Skocz do zawartości
Forum

Ma_niusia

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ma_niusia

  1. Gratulacje dla szczęśliwców!
  2. Ma_niusia

    Konkurs Mikołajek

    Gratulacje dla szczęśliwców :-)
  3. Mojego niespełna trzyletniego Synka najczęściej uczę nowych słów pokazując - ile się da. Nie wszystko da się pokazać, np. ostatnio mamy etap wściekłości że nie chcę mu pokazać gdzie mieszka echo, tłumaczę jak umiem, puszczałam mu już bajki gdzie było wyjaśniane zjawisko echa, ale niestety tego akurat słowa nie do końca może wciąż załapać. Pozostałe słówka staram się po prostu jak najczęściej używać w różnym kontekście, kiedy widzę, że czegoś nie rozumie, staram się od razu wyjaśniać znaczenie tego słowa.
  4. Ma_niusia

    Konkurs Mikołajek

    Powiedzonko Mikołajka: No bo co w końcu, kurczę blade! Powiedzonka mojego Synka (niecałe 3 latka): - Spokojnie, mamo! (kiedy ja się czymś denerwuję; przejął to po mnie bo ja go też często uspokajam) - Nie mam nózek! (kiedy nie chce mu się chodzić i prosi żeby go wziąć na ręce) - Ja tylko sybko obejzę bajkę! (kiedy mówię, że już wyłączam telewizor)
  5. Dziękuję i gratuluję pozostałym! Okropnie ciekawa jestem tej książki! Dziękuję :-)
  6. Mój niespełna 3-letni Synek zszokował mnie mocno w kwestii językowej. Zaczynając od ojczystego polskiego języka: do 18 mies. życia prawie nie mówił, potem poszło lawinowo i w wieku ponad 2 lat mówił wszystko pełnymi zdaniami, czasem sepleniąc ale wystarczająco zrozumiale. W wieku 2,5 roku postanowił się uczyć angielskiego - mi szczęka opadła! Planowałam zapisać Syna na angielski jak skończy 5 czy 6 lat... A Młody po prostu z dnia na dzień zaczął pytać niemal o każde wymówione słowo "Mamo, jak to jest po angiejśku?". Odruchowo odpowiadałam. Zaczął powtarzać słówka po mnie, ale myślałam, że to tylko ot, tak sobie. W klubiku-żłobku do którego uczęszcza są codziennie kilkunastominutowe zajęcia z angielskimi piosenkami, tam nauczył się kilku podstawowych zwrotów (typu: heloł, hał aj ju, lets goł itp.). Potem przypadkiem odkryliśmy w tv Baby Beetles. Pseudożuczki mordujące non stop te same słówka, regularnie, codziennie po kilka minut jedno słowo. Syn jak zauroczony. Ja powtarzam słówka, on powtarza i tak w kółko. Oprócz tego nadal w najmniej oczekiwanych momentach wyskakuje z zapytaniami "Jak jest po angiejśku betoniajka/sedes/fasola...?". Niedawno dostaliśmy w prezencie zestaw kartoników do gry w memory z obrazkami i słówkami po polsku i angielsku oraz serię zeszycików do angielskiego z naklejkami i kolorowankami. Synek jest zachwycony! Powtarza słówka, ćwiczy wymowę, dopytuje o kolejne. Mało tego, wstyd się przyznać chyba, ale po angielsku umie liczyć a po polsku nie... jego samodzielnie narzuconym tempem jestem mocno zdziwiona i pozytywnie zaskoczona ale "kuję żelazo póki gorące" bo nie wiem czy za parę lat nie znudzi mu się ten angielski ;-)
  7. Bardzo przydałaby mi się ta książka do poskromienia mojego prawie trzyletniego złośnika! Chociaż tak szczerze mówiąc, ja jestem raczej z tych ugodowych czy nawet pobłażliwych matek ;-) I nie nazywam nigdy mojego Synka Złośnikiem, co najwyżej Zagubionym czy Zbyt Energicznym ;-) I nie chcę go poskramiać a co najwyżej odpowiednio ukierunkować. Synek jest mądry, sprytny, ogromnie ciekawy świata i ogromnie energiczny, przez co czasami wpadamy w tarapaty ;-) Wpadamy, bo przecież za dziecko w tym wieku odpowiada rodzic, Młody ma jeszcze swoje ograniczenia emocjonalne, fizyczne, umysłowe. Doprawdy bardzo rzadko spotykam się z jego strony ze "złośliwością", a kiedy już ta następuje, zazwyczaj widzę, że jest efektem zmęczenia, silnej irytacji czy nadmiaru wrażeń - a dopilnowanie unikania tychże leży przecież w gestii rodzica a nie dziecka! Więc po pierwsze staramy się unikać doprowadzenia do nadmiaru wrażeń, przemęczenia, napięcia. Po drugie niektóre z nieprzyjemnych sytuacji wynikają