DaffodilSafari czytając Twojego posta czułam się jakbym o moim dziecku rok temu czytała :)
Awantura za awanturą. Najgorzej te na podwórku wspominam, bo o ile w mieszkaniu po prostu zostawiałam go wrzeszczącego w pokoju, żeby sam się wyciszył, bo podejście do niego mogło skończyć się podbitym okiem, to na zewnątrz się nie dało, a dziecko jak w jakimś ataku rzucało się po ziemi Oczywiście zawsze jakaś Babcia Dobra Rada się znalazła, żeby już totalnie wyprowadzić mnie z równowagi :)
Kuba z 30 minut potrafił się rzucać i wydzierać jakby go ze skóry obdzierali, po czym na przykład zesikać się w majtki (już sama nie wiedziałam czy dlatego, że w tym amoku nie wiedział już co się dzieje czy żeby matkę doprowadzić do ostateczności)...
Moja jedyna rada, to uzbroić się w cierpliwość i przeczekać. Wiele rad słyszałam różniastych, ale na moje dziecko nie działało nic. Po prostu jak wpadał w szał, to nie dało się dotrzeć do niego.
Teraz jako trzylatek też przeszedł coś na kształt małego bunciku (w porównaniu do tego co było w tamtym roku), ale już na tyle rozumny i kontaktowy był, że większość awantur udało mi się w zarodku zdusić.
Życzę Ci dużo siły i cierpliwości, bo wiem co przechodzisz. Ja przyznaję, że ten okres jak dotąd był dla mnie najtrudniejszym okresem macierzyństwa :) Skąd ja to znam.
Babcie dobra rada są the best. Chociaż i znalazły się takie, które swoją "ingerencją", ale mądrą ratowały sytuację. I zgadzam się z Daff, w tym okresie musimy uzbroić się w cierpliwość.