-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Tosio
-
Ach Mamusia Ewy bo ona tego przekręcania się nauczyła się właśnie na rehabilitacjach bo na to jeszcze czas... trzyma główkę sztywno, że podnosząc ją właściwie jej nie podtrzymujemy ale podnosimy tylko bokiem, tego też musiała nauczyć się na rehabilitacjach bo miała ćwiczony błędnik...
-
Cześć dziewczyny! Szmat czasu mnie tu nie było, choć zdarza się, że czasami Was podczytuję jeszcze i nie wiem jak to robicie, że jesteście w stanie pisać tu przy dzieciaczkach ale jednak się da więc muszę być strasznie niezorganizowana...moja Tosia naprawdę nie jest mocno wymagająca dotychczas a mi się wydaje, że mam tyle rzeczy do ogarniania że najzwyczajniej wieczorem kiedy mogłabym poserfować to padam na twarz i jak uda mi się ogarnąć na forum kilka ostatnich stron to sukces i na pisanie sił nie starcza! Mamuśka Tosia ok 7 tyg. zaczęła patrzeć tylko w jedną stronę właśnie tak jak opisujesz - czyli, że spojrzenie w drugą stronę mimo zachęt jest chwilowe i tak jakby coś ciągnęło jej główkę na powrót na stałą stronę. Ponad tydzień walczyliśmy sami, obróciliśmy łóżeczko, jak tylko zasnęła przewracaliśmy główkę (albo raczej próbowaliśmy bo często przy tym się budziła) zabawki i co tylko mogło przyciągnąć jej uwagę z drugiej strony dawaliśmy - a mała walczyła ale w naszym wypadku to nic nie pomogło, dosłownie z dnia na dzień się to nasilało, a mała w końcu poddawała się i patrzyła w gołą ścianę. Stała się strasznie sfrustrowana, zaczęła gorzej sypiać i więcej płakać. Z tym, że u niej zaczęło być widać takie ogólne spięcie - rączki ściśnięte w piąstki, całe przykurczone i blisko ciała, a jak się denerwuje to robi totalny przeprost (to jej zostało akurat do teraz bo to jej najsilniejsza strona i tak pokazuje nam protest). Trafiliśmy do rehabilitanta i już po czterech rehabilitacjach i zaleconych ćwiczeniach domowych 3 x dziennie już było widać poprawę, a teraz po pięciu tygodniach nie płacze już na rehabilitacji i domowych ćwiczeniach (prawdopodobnie nie sprawia jej już to bólu) i jest o niebo lepiej - wróciło moje spokojne dziecię. Jak to określił rehabilitant jej umysł był co najmniej dwa tygodnie do przodu z rozwojem a jej ciało nie pozwalało wykonać tego co chciała spróbować zrobić - stąd ta narastająca frustracja. Śpi jak wcześniej i jest pogodna raczej. Budzi się najczęściej bez płaczu i patrzy gdzie chce. Widzi już swoje nóżki, a rękoma łapie zabawki bardzo świadomie - tzn. jak ma coś w jednej rączce to prowadzi do tego drugą rączkę i tak powolutku łapie - tak śmiesznie to wygląda jakby była okropną perfekcjonistką - jak nie złapie precyzyjnie to cofa rączkę i próbuje jeszcze raz, aż złapie tak jak chce, a jak ogląda rączki to wygląda jakby liczyła paluszki. Obraca się z brzuszka na plecy podkurczając nóżkę, a więc z właściwym odruchem. Tosia patrzyła w lewą stronę ale podwyższone napięcie miała prawej strony. Ten szyjny mięsień to jeszcze nie był przykurcz (ale do tego dążyło) dlatego tak szybko puściło. Oczywiście dziecko bez rehabilitacji dało by sobie z tym wszystkim radę po swojemu ale np. ominęłaby ważny etap raczkowania (bo nie jest zgięciowa i tu pomagamy jej odpowiednimi pozycjami noszenia, podnoszenia i zabawy czego oczywiście musieliśmy się nauczyć) no i nie wspomnę o emocjonalnej stronie. Zastanawialiśmy się długo czy udać się na rehabilitacje czy czekać bo dziecię małe i każde przecież rozwija się inaczej i w swoim tempie ale w ogóle nie żałuję decyzji jak widzę ją szczęśliwą, że swobodnie może badać i poznawać otoczenie bez ograniczeń. O właśnie się obudziła...