często z tego, że Młody czegoś nie rozumie. O ile sytuacja "jeszcze" jest spokojna, jasno, rzetelnie, spokojnie, tłumaczę dziecku i wyjaśniam sytuację, słowami odpowiednimi do jego wieku, pamiętając aby nigdy nie ubarwiać, nie kombinować, nie kłamać - to się mogłoby obrócić w przyszłości przeciwko mnie! Prawdziwym i rzetelnym komunikatem buduję zaufanie dziecka do mnie - wie, że nigdy go nie okłamię, nie "podkoloruję" i nigdy nie zawiodę! Nie zawsze sytuacja jest spokojna. Kiedy już rośnie (w nas obojgu!) napięcie, staram się tymczasowo odwrócić uwagę Synka od problemu, zająć go czymś innym aby emocje opadły. Pokazuję coś za oknem, otwieram nową książeczkę, angażuję w pomoc przy jakiejś pracy domowej. Dopiero kiedy emocje opadną na spokojnie wracam do tematu i wyjaśniam sprawę, aby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości. I ten trick nie zawsze działa - niestety! Czasami nie da się odwrócić uwagi, Młody jest zafiksowany na stresującej sytuacji i koniec! Wtedy jest trzeci i ostatni etap mojej metody "poskramiania". Czyli Akceptacja i Bliskość. Jestem przy Synku (czuwając nad jego bezpieczeństwem), akceptuję, że dana sytuacja wyzwala w nim takie i nie inne emocje. I pozwalam (w granicach bezpieczeństwa) okazać, wyładować emocje. Jestem do jego dyspozycji, możemy się przytulać, mogę się nie odzywać, mogę stać z boku, mogę go (w bezpiecznym otoczeniu) zostawić samego - jak potrzebuje! Dopiero po przeżyciu pojawiających się emocji zajmujemy się wyjaśnieniem sprawy. Ta metoda jest dla mnie niesamowicie trudna, bo patrzenie jak płacze, krzyczy, męczy się swoim niezrozumieniem na przykład, jest dla matki bardzo trudne. Ale to mój Mały Człowiek i ma pełne prawo przeżywać emocje jak chce (w społecznie akceptowalnych i bezpiecznych granicach). Generalnie wychodzę z założenia, że jestem Przewodnikiem i Nauczycielem mojego dziecka i moją rolą jest zapewnienie mu optymalnych warunków do poznawania świata, w tym także różnych emocji, z którymi będzie miał do czynienia całe życie. Kto powiedział, że Złość jest zła i trzeba ją eliminować? Złościmy się wszyscy a jeśli udałoby mi się już od dzieciństwa nauczyć Młodego dobrze przeżywać najróżniejsze stany emocjonalne - byłabym z Nas dumna :-)
  8. Mój 2,5-letni Synek jest jeszcze za mały na "klasyczne" bajki, które ja sama lubię. Niektóre są według mnie dla niego zbyt agresywne, poza tym są zdecydowanie za długie dla energicznego, aktywnego i niecierpliwego Młodego Chłopczyka :-) Dlatego bajki wymyślam sama. Każda ma swoje przesłanie. Mamy taką naszą małą, nową świecką tradycję. Codziennie wieczorem kładziemy się razem do łóżka, Synek mówi, po pewnym zastanowieniu o czym chce bajkę (np. ostatnio życzył sobie bajki o: samochodziku, Rudolfie, kangurku itp.). A ja opowiadam mu bajkę... przystającą treścią do wydarzeń bieżącego dnia. Kiedy spadł śnieg - o zmieniających się porach roku i odnajdywaniu zalet w każdej z nich. Kiedy Syn wieczorem skakał i brykał zamiast kłaść się spać - była bajka o zmęczonym kangurku ;-) Kiedy Synuś nie chciał wyjść na spacer - o zamkniętym w garażu małym autku bez benzyny ;-) Każda bajka ma jakiś morał i przesłanie a dodatkowo - według mnie - takie opowiadanie ich przed snem, świetnie rozładowuje napięcie powstałe w "krytycznych" sytuacjach w ciągu dnia, ponadto pomaga dziecku "poukładać sobie" w główce pewne sprawy tego świata. A mając świadomość, że samo może wybrać o czym będzie bajka - dziecko jest zachwycone i czuję się kimś ważnym, mającym możliwość podejmowania decyzji :-)
