A do mnie w piątek zadzwonili z przedszkola, aby odebrać Szymka. Biedak zwymiotował i był bledziutki. Zwolniłam się i pojechałam go odebrać. Na szczęście, to nie wirus. W piątek miał 38,2 jak po niego poszłam.
Pojechaliśmy do lekarza i się wkurzyłam, bo lekarka stwierdziła, że przyjmie jak zdąży do 18-stej.
Myślałam, że ją zabije wzrokiek.
Dziecko z temperaturą, a ona takie teksty Okazało się, że wszystko dobrze.
Gardło, uszy, płuca czy oskrzela czyste.
Stwierdziła, że za wcześnie przyszliśmy i abyśmy podawali na spędzenie temperatury i w sobotę na ostry dyżur. Na szczęście nie było takiej potrzeby. A zanim lekarka nas przyjęła, to dwie godziny czekaliśmy W sobotę już nie miał temperatury, a w niedzielę poszliśmy na sanki. Ale dzisiaj znowu nie chciał iść do przedszkola.
Mam nadzieje, że nie będę miała powtórki z rozrywki.