
agf
Użytkownik-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez agf
-
Z rysowaniem Natanowi (3 latka i 8 miesięcy) idzie średnio, ale za to wszelkie inne zabawy w strażaka, łącznie z tworzeniem z ubrań, idą mu świetnie :)
-
Wydawać by się mogło, że nawyki, słowo tak pejoratywne, nie dotyczą dzieci. A jednak. Na dodatek mogą dotyczyć najróżniejszych sfer życia czy etapów rozwoju. Przykładowo - mimo mojej walki z rodziną niemal od pierwszych miesięcy życia dotyczącej karmienia mojego dziecka tym, czym uważam, że karmione być nie powinno, u mojego przedszkolaka doszło ostatnio do nawyku jedzenia słodyczy pomiędzy posiłkami. Niestety, gdy dziecko ma stały kontakt nie tylko z rodzicami, ale i dziadkami, na nic zdały się moje próby nie uczenia go, co to znaczy słodkie. Doszło w końcu do tego, że co 15 minut synek łapał mnie za rękę, prowadził do kuchni i pytał "dasz coś?" , a na moją odpowiedź "tak, obiad, kolację, kanapkę, owoca..." zawsze słyszałam "coś fajniejszego". W końcu powiedziałam dość. Nie po to przez 3 lata wprowadzałam w domu jasne zasady, wpajałam zdrowe odżywianie, picie wody, trzymanie się stałych godzin posiłków, by teraz się poddać. Wprowadziłam zasadę - słodycze w jeden dzień w tygodniu. Był płacz, awantura, histeria. Trudno. pomyślałam - lepiej przetrwać to w jeden, dwa czy trzy dni niż znosić fochy, nerwy dziecka i ciągłe prośby o słodycze całymi dniami. Następnego dnia synek sam wybrał, że takim dniem będzie sobota i przez cały dzień o nic nie poprosił. Można? Można. Ja wiem, że to dopiero początek, ale według mnie odpowiedź jest jedna - na złe nawyki tylko odpowiednia reakcja rodziców, ustalenie sposobu działania i konsekwencja. Innym nawykiem, z którym walczyliśmy, ale już pod okiem specjalisty było seplenienie. Zaczęło się po 3 miesiącach w przedszkolu, mimo, ze wcześniej synek mówił ładnie. Po miesiącu odkąd to zauważyliśmy zdecydowaliśmy się na pomoc logopedy. Przypuszczam, że tutaj sukcesem była szybka reakcja i rzeczywiście skrupulatne, codzienne ćwiczenie z synkiem - a po 2,5 miesiąca ten zły nawyk zniknął. A w przypadku akurat takiego nawyku wiem, że brak działania w odpowiednim momencie może niestety prowadzić do sporych problemów z pozbyciem się go w przyszłości.
-
G ra planszowa nie tylko bawi, ale uczą R eguły - jest doskonałą okazją do nauki ich respektowania A trakcyjnie pozwala spędzić czas P rzegrana - lekcja radzenia sobie z porażką L ekcja fair play A ktywizuje wielu członków rodziny N awet najmłodsi korzystają, np. uczą się liczyć S połecznie, rodzinnie - ćwiczy komunikację Z dobywa się nowe słownictwo O bmyślanie, planowanie - uczy myślenia "w przód" W yobraźnia pracuje! A kcja-reakcja - uczy szybkiego reagowania.
-
-
Dziękujemy!!
-
Moje dziecko jest bardzo uważne. Czasem mam wrażenie, że ma rentgena w oczach tudzież lupę czy po prostu trzecie oko. Jego spostrzegawczość nieraz mnie zdumiewa i wprawia w zakłopotanie, bo okazuje się, że to on jest bardziej uważny niż ja ;) Nie zapomnę, gdy jeszcze mało mówił, a już na jakimś tekturowym pudle w domu wskazując na znaczek HP mówił "dzidzia dziadzia", bo faktycznie dziadek ma laptopa HP, który zawsze stoi na ławie... Albo później, gdy pokazywał na bufet w kuchni i mówił "tlaktol", a my z mężem nie mogliśmy tego traktora znaleźć. Okazało się, że owszem, był, taki maluteńki traktorek- znaczek na kartonie od mleka... Tak więc z jego uważnością jest wszystko, co nie zmienia faktu, że często po prostu się bawimy korzystając np. z obrazków, na których trzeba wskazać różnice. Świetne są też książki, my mamy taką z dinozaurami, gdzie na całych kartkach jest obrazek z mnóstwem szczegółów i zadania polegające na wyszukaniu i wskazaniu pokazanych z boku przedmiotów. Fajna zabawa i nauka nie tylko uważności, ale i koncentracji.
