Od zawsze ustalamy w domu zasady. Pomysł z tablicą w przedpokoju jak zachowujemy się w stosunku do siebie, jakie każdy ma obowiązki, np. sprzątamy po sobie itp. zawsze mi się podobał i wcieliliśmy go z mężem w życie. Nie sądzę by był to okres buntu, nie naciskam także na syna, lecz nie mogę pozwolić by odzywał się wulgarnie do mnie, czy też do męża. Spędzamy weekendy razem, idziemy do kina, czy też na pizzę, czasem jest to domowe spędzanie czasu, przy grach, filmie lub spacerze czy jeździe na rowerze. Jednak synowi to nie odpowiada. Nie mogę pozwolić też na zaniedbywanie przez niego nauki "Bo on tego robić nie będzie, bo ta praca jest do d*py", lub "ta nauczycielka jest głupia i nie będę się uczyć, możesz odrobić za mnie". Rozmawialiśmy z mężem z teściową i ta jedynie się obraziła, w dodatku stwierdziła,że jesteśmy tyranami a nie rodzicami. Nasz syn wypłakał się babci, że nie pozwalamy mu jeść, że karzemy mu odrabiać ciągle lekcje i ma tylko zakazy na komputer i telewizję. Owszem, wyznaczony jest czas na odpoczynek, dzieci mogą wybrać sobie formę odpoczynku i zagospodarować w ciągu dnia godzinę, dwie dobrowolnie. Jednak jeśli syn nie odrabia lekcji, nie sprząta po sobie, odzywa się wulgarnie, tego komputera i telewizji nie dostaje. Nie mogę mu pozwolić na siedzenie i ciągłe granie, nic nie robienie. Zupełnie nie wiem co dalej robić, te zwykłe kary nie pomagają. Mało tego, staramy się jak możemy spędzać z rodzinnie czas i wtedy syn potrafi zawołać przy obiedzie " ten obiad jest obrzydliwy, nie będę tego jadł, zamów mi pizze" - mówi to w trybie rozkazującym, gdy gramy w planszowe gry woła " jesteście durni, debile nie będę w to grać! nie będę z wami siedzieć!" i to są odpowiedzi na propzycję spędzenia czasu, staramy się nienarzucać dzieciom form aktywności, ale też kontrolujemy je.