Skocz do zawartości
Forum

nauzyka

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez nauzyka

  1. Mam kilka metod, ale jedna sprawdza się idealnie gdy atmosfera staje się zbyt gorąca.
    Sadzam chłopaków twarzami do siebie i każę im patrzeć sobie w oczy. Mogą się gniewać. Mogą złościć. Mogą robić głupie miny i wytykać język. Ale nie wolno im się odzywać i... uśmiechać do siebie!
    "Kategoryczny zakaz uśmiechania" mówię głośno.
    Już po chwili rżą jak dzikie konie :D
    A przecież o to chodzi. Bo zgoda zaczyna się od uśmiechu :)

    Potem rozmawiamy o zaistniałym konflikcie i choć nie zawsze udaje nam się wypracować kompromis, to chłopcy wiedzą, że brat jest najważniejszy (zaraz po rodzicach) i czasem trzeba mu po prostu ustąpić.
    Czasem biorę ich podstępem i staram się uświadamiać synom, że problem by nie istniał gdyby byli jedynakami, po czym zadaję im pytanie czy tego by właśnie chcieli?
    Odpowiedź zawsze brzmi NIE.
    Często mówimy im, że to brat jest ich największym sprzymierzeńcem w świecie (dodajemy po cichu, że w ewentualnych sporach z rodzicami też - to pomaga, gdy czują w rodzeństwie oparcie) i żeby nie wiem co na niego zawsze mogą liczyć.
    I moim zdaniem bardzo ważne jest też ukierunkowywanie wspólnego czasu na zajęcia angażujące rodzeństwo.
    U nas dominują gry planszowe i gry zespołowe.
    Ale grunt to rozmowa z synami i podkreślanie tego kim obaj są i kim jeszcze mogą stać się dla siebie nawzajem :)

  2. Ja bym chciała:
    -kurs frywolitek (z zamiłowania do robótek - samo szydełko już mi nie wystarcza)
    -szkolenie z prowadzenia warsztatów technicznych z dziećmi z jakimś dyplomem czy uprawnieniami (tu sama się doszkalam w internecie - ale fajnie by było prowadzić takie zajęcia z dzieciakami)
    -kurs fotografii (żeby zdjęcia były pikne ;) )
    -kurs pisania przez duże P (a co tam - marzy mi się własne słowo pisane-puki co sama się dokształcam - ale to mało, mało, mało...)
    -kurs/szkolenie z social mediów (ot fanaberia i kreowanie siem ;) )
    -jakiś język (obcy rzecz jasna)
    -kurs samoobrony (dobrze to umieć)
    -kurs tańca latyno (tylko, że małż nie chce, a ja nie chce bez małża :( )
    -jakieś warsztaty dla początkujących kosmetyczek (ku własnemu lookowi)
    -kurs jazdy (prawko mam - ale ze mnie taki kierowca jak ze ślimaka wyścigówka)

    i 100% więcej motywacji i żeby doba trwała 50h i żebym miała tyle sił co moi dwaj synkowie razem, w momencie, w którym chcę ich zagonić spać ;)

    Ale żadne z powyższych nie ma nic wspólnego z moją pracą :D

  3. O i jeszcze 6.
    Adaś ostatnio ciągle każe mi liczyć swoje grosiki (15 zł 93 gr, ale NAPRAWDĘ drobiazgowego bilonu). Więc kiedy zrobił to po raz enty w ciągu jednej godziny, spytałam dość stanowczo:
    -Adaś czy Ty byś nie mógł zapamiętać ile jest tej kasy?
    -Mógłbym. Tylko sprawdzam czy Ty pamiętasz.

    a po chwili:
    -Przecież to było pytanie retoryczne.

    (że też na to nie wpadłam!)

  4. Adaś ma ostatnio niezłe "kuku" na punkcie posiadania pieniędzy i tak oto:
    1.
    -Mamusiu a dlaczego nie wszyscy mi dają TE pieniądze?
    -Jak to nie wszyscy?
    -No, nie wszyscy. Babcia mi nie daje i wujek też mi nie daje. O i ciocia też nie. Normalnie nie wszyscy i już.
    -A powinni?
    -Tak!
    (no i ja się pytam! dlaczego mnie też nie wszyscy dają TE pieniądze???)

