Skocz do zawartości
Forum

nauzyka

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nauzyka

  1. Najpierw moi chłopcy stwierdzili, że duchy są niewidoczne i nie mają ciał.Dlatego oczy i uśmiech ducha wylądowały na szybie... Potem, że duchy niosą ze sobą światło i są białe ale jednak półprzezroczyste... Słoik i bandaż (brakło białej farby i chłopaki chcieli użyć pasty do zębów... ale okazało się, że nie ma białej tylko żelowa :) ) wspomagane świeczką... Potem Dawid lat 6 zobaczył cebulę.... nawet nie wiedziałam, że taki duszek mieszka w koszu na warzywa... wujek, który akurat u nas był nazwał duszka: duszkiem smrodziuszkiem :) (to mój ulubiony.... no prawie, ale o tym dalej...) Adaś-lat 4 też chciał duszka warzywnego,a w koszyku była dynia, więc... tu mamusia ratowała dynię przed wycinaniem i długo tłumaczyła, że to dyńka na ketchup a nie na wycinki, więc trzeba jej charakteryzacji..., może mało duszkowa, ale...za to jaka duża:) Na koniec, żeby było wesołe duszysko, powstał (z udziałem Dawidka) medal przeciw strasznym i smutnym duchom, jako oznaka, ze u nas tylko dobre wesołe duszki mogą przebywać....
  2. Gratulacje dla zwycięzców :)
  3. Mam 4 latka, który też tak miewa, mimo, że to on jest najmłodszy, ale było lepiej jeśli wieczorem znalazłam chwilkę więcej tylko dla niego, poczytam mu i poprzytulam (takie przytulanki -wygłupiaski na łóżku). Poprawiło się znacznie, kiedy dostał tajemniczy prezent przytulankę - opiekunkę, która uwaga "odstrasza ciemności i wszystkie strachy i zastępuje mamusię w przytulaniu. U nas to zwykły dinozaur pluszowy z własnoręcznie wydzierganym (oczywiście przez mamusię) szaliczkiem, który strzeże Adasia jak Anioł stróż (aniołek tez wisi na ścianie nota bene, ale jego nie da się w nocy przytulić).
  4. Mój też ogląda. A zagadnięty przez wujka, że kucyki to raczej dla dziewczynek,, odpowiedział: "to bajka o paczce przyjaciół, a co? chłopaki to się nie mogą tak przyjaźnić, tylko mają się ciągle popychać?" W sumie mądrze to moje dziecko powiedziało, w większości bajek dla chłopców na piedestale są jakieś wyścigi, szybkości, strachy, duchy i umówmy się - może nie agresja - ale na pewno taki troszkę "pierwiastek twardziela". A skoro mówimy dzieciom, że przyjaźń i miłość jest ważna, a większość z bajek ukazujących te uczucia jest dla dziewcząt, to niech ogląda - ja mu nie zamierzam zabraniać. Fakt, że nie afiszuje się tym przed kolegami i trzeba to uszanować, ale myślę, że jeśli zaszufladkuję mu świat, mówiąc "to dla dziewczynek, a to dla chłopców" to on też będzie później tak szufladkował kolegów robiących coś "typowego" dla dziewczynek i może zacząć, nawet nieświadomie, im dokuczyć. Poza tym takie dzielenie bajek na "dziewczyńskie i chłopczyńkie" może pójś dalej i potem przyczynić się do dzielenia różnych zajęć "na męskie i kobiece". Już widzę, jak się to obraca przeciwko mnie i mój np. 15 letni syn mi powie, że on mi nie pomorze w kuchni i nie obierze ziemniaków, bo to dla bab - o niedoczekanie ;) I choć nie przepadam za maminsynkami i 100% wrażliwcami, a sama lubię czuć się bardziej kobieco niż męsko (wiadomo!) to w myśl zasady jednej z moich koleżanek: "Wolę zwykłego chłopaka, który sam zaceruje dziurę lub usmaży mi naleśniki, niż męskiego szowinistę w dziurawych skarpetkach, czekającego aż podam mu 2 -daniowy obiad z deserem". I nie zrozumcie mnie źle - gender to nie dla mnie, i niech chłopak będzie chłopakiem, a dziewczynka dziewczynką, ale ani jedno, ani drugie nie musi być od razu "męskim twardzielem" i "słabą kobietką". Dlatego niech ogląda sobie kucyki, bo jak żartobliwie mówi mój mąż - każdy prawdziwy facet lubi sobie popatrzeć na dziewczyny ;)
  5. W imieniu moich detektywów: BARDZO DZIĘKUJĘ :)
  6. Nie miałam wyboru. Ponad rok temu zabrałam dzieci na pogrzeb dziadka mojego męża. Starszy miał 5 lat młodszy 3. Cała rodzina męża oczywiście poszła, moja mama też, reszta była niestety w pracy. Znajomi też pracowali (to był pn.). Pogrzeb był poza miejscem naszego zamieszkania, więc nie było szans by zdążyć odebrać ich z przedszkola. Nie zrozumcie mnie źle - naprawdę nie było wyjścia - nie każdy ma zastęp wolnych przyjaciół i niepracujących członków rodziny. Powiem tak - gdybym nie musiała nie zrobiłabym tego. Żałuję oczywiście i to bardzo, ale już po fakcie. Wyszło tak, że chłopcy nie zareagowali źle, bo dużo rozmawialiśmy wcześniej (dziadek chorował i niestety zanosiło się na najgorsze), dzień przed pogrzebem byli z nami chwilkę w kaplicy, to im trochę pozwoliło się oswoić z sytuacją. W dniu pogrzebu jakby do końca nie byli świadomi, że to tak wygląda. Gorzej na cmentarzu - chciałam im oszczędzić widoku zakopywanej trumny, ale ludzie ani myśleli nas przepuścić na tył, a najbliżsi męża uczepili się moich dzieciaków, jak tonący tratwy. Starszy wiedział co będzie, młodszy był w lekkim szoku. Koniec końców mały szybko zapomniał, ale on jest z tych dzieciaków co to "sobie wszędzie poradzą i nie w kij dmuchał". Starszy jest bardziej wrażliwy, w sumie nie boi się rozmawiać o śmierci i przyjął to naturalnie, ale powiedział, że na pogrzeb więcej nie pójdzie. Nie ma lęków, ale mówi, że nie chce słuchać jak wszyscy płaczą. W gruncie rzeczy chłopcy nie byli aż tak związani z dziadkiem, więc może nie do końca to odczuli. I choć tak naprawdę mam wrażenie, ze troszkę zrozumieli co czeka każdego i przyjęli to spokojniej niż myślałam a nawet zadawali dość rzeczowe pytania, bez zbytnich emocji i strachu, to w 100% wolałabym nie musieć więcej zabierać ich na pogrzeb. Myślę też, że to ja osobiście bardziej bałam się ich zabrać i moje lęki z tym związane były większe niż ich obraz tej sytuacji. Sama uczestniczyłam w pogrzebie mojego taty gdy byłam dzieckiem (miałam 9 lat), ale w sumie to był ktoś najbliższy, a ja miałam świadomość, że już go nie ma i nie będzie. Myślę, że im mniejsze dziecko tym bardziej odporne na takie emocje-pod warunkiem, że nie chodzi o naprawdę bliską osobę - o ile wcześniej się z nim rozmawia.
