Ja poroniłam samoistnie, gdy byłam w szpitalu (w oczekiwaniu na potwierdzenie i zabieg). To stało się w nocy, gdy na chwilę zasnęłam, obudziłam się, bo poczułam krwawienie i zaczęłam krwawić do pojemnika przy łóżku. I w tym pojemniku było mnóstwo tej krwi, skrzepy. Pielęgniarka powiedziała, że "nic tam nie ma, same skrzepy" i zabrała. Na następny dzień rano na badaniu USG nie było już niczego w macicy, prócz krwawień.
Byłam w szoku, chyba dlatego nie zatrzymałam tej pielęgniarki i nie sprawdzałam sama. W ten sposób nie zrobiono mi badań, bo nie było co badać.
Wierzę, że to maleństwo jest przy mnie i czeka aż je sprowadzę do siebie z powrotem.