
AśkaU.
Użytkownik-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez AśkaU.
-
Kurczę, a już myślałam (naiwna!!), że nie istnieją kobiety, które palą i piją w ciąży... Tyle się o tym mówi, są kampanie, badania!!! Ja nie palę (popalałam trochę tylko na studiach), ale winko i piwko to i owszem- lubię. I to bardzo! Ale w żadnej ciąży nie wypiłam nawet łyka (choć jeszcze 10 lat temu lekarka w III trymestrze pozwalała mi na pół kieliszka od czasu do czasu)!!!! Do tego jeszcze abstynencja w czasie karmienia (średnio +8-11 miesięcy)... Czyli chyba można, co? I zgadzam się z którąś z Was (nie pamiętam którą- przepraszam), że wpływ alkoholu i nikotyny może być widoczny dopiero później: w zachowaniu, nauce, motoryce, odporności na choroby itp. I jeszcze jedno. Któraś (znów nie mogę doszukać się przed chwilą przeczytanego postu) pisała o dziecku urodzonym z wadą nóg- szpotawość, tak? Mój najstarszy miał coś podobnego-"stopy wrodzone przywiedzione", ale ja nie piłam ani nie paliłam... Po prostu źle się ułożył w brzuchu... Potem były gipsy, rehabilitacja i jest prawie dobrze. No i na koniec: fajnie, że ta jedna paląca i pijąca tak wierzy swojemu lekarzowi i usg, ale z doświadczenia wiem, że niestety sporo problemów wychodzi po porodzie, bo żadna aparatura nie pokaże tego wcześniej (krzywe stopy mojego starszego, zez średniego...). Nie chciałam na koniec straszyć. Tak mi wyszło. Najmłodsza jest zdrowiutka. I mam nadzieję, że wszystkie nasze "październikowe fasolki" takie będą!!!!
-
Tyszanka- dzięki, za śląskie wyjaśnienie tych moich "tąpnięć"- uśmiałam się serdecznie!!! Fajna jesteś!!! Iwa 34- powiedz teściowej, że ślimaki są wszędzie, w tym roku to plaga! Moja mama ma działkę 30 km od Warszawy i dziś właśnie "pochwaliła się", że wczoraj łopata na pół przedziabała 323 ślimaki!!!!! Koleżanka z domku obok "tylko" 83...! A dziś jej się w nocy śniły!!!!
-
Pysiak- no te moje szczypiące bóle są chwilowe- moment nieprzyjemnie, a potem ok... U mnie z przygotowaniami cisza... Owszem, leżą w sypialni worki z ciuszkami po starszych, oddzielone te dla chłopca, ale to dlatego, że była okazja przywieźć je miesiąc temu ze starego mieszkania... Wanienka i łóżeczko są gdzieś w piwnicy. Znalazłam nawet karuzelkę do łóżeczka, laktator, tetrowe pieluchy, jakiś foliowy podkład... O wózku pomyślimy w sierpniu- poszukamy czegoś używanego w internecie... Wtedy też kupimy (wybraną w ten weekend) szafę do sypialni i poprzestawiamy tam meble. Ja na razie czuję się dobrze, mam sporo energii, działam domowo (dzieci, porządki wakacyjne robiłam w ich i swoich szkolnych rzeczach, powyrzucaliśmy sporo popsutych zabawek...). Dziś mam jeszcze radę pedagogiczną...!!! Jutro- jak ziemia trochę obeschnie- planuję wyprawę na basen (taki otwarty, na powietrzu). W przyszłym tygodniu 2 młodszych (z trójki) będzie u dziadków, a ja będę "szaleć medycznie": krew, mocz, tsh, glukoza, endokrynolog, usg, ginekolog... Szpitalne dziewczyny! Słońce za oknem- życzę Wam słoneczka w serduszkach! Bądźcie przykładnymi pacjentkami, korzystajcie ze spokojnych chwil i wsłuchujcie się w swoje brzuszki!!! Powodzenia! Mój młody dziś jakoś "na dnie" leży: siedzę przy kompie, a w okolicy odbytu "tąpnięcia" czuję- dziwne wrażenie....