  7. Dyplom Dawidka - 6 lat - przygotowany dla taty, po dzisiejszej rozmowie pt. "kiedy tatuś poznał mamusię". Synek spytał jak to się stało, że najpierw tata poznał mamę, a potem był on, no a potem brat? Odpowiedziałam, że tatuś znalazł kluczyk do serca mamusi, przekręcił ;) a potem na świecie pojawili się oni. Chyba nie do końca mi uwierzył, bo stwierdził, że takich kluczyków nie ma, bo można by je było podrobić, ale dyplom dla tatusia - "kluczowego" detektywa w "wiadomej sprawie"przygotował :) Na zdj. nr 1 -twórca, Dawidek Na zdj. nr 2-brat twórcy, "nie-wykluczony" ze sprawy ;) Adaś
  8. Idealny konkurs dla nas :) Jakiś czas temu - zdaje się nawet, że dość dawno - rozmawialiśmy z dzieciakami o znakach zodiaku ( a moje chłopaczki to zodiakalni: lew i raczek) i synowie zapragnęli mieć w domu ich symbole w wersji "do zabawy". Niestety nie mogę znaleźć lwa ani jego zdjęcia - wykonanego samodzielnie przez 6 letniego Dawida, jednak znalazłam zdjęcie Adasiowego raczka :) Tatuś wyciął z drewna kółka i ich połówki. Adaś (l.4) ścierał papierem ściernym (prawdziwie "męska" ;) praca) i malował plakatówkami (tylko takie farby mieliśmy) odwłok i szczypce. Mamusia posklejała i dorysowała oczy. Praca niby Adasia... ale wiadomo... rodzice pomagali. Ale bawił się już Adaś sam :)
  9. Dawidek lat 6 postanowił, że jego dyplom będzie w najważniejszym dla prawdziwego detektywa kształcie-kształcie lupy. Początkowo miał on ukazywać odcisk ręki (obsypanej mąką) na sejfie, ale... nie mamy sejfu ;) więc jest odcisk w farbie, wykonany na kartonie. Potem synuś stwierdził, że trzeba wyciąć szybę do lupy, ale... jedyne szyby w domu to okna (dla mnie dość istotne), wiec koniec końców zgodził się, by szybę zastąpiła "koszulka" na dokumenty. Mam nadzieję, że ją widać na zdj. Dyplom jest w 100% pomysłem Dawidka, ale... gdy zobaczył go 4 letni Adaś...też taki zapragnął. Tylko on postanowił odcisnąć w farbie stopę - najcudniejszy moment przy wykonaniu obu prac, bo malowałam mu stopę pędzelkiem, a on o mało nie pękł ze śmiechu :)))
  10. Mój starszy syn mając 3,5 roku (obecnie 6lat) zasnął na pierwszym (jasełkowym) występie w przedszkolu :) W czasie gdy jedne dzieciaczki występowały, inne grzecznie siedziały "po turecku" (w tym i moja pociecha). Było tak nastrojowo, że Dawid po prostu się zdrzemnął. Na szczęście przedszkolanka szybciutko się zorientowała i obudziła go na długo przed tym jak miał wypowiedzieć swoją kwestię. Przez resztę przedstawienia był jednak "lekko śnięty" ;) Za to 2 letni Adaś (dzisiaj czterolatek), notorycznie zasypiał na zakupach siedząc w wózku sklepowym, mimo, że to nie była pora drzemki. Mój mąż twierdził wtedy, że wyrośnie z niego prawdziwy facet, skoro tak bardzo nudzą go zakupy :)
  11. Dawid, lat 6- boi się ducha pirackiego rycerza, który podobno zjawia się zawsze gdy ma iść wieczorem przez ciemny korytarz w domu. Dlatego postanowił... zamknąć go w pokoju na kłódkę a klucz odwiesić na haczyk wysoko pod samym sufitem. Osobiście jednak uważam,że dużo bardziej boi się psów i owadów ;)
  12. Adaś, lat 4. Panicznie boi się... obcinania paznokci- choć nie wiem czemu, bo nigdy nie zdarzył nam się nam w trakcie tej czynności żaden "wypadek" Rysunek może mało" rysunkowy". Choć Adaś kocha rysować, ale tym razem poprzetał na konturach. Chyba już sam rysunek wywołał w nim lęk. Nazwałabym go raczej szkicem, ale jestem dumna z tego jak narysował nożyczki :)
  13. Gratulacje dla Waszych "skrzatów" :)
  14. No i niestety - młody mi się rozchorował i z przygotowań została tylko piniata... rozwalona i pożarta przez domowników. Na razie muszę odłożyć imprezkę z jednego prostego względu - w przedszkolu panuje na przemian jelitówka i angina. Masakra-wiecie co mam na myśli. "Młodzież" (ta domowa oczywiście) mi się STRASZNIE rozczarowała, nawet szkoda gadać co się działo,ale co robić. Prawdopodobnie urządzimy imprezę urodzinową dopiero w przyszłym roku - jako, że syna ma urodziny w lipcu - zrobimy je w maju lub czerwcu. Przynajmniej scenariusz już mam :) Za to w najbliższym czasie planujemy z kilkoma mamami imprezę halloweenową- już jedną taką przeżyłyśmy i jakoś nawet udało się wszystko zachować w całości ;) Obiecane zdjęcia kredek stopionych mi się zapodziały, ale będę robić nowe kredki więc cyknę nowe foty i wtedy wkleję.