-
-
Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami była sobie kraina zwana Wannolandia. Tam też raz w ciągu dnia z największego wodospadu leciała życiodajna woda. Wtedy to budziły się do życia Bobiki, czyli malutkie bąbelki, które uwielbiają harce, fikołki, psikusy. Pewnego dnia do Wannolandii zawitała mała dziewczynka -Barwinka. To było nie lada wydarzenie, bo od lat do tej ukrytej głęboko krainy nikt nie trafił. Dziewczynka od razu świetnie się poczuła w obecności bąbelków, które popisując się przed nią skakały, latały, łaskotały. Tak się wszyscy doskonale bawili, że nikt nie zauważył, że do Wannolandii wpłynęły wszystkie okoliczne bąbelki, a woda zamieniła się w gęstą pianę. Było jej tak dużo, że pozwolono część piany i bąbelków zabrać dziewczynce Barwince do jej domu. co odważniejsze Bobinki miały poznać inny kawałek świata i inne dzieci. Tak to bąbelki zaczęły robić karierę na świecie :)
-
-
Ach ten katarek, jak my to znamy! W kółko i wciąż z nim się zmagamy :( Teraz znów za ścianą synek mi postękuje, bo właśnie katar i od niego kaszel go atakuje! Katarku więc się pozbywamy, teraz już i nosek dmuchamy. Im częściej tym lepiej by wydzielina do wnętrza nie spływała i potem w płucach czy oskrzelach nie zalegała. Przy katarku najpierw zakrapiamy, a potem wraz z mężem się wygłupiamy. Miny głupie robimy by synek się nie stresował i za rękami machającymi noska nie chował. Po drugie woda morska zawsze wygrywa- po niej albo kicha albo katar łatwiej wypływa. Gdy zaś katar gęsty i w środku klucha masakryczna, wtedy jest niezbędna woda morska hipertoniczna! Ona ma takie ciśnienie, że katar rozrzedzi raz dwa, och, jak z nią dobrze o nosek się dba!
-
Gdy zaś w grę wchodzi rodzina z wyłączeniem dzieci (te jeszcze grzybów nie jedzą), furorę robi KREMOWY PRZYSMAK GAJOWEGO, czyli zupa-krem z kurek: kurki włoszczyzna cebula udko kurczaka śmietana 18% sól pieprz natka pietruszki słonecznik Zupę-krem przygotowujemy na bazie rosołu: gotujemy udo kurczaka razem z włoszczyzną i odrobiną vegety. Gdy wywar jest gotowy wyjmujemy warzywa i kurczaka. W międzyczasie obieramy i myjemy kurki i podsmażamy na odrobinie oleju. Gdy leciutko się skurczą i zrumienią wrzucamy je do wywaru. Drobniutko siekamy cebulkę i jak się zeszkli dorzucamy do zupy. Gotujemy pod przykryciem, następnie miksujemy zupę blenderem. Na koniec dodajemy śmietanę i mieszamy do zgęstnienia. W ostatnich paru minutach dodajemy posiekaną natkę pietruszki, sól i pieprz do smaku. Zupę-krem podajemy posypaną ziarnami słonecznika.
-
Świeża botwinka - na zdrowie! Zupa idealna już nawet dla roczniaka. Pożywna, zdrowa, wiosenna i pyszna - od lat 1 do 101 :) Składniki: mały szponder czy inny kawałek mięsa pęczek botwinki z małymi buraczkami włoszczyzna jajka koper śmietana 12% łyżka masła Mięso gotujemy wraz z włoszczyzną startą na tarce. Botwinkę kroimy drobno (łodygi i kilka liści), a buraczki ścieramy na tarce. Wrzucamy do rondelka razem z masłem i chwilę dusimy. Następnie dodajemy do wywaru. Gdy mięso zmięknie dodajemy roztrzepaną wcześniej z odrobiną zupy śmietanę. Osobno gotujemy jajko i podajemy pokrojone z zupą. Obficie posypujemy posiekanym koperkiem. Można także zrobić wersję bez mięsa, na samym wywarze warzywnym.