-
No to teraz w skrócie ;-) Olga rozumiem Cię w 100% w kwestii karmienia - laktacja nie chce się rozkręcić mimo usilnych starań. Maksymalnie odciągam jednorazowo 50ml z obu piersi...Niby dzieciaczek potrafi wyciągnąć do 30g więcej niż laktator ale nie mam złudzeń, nie wykarmiłabym Tosi tylko piersią. Po spiciu obu piersi dopija jeszcze 90-120ml. Zjada na dobę mniej więcej 350 do 420 ml mm. Wg wskazań na mm powinna wypijać ok. 600ml więc zakładam, że to ilość którą spija z piersi. Przy próbie odstawienia mm w przeciągu tygodnia przybrała tylko 20g...nie wspomnę, że cały czas była głodna. Już jej nie głodzę ;-) Jutro idziemy na kontrolę wagi i zobaczymy ile mała przybrała! Też nagrywam 600 gram szczęścia i oglądam kiedy mogę. Moja siostra 3,5 roku temu urodzila w 29tc, to nie był łatwy okres ale młody przeskoczył rozwojem swoich rówieśników taką miał wolę walki. Siostra ogląda i ryczy a ja oglądam z podziwem! Co do ubranek wczoraj uprasowałam świeżo wyprane 62 bo Antosia wyrosła z części 56 i jakie było moje zdziwienie gdy się okazał, że część z rozmiaru 62 mogę z powrotem schować bo są mniejsze od 56 - szok!! Segregowałam wg metek i to był błąd. Całe szczęście w najbliższej rodzinie dwa bąble w drodze - więc się nie zmarnuje! ;-)
-
Opublikowałam posta podczas przenosin forum i mi wszystko wcięło... a jak zwykle się rozpisałam...
-
Cześć dziewczyny! Czytam Was i jestem z Wami od jakichś dwóch tygodni ale jak większość cierpię na brak czasu by napisać. Ciężko usiąść przed laptopem a pisanie z tel to marnotrawstwo czasu bo mój przestarzały model raz dodaje posty a raz nie i szkoda nerwów. Tosia jest raczej z tych spokojnych dzieciaczków, póki co potrafi zająć się chwilę sobą, jak jest zmęczona to po prostu odkładamy ją do łóżeczka i ona tam jest najszczęśliwsza, gorzej jak przegapimy ten moment pierwszego marudzenia ze zmęczenia to wtedy musimy jej delikatnie pomóc zasnąć ale częściej stojąc nad łóżeczkiem z głową w nim (jak to opisywała kiedyś RudaMaruda) niż z małą na rękach. W ogóle rytm snu, aktywności i karmienia mniej więcej rozkłada się co trzy do sześciu godzin i zależ w głównej mierze od długości snu,a i to widzę, że nabiera rytmu podobnego o danej porze każdego dnia. Budzi się niestety w większości przypadków z płaczem bo jest już głodna i mam wrażenie, że gdyby nie głód to najchętniej spała by dalej, przystawiam ją do piersi, obu (niestety prawie w nich pusto-nadal maksymalnie jednorazowo jestem w stanie odciągnąć 50 ml z obu z czego z jednej 10 a z drugiej 40... także już powoli jestem krzywocyckowa...nie po mojej myśli poszła ta laktacja mimo wielkich wysiłków no ale już trudno) cycanie piersi trwa między 30 min a 1 godz. (sporadycznie dłużej) potem butla na dokładkę (wypija 90-120ml), odbijanie i w tym noszenie, ok 15min., następnie przewijamy małą, potem następuje moment aktywności do czasu ziewania lub marudzenia albo takich szklistych oczek i do łóżeczka...i tak w kółko. W czas aktywności zaliczamy huśtawkę, obserwację otoczenia, oglądanie książeczki z biało-czarnymi obrazkami, kąpiel, słuchanie naszych głosów (czytanie, rozmowy, śpiewanie), słuchanie muzyki. Sen jednak ma niespokojny jak nie podamy kropelek bo ma ten sam problem co większość dzieci czyli kłopoty z niedojrzałym układem pokarmowym...pręży się, stęka, ma problemy z kupką (robi ją raz na dwa dni w przewidywalnej porze - choć przesuwa się ten czas z wieczora już do okolic południa) ale jak ją robi to ten czas można zaliczyć do aktywności bo przewijanie trwa jakieś 30 min! nie