
Anihilacja
Użytkownik-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Anihilacja
-
Ja również witam z rana, mam krótką chwilkę na napisanie czegoś ( mój maz zabral na chwilkę córkę i poszli na niewielkie zakupy). Wiec od razu się na przyszłość usprawiedliwiam, ze będę Was nadrabiać pewnie gdzieś koło poniedziałku, bo weekend zapowiada się intensywnie. Dzisiaj dużo zalatwien w związku z wykanczaniem domu, no i ogarniecie mieszkania, zakupy, przygotowanie jedzenia na niedzielę, bo jutro przyjeżdża moja przyjaciółka z mężem i poltorarocznym synkiem - pierwszy raz odkąd się wyprowadzilam niecałe 3 lata temu z rodzinnego miasta, tak to my ich odwiedzaliśmy, po drodze jak jeździliśmy do moich rodziców. Wiec pomimo tego już dość absorbujacego brzucha, cieszę się, ze nam się wreszcie uda zobaczyć, bo zgrać się było bardzo trudno. A prawda jest taka, ze w tym mieście nie mam za dużo znajomych, wiec pomimo jakiegoś wysiłku, który trzeba włożyć w przygotowania, cieszę się, ze ktoś z moich rodzinnych stron nas odwiedzi. No, a na poniedziałek i wtorek przyjeżdża mój tata, pomoc nam w wykańczaniu domu, wiec będę mieć kolejną istotę do wyżywienia i przenocowania ;-). Anula, morfologia krwi według mnie nie budzi zastrzeżeń. Leukocyty delikanie podniesione tak jak trzeba. Hematokryt dalej mieści się w ciazywych normach. Między 30-34 tygodniem przypada szczyt fizjologicznej niedokrwistości ciezarnych, bo osocze krwi zwiększa objętość bardziej, niż masa erytrocytarna, wiec żadne żelazo czy inne witaminki nam tu nic nie pomogą, ot taka nasza uroda :-) Życzę spokojnego weekendu, aktywnych Dzidziusiow i "wyluzowanych" macic :-)
-
Anula, polpascem się naprawdę nie przejmuj, on wiąże się z bardzo bardzo niewielkim ryzykiem dla dzieciaczka, a te zmiany na skórze w polpascu biegną wzdłuż tak zwanych dermatomow - tak linijnie się układają i to na jednej połowie ciała, tak jak pisałaś, a żeby polpasiec przebiegał w postaci rozsianej, w roznych miejscach, to już naprawdę przy bardzo ciężkiej immunosupresji po jakiś przeszczepach, lub u chorych na AIDS.... Natalia, co do arytmii, to generalnie bez zrobienia ekg ciężko się wypowiedzieć. Ale te dane z cisnieniomierzow nie muszą o niczym złym świadczyć. Bardzo często zdarzają się dodatkowe pobudzenia nadkomorowe - fizjologicznie możemy ich mieć po kilka tysięcy na dobe. I taki ciśnieniomierz jak sobie coś takiego wylapie, to pokazuje arytmie. W ciąży różne dziwne rzeczy potrafią się dziać, między innymi też zwiększa się ryzyko arytmii, niekoniecznie tych niebezpiecznych, zwłaszcza jak nie odczuwalas żadnych objawów - typu kołatanie serca, jakieś osłabienie, dusznosc, tylko było to przypadkowe znalezisko. Dobrze jakbys sobie sama po prostu ucisnela, jakaś tętnice - na szyi lub ręce i sprawdziła czy dalej nierówno bije, bo to często są tylko takie chwilowe zaburzenia. A żeby się upewnić dla świętego spokoju, to musialabys się udać do swojego lekarza rodzinnego, który na pewno by Ci wykonał ekg, lub nawet kwestia osluchania serca, czy bije miarowo i porównania tego z tetnem obwodowym. Pozdrawiam
-
Witam, ale sobie znalazłam porę na nadrabianie forum ;-), no ale jak się wczoraj zasnelo o 22 z telefonem w ręce, to kiedyś trzeba dokończyć czytać zaległości :-) Chwilę po godzinie 3 wstala moja córka (robi to regularnie w każdy dzień...) i mnie zawołała do swojego pokoju, ona po 2 minutach zasnela ponownie, a ja już nie i się nie zanosi, zwłaszcza, ze wiem że za niecałe półtorej godziny wstaje do pracy moj mąż, budzi się też córka, a ja razem z nimi. Anula11, jak to w większości przypadków infekcji wirusowych bywa, najgrozniejsze bywa przechorowanie w ciąży infekcji pierwotnej. W przypadku CMV przebycie pierwotnej infekcji nie chroni przed jej reaktywacja lub nadkazeniem troche innym szczepem wirusa, ale w ogromnej większości chroni przed transmisją wirusa na dzieciątko, bo już mamy przeciwciala. Więc ja nie spotkałam się z takimi zaleceniami, zeby po przebytej infekcji kilka razy kontrolować poziomy przeciwciał w ciąży. Ja przebylam cytomegalie kiedys w przeszłości przed ciazami, teraz tylko w pierwszym trymestrze robiłam poziom przeciwcial na polecenie lekarza, ale bez jakiegoś większego przekonania. Odnośnie tego starzenia się łożyska, na pewno ważne jest częstsze monitorowanie stanu dzieciątka, ale przede wszystkim w tym całym zmartwieniu, dobre jest to, ze lekarz zwrócił na to uwagę. Sama ocena morfologiczna łożyska w skali Grannuma (ocenia się tam obecność jakiś zwapnien, torbielek itd.) nie mówi o wszystkim. Ważną jest właśnie ocena przeplywow, ilości płynu owodniowego - bo gdyby łożysko było mniej wydolne - płynu byłoby mniej i wzrostu dzidziusia - bo to zawsze świadczy o tym, czy dostarczana jest odpowiednia ilość składników odżywczych. I czesto jest tak, ze te pozostałe parametry są prawidłowe, pomimo że sama ocena łożyska mogłaby wskazywać na jego przedwczesne starzenie. Wiem, ze trudno powiedzieć - głowa do góry, ale wierzę, ze bedzie wszystko dobrze. Najważniejsze to nie załamywać się, nie poddawać, tylko zrobić wszystko, zeby dobrze kontrolować stan dzieciaczka. Pozdrawiam serdecznie, wlasnie minęło ponad półtorej godziny odkąd nie śpię, a mój Maluch w brzuchu, to chyba nigdy nie sypia, bo zawsze jak się obudze w nocy, to go czuje ;-). Nie pamiętam czegoś takiego z poprzedniej ciąży, wtedy zdarzało mi się rozbudzić w nocy i czekać 2 godziny, aż wyczuje jakiś subtelny ruch, A teraz to mi się wydaje, ze w tym brzuchu trwa wieczna walka z jelitami i innymi narządami o byt, kto zdobędzie dla siebie więcej miejsca ;-). Ale nie ukrywam, ze wolę ta wersję, gdy nie muszę z niepokojem wyczekiwac ruchów.