-
1. Lactobacillus rhamnosus GG (ATCC 53103) 2. Uzupełnienie diety w suplementy zawierające bakterie wspomagające pracę zdrowej mikroflory jelit w okresie ciąży jest szczególnie ważne. Pozytywny wpływ probiotyków na zdrowie matki przekłada się również na ochronę płodu. Dr. Kalliomaki przedstawił dane wskazujące, że duża liczba cesarskich cięć i okołoporodowe podawanie antybiotyków znacząco zakłócają florę bakteryjną jelit noworodków, co w następstwie związane jest z podwyższonym ryzykiem chorób atopowych we wcześniejszym i późniejszym dzieciństwie. 3.Profilaktyczne działanie probiotyku Lactobacillus rhamnosus GG pozwala na prawidłową kolonizację przewodu pokarmowego nawet u niemowląt. Bezpośrednio po urodzeniu, jałowy przewód pokarmowy dziecka w kolejnych dniach życia kolonizuje się bakteriami z jego najbliższego otoczenia. Jeśli dziecko przebywa w tym czasie dłużej w szpitalu, istnieje ryzyko kolonizacji przewodu pokarmowego szpitalnymi drobnoustrojami patogennymi, co może skutkować m.in. infekcjami przewodu pokarmowego. U takich pacjentów probiotyki warto stosować prewencyjnie. Reasumując probiotyki znajdują zastosowanie u wszystkich grup wiekowych. Szczególnie szczep probiotycznych bakterii Lactobacillus rhamnosus GG został szeroko przebadany i bezpieczeństwo stosowania tego właśnie szczepu zostało potwierdzone u wszystkich grupach wiekowych, poczynając od wcześniaków oraz dzieci z niską masą urodzeniową, kończąc na osobach w podeszłym wieku i chorych z zaburzeniami odporności. 4. Odkąd mój synek zaczął chodzić do przedszkola i przynosi do domu wszelakie zatrucia, wiem, że stosowanie probiotyku jest niezbędne. Czy to wymioty, czy biegunki, zawsze wtedy wspomagamy się probiotykami by przywrócić równowagę flory jelitowej i skrócić czas męczarni maluszka. Czasem się zastanawiam czy nie podawać probiotyku profilaktycznie, by być może uchronić go za którymś razem przed tym niemiłym doświadczeniem.
-
Jak to mówił Shreck do Osła - "(...) warstwy. Cebula ma warstwy. Ogry mają warstwy..." Idąc tym tropem powiedziałabym dalej - dzieci zimą maja warstwy. I to właśnie one są podstawą ubierania mojego synka zimą. Jakby nie był - na dworze zimno, w przedszkolu cieplej, podczas zabaw i bieganiny gorąco. Dlatego ubierając go zimą zakładam mu zawsze kilka warstw - najpierw bawełniana koszulka, taka bieliźniana, potem koszula/bluzka z długim rękawem, na to bluza czy ciepły sweter (najchętniej rozpinane) i dopiero potem kurtka. Taka kombinacja sprawdza się wszędzie - i w przedszkolu , i na zakupach (łatwo szybko częściowo rozebrać dziecko by się nie zgrzało) i na spacerze. Podobnie jest z nóżkami, choć tu kombinacji jest mniej ;) Gdy wybieramy się na dłuższy czas tylko na dwór, na sanki czy długi spacer, wtedy pod spodnie zakładam rajstopki. Gdy na dworze nie ma aż takiego mrozu, albo mamy przed sobą tylko drogę do przedszkola czy sklepu - wtedy spodnie, skarpetki plus mega praktyczne krótkie ochraniacze/getry. Szybko można zdjąć i szybko założyć, a nawet w maminej torbie nie zajmują dużo miejsca ;)
-