żartuję, Tosia po prostu robi jedną ale porządną...ehmm i kończy ją na przewijaku bo w pampku, a nawet w dwóch by się nie zmieściło...próbowałam ją zostawić aż skończy ale robi całego pampka (pewnie potem jej niewygodnie więc przerywa) i dostaje werwy w trakcie przewijania, zapewne ze względu na uwolnione nóżki i czekamy, wycieramy, podkładamy ręczniki papierowe do czasu porządnego siku, bo tak to się kończy...ale uśmiech małej na końcu bezcenny...odczytuję go jako ulgę. To tyle o sprawach musztrdowych ;-) Przepraszam jeśli kogoś zniesmaczyłam ale czym innym teraz żyją rodzice takich szkrabów jak nie tym dyskomfortem układu trawiennego...i tym żeby ulżyć kruszynce. A propo kropelek to sab simplex, espumisan czy bobotic to wszystko preparaty z tą samą substancją czynną czyli symetykon, a cały szkopuł wyższości słynnych niemieckich nad naszymi polega na ich dawkowaniu...w Niemczech mają inne normy i podają więcej substancji czynnej na dobę, a polskie normy bardziej restrykcyjne i pozwalają na mniej stąd brak skuteczności w niektórych przypadkach - naszych kropelek. Kropelki espumisan są też w Niemczech i normy ilościowe przyjmowania są inne na ulotce niemieckiej niż w polskiej wersji...polecam spostrzeżenia na blogu pewnego tatusia. Tosia dziś kończy 6 tyg! ale ten czas leci...chyba właśnie zaczynamy skok rozwojowy bo zaczyna świadomie odpowiadać uśmiechem na uśmiech i rączkami huśta nieśmiało zabawki na karuzelce - jeszcze się dziwi lub przestraszy ale powtarza z uwagą ruch więc myślę, że zaczyna być świadoma, że to jej rączki...no i miałam w ostatnich dniach przypadki płaczu z nieznanego powodu - bo i nakarmiona, przewinięta a płacz mimo zmiany pozycji, na rękach w łóżeczku i tylko cyc pomagał mimo, że zaraz przy nim zasypiała więc tak by to wyglądało. Co do macierzyństwa ja mam problem inny, a mianowicie nie potrafię uspokoić swojego dzieciątka w miejscu publicznym lub w innym niż dom...Zaznaczam - ja, bo mojemu mężowi doskonale to wychodzi...dobrze, że póki co poza spacerami raczej poruszamy się razem (nie mam własnego samochodu i jestem zależna z wszelkimi wyjazdami poza wioskę...od męża i jak już mam dostępny samochód to mąż też wolny i zawsze jedzie z nami). Nawet w sobotę byliśmy na urodzinach siostry i spora imprezka i głośna z czasem i dużo osób i za dużo bodźców dla Antosi na raz i chciało jej się spać i zasnąć nie mogła i taki płacz, żal jak jeszcze nigdy wcześniej i oczywiście mąż ją uspokoił....ja nie dałam rady...chyba nerwy mnie zżerają i udziela się to małej i nic dziwnego, że nie jestem dla niej wtedy ukojeniem. Mam nadzieję, że z czasem spokój weźmie górę nad emocjami, bo pod koniec roku planujemy kupno drugiego samochodu i wtedy muszę już sobie radzić sama z takimi sytuacjami. Żeby nie było - mam oczywiście mnóstwo wątpliwości i nie byłabym sobą gdybym się nie zastanawiała czy z Tosią coś jest nie tak, że ona taka apatyczna (przecież za wolno przybiera na wadze, czy to nie ma czasami związku i wpływu na jej rozwój...) i budzi się z płaczem zawsze i mam wrażenie, że jest wiecznie niezadowolona - takie miny strzela i pochmurnie na mnie patrzy...już się przyzwyczaiłam i czekam z utęsknieniem na więcej świadomych uśmiechów i hurraa coraz ich więcej ale na początku i do właściwie kilku dni wstecz to miałam wrażenie, że ona mnie dosłownie nienawidzi, a już na pewno nie lubi... O! Tosia się obudziła i oczywiście z płaczem więc uciekam...ale jestem tu i Was czytam i mam nadzieję niedługo znów się odezwać...i opisać dalej czego nie zdążyłam...