-
Lenka89, jeśli to jest nawrotowa opryszczka, to nic się z nią w ciąży nie robi. To znaczy oczywiście możesz stosować, tak jak to właśnie robisz miejscowo np. plasterki. Ja nie miałam nigdy opryszczki, przciwcial też nie mam, bo sprawdzałam (można ją przejść bezobjawowo). Więc w ciąży co chwilę panikuje, bo od wiosny mąż już 3 razy miał... nawet dawalismy mu leki przeciwwitusowe doustnie i to w ogole nie skracalo u niego opryszczki, teoretycznie miało zmniajszac wydalanie wirusa, a tym samym zmniejszać ryzyko zarażenia mnie. Ale i tak się decydowalismy na izolację i mąż spędzał cały tydzień na wygnaniu u swoich rodziców :-). Ale to wszystko przez to, ze nie miałam infekcji pierwotnej, a takiej nawrotowej nie ma się co obawiać. Jedyne na co mogę jeszcze zwrócić uwage, to po prostu, zeby nie przenieść infekcji w miejsca intymne. Bo z tym w ciąży już większy problem, nawet bywa wskazaniem do cc i niekiedy wymaga też terapii doustnej zwłaszcza w ostatnim miesiącu ciąży. Ale zwykle przestrzeganie zasad higieny wystarcza, zeby temu zapobiec. Virkael, ja nie miałam w poprzedniej ciąży zakładanego pessara ze względu na nawrotowe infekcje dróg rodnych - w życiu nie miałam nawet najdrobniejszych objawów tego, żadnych uplawow ani nic z tych rzeczy... Nie umiem wyjaśnić tego, dlaczego wtedy mialam większe problemy z ta szyjka. Możliwe, ze one wcale nie były wieksze... bo z tego co patrze, czytając to forum, jak niewiarygodne potrafią być pomiary tej szyjki, to już zaczynam we wszystko wątpić... Ja w drugim trymestrze miałam szyjke około 2 cm, a w trzecim potrafiła się "wydłużyć" do 3 cm, co zwłaszcza w 3 trym. stanowi aż nadto wystarzajaca długość... Więc pytanie, czy rzeczywiście się wydluzyla, bo lezalam 24 godziny na dobę, czy te, lub wcześniejsze pomiary były błędne... chyba nikt nie znajdzie na to pytanie odpowiedzi. Wtedy też chodziłam do innego lekarza, bo mieszkałam w mieście, w którym studiowałam, wiec też widzę inne podejście lekarzy, tamten na pewno bardziej mnie straszył... no a u mnie była tez kwestia tego stawiania się macicy dużo częściej niż teraz, nawet trafiłam w tej poprzedniej ciąży do szpitala na pompę z fenoterolem, a teraz jest duzo lepiej. Może to byla kwestia wtedy tego mojego stresu... i podświadomie sama sobie nie pomagalam, nie umiem powiedzieć. Wiadomo, że to była wtedy u mnie pierwsza ciąża, donoszona do tego momentu, a niestety świadomość pewnych powikłań, zagrożeń mieliśmy bardzo duża w związku z naszymi studiami - to tak jakby ktoś Wam naopowiadal kiedys kilkadziesiąt różnych niemilych hostorii dotyczacych ciazy, takie rzeczy ciężko wyprzeć z pamięci... A niestety mysle, ze to po prostu mi się tylko dokładalo do tego ogólnego strachu o życie i zdrowie maleństwa. Wiec żyłam ciągle w takiej panice, zeby czegoś nie przeoczyć, nie zaniedbać... kazano leżeć, to grzecznie lezalam. A teraz z perspektywy czasu, wiem, ze prawie mi się wtedy udało donosic ta ciążę - tak jak pisałam wcześniej 36 tygodni - urodziłam dzień po odstawieniu fenoterolu... A teraz go w ogóle nie biorę i za całą ciążę zjadłam pół opakowania No- Spy forte. Wtedy miałam też prawdopodobnie ta infekcje wewnatrzmaciczna, wiec ciężko powiedzieć co się przyczyniło do przedwczesnego porodu. Teraz mam nadzieję, ze tego unikne i jeszcze częściej niż wtedy robię na własną rękę posiewy - równo co 3 tygodnie... Myślę, ze po prostu jestem jakaś taka spokojniejsza w tej ciąży, wtedy ciaza była jedną wielką niewiadomą, a teraz wiem, ze raz się udało, to i teraz mam nadzieję, że się uda :-). No i wiem, że nie mam tej niewydolności ciesniowo - szyjkowej, czego tak się wtedy obawiałam - takie kobiety rodzą na dwadzieścia parę tygodni, albo jeszcze przed 20 tygodniem i to się u nich powtarza w kolejnych ciazach... A u mnie jak przyszło do porodu, to się nie chciała rozwierac, pomimo regularnych skurczy od kilkunastu godzin, co też mnie tylko utwierdzilo w przekonaniu, ze nie tak łatwo wygrać z moją szyjka i ze cały czas robiła na zlosc ;-). Więc podsumowując mysle, ze nasze nastawienie ma jednak niebagatelny wpływ na naszą ciążę i chyba dobrze też trafić na rozsądnego lekarza, który ani za bardzo nie nastraszy, ani nie zbagatelizuje. Też się bałam jak to będzie w tej ciąży, jeśli znowu musiałabym leżeć i wiedzialam, ze fenoterol wycofany, wiec nawet na placebo nie mogłam liczyć ;-)...Zaszlam w ciążę jak córeczka miała 2 latka i miesiąc, myślę że to był taki rozsądny dla mnie czas, bo raz, ze chciałam odczekać od cc, a dwa, ze takie dziecko już dość dużo rozumie. Ani razu jej nie podnioslam w tej ciazy, przyzwyczaiła się do tego, bo wie, ze Mama ma w brzuchu dzidziusia. Sama sobie usiądzie na krześle, na muszli/nocniku. Gorzej kwestia mycia, jak mąż jest na dyżurze (nie mam jej jak wsadzić do dużej wanny) ale i to rozwiazalismy - myje ją wtedy w jej małej dzieciej wanience, która kładę obok dużej wanny i przekładam tylko rączkę od prysznica... nie jest to jakieś wygodne, bo muszę się pochylac i zginac, ale przynajmniej jej nie dzwigam, bo do małej wanienki wchodzi sama. Gdyby mi zupełnie nic nie wolno było robić, na pewno byłoby trudniej, ale myślę, ze z jakąś niewielką pomocą bliskich osób, dałoby się to ogarnąć przy dwulatku. Nie umiem odpisać w krótki sposób... ;-( wiec przepraszam za przynudzanie. Życzę miłego dnia :-)
-