Nie napiszę, że każdy poranek z moim synkiem był czy jest radosny. To nie byłaby prawda, bo codzienność nie jest oblana lukrem. Nie napiszę, że nawet po nocy z tysiącem pobudek (uroki ząbkowania), promienieję, gdy zobaczę o poranku jego uśmiech. I nie jest dla mnie radosnym poranek, nawet gdy budzi mnie słodkie gaworzenie, a noc spędziłam przy łóżeczku podając leki przeciwgorączkowe i czuwając... Wyidealizowany, przesłodzony, piękny świat mamy i dziecka z reklamy jakoś w moim przypadku nie ma miejsca ;) Pamiętam jednak wiele tak radosnych, najszczęśliwszych poranków w moim życiu. Tylko, że one nie dzieją się z jakiejś specjalnej okazji, nie mają specjalnej przyczyny czy nie oznaczają wydarzenia się czegoś wielkiego. Nie. Jeden z nich wyglądał tak... Dla osoby postronnej, obserwującej z boku pewnie nic wielkiego. Dla mnie czującej wszystko w środku niezapomniany. Promyk słońca stuka w okno. Otwieram oko słysząc wzmożony ruch w łóżeczku. Wzdycham z ulgą, że już widno, że pospaliśmy jak na moje oko co najmniej do ósmej. Widzę pas niebieskiego nieba pod roletą. I mam to poczucie - to będzie piękny dzień. Nie wiem skąd się ono bierze, nie wiem jak zapewnić je sobie, zatrzymać, by mogło mi towarzyszyć każdego poranka. Ale chłonę je całą sobą. Wstaję, idę do łóżeczka, synek otwiera już oczka, zaczyna coś d mnie po swojemu mówić, po chwili już stoi w łóżeczku i wyciąga do mnie rączki. Jestem wyspana, głowa nie boli, uśmiecham się do niego całą sobą. Biorę go do siebie do łóżka i jeszcze polegujemy z pół godziny. To taki nasz poranny rytuał. Myzianie, smyranie, przytulaski, całuski. (W te gorsze dni ograniczam się do głaskania, bo powieki ie chcą się podnieść, a wszystko we mnie krzyczy "śpijmy jeszcze, jeszcze chwilę, proszęęę!: ;) ) Jednak podczas tego radosnego poranka rozpiera mnie może nie tyle energia co właśnie radość i miłość. Tak wielka, ze chciałabym by i on ją poczuł każdym swoim centymetrem malutkiego ciała. Nie jestem idealna. Nie jestem mamą idealną. Mam jednak nadzieję, że mój synek ze swojego wczesnego dzieciństwa zapamięta właśnie te nasze wspólne wspaniałe momenty, te poranki pełne radości, czułości, gdy byliśmy tylko dla siebie i tylko we dwoje. A było ich całkiem sporo :) Teraz czekamy na drugie maleństwo. Brata lub siostrzyczkę. Pojawi się latem. Mimo, że wiem, jakie zmęczenie się z tym wiąże, szczególnie w pierwszych tygodniach, to już nie mogę się doczekać tych kolejnych promyków słońca i tych kolejnych leniwych poranków. Tym razem w trójkę :)
-
Mój synek uwielbia się kąpać, ale nawet mimo to staramy się zawsze by kąpiel nie była dla niego tylko zwykłym myciem. Myślę, że jeśli dziecko nie przepada za kąpielą to są metody by mu tą kąpiel umilić. Każde dziecko jest inne i rodzice metodą prób i błędów mogą szukać czegoś, co je zachęci. Sami część zabaw podłapaliśmy, gdy byliśmy z synkiem na basenie na zajęciach dla niemowląt. U nas są to na przykład: - piana, którą synek uwielbia. Ma jeszcze niecały rok i widać po nim, że jest nią zafascynowany. Ja biorę na dłoń całą górę piany i mu podsuwam, a on swoją małą rączką ją łapie i jest zdziwiony, że piana zaraz znika. Mało tego, ostatnio próbował ją nawet zjeść Z pianą można się świetnie bawić - podsuwać ją dziecku na dłoni by ją chwytało, rozsmarowywać na głowie czy rączkach dziecka, rzucać z góry w dół. - słoiczek albo kubeczek, którym nabieramy wodę i lejemy z góry cienkim strumyczkiem. polewamy raz jedną, raz drugą rączkę by dziecko każdą z nich próbowało złapać wodę. To synkowi sprawia wielką frajdę! - gumowa kaczuszka, którą synek wyciąga z wanienki i wkłada do buzi Ale większą zabawę ma , gdy zanurzamy kaczuszkę w wodzie tak, ze dziurką od spodu nabiera wody, a później naciskamy i takim cienkim strumieniem ta woda się z niej wylewa. - gdy mamy możliwość skorzystać z większej wanny sprawdza się kaczka, ale nakręcana. Świetnie jest patrzeć jak dziecko najpierw ją obserwuje, a później goni rączką i próbuje ją złapać. - pieluszka tetrowa - zamoczoną, kładziemy na główce dziecka bawiąc się w akuku. Pieluszka oblepia główkę i synek sam śmiesznie próbuje ją sobie z główki zdjąć. Jest to też wstęp do tego by przyzwyczaić dziecko do wody, by nie panikowało jak mu się zaleje główka. Nasz synek jest już przyzwyczajony bawet do tego, że raz na kilka dni polewamy mu główkę wiaderkiem z wodą. Ale do tego dochodziliśmy małymi kroczkami - zabawki do piasku - można je wykorzystać także w kąpieli. U nas świetnie się sprawdził młynek, do którego zamiast piasku wlewamy wodę i koło się kręci. Tak samo można wykorzystać choćby grabki do "grabienia" piany Myślę, że każde dziecko jest w stanie polubić kąpiel, trzeba tylko szukać czegoś, co je zachęci. Najważniejsze to od początku pokazywać mu, że kąpiel to świetna zabawa. oczywiście by tak było muszą być spełnione podstawowe warunki - odpowiednia temperatura wody, powietrza, wystarczająca ilość wody, ewentualnie jakiś leżaczek dla mniejszych dzieci by czuły się stabilnie i bezpiecznie. Dziecko nie może też być jakoś mocno głodne czy śpiące.
-
-
Mięciutkich płatków kwiatków Aksamitnego pyłku do jedzenia Jasnych i słonecznych dni Atrakcyjnych przygód! Gromady wspierających przyjaciół Urokliwych zachodów słońca Czułości I ... radosnego bzykania :) Ociekających słodyczą kwiatków!
-
Jestem zwolenniczką metod naturalnych, jeśli stan choroby na to pozwala. Dlatego jeśli jest to dopiero początek przeziębienia czy też coś po prostu mnie zaniepokoi, podaję synkowi rewelacyjny syrop własnej roboty. Przygotowuję go już na początku zimy i co kilka dni podaję także profilaktycznie. 3 proste składniki - pół szklanki miodu i pół szklanki soku wyciśniętego z cytryny plus rozgniecione 5 ząbków czosnku. Po 3 dniach w lodówce składniki się przegryzą i mamy gotowy syrop na wzmocnienie na dodatek działający jak antybiotyk. Dbam także o odpowiednie nawilżenie powietrza w jego sypialni. Nawilżacz idzie w ruch, kaloryfer obowiązkowy wyłączony (w blokach jest wystarczająco ciepło), dzięki temu w nosie nie zasycha. Żeby ewentualna wydzielina łatwiej spływała podkładam pod materac złożony koc i lekko unoszę materac. Jeśli jednak zauważę, że po kilku dniach sytuacja się nie poprawia, wtedy zdecydowanie sięgam po środki farmakologiczne.
-
-
To się nazywa zapał do jedzenia! Jeszcze bez zębów, a już marchewka zjedzona :)
-
-
Ot, taki aniołek... z poczuciem humoru :P
-
Nie wymyślamy rzeczy niestworzonych. Nie kupujemy zestawów do nauki czytania za setki złotych. Nie gnamy w pogoni za najnowszymi super hiper metodami. My po prostu czytamy. Miłość do książek to jedna z moich największych miłości i mam nadzieję przekazać ją synkowi. Dlatego książka towarzyszy nam niemal każdego dnia jego 3-letniego życia. Żeby nie było monotonnie, nudno, i nie było za trudno - raz wybieramy te z przewagą obrazków, innym razem te z nawet małą czcionką, w której dla zabawy synek wyszukuje literek, które już zna. Zaczęliśmy od książeczek dla maluszków, gdzie obok obrazka było jedno słowo pisane dużą, wyraźną czcionką. Tak poznawaliśmy literki. Stopniowo, powoli, tygodniami pokazując jedną czy dwie z nich. Synek wskazywał je w różnych książeczkach, z różną czcionką, czasem nawet rysowane dziecięcą ręką. Ważne by potrafił je kojarzyć, rozpoznawać kształt i nazwać. Mimo, że moje pragnienie by lubił czytać jest tak wielkie, staram się nie spinać, nie zmuszam, nie pospieszam. Nie chcę geniusza, który w wieku 5 lat przeczyta Pana Tadeusza. Chciałabym synka, który będzie czerpał z czytania przyjemność.