-
Mmadzia nisko się kłaniam...jesteś wielka! Ogarniasz tyle spraw, że nic tylko chylić czoła! Muszę Was podpytać z takich spraw technicznych czy po odpadnięciu kikuta dalej pielęgnujecie specjalnie pępuszek - u nas odpadł w 16 dobie a do tej pory coś się tam wydziela i cały czas psikam octaniseptem i oczyszczam patyczkiem ale to już zbyt długo mi się wydaje. Jak oczyszczacie nosek codziennie?
-
Daniela jak piszesz o jeszcze jednym maluszku to myślę, że Chiyo jest już po....i nie jest ostatnia! Dość długo (ponad dobę) się nie odzywa i mam przeczucie, że to ona tuli już Hanię...
-
-
Wyrwanazkontekstu mi się utrzymywała tak do tygodnia, psikałam dwa razy dziennie octaniseptem - tak mi położna zaleciła.
-
Cześć dziewczyny! Od razu przepraszam za brak odezwy mimo kilkakrotnego wywoływania ale mnie przerósł baby blues... po dwóch tygodniach mąż podejrzewał już że to może poważniejsze i mam depresję poporodową ale zaczęło na szczęście odpuszczać i ostatni tydzień już z dnia na dzień coraz lepiej a dziś to już całkiem dobrze i optymizm wraca. Do rzeczy, Tosia urodziła się 11 sierpnia o godz. 11:25! Całe 3480g i 57 cm szczęścia! W poniedziałek mnie wypisali do domu a w nocy o 3:30 odeszły mi wody, skurczy brak (ten ordynator to miał nosa, że nie chciał indukować porodu), o 4 tel do położnej i polecenie stawienia się do szpitala na ósmą rano oraz położenie się spać jeszcze...marzenie ściętej głowy - spać już się nie dało. Wzięłam prysznic, przygotowałam się pięknie i od 6 zaczęły się skurcze. W samochodzie zaczęłam je kontrolować i okazało się że w zastraszającym tempie zaczęły być coraz silniejsze i częstsze. Nie chciałam straszyć męża więc nie powiedziałam mu, że skurcze mam już co dwie minuty a my nadal na autostradzie (przez moment to miałam wizje tego porodu w samochodzie) spokojnie tylko mu poleciłam, żeby jechał szybciej a on do mnie jadę 140/h mam jechać jeszcze szybciej? Przyspieszył do 160...dojechaliśmy w niecałą godzinę, a zwykle trasa zajmowała nam godzinę i 10 min...Na parkingu spotkałam położną, była 7:55. Kontrolne ktg na IP i tam się popłakałam, że ja mam skurcze co 2 min a oni jeszcze mnie męczą na IP zamiast wysłać na porodówkę, naszła na to doktorka i od razu kazała odłączyć i przejść na porodówkę. Tam szybkie badanie przez położną, lewatywa i po czyszczeniu okazało się, że mam już 7 cm rozwarcia! Z położną cudowałyśmy pozycje wertykalne podczas skurczów, miałam do dyspozycji gaz rozweselający (mój mąż stwierdził, że nie wie co oni tam puszczają ale raczej ma to funkcję odciągnięcia uwagi i że jak go dostałam to podeszłam zadaniowo do skurczy, bardziej skupiałam się na tym wdechu niż na samym skurczu - efekt osiągnięty ;-)) parte trwały jakąś godzinę (tak napisali na wypisie - mi się wydawało, że krócej) pod koniec podali mi trzy jednostki oksytocyny bo skurcze słabły. Prawie udało się ochronić krocze...prawie robi różnicę ale skończyło się na lekkim nacięciu powierzchownym (dwa szwy) z uwagi na ułożenie rączki Tosi, ale nie dopytałam jak ta rączka była ułożona, nie ważne. Po porodzie bardziej miałam problem z siedzeniem z uwagi na hemoroidy a nie krocze - po czterech dniach od porodu normalnie już siedziałam, bez żadnego dyskomfortu. Dziś jest 22 dni po porodzie, po szwach nie ma śladu i chyba wszystko wróciło już do normy. Jak na pierwszy poród uważam, że poszło szybko i fakt bolało ale już w dniu porodu mówiłam, że tak to ja mogę rodzić następne dziecię za dwa lata ;-) To tyle o porodzie. Staram się karmić piersią ale mam za mało pokarmu - teraz jestem na etapie rozkręcania laktacji. Póki co jestem w stanie odciągnąć jednorazowo max 30ml i to sukces bo jeszcze