-
Pysiak- ja chyba miewam coś takiego... lub podobnego: takie parzące szarpnięcie po wewnętrznej stronie góry brzucha. Pierwszym razem to się przestraszyłam i czekałam,co dalej będzie, ale nic się nie wydarzyło. Teraz to odczucie mam 1-3 razy w ciągu dnia...
-
Dzień dobry z pochmurnej, ale już nie deszczowej Warszawy! Szpitalne dziewczyny- trzymajcie się! Iwa-nie dziwię się, że załamka i wkurzenie dominują u Ciebie... Ja cukier robię dopiero w przyszłą środę i choć w żadnej poprzedniej ciąży nie miałam z nim kłopotów, to czytając o Waszych zmaganiach i patrząc na liczbę przypadków, to zaczynam się bać... Pomyślałam, że jednak i tak, jak na razie, omijają nas inne ciążowe dolegliwości: holestaza, nadciśnienie- no i wszystkie dzieciaczki zdrowo się rozwijają!!! A to najważniejsze!!! Wczoraj zaliczyłam z dziećmi kino- dziś idziemy do "Kolorado" (taka wielka sala zabaw z kulkami, zjeżdżalniami, pojazdami, wspinaczkami, materacami)- będzie szaleństwo- dzieci oczywiście!!!! A jutro może wreszcie pogoda się poprawi..?
-
Sweet- dasz radę! Podoba mi się Twoje "zadaniowe" podejście do tej trudnej sytuacji! Wierzę, że emocji i skrajnych uczuć też niemało, ale chęć walki o maluszka na pewno jest silniejsza! Powodzenia. Czekamy na dobre wieści.
-
Karolina 24- rzeczywiście to "nie" mi umknęło... ale zdania nie zmieniam: będziesz silniejsza!!!! Ja mam za sobą 3 poronienia (8,9,12 tydzień), śmierć dziecka w 20 tygodniu i ciążę pozamaciczną (ledwie przeżyłam, miałam przetaczaną krew, wycięty jajowód- i 3 dzieci w domu, do których mogłam już nie wrócić...). A jednak zadecydowałam, mimo wieku, wcześniejszych przejść i ilości już posiadanych dzieci, że jeszcze raz spróbujemy... W 10 tygodniu krwawienie, ciekło ze mnie, nawet nie płakałam, tylko wyłam- spakowałam torbe do szpitala. Jadąc na izbę coś mi zaświtało "a może...?" Sama się za ze mnie niemiłosiernie!!! "Ciąża żywa" usłyszałam i się popłakałam na tym fotelu lekarzowi. Przeleżałam 2 tygodnie i ... wróciłam do pracy! Karolina- cokolwiek się zdarzy- dasz radę!!!! Życie toczy się dalej i mam nadzieję, że niebawem będziesz dziwić się, jak mogłaś wątpić, mieć tyle obaw i tyle czasu się poświęcić na martwienie się. Mój mąż mówi, że martwienie się, smucenie, rozważanie 1000 scenariuszy nic nie daje, bo i tak na pewne rzeczy nie mamy wpływu- często buntuję się przeciwko tej jego chłodnej logice, bo ja też rozpamiętuję, stresuję się, boję... Karolina! Płacz i narzekaj, ale potem szybciutko odbij się od tego pełnego smutku dołka, rób to, co mówią lekarze, czytaj książki, gazety, rozmawiaj - każdy dzień przybliża Cię do spełnienia MARZENIA, do zwycięstwa!!! Rozpisałam się, ale nie umiem inaczej Cię wesprzeć... Przepraszam, jak za dużo, zbyt patetycznie. U mnie na razie ok i chciałabym trochę mojej siły i optymizmu przekazać Tobie...!
-
Karolina 24- hej, nie smutkuj! Masz rację, na pewno będziesz silniejsza!!!! Dzielnie stawiasz czoła przeciwnościom, piszesz do nas, masz dużo doświadczenia i nam je przekazujesz!!! A gorsze chwile miewamy wszystkie!! Nawet jak niby wszystko ok i zero komplikacji... Pisz do nas jak najwięcej, żal się, złość- zrozumiemy, wesprzemy!!! A potem daj pełnego radości i optymizmu posta, to razem z Tobą cieszyć się będziemy!!!