Witajcie Dziewczyny, oj jak już tak zostałam przywolana przez Anule, to muszę się odezwać :-). U nas mam nadzieję, ze nadal dobrze, ostatnia wizytę miałam 30 maja. Szyjki nie miałam teraz mierzonej, ( ostatnio było 27 mm), teraz tylko pani doktor mnie zbadala na fotelu i powiedziała szyjka długa, utrzymana i tego się trzymam :-). Oj bez porównania dla mnie ta ciaza, a poprzednia. Teraz widzę ile moja szyjka jednak jest w stanie przetrzymać, w poprzedniej ciąży lezalam calutki czas, jedyne wyjście z domu to do lekarza, nawet jadłam w pozycji połlezacej... A teraz lepiej nie mówić ile razy w ciągu dnia się schyle, kucne, podniose coś z podłogi - przy opiece nad córka... gotuję obiady, ogarniam pozostałe posiłki naszej rodziny, robię jakieś niewielkie zakupy spożywcze, chociaż ostatnio codziennie przytaszcze 2 kg truskawek, wiec troche się wagowo zbiera, no i muszę coś posprzątać... staram się najrzadziej jak to konieczne, no ale mimo wszystko trzeba coś ogarnąć, bo moje zdrowie psychiczne chyba by tego nie wytrzymalo. Już po prostu nie mam sumienia dokladac obowiązków mojemu mężowi - właśnie siedze sama w mieszkaniu, a mąż gruntuje ściany w naszym domu, a popołudniu objechalismy 5 sklepów budowlanych. I tak dzień w dzień jest coś do załatwienia, albo mąż siedzi w pracy na dyzurze, wiec nie wiem kiedy miałby jeszcze cos w mieszkaniu sprzatac, wiec dobrze, ze chociaz wieksze zakupy ogarnia... Wiadomo, ze gdybym musiała tak samo leżeć jak w poprzedniej ciąży, to trzeba byłoby się inaczej organizować... Ale na razie nie mam nakazu leżenia, ze skurczami macicy pomimo dość aktywnego funkcjonowania jak na ciążę, nie jest tak źle - zwykle 5 - kilkanaście na dobę. A w poprzedniej ciąży potrafiła mi się na tym etapie macica stawiać po 50 razy/ dobę, pomimo fenoterolu... Więc teraz nie mam co narzekać. Staram się Was w miarę regularnie czytać, chociaż ostatnio przez weekend, jak ponad pół dnia nie czytałam, to ponad godzinę musiałam nadrabiać ;-). Do południa moja córka na kilka godzin idzie do niani, wiec to jest jedyny czas w ciągu dnia gdy mogę chwilkę poleżeć, chociaż i tak codziennie trzeba ugotować obiad, coś ogarnac, przy tym nadrabiam to, ze nie raz mam problemy ze spaniem w nocy... Więc zasypiam z telefonem w ręce w trakcie nadrabiania zaległości na forum :-) a poza tym wykonuje po kilka - kilkanaście telefonów związanych z wykanczaniem domu, podlaczaniem alarmu itd... do tego zaczęłam ogarniac brakujące rzeczy z wyprawki i tak mi mija dzień za dniem, nawet nie wiem kiedy. A niestety od początku lipca już nie będziemy mieć niani - bo będzie mieć operowana tarczyce, mała do przedszkola pójdzie najwcześniej od września ( zależy kiedy się urodzi nasz synek, bo odroczymy jej przedszkole co najmniej do pierwszego szczepienia naszego malucha. Ostatnio w naszym szpitalu, tzn. po przewiezieniu do Prokocimia zmarło 4 tygodniowe dzieciątko na krztusiec! Nie zdążyło być zaszczepione... ). Więc już się boję jak to będzie, gdy będę mieć cały dzień córkę na głowie, niby we wrześniu skończy 3 latka, ale wiadomo, ze dalej wymaga poswiecania 100% uwagi, a już teraz nie jest łatwo poruszać się z takim brzuszyskiem. Jak kucne, to bez podciagniecia się za coś ciężko mi wstać, zwłaszcza w naszej maleńkiej łazience. A brzuch chyba nie aż taki duży - obod mamb97 cm, a pamiętam ze juz dużo wcześniej niektóre z Was miały powyżej 100 cm. W każdym razie coraz bardziejodczuwam, ze go mam ;-). To tak w długim skrócie co u mnie :-). Pozdrawiam Was wszystkie i życzę pomyślnego przebiegu ciąż, zeby Dzieciaczki ładnie rosły, czesto się ruszaly i nikogo nie stresowaly :-)
-
Co do tej krwi pepowinowej kopiuje to co już kiedyś pewnie z 200 stron temu pisałam :-) "Odnośnie krwi pępowinowej mogę tylko napisać co nam kiedyś na studiach powiedzieli na Klinice hematologii i onkologii dzieciecej. W zasadzie jedyne zastosowanie byłoby nie dla tego konkretnego dziecka, tylko co najwyżej dla rodzeństwa, gdyby oczywiście była zgodność. Bo w sytuacji gdy np. rozwija się białaczka, jest duże ryzyko, że błąd genetyczny jest też w komórce macierzystej... nie mówiąc o innych genetycznych chorobach, które leczy się przeszczepami komórek macierzystych i tam też jest ten sam problem, mutacji w komórkach z krwi pępowinowej.... Wiadomo, że co lekarz to pewnie powie inaczej. Inna kwestia dla mnie, to zawsze na ile sponsorowane są wszelakie artykuły na ten temat. My w każdym razie nie oddawaliśmy krwi pępowinowej i nie planujemy teraz."
-
Wiesz Kukurydza, u mnie bylo tak, że pierwsze dwie doby to ledwo cos byłam w stanie odciągnąć, w zasadzie czasami już byłam zalamana, bo po kilka kropel szło. W 3 dobie, jak już odciagnelam jakies 20-30 ml, a moja córcia była dalej na IT, to pielęgniarki tego ode mnie nie wzięły, bo mówiły, że moje dziecko zjada na raz 40 ml i one się nie będą tak bawiły! A ja widocznie byłam zbyt grzeczna/ zbyt zależna? od innych i nie zrobiłam awantury o to.... A potem już miałam malutką przy sobie. Też wtedy jeszcze odciagalam, choć mała ładnie ssala, ale każdy chciał wiedziec ile zjadła, wiec troche dostawala z piersi, trochę z butelki. W szpitalu dawali jej przez takie najprostsze smoczki, wiec nie chciała jeść z mojej butelki, ktora miałam od mojego laktatora aventu... wiec mąż nabył w aptece coś co najbardziej przypominało smoczki szpitalne, czyli takie dosłownie po kilka zł za mała butelkę ( nawet sprawdziłam przed chwila, bo mam nadal te buteleczki - 120 ml firmy Simed) ze smoczkiem Canpol, które do tego pasowały. Miałam kilka takich butelek i w tym to zanosilam do lodówki. Specjalnych pojemniczkow do mleka nie mialam. Nie było nigdy problemu z oddawaniem, zawsze zanosiło się to podpisane do lodowki. Długo nie musiałam z tego korzystac, bo potem jak miałam nawal pokarmu, to już nie miałam wątpliwości, czy małej leci wystarczajaca ilość mleka, czy nie. W czasie nawalu odciagalam nadmiar siary, przelewalam do woreczkow, co mój maz odbierał i zawozil do domu do mrozenia - całkiem dobrze nam się sprawdziły. A jeszcze na te pierwsze dni, gdyby ktoś miał problemy z pokarmem, to zaobserwowalam sobie, że po ciepłej kąpieli łatwiej mi było odciągnąć mleko - co jest w sumie logicznie wytłumaczalne i wtedy sobie przypomniałam, że w zestawie z laktatorem były takie specjalne żelowe nakładki na piersi i zaczęłam je moczyć w gorącej wodzie, potem się je wkladalo w takie materiałowe pokrowce i przykladalam je do piersi przed odciaganiem, a wtedy zawsze szlo troche lepiej. Można te nakladki też schladzac i uzyskiwać odwrotny efekt, jakby się chciało hamować laktacje. Więc niby taka prosta rzecz, a dość mi się przydała.
