Skocz do zawartości
Forum

AśkaU.

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez AśkaU.

  1. Straszna zgaga mnie dopadła! Już o 20.00 chciało mi się spać, więc położyłam się przed tv- i wtedy się zaczęło: piekło przełyk niemiłosiernie, promieniowało aż na plecy. Okropne. Ze spania nici. Wstałam i zero poprawy. Mam wrażenie, że nawet od tego słabo mi się zaczynało robić. Poczytałam w necie- z proponowanych, dostępnych i możliwych do natychmiastowej realizacji sposobów wybrałam rumianek- pomogło!!!! Już mi lepiej. Śpiąca jestem bardzo, ale boję się położyć- a jak zgaga wróci? Dobrej nocki.
  2. elizka- mój pierwszy ważył 3440, drugi 4200 (to był szok dla wszystkich, nic na to nie wskazywało, ja chudzina), ale córcia już normalnie 3340. Pamiętam tylko, że przy tym "wielgasie" właściwie żywiłam się drożdżówkami- czyżby "urósł jak na drożdżach":-)?
  3. Pierwszego syna urodziłam dwa dni przed terminem, drugiego 4 dni przed, a córka hmmm, miała szerokie "widełki": 10 czerwca wg om-22 czerwca wg pierwszego usg- lekarka zrobiła średnią i termin był wpisany na 16. Urodziła się 18 czerwca.
  4. Pysiak- jak będę rodzić- nie wiem, jeszcze o tym nie było mowy- to pewnie zależy od tego, jak sytuacja się rozwinie. Elizka i Pysiak- ja ten zrost mam pewnie po ostatnim poronieniu- po łyżeczkowaniu... Tak podobno często się zdarza. Trójkę dzieci urodziłam sn i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, że tym razem mogłoby być inaczej... Ale zobaczymy.
  5. Pysiak- całe szczęście niezbyt często, muszę poobserwować, ale wydaje mi się, że czuję coś raz na parę dni. ale i tak nie wiem, czy to jest to, czy po prostu macica się rozciąga... Zastanawiam się, kiedy zafundować sobie następne usg- moja lekarka mówi, że ona by nie przesadzała i poczekała do 20 tygodnia (połówkowe), ale wiesz jak jest...
  6. Ja też z Warszawy- Bemowo. Pysiak- ja też mam "coś" w macicy: zrost, czy też pasmo owodni. Oddziela to część macicy, zmniejsza ilość miejsca dziecku. Dowiedziałam się o tym w 9 tygodniu. Poczytałam w necie i stres: że pęknie, że nie pęknie i ciąży nie donoszę do końca, że pasmo owinie się wokół dziecka i zatamuje dopływ krwi do jego rączki czy nóżki brrrrr. 3 lekarzy powiedziało, że trzeba to obserwować, no i że i tak nie mamy na to żadnego wpływu- marne pocieszenie... Do tej pory co 2 tygodnie miałam usg. Na ostatnim pani mnie pocieszyła- ta zmiana (zrost, pasmo) nie zmienia się, nie rozciąga, poza tym jest krótkie i nawet jak pęknie, to raczej nie da rady się okręcić na dziecku, no i dzidzia na razie ma sporo miejsca i wg niej nie powinno być z tym kłopotu. Ale niepewność jest... Jak tylko coś mnie zakuje, zaciągnie to od razu myślę czy to nie to...!
  7. U mnie pomidorówka z ryżem i pierogi z kapustą (od teściowej). Kamamama- moje dzieci bardzo spokojnie przyjęły informację o rodzeństwie. Starszy obawiał się, że dziecko to dużo pieniędzy, że tyle trzeba kupić... Średni ucieszył się, że chłopiec, ale generalnie jest obojętny, córka- najpierw ogromna radość, a po info, że to chłopiec- płacz- takie wielkie łzy jej leciały- chciała siostrę...!!! Na co dzień raczej o tym nie myślą- taryfy ulgowej dla mnie nie ma! Moja mama była zachwycona różnicą 7 lat- podobno super zajmowałam się młodszym bratem. Ale to krótko... Jak miał 3-4, a ja 10-11 tata musiał zamontować mi na drzwiach haczyki, aby mały mi nie przeszkadzał i nie dokuczał. Potem on skarżył na mnie i mnie szantażował- jak miałam 15-17 lat i co nieco starałam się ukrywać przed rodzicami. Jak on miał tyle, 15-20, to ja go kryłam... Teraz jest normalnie- dorośle, sensownie.
