Niezwykłą, niezapomnianą, jedyną w swoim rodzaju, właśnie taką „magiczną” chwilą był dla mnie moment, gdy ujrzałam córcię pierwszy raz tuż po porodzie. Nie jestem w stanie opisać swojej radości i wielkiego szczęścia, jakie mnie spotkało. Ból, którego doświadczałam przez kilka godzin, nagle zniknął. Strach ogarnął mnie tylko wtedy, gdy z niejasnych powodów nie mogłam urodzić ... jak się później okazało moje Słoneczko było obwiązane pępowiną wokół szyi oraz ramiączek i przy każdym parciu, gdy położna widziała już główkę – pępowina wciągała ją z powrotem. Ale ten strach był wyłącznie o Nią, bo gdy widziałam minę lekarza oraz położnej, zorientowałam się, że coś jest nie tak. I nie pomogły ich uspokajania. Nigdy tak się nie bałam, bo teraz chodziło o najważniejszą osobę w moim życiu. Na szczęście podczas ostatniej próby udało się. Boże jak się cieszyłam, że Hania jest już z nami. Zdrowa, pełna życia. Wysiłek i ból opłacił się. Dodam, że nie obawiałam się porodu, byłam podekscytowana, wiedziałam, że to naturalna kolej rzeczy, wiedziałam, że będzie boleć.. ale to wcale mnie nie przerażało. Moje oczekiwanie na dziecko, na to, aby utulić je w ramionach, było ponad wszystko. Niedługo córcia skończy roczek. A ja bardzo często wracam do chwili, kiedy pierwszy raz ją ujrzałam i patrzyłam cały czas tylko na nią. Później w szpitalu nie odrywałam od niej wzroku. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Każdy dzień z nią jest magiczny i wierzę, że tak będzie zawsze. Bo kocham ją najbardziej na świecie! 
Magiczny... pierwszy uśmiech, pierwsze słowo, pierwszy ząbek, pierwszy krok i pierwsze kocham cię mamo (na to jeszcze czekam) itd. itd. itd :)))))