    2.
    -Mamusiu miałaś już wypłatę?
    -Jeszcze nie.
    -To pewnie mi nie dasz pieniążków?
    -No, nie dam.
    -A obskórników też nie masz???
    (mniemam, że chodziło o zaskórniaki ;) )
    3.
    Idzie Adaś ma w ręce garść monet. Zobaczył mnie i szybko schował je do kieszeni. Zostawił w rączce tylko trzy, patrzy na mnie, pokazuje te drobniaki i mówi:
    -Mamusiu dołóż mi pieniążka.... No zobacz! Mam ich tak mało.
    (bezczelność ;) i cwaniactwo)

    4.
    Adaś dostał większą skarbonkę w postaci ślicznego pojemnika po witaminach w żelkach.
    -Mamusiu, ale mi teraz te pieniążki pachną słodkościami
    (no! przecież każdy wie, że pieniądze nie śmierdzą ;) )

    5.
    Dziś u logopedy. Adaś zobaczył na biurku 10 gr. Tak się składa, że dwa tygodnie temu zostawił u pani logopedki właśnie 10gr.
    -O! To mój pieniążek.
    -Tak Adasiu, zostawiłeś ostatnio więc dla Ciebie przetrzymałam i proszę.
    -Dziękuję, że mi pani pieniądze daje. Rodzice nie chcą mi dawać.
    (??!)

  5. Naszukałam się ale znalazłam!

    https://zakochanewzupach.pl/wiosenna-zupa-z-rzodkiewka-i-jajkiem/

    Gotowałam i nam smakowało.

    Poza tym u mnie się robi słodko -ostrą i kruchą sałatkę-surówkę z rzodkiewki:
    -DUŻO (ze 2 spore pęczki) rzodkiewki - zetrzeć na grubych oczkach
    -pęczek szczypiorku -posiekać
    -poszatkowana cebulka
    -puszka kukurydzy
    -szklanka posiekanej kapusty pekińskiej
    sos -podobny do sałatki celosław z mc-donaldsa-żeby nie powiedzieć, że wierna kopia ;)
    majonez-2 łyżki, mleko-1/5 szklanki, 2 łyżki octu jabłkowego, 2 łyżeczki cukru pudru (!tak!), łyżka soku z cytryny, sól i pieprz do smaku.

    Sałatka 2:
    -DUŻO (ze 2 spore pęczki) rzodkiewki - zetrzeć na grubych oczkach
    -pęczek szczypiorku -posiekać
    -5 ugotowanych i pokrojonych na twardo jajek
    -puszka kukurydzy
    -puszka czerwonej fasolki
    -opcjonalnie - kiełki rzodkiewki (ja je daję+kiełki słonecznika-ale u mnie ostatnio wysiew kiełków :) więc zajadam)
    -majonez-3 łyżki,
    -łyżeczka chrzanu,
    -przeciśnięty ząbek czosnku
    -sól i pieprz.
    Smacznego