-
Piszę drugiego posta, bo te długie nie zawsze chcą mi wejść... Oglądałam wczoraj w nocy program na TVStyle o dzieciach urodzonych w 23 tygodniu ciąży: ratować czy nie, ile przeżywa, jakie wady mają... Było na przykładzie Anglii (ratują na wniosek rodziców) i Holandii (nie ratują, dają rodzicom do potrzymania, dzieci umierają...). Z jednej strony straszne,przejmujące, z drugiej- dużo mówili o bólu jaki odczuwają dzieci: każde dotknięcie ręką czy sprzętem powoduje rany, siniaki, rurki uszkadzają narządy wewnętrzne... Piszę Wam o tym, bo mam w pamięci obraz takiego małego (450-600g) człowieka i myslę, że mój Wojtuś właśnie taki jest... Dobrze, że większość z nas jest już jednak dalej!!!! Nie chciałam smutać, straszyć!!!! Tylko podzielić się emocjami!!! Ja rodziłam na łóżku, tradycyjnie, ale byłam na nim tylko w ostatniej fazie: podczas parcia. A tak: chodziłam, klęczałam, opierałam się o drabinki, kucałam- miałam dowolność. Sądzę, że tym razem tez tak będzie. Karolina- spóźnione, ale szczere życzenia zdrowia, zdrowia, zdrowia- dla Ciebie i malucha, sił do walki z przeciwnościami i wiary w lepsze jutro!!! A teraz jadę z dziećmi do kina na "Jak wytresować smoka 2"!!!! W Warszawie pochmurno i pada...
-
Cześć, dziewczyny! Ale duuużo wczoraj napisałyście...!!! My w tym czasie wędrowaliśmy po sklepach: Leroy Merlin, Ikea, Decathlon. Szukaliśmy sensownej skrzyni na balkon, kupiliśmy poduszki dla dzieci, wybraliśmy szafę do sypialni. Dużo tego chodzenia było, potem jeszcze spacer z dzieciakami, stanie przy obiedzie. Ale brzuch mi stwardniał tylko raz- jak na kolanach pojeździłam na szmacie po całym mieszkaniu...!!! A w ogóle to, jak na razie, kwestia napinającego się brzucha mnie nie dotyczy. Za to zauważyłam, że dołączyła do nas jedna "tarczycowa": rozumiem Twój stres! Ja miałam wykrytą tarczycę wcześniej (przez nią poroniłam), ale i tak początek tej ciąży był pełen emocji, skoków tsh, walki o szybkie wizyty u endokrynologa... Na razie chyba sensownie prowadzi mnie lekarka, tsh już tak nie szaleje, ale przed odbiorem wyników zawsze mam stres!!! Moje dziecko rusza się niezbyt regularnie i też czasem mnie niepokoi. Najgorzej, gdy leży jakoś plecami i wtedy w codziennym ruchu, biegu (przy trójce dzieci to norma) nie jestem w stanie wychwycić wszystkich wypchnięć, nacisków- nie lubię tego!!!!
-
karolina 24- jak byłam w szpitalu z powodu serca, to posiłki były zróżnicowane dla tych co na diecie cukrzycowe i bez diety: ci pierwsi dostawali ciemne pieczywo, więcej warzyw i 5 posiłków dziennie... Moje żelazo też ostatnio spadło, ale na razie tabletek nie biorę: mam jeść dużo czerwonego mięsa, zielonych warzyw i nawet 10 jajek tygodniowo!!!! A w ogóle to jestem już po zakończeniu roku szkolnego!!!!!! Chłopcy przynieśli świadectwa, dyplomy i książki, ja naręcze kwiatów, 12 bombonierek, piękną szklaną paterę, album ze zdjęciami moich uczniów i ich rysunkami oraz bon do empiku na 200 zł!!!!! I tyle miłych słów usłyszałam, kilka mam płakało, dziewczynki nie mogły się ode mnie odkleić... Było cudnie i wzruszająco.
-
milka- ta księżniczka to u Ani C. U nas będzie chłopak: wszyscy już nazywamy go Wojtusiem, więc pewnie tak zostanie...! I to by nie było takie złe, bo o ile u chłopców problemów z wyborem imienia nie mieliśmy, to córka 5 dni czekała na ostateczny werdykt!!! Jak w szpitalu, 2 dnia przyszedł ksiądz błogosławić dzieci, to był zdziwiony i zaskoczony, że imienia brak... W 3 i 4 dniu mówiliśmy na nią "Kamila", ale piątego dnia zmiana tuż przed jazdą męża do urzędu, by młodą zarejestrować. I na pamiątkę tych przejść mamy Magdalenę Kamilę!!! Chłopcy mają po jednym imieniu...
