Hmm... Ja nie chciałam widzieć męża przy porodzie. Ostatecznie im bliżej rozwiązania, tym bardziej jednak on mnie przekonywał, że bardzo mu na tym zależy. I zgodziłam się ze względu na niego. I tu będę chyba inna niż pozostałe tu osoby. Ja nie chciałam przytulania, pocieszania a tym bardziej gadania, że dam radę. Zastrzegłam mężowi, że ma się za dużo nie odzywać i tak też zrobił.
Nie robił nic poza tym, że był. I to mi wystarczyło. To sprawiło, że w maju znów będziemy rodzić razem, bo już nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być... Kto przeciął by wtedy pępowinę? ;)