    i ech... zgłodniałam

  6. Odp: RODZICE i doświadczanie.
    Od pierwszego momentu gdy maluszek pojawia się na świecie, to właśnie rodzice uczą go poznawać świat dookoła.
    Nowo narodzone dziecko poznaje świat poprzez empatię i obserwację.
    Jeśli mama jest uśmiechnięta i zadowolona, to maluch skojarzy jej radość z daną sytuacją czy otoczeniem i będzie odbierał je jako przyjemne. Dzieci to najbardziej wnikliwi obserwatorzy. Doskonale odczytują emocje i zachowania rodziców i próbują je naśladować, tym samym ucząc się pewnych norm i zachowań.
    Gdy mama będzie zła - maluszek poczuje strach i niepewność i skojarzy je z konkretnym zachowaniem lub sytuacją. Jeśli tata podniesie głos, dziecko nauczy się, że artykulacja siły jaką mają jego "decybele" może sprawić, że "można więcej" - oj skąd ja to znam ;)
    To rodzice nauczą dziecko, że "to" jest trawa, a "to" słońce. To oni dadzą do spróbowania nową potrawę i zabiorą do lasu.
    To rodzice najlepiej pokarzą dziecku świat, pod warunkiem, że pozwolą mu też go poznać. Bo to również oni najczęściej mu go ograniczają. Bo "nie, nie wolno", "nie, bo spadniesz", "nie, bo się przewrócisz", "nie, bo się rozchorujesz", itp. itd.
    Dlatego tak ważne jest jeszcze doświadczanie przez dziecko świata.
    Maluch, który dotknie, poczuje, obejrzy i SAM się przekona, może nauczyć się więcej niż ten, któremu rodzice chcą pokazać wszystko, ale "na ich zasadach".
    Trochę w myśl zasady "jak się nie przewróci to się nie nauczy".
    Z punktu widzenia maluszka: żeby wiedzieć, że śnieg jest zimny nie wystarczy o tym słyszeć - trzeba go jeszcze dotknąć. Cytryna jest kwaśna - ale przecież dopiero wtedy gdy się ją poliże lub zje ;)
    Doświadczanie przez malucha wszystkiego co go otacza, jest chyba najbardziej prawdziwą metodą nauki świata. Bo skoro sam się przekona, to nie dość, że zapamięta i zrozumie, ale przecież może sam nauczyć się wyciągać logiczne wnioski (np. skoro herbata jest gorąca i już raz mnie poparzyła, to następnym razem będę ostrożniej jej próbował).
    Ideałem byłoby i przecież niejednokrotnie jest, gdy rodzice pokazują dziecku świat, pozwalając mu nabywać własnych doświadczeń i tylko przy tym czuwając nad jego bezpieczeństwem. Mam wrażenie (a nawet własne doświadczenia), że jeśli nie pozwolimy na coś ciekawemu świata dziecku, to prawdopodobieństwo, że ono prędzej czy później to zrobi bez naszego udziału wynosi 99%
    Może więc lepiej pozwolić mu doświadczać życie...

    Z pozdrowieniami
    mama 5-latka, który od zawsze MUSIAŁ ;) SAM dotknąć i zobaczyć :)

  7. Bettyy - mój chyba nie będzie.
    Był moment, że nie mógł się szkoły doczekać.
    Tylko jak wszyscy wokół zaczęli mu gadać "No to się teraz zacznie" to już jest mniej pewny szkolnych atrakcji.
    I wkurza mnie (BARDZO!) jak tak wszyscy do niego gadają. Jak ma się nastawić optymistycznie i patrzeć z ciekawością i ufnością w przyszłe (szkolne) czasy jak go wszyscy dookoła straszą?

    A nasze przedszkole jest największe w mieście (około 250-300 dzieci) więc zakończenie to duże wydarzenie, zwłaszcza, że w tym roku odchodzą chyba 3 grupy z przedszkola.
    Aż trudno mi odwiedzić, że to już :(
    A za rok młodszy odchodzi (on jako 6 latek).
    Gdzie te lata minione?
    Pamiętam jak zaprowadzałam starszego na dni otwarte - i to niby tak niedawno - a to 4 lata już!

    No może jak się o trzecie postaramy to jakoś tak mniej będę przezywać. A może nie?

  8. Kilka godzin po tym jak odpowiedziałam synowi co oznacza zwrot "pełna mobilizacja".
    Kuchnia. Ja w ferworze walk o "szybki obiad na czas".
    Syn: Co robisz mamusiu?
    Ja: Obiadek szykuję. Tak na szybko
    Syn (do brata): Lepiej nie wchodź do kuchni. Mamusia mobilizuje nam obiad. Taka z niej mobilna kobietka
    :)

    Muszę mu jeszcze teraz wytłumaczyć co oznacza "mobilny" ;)

  9. Krótka refleksja: syn twierdzi, że na zbiórkach jest nawet fajniej niż na placu zabaw i z kolegami i że "nie zamieni tego przeżywania" (cyt.) na nic innego :)
    Jak dotąd miał zajęcia:
    - z ekologii
    - z orientacji w terenie
    - z historii
    - z botaniki i przyrody
    - z rozpoznawania znaków i oznaczeń
    - sporty, gry, zabawy
    - pierwsza (i nie tylko) pomoc
    - współczesne technologie
    A to dopiero m-c odkąd jest zuchem.
    Aż serce rośnie patrząc jak się zaangażował i jak go to cieszy.

  10. Przed nami, a w zasadzie przed naszym starszym synem zakończenie "przygody z przedszkolem". Uroczystość dopiero w połowie czerwca ale przygotowania już ruszyły.
    Będzie wielka feta z apelem i "tańczonym polonezem". Z pamiątkami dla pań i dla dzieci. Z niejedną wylaną łzą (mamusiną oczywiście).
    Macie jakieś doświadczenia, refleksje? A może własne wspomnienia?