-
Ale dziś zaszalalyscie z pisaniem na forum. Dopiero teraz nadgonilam, jak już uspilam coreczke :-) Anula11, no niestety spoznilam się z odpowiedzia. Ale zdazylam już sobie sprawdzić i rzeczywiście te normy są do 10. Wiec myślę, ze nie ma się co martwić. Aczkolwiek zdziwiło mnie to, ze twój lekarz nie oznacza prob watrobowych, a te kwasy oznacza. Co do Dha, to jak dla mnie, pewnie ciężko jakoś rzeczywiście udowodnić lub zanegowac ich działanie. Zresztą często jest tak, że są jakieś badania kliniczne, potem je powtarzaja za np. 10 lat i wychodzi coś zupełnie innego. Jak na razie uważa sie, ze głównie wpływają na rozwój mózgu i siatkówki oka, plus kwestia zapobiegania porodom przedwczesnym - czytałam kiedyś w jakimś badaniu klinicznym, że niby nie zapobiegają ostatecznie porodom przedwczesnym, ale wyszło znamienne statystycznie, że jednak wydłużają czas trwania ciąży u kobiet z grupy ryzyka. Ja w tej i poprzedniej ciąży od drugiego trymestru brałam po 600 mg/d. Potem jeszcze brałam jak karmilam piersią, a na koniec chyba jak córka miała jakies pół roku, to dawalam jej razem z witaminą D. Wiem, że nasze babcie/ mamy tego nie zazywaly, a my żyjemy :-) ale wyszłam z założenia, że nie zaszkodzi. W kwestii wyparzania laktatora w szpitalu. Ja sobie wzięłam z domu swój czajnik elektryczny, bo na oddziale był tylko w dyzurce pielęgniarek i położnych, wiec już mi głupio było ciągle się prosić, zwłaszcza w środku nocy - odciagalam mleko regularnie co 3 godziny i potem za każdym razem wyparzalam. No i żeby być w pełni samowystarczalna wzięłam z domu miskę, która pomiescila laktator i jakaś buteleczke i tak to chwilę trzymałam w tym wrzątku. Pozdrawiam :-)
-
Aż nie wiem jak skomentować zachowanie brata i bratowej Kukurydzy... tu po prostu słów brakuje.... nie wiem jakiej selekcji naturalnej lub nienaturalnej brakło w przypadku tej kobiety, ale jakiejs na pewno brakło... bo widocznie pewne osoby moze nie powinny zostawać lekarzami... cóż mogę tylko powiedzieć, że jest mi wstyd za to, że razem z takimi osobami wykonuje ten sam zawod... nie wiem, gdzie oni studiowali, ale mam wrażenie, że jednak ja studiowalam inna medycynę... W myśl selekcji naturalnej, powinniśmy w ogóle zlikwidować instytucje lekarza, apteki, pielęgniarki... po co leczyć cukrzycę, nadciśnienie, zawały.... przeciez to takie "nienaturalne"... A już w ogole mówić takie rzeczy przy kobiecie w ciąży.... I to jeszcze niezgodne z prawdą, nawet kwestia tej sondy, gdzie się podaje mleko matki, jeśli tylko ono jest - wiec chyba bratowa na jakiś zajęciach nie uważała.... zresztą nie tylko na tych.... Trzymaj się dzielnie Kukurydza, bo wiem jak mnie wstrzasnelo to co napisalas, a co dopiero gdy ktoś to mówi bezpośrednio do Ciebie.... Wierzę, że wytrwacie szczęśliwie do bezpiecznego terminu. Nosisz w sobie zdrowe dzieciaczki, ktore juz teraz zasługują na miłość i przywiązanie i mysle, że to czują. A kiedyś się dowiedzą jak się dla nich poswiecilas. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i zycze dużo zdrowia dla Mam z Dzidziusiami i jak najmniej stresu z powodu naszych wszelakich dziwnych objawów :-).
-
Basia, ja pierwsza ciążę poronilam, po niej robiłam badania roznych przeciwciał, które zalecił mi lekarz i jedne z nich wyszły mi powyżej normy - na tej podstawie lekarz kazał mi brać acard i clexane. Nie mam spelnionych tych wszystkich kryteriów zespołu antyfosfolipodowego, które są wymagane w Polsce, w tym te 3 poronienia, lub ze w zaawansowanej ciąży itd. Więc ciężko powiedzieć, ze mam rozpoznany zespół antyfosfolipidowy, niemniej jednak te przeciwciala, które mi wyszły nieprawidłowe, są uznawane za granicą, jako te które wiklaja prawidłowy przebieg ciąży, a polskie kryteria rozpoznania zesp. antyfosfolipidowego nie zmieniły się od ponad 15 lat.... no ale tak jest widocznie oszczedniej dla NFZ, bo nie musi refundowac clexane... W kazdym razie byłam na tych lekach przeciwkrzepliwych w poprzedniej ciąży i teraz bym się po prostu bała ich nie brać... i wychodzę z założenia, ze więcej może to dac korzyści, niż skutków ubocznych i potencjalnych konsekwencji nadkrzepliwosci. Pozdrawiam i życzę udanego weekendu :-)
-
Witam, to jeszcze ja coś dopisze, w kwestii Acardu. Ja w poprzedniej ciąży brałam do końca 34 tygodnia zgodnie z zaleceniami mojego prowadzacego i tak też się uczyłam do egzaminu z ginekologii. Potem jak trafiłam przed porodem do szpitala, to inna lekarka mi powiedziala, ze obecnie jest zalecane do końca 32 tygodnia ciąży. Więc to jest kolejny tylko przykład, ze w medycynie co chwilę się coś zmienia, co lekarz to inna opinia, a czasami ciężko dogonić najnowsze wytyczne, o ile ktoś je w ogóle oficjalnie poda, a nie że się bazuje tylko na kolejnych coraz to nowszych badaniach klinicznych... Teraz też próbowałam doszukać się jakiś informacji i jedyne wzmianki na ten temat jakie znalazłam, to właśnie o tym 32 tygodniu i sadze, ze tym razem właśnie do tego tygodnia będę zażywać ten acard, zwłaszcza wiedząc, ze poprzednio nic złego się nie stało... To jest całe szczęście malutka dawka, a jednak skuteczna. Aspiryne zwykła to się w końcu bierze np. 1000 mg, a nie to 75 mg i ona jest bezwzględnie przeciwskazana w ciąży. I tak jak Kukurydza pisała, ze to nie chodzi o krwotoki u nas, tylko o to, ze u dziecka mógłby się przedwcześnie zamknąć przewód tetniczy Botalla i doprowadzić do bardzo powaznych problemów z krazeniem dziecka. A jeśli chodzi ogólnie o aspiryne, to w ogóle się jej nie powinno podawać u dzieci, niby na ulotce pisze, ze od 12 roku życia, ale nas uczono, zeby dawać dopiero po 18 roku życia, bo może powodować u dzieci zespół Reye'a - i tego się będę trzymać :-). Więc to tylko tak na przyszłość pisze, jak już będziemy mieć te nasze dzieciaczki na świecie i też się będziemy zastanawiać co wolno, co nie :-).
-
Witam z samego rana, ja też miałam przerwę na łazienkę i już skończyło się spanie. O tyle, ze od wczorajszego popołudnia jestem w swoim mieszkaniu, więc niecałe dwie doby byłam w szpitalu, a jakoś tak bezpieczniej się czuje po podaniu tych stwrydow. Kstalina, nie masz się co martwić o wady rozwojowe, w dobie dzisiejszego wykonywania testów obciążenia glukoza, a w pierwszym trymestrze chociażby pomiaru tej glikemii na czczo, powikłania cukrzycy zdarzają się naprawdę rzadko. Ta cukrzyca z 2/3 trymestru mogłaby np. prowadzić do urodzenia dużego dziecka, zaburzeń oddychania - bo hamuje wydzielanie surfaktantu, hipoglikemii, hiperbilirubinemii lub zaburzeń jonogramu u noworodka, ale tylko w sytuacji gdy naprawdę nie byłaby kontrolowana.... a też zawsze po porodzie takiego dzidziusia lekarze neonatolodzy zwracają szczególną uwage na te badania z krwi - zwlaszcza mam na myśli hipoglikemie, więc najważniejsze jak już to wiele razy pisałam, mieć rozpoznane jakieś schorzenie, po prostu o nim wiedzieć, a to pomoże zapobiec wszystkim koplikacjom. A jeśli chodzi o wady rozwojowe, (zwłaszcza jakieś wady serca, ukladu nerwowego) to dotyczy cukrzycy, która byłaby już w pierwszym trymestrze, czy przed ciążą i nie byłaby kontrolowana, więc wtedy kiedy zachodzi u naszych dzieci organogeneza. Więc w tym momencie chyba nikogo z nas tutaj to nie dotyczny. Najgorsze są te cukrzyce 1 typu, na które ktoś choruje np. od 10 roku życia, czyli zachodzac w ciążę koło trzydziestki ma za sobą 20 lat powikłań naczyniowych, a wtedy dzieci nie rodzą się wcale duże, tylko wrecz odwrotnie hipotrofikami, bo naczynia łożyska też odczuwają na sobie te powikłania. Podsumowując tych typowych cukrzyc rozpoznawanych po 24 tygodniu nie ma się co tak obawiać. Wiadomo, ze jest to uciążliwe, to kontrolowanie, dieta, ale miejmy nadzieję, ze to tylko perspektywa kilku miesięcy do porodu i ze wszystko będzie dobrze. A jakby nie patrzec do tego już zdecydowanie bliżej niż dalej :-) Pozdrawiam serdecznie :-)
