Piszę do Was ze szpitala...
Niestety zbyt wcześnie zaczęłam cieszyć się ciąża. W poniedziałek będąc w pracy pojawiło się delikatne plamienie. Taki śluz z krwią bardziej. Ale zaniepokoiłam się, że coś jest nie tak, zadzwoniłam do męża, zwolniłam się z pracy i pojechaliśmy do szpitala. Niestety mąż nie mógł wejść ze mną na oddział, bo jest całkowity zakaz odwiedzin przez koronawirusa 😞
Zrobili mi usg z które było "niejasne". Lekarz powiedział że widzi coś, ale nie wygląda to jak zdrowo rozwijający się zarodek. I tyle... Po plamieniu potem nie było już śladu. Wczoraj zbadali mi betahcg, wynik ponad 30tys (7tc), więc wydawałoby się, że wszystko jest w porządku. Niestety to było złudne... Dzisiaj powtórzyli usg, inny lekarz, dużo milszy niż tamten. Powiedział, że nie wygląda to dobrze, nie widać nawet zarodka, a na tym etapie powinien być już widoczny. Powiedział, że zrobił się zaśniad czy jakoś tak. Wybaczcie, ale po prostu jak usłyszałam, że nie ma zarodka to zaczęła płakać i się wyłączyłam... Powiedział, że to nie jest prawidłowa ciąża i trzeba będzie ja przerwać 😭😭😭😭😭
Wysłał mnie na swoją sale... A potem przyszedł i mówił o tabletce, kazał się zastanowić... Nie wiedziałam jak powiedzieć o tym mężowi, on też bardzo chciał tego dziecka 😟 Ale lekarz powiedział, że to jedyne wyjście, że niestety on nie ma nawet cienia nadziei. Ogólnie ten lekarz jest bardzo ceniony w okolicy, więc mu uwierzyłam i zgodziłam się przyjść tabletkę.
Teraz sobie leżę i czekam na krwawienie. I ciągle płaczę, nie potrafię się pogodzić ze mnie to spotkało... Czy któraś z Was spotkała się może z tym zaśniadem? To podobno jakieś straszne cholerstwo, ale bardzo rzadko się zdarza....