  11. Jak to co wspólnego?
    Gdy mój starszy syn był mały (no mniejszy niż teraz), usilnie próbowałam nauczyć go samodzielności, a zwłaszcza zakładania bucików. Prosiłam:
    -Synku, załóż bucik...
    A, on na to:
    -MI-SIE nie fce!!!
    No, więc chyba logiczne jest, że każdy miewa takie "misie"... (tak jak każdy miewa jakieś buty).
    "Mi-sie" chce i "mi-sie" nie chce, a misiom (tym prawdziwym) częściej się chyba nie chce - bo takie dużutkie i ociężałe. Widać analogię? ;)

    A dziś, kiedy mój synek jest już nieco większy, zapytany: co mają wspólnego but i miś - powiedział:
    -Miś ma futerko i but też, tylko but ma w środku a miś na wierzchu.... A... no i jeszcze w butach to się szybciej przed takim groźnym misiem ucieka (czemu wcześniej na to nie wpadłam!już wiem po co buty obuwam).
    (Powyższe: Dawid, lat 7)

    Adaś, lat 5, stwierdził, że to na pewno chodzi o to, że misie zima śpią, a nasze buty (letnie) też idą zimą spać, tylko do szafy, a nie do jaskini. I, że jeszcze to może chodzić o takie domowe buty w kształcie misiowych kopytek (!)

    *misiowe kopytka-czyt. łapy

  12. Sernik z gruszkami - pyszności.
    Groszki w occie.
    I mój osobisty hit i wymysł:
    Gruszki pieczone w folii z sosem z żurawiny (sporą garść żurawiny gotujemy w 300ml wody na malutkim ogniu, po czym dodajemy łyżkę cukru i zagęszczamy -jak kisiel domowy-łyżeczką mąki ziemniaczanej)-pyszne i aromatycznie pachnące jeśli podasz gruszkę ledwie odwiniętą u góry z folii, polaną sosem żurawinowym i posypaną płatkami migdałowymi lekko zrumienionymi na suchej patelni. Jeśli gruszki są mało słodkie można to jeszcze delikatnie skropić miodem lub obsypać dosłownie chwileczkę obsmażonym cukrem ciemnym - tak by się nie rozpuścił, a był bardziej "strzelający"
    Aż się rozmarzyłam...

  13. Jejciu-przepraszam, że dopiero teraz- ale trochę byłam na "off" ze sprzętem.
    Cieszę się, że smakowało :))
    Tak -szynkę na soli układam rozcięciem do dołu - rzeczywiście jest tam bardziej słona - dzieciom zrzynam ten kawałek (świetnie się nadaje np. do grochówki lub krupniku, pokrojony w kostkę), ale w wersji kanapkowej np. z ogórkiem czy pomidorem nie trzeba dosalać dodatków.
    A schab polecam - super szybki (w robieniu i znikaniu) więc idealny dla zabieganych mam :)

  14. Adaś, lat 5 (usilnie sylabizując):
    Naj-si-niejszy to jest dziadek - bo on już jest cały siny i ma siłę wieku
    :D

    Dawid, lat 7:
    Najsilniejszy to musi być astronauta, żeby wytrzymał te sto lat świetlnych w kosmosie i żeby nadal je przeżył...
    A jak nie astronauta to chyba najsilniejsze są klocki LEGO, bo nawet tatuś nie zniszczył swoich i ja też nie daję rady.
    (Na moje pytanie, dlaczego klocki są silne, odpowiedział)
    Bo siła jest nie tylko w robieniu czegoś i podnoszeniu, ale żeby coś było takie silne i niezniszczywalne, że aż długoterminowe.