  8. A ja jeszcze w zeszłym tygodniu po chłopców do szkoły jechałam na ... hulajnodze! No bo co będę ją tak sobie prowadzić, jak córka obok pomyka na swojej...! :-)
  9. Witam kolejną mamę! Cześć! Ja wróciłam z pracy, apel poprowadzony, nagrody wręczone, zastępstwa zaplanowane- czyli MAM TYDZIEŃ ZWOLNIENIA! i jeszcze na szkolenie po południu nie muszę jechać! Obejrzałam filmik, odebrałam córkę wcześniej z przedszkola, zjadłam śledzika, siedzę i czytam forum, młody w brzuchu się wierci- JEST CUDOWNIE! Niebawem spacerkiem pójdziemy po chłopców do szkoły... Spokojnie, leniwie, bez napięcia- perspektywa tych wolnych dni jest wspaniała!
  10. Moja 4,5-letnia Magda: zima, mróz 13 stopni, wieczór, wysiadamy z samochodu, zamykam drzwi, mąż wypakowuje rzeczy z bagażnika, dzieci czekają obok. Nagle ostry, głośny krzyk córki. Dałam dwa kroki, by zobaczyć, co się dzieje. Dobrze, że mąż był krok bliżej, załapał, o co chodzi i ... uderzył małą w głowę. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co on robi, ale szybko zrozumiałam: moja Magda przytknęła usta do metalowego, zmrożonego płotku!!! Mąż jednym, zdecydowanym ruchem oderwał jej twarz od tego, gdyby się zawahał na poręczy zostałoby zdecydowanie więcej jej skóry... Magda momentalnie przymarzła! Na płotku została jej skóra z dolnej i górnej wargi oraz większa część skóry z języka! Buzia była pełna krwi, język- jedna wielka rana, wyrwa! Zrobiło mi się słabo... A przecież byliśmy tuż obok! To był moment. No i dziecko nie takie już małe... Czasem boję się kolejnych "zaskoczeń".
  11. No normalnie zazdroszczę Wam tych "wózkowych poszukiwań"! My raczej jesteśmy skazani na jakiś wózek odkupiony od znajomych, czy kolegów z pracy, no ew. z allegro... Oszczędzamy. Tak, jak pisałam- samochód do października musi być zmieniony. Zrezygnowaliśmy z kolonii dla chłopców, ale ja uparłam się, że jeden letni wyjazd- ze względu na dzieci- musi być. No i zostawimy trochę kasy w lipcu w Stegnie nad morzem... Może zacząć grać w totolotka? Ja dziś mam "dzień z opieki" i robię drugie, mam nadzieję konkretne i zakończone sukcesem, podejście do państwowego endokrynologa. Życzę Wam miłego, spokojnego dnia-bez takich "atrakcji", jakie miała Kinga!
  12. Dziewczyny, nie nadążam czytać- wracam z pracy i z doskoku nadrabiam zaległości. Wczoraj miałam koszmarny dzień- cały czas na nogach, w ruchu. Brzuch ciągnął mnie okropnie. Nie przeszło nawet po wieczornej drzemce. Aż wzięłam no-spę- pierwszy raz w tej ciąży! Ale rano też średnio- ciągle czuję dół brzucha... Mam tam też bliznę po ciąży pozamacicznej i ona chyba też daje o sobie znać... Ale podjęłam decyzję: od piątku idę na zwolnienie- rozmawiałam nawet z moją panią dyrektor: bez problemu, mogę nawet od jutra (ale chcę dokończyć ten konkurs...), mam dbać o siebie i malucha- świadectwa spokojnie przecież wypiszę w domu...! Uff. Mnie też wczoraj oprócz ww kłuło coś w pochwie i też się z tym niepewnie czuję... Fajnie, że jest nas więcej! A my z imieniem mamy spory kłopot: musi pasować do Przemysława, Adama i Magdaleny. I ubzdurałam sobie, że powinno się zaczynać na inną literę niż imiona naszych dzieci. Zostaje Filip, Wojciech, Jan... Gdyby to była dziewczynka to Weronika, Dominika lub Karolina...
