Witajcie! Jestem tu nowa i od razy z zagadką, no ale tak wyszło... :) O ciąży z narzem myślimy już od jakiegoś czasu, w zasadzie została mi tylko wizyta przyklepująca u ginekologa i można by było działać. Cykle mam różnej długości, co 32 - 45 dni, ostatnio zawężają się 32 - 38. W 2004 miałam resekcję klinową jajników z racji PCO i od tego momentu okres pojawia się częściej i regularniej. Niestety jego przyjście nie należy do najprzyjemniejszych. Jest biegunka, wymioty, dreszcze, omdlenia, okropny ból jakby ktoś wyciągał rozgrzane jajniki i bombardował je non stop rękawicami bokserskimi. Po takich 8h z reguły jestem do niczego, śpię z zimna pod stertą kocy i czekam na następny dzień, które z reguły jest już ok. Ponoć niektóre kobiety tak mają, bo występuje nagły wyrzut dużej ilości prostaglandyn - pomaga na to ketonal na który jestem uczulona i nospa, ale zeżreć można cały listek i nie zawsze działa, ale nie o to tu chodzi. Ostatnią miesiączkę miałam 20 maja, więc tak od czwartku, piątku zeszłego tygodnia podejrzewałam na podstawie pobolewań, że coś się będzie święcić, wobec czego w sobotę kochaliśmy się ostatni raz bez zabezpieczenia. W nocy z nd/pon zaczęły się bóle (ale inne niż zawsze, tak jakby coś mi pęczniało w podbrzuszu i rozpychało się, towarzyszy temu uczucie gorąca w tym miejscu - co mniej lub bardziej odczuwam do tej pory) i biegunka. ta druga ciągnie się słabiej do tej pory, ja jestem strasznie zdenerwowana, bo choć ciąży nie podejrzewam (byłaby to chyba przesada, od soboty?), to jestem jakaś słabsza, mam humorki i temp pon, wt, śr 37 - bądź tu mądra i pisz wiersze. A okresu jak nie było tak nie ma. Jezeli któraś z Was miałaby pomysł na to co tu jest grane to chętnie zapoznam się z jakąś wersją, bo wychodzę już z siebie (nigdy nic takiego nie miało miejsca, typ bólu nie zgadza się z tym co było zawsze). Ginekologa miałam zaliczyć 1 lipca, ale jak nic się do tego czasu nie zmieni to chyba zwariuję w ty stanie:)