    Puenta?
    Klocki Lego są długoterminowe :)

  15. Jeśli ma cienką błonę śluzową w gardle (to może być przyczyną dolegliwości) to można jeszcze podawać oliwę z oliwek (1/2 łyżeczki dla dziecka - 1 łyżeczka dla dorosłego), w postaci ssania jej z łyżeczki- ale malucha trudno do tego przekonać. A najlepiej podać coś co nie tyle wzmoże produkcję śliny co nawilży gardziołek i osłoni miejsce drapania. Można podawać szałwię do płukania. Ale jeśli len (zamiennik oliwy) nie pomaga - to może najlepiej udać się do laryngologa - bo może ze śluzówką w gardle jest jakiś problem. Często długotrwałe drapanie wiąże się z suchością gardła, a to z kolei może być przyczyną chorób (tarczyca, cukrzyca, ślinianki)-wiem bo już to przerabiałam. Najlepiej udać się do lekarza, by wykluczył stan chorobowy i dał malcowi coś co naprawdę pomoże.

  16. Dziś nasze poranki są raczej szybkie i krótkie. Zazwyczaj wstajemy dość wcześnie i choć zawsze znajdę chwilę by ich przytulić i powygłupiać się z nimi, to fakt - o robieniu w tym momencie zdjęć jakoś zapominam. Ale myśląc o naszych wspólnych porankach przypomina mi się czas, gdy zamiast do pracy i przedszkola wędrowaliśmy sobie z jednego pokoju do drugiego ;)
    Wtedy poranki wyglądały zupełnie inaczej, było leniwie i powoli ale nadal z uśmiechem.
    Bo trzeba Wam wiedzieć, że do dziś budzą moich synów uśmiechnięci kosmici (w postaci mamy i taty), piraci (w postaci mamy i taty), potworne bestie (tak, to też mama i tata) i mnóstwo całusków.
    Ale kiedyś na to wszystko było więcej czasu. Ech... kiedyż to było?
    A było. Było tak...

    monthly_2015_04/konkurs-kwietniowe-poranki-multikino-i-nickelodeon_27944.jpg

    monthly_2015_04/konkurs-kwietniowe-poranki-multikino-i-nickelodeon_27945.jpg

    monthly_2015_04/konkurs-kwietniowe-poranki-multikino-i-nickelodeon_27946.jpg

  17. Kończąc temat, wyjaśniam: moi synowie nie kąpią się w wodzie "po kimś"-oni kapią się razem i tak jak mówiłam, są spłukiwani po kąpieli, na dodatek flora bakteryjna rodzeństwa jest do siebie zbliżona poprzez środowisko w jakim przebywają, więc trudno tu mówić o drastycznej wymianie bakterii (co innego wrażliwość poszczególnych organizmów na nie).

    Ale, ale: w związku z powyższym pytanie do innych mam: Jak rozumiecie seksualność dzieci? Czy jako poznawanie własnego ciała, czy właśnie stricte seksualność?
    Bo dla mnie to dwa odrębne pojęcia.

    Ps. Dziecięca masturbacja nie jest przestępstwem i nie należy jej traktować jako czegoś złego. Moim zdaniem usilne odwodzenie dziecka od takich czynności wpaja mu, że jest to złe i "brzydkie, co z kolei prowadzi do późniejszych frustracji, zahamowań i zaburzeń seksualnych - ale wolałabym, aby w tej kwestii wypowiedział się jakiś ekspert.
    Myślę, że należy z dzieckiem rozmawiać o niewłaściwości zachowań w towarzystwie, ale w sposób łagodny i delikatny. A maluchowi, któremu nie da się wytłumaczyć, trzeba po prostu znaleźć w danym momencie zajęcie - a nie (czego byłam świadkiem) bić po ręce i mówić "fuj, jaka brzydka dziewczynka".
    Poza tym wydaje mi się, że każdy ma własne granice wstydu i naturalizmu, a sprowadzanie innych do własnego poziomu też nie jest właściwe.

    Ps2-Nikawa ja też jestem przeciwna golaskom na plaży - nawet tym najmniejszym. Sama byłam świadkiem (jako dziecko), gdy mężczyzna robił sobie dobrze obserwując na otwartym basenie małego nagiego chłopczyka-masakra-zarówno z punktu widzenia dziecka jak i matki.

  18. Takie mi się nasuwa pytanie....
    Jakby to powiedział mój syn (poddając wszystko ostatnimi czasy w wątpliwość): "retoryczne może"
    Czy aby dwóch powyższych nie pisała jedna osoba? I jakoś mam wrażenie, że osoba która czasem tu się już wypowiada w podobnym zakresie "doradztwa wychowawczego"? No ekspertem nie jestem, ale.... jakoś sformułowania dziwnie zbieżne...

