Bella29, bardzo dobre podejście! Tak trzymaj :)
Ja z mężem staraliśmy się 1,5roku. Przez ten czas mieliśmy tyle zawirowań, zmian w życiu i obowiązków. Oboje byliśmy przepracowani, a mąż szczególnie mocno, bo ciągnął praktycznie dwa etaty. Każdy miesiąc kończył się rozczarowaniem, bo przyszła @. Miałam chwile smutku, zniechęcenia do ciąży, poddałam się po roku. Milion myśli kto może być winny: ja czy on. Delikatne rozmowy na temat badań, żeby nie urazić jego męskiego ego. Ja pierwsza rozpoczęłam działania, żeby nie pomyślał, że go obwiniam. A mój mąż tylko powtarzał: poczekaj aż się wszystko unormuje i daj mi jeszcze kilka miesięcy zanim rozpocznę badania. Unormowało się z początkiem maja i zaczeliśmy mieć więcej czasu dla siebie. Po majówce byłam u gina i dal mi skierowanie na badania - okazało się, że mam za wysoki poziom prolaktyny, około 45, co oznacza, że mogę mieć bezowulacyjne cykle. Kolejna załamka, bo chyba w głębi serca liczyłam, że u mnie wszystko w porządku. A po miesiącu na kolejnej wizycie byłam już w ciąży.
Mam wrażenie, że im bardziej człowiek się stara, tym gorzej to wychodzi. Im bardziej naciskałam na seks w danym dniu, tym mniej ten stosunek był dla mnie intymny i wyjątkowy.
A jeszcze całe życie człowiek słyszał, że musi szczególnie uważać, bo jeden numerek i można być w ciąży ;)