-
Któraś pisała, a inna pytała o stopień dojrzałości łożyska. O ile dobrze pamiętam z poprzednich ciąż, to 2 stopień miałam tuż przed porodem: łożysko się "starzeje"... Wydaje mi się, że na tym etapie powinno być 0, ewentualnie 1... Dopytajcie się lekarzy!!!! A mój młody dziś zdecydowanie aktywniejszy! Aż mi nie chce się spać, bo tak fajnie go czuję!!! A poza tym zaliczyłam dwie wieczorne drzemki (20.00-21.00 i 22.30-23.30), więc jakoś do łóżka mi niespieszno... Ja cukier robię dopiero za 1,5 tygodnia. Do tej pory nie miałam z nim problemów, ale jak czytam Wasze wpisy, to myślę "duuuużo tego coś". Sama chciałabym ograniczyć słodycze, ale zdecydowanie brak mi silnej woli no i sięgam ciągle po słodkie przegryzki...
-
yo-anna: ja brałam luteinę od 9 tygodnia (plamienia i krwawienie) do 21 tygodnia. Lekarka uznała, że trzeba już wreszcie odstawić, bo szyjka długa, twarda, plamień brak, a nawet niby naturalny progesteron w nadmiarze nie jest obojętny dla dziecka.... october- moje dziecko też już miało kilka dni zdecydowanie spokojniejszych- ostatnio właśnie wczoraj: i też stres, napięcie, wyczekiwanie, miotanie się, czy zwalniać się z pracy, jechać na izbę...? I tylko parę takich wewnętrznych pchnięć- żadnych kopnięć, falowania brzucha... Wieczorem dostałam taki "średni" sygnał, rano tylko jedno "przemieszczenie"... Chyba dziś znów się będę denerwować... A w pracy kocioł przed końcem roku szkolnego... Generalnie chciałam powiedzieć, że doskonale Was rozumiem!!!!
-
Właśnie z rady pedagogicznej wróciłam... Uff... Ale nie zdążyliśmy wszystkiego omówić i 2 lipca będzie kolejna... czterogodzinna... Super... Mnie brzuch też pobolewa i twardnieje, jak za długo jestem na nogach albo jak za szybko ruszę do przodu i pędzę jak zwykle (zazwyczaj szybko chodzę, a tu brzuch mówi "Wolniej, wolniej, proszę"). Zasypiam na lewym boku, ale często budzę się na plecach. Ale wydaje mi się, że się budzę, bo mi niewygodnie- tak, jak któraś pisała: czuję ucisk, ciężar, źle mi się oddycha. Młody mój wierci się umiarkowanie. ale rozróżniam, kiedy jest plecami lub jakoś niżej: wtedy mam takie dziwne wewnętrzne "tąpnięcia". No bo jak rączki lub nóżki idą w ruch, to jest inna bajka...!
-
U nas niby finansowo ok, ale "niby"... Jak zdecydowaliśmy się na czwarte dziecko, to teściowie na większy samochód pożyczą, bo my raczej bez większych oszczędności... No i od jakiegoś czasu mój Krzysiek myśli o wyjeździe do Niemiec (wojsko ma tam swoje bazy)- powiedział, że przeraża go myśl, że jak wreszcie spłaci kredyt mieszkaniowy to będzie miał 63 lata...
-
Ania C.- białych krwinek może być (i zazwyczaj jest) więcej w ciąży!!! Ale cukier w moczu brzmi niepokojąco... Dobrze, że już jutro skonsultujesz to na wizycie! U nas ostatni dzień długiego weekendu spokojniejszy (Magda została u dziadków), ale... Kościół, kwiaciarnia, wizyta u mojej mamy, bo ma dziś urodziny, a potem mój mąż jedzie do naszego starego mieszkania co nieco tam ponaprawiać przed wprowadzeniem się kolejnych, nowych lokatorów... Dziewczyny, które zmagacie się z różnymi dolegliwościami- piszcie- chcę wiedzieć, że dzielnie walczycie, że lekarze Was wspierają, że każdy dzień daje więcej sił i nadziei!!! Karolina- myślami jestem przy Tobie! Wierzę, że lekarze podejmą dobre decyzje. Ty i maleństwo- wygracie!!!
