Skocz do zawartości
Forum

nauzyka

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez nauzyka

  1. W porze obiadowej mam akurat... księdza po kolędzie.
    Jak już sobie pójdzi, to pewnie będzie na szybko zupa owocowa i może angielka zapiekana z żółtym serem i przyprawami w piecyku - Dziecięcia i tak coś tam zjedzą w placówkach przedszkolno-szkolnych ;) więc dla nich to taki trochę II obiad

  2. Dziś pomidorowa z ryżem (dla młodszego z grzankami) i może tortilla z kurczakiem.
    (przepis na żurek:
    -zakwas na żurek - kupuję od pani, która go sama robi - przymierzam się też zrobić, ale puki co, nie ma kiedy
    -jakieś wędzone żeberko, marchewka i kawałek selera-korzeń
    -pętko kiełbasy
    -jedna cebula i 2/3 ząbki czosnku
    -liść laurowy i majeranek
    -sól i pieprz
    1-gotuję wywar z wędzonego z liściem laurowym, marchewką i selerem (czasem dorzucam kilka suszonych grzybków)
    2-w tym czasie przesmażam cebulkę(w kostkę) i kiełbaskę (w talarkach)
    3-wlewam zakwas i wsypuję majeranek
    4-dodaję cebulkę, kiełbaskę, czosnek, sól i pieprz (pieprzu nie żałuję)
    5-gotuję na wolnym ogniu jeszcze chwilkę

    Podaję z ziemniakami w kostkę albo w łupinkach - tylko bez łupinek ;), czasem z jajkiem na twardo i grzankami.
    Ja uwielbiam jeszcze soczyście obsypane zieleniną - moje chłop(c)y raczej "trawy" nie jedzą :(
    Smacznego)

  3. mam 5 minut: więc najpierw przepis na kluseczki-bo ich przygotowanie to właśnie 5 min.

    serek homo-około 0,5kg
    2 jajka
    mąki tyle by ciasto było gęste jak na racuchy
    garnek wrzątku z łyżką oleju.
    składniki mieszam i kładę łyżką "maczaną" we wrzątku na tenże właśnie wrzątek
    jak wypłyną gotuję chwilę i wyjmuję łyżką cedzakową
    podaje polane masełkiem lub bułką tartą smażoną i posypane cukrem. Czasem z musem truskawkowym

    Uwaga-Danio się nie nadaje-najlepszy jest serek MU-mój regionalny ;) lub z Biedronki taki z krówką na opakowaniu-objętości 180g.
    Dzieci je kochają.
    Żurek podam troszkę później

  4. Kashubie może sprawę załatwiłyby pierogi w wersji treściwszej?
    Np. z gaszą gryczaną, czy ruskie, czy np. z grochem i kapustą.
    U mnie dzieci np. nie jadają grzybów i specjalnie dla nich robię zawsze dodatkowo pierogi z serem lub owocami.
    A jak nie.... to najwyżej mąż w I dzień Świąt nadrobi ;)

  5. Ponieważ w wątku konkursowym mowa o wysłaniu odp. mailem, ale regulamin mówi o wpisie w wątku to odp. również tutaj:
    Czy okres przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia można wykorzystać, by wspomagać rozwój swojego dziecka?
    Zdecydowanie TAK.
    1. Można, opowiadając mu o tradycjach wigilijnych i własnych doświadczeniach świątecznych - budować więź i tak po prostu: rozmawiać - a to przecież rozwija.
    2. Poprzez spotkania z rodziną - budować i utrwalać relacje i kontakty z najbliższymi (zwłaszcza te wielopokoleniowe) i utrwalać poczucie przynależności do rodziny.
    3. Przygotowując potrawy wigilijne - uczyć malucha smaku i tradycji, a wspólne lepienie pierogów to dodatkowo wspaniałe ćwiczenie manualne ;)
    4. Opowiadając o Mikołaju i czytając opowieści świąteczne (a nawet oglądając wspólnie "Kevina...") rozwijać wyobraźnię dziecka.
    5. Ozdabiając wspólnie choinkę - uczyć uważności (szklane bombki).
    6. Wykonując ozdoby choinkowe i świąteczne - rozwijać zdolności manualne, estetyczne i plastyczno - techniczne. Tu pole do rozwoju jest przeogromne :)
    7. Sprzątając wspólnie - tu wiadomo: uczyć porządku ;)
    8. Pamiętając o samotnych (choćby tylko przez ustawienie pustego nakrycia) - rozwijać wrażliwość małego człowieka.
    9. Poprzez odświętny ubiór - rozwijać małe gusta i guściki oraz rozwijać poczucie estetyki ;)
    10. Zachowując własne tradycje i spędzając Święta w radosnym i iście świątecznym nastroju - można szerzyć i rozwijać w dzieciach szacunek do samych Świąt, jako do czasu wyjatkowego.

