąć...!!! Gołębie niestety wracają: olały wiatraczki, wciskają się przez szparę od balkonu sąsiadów, nie boją się stworzonych przez męża "wstążkowych firanek"... Znów gówna na balkonie... Dziś dzieci miały jechać do teściów, ale wczoraj teść wylądował w szpitalu- odezwały się jego sercowe problemy. Siedzimy więc kolejny tydzień w Warszawie. No i boję się, że nie ogarnę wszystkiego, bo miałam porządkować moje nauczycielskie zaplecze w szkole, zrobić glukozę, mam wizytę u endokrynologa i u ginekolog- wszystko w godzinach pracy męża... Jak ja to z trójką dzieciaków załatwię...? Dobrze, że chociaż u teścia sytuacja stabilna i nie musimy się specjalnie martwic!!! Mój mąż wczoraj wieczorem poszedł po lody dla mnie- "zachciankę" miałam... Przebrał się z domowych dresików, odstawił drinka i poszedł- tak po prostu, bez gadania... no zapytał tylko "Jakie?".
-
To ja też poproszę letnią, słoneczną pogodę, bo my dzisiejszy dzień spędzamy na działce u mojej mamy...!
-
Dziewczyny! Dlaczego stresuje Was 3 trymestr? Przecież to na jego koniec czekamy z wytęsknieniem!!!
-
Sweet- duuużo zdrówka, sił i optymizmu!!! Karolina- chyba czuję z Twojego postu jakieś lepsze samopoczucie i dobry nastrój (a przynajmniej spokojniejsze podejście do sytuacji)...?! Oby tak dalej! Martucha 88- ja jakoś nie odbieram siebie jako "wulkan energii", ale rzeczywiscie w pracy, od mojej mamy, koleżanek ciągle to słyszę... No i właściwie jak napisałam tamtego rannego posta, to dopiero teraz usiadłam: zanim wyszłam do pracy to wzięłam się za walkę z balkonowymi gołębiami (od 3 miesięcy u nas mieszkają, drugi miot młodych właśnie dorósł i zaczął latać), zaczęłam skrobać podłogę z gówienek, myć, czyścić. Potem była przerwa na szkołę, fryzjera, ale w drodze pomyślałam, że przecież jak gniazdo im wyrzucę, to muszę tak zadziałać, żeby więcej nie chciały u nas zamieszkać. Tak więc wróciliśmy do domu po hulajnogi i powędrowaliśmy na taki dalszy bazarek- kupiłam tam 6 takich odpustowych wiatraczków. A po powrocie dokończyłam, myć, skrobać, wywaliłam gniazdo i powtykałam te wiatraczki w taką specjalną kolczatkę, ale zupełnie nieskuteczną kolczatkę przeciw ptakom na balustradzie. Zobaczymy, co to da... Ale narobiłam się strasznie, w słońcu, na kolanach, w ptasich kupach, fuj!!! Wszystkie szmaty potem wywaliłam, wyparzyłam to czego używałam, ale swoisty zapaszek czuję do tej pory... Chwilę odsapnę i zabieram się za obiad.
-
Pysiak- co z tymi skurczami? Pisz, bo myślę o Tobie... Karolina- napisz po obchodzie! Sprawdzali Ci dziś , czy to rzeczywiście wody płodowe? Co mówią lekarze? Warszawa powoli nabiera letniego wyglądu: jakieś chmury wiszą nad moim osiedlem, ale w oddali widzę błękit, więc mam nadzieję, że niebawem będzie pięknie! Niestety, nie mam konkretnego planu na dzisiejszy dzień... Rano w ramach spaceru przejdę się z dziećmi do pracy-szkoły, bo muszę jeszcze coś załatwić w sekretariacie, o 11.00 chłopcy są umówieni do fryzjera i ... to tyle. No obiad jeszcze zrobię...
-
Ja zawsze karmiłam tak: z jednej piersi- do końca, a jak dziecko chce dalej jeść, to z drugiej. A następne karmienie zaczynałam właśnie od tej drugiej, tej co raczej do końca opróżniona nie była... Fajnie było, bo najczęściej zapominałam, czy ma być teraz prawa, czy lewa i zdarzało się, że miotałam dzieciakiem zanim się zdecydowałam :-) Piw bezalkoholowych, smakowych nie lubię. Kojarzą mi się z sokami, a za tymi nie przepadam...
-
Karolina- nie wiem, co powiedzieć... Kolejna komplikacja... Przykro mi, że tak Cię ciągle coś nęka i nie daje spokojnie cieszyć się ciążą... Ja wreszcie w ciąży mam ładną cerę!!! Ale niestety, pod wpływem słońca pojawiają mi się na twarzy te ciemne plamy (jakoś to się nazywa- ostuda?) ... Dziś byłam z dziećmi na basenie (3 i pół godziny), posmarowałam twarz "30", siedziałam tyłem do słońca, które i tak co chwilę zachodziło i ... i są: brzydkie, brązowe plamy przy oczach i ustach... Jak będę wyglądać po dwutygodniowym pobycie nad morzem?!!!????!!!
-
perlaa- zgadza się, tak jest, jak piszesz. Miałabym kilka szkolnych opowieści do przytoczenia, ale... W sumie to i książkę o tym można by napisać, ale i tak to nic by nie zmieniło. Dzieciaków tylko szkoda... Karolina- witaj! Już niedługo, w domu, nadrobisz zaległości w spaniu!!! Ale Twoje rozdrażnienie mnie nie dziwi: też nienawidzę być niewyspana!!! Mam nadzieję, że z wypisem pójdzie szybko.
-
Karolina, znam ten ból z moich pobytów w szpitalach: chrapanie, świsty, gwizdy, sapania... Ale to ostatnia noc wśród tych dźwięków- i to jest optymistyczne!!!! Przeczytałam mojemu mężowi Twojego posta, powiedział, żebyś się nie zdziwiła, bo na korytarzu może być więcej takich jak Ty, szukających ciszy i wytchnienia od swoich współlokatorek....! Szybko więc łap jakąś miejscówkę!!! :-)