-
U mnie ze skurczami to jest tak, ze raczej nie mam problemów z ich odroznaniem, ale w pozycji leżącej. W siedzącej trochę gorzej, już nie mówiąc o stojącej - bo gdy stoimy to cały czas mamy napięte mięśnie, które utrzymują w końcu nasza postawę pionową, więc jak dotkne brzucha, to on zawsze jest twardzszy, niż gdy leżę, co w cale nie musi świadczyć o obkurczonej macicy... tak jak już pisałam na lezaco raczej nie mam wątpliwości, czuje takie dość nieprzyjemne uczucie spiecia, czasami mi się wydaje jakby mi się tak gorzej oddychalo, nie wiem czemu tak, sporadycznie bardzo lekki ból, a wszelkie wątpliwości rozwiewa dotknięcie brzucha, mam go wtedy twardszego i na wysokości pępka i po lewej i po prawej stronie - dziecko mysle, że nie miałoby jak się tak wypiac na pełnej powierzchni ( też widzę różnice w wyglądzie brzucha, jest taki jakiś bardziej pionowo do przodu wypchany), z resztą w moim przypadku skurcz trwa jednak może np. z jakieś 20 sekund, a ruchy dziecka są u mnie szybsze, widzę jak ten brzuch podskakuje, albo widzę jak się przesuwa takie wybrzuszenie, dopiero pod koniec ciąży bardziej czulam jak dziecko gdzieś wypchnelo na dłuższą chwilę kolano, łokieć, czy pewnie wyprostwalo noge, ale wtedy ta twardsza część dziecka wypychala się tylko na określonej powierzchni, a nie że wszędzie czulam twarde. Na siedzaco to tylko mi się "wydaje", ze czuje takie spiecie, a na stojąco to uważam, ze przesadzilam, jak mam wrażenie, ze mi się źle prostuje, takie uczucie ciągnięcia brzucha w dół, ale wcale nie jestem przekona, czy to efekt skurczu, czy po prostu jakiegoś jednak naciagniecia więzadeł macicy, które "mówią, ze maja dość i pora leżeć" ;-). Bo często jak się wtedy poloze, to żadne skurcze nie nawracaja. Więc na stojąco do skurczu bardziej jestem przekonana jeśli mi się zdarzy taki lekko bolesny trwający właśnie te kilkanaście-kilkadziesiąt sekund. Ale naprawdę myślę, ze każda z nas to wszystko będzie czuła inaczej, i będą też takie kobiety, które nic nie wyczuja, bo jak wytłumaczyć to, ze niektóre się z bólu zwijaja przez kilkanaście godzin zanim się szyjka rozewze przy porodzie, a inne nie wiedza, ze trafiają na blok porodowy z pełnym rozwarciem i dopiero poczują bóle przy skurczach partych, no bo już trudno byłoby pewnie nie czuć bólu rozciągania krocza... Więc ciekawa jestesm jak Wy czujecie skurcze.
-
Kukurydza, moja coreczka przyszła na świat w 36 tygodniu, więc w życiu się nie spodziewaliśmy z mężem u niej problemów z oddychaniem w już tak prawie donoszonej ciąży, zwłaszcza po dwóch seriach sterydoterapii - czyli łącznie 4 zastrzyki Celestone. Ale u niej najprawdopodobniej to w ogóle nie miało związku z wczesniactwem.... było kilka kwestii, które tak naprawdę nie zostały wyjaśnione - było podejrzenie zapalenia płuc - zresztą widziałam dwa zdjęcia rtg i to pierwsze było całe zacienione.... ja miałam zielone wody, na tydzień przed porodem trafiłam do szpitala z leukocytoza 22 tys. i dostawalam antybiotyk dozylnie, w związku z podejrzeniem infekcji wewnatrzmacicznej - w posiewah wyhodowano tylko agalactiae wtedy. Z krwi Malutkiej nic nie uroslo. Oczywiście ona też dostawala antybiotyki po porodzie dozylnie. Kolejna rzecz to zagrożenie zamartwica - z tego powodu miałam cc, a córka dostała tylko 7 pkt Apgar. Więc jak widzisz u mnie ten okres okoloporodowy był dość znacznie obciążony. Do tego po cc dużo częściej zdazaja się u dzieci adaptacyjne zaburzenia oddychania, bo wody plodowe nie są wycisniete z płuc, tak jak to ma miejsce przy porodzie sn. Więc mozliwe, ze różne rzeczy po trochę się na to poskładaly. Ostatecznie skończyło się na tym, ze w pierwszej dobie życia była podłączona do tzw. CPAP z tlenem, ale intubowana nie musiała być. Leżała 3 doby w inkubatorze otwartym z nagrzewaniem. W pierwszej dobie dostawala tylko plyny, dla takich maluszków z problemami oddechowymi, jedzenie bywa dużym wysiłkiem. W drugiej dobie dostawala sztuczne mleko najpierw sonda, potem z butelki (ja w tym czasie co 3 godziny walczyłam z laktatorem - i było po kilka kropel mleka, a jak w 3 dobie zanioslam pielegniarkom 20 ml mojego wymeczonego mleczka, to usłyszałam, ze to bez sensu, bo coreczka już zjada 40 ml na porcje i one się nie będą bawić w takie łączone karmienie... nie muszę chyba pisać jak mi się wtedy przykro zrobiło. A na studiach tyle nam tlukli do głowy ze nawet kilka ml się liczy...) Po 3 dobach dostałam córeczkę na swoja salę, wcześniej musiałam do niej chodzić przez cały długi korytarz na piętro wyżej. Pierwszy raz pozwolili mi ją zobaczyć dopiero po równej dobie od cc, bo dopiero wtedy pozwalają wstać na nogi. To wyjście na piętro wyżej nie było dla mnie takie łatwe po tym cc, poszłam dosłownie prawie w pół zgieta i zastanawiałam się czy bardziej mnie boli brzuch, czy jednak plecy. W pierwszej dobie tylko troszkę poglaskalam moja coreczke i to i tak się nie podobało pielegniarkom, bo powiedziały, ze zaraz ja obudze i znowu się będzie drzec... zresztą długo tam nie byłam w stanie stać. Po tej pierwszej dobie od cc widziałam ja tylko dwa razy, ale już w następnej całe szczęście były inne pielęgniarki i mi ją pozwoliły przytulic i przystawic do piersi - niezapomniane uczucie, zwłaszcza że tak się przyssala jakby to od dobrego miesiąca robiła, pomimo, ze ja nie miałam jeszcze wtedy mleka... Nieprwadopodobne jak mnie wtedy cieszyło to, ze pozwolono mi samej zmienić jej pieluszke... Bezpośrednio po cc, tylko w wielkim przelocie zobaczyłam córeczkę, nikt mi jej nie dał do piersi, co oczywiscie było zrozumiałe przy jej problemach z oddychaniem, więc momentalnie ja wywiezli z bloku operacyjnego i nie miałam pojęcia co się z nią dalej działo, dopóki nie skończyli mojego cc i dopóki mój mąż się nie dowiedział co z córeczką. Cięcie miałam koło 13, a neonatolog zszedł mi coś powiedzieć dopiero koło godziny 19... Teraz będę rodzić w innym szpitalu, mam nadzieję że będzie lepiej... Ale to Ci opisałam jak było w moim dość zawilym przypadku. Dodam jeszcze tylko na podsumowanie, ze teraz córeczka rozwija się w pełni normalnie. I motorycznie i psychicznie, pięknie