dwa dni temu to było 20ml. Małą dokarmiam trzy razy w ciągu doby mm. Niestety Tosia dopiero wczoraj dobiła do wagi urodzeniowej, a powinna była do dwóch tygodni od porodu. Największy spadek masy miała w trzeciej dobie 3150g to na granicy normy bo do 10% może spaść. Te 330g odbijała też długo i mimo tego, że bardzo chciałam karmić piersią i strasznie zadręczałam się, że nie potrafię wykarmić własnego dziecka to teraz mam to gdzieś i nie będę głodzić w imię idei...no trudno, widać nie jestem stworzona do karmienia wyłącznie piersią. Od początku mała przesypia noce i mimo prób przez kilka pierwszych dni nie da się jej wybudzić w nocy na karmienie co trzy godziny... je o 22:30 i budzi się dopiero między 4 a 5 rano. Byście widziały co wyprawialiśmy z mężem przez pierwsze noce, trzy razy w ciągu nocy po godzinie próbowaliśmy ją wybudzać - efekt był taki, że ona spała a my nie...pediatra powiedziała, żebyśmy odpuścili te noce, widać tak ma to już poukładane, że noc do spania a nie jedzenia jest. Tylko, że ona za wolno przybiera na wadze. Przez to mamy już za sobą trzy wizyty u pediatry i następną mamy 11 września. Przy dokarmianiu maksymalnie jest w stanie zjeść jednorazowo 60ml (raz zdarzyło się, że pochłonęła 90ml) potem zaciska usteczka i nie ma bata i to ją trzyma w ciągu dnia 3 godziny, po mieszance w oczach ma upojenie mlekowe i od razu odpływ i śpi...i budzę ją po trzech godzinach na cyca (całe szczęście w ciągu dnia to nie takie trudne ale też zajmuje z 15 min zanim się obudzi) i widać, że na cycu nie dojada bo denerwuje się po 10 minutach ssania (pewnie już nic nie leci), potem zaczyna ssać płytko tak jakby tylko smoczka ssała i przeważnie usypia, a jak ją odłożę to po przebudzeniu dalej szuka cyca bo przecież to ostatnia czynność jaką wykonywała przed zaśnięciem, a te drzemki między karmieniami trwają jakieś 20-40 min i znowu cyc. Natomiast w te upalne dni wisiała na cycu cały czas, nie dała się odłożyć wcale, chociaż nie ssała cały czas tylko ciomkała. Mimo dokarmiania butelką ssie pierś ale widzę, że z czasem zaczyna jej się mylić i tak na przykład w minioną noc przystawiam ją do cyca o tej 5 rano a ona niby wybudzona, niby chwyta łapczywie po czym zaczyna ciomkać i denerwuje się, że nie leci, puszcza, chwyta ponownie (karmię przez kapturki) tak kilka razy zanim zaskoczyła, że musi bardziej pociągnąć i to mnie zaczyna martwić...ale będziemy się karmić póki damy radę i tyle! Świat się nie skończy przecież...a najważniejsze, żeby Tosia rosła już dalej prawidłowo. Pamiętam jaka mądra byłam wcześniej i zakładałam, że nie dam sobie wmówić, że pokarm kobiecy nie jest wystarczająco dobry...a tu życie napisało swój scenariusz. Gratuluję wszystkim mamusiom rozpakowanym (podczytuję Was ponownie od mniej więcej tygodnia, niestety wcześniejszych wpisów nie jestem w stanie już nadrobić) i życzę powodzenia i satysfakcji z rodzicielstwa. Jeśli dobrze liczę to właściwie zostały nam trzy dwupaczki. Trzymam za Was kciuki!
-
Witam kobitki no to wychodzę męczyć się w te upały z Wami...a co!? Jutro olej rycynowy i zobaczymy...mam wrażenie że bawią się ze mną w ciuciubabkę...raz tak, raz tak. Ta niepewność jest jeszcze gorsza, nastawiłam się na plan i czuję się trochę oszukana :-( Larin serdeczne gratulacje, czekamy na więcej informacji! Truskawka, Ania27 trzymam kciuki...powodzenia.
-
Witaj Ewelina-rodze w Katowicach
-
Ewelad no pracuje ale myślę że specjalnie nie chce dyskutować z decyzją ordynatora. Jest już w kontakcie z położoną i jutro po porannym obchodzie zadzwoni do mnie i ustalimy co i jak. Póki co życzył dobrej nocy...także trzyma rękę na pulsie...może poczekamy na jego dyżur?!