    Czego sobie i wszystkim życzę.

  6. Fasolowa to dziś u mnie w wersji na szybko (taka troszkę oszukana)
    ugotować wywar na np. wędzonym żeberku z 2 listkami laurowymi
    wrzucić do niego pokrojoną w drobniutką kostkę marchewkę oraz ziemniaki w kostkę,
    gotować aż zmiękną
    dodać fasolkę po bretońsku - ok. 1l. (zawsze gdy gotuję fasolkę to mrożę ze dwa pojemniki litrowe po lodach)
    doprawić majerankiem sola i pieprzem
    i już!

    W wersji dłuższej:
    zamaczam na noc sporą garść średniej fasoli
    gotuję fasolę razem z "wędzonką" i liściem laurowym jak wyżej,
    dodaję ziemniaki i marchewkę - jak wyżej
    dodaję łyżkę koncentratu pomidorowego i doprawiam - znów jak wyżej
    i już
    :)

  7. U mnie przechodzi taka "podrabiana" cebulowa z dodatkami
    Tj. piekę dużo cebuli + 2 ząbki czosnku + paprykę czerwoną (dla zmiany koloru) + 2 pokrojone w kostkę ziemniaki (w mniejszych kawałkach szybciej się upieką) + 2/3 łyżki oliwy z oliwek w woreczku w piecyku - generalnie jestem ostatnią entuzjastką tej wersji pieczonej - zdrowsza.
    Na patelni z 2 łyżkami masła lekko rumienię tylko jedną cebulę i szybciutko dodaję tak z 1/3 szkl. wody - potem to ciągle mieszam i czekam aż woda odparuje.
    Następnie wszystko przecieram przez sito do bulionu i doprawiam.
    U mnie celem wypędzania kataru (nagminnego) dodaję dużo pieprzu.
    Nie czuć cebulą - ale sama jej zawartość rozgrzewa.
    Chłopcy wybredni -ale tę zupę wsuwają aż miło.
    Zazwyczaj podaję z grzankami, ale zdarza się, że piekę do niej ziemniaki w kosteczkę - i tu uwaga przepis na ziemniaki pieczone i frytki w wersji light i mega pyszne:
    ziemniaki obrać pokroić w kostkę (a na frytki to wiadomo jak), zalać wodą z łyżką cukru i zostawić na pół - do godziny w tej wodzie, potem odcedzić, lekko osuszyć, wymieszać z 2 łyżkami oliwy z oliwek (można lekko opruszyć słodką papryką w proszku) i do piecyka na papierze w ok 180-200 st. - piec do zarumienienia - pamiętajcie przemieszać ze dwa razy w trakcie - u mnie frytki już robimy tylko tak - sumienie mam spokojniejsze, że nie na oleju, a dzieci happy bo.. wiadomo: frytki :) A do zupy cebulowej też takie "kosteczkowe" i rumiane świetnie pasują.

  8. Chcecie bajki? Oto bajka...
    o siłaczu, co jadł jajka.
    Mógł przeskoczyć strumyk... rzeczkę...
    a nad rzeczką i kłodeczkę.
    Mógł po wzgórzach maszerować,
    w stronę słońca zawędrować,
    mógł osiągnąć niemal wszystko
    - takie było to chłopisko!
    Lecz choć ciało swe trenował,
    w sercu swe marzenie chował
    Skrycie marzył o królewnie,
    która była piękna pewnie...
    Lecz król podał ogłoszenie:
    "Stan cywilny córki zmienię,
    jeśli poznam, gdy kto zdradzi,
    co z krzywicą sobie radzi?
    Co na zęby, co na kurcze?
    Co na starość, bo się kurczę?
    Temu, kto mi przepis poda
    oddam córkę - chociaż młoda."
    Wielu książąt próbowało
    i recepty podawało.
    Król próbował i kosztował,
    ale dalej wciąż chorował.
    Przyszedł siłacz - cicho rzecze,
    Słuchaj królu- ja nie przeczę,
    że Twa córka piękna, młoda,
    lecz, czy zdrowia Ci nie szkoda?
    Wysłuchujesz podpowiedzi,
    a Twe zdrowie w słońcu siedzi!
    Każdy dzieciak Ci to powie - witamina D to zdrowie!