  13. Po pierwszym dziecku został mi laktator ręczny, chyba aventu, i świetnie się sprawdził- fakt, że krótko, bo dosłownie 3-4 dni (miałam typowy nawał pokarmu w 4-5 dobie, mąż w sobotnie popołudnie jeździł po Warszawie i szukał). A przy dwójce następnych dzieciaków nawet o nim nie pomyślałam- w ogóle nie było takiej potrzeby! I nie kłóćcie się, dziewczyny- fajnie tu na tym naszym forum!
  14. Dodam, że chociaż to moje czwarte dziecko, to nigdy nie miałam usg 3 czy 4d...
  15. Witam kolejne październikowe mamy! Ja dziś skróciłam sobie dzień pracy, ale tylko po to, by dostać się do państwowego endokrynologa. Dramat. Zaczęłam Wam to opisywać, ale to stanowczo za długa historia i nie mam już dziś sił nawet, by ją opowiedzieć. Tylko efekt: 20 razy usłyszałam "Proszę wyjść i mi nie przeszkadzać, ja mam jeszcze tylko 15 minut i kończę pracę, a widzi pani, ile tu dokumentów, proszę wyjść, zamknąć drzwi"... W środę biorę dzień z opieki nad dzieckiem i idę znów walczyć. Koszmar. Dobrze, że chociaż przez potok słów pani przebiły się wypowiadane przeze mnie wyniki i usłyszałam : "Z takim ft3, to można i miesiąc chodzić". No ale to ona jest lekarzem i to wie. Dla mnie wynik duuuużo poniżej normy to stres- szczególnie w ciąży... Dlatego też uważam, że prywatnie jest zdecydowanie lepiej. Moja gin jest super, rozmawiam z nią o wszystkim, dzwonię nawet w weekend, zawsze odpowiada. Ale usg robię w innym miejscu, też prywatnie i też jestem zadowolona. Połówkowe mam mieć po 20 tygodniu, kosztuje tyle samo, co każde usg, czyli 150. Żadnych prenatalnych już nie robię (w 12 tygodniu było usg i test pappa). Myślę coraz intensywniej o zwolnieniu. W czwartek prowadzę apel, rozstrzygam konkurs, muszę jechać po nagrody, wypisać dyplomy, wywiesić wyniki w gablocie, kupić włóczkę do zajęć technicznych. No i prowadzić normalnie lekcje. A w sobotę 13-16 rada pedagogiczna. Zaraz idę zaprowadzić dzieci osobiste na tańce i .... nie mam siły!!!!!!!
  16. Witam nowe mamy! Ale fajne brzuszki i dzieciaczki! Może jak wreszcie zdecyduję się na zwolnienie lekarskie i będę miała chwilę więcej czasu, to też coś "wrzucę"...!? Na razie przytłacza mnie myśl o jutrzejszej pobudce 5.30 i pracy... Dziś porobiłam porządki w dziecięcych szafach: wreszcie wszystkie "dziewczyńskie" ciuszki mogę powydawać koleżankom- na czwórce skończymy! Chłopięce wędrują do piwnicy! Mój mąż był wszystkich porodach i przyznaję, że nie bardzo panowałam nad tym, na co on patrzy i co widzi. Ale był blisko- robił zdjęcia, umazanym jeszcze, naszym pociechom! Jak widać- do mnie i mojego ciała odrazy nie nabrał ;-). Ale w ogóle mój mąż ma bardzo- czasem aż za bardzo- otwarte podejście do kwestii ciała i biologii: nic nie jest dla niego dziwne, czy obrzydliwe: podawał mi i wynosił "kaczkę", pomagał zmieniać podkłady, gdy krwawiłam po różnych zabiegach... Ja tyłam w ciążach 15-18 kg i średnio po 10-14 dniach wchodziłam w spodnie sprzed ciąży! Naprawdę! Mam genialne ciało (choć o nie nie dbam, nie stosuję nawet balsamu, bo nie mam rano czasu, a wieczorem siły): żadnych rozstępów, wiszącej skóry- płaski brzuch, 53 kg i 170 cm wzrostu. Także ciążowych kg w ogóle się nie boję! Ile przytyłam- nie wiem, bo nie mam wagi, dowiem się na wizycie (najpierw było -2 kg (mdłości, totalna niechęć do jedzenia), a potem +2,5 kg). Ale przybyło na pewno, bo jem, jem, jem...!