-
Moje piersi jeszcze niczego nie wydzielają. Ale sie nie martwię, bo w sumie to nie pamiętam, żebym w poprzednich ciążach miała taki wcześniejszy "rozruch"- pokarm pojawiał się tuż po porodzie. Należę do tych szczęśliwych, które chciały karmić piersią (ogromna wygoda, do 6 mies. zero butelek, dorabiania mleka- zero kosztów!) i bez problemów mogłam to robić (miałam pokarm, brodawki ok, dzieci ładnie od początku ssały). Teraz też nie zakładam innej opcji, w ogóle o tym nie myślę... Inez3- ja bym się już zdecydowanie martwiła... Pomijając fakt, że ja czułam ruchy od 13, 14, 15, 17 tygodnia, to wydaje mi się, że u nas na forum najpóźniejszy tydzień jaki padł w tej kwestii to był 19... No może 20... A kiedy miałaś ostatnie usg? Blok czekoladowy... Hmmm.... Pycha! W ogóle wszystko, co czekoladowe jest super! A najlepsze jest to, że zawsze miałam kłopoty z cerą i ulubioną czekoladę oraz kawę zaraz było mi na twarzy widać (krostki, syfki, zaskórniaczki)- to teraz w ciąży- ideał! Mimo sporych ilości czekolady, kakao, wszelkich ciemnych słodkości- zero wyprysków!!! Dziś jedziemy do teściów, do Skierniewic. I zostawiamy tam córę na tydzień. Oni są zachwyceni, Magda ty na spokojniejszy- przynajmniej w domu- ostatni tydzień roku szkolnego...!!!!
-
olala- tak też zrobiłam- schodziłam z dawki stopniowo, ostatnio brałam już tylko 1 tabletkę na noc, przedwczoraj skończyłam opakowanie... Młodego czuję, więc to mnie uspokaja! SweetBobo- dzięki za miłe słowa! Lubię pisać, w sumie łatwo mi to przychodzi. sama układam wierszyki i dyktanda dla mojej klasy... Ja dziś z dziećmi w domu- szkoła ma wolne. Szkoda, że niektóre sklepy i punkty usługowe też: w środę mojemu synowi kolega z klasy zniszczył (wg nas niezniszczalne) okulary... Dobrze, że Adaśkowi nic się nie stało, bo tamten po prostu rozgniótł mu je na twarzy... Wychowawczyni mówi, że była to ewidentna wina tamtego. Ale kłopot i wydatek- nasz... Dopiero w poniedziałek możemy to załatwić. Dzwoniliśmy do tego punktu, takiego modelu już nie ma, więc szkła (które ocalały) i tak pójdą do wymiany, bo do nowych oprawek pasować nie będą... ALE miłe zaskoczenie: rodzice tego chłopca napisali do nas maila, że dostali info o zdarzeniu od pani i ... są gotowi pokryć koszt kupna nowych okularów!!!!! No to się ucieszyliśmy, bo to jak nic 350 zł + jazdy, załatwianie. Ja chyba skorzystam, że dzieci się zabawiły i pójdę wypisywać dyplomy, dedykacje do książek, podziękowania dla rodziców... Zajrzę do Was później! Miłego dnia!