mówi całymi rozbudowanymi zdaniami, wiadomo jeszcze troszkę niewyraźnie. Uwielbia jak jej się czyta ksiazki, nieraz po 2-3 godziny dziennie. Więc jak chyba każdy rodzic jesteśmy z niej dumni :-). Przez kilka miesięcy była rehabilitowana w związku z asymetria napięcia mięśniowego, poza tym zadanych problemów, a i o tym już dawno zapomnieliśmy. A teraz napiszę z czym najczęściej się spotykalam, nie mam może niewiadomo jak długiego doświadczenia zawodowego, ale parę ładnych miesięcy łącznie za całe studia/praktyki/staże spędziłam na oddziale neonatologicznym w Prokocimiu i na Kopernika i w rodzinnym mieście mojego meza, w którym teraz mieszkam i pracuje. Widziałam naprawdę sporo dzieci urodzonych koło 34 tygodnia, które nie miały najmniejszych problemów z oddychaniem i dostawaly przy porodzie 10 pkt. w skali Apgar, (ba takie punktacje widziałam u niejednego dzieciątka poniezej 30 tygodnia ciąży). Takie dzieci kolo 34 tygodnia trafiają na oddział intensywnej opieki neonatologicznej, ale przede wszystkim po to, żeby je mieć lepiej na oku, moc lepiej monitorować funkcje życiowe. I żeby je ogrzewać, więc leżą zazwyczaj w inkubatorach otwartych nagrzewanych, bo na sali u mamy nie miały by tak cieplutko. Czasami zdarzają się u nich problemy z odruchem ssania, bo uważa się, ze zwykle rozwija się on w pełni po tym 34 tygodniu, ale i z tym sobie po paru dniach radzą. Wszystko oczywiście zależy od bardzo bardzo wielu czynników, jaka była masa urodzeniowa, jaki procent tej wagi dzidziuś traci w pierwszych dniach, czy wystąpi zoltaczka, u wczesniaczkow czesto anemia ( moja cora też miała, więc pół roku dawalismy jej żelazo i kwas foliowy - ale to naprawdę nie są duże problemy), czy też tak jak w moim wypadku infekcje wewnatrzmaciczne itp. Zwykle takie dzieciaczki jak się nic nie dzieje trafiają po 2-3 dniach do mamy. W bardziej cywilizowanych szpitalach niż ten, w którym ja rodzilam, lub poprostu z bardziej postepowym personelem naprawdę dbają teraz o wczesne kangurowanie, o te kilka kropel mleka mamy.... dlatego mysle, ze mój przykład nie jest dobrym przykładem, chociaż już teraz czytałam, ze wraz ze zmianą personelu i w tamtym szpitalu dużo się zmieniło na plus.... oby. Czesto też się spotykalam z tym, ze dzieciaczki że szpitala chcą wypuszczać jak osiągną 2 kg wagi i generalnie jak ładnie przybierają na wadze. Więc czas pobytu często jest uzależniony od wyjściowej masy ciała. Ogólnie ze studiów wynieslismy taka wiedzę, czy generalna prawidlowosc, ze jak dzieciaczki ważą przy porodzie koło 1,5 kg to bardzo rzadko zdarzają się trwałe komplikacje, już kolo 1 kg naprawdę jest bardzo dobrze, owszem wymaga to więcej zaangażowania od rodziców, niz przy standardowej opiece nad neimowlaczkiem, ale czego się nie zrobi dla swoich dzieciaczkow by się mogły w 100% prawidłowo rozwijać. Na pewno każdy wczesniak 3 razy powinien się pojawić u okulisty - my z naszą też byliśmy, ale to również nie było uciążliwe. Dzisiejsza neonatologia bardzo poszła do przodu, nierzadko ratuje się 500-600 g maleństwa i jest mnóstwo przykladow zakończonych pełnym sukcesem. Więc Kukurydza walczcie dzielnie o każdy gram, każdy dzień. Wierzę, ze bedzie dobrze i z pessarem dotrwacie do 35 tygodnia, bo i przy ciazach jednokosmowkowych jest to w zupełności mozliwe. Zwłaszcza, że póki co Chłopaki rowno rosną i oby się ta tendencja utrzymała. Tego Wam życze z całego serca :-* Mam nadzieję, ze nie przerazilam Was za bardzo, mogłam pisać prywatnie do Kukurydzy, ale w końcu wyszłam z założenia, ze moze komuś też się przydadzą niektóre informacje. Daleka jestem od opowiadania "sympatycznych historyjek innych ciaz" z rodu ciocia dobra rada z niesamowitym wyczuciem taktu.... Więc mam nadzieję, ze tego tak nie odbieracie. Ja niestety w związku ze swoim zawodem trochę się nasluchalam i naogladalam i bez pomocy dobrych rad znajomych/rodziny, więc świadomość pewnych rzeczy nie ulatwiala mi bezstresowego przechodzenia ciąży, no ale cóż sami chcieliśmy, nikt nas nie zmuszał do takiego wyboru drogi życiowej ;-) Ta moja wielowatkowosc i gadulstwo kiedys mnie zgubia, chyba z potorej godziny pisze tego posta z telefonu....
-
Kukurydza, planowo miałam być dwa dni w szpitalu, nie widziałam się dziś z moją panią doktor, bo robi cięcie, a że od niej zależy decyzja, to nic się nie dowiedziałam na wizycie ;-). Ale ile trzeba będzie, to zostanę w razie zmiany decyzji. Czego my nie zrobimy dla naszych Maluszków :-) Trzymam w takim razie kciuki za pomyślne wyniki badań i wizyt lekarskich. Trochę się tylko zmartwilam jak mi położna miednice pomierzyla i stwierdziła, ze zwezona, sprzezna zewnętrzna ma tylko 17,5 cm (norma 20-21 cm) siłami natury pozwalają przeważnie tak granicznie od 18 cm, jeszcze zależy od wielkości dziecka. Ogólnie wszystkie wymiary mi wyszły na dolnej granicy, lub lekko poniżej... Więc pewnie przyjdzie mi bezpowrotnie odpuścić marzenia o porodzie sn i skończy się na kolejnym cc ;-). Oczywiście nie będę podejmować polemiki, bo nie będę ryzykować w żaden sposób zdrowiem Dzidziusia i co powiedzą, temu się poddam... Najważniejsze bezpieczeństwo dziecka, a nie jakieś moje przekonania... Zastanawia mnie tylko fakt, ze w poprzedniej ciąży bodajże 2 razy byłam mierzona, tylko w toche późniejszej ciąży i nikt nic nie komentowal i też nie kojarzę tej liczby 17,5 cm... jak wyjdę ze szpitala, to przegrzebie mój notes z poprzedniej ciąży, w której sobie to zapisałam, już nie pamiętam dokładnie, ale chyba jakoś się mieściłam na granicy normy i z resztą każdy się szykował u mnie wtedy na poród siłami natury i tak też zaczynałam rodzić, tylko nie dane mi było dotrwać to wchodzenia główki do kanału rodnego, ale wtedy to nie mogło mieć związku z wymiarami miednicy... Więc już kompletnie nic z tego nie rozumiem, czy gdzies jednak były błędy pomiaru, czy też jeszcze relaksyna w kilka tygodni może cuda zdziałać i rozluźnić miednice ;-). Bo przecież zwezic nagle się nie mogła od poprzedniej ciąży :-). A Wy dziewczyny, które rodzilyscie sn, macie jakieś doświadczenia z pomiarami miednicy, u Was wszystko tak książkowo było?
-
Dzięki Natalia93 :-). Zdecydowanie lepsza wizyta planowana, niż z zaskoczenia, więc ani przez moment się nie wahalam jak mi moja lekarka zaproponowała, ani teraz nie narzekam, pomimo, ze w nocy spałam niecałe 2 godziny, bo tak noworodki dawały popalić :-) Tu jest połączony oddział położniczy z ginekologicznym. Basia 83 - takie skurcze łydek nocą najczęściej albo wynikają z niedoboru magnezu, można spokojnie brać 6-8 tabletek/dobe np. Asmag Forte, lub np. MagneB6, czy coś w tym stylu. Naprawdę bardzo ciężko go przedawkowac, chyba tylko przy podaży dozylnej... dużo łatwiej o jego niedobory. Albo też takie skurcze, lub potrzeba ruszania nogami - coś w stylu zespołu niespokojnych nóg - powiązane są czesto z niewydolnością zylna kończyn dolnych, o której pisałam parę postów wyżej, co też jest powszechne w naszym stanie, przy rosnącym ucisku macicy.
