Doktor Zuzia
Moja córeczka ma dwa i pół roku.
Czasami trudno dotrzymać jej kroku.
Jak Bambo z wiersza wciąż psoci, figluje.
Z perlistym śmiechem po domu harcuje.
W jej pokoiku jest dużo zabawek.
Wolnej podłogi ciut więcej niż skrawek.
Na półkach książki, pod stołem piłeczki,
A ona zerka do swojej apteczki!
W niej same skarby: termometr, strzykawka,
Bandaż, nożyczki, do uszu słuchawka.
Brakuje tylko białego fartucha.
Prosi oń mamę, lecz mama nie słucha.
Zuzia pacjentów przyjmuje od rana.
Czasami bywa, że kosztem śniadania.
Ledwo się zbudzi, choć oczy przeciera,
Pędzi galopem, gabinet otwiera.
Jest w poczekalni zabawek bez liku!
Gromada miśków i lalek z plastiku.
Każdą coś boli, tu kłuje, tam strzyka.
Doktor Zuzanna lekarstwa podtyka.
Mierzy ciśnienie, zagląda do ucha,
Gardła ocenia, chucha i dmucha.
Udziela porad, recepty wydaje,
Dzielnym pluszakom naklejki rozdaje.
A kiedy spokój w klinice nastanie,
Dziadek u Zuzi zamawia badanie.
Choroby zmyśla, udaje, że płacze
Zmartwiona wnusia po głowie go głaszcze.
W końcu zmęczona gabinet zamyka.
Drzwi po cichutku w klinice domyka.
Chowa narzędzia i żegna zabawki.
Jutro na nowo wyciągnie słuchawki.