  17. A ja lody, lody, lody! W każdej postaci i w każdej ilości! No czasem dla zmiany smaku ogórek konserwowy, kapusta kwaszona lub plasterek wędlinki...!
  18. "Zmacerowany", czyli umarło wcześniej i długo było w wodach płodowych: taki "zniszczony"... Ja też cały czas nastawiona jestem na czucie ruchów dziecka. Czasem jak dłuzej nie odbieram sygnałów to po prostu siadam i czekam- i wściekam się, gdy ktoś mnie wtedy woła, dzwoni telefon i muszę wstać...! Ja wczoraj rano miałam takie trudne chwile "czekania na znak"... Mogę napisać "spokojnie, dzidzia śpi lub leży jakoś inaczej, nie martw się", ale wiem, że i tak nerwy są i będą.
  19. Przeczytałam to, co napisałam- smutne... Ale... To było 11.11.2004. Na początku lutego 2005 test pokazał dwie kreski. 12.10.2005. urodził się, bez żadnych komplikacji, zdrowy i śliczny mój synek! Ale i tak nie lubię tekstu "oj tam, już wyczerpałaś limit pecha, już na pewno będzie ok". Jak życie pokazało "limitu pecha" nikt nie zna: poronienia, pozamaciczna, kiedy o mało nie umarłam z wykrwawienia... Ale mimo obaw i niepokojów będę trzymać się (tak po cichutku) tekstu którejś z Was: "w październiku wszystkie szczęśliwie urodzimy zdrowe dzieci"!
  20. iwa i dziewczyny- poczytałam Wasze opowieści... Ja też poroniłam w 20 tygodniu, ale wszystko wyglądało zupełnie inaczej: od początku było super, ok; w 16 tygodniu wizyta, słyszałam bicie serca, byłam zachwycona; na dzień przed wizytą w 20 tygodniu zobaczyłam w kąpieli taką brązowo-brunatną mazę- przestraszyłam się, ale wiedziałam, że następnego dnia wizyta. Lekarka mnie zbadała, ale serduszka słychać nie było- cisza... Pamiętam, jak ONA była przerażona, chyba pół godziny szukała, nasłuchiwała, kazała mi kłaść się tak i tak. Ale nic. Pojechaliśmy od razu do szpitala. Powiedzieli, że dziecko nie żyje... Dostałam osobną salę (moja gin to załatwiła) i leki. Dostałam strasznych skurczów, wyłam i wiłam się na łóżku- nie chcieli mi dać nic na ból, usłyszałam, że musi boleć. A ja wiedziałam, że rodzę martwe dziecko... Moja gin znów pomogła- dostałam środki przeciwbólowe. Poszłam do toalety. Poczułam między nogami ciepły, obły kształt... Ledwo wróciłam do sali. Tylko się położyłam i dzidzia wypłynęła. Zawołałam siostrę. Wzięła malucha w białą pieluchę, zawinęła, odeszła. Patrzyłam na nią, jak znika za moimi plecami... Przyszli lekarze, wyczyścili mnie... Nie było pożegnania, pogrzebu, imienia, żadnych pytań... No padło dzień później, czy chcę, by przyszedł do mnie psycholog- tak, chciałam. Ale nikt się nie zjawił. Płakałam. Nie mogłam przestać. Stałam w oknie i płakałam. Zasypiałam płacząc. Budziłam się ze łzami. Do obiadu spływały potoki łez... Świat się skończył... Ale, jak widać i jak zawsze się okazuje- tylko dla mnie się skończył- dookoła trwało normalne życie. W końcu też do niego wróciłam. Na wyniku badania histopatologicznego przeczytałam: płód zmacerowany (umarła już wcześniej), dwukrotnie owinięty pępowiną wokół szyi, dziewczynka; 12,5 cm, 130 g...
