No cóż.. nikomu się z tego wcześniej nie spowiadałam ale minęło już tyle czasu.. Może warto opisać co mnie spotkało. 2 lata temu zaszłam w ciąże - okazało sie, że to ciąża bliźniacza i że dzieci bardzo szybko rosną - ja natomiast zawsze byłam niziutka i drobniutka, więc już po 5 miesiącu było to dla mnie nie lada wyzwanie. Mąż bardzo mnie wspierał, nie mogę powiedzieć. Był cały czas "przynieś, wynieś, pozamiataj". Mijał 9 miesiąc, miałam nadzieję, ze skierują mnie na cesarkę ale jednak nie - lekarz powiedział, że nie ma przeciwwskazań do normalnego porodu. No i się zaczęło - pierwsza córka wymęczyła mnie ogromnie, prawie 3h, ból nie do opisania, az w końcu rozerwało mnie aż do pośladka.. Była to taka trauma, ból, szok, że nawet nie wiem, kiedy wyjęli ze mnie drugą córkę. Nie zdążyłam się jeszcze z córciami przywitać, jak zaczeła sie o mnie walka. Szycie, krew itd. Rekonwalescencja po porodzie trwała prawie pół roku, przez ten czas też z pwoodu depresji nie moglam zająć się córkami. Ale później było lepiej. coraz lepiej. Aż do momentu kiedy mąż po porodzie chciał pierwszy raz uprawiać seks. Nie spodobało mu się wszystko, co zobaczył... Niby nic nie powiedział, że od tamtej pory nie układa nam się w ogóle.. Jakby się mnie brzydził. Zaczynam sama się siebie brzydzić. Zdarza mi się tez przez to wszystko nietrzymanie moczu, więc żeby przy nim czegoś takiego nie zrobić to codziennie noszę podpaski... Bardzo to męczące.. Nie mogę się przez to za bardzo nacieszyć macierzyństwem.. Ale może z czasem będzie lepiej.