Ja straciłąm ciąże w ok 8 tygodniu w listopadzie. W 6. tygodniu wszystko było ok, serduszko bylo słychać, a potem plamienie, i wyrok - trzeba wyskrobać. Na szczęście w szpitalu trafiłam na sali na babke w moim wieku i super nam się gadało, dzięki temu wyszłysmy z tego obie w miarę normalnym stanie. Cieszę się, że nie chwaliliśmy sie nikomu, bo chyba bym nie zniosła kondolencji itp. Staramy sie znów, bo zegar tyka. I niby nie przeżyłam tego jakoś strasznie, ale ostatnio naokoło same ciężarówki, w tym niektóre mają termin akuraty na ten sam okres co ja miałam, i tak jakoś czasem wraca smutek jak bumerang...
A w tym samym czasie co ja straciły ciążę co najmniej 2 inne kobiety mi znane. Plaga jakaś, czy co?...