  21. Boska- ja przy pierwszym kupowałam na miesiąc przed porodem. Byłam po poronieniu w 20 tygodniu i po prostu się bałam... Rozumiem Twoje obawy doskonale. Poza tym na początek NAPRAWDĘ potrzebnych jest tylko kilka podstawowych ciuszków i akcesoriów do kąpieli i pielęgnacji- zabawki, naczynka, gadżety- zdążycie nabyć później! Ale z drugiej strony to rozumiem to "Wielkie Oczekiwanie", sama patrzę na panie z brzuszkami oglądające śpioszki, czy wózki (ooo, wózek- jeśli nowy to trzeba zamówić wcześniej)- ja też z radością -i wspomnieniami!- wyciągnę z piwnicy worki z ubrankami i odkurzę łóżeczko. Już mam w głowie schemat przemeblowania sypialni, poprzekładania rzeczy w szafach, by zrobić miejsce na rzeczy malucha. O jakiejś dodatkowej komodzie pomyślimy w sierpniu-wrześniu.
  22. Ja nic nie kupuję- mam wszystko po starszych dzieciach. Wózka tylko się pozbyliśmy po trójce był dość zużyty, rozklekotany) i teraz będę kombinować, jak go zdobyć najtaniej. Oszczędzamy, bo musimy wymienić samochód- mamy zwykły, 5-cio osobowy, a teraz musi być już taki z dwoma dodatkowymi siedzeniami- będzie nas szóstka!
  23. Ja dobrze spałam w pierwszym trymestrze- nie licząc bardzo częstych pobudek do toalety. Teraz wc raz w nocy, ale ogólnie kiepsko: zasypiam na lewym boku, budzę się najczęściej na plecach, cała jakaś "poobijana", "ponaciągana", zdrętwiała miejscami... Moje dzieci już w nocy się nie budzą- czasem tylko córka przyjdzie do nas nad ranem. Ale i tak jakby co to wstaje mąż- tak zawsze u nas było: on i tak zasypia potem momentalnie, a ja po takiej pobudce walczyłam, walczyłam, walczyłam- i noc była zarwana. Boska- dzięki, ja właśnie mam eutyrox, jod, skoki poziomu- i oczywiście niepokój przy odbiorze wyników ogromny. Liczę,że po poniedziałkowej wizycie ułożę to sobie w praktyce i w głowie jakoś sensownie. U mnie pogoda beznadziejna: zimno, po deszczu, chmury bure wiszą... Siedzimy w domu. Młoda zażyczyła sobie "Króla lwa", więc będzie seans... Po południu jedziemy do znajomych. Spokojnego dnia.