    Wracają c do tematu:
    Kąpiel razem.
    Minusy:
    -no, ok - wymiana flory bakteryjnej (ale na litość... czy dezynfekujecie wc po każdym z korzystaniu z toalety-tam następuje większa wymiana bakterii, a co z przedszkolem-no wybaczcie, nie znam przedszkola, gdzie kiedy dzieciak np. pogryzie końcówkę kredki - pani ją dezynfekuje/ścina/wyrzuca)-poza tym istnieje coś takiego jak "spłukanie" po kąpieli.
    -zalanie łazienki - przy dwójce to już możliwe ;)
    - i...... i innych nie widzę.... ale może mnie ktoś oświeci-naprawdę czekam
    Plusy:
    -Jak najbardziej jeden czas i miejsce-czas który można poświęcić np. na czytanie dzieciakom i zabawę z nimi, lub po prostu tulenie - nikt kto wie jak wygląda dzień pracującej matki z min. dwójką dzieci, nie powie mi (no niech tylko śmie), że w czasie kiedy dzieci kąpią się razem, matka leży i pachnie (!)
    -wstyd nabywamy-owszem -ale hellou - właśnie dziecko samo zaczyna się wstydzić nabierając wieku i "dorosłej maniery". To często nie rodzice wpajają dziecku wstyd, ale ono samo dorastając i obserwując zachowania dorosłych zaczyna rozumieć czym jest intymność w sferze własnego ciała - i dzięki za to! Jakoś nie wyobrażam sobie moich synów, kiedy w wieku dorastania, będą latali po świecie jak ich Pan i rodzice stworzyli. CO WIĘCEJ - naturalność zachowań - gdzie jeśli nie w domu dziecko ma (i powinno!) czuć się swobodnie i bezpiecznie? Wstyd nie jest złym uczuciem, ale swoboda między najbliższymi też nie! I nie mówię tu o całkowitej bezwstydności! Tylko o pewnej dozie naturalności, do której nie tylko dziecko, ale każdy człowiek ma prawo.
    - dopisywanie wspólnym kąpielom ideologii:
    "Jedynymi osobami które mogą się kąpać razem w waszym domu drogie Kobiety to WY ze swoimi PARTNERAMI podczas seksu pod prysznicem.
    jest dla mnie chore i to dopiero zaburzenie! Wynika z powyższego równianie: Wspólna kąpiel = sex ??? E-E nie bardzo - i ja nie mam prysznica. Więc już nie mogę się z mężem kąpać? No tak nieszczęsne bakterie... bo my tak na co dzień jak prosięta żyjemy, żadne z nas się nie myje, a mydło i woda to za drogie (o to, to! ten argument-taniości wody pobił mnie jak bokser na ringu) więc zazwyczaj zbieramy deszczówkę - gorzej jak nie pada...
    No a przecież, nasze dzieci to też takie siedlisko brudu i bakterii, że jak tarką nie oskrobiesz to od razu dwa kg cięższe... i nawet lepiej z tym wyglądają - na takie pełniejsze, zupełnie jakbyśmy je karmili zdrowo i na dodatek owocami w WODZIE mytymi (i znów takie marnotrawstwo?)

    Uniosłam się - ale cóż- zdarza mi się rzadko, ale moim zdaniem"sytuacja wymagała wyjątkowych środków".
    Mogą mnie powyższe 2 osoby/osoba zlinczować.

    Każda z mam kąpiących swoje dzieci razem ma ku temu powody i ŻADNEJ z tu obecnych nie podejrzewam o to, że głównym motywem jest oszczędność wody!
    I oduczać dziecko wspólnego kapania? Po co? Kiedy samo zechce kąpać się oddzielnie to przyjmiemy to w sposób naturalny i my rodzice i nasze dzieci. Założę się o mój kredyt, że mamy tu obecne mają na celu dobro własnych pociech i rozmawiają z dziećmi! Inaczej żadnej z nich by tu nie było.

    Ps. Czytając wczoraj powyższe (tuż po tym jak się ostro zbulwersowałam) zadałam synom pytanie: A może byście chcieli kąpać się osobno?
    Odpowiedź: "ale mamusiu, to by nie była frajda"
    Bo dla dzieci wspólna kąpiel to nie tylko "zeskrobanie" z siebie bakterii. To nie obowiązek. To po prostu świetna zabawa!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...