Dziouchy, powiem Wam jak ja sobie radziłam z mdłościami (fakt, że jakieś mega nie były): nad łóżkiem miałam biszkopty (teraz nie mogę już na nie patrzeć) i po przebudzeniu zjadałam ze trzy, popijałam i jeszcze chwile poleżałam. To mi dawało czas na umycie się i przygotowanie śniadania. Inaczej nad blatem już mi się słabo robiło.
Mnie za to męczy coś innego - mega wzdęcia. Fakt, że od kilku już lat męczę się z jelitem nadwrażliwym, łykałam i antybiotyki i różne rozkurczowe, nawet psychotropy uspokajające. Ale najbardziej pomagało mi na sprawy żóładkowo-jelitowe to, co teraz zabronione - pięćdziesiąteczka orzechówki i jak ręką odjął. Nie wiem jak mam sobie z tym teraz radzić. Nie jest to też zależne od diety. Trochę pomaga, jak któraś wcześniej wspomniała, mięta. Trochę przeczyści i na chwilę spokój. Ale dzień w dzień brzuch jak pewnie w 6 miesiącu.
Acha.. ja jestem jakoś na przełomie 11 i 12 tc (11 wedle moich obliczeń, 12 wedle gine). I mam to samo co Wy, jestem mega zmęczona, do tego od tygodnia męczę się z przeziębieniem. Wstaję z krzesła jak staruszka, powoli, po meblach, bo słabo i jasno przed oczami.
Nawet jeszcze jakoś wybitnie nie przytyłam, spodnie dopinam (może ciut ciaśniejsze, ale to nie przeszkadza jeszcze). Tatuś małago Aliena tylko patrzy na mnie i mówi "policzki Ci się zaokrągliły" na co "ja Ci dam zaokrągliły" i zowie mnie teraz kluseczką, Łapserdak jeden.
Uff.. wygadałam się ;)