  15. Lepiej późno niż wcale. Zdjęcia moich skrzatów. W roli głównej Żwirek(po prawej) i Muchomorek(po lewej). Przynajmniej w mniemaniu moich synków ;)
  16. Dawid,6 lat: Skrzat to taki magiczny krasnal który chowa się gdy tylko rodzice patrzą, a gdy nie patrzą to on rozrabia i wyczynia rożne psoty, ale potem i tak jest na dziecko i ono musi wypić to piwo czyli posprzątać. Adam, lat 4: skrzat to taki ktosiek, kto dużo skrzeczy i dlatego nazywa się skrzat- od tego skrzeczenia. I ma buty i kamizelkę, a nie tak jak ludzie, bo oni nie mają. I ma brodę a w tej brodzie ma patyki do drapania i pchły testowane(chyba mu chodziło o tresowane). Dawid dodatkowo postanowił pokazać mi jak wygląda skrzat w wersji piżamowej tj w czapce i kubraczku. Nota bene te "czapki" to wymarzone przez mojego sześciolatka... szlachmyce, uszyte przez babcię. Naoglądał się Żwirka i Muchomorka.
  17. Gratulacje. Mamy te książki więc nie braliśmy udziału, ale zdecydowanie wygrały moje typy :) Zwłaszcza PAN POCZTOWY - rozbroił mnie całkowicie :) Śmialiśmy się: i ja i mój mąż i nawet moje dzieciaki :)
  18. Ja też przewiduje kolację. Generalnie plan jest taki: 1. Powitanie gości i dużo radości 2. Dam im krótką chwilę na "ogarnięcie" ;) pokoju chłopaków i ich zabawek 3. Prace plastyczne: wypalanie kredek i ROBOT :) oczywiście i np. maski robotów (wcześniej coś podszykuję) 4. Zabawa w roboty (NP. Zły król Robotus-w tej roli mąż, próbował zawładnąć krainą robotyki i wszystkie roboty musiały znaleźć sposób jak go przegonić, a najlepszym pomysłem jest oczywiście nawrócenie go na dobrą stronę "światła", itd....) 5. Jakieś tańce i wygibasy, np. taniec hula i przechodzenie pod zniżającym się kijem od szczotki. 6. TORT (w trakcie zabaw oczywiście szwedzki stół ze smakołykami) 7. Gry zręcznościowe typu: wyłap wędką z magnesem monetę z miski (wersja trudna-z wodą , wersja łatwa-bez), ale to jeszcze do przemyślenia co to będzie - grunt to żeby tak od razu po torcie nie fikali koziołków 8. Worka boksowanie - kalorii tortowych spalanie ;) 9. Wizyta u cyganki 10. Piniata i/lub konkursy z nagrodami (dla wszystkich oczywiście) 11. Kolacja i KINO: (albo bajka DVD, albo wspólne występowanie z dziećmi i stworzenie bajki wymyślanej przez wszystkich tak "na żywioł") Ewentualnie coś zmodyfikuję, ale... się zobaczy
  19. Imprezę przewiduje tak 3/4 godzinki, więc możemy zacząć od kredek - zanim dzieciaki wyjdą kredki będą gotowe (ważne, żeby wcześniej obrać świecówki z papierków, bo to zajmuje najwięcej czasu, ale już samo łamanie kredek, sprawia dzieciakom wieeelką frajdę-tu chyba budzi się w nich instynkt niszczyciela ;) ). Jak znajdę zdjęcie wcześniej robionych przez nas kredek to je tu umieszczę :)