  24. Witam w środku nocy! Po całym dniu spędzonym z moją trójką (mąż był w pracy) zasnęłam już przed pierwszymi reklamami "Shreka". Nawet nie słyszałam, jak mąż ogarnął towarzystwo, umył im zęby, zapakował do łóżek... Ocknęłam się po północy, zjadłam podwójną porcję lodów, zagryzłam wędlinką i marynowanymi pieczarkami (tak mam w tej ciąży: słodko-kwaśno-słodko-ostro-słodko-gorzko-itd.)- i siedzę przed tv z gazetą... U mnie dziś też trochę emocji było: skorzystałam z wolnego dnia (bo jako nauczycielka urlop ściśle wyznaczają mi ferie, wakacje itp., a do pracy zawsze na 8.00...) i poszłam zrobić sobie tsh- mam chorą tarczycę. Coś podkusiło mnie i zrobiłam też ft3 i ft4. No i to pierwsze sporo poniżej normy! Od razu telefon do lekarki, uspokoiła, że tsh i ft4 ważniejsze, ale ja oczywiście poczytałam w internecie i taka spokojna nie jestem. Postaram się dostać w poniedziałek do państwowego endokrynologa (chodzę prywatnie, rzadko, bo do tej pory wszystko było pod kontrolą i ok, a w ciąży wspomagała mnie też w tej kwestii moja ginekolog). Numerków oczywiście nie ma, zapisy na za 4 miesiące, więc pójdę, będę prosić, odsiedzę pewnie swoje... Muszę w pracy znaleźć zastępstwo dla mojej klasy na ostatnią lekcję, by zwiększyć swoje szanse na dostanie się... Zapytam też o jod, bo mam go brać, a czytając zrozumiałam, że przy niedoczynności i Eutyroxie to jednak nie. Ma któraś z Was doświadczenia w tym temacie? Jak Wasze tarczyce? Ja w trzech ciążach nie miałam tego problemu, wyszło to przy kolejnym poronieniu, a teraz się miotam, bo badam tsh co 7-10 dni, skacze jak głupie, a ja w wiecznym stresie... Karliczek- jak ja dobrze znam to "ujęcie"! Neonka- ja właśnie kończę Pregnę Plus- chciałam coś innego, ale akurat w aptece nie było, pani poleciła to. Żałuję, że wyrzuciłam opakowanie, bo nie wiem, jak w tym zestawie wygląda- okazało się dziś właśnie- ważna dla mnie kwestia jodu. Dorotka- cieszę się, że z tatą lepiej, że sytuacja wychodzi na prostą: powoli, spokojnie- będzie dobrze! Martucha, Pysiak- macie rację: te nasze październikowe "fasolki" szybko rosną! Ciekawe, która z nas pomyśli tak o nich w październiku...?! :-)
  25. Szkoła rodzenia rzeczywiście pomaga raczej psychicznie: daje poczucie pewności, zmniejsza obawy, łagodzi emocje- ale to przed porodem i w oczekiwaniu na. Ale gdy "to" się już zaczyna to nie wydaje mi się, żebym wiele pamiętała z zajęć...! Torba była spakowana i tyle. Poza tym napięcie i mimo wszystko koncentracja na skurczach (do przysłowiowego "oddychaj" trzeba się bardzo mobilizować). Oddział też wcześniej widziałam, ale jakbym wylądowała w innym szpitalu, to nie wiem, czy miałoby to dla mnie znaczenie... A i tak wydaje mi się, że byłam spokojna przy pierwszym porodzie: pracowałam do ostatniego dnia, do pracy (szkoła) poszłam już coś czując (dwa dni przed terminem to było), a wracając o 17.00 w tramwaju liczyłam już z zegarkiem w ręku odstępy między skurczami, o 19.00 się wykąpałam, pojechaliśmy do szpitala, a o 4.00 rano urodził się mój pierworodny...! Przy drugim skurcze czułam od rana (byłam jeszcze na ślizgawce z tym pierwszym!), ok.15.00 odszedł mi czop śluzowy, pojechaliśmy na izbę, pani powiedziała "eeee tam, jeszcze nie", ale o 20.00 wróciliśmy: były już 4 cm, po wszystkich procedurach przyjęciowych już 6 cm, a na porodówce 2 piętra wyżej już 8 cm i usłyszałam "to rodzimy"- była 22.30... Z córką było spokojnie: w nocy coś czułam, rano podejrzewałam, że to "to", więc odwieźliśmy młodszego do babci, a starszego do przedszkola i pojechaliśmy na izbę; siedziałam w poczekalni ponad godzinę- przyjmowali wg kolejności (a nie potrzeb), więc gdy o 11.00 jedna z sióstr spojrzała na mnie czujniej to okazało się, że są 4-5 cm i dwie godziny później córka była na świecie! Ale się rozpisałam. A zaczęłam od szkoły rodzenia... A, i zawsze rodziłam z mężem- za dwa pierwsze płaciliśmy, ale potem porody rodzinne były już za darmo. Magnez kupię- Klaudia_zd- chyba masz rację. I przypomniałaś mi, że o potasie też coś mi mówili...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...