-
Przez ostatnie dni tylko czytałam... Te skurcze przepowiadające- z tego co czytałam- to boleć nie powinny- co najwyzej takie chwilowe odczucie dyskomfortu. Dziwne, ale ja ich w ogóle nie pamiętam z poprzednich ciąż (i teraz też nic nie czuję takiego): może jestem takim nieczułym niewrażliwcem? Może to zabieganie? Może myśl, że "ooo, znów mam twardszy brzuszek" jakoś wpisałam w ciążę i w ogóle tego nie rejestruję? Mój mąż był przy wszystkich porodach i na większości usg. Na wizyty chodził tylko przy pierwszym, bo potem zawsze musiał zostawać z którymś w domu... Ja bardzo chciałam, żeby on był przy pierwszym porodzie, on bez entuzjazmu do tego podchodził, więc go nie męczyłam, nie wypytywałam. Ale jak nadszedł TEN moment, to bez słów znaleźliśmy się razem na porodówce. Mąż przy każdym porodzie pomagał: podawał różne rzeczy, poprawiał, wołał położną, przy pierwszym to nawet przysypiał na ojcowskim fotelu, bo rodziłam w środku nocy...! No i przecinał pępowinę!!!! I każde z moich dzieci ma zdjęcie takie umaziane, upyciane, gdy tuż po leży na moim brzuchu...!!! Ja dopiero na tych zdjęciach widzę, jak mało atrakcyjnie wyglądałam: rozchełstana koszula, spocona twarz, włosy posklejane, buzia jakaś opuchnięta , popękane naczynka krwionośne w oczach... ale jak już kiedyś pisałam mój mąż przyjmuje wszystko, co ludzkie, całą fizjologię, brzydotę... Nienawidzę np. jak wchodzi do łazienki jak zmieniam sobie podpaskę lub wyciskam syfka na twarzy- a on mówi, że przecież to normalne, naturalne...!!!! Dziwny jest, co? Co do cukrzycy, to nie mam żadnych doświadczeń. Ale widzę, że bardzo uprzykrza Wam ona życie. Mam nadzieję więc, że po ciąży ona minie i że teraz dzielnie wytrwacie w diecie, pomiarach, lekach!!! Co do passaru, to miałam kiedyś znajomą, której na czas go nie założyli... Urodziła dziecko w 26 tygodniu. Dziewczynka właściwie jest niepełnosprawna: ma kłopoty z chodzeniem, z mową, ze wzrokiem.... A dziewczyna, której dziecko zmarło? Dramat. Ja sądzę, że ono rzeczywiście już wcześniej nie żyło (sprzęt teraz jest dobry, tętno to podstawa)... Sama przechodziłam to 10 lat temu, byłam wtedy w 20 tygodniu: brak tętna na wizycie, skierowanie do szpitala, leki wywołujące poród... Tylko to trzygodzinne czeka nie na wyrok... I cała noc czekania na zabieg... Wiem, że musi być zespół lekarzy, wiem, że na dyżurze oni mają czekać na nagłe przypadki i wtedy być gotowi do pomocy. A to- brzmi okrutnie- ale to nie był już dla nich nagły przypadek... Rozumiem ból tej dziewczyny- ja pół nocy, ze skurczami po lekach czekałam aż mała się urodzi... To była najdłuższa noc w moim życiu... Chciałam, by po prostu się skończyła... No i psycholog tez do mnie nie dotarł: a chciałam go, obiecali, że przyjdzie... Zrobiłam badania: ekg pokazało, że z sercem ok, nie ma śladu arytmii!!! A to przyspieszone tętno, to może być efekt niskiego poziomu żelaza, samej ciąży, tarczycy (choć ona akurat jest wyregulowana)... Jem więc "żelazne" produkty, biorę magnez i potas i mam nadzieję, że będzie ok! Ale skończyłam luteinę i się boję... A jak progesteron spadnie? Czy to zauważę? Jak się to objawia? Czy nie będzie za późno...? Moja lekarka powiedziała, że głupoty wymyślam, że już dawno mogłam odstawić (szyjka długa i twarda, nic się nie dzieje niepokojącego) i że każdy lek przyjmowany w nadmiarze (nawet niby taki naturalny) nie jest obojętny dla dziecka... Ale i tak czuję obawę...
-
We wcześniejszym wpisie miało być oczywiście "nie nawidziłam siebie"...
-
klaudia_zd- ojej... Trzymaj się, rób, co Ci karzą i -wiem, że trudno- ale bądź dobrej myśli!!!!! I jeszcze o ospie: Najstarszego zaszczepiłam przeciwko niej, jak miał chyba 2 latka. Drugiego nie zdążyłam, bo zachorował, jak miał 13 miesięcy- ale starszy przynajmniej wtedy był już odporny i mimo bliskiego kontaktu- od brata nie złapał. Uznałam więc, że szczepionka działa i Magda też jest już dawno po szczepieniu i przedszkolne ospy jej nie tknęły!