  20. Dzieci max. 10. Swietny pomysł na robota. Jestem zachwycona :))) Namiot mam-już czeka przygotowany w pogotowiu :), a kulę mam taką, która przy dotyku puszcza pioruny. Myślałam też o piniacie i wypiekaniu kredek świecowych- już to robiłam z moimi chłopakami. kredki świecowe się łamie, umieszcza w silikonowych foremkach na lód-takich malutkich(ja mam w kształcie owoców, dinozaurów i serduszek). Tylko trzeba kredki układać z lekką górką- i można też mieszać kolory w każdej foremce dowolnie. Potem 15 minut w piecyku, 15 stygną i godzina w zamrażarce. Fajne jest to, że dzieciaki mogłyby zabrać potem kredki do domu, np razem z kolorowankami czy notesami wygranymi w zorganizowanych konkursach. Mam też coś jeszcze: dmuchany stojący worek bokserski i rękawice bokserskie dla dzieciaków. W sumie im więcej o tym myślę tym więcej mam pomysłów, więc to może być jednak niezła impreza :)
  21. Psota mojego starszego syna jest przez nas wspominana przy okazji każdego grilla. Dwa lata temu byliśmy całą rodziną (ja, mąż i synowie: natenczas lat 4 i 2) na grillu u naszych przyjaciół, których dzieciaki wprost uwielbiają. Pan domu, nazywany przez naszych chłopców wujkiem, zajął się przygotowaniem grilla, a ja z mężem i panią domu obserwowaliśmy jego poczynania rozmawiając. Chłopcy w tym czasie bawili się na kocu klockami. W pewnym momencie "wujek" przykucnął, żeby dojrzeć efekt swojego grillowania i naszym oczom ukazał się... cóż.... delikatnie rzecz ujmując jego hmm... "niewielki rowek". W jednej chwili mój czteroletni wtedy Dawid wstał z koca, złapał garść piasku i po prostu wsypał go wujkowi w "ów rowek". Wujek skoczył jak oparzony, my zamarliśmy zaskoczeni pomysłem syna, ale po chwili wszyscy pokładaliśmy się ze śmiechu. Dodam tylko, że dość spore podwórko państwa domu jest w całości porośnięte trawą a jedyny dołek z piaskiem ma około 20 cm. średnicy. A wujek?.... nadal jest ulubionym wujkiem moich chłopaczków. Tylko od tamtej pory gdy razem grilujemy... wujek dobrze "obstawia tyły" :)))
  22. Nikawa - świetne pomysły. Dziękuję. Zwłaszcza motyw rycerski przypadłby moim synom do gustu :) Ale coś czuję, że to jednak będzie impreza pod hasłem: "roboty"... Cóż, nie ukrywam, że mieszkam w mieście, w którym są tylko 2 "Figlo-raje" i imprezy urodzinowe krążą z jednego do drugiego, a chciałabym, żeby to było coś innego. Coś co nie tylko mój syn ale i pozostałe dzieciaki zapamiętają na długo. Myślałam też o kręgielni (muszę tylko się zorientować, czy mają kule dla maluchów) i o wizycie u wróżki/cyganki - w tej roli oczywiście ja ;) - mam nawet świecąca kulę, więc nie byłoby źle. Jako, że jestem mamą, która ciągle coś z dzieciakami "dłubie" i koledzy mojego syna o tym wiedzą (młody nosi-ku uciesze pań i dzieci- te "wypociny" do przedszkola), więc pewnie nie obyłoby się bez jakiś prac plastyczno-technicznych. Niestety nie mam własnego podwórka (blok) więc odpada ulubiona zabawa moich dzieciaków, czyli podchody i poszukiwanie skarbów z mapą przygotowaną przez rodziców-przy dwójce dzieci do ogarnięcia w pobliskim lesie, przy dziesiątce trochę trudno logistycznie.