-
Ale dziś zasmiece forum postami ;-). Jeszcze sobie przypomniałam, ze któraś z Was pytała o postępowanie przy zylakach. Niestety tak naprawdę jedyne skuteczne postępowanie, to ponczochy uciskowe, które są wręcz zalecane ciezarnym profilaktycznie, jeszcze jak żadnego zylaka nie widać - wtedy pierwszy stopień ucisku (20-30 mmHg), gdy zaś są już dosc duże zylaki w ciąży - to druga klasa ucisku (30-40 mmHg) - trzeba dobrze wymierzyć nogę i zamówić, albo przez Internet, albo w sklepach medycznych stacjonarnych. Ja sama mam takie pończochy i podkolanówki jeszcze z poprzedniej ciąży - kupowałam w celach profilaktycznych, ale mam świadomość, ze nie jest w nich łatwo wytrzymywac w upały, a moje obie ciąże - tzn. te ostatnie miesiące przypadaja na te miesiące najcieplejsze, czyli wtedy kiedy by się najbardziej przydały. Ogolnie to jest tak, ze nawet po usunięciu żylaków, uważa się, ze bez leczenia uciskowego u 50% osób nawracaja w krótkim okresie od zabiegu. Do tego ogólnie zaleca się nie nagrzewanie tych nóg, żeby ich nie opalać, i jak najmniej trzymać nogi zgiete w kolanach i stawach biodrowych, nie zakładać nogi na noge. Nie stać w jednym miejscu, a jeśli już trzeba to chociaż starać się ruszać stopami, jak tylko się da unosić nogi i podpierać je wtedy uniesione na całej powierzchni łydek, a nie punktowo. A jeśli chodzi o wszystkie środki farmakologiczne zawierające pochodne diosminy, hesperydyny, rutyny... nie chce tu żadnej antyreklamy robić. Ale nam na studiach chirurg naczyniowy powiedział, ze to może cokolwiek łagodzi, jak co najwyżej mamy jakieś drobne pajaczki na nogach, a nie żylaki... a niejednokrotnie nie są to tanie preparaty... No ale to jest moje zdanie, a jak już wiemy, co lekarz to inna opinia, więc nie chce się nikomu narzucac, więc mam nadzieję, ze tego tak nie odbieracie. Pozdrawiam serdecznie, życzę spokojnego dnia.
-
A jeśli chodzi o to co u mnie, to od wczoraj jestem planowo w szpitalu na podanie sterydow na rozwój płuc u dziecka. Moja pani doktor zasugerowała, ze skoro ten poprzedni mój poród jednak odbył się te 4 tygodnie przed terminem, szyjke mam 27 mm, więc bliżej tej dolnej granicy normy, no i zdarzają mi się takie częste co kilka minut stawiania macicy - to lepiej asekuracyjnie te sterydy wziasc, na pewno nie zaszkodza. W tej poprzedniej ciąży dawali mi nawet dwie serie takich zastrzykow. Kukurydza, bardzo się cieszę, z każdego tygodnia Twojego trojpaku wiecej. I wierzę, ze pessar tu dużo pomoże i wytrzymacie jak najdłużej. W każdym razie nie mogę sobie wyobrazić jak wielki stres musialas przejść. Ale doskonale Cię rozumiem, odnośnie tego, ze teraz nie myślisz o kompletowaniu wyprawek. Kiedyś pisalas, ze jestem taka "mama last minute" ;-), a u mnie w poprzedniej ciazy, to że tak późno kompletowalam rzeczy dla dzidziusia wynikało właśnie głównie z tego, ze sie tak o nie bałam, to była moja pierwsza ciąża donoszona do takiego momentu i nigdy właśnie nie mogłam przewidzic co się stanie z moją szyjka w 2 tygodnie od wizyty, czy nawet w jeden dzień... mi nikt nie chciał zkladac pessaru, bo miałam nawracajace infekcje - przy grzybiczych jeszcze zakładają, ale przy bakteryjnych już nie bardzo, no i bardzo czeste stawiania macicy, co też jest przeciwskazaniem. I też tak jak pisałaś, doskonale sobie zdawałam sprawe z tego, że jak sie rodzą takie skrajne wcześniaki, to one ładnych parę tygodni pozostają w inkubatorze, a rozmiary ubranek dla nich to newet nie wiem czy mozna dostac, z resztą w inkubatorach zamknietych leżą w samych mini pieluszkach. Więc wtedy żadna wyprawka nie jest na gwałt potrzebna. No może laktator i parę drobiazgów dla nas... Teraz zupełnie inaczej podchodzę do swojej ciazy, raz ze mimo wszystko jest trochę lepiej, a dwa ze wierze, ze jak raz prawie donosilam ciążę, to teraz też się uda :-).
-
Olcha, to jeszcze ja się na szybko wtrace :-). Też bym poleciła tak jak poprzedniczki wykonanie dzisiaj badań - zwłaszcza sprecyzuje moze: Alat, Asat, bilirubina całkowita i AlP - czyli fosfataze alkaliczna. Aczkolwiek świąd nie musi koniecznie swiadczyc o cholestazie. I potwierdzam zdanie Kukurydzy, ze da się to bezpiecznie prowadzić w ciąży, początkowo rzczywiscie kroplowki do wyplukania nadmiaru kwasów zolciowych i wyrównania prób watrobowych, odpowiednia dieta, oszczędzanie się i zdecydowanie częstszy monitoring badań biochemicznych z krwi i stanu Dzidziusia. Trzeba być dobrej myśli. Nie zawsze wszystko musi wyglądać tak dramatycznie, jak to się zdarza przeczytać w internecie, grunt to coś w odpowiednm czasie rozpoznać i zwalczać wroga :-). Trzymam kciuki, żeby to jednak nie była cholestaza. Pozdrawiam.
