Córkę urodziłam 10 lat temu, a poród trwał 2,5 godz. (dostałam kroplówkę bo bóli brak, a wody odeszły). Nie będę ukrywać, że krótkie rodzenie mam po mamie, bo ja urodziłam się w domu, mama nie dojechała do szpitala. Dwa lata temu straciłam ciążę. Podejrzewali ciążę pozamaciczną, bo dziecka nigdzie nie było. Teraz jak byłam w 6 tyg u lekarza to myślałam, że umrę ze strachu. Chociaż zobaczyłam bijące serduszko to i tak się nie uspokoiłam. Drugi raz u lekarza w 8 tyg. usłyszałam maluszka i mierzył 20,3 mm. Teraz już trochę lepiej z nerwami, ale nie będę ukrywać, że za każdym razem gdy idę do toalety (a zdarza się to bardzo często) sprawdzam czy nie mam plamień. Wiem, że to paranoja, ale lęk po stracie dziecka pozostanie do końca życia. Swoją drogą to trochę niesprawiedliwe, bo pierwszą ciążę przechodziłam będąc młodą osobą i nie do końca wiedziałam co i jak. Teraz gdy mogę się cieszyć drugi raz, to zostaje obawa. Mam nadzieję, że z końcem 3 miesiąca lęk minie.