  9. Ja wychodzę z założenia, że nic na siłę. Po pierwsze dziecko na "naukę" będzie miało całe lata czasu w szkole, a po drugie, przecież i tak dziecko wciąż uczy się czegoś nowego, od urodzenia uczy się jeść, siadać, chodzić, mówić, ubierać - nabywanie takich umiejętności to także nauka! Tak, cieszę się i jestem dumna kiedy Synek zdobywa wiedzę i nowe umiejętności, ale nie zmuszam i nie naciskam w tej kwestii. Najważniejsze zasady w kwestii nauki to u nas w domu: zabawa i dobry przykład. Nauka i nabywanie wiedzy i umiejętności nie może dziecku kojarzyć się z obowiązkiem, czymś przymusowym. Niech traktuje to jako wyzwanie, zabawę, przyjemność, coś ciekawego. Po drugie: przykład i praktyka. Sama teoria dla dzieci najczęściej jest abstrakcją, dziecko musi samo wszystkiego spróbować żeby to poznać i doświadczyć. Ja tylko pokazuję, wyjaśniam, od początku, jak się chodzi, jak się mówi, jak się rysuje i jak się czyta. A Synek z własnej nieprzymuszonej woli, wcześniej lub później po prostu to naśladuje :-)
  10. Młody siedzi na sedesie na dłuższym posiedzeniu, nagle słyszę hałas, coś upadło, lecę, patrzę, szczotka duża do zamiatania co stała za sedesem leży na podłodze. Pytam co się stało, Synekna to wskazując na swoją prawą nogę: - To ta noga była taka niegzecna i jozjabiała i psewjóciła scotkę! - No to pilnuj tej swojej nóżki kochanie, bo tak nie wolno. Synek na to złym tonem, grożąc palcem zwraca się do swojej prawej nogi: - No no no! Ty niegzecna! Tejaz musis iść na kaję do kąta! Spokojnie zwraca się do lewej nogi: - Ty byłaś doba, nie musis iść na kaję.
  11. Idealne buty dla dziecka powinny być... jak Dłoń Mamy! Matczyna ręka to coś cudownego i wspaniałego i tym właśnie dla małej stopy powinny być idealne buciki! Dłoń Mamy jest indywidualnie dopasowana do dziecka, zawsze wygodna i pasuje jak ulał :-) Dłoń Mamy zawsze jest na miejscu, zawsze można na nią liczyć, zawsze znajdzie się w niej oparcie i jest niezniszczalna ;-) Dłoń Mamy jest miękka, delikatna, ciepła i przytulna, ale jednocześnie silna, dająca wsparcie. Dłoń mamy jest potrzebna, ale nie jest celem samym w sobie, więc najlepiej jakby była a tak jakby jej nie było ;-) Czyli spełniała swoje funkcje, nie przeszkadzając jednocześnie w niczym innym. Ozdoby na Dłoni Mamy są możliwe, ale nie są obowiązkowe, bo szczerze mówiąc nie to jest celem, chociaż wraz z wiekiem zaczyna się na to zwracać uwagę ;-) Tak i w kwestii bucików ich wygląd ma drugorzędne znaczenie, przynajmniej w pierwszych latach życia dziecka! Miło jak są ładne i efektowne ale nie to jest ich funkcją! Dla mnie to skojarzenie jest bardzo plastyczne: jak mała rączka dziecka czująca się pewnie, bezpiecznie, spokojnie, zdrowo, w czułej, delikatnej, ale silnej Dłoni Mamy... tak maleńka stopka w idealnym buciku czuje się pewnie, spokojnie (wygodnie), stabilnie... a przecież o to właśnie chodzi :-)
  12. To będą już trzecie święta Bożego Narodzenia dla mojego Malucha, można powiedzieć, że to już dla niego żadna nowość. Acha, zapomniałabym jeszcze Święta 2008 kiedy dopiero zaczynał rosnąc w moim brzuszku, maleńki jeszcze jak mała Brzoskwinka, a Mikołaj już wtedy mu pierwsze prezenty przyniósł ;-) W 2009 jako półroczniak spróbował pierwszego prawie-barszczu (bez przypraw) wigilijnego. Rok temu to już sprytny, rozbrykany półtoraroczniak, jednak niestety z powodu alergii niewiele mógł spróbować z wigilinej wieczerzy, dlatego specjalnie dla niego babcia przygotowała bezglutenowe pierogi z kapustą bez tłuszczu czy pieczonego łososia. W tym roku będą pierwsze "prawdziwe" Święta bo mój 2,5 roczniak nie tylko już wyrósł z alergii i może jeść niemal wszystko, ale też jest już rozumnym chłopczykiem i wie co znaczy "święta", "Mikołaj", "choinka", "szopka", "opłatek" i mnóstwo innych ważnych w tym czasie słów. Jestem dumna, że wychowałam "nieskomercjalizowane" dziecko, które jak do tej pory w świątecznej atmosferze, ponad ilość, wielkość i jakość prezentów (które też lubi, nie ma co ukrywać) przedkłada jednak bliskość z rodziną, bez przerwy przytula się do babci, dziadka, bawi się z ciociami, a z mamą śpiewa i leniuchuje pod wielką kolorową choinką :-)
  13. Królik Fajowy - odpowiedź wysłana :-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...