-
Miałam już dziś 3 ktg i jeszcze czeka mnie o 24tej i o 6 rano praz przed wyjściem do domu ok 12tej. Stwierdziłyśmy z położoną że dla mnie, a właściwie dla Antosi ktg powinno funkcjonować inaczej i zamiast przycisku oznaczającego ruch powinnam mieć go stale wcisnietego i puszczać gdy mała przestaje się ruszać... ;-) Zalecenie położnej - we wtorek rano na czczo wypić 4 łyżki oleju rycynowego i popić sokiem pomarańczowym, przeczysci i jak ma się zacząć to wywoła akcję skurczową a jak nie to tylko przeczysci i nic się nie stanie...także spokojnie te specyfiki ponoć działają tylko wtedy kiedy już czas...tak a props wspomnianego tu kiedyś koktajlu położnej.
-
Czarnamamba oblukałam ilości więc nie wiem czy dobrze a co do tego że nie odeślą rozmawiałam z położoną. Dali mi pilota od klimy i teraz to mogłabym zostać tu do porodu...i nawt mogę przenosić ;-) pod stałym monitoringiem i w takich warunkach!
-
Magda już mi wszystko jedno mogę poczekać do tego 15go , a te podróże tam i z powrotem po naszych dzurawych drogach pewnie wywołają tą akcję porodową... ;-) Od 12tej urodziły się dwa dzieciaki i dziewczyny miały naprawdę dość szybkie i łatwe porady...napawa optymizmem!
-
Czarnamamba są 4 łóżka na sali przed porodowej, dwie porodówki i jakieś 9 łóżek po porodzie na zwykłych salach no i jeszcze te sale pojedyncze, ale gdyby co to organizują więcej miejsc więc nie przejmuj się raczej nie odsyłają.
-
Więc plan mojego prowadzącego upadł bo nikt nie będzie zmieniać decyzji ordynatora... Także miałam tulić małą najdalej w środę a może się okazać że jeaszcze przenoszę!
-
Joanna chodzi o to że mimo fatalnego stanu łożyska spełnia ono swoją rolę bez zarzutu, przepływy są idealne i stąd nie ma potrzeby ingerować, widać taka moja natura. Zgodził się jednak co do bezwzględnej konieczności codziennego ktg i być może jutro mnie wypuszczą i będę przyjeżdżać...tylko my mamy 70 km...
-
Aniu już się zastanawiałam co z Wami. Gratuluję, dałaś radę i to najważniejsze! Dużo zdrówka dla Ciebie i Krzysia...jaki on duży! Czekamy mimo wszystko na relacje ;-)
-
Mnie przyjęli na obserwacje tylko naprawdę nie wiem po co? Nie dadzą mi kroplowki bo zdaniem lekarza przyjmującego szkoda indukowac poród bo za ładnie to wygląda i należy czekać na rozwój akcji...świetnie tylko słuchając rodzacych za ścianą bez sensu się stresuję...
-
Kasiu gratulacje! Szybkiego powrotu do formy i czekamy na relacje i poznanie Piotrusia ;-)
-
Joanna, RudaMaruda to będziemy coś organizować ;-) Mamuśka zazdraszczam, że w ogóle włożyłaś stopę do eleganckiego bucika - ja obecnie wkładam stopę do j-e-d-n-y-c-h japonek. Jak mi poprzednio spuchły stopy to chodziłam jeszcze w takich balerinkach mocno wykrojonych i bez palców, a teraz nie wsunę stopy...Ja mam (miałam...) rozmiar stopy 35 i teraz to naprawdę jakbym na świńskich raciczkach chodziła...tragedia. Położyłam się o 24 przespałam do drugiej z minutami i klops...dziś kroplówka i mam takie mieszane uczucia, z jednej strony fajnie bo wóz albo przewóz i jak nie ruszy to najdalej w środę cc (chociaż mojego lekarza nie będzie na dyżurze i nie wiem czy inny podejmie taką decyzję ale to na marginesie - położna kontaktowała się z lekarzem i zna plan więc chyba ona to nakręci ) z drugiej strony taka obawa, że termin dopiero na przyszłą sobotę, a z pierwszych prenatalnych to nawet był przesunięty na 17go (a to ponoć najdokładniejsza statystycznie data narodzin) i malutka jeszcze nie gotowa i po co ją wyganiać...ehh - te dylematy...:-/ Nic idę jednak się położyć...może zasnę...gdybym chociaż skurczę zamiast baranów mogła liczyć, jak Mari kiedyś podpowiadała...a tu chyba bezzębnie będzie... ;-)
-
Chiyo, Daniela przecież Wy obie z Poznania to koniecznie spotkajcie się w tym spa!! No właśnie dziewczyny ze śląska może my też spróbujemy zorganizować wspólne spa w okolicach listopada?