  23. ad. powyższego: Mój młodszy syn w wieku 13 m-cy poszedł oczywiście do żłobka, a nie do przedszkola :)
  24. Są sytuacje, w których mama po prostu musi "oddać" dziecko do żłobka czy przedszkola. Nie jest łatwo. Ani mamie ani dziecku. Myślę, że nie wiek dziecka jest tutaj granicą, ale jego przywiązanie do mamy i charakter. Mój młodszy syn poszedł do przedszkola gdy miał 13 m-cy a starszy rozpoczął "edukację" tego samego dnia w wieku 3 lat w przedszkolu. Mały był pierwszego dnia zagubiony ale już szybko przywykł i do dziś maszeruje rano (już do przedszkola) z szerokim uśmiechem, za to starszy: uffff..... płakał i płakał, rok później było to samo, dwa lata później już nie płakał ale nadal było ciężko. I jemu i nam. Pamiętam jak dzisiaj: kiedyś to prababcia miała go zaprowadzić do przedszkola (w drugim roku przedszkola!!) a on rozbeczał się tak, że musiałam przyjechać z pracy bo nie dało rady go zaciągnąć do sali, a babcia nie miała serca zostawiać go na siłę. Zobaczył mnie i rozpromieniony ucałował, przekonany, że zabieram go do domu. Nawet nie zauważył - bo cały czas nawijał "jak się cieszę, że przyjechałaś, kocham Cię mamusiu"- że zaprowadziłam go do sali. Był w prawdziwym szoku, ze nie udało mu się mnie namówić na powrót do domu, popłakał się, a widząc, że nic nie wskóra - obraził się, ale od następnego dnia jego upór troszkę zmalał. I malał z każdym dniem.Właśnie rozpoczął czwarty i ostatni rok w przedszkolu-chodzi może bez przesadnego entuzjazmu, ale też bez problemu. Grunt to się nie poddawać i nie przestawać wierzyć we własną decyzję. Może Twój synek boi się nowego otoczenia, a może po prostu wyczuwa Twoją niepewność i podświadomie chce jakoś na Ciebie wpłynąć. Wiem, że serce boli, gdy się wie, że dziecko cierpi, ale skoro w przedszkolu nie dzieje mu się krzywda to może warto to przeczekać. Dzieci to bardzo dumne stworzenia. Gdy coś idzie nie po ich myśli: cierpi ich duma. Gdy nie są w stanie zapanować nad tym co je otacza - płaczą. Pewna bardzo mądra położna powiedziała mi kiedyś: "Dziecko w każdym wieku może płakać - jak każdy człowiek - to zdrowy odruch. Byleby nie płakało z głodu, pragnienia, zimna czy bólu. Czasem wystarczy je przytulić i płacz mija, a czasem trzeba ten płacz po prostu przeczekać. Zwłaszcza maluchy do 4 r.ż. to małe spryciule: nie mogąc walczyć inaczej: walczą łzami. I czasem te łzy roztapiają mamine serca." Wiem, że łatwiej mówić niż zrobić, ale: spróbujcie się nie poddawać: i Ty i Twój synek. Trzymam kciuki. Powodzenia
×
×
  • Dodaj nową pozycję...