Hey panienki :) Dawno mnie tu nie było, ale już czas żeby odrobić zaległości. U mnie zmiany. W zeszły piątek zauważyłam ciemniejszy śluz, ale mówię sobie że nie będę panikować i zaczekam. W sobotę i niedzielę już brązowy. W poniedziałek rano jak poszłam siusiu to mi normalnie ciurkiem poleciało, ale nie czysta krew tylko brązowa taka. No to wtedy już panika, płacz i lament. Na szczęście jeszcze się nie przeprowadziliśmy i mama mnie jakoś doprowadziła do ładu. Wtedy tylko torba, telefon do pracy, że nie przyjdę i kierunek szpital. Stwierdzono, że mam małego krwiaka w macicy i on tak plami. Z dzieckiem było ok. Spędziłam 4 dni w szpitalu, dostałam jakieś luteiny, żelazo i inne. Przestałam plamić, ale USG na odchodne już nie zrobili :( Martwię się. Dopiero w czwartek mam kontrolę. Ogólnie to mam L4, ale jestem pod służbowym telefonem i im trochę pomagam. Większość dnia leżę, bo nadal mam nudności. Dzisiaj miałam poranek kojota (nazwa męża :P) bo włączał mi się odruch wymioty, ale nic nie szło, bo byłam na czczo przed pobraniem krwi. Mówię Wam masakra, nawet samochodem nie mogę kierować.
Rozpisałam się :)