-
Joanna, monii przypuszczam, że te Wasze koleżanki, przyjaciółki to bezdzietne...tak to smutne co piszecie, nie zdały tej próby, ale z drugiej strony macie czarno na białym. Mmadzia biegam non stop od trzech dni...i nic. No może dziś troszkę krótsza aktywność i to nie przez upały tylko moja skóra na nogach już nie wytrzymuje napięcia, nie mogę ruszać palcami, jak nacisnę na piszczel to zagłębienie takie na 1 cm! Porobiły mi się dodatkowe zagięcia na skórze i palce drętwieją bo chyba nie mają powoli dopływu krwi...kolana to takie dwa wielkie jabłka i po aktywnym poranku i popołudniu już nie mogę ustać i poruszam się bez pewności, że ustoję na nodze na której stąpam :-(( ale rano to nawet tańczyłam!!...i chyba przeholowałam. Silv jak tu się nie zakochać w takiej perełce ;-)) Doczekałyście się!! Cieszymy się z Wami! Daniela to po takich przeżyciach musisz koniecznie wybrać się do spa! Należy Ci się i już! Trzymaj się, przesyłam mnóstwo endorfinek!! Teraz wstaw suwaczek z wiekiem Helenki ;-) CzarnaMamba z pewnością w czasie pełni była na Łubinowej... ja też byłam wtedy na ktg i potwierdzam w szpitalu nie było miejsca i usłyszałam, że gdybym zaczęła wtedy rodzić to po porodzie zostałabym na łóżku porodowym do wyjścia pierwszej z pań do domu... Widzisz miałam Ci napisać relacje ze spotkania w sprawie krwi pępowinowej...i oczywiście uciekło mi. Podpisaliśmy umowę na pakiet niebieski czyli dodatkowo z pobraniem sznura pępowiny. Te komórki macierzyste ze sznura mają wprawdzie ograniczone zastosowanie w stosunku do komórek wyizolowanych z krwi ale mogą je namnarzać i przeszczep ich nie wymaga zgodności z biorcą, dodatkowo sznur dzielą na 5 kawałków i rozmrażają po jednym w razie potrzeby. Ponadto lekarz z banku wysłał mi obszerny artykuł o możliwościach, badaniach i postępie wykorzystania komórek w toczniu układowym (moja siostra) i w tej sprawie będą z nami w kontakcie...także są zaangażowani. Teraz jeździmy w bagażniku z dwoma torbami i pudełkiem do pobrania, które nie jest małe! I przy tych upałach mąż tacha to tam i z powrotem bo w samochodzie podczas postoju to by się ugotowało... RudaMaruda no właśnie osoba z papierami musi mieć opiekuna i jak nie ma pośród rodziny to ma kuratora państwowego...także trzeba dojść do tego kto nim jest. Jeśli ma kuratora to pozostaje sądowa decyzja w sprawie umieszczenia Pani w odpowiednim ośrodku i nie ma co się zastanawiać bo ta Pani potrzebuje pomocy a jest zostawiona sama sobie. To długa droga ale jedyna i administracja powinna się tym zająć - od tego jest żeby działać w imieniu lokatorów budynku. To przykre w naszym Państwie, że dla takiej osoby system pomocy i opieki jest niewydolny, a patologia dostaje pomoc regularnie...i ma za co chlać, bo alkoholizm to najłatwiejszy czynnik... ehh. U mnie dziś w cieniu było bagatela 39stopni! Więc obecne 30 to już prawie przyjemność ;-) Pod prysznicem byłam 3 razy, a męża wygoniłam na basen...nie chciał, bo co jak się zacznie ale mówię mu od czego są telefony!! i dał się namówić ale wrócił po półtorej godziny. Ponoć to był ten najcieplejszy dzień i mam nadzieję, że jutro nie będzie powtórki z rozrywki! Zapowiadają burze.