-
Ospa nie jest fajna... Mnie zaraził mój młodszy brat- miał 5 lat, przyniósł ją z przedszkola, dostał 5 krostek na krzyż i tyle. A ja miałam 12 lat i wysypało mnie niemiłosiernie- miałam tysiące krostek, wszędzie- byłam cała fioletowa od gencjany- brrr. A wczoraj wieczorem nasłuchałam się trochę... Bo znów czegoś zapomniałam... Ciągle tak mam, jestem roztargniona, umykają mi różne kwestie. Wiem, że to przez ciążę!!!!! Na co dzień tak nie mam- kalendarz, terminy- w małym palcu, mega super organizacja. A teraz- dno: Moje młodsze dzieci tańczą w zespole folklorystycznym. Wczoraj był koncert jubileuszowy, 25 lat zespołu. Wielka gala, w Pałacu Kultury, w Teatrze Dramatycznym, władze Warszawy, dzielnicy. Szykowaliśmy się przez cały rok do tego występu. A ja co zrobiłam? Zapomniałam wziąć Adasiowi spodnie id stroju!!!!! Białe, lniane... Wpadłam w histerię. 30 min. do wyjścia na scenę, nie ma szans, by zdążyć wrócić do domu... Dramat- łzy mi leciały, cała się trzęsłam, inne matki patrzyły na mnie jak na idiotkę "Ma troje dzieci, nie ogarnia tego, a jeszcze jest w ciąży z następnym". Nie opiszę, bo za dużo szczegółów, co był dalej, ale jakoś wybrnęliśmy- na pierwszy taniec Adaś pożyczył spodnie od chłopca z innej, później tańczącej grupy, a na finał miał już swoje- mąż pojechał do domu- tylko, że przez to nie widział sporej część koncertu, w tym występu swoich dzieci... Występ był piękny, ale dla mnie już cały wieczór był popsuty... Najgorsze, że moja panika, której nie ukryłam, udzieliła się Adasiowi, też płakał, jak miotałam nim, czy zdąży do łazienki, czy nie, bo te spodnie trzeba już oddać, bo chłopiec idzie tańczyć i kilka jeszcze takich momentów... Ale siebie nie nienawidziłam wtedy... A w dodatku nie wzięłam telefonu i wiedziałam, że jak mąż spodni nie znajdzie, to nijak mu nie podpowiem. A przy wychodzeniu z teatru okazało się, że telefon jednak miałam tylko w innej przegródce. Koszmar. Mąż już niczego nie komentował... UFF. Napisałam i już mi lepiej. Adasia wczoraj przeprosiłam, ale i tak całą noc o tym myślałam . Teraz już mi lepiej. Macie rację- muszę zwolnić...
-
Jestem po wizycie. No i średnio jest... - morfologia spada, mam jeść czerwone mięso i jajka; - to zgrubienie na wzgórku łonowym to przepuklina- jak zacznie boleć i dokuczać to operacja...; - tętno znów mi skacze (miałam w listopadzie atak arytmii, w grudniu zabieg na sercu i miało być ok)-150 na początku wizyty, 114 pod koniec, ale to i tak za dużo. Dostałam zwolnienie na trzy dni, żeby koniecznie zrobić ekg i odwiedzić kardiologa. Super, co? Ubranek 56 raczej dużo nie gromadźcie- u mnie sprawdzały się przez pierwsze dwa tygodnie (dzieci rodziłam 3440, 3340 i 4200-tu od razu było 62). Ale w sumie, jak urodzi się 2800-3000 to może przydadzą się dłużej...?
-
Tyszanka- nie, zgrubienie nie boli. Ale rzeczywiście- golę się tam, więc może jakieś miejscowe podrażnienie? A dziś znów jest prawie niewidoczne... Kamamama- ja uważam, że jest różnica: wystarczy, że jedno dziecko jest poza domem, na jakichś zajęciach, u kolegi- to już jest dużo spokojniej, ciszej, łatwiej. Oczywiście, że na ogół mam wszystkich blisko siebie, bo na razie dość mali są (najstarszy 8,5), i jakoś to ogarniam. Wszystkim mówię, że przecież to nie jest tak, że nagle spadła na mnie ta trójka w różnym wieku- dochodzili stopniowo, więc ja się przyzwyczajałam, uczyłam, wdrażałam jakieś rozwiązania, metody, pomysły. No i fakt- dużo bawią się razem, siedzą "na kupie", interesują się tym, co drugie robi...