  9. Zupa szczęścia :) albo zupa "przemyt"...
    czyli Dyniowa ;)
    czyli jak oszukałam własne dzieci, że w zupie nie ma marchewki ;)

    wywar drobiowy.... czyli u mnie rosół ;)
    1 dynia hokkaido
    3 kolorowe papryki
    2 marchewki
    1/2 kg pieczarek
    1/2 kg mięsa mielonego
    1 duży, dobrej jakości ser topiony ewentualnie w wersji lżejszej ser grecki
    curry, kurkuma, pieprz, słodka papryka w proszku
    grzanki lub groszek ptysiowy.

    Warzywa obrać, pokroić w kostkę, upiec do miękkości w piecyku -ja piekę w folii z łyżką oliwy z oliwek.
    Pieczarki, pokroić w półtalarki i obsmażyć na patelce.
    Mięso usmażyć na patelce z solą i pieprzem.
    Miękkie warzywa - przetrzeć przez sito do rosołu - nie blendować!!! Wierzcie mi - czuć różnicę.
    Rosół zagotować, dodać pieczarki, ser topiony (jeśli gotujemy z jogurtem greckim - to należy go dodać na samym końcu do ! zdjętej z ognia zupy- dobrze rozmieszać i już nie gotować-potem można ją już podgrzewać, ale dopiero jak trochę przestygnie),mięso i gotować jeszcze z 1/2h, doprawić do smaku i podawać z grzankami/groszkiem ptysiowym.
    U mnie dzieci jedzą wersję bez pieczarek.
    Syci, grzeje i daje radość - jak mniemam przez dynię.

  10. A jakie śniadania pamiętacie ze swojego dzieciństwa?

    Bo ja pamiętam:
    - lane kluseczki na mleku
    -ryż z mlekiem
    -ryż z owocami (np. jabłkiem lub truskawkami)
    -świeże bułki z białym serem domowej roboty
    -serek waniliowy z dodatkiem np. jagód ze słoiczka
    -jajka w różnej postaci
    -i ech... tamte wędliny - nie to co dziś :(
    i najpyszniejsze na świecie... PAJDY ciepłego chleba z prawdziwym wiejskim masłem.
    I obowiązkowo kakao lub kawa "kujawianka" parzona na wodzie i zalewana mlekiem :) - taką kawę pijam też odkąd gdy urodził się mój starszy syn i dawali mi ją w szpitalu.

  11. Mój uczeń uwielbia galaretki, ale w szkole mają tak ciepło, ze to by CHYBA nie przeszło.
    Tzn. zobaczymy, bo... po głębokim namyśle Twojej propozycji rozważam/mam taki plan żeby mu machnąć taką galaretkę domową w wersji mocniej żelatynowej - tj. na bardzo mocnym kompocie zrobić żelatynę z większą jej zawartością - coś jak domowe żelki (gdzieś miałam na nie przepis tylko mi wchłonęło - muszę poszukać) tylko poszukam odpowiednio szczelnych pojemniczków.
    Dziękuje za inspirację :)))

  12. Jeśli zupę gotuje ok. 21 to budzik na 1 w nocy i wstaję (wiem-to chore tak wstawać - ale cóż) i wstawiam do lodówki. A jeśli akurat jest zimno na dworze to wystawiam na balkon i po godzinie już można do lodówki, jeszcze zanim pójdę spać to już można do lodówki.
    Czasem zamrażam rosół i rano wyciągam go z zamrażarki, a jak wracam z pracy to pędzikiem robię z niego zupę.
    Ech pracujące mamy nie mają lekko z gotowaniem :(
    Ale "cycki do przodu" i trzeba sobie radzić.

    Ulla - u mnie starszy lubi z fasolki po bretońsku zjeść z 10 fasolek ale TYLKO fasolek, bez całej reszty.

  13. Fasolkę jada tylko mąż - moje dzieci też nie lubią.
    Ale pierogi to dla mnie wybawienie na "nie mam czasu/nie mam pomysłu".
    Poza tym u mnie zawsze jest zupa gotowana "na następny dzień" bo jak tylko wchodzę z chłopakami do domu to słychać tylko jeden przeraźliwy jęk "jeść!" - nie wytrzymaliby czekając na to aż ugotuję obiad.
    No, ale "lepiej na piekarza niż na lekarza". Także ten-tego niejadkami to oni nie są ;)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...