-
Z tym jechaniem do szpitala to chyba ciężko tak jednoznacznie powiedzieć. Wiadomo, ze położne pewnie mają największe doświadczenie w tym jak to zazwyczaj wygląda. Ale wyjątki zawsze potwierdzają regułę, tylko skąd tu być jasnowidzem i przewidzieć jak to u nas bedzie przebiegało ;-). Niby po pierwszym porodzie można się spodziewać jaki będzie następny, ale nawet Mamalina pisała, ze przy kolejnych porodach ledwo na porodowke zdazala i teraz chciałaby się już przed porodem do szpitala położyć.... Takim tez przykładem może być dla mnie moja mama, której przy pierwszym porodzie po 6 rano odeszły wody, a za niecałe poltorej godziny ja byłam na świecie. Wcześniej nic kompletnie nie czula, przed pojechaniem do szpitala chciała na spokojnie umyć, wysuszyć włosy itd. I tylko dobrze, ze moja babcia nauczona swoim doświadczeniem ( bo u niej też takie szybkie porody), powiedziała, żeby co najwyżej wzięła szybki prysznic i do szpitala. Jak już dojechala i miała silne skurcze, to położne ja zbadaly i stwierdzily, ze od razu na stol porodowy, bo zaraz będzie rodzić... :-) Przy drugim dziecku było o połowę szybciej... wiec bądź tu człowieku mądry... :-) Pewnie kto będzie większa panikara, pojedzie szybciej do szpitala ;-). Więc mysle, ze tak by było w moim przypadku - zwłaszcza teraz, jak jestem po cc, gdzie jednak jest wymagany większy monitoring w czasie porodu. Poprzednio nie mialam jak się wykazac, bo na tydzień przed porodem położyli mnie do szpitala, bo lekarzowi się nie podobało, ze mialam jakos cały czas napięta macice - ja tego nie czułam, nawet miałam wrażenie, ze rzadziej mi twardnieje, no i okazało się że miałam wysoką leukocytoze, więc dostałam dozylnie antybiotyki. Wiadomo tez, ze jak już się jedzie do tego szpitala to od razu po zbadaniu robią ktg, więc zawsze w razie czego mogą wykryć jakieś nieprawidłowości, więc do mnie to też jakoś przemawia i dałoby pewnie większe poczucie bezpieczeństwa, niż gdybym siedziała w domu i czekała. Odnośnie tego jedzenia to tak jak Anula pisała, nie ma się co tak martwić, bo podają glukoze w kroplowce, może nie jest to to samo co napełnaić sobie jedzonkiem zoladek, ale na pewno trochę wzmacnia :-). A co do ruchow dziecka, to widocznie różnie to może być. Ja dziś kończę 27 tydzien i mam wrażenie, ze z każdym tygodniem te ruchy są silniejsze i nie powiedziałabym, żeby u mnie byly rzadsze. Na pewno są inne, nie takie aż "błyskawiczne", bo częściej czuje, jak mi jakas konczyna przejeżdża przez pół brzucha i tak też to widać przez skórę. Nawet mąż się ostatnio zdziwił jak silne są te ruchy. Tez czuje już coraz bardziej takie delikatnie bolesne kopniecia w podzebrza, więc ta macica coraz wyżej. Na pewno w tej ciąży ogólnie dużo częściej czuje ruchy niż w poprzedniej, więc mysle, ze jest to kwestia indywidualna i nie ma się też co tak bardzo tym przejmowac. U mnie w tej poprzedniej ciąży nawet pod sam koniec ta ilość ruchów wydawała się nie zmniejszona, bo miałam wrażenie, ze nawet te bardzo delikatne dotkniecia wyczuwalam, które były niezauważalne na wczesniejszym etapie ciąży. Miłego dnia życzę wszystkim Mamusiom w dwu i trojpakach :-)
-
Zazwyczaj nie ma przeciwskazan do 3 cesarski. Ale jednak wraz z każdym cc ryzyko powikłań wzrasta - wiec i kwestie krwotokow, pęknięć macicy, atoni macicy, przerosniecia lozyska przez blizny, nawet konieczność usunięcia macicy i innych bardzo nieprzyjemnych rzeczy, które są nie tylko groźne dla matki, ale też dla dziecka.... O tym zwykle się nie słyszy gdy ktoś mówi o cc, więc tez nie chce przecież nikogo straszyć. Ale gdybym miała teraz mozliwosc, to mimo wszystko chcialabym spróbować rodzić sn po tej poprzedniej cc i z mniejszą obawa decydowalabym się na kolejne dziecko/dzieci :-). Też znam osoby po 4 cc, ale zazwyczaj już nie obywalo się bez powikłań. Bo po kazdym cc jest coraz więcej zrostow z jelitami, pęcherzem moczowym, dostęp operacyjny do macicy jest dużo trudniejszy. Sam zabieg cc trwa czasami 2-3 razy dłużej, więc wydobycie dziecka nie jest już takie proste i szybkie. Wiadomo, ze jak kobieta miała 3 cc i jest kolejny raz w ciazy, to nie ma innego wyjścia i bez względu na ryzyko jedynym rozwiązaniem jest wykonanie 4 cc.
-
Anula, przepraszam, ale źle przeczytałam Twojego posta, myślałam, ze to po wyrwaniu zębów dostalas takiego zakażenia, dlatego pisałam o stomatologu i tym antybiotyku. A w takiej sytuacji to tym bardziej myślę, ze nie ma co zwlekać z tym zębem. Powodzenia życzę.
-
Anula 11, no to rzeczywiście miałaś przejścia po tym poprzednim usunięciu zęba, więc nie dziwię się Twoim obawom. Aczkolwiek takie powikłania zdarzają się naprawdę rzadko... zawsze można poruszyć temat ze stomatologiem, żeby w razie czego przepisał jakiś bezpieczny antybiotyk - za taki uważa się np. amoksycyline, tylko bez połączenia z kwasem klawulanowym... tylko to też nie chodzi o to, żeby się szpikowac antybiotykiem, jak by się nic nie działo. Ale sama też widzisz, ze jak miałaś takie problemy z zakażeniem, to pytanie właśnie czy zostawienie takiego zęba bez interwencji w ciąży jest bezbieczne, jako właśnie to potencjalne ognisko zapalne... No nic, mogę tylko życzyć, żeby wszystko się pomyślnie wyjasnilo i nie było żadnych komplikacji tym razem. Trzymam za Was kciuki. Tika, te dwa wyniki po obciążeniu są za wysokie, więc niestety moim zdaniem cukrzyca ciążowa. Nie musi być niestety obciążenia rodzinnego, żeby wystąpiła taka cukrzyca ciążowa... Kiedyś z resztą w ogóle nie były robione takie badania w ciąży, więc możliwe, ze ktoś z naszych przodków miał cukrzycę ciążowa, nie wiedząc o tym, a po ciąży już ta cukrzyca nigdy nie nawrocila. Ale nie można się załamywać, grunt żeby wiedzieć o takim rozpoznaniu i wtedy zapobiegnie się jakimkolwiek możliwym powiklaniom dla Dzidziusia. Pozdrawiam
-
Anula 11, kurcze z takim doradzaniem, to zawsze jest ciężko, bo sama nie wiem co bym zrobiła w Twojej sytuacji... Też nie pamiętam, czy opisywalas dokładniej co się z tym zębem dzieje, ja myślę, ze zaczęłabym ewentualnie od pójścia do innego stomatologa, bo czasami opinie się różnią i dobrze zasięgnąć rady jeszcze kogoś innego, ale raczej nie zostawilabym tego bez robienia czegokolwiek. Generalnie uważa się, ze zapalenia zębów w ciąży należy leczyć, bo mogą być źródłem potencjalnego zakażenia, porodu przedwczesnego itd... Drugi trymestr uważa się za najbezpieczniejszy do przeprowadzania różnego typu zabiegów, w tym nawet gdy są konieczne operacje jamy brzusznej jak chociażby usunięcie pęcherzyka żółciowego/ wyrostka robaczkowego, co się czasami zdarza... wtedy nie są tak szkodliwe środki znieczulajace jak potencjalnie w pierwszym trymestrze, a ciąża też nie jest jeszcze aż tak zaawansowana, żeby pozmieniac w jeszcze większym stopniu nasza fizjologie... wydolność oddechowa itp. Co do stanów zapalnych przy innych zębach, to niestety bez zbadania też nie umiem powiedzieć, czy jest to wynikiem stanu zapalnego samego zęba, czy tylko taki odczyn na zewnątrz. Mi się już kilka razy zdarzyło takie zapalenie dziąsła, zawsze przy jednym zębie i nie wynikało z jakiegoś ubytku w samym zębie, tylko mam w tamtej okolicy tak zrobiona plombe, ze w jakiś sposób podobno ona się przyczynia do takich zapalen. Nic z tym nie robiłam, bo też stomatolog mi nigdy nic nie sugerował, przechodzilo samo po kilku dniach. Raz mi się to właśnie zdarzyło w poprzedniej ciąży. Pewnie niewiele pomoglam...
-
No i zapomniałam o tych krwawieniach z nosa/ dziąseł. Można spróbować zastosować np. maść Emofix - dostępna bez recepty - miejscowo tam gdzie krwawi ze 2-3 x/d No i wspominana już witamina C lub Rutinoscorbin celem uszczelniania naczyń. Wysoka temperatura otoczenia też nie pomaga, więc jak będzie jeszcze cieplej, to dobrze się chronić przed słońcem w przypadku krwawien z nosa, bo jeszcze bardziej się poszerzają już i tak poszerzone naczynka krwionośne. Przy stanach zapalnych dziąseł zalecane też jest delikatne mycie zębów w zasadzie po każdym posiłku. Można też spróbować plukac woda z solą lub rumiankiem, może takie naturalne metody przyniosą jakąś ulgę. Szałwia w ciąży raczej nie jest wskazana.