Ja – mama 4 tygodniowego szkraba, Szkrab – urodzony metodą cesarskiego cięcia, dopiero oswajamy się ze sobą oraz z karmieniem. Początki były trudne i piękne, bo kiedy ułożono mi małe zawiniątko po porodzie na piersi, od razu zakochałam się w tej jego bezbronności i dopiero wtedy zrozumiałam zasłyszane slogany o karmieniu piersią, dotarło do mnie, że „tak, chcę go karmić naturalnie, aby był zdrowy i silny”. Mój synek musiał się nauczyć ssać pierś, a ja musiałam się nauczyć odpowiednio mu ją podawać i kiedy się „zgraliśmy” – wtedy karmienie stało się przyjemnością, maluch czuje moje ciepło, bliskość, a przez to bezpieczeństwo, uspokaja się momentalnie przy karmieniu.
Ja także mam frajdę ze wspólnego leżenia, głaskania go po główce i mówienia do niego. Poza tym wiem, że stosując odpowiednią dietę, daję mu razem z naturalnym pokarmem najcenniejsze składniki odżywcze oraz większą odporność zapewniając jego organizmowi przeciwciała. Nie bez znaczenia jest fakt, że mleko matki zapewnia dziecku wszystko, czego potrzebuje czyli śniadanie & obiad & deser i kolację w jednym. No i mamina pierś nie wymaga podgrzewania, studzenia, mieszania jak mleko z puszki, przez co dziecko nie musi czekać, aż dokonamy wszystkich tych czynności. Nawet ja jako mama czuję zbawienne skutki karmienia, brzuszek mimo zaledwie miesiąca od porodu już ładnie mi się zmniejszył, a waga poleciała w dół o 10 kg!
Teraz muszę tylko dbać o siebie, o dietę i mam nadzieję, że uda mi się karmić syna piersią przynajmniej do ukończenia 1 roku życia, z tym, że ze względu